Gorzka czekolada......dzień jak dzień... zaczynał się u mnie już o 5 rano. Głośny dzwonek w komórce to mój budzik... dobiegła już 5 rano, pora wstać do pracy... w drodze do łazienki wstawienie wody na kawę, słanie łóżka... gwiżdże już czajnik, po kuchni rozchodzi się woń świeżej kawy...pycha, taka gorąca i słodka... biegiem pod prysznic... jak dobrze, że jest ta woda... och Panie, nie wiesz nawet jak Ci dziękuję za tę wodę... od razu chce się żyć... dobra jest taka kąpiel o 5 rano. Włączam komputer, sprawdzam pocztę... napisał mój Anioł... odpiszę mu na blogu :). I już czas wychodzić do pracy, budzę jeszcze syna, mówię mu co i jak... wiem, że nie zapamięta tego, bo jeszcze jednym okiem jest w swym śnie - kochane są dzieciaki... takie śpiące, nic nie kumają ale mówią że, "tak... i zapamiętają co mają zrobić". Wychodzę z domu... zostawiam za drzwiami swe domowe życie, swe troski, problemy... radości. Droga do ...szpitala jest krótka... moje myśli już biegną do mych "babć na 10" czy są wszystkie... jak przespały noc... i moja myśl biegnie do jednej osoby pod oknem... miła bardzo kobieta, bardzo schorowana... ale ma cudowne dzieci i wnuki... widać, że jest dobrą matką, wychowała wspaniałe dzieci, jest z nich dumna. Ona ma taki w sobie blask, takie ciepło, jest tam bardzo lubiana na sali... ja też ją polubiłam od pierwszego dnia jak poszłam tam do pracy, wykazała dla mnie tyle ciepła ...jej uśmiech oddalił me obawy i lęki co do mej tam pracy....szpital... wchodzę wejściem dla personelu, zaraz mam szatnię, zdejmuję swe ubranie i zakładam ... "garniturek" salowej, w kieszeni klucze od windy... dochodzi już 6.30 ...zaczynam swój dyżur. Wchodzę na swój oddział... zaglądam do każdej sali... pacjenci jeszcze śpią... cisza...spokój... biorę wiaderko i idę spuszczać mocze z cewników... "cuchnie" ale to moja praca... robię to sumiennie, bo ja tam jestem i ... ...krótka rozmowa z moją miłą pacjentką... martwi się o swe nerki, nie podjęły jeszcze pracy... pocieszam ją jak umiem... ona jest pogodzona, to tak jakby trzymała samego Boga za rękę ... ileż w niej pokory i cierpliwości. Poprawiam jej na szafce... wychodzę do innych sal. ...śniadanie... znów makaron na mleku, wiem że to ulubiona zupa mej pacjentki... wleję jej takiej gęstej, zaniosę i postawie na parapet, jak zawsze tak robię ...już się rozumiemy bez słów... a ona odpłaca mi uśmiechem... pokochałam ten uśmiech. Sale pogrążone są teraz w obchodach lekarskich, są badania, konsultacje, tłumy ludzi na korytarzu, bieganina na Erce...ktoś z udarem, ktoś woła o pomoc... ktoś płacze, ktoś znów ma żale... zaczął się normalny dzień pracy na oddziale wewnętrznym... ...uff... chwila wytchnienia i czas na me śniadanie, wypicie kawy... dziewczyny idą zapalić... wyżalić się na reformę... ot takie zwykle babskie gadanie... To czas dla nas, omawiamy co będzie teraz ...ktoś mówi o pacjentach, że ktoś już "odszedł", że trzeba odebrać pościel z prosektorium... że tamta "babka" dziś kogoś pobiła bo jest "psychiczna"... zwykle ludzkie rozmowy o wszystkim i niczym... w powietrzu unosi się dym... gryzie mnie już w oczy...wychodzę... ukradkiem spoglądam na sale męskie ... tu leży ksiądz...sparaliżowany na wskutek wypadku drogowego, dziś mają go przenieść do innego szpitala... Boże...obejmij go opieką, On ma tylko teraz Ciebie. ...koniec obchodów... biorę swój sprzęt i idę sprzątać sale... moja miła pacjentka macha do mnie ręką... jaka ona kochana... podchodzę do niej a ona mi mówi, że jestem taka miła, uśmiechnięta... a mi serce rośnie bo ktoś mnie docenił... zauważył mnie w tym tłumie... niezdarnie wyjmuje coś z pod poduszki - gorzką czekoladę... wkłada mi to w kieszeń fartucha mówiąc że to za me serce. Gorzka czekolada... teraz już wiem jak smakuje serce dobre... nie żadną słodkością, nie marcepanem, nie kokosem... a gorzka czekoladą. To jest prawdziwa słodycz... Taki piękny dzień miał zapach i smak tej czekolady... wykwintny i bardzo wyrafinowany smak... zawierał cały dzień w sobie. Bo ileż trudu niesie nasza praca przy pacjencie... to nie tylko zmycie sal... rozwiezienie posiłków...ale też i trzeba znaleźć czas i siłę na uśmiech, na potrzymanie za rękę, na kilka słów z pacjentem... dać mu odczuć, że tu jesteśmy dla niego. Kocham swą pracę ...i to jest chyba me powołanie... czuję się spełniona w tym co robię. A czekoladę położyłam do szafki, będzie mi przypominać o trudzie mej pracy i mym sercu. Dziś mam wolne... ale już tęsknię za tym ciepłym uśmiechem... Jutro znów dyżur na 6.30... kolejny dzień w szpitalu. Boże...? Pobłogosław mej pracy, daj mi siły aby każdego dnia nieść dla nich uśmiech. Chcę być im potrzebna. Daj mi ich zrozumieć, traktować każdego indywidualnie... mieć dla nich cierpliwość i... miłość. Aniele... wiem, że na pewno będziesz to czytał... cieszę się, że mam tę pracę :). Tak... warto było poczekać, zgadzam się z Tobą, i dziękuję Ci, że nauczyłeś mnie tego. Ta gorzka czekolada jest też i dla Ciebie... masz w niej swoją cząstkę. I pamiętaj o jednym... ja też Jestem :) i wiem, że Ty też Jesteś :) Renata
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |