Pamiętasz Boże...Łk 12,54-59
Mówisz do mnie dziś o rozpoznaniu czasu, o rozróżnieniu tego co jest dobre, słuszne, to wciąż takie trudne. Jakże mam wiedzieć czy to, co teraz robię jest dobre? A może to kogoś ranić? Może to być dla kogoś kolejnym ciosem? Potok znaków zapytania... Boże, pomóż mi rozpoznać ten czas. Mam swe życie, w nim szukam wciąż Ciebie, wypatruję Ciebie jak ten maluszek przyklejony do szyby wypatrując swej mamy, stawiam przed sobą coraz to nowsze wymagania... i wciąż oczekuję Ciebie, wciąż wyglądam czy nie wyjdziesz za zaułka mego kącika i nie podasz mi Swej Dłoni. Pamiętasz Boże... jak się zaczęła moja "przygoda" z Tobą? To było 10 lat temu na pewnej szpitalnej sali, kiedy zabrzmiała diagnoza, kiedy to zacisnęłam swe dłonie, kiedy siadłam na środku sali, zamknęłam się w swej "mgle" , kiedy nie dopuszczałam nikogo do siebie ,choć bardzo pragnęłam aby ktoś mnie przytulił i powiedział, że to nie prawda, że Ania będzie żyć... wtedy to... podszedłeś do mnie Ty... delikatnie, cicho, nie narzucałeś swej obecności, usiadłeś obok mnie, czekałeś aż ja sama podam Ci swą dłoń... kiedy sama wtulę się w Twe ramiona. Ty czekałeś ...bo wiedziałeś, że tego chcę, że to zrobię, ale dałeś mi czas, dałeś mi czas na to, abym sama w sobie tego zapragnęła, abym sama w sobie zatęskniła za tą jedyną Miłością. Boże jak Ty mnie wtedy bardzo kochałeś, jakże z cierpliwością czekałeś na mój gest, na moje TAK. A ja... nie pewnie wyciągnęłam dłoń w mej "mgle" i poczułam ciepły dotyk Twej dłoni... i słowa "Nie bój się, nie lękaj się, ja Jestem i będę zawsze z tobą" . I tak się to zaczęło... każdego dnia zdobywałam w sobie odrobinę Twej miłości, trudno się ona rodziła - sam o tym wiesz. Ileż było we mnie bólu wtedy, ile buntu. Podziwiam Ciebie Boże, że miałeś wtedy tyle do mnie cierpliwości... ileż to razy siedziałeś z nami na sali, a ja nic nie mówiłam do Ciebie... czułam Twą obecność, ale nie miałam odwagi nic do Ciebie rzec... wystarczyło wtedy mi to, że tam byłeś ze mną. Potem przez te wszystkie lata powoli pokonywałam swój lek, powoli wtulałam się w Twoje ramiona, siadałam u Twych kolan i słuchałam Twych słów... a potem... odchodziłam, zwabiona blaskiem życia, skuszona swą słabą wolą... odchodziłam, aby upaść, aby poczuć smak dna, aby zacząć tęsknić za tym, co utraciłam, aby znów zapragnąć powrotu... Ty wciąż mnie przygarniałeś, ile to razy sam do mnie przychodziłeś, upominałeś się o mnie, walczyłeś o mnie. Boże... to był czas, w którym poznałam kim jestem i co jest dla mnie ważne. Boże... wybrałam Ciebie. I tamten czas, tamte lata były czasem odnajdywania mnie samej, odnajdywania Ciebie w mym życiu... aby teraz już tylko z Toba kroczyć, aby teraz każdego dnia zarzucać Krzyż na swe ramiona. Ale był to też czas pięknej miłości, lekcji pokory, był to czas cierpienie, które miało moc zbawienia, które pokazało mi czym jest ta prawdziwa miłość, kim jest drugi człowiek... kim jesteś Ty. Boże kocham Ciebie, i nie zawstydzę się tego. Jesteś moim Ojcem, moim Przyjacielem. Przygoda moja trwa wciąż. Bo i moje życie wciąż trwa. Wciąż szukam Ciebie Boże, wciąż próbuję poznać Twe ścieżki, rozpoznać każdego dnia Twe słowa, które do mnie kierujesz. I co dziennie staram się wybierać drogę z Tobą. A ukoronowaniem mej drogi jest przyjecie Ciebie do serca. Boże :)
Amen.
Renata
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |