Ulubiony obrazek Wojciecha KossakaOd samego początku jego życie ubierało się w anegdotę. Jako syn znanego malarza Juliusza Kossaka urodził się w Paryżu późnym wieczorem w noc sylwestrową 1856 r., zaś jego brat Tadeusz, bliźniak, urodził się dopiero po północy, a więc już w Nowy Rok 1957. Jednakże według kodeksu napoleońskiego za starszego z bliźniaków uważano tego, który urodził się później. Prawnie więc Wojciech był młodszym bratem Tadeusza, od którego rocznikiem był przecież starszy.Ojcem chrzestnym Wojciecha był nauczyciel Juliusza Kossaka, cieszący się we Francji wielką sławą malarz batalista Horacy Vernet. "W ten sposób - wspomina Wojciech - sakrament chrztu, dając mi za ojca chrzestnego Horacego Verneta, złączył tym duchowym pokrewieństwem jedyne w historii sztuki, jak dotąd, dwie dynastie malarzy. Vernetów było trzech: dziad Charles, ojciec Joseph, syn Horace; Kossaków także trzecia idzie generacja z ojca na syna". Miał tu na myśli swojego syna Jerzego, który również został cenionym malarzem. Można więc powiedzieć, że zarówno po swoim ojcu Juliuszu, jak i po ojcu chrzestnym Wojciech Kossak odziedziczył talent artysty malarza oraz pełne Bożej radości i twórcze podejście do życia. Wypadło mu uprawiać sztukę w czasach zaborów. I choć panowało wówczas ogólne przekonanie, że sztuka jest "międzynarodowa", dla niego nie było to takie proste: "Jeżeli sztuka jest międzynarodowa, to malarstwo batalistyczne nie jest nim zupełnie. Jest raczej gloryfikacją i sursum corda ". A przecież wiele jego obrazów to właśnie malarstwo batalistyczne, w którym do głosu dochodzi nie tylko duch artysty, ale również duch patrioty. Nigdy zresztą tych uczuć w sobie nie taił, chociaż był ceniony, szanowany, a nawet odwiedzany przez cesarza Wilhelma II, który u mieszkającego przez siedem lat w Berlinie Wojciecha Kossaka regularnie zamawiał obrazy i dobrze za nie płacił. Można wręcz powiedzieć, że w pewnym okresie Wilhelm II był głównym mecenasem twórczości Kossaka. Tak jednak było tylko do czasu. Gdy na polskiej ziemi zaczęły się nasilać procesy germanizacyjne i walka kulturowa, artysta zareagował bardzo ostro i bardzo boleśnie: "Na ten stan mojej duszy przyszła wieść o Wrześni. Polskie dzieci skatowane przez pruskich pedagogów za pacierz polski, nieludzkie kary na rodziców (...). Obrzydł mi Berlin, obmierzł mi dwór (...) i już tylko czekałem okazji, aby z niego uciekać". I uciekł niebawem. Jako człowiek Europy Wojciech Kossak cenił i starał się jak tylko mógł promować to, co polskie. Także specyficznie "polska", choć bardzo dyskretna była jego religijność. Na przykład nigdy nie rozstawał się z obrazkami Matki Boskiej Częstochowskiej. Zauważył to sam marszałek Ferdinand Foch (pod koniec I wojny światowej naczelny dowódca sił sprzymierzonych), u którego Kossak gościł w Bretanii malując jego portret. Foch, sam głęboko religijny, pochwalił się, że również ma taki obrazek jako pamiątkę swojej pielgrzymki na Jasną Górę. Rozmowa zeszła oczywiście na tematy polskie. Pan Wojciech dobrze zapamiętał i często przytaczał jako budującą anegdotę wypowiedziane wówczas słowa marszałka Focha: "- Cuda, drogi panie Kossak, nie dzieją się na próżno. Zmartwychwstanie Polski to cud, gdyż nie tylko trzeba było, aby sprzymierzeni zwyciężyli, ale jeszcze, żeby jeden z nich nie mógł się podnieść. Kombinacja, której żaden umysł ludzki by nie wymyślił". ks. Antoni Dunajski Pismo Katolickie Pielgrzym nr 223
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |