Dyptyk o Bożym NarodzeniuRepetitio - Niepoprawne powtórzenieJest 24 grudnia. Na ulicy ciemno. Widać tylko niewyraźne kontury postaci, zmierzających w stronę kościoła. Podobno za udział w Roratach można otrzymać jakąś nagrodę. Dziś są one rozdawane. Otrzymują je tylko gorliwe dzieci. Robi się jasno. Coraz większy ruch. Ludzie dokądś zmierzają. Słychać jak otwierają się drzwi sklepów, a z wewnątrz dobiegają głosy "Ile to kosztuje?. Drogo. Hmm... Może pani dać mi coś tańszego. Zbieram bowiem na nowy telewizor". Jakaś kobieta biegnie z siatką pełną warzyw, mięsa, sosów. Śpieszy się, bo może nie zdążyć przygotować kolacji. Natomiast w pobliskim domu już roznosi się zapach przeróżnych potraw, przyrządzanych w kuchni, ktoś zajmuje się porządkami, jeszcze ktoś inny szuka na strychu, czy w innym miejscu zakurzonych, zeszłorocznych ozdób choinkowych. Spóźnialscy w ukryciu próbują pośpiesznie, ale starannie zapakować kupione, a może nawet wykonane przez siebie prezenty. W domu panuje atmosfera przyjaźni, ale i zabiegania. Na ulicy można usłyszeć pełne ciepła życzliwe pozdrowienie "Wesołych Świąt". Wielu ludzi chodzi w ten dzień wigilijny uśmiechniętych, aż nie do poznania. Sknerus potrafi choć na chwilę zapomnieć o sobie. Wydaje nam się, że niektórzy potrafią wreszcie przemówić ludzkim głosem. Nadchodzi ten upragniony moment. Za oknem pierwsza gwiazdka zabłysła na niebie. Ujrzeliśmy "zwiastuna dobrej nowiny", można zatem zasiąść do stołu - rzekł ojciec rodziny. Jeszcze tylko słowa z Pisma Świętego. Znalazł się odważny, kto je przeczytał. Zdaje się jednak, że na tym koniec. Nikt nie zauważył zmian. Czary się nie dokonały. Jesteśmy nadal tacy, jacy byliśmy - myślą domownicy. Następnie łamany jest chleb, aby złożyć sobie życzenia. Zdrowia, szczęścia, pomyślności, wiele radości i łask Bożych, są uściski i uśmiechy. W innym domu podczas dzielenia opłatkiem rzewnie polały się łzy wzruszenia i przez umysł mknęła myśl - może będzie lepiej...Po ceremonii życzeń, całodniowym wyrzeczeniu, w końcu można coś zjeść. Słychać śpiew kolęd. I nastąpiła ta upragniona chwila. Może spełnią się moje marzenia - ktoś westchnął w duchu. Przyszedł bowiem Gwiazdor, do innych św. Mikołaj albo Dziadek Mróz. Po wieczerzy, śpiewaniu, prezentach, obejrzeniu filmu, starsi udają się na Pasterkę. Lubią na nią chodzić, ma tak uroczysty charakter, jest inna od pozostałych Mszy i śpiewa się tak wesoło.Tak bardzo radujemy się w tym dniu. Jednak on mija i wtedy wracamy do codzienności mówiąc "Święta, święta i po świętach". Może to i lepiej, ile można się objadać - ktoś pomyśli; ile można leniuchować - doda inny, jeszcze Kazio z kaprysem doda - znowu do szkoły. Każdy wraca do swoich zajęć i w zasadzie nic się nie zmieniło. Teraz czas na nową zabawę i radość - Sylwester. Będzie wesoło. Człowiek potrzebuje rozrywki, potrzebuje czegoś dla siebie, aby nabrać sił do dalszego życia. Jest przecież tak ciężko. No nic, ale za rok znowu święta! Desiderio et amore pessum ire - Ginąć z tęsknoty i miłościRodzice poszli na Pasterkę. Dom opustoszony, tylko na stole resztki skromnej wigilii i unoszący się dym z niedogaszonych papierosów. Przewrócona butelka po piwie przy fotelu, nie zgaszone światło i pilot od telewizora na podłodze. Musieli wyjść w pośpiechu. W ciemnym rogu sąsiedniego pokoiku, zupełnie sam klęczy przed zrobionym przez siebie żłóbkiem Mały Antek. Rodzice nie wzięli go ze sobą, jest jeszcze zbyt mały. Na jego twarzy widać cień światła wychodzącego ze stajenki. Tuż za Dzieciątkiem umieścił on bowiem dość silną żarówkę. Zdolny to chłopak. Starannie wszystko obmyślił. Żłóbek jest ubogi, a najcenniejszym jego skarbem nie kto inny jak Jezusek z rozłożonymi rękoma i szczerym uśmiechem. Otrzymałem Cię od mojego księdza proboszcza - pomyślał chłopiec i zaczął się modlić. Wiesz... Mama jest bez pracy. Z tego powodu często chodzi w złym humorze. Unosi się nawet złością. Nie lubię tego. Wówczas myślę sobie biedna mamo, jak musisz cierpieć. Nie ma co do garnka włożyć... Czasem mówię jej po prostu nie jestem głodny, choć w żołądku orkiestra zaczyna grać już niezliczonego z kolei marsza. Tato...tatuś, lubi towarzystwo swoich kolegów. Tych z mało płatnej pracy ale i innych. Nie rzadko wychodzą gdzieś razem a to na grzyby, a to na ryby. Zazwyczaj z takich wycieczek ojciec wraca zmęczony i podenerwowany. Robi mniejsze lub większe awantury. Niekiedy jednak siada w swym fotelu i kładąc nogi na krześle zasypia. Wtedy mogę sprzątać mieszkanie, wiedząc, że tato czegoś nie rozbije, nie będzie robił pouczeń i wrzeszczał, że popielniczka ma zostać pełna. Mogę pocieszyć mamę, że rany się zagoją, a siniaki zginą. Czasem tata wraca w nocy. Wówczas rano po przebudzeniu boli go głowa. Proszę Cię Jezu, aby mama była radosna a tato nie musiał więcej skarżyć się na ból głowy. Tak bardzo za nimi tęsknię. Kocham ich całym sercem. Tacy po prostu są Panie Jezu. Kocham ich i... ufam. Kiedyś, jak dorosnę, pragnę Cię uwielbiać na Pasterce za to, że z tęsknoty za nami przyszedłeś jako człowiek do ludzi. Ukochałeś nas do końca. Jezu stałeś się słabością, będąc Bogiem. Wiesz co...? Nauczyłeś mnie, że mogę się cieszyć. Bez Ciebie nie doświadczyłbym tego. Czasem bowiem to złościłbym się, że nie mam pięknych zabawek, ślicznej choinki. Nie ma u nas w domu zapachu smacznych potraw na Wigilię, tylko zwykłe, na które nas stać, nie ma prezentów, sam muszę sprzątać, jest nerwowa atmosfera. Tato pracuje do wieczora, mama jest z tego niezadowolona. Zresztą wiesz jak jest. Dzięki Tobie, przez to czuwanie przy Twoim żłobie, nauczyłem się tęsknić nie za tymi rzeczami, ale za moimi rodzicami, którzy teraz są w kościele. Odkrywam, że chcę dawać im siebie. Kto się do nich uśmiechnie, jeśli nie ja, kto pomoże tacie wstać z fotela, kto zamiecie podłogę. To dzięki Tobie daję radę w domu. Nawet mam jeszcze siły, aby rozwijać swój talent malowania. Bo nie mówiłem Ci jeszcze, że chodzę na kółko malarskie. Bardzo mnie chwalą. Ale wiem, że jeszcze jest dużo do zrobienia.Patrzę na Ciebie i zrozumieć nie mogę... maleńka Miłość. Taki chcę być. Zauważyłem, że Boże Narodzenie jest we mnie cały rok. Żyjesz Jezu we mnie. Dałeś mi siłę, dałeś mi radość. Smutni muszą być Ci, którzy tego nie dostrzegają. A może doświadczają tego tylko dzieci. Pamiętam, kiedyś mówiłeś "Bądźcie jak dzieci". Coś w tym jest, ale co...? Antek zasnął pełen pokoju. Odnalazł bowiem Jezusa w swoim żłóbku i przyjął do swojego serca. Odkrył, że Bóg umiłował nas do końca, dając swego Syna, aby przyjął słabe ludzkie ciało. Odkrył tę prawdę w ciszy swego pokoiku, w ciszy młodego i nie zranionego miłością siebie serca. kl. Tomasz Trzebiatowski
Tekst pochodzi z pisma
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2023 Pomoc Duchowa |