Mroki wielkiego wybuchuWraz z kilkoma dziewczynkami w wieku 8-10 lat (córki i ich koleżanki z klasy) poszedłem na "Wielki wybuch" z okazji otwarcia Centrum Nauki Kopernik. Widowisko reklamowane w mieście na plakatach i bilbordach, w mediach, peany na cześć twórcy - niejakiego Petera Greenawaya, znanego angielskiego reżysera.Gasną światła i rozpoczyna się spektakl. Na wielkich ekranach ukazują się dziwne abstrakcyjne obrazy. W tle psychodeliczna muzyka, niskie tony wprawiające w drżenie nasze ciała... Dzieci to poczuły pierwsze. Już dawno zauważyłem, że dzieci dostrzegają te elementy świata duchowego, które dorosłym często umykają. Na ekranach widać jakieś dziwne dziewczynki, podobne trochę do lalek, łyse. Obiektywnie nic się nie dzieje, ale dzieci są przerażone. Boją się - wyczuwają coś złego. Chwilę potem i ja dostrzegam, z czym mamy do czynienia. Na lewym ekranie pojawia się symbol ying-yang, potem jajo, z którego wykluwa się smok, a z jego wnętrzności powstaje niebo i ziemia (a propos: pamiętamy, kogo symbolem w chrześcijaństwie jest smok?). Ot, chińska koncepcja stworzenia świata, o której w tle opowiada narrator. No dobrze, ale co na prawym ekranie robią tajemnicze postacie o strasznych oczach? Dostrzegam wyraźnie, że to po prostu demony. I że to coś więcej niż tylko obraz. Co ciekawe, opowieść narratora nie ma żadnego związku z tymi postaciami. Moje dzieci plączą, proszą, żebyśmy już sobie stąd poszli, bo to jest "straszne". Nie trzeba mnie przekonywać. Pospiesznie opuszczamy zahipnotyzowany obrazami tłum. Dzieci proszą mnie, abyśmy się pomodlili. Dopiero modlitwa przynosi pokój. Wszyscy zaczynamy się uśmiechać, żartować. Po powrocie do domu w googlach wstukałem nazwisko artysty, który wraz z żoną jest twórcą spektaklu. Oto fragment wywiadu z nim: Wiem oczywiście, że byliście kiedyś mocarstwem ciągnącym się od Litwy po Węgry, ale to dawne czasy. No i to przekleństwo katolicyzmu. To mnie przeraża w tym kraju. Jestem totalnym ateistą, choć moja matka była protestantką, a ojciec agnostykiem. Wszystkie religie są głupie, dziecinne, żałosne. (...) Po co to wam? Nie rozumiem, jak inteligentny człowiek może wierzyć w te przesądy. No i to poczucie winy, które wmawia swoim wiernym Kościół katolicki. Po co wierzyć w zło i dobro? (...) Jesteśmy wyzwoleni. Wszystko, co mamy, to naturalna śmierć, w pidżamie, w łóżku. Jako jedyny komentarz do listu mogę polecić dwie otwierające oczy książki Franka Perettiego: "Synowie buntu" i "Władcy ciemności" wydane przez Vocatio. ks. Marek Kruszewski
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |