Kiedy mówią za nas ściany...Co właściwie zostało z dawnych tradycji chrześcijańskich, kiedy dzisiaj młodzi katolicy Polacy (nie tylko zresztą młodzi) dekorują ściany swoich nowych mieszkań? Tak bardzo chcą być europejscy, tyle tu pogoni za oryginalnością, tyle swoistego snobizmu, że nawet nie pozostaje czasu na refleksję, że właściwie nieraz "moja ściana świadczy o mnie". Kiedy w dawnych domach obraz Serca Pana Jezusa z wieczną lampką wisiał na czołowej ścianie dużego pokoju, było wiadome, że w tej rodzinie odbyła się intronizacja. W ciągu ostatnich kilkunastu lat obrazy Matki Boskiej Częstochowskiej w wielu domach zmieniały się na stylizowane, ludowe, ze słomki, w łowickich szatach itp.Ale wszystko jeszcze było czytelne, choć krzyżyk wisiał już często nad drzwiami w przedpokoju, tak cichutko i skromniutko... W wielu współczesnych domach niewiele już religijnych symboli znajduje swe miejsce na ścianach. Czasem są one zupełnie gołe, a choć jedna z nich pełna ekskluzywnych luster, odbija chyba już tylko pustkę nie tylko wnętrza tego pokoju... Czasem wiszą ekscentryczne, niekiedy ciągane za sznureczki cenne ozdoby - talizmany buddyjskie; innym razem neokubistyczne barwne plamy, co czasem aż krzyczą, i dużo, dużo sztucznej zieleni. W pewnym znajomym mi katolickim domu w salonie wisi duży obraz, kompozycja niebardzo nawet barwnych plam, za to dużo tu sznurka, gwoździ, pinesek. Superoryginalne. Właściwie nic nie wyraża, ani nie śmieszy, ani nie niepokoi. Wisi. Wisi też krzyżyk malutki skromnie, nad drzwiami. No i dobrze. Boga ma się w sercu. Jest wszystko w porządku. Nikt nic nie kwestionuje. Jakby na zasadzie przeciwieństwa w innym domu młodego małżeństwa ujrzałam na czołowej ścianie ogromny obraz, stanowiący artystyczną kopię dzieła Salvatora Dali, przedstawiający na ciemnym tle krzyż z opadającą głową Chrystusa, jakby odrywającego się już od drzewa męki. Obok tego obrazu nie można przejść obojętnie. Lęk, zdziwienie, niepokój, czasem oburzenie, drwina, politowanie - z pewnością takich uczuć mógł doznać niejeden gość tego domu... Najbardziej śmieszyła mnie reakcja pewnej skądinąd religijnej osoby, którą niepokoiło, że taki obraz w pokoju, gdzie nieraz będzie się wesoło ucztować, zupełnie nie przystoi. To już raczej do kościoła. No i co się powie małemu dziecku, jak zapyta. Przecież to takie tragiczne... Myślę, że gospodarze tego domu wiedzą, co robią. Powiesili wartościowy obraz, który jest nie tylko kontrastową na białej ścianie plamą, ale który każdego niepokoi i do czegoś tam inspiruje. Spodobała mi się odpowiedź pani domu na krytykę wspomnianej osoby. Tak ona zareplikowala: - Przecież po śmierci jest cud Zmartwychwstania. Ja to tak widzę. Zresztą tam sama Miłość schodzi już z krzyża. I to jest takie pełne nadziei. Piękne świadectwo. No tak, ściany czasem mówią za nas... Jadwiga Częstochowska
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |