"Kwiatek polskiej ziemi". Męczeństwo bł. Karoliny KózkównyUrodziła się 2 sierpnia 1898 roku we wsi Wał-Ruda, w powiecie brzeskim, w diecezji tarnowskiej. Była czwartym dzieckiem Jana i Marii z Borzęckich. Po niej przyszło na świat jeszcze siedmioro dzieci. Jej rodzice byli ludźmi niezwykle pracowitymi. Ojciec uprawiał sześć morgów ziemi, a poza tym wynajmował się do rozmaitych prac we dworze oraz u okolicznych gospodarzy.Karolina przyszła na świat w zwyczajnej wiejskiej chałupie [...]. Przez sufit przechodziło kilka podpierających go belek, na środkowej wyrzeźbiono litery: IHS. Na ścianach wisiało sporo obrazów Jezusa, Maryi i świętych. Pomyślność licznej rodziny zależna była od ciężkiej, pełnej wyrzeczeń pracy rąk. [...] Osobowość Karoliny formowała się w tradycyjnie religijnym środowisku. Do szkoły chodziła przez lat sześć, następnie dokształcała się na rozmaitych kursach. Już wówczas uchodziła za pilną i zdolną, zawsze starannie przygotowaną do lekcji. Po matce miała miły ładny głos, doskonały słuch, śpiewała często. W domu była bardzo pomocna, pracowita, niezwykle silna fizycznie. Szczególnie lubiła opiekować się młodszym rodzeństwem, latem pomagała w żniwach we dworze i u okolicznych gospodarzy. Nigdy jednak nie opuszczała domu, mimo że siostra pojechała do Ameryki, a najbliższe koleżanki udawały się na tzw. saksy - prace zarobkowe do Niemiec. Jej całe życie wypełnione było zajęciami od świtu aż do zmierzchu, modlitwą i pobożną literaturą. A mimo to znajdowała czas na aktywne uczestnictwo w Bractwie Wstrzemięźliwości, Apostolstwie Modlitwy, Bractwie Komunii św. Wynagradzającej. Była zelatorką, stojącą na czele 15-osobowej róży Żywego Różańca. Zaczytywała się w żywotach świętych i "Posłańcu Serca Jezusowego". Nie żałowała czasu na katechizację rodzeństwa i okolicznych dzieci. Już wtedy uchodziła za czułą i wrażliwą na potrzeby innych, potrafiła współczuć każdemu cierpieniu ludzkiemu, opiekowała się osobami niedołężnymi i osamotnionymi we wsi. Dla chorych chodziła po leki do miasta. Zwano ją "prawdziwym aniołem". Dzięki ciągłemu obcowaniu z książką, co nie było wówczas zjawiskiem powszechnym, Karolcia była oczytana, nad wiek rozwinięta, rozumiała wiele prawd Bożych, które potrafiła wyjaśniać nawet osobom starszym. Modliła się zawsze bardzo gorliwie. Odznaczała się szczególnym nabożeństwem do Najświętszego Sakramentu, często przyjmowała Komunię Św., chociaż do kościoła miała 45 km. Z różańcem nie rozstawała się nigdy, w południe odmawiała Zdrowaś Maryjo. [...] Odznaczała się szczególnym nabożeństwem do św. Stanisława Kostki. W dniu 13 listopada 1914 roku rozpoczęła do niego nowennę, każdego dnia następnego przystępując do Komunii. W dniu 17 listopada minęło pięć dni jej odprawiania. Szóstego dnia pragnęła jak zwykle wraz z matką udać się wczesnym rankiem do kościoła, tymczasem matka poleciła jej pozostać w domu i opiekować się młodszym rodzeństwem. W tym czasie na drogach pełno było wojsk, najpierw austriackich, potem rosyjskich (I wojna światowa), niektórzy żołnierze zaczepiali kobiety, dziewczęta, napastowali je. Karolcia bardzo boleśnie odczuła polecenie matki; gdy prośby na nic się nie zdały, postąpiła zgodnie z jej wolą, jedynie odprowadzając matkę do furtki. Budził się z wolna pochmurny dzień 18 listopada. Podała ojcu, szykującemu się do pracy, oraz rodzeństwu śniadanie, pozmywała naczynia. Około godziny dziewiątej rano do izby wtargnął żołnierz armii carskiej. Odmówił brutalnie ofiarowanego mu posiłku, ostro pytał, gdzie są wojska austriackie. Pytanie było całkiem bezsensowne, gdyż wojska te już tydzień wcześniej odeszły w stronę Krakowa. Karolcia wyczuła intencje żołnierza, który pożądliwie jej się przyglądał. Usiłowała wyjść z izby, ale została zawrócona. Żołdak schwycił ją za gardło, po czym nakazał udać się, wraz z ojcem, do oficera dla złożenia zeznań. Wyprowadził ich pod bronią, jednakże nie prowadził do wsi, lecz w kierunku lasu. Po przebyciu kilkudziesięciu metrów polecił ojcu wrócić do wsi, natomiast Karolcię schwycił za rękę i prowadził dalej. Przypadkowo to zdarzenie z dosyć dużej odległości obserwowali dwaj chłopcy pasący i zarazem ukrywający przed wojskiem konie. Widzieli, jak jakaś dziewczyna szarpała się z żołnierzem, przyzywała pomocy, próbowała uciekać, a ten ją gonił machając szablą. Chłopcy zaniepokojeni tym faktem pobiegli do wsi, by zaalarmować ludzi, przyprowadzić ich na pomoc napastowanej. Po drodze spotkali ojca Karoliny, jak stał obok swojej stodoły i płakał; pytany przez nich o zdarzenie nie mógł wydusić z siebie ani słowa. W końcu powiedział, że ta dziewczyna walcząca z żołdakiem to jego córka Karolcia. Po pewnym czasie ludzie zebrali się i ruszyli na pomoc Kózkównie. Jednakże poszukiwania nie dodoprowadziły do niczego. Zwłoki jej, przypadkowo, odnalazł jeden z wieśniaków, w dniu 4 grudnia, zbierając drzewo na opał. Ciało leżało na wznak, na trzęsawisku. Karolcia zmarła na skraju lasu, tymczasem jej poszukiwano w głębi. Od lewej strony szyi aż do prawej strony piersi miała głęboką ranę od cięcia bagnetem lub szablą. Były także inne poważne rany zadane na całym ciele, w tym na głowie; palce dłoni były odcięte i wisiały tylko na płacie skóry. Wszystkie te rany zostały zadane w czasie, gdy Karolcia broniła się przed gwałtem. Stopy i nogi miała podrapane przez kolce. Spódnica jej była podarta, części jej odzieży leżały w promieniu kilkudziesięciu metrów. Karolina Kózkówna zginęła śmiercią na skutek wykrwawienia się organizmu. Zgon nastąpił prawdopodobnie około godziny 10 rano dnia 18 listopada 1914 roku. Tętnica szyjna mocno uszkodzona spowodowała szybki jej zgon, chociaż z powodu licznych ran przed śmiercią musiała wiele cierpieć. Jej ciało przeniesiono do domu, gdzie dokonano oględzin w obecności akuszerki i dwóch innych powszechnie szanowanych osób. Akuszerka pod przysięgą zeznała, że Karolcia zachowała dziewictwo. W dniu 6 grudnia 1914 roku odbył się jej pogrzeb z udziałem wielkich tłumów ludzi. Ciało pogrzebano na cmentarzu parafialnym we wsi Zabawa. Rodzice ufundowali córce pomnik z zamiarem postawienia go na jej grobie, ale bp Leon Wałęga, ówczesny ordynariusz tarnowski, skłonił ich do umieszczenia go przy wejściu do kościoła, aby przypominał wszystkim wiernym, zwłaszcza młodzieży, bohaterską postawę zamordowanej i jej dziewiczą czystość. [...] W trzecią rocznicę śmierci, 18 listopada 1917 roku, dokonano ekshumacji ciała Karoliny. Przełożono je do metalowej trumny i w procesji przeniesiono do kościoła parafialnego. Bp Wałęga, który uczestniczył w ekshumacji, przemówił do wiernych podkreślając bohaterską postawę męczennicy. Od tej chwili kapłani w kazaniach stawiali ją za wzór młodzieży. Na jej temat ukazały się liczne artykuły w prasie, ludowe sztuki sceniczne itd. Zwano Ją "gwiazdą Boga" lub "kwiatkiem polskiej ziemi". W dniu 11 lutego 1965 roku w kurii biskupiej w Tarnowie zaczęto jej proces informacyjny. Dnia 30 czerwca 1986 roku został ogłoszony w Rzymie, w obecności Ojca Świętego Jana Pawła II, dekret o męczeństwie Karoliny Kózkówny. Droga do beatyfikacji była otwarta. Doszło do niej rok później, podczas III pielgrzymki Jana Pawła do Polski. 10 czerwca 1987 roku, podczas Mszy św. beatyfikacyjnej w Tarnowie, 16-letnia wiejska dziewczyna wyniesiona została na ołtarze. Jest to nasza druga błogosławiona, która oddała swoje życie w obronie cnoty czystości. Pierwszą była bł. Benigna, zamordowana w roku 1241 przez Mongołów pod Wrocławiem. Relikwie jej od wieków doświadczają kultu w katedrze wrocławskiej. Małgorzata Koskowska
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |