Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Boże dziecięctwo

A Słowo Ciałem się stało i zamieszkało między nami.

Wszyscy już od ponad 2000 lat radujemy się z tego powodu, że Bóg stał się człowiekiem, że zechciał być jednym z nas. A jednak cóż takiego zmieniło się w świecie od tej pamiętnej nocy w Betlejem? I to zarówno w czasie ziemskiego życia Pana Jezusa, jak i po Jego Zmartwychwstaniu i Wniebowstąpieniu? Czyż człowiek po Wcieleniu Syna Bożego przestał wchodzić z drugimi w konflikty? Przestał kłamać, kraść, zabijać? Jednym słowem, przestał boleśnie doświadczać własnej słabości? Przecież nawet św. Paweł wołał:

Widzę, co dobre, a czynię co złe.

Na czym więc polega sens Bożego wejścia w ludzką naturę? Albo bardziej wprost, choć mniej uprzejmie: po co Syn Boży stał się człowiekiem?

Odpowiedź dal sam Pan Bóg, zapisując ją w Biblii:

Abyśmy my mogli stać się dziećmi Bożymi.

Cytując św. Jana apostoła uczył w Kaliszu w 1997 roku Jan Paweł II:

"Przypatrzcie się, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy" (por. 1 J 3,1). Człowiek, przybrany w Chrystusie za dziecko Boże, jest prawdziwie uczestnikiem synostwa Syna Bożego. I stąd św. Jan, (...) tak dalej pisze: "Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest" (1 J 3,2). Oto człowiek! Oto jego pełna niewypowiedziana godność! Człowiek powołany do tego, ażeby stać się uczestnikiem życia Bożego; ażeby swojego Stwórcę i Ojca poznawać i miłować - wpierw poprzez wszystkie Jego stworzenia tu na ziemi, a potem w uszczęśliwiającym widzeniu Jego Bóstwa na wieki. Oto człowiek! (...) Człowiek we wspólnocie rodziny i narodu! Człowiek - uczestnik Bożego życia!

Tak. Bóg stał się człowiekiem, bo nie mógł patrzeć, jak człowiek na własną prośbę przestaje być człowiekiem, a staje się... "wilkiem", dla którego nie liczy się nic, za wyjątkiem kolejnej zdobyczy.

Czy to usynowienie człowieka, które dokonało się pośrednio już poprzez Boże Narodzenie, stanowi dla nas jakieś zobowiązanie? Z pewnością. Pięknie pisze o tym Paweł apostoł do Efezjan:

"Naśladujcie Boga jako [Jego] dzieci umiłowane. Żyjcie w miłości, jak i Chrystus umiłował nas i wydał siebie samego za nas jako dar i ofiarę na wdzięczną wonność Bogu."

Fakt wielkiego moralnego zobowiązania, jakie wypływa z ludzkiego pokrewieństwa z Synem Bożym, zawsze akcentował Kościół. A czynił to tak intensywnie, że być może tu i ówdzie zapominano, że jest to w pierwszym rzędzie nieprawdopodobna nobilitacja człowieka. Przecież zanim Paweł i Jan w swoich pismach zobowiązywali adresatów do czegokolwiek, najpierw przekonywali, że:

"Ci (...) którymi Duch Boży kieruje, są synami Boga. Nie otrzymaliście przecież ducha niosącego niewolę, która by znów miała rodzić strach, lecz otrzymaliście Ducha dającego synostwo, dzięki czemu możemy wołać: Abba! Ojcze! Ten właśnie Duch świadczy wobec naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Boga. A jeśli jesteśmy dziećmi, to i spadkobiercami. Jesteśmy spadkobiercami Boga oraz współspadkobiercami z Chrystusem, skoro bowiem razem z Nim cierpimy, razem też z Nim otrzymamy chwałę."

I dlatego, nawet jeśli w sensie moralnym jesteśmy do czegoś zobowiązani, to w realizacji tego zobowiązania Pan Bóg nam zawsze towarzyszy. Poucza św. Paweł w innym miejscu:

"Duch wspiera nas w naszej słabości. Nie wiemy bowiem, o co i w jaki sposób mamy się modlić, dlatego sam Duch wstawia się za nami przez niewyrażalne błagania. Bo Ten, który doskonale zna wnętrze człowieka, wie, jakie jest pragnienie Ducha. Duch przecież zgodnie z wolą Bożą wstawia się za świętymi. Wiemy, że wszystko współpracuje w pomnażaniu dobra z tymi, którzy miłują Boga. Oni - według postanowienia Bożego - są wezwani. Bóg bowiem tych, których przed wiekami poznał, tych też wyznaczył, by byli ukształtowani na obraz Jego Syna - aby On był pierworodnym pośród wielu braci. A których wyznaczył, tych także powołał. Których zaś powołał, tych też obdarzył sprawiedliwością. A których obdarzył sprawiedliwością, tych także opromienił chwałą."

Niedawno złapałem się na tym, że w świątyni właściwie nie słyszy się już określenia "Umiłowane Dzieci Boże", tak ukochanego przez sługę Bożego Stefana Kardynała Wyszyńskiego, który tak zaczynał każde swoje kazanie. Tych słów jak sadzę, nie słyszy się nie tylko dlatego, że szczególnie w ustach młodych kapłanów brzmiałyby one trochę sztucznie, ale dlatego że dzisiaj jest moda wyłącznie na "Braci i Siostry", a nie na "Dzieci Boże". A tam, gdzie akcentuje się tylko braterstwo, wypiera się myśl o wspólnym synostwie i może dlatego mówi się dzisiaj wyłącznie o miłości horyzontalnej, międzyludzkiej, rzadko zaś wertykalnej, Bożej. Nawet gdy umarł papież, mówiono o jego wielkiej miłości do człowieka, zapominając, że przecież była ona możliwa wyłącznie dzięki miłości do Boga. Ale tam gdzie nie ma wspólnego dziecięctwa, nigdy nie będzie prawdziwego braterstwa. I pewnie dlatego, przy całej szczerości ludzkich wysiłków, pojednanie między ludźmi idzie bardzo opornie.

"Opromienieni chwałą", patrząc na betlejemski żłóbek i Bożą Dziecinę ufnie wyciągającą do nas rączki, pomyślmy przez chwilę o naszym dziecięctwie wobec Boga. Zanim jednak zrobimy z niego rachunek sumienia, pomyślmy o nim z wdzięcznością. Bóg bowiem stał się człowiekiem, abym ja mógł stać się dzieckiem Bożym, o którym Pan Jezus w jednej z przypowieści powiedział:

Dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co mam, jest twoje.

 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej