Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Karol - Józef Wojtyła i święty Józef

Mało kto wie, że Karol Wojtyła na Chrzcie św. otrzymał także drugie imię, Józef - ale wszyscy, którzy mieli okazję bliżej poznać tego człowieka i mieli szczęście z nim się modlić, wiedzą, jak głęboką czcią obdarzał Karol Wojtyła swojego drugiego patrona. Każda środa była dniem szczególnego kultu. W każdą środę, oprócz zwykłych modlitw (mówię zwykłych, choć tak naprawdę to nigdy nie były zwykłe modlitwy!) - była jeszcze litania do św. Józefa, modlitwy do niego, a podczas Mszy św. jeszcze nieraz pieśń "Szczęśliwy, kto ma Józefa za patrona - nie zginie". Ale myślę, że związek ze świętym patronem polegał nie tylko na żarliwej modlitwie, myślę, że rozważania na temat osobowości św. Józefa stanowią w dużej mierze podstawy antropologii, jaką prezentuje w swoich pismach Karol Wojtyła i teraz Jan Paweł II.

Unikam jak zarazy dziennikarzy, ale niekiedy się nie udaje ich całkowicie ominąć, nieraz mnie pytano: jak myślę, pod czyim wpływem najbardziej pozostawał myśliciel filozof Karol Wojtyła? - Czasem im mówię, że przede wszystkim pod wpływem Ducha Świętego, gdyż jest to człowiek głębokiej wiary i modlitwy - ale zwykle pismakom to nie wystarcza, uważają to za unik, choć mówię najgłębszą prawdę. Otóż myślę, że jeśli chcemy się doszukać ludzkich wpływów na koncepcje Karola Wojtyły, to można śmiało stwierdzić, że był, że jest pod wpływem człowieka, Żyda z Nazaretu, Józefa, którego dostał za patrona.

Ulubioną modlitwą Kiędza Wojtyty był - i jest - Różaniec. Odmawianie z nim Różańca zawsze jest zarazem rozważaniem, nie tylko wspominaniem faktów, ale autentycznym rozważaniem nad ich najgłębszym znaczeniem. Tak bywało też przy okazji szczególnych świąt - to konkretne rozważanie, o którym chcę napisać, odbyło się właśnie w przeddzień święta św. Józefa 18 marca 19...

Zaczęło się od słów: "Napisałem kiedyś artykuł o św. Józefie w "Tygodniku Powszechnym"..." i zawarło się między dwiema tajemnicami Różańca: Zwiastowaniem i Odnalezieniem Pana Jezusa w świątyni. Dla mnie to rozważanie było streszczeniem antropologii, filozofii, której poszczególne elementy można odnaleźć zarówno w pismach, jak i okazyjnych wypowiedziach Księdza Karola Wojtyły (piszę księdza, choć przybywały mu kolejno tytuły, dziś, najwyższy, ale tak piszę, bo wiem, że ten jeden jest mu naprawdę drogi i z tego jednego wywodzi się wszystko inne).

Zasadniczo zwykle rozważa się przy tajemnicy Zwiastowania reakcję Maryi, Jej pokorne "fiat", ale Józef miał też swoje zwiastowanie, w pewnym sensie głębiej, duchowe objawienie. Maryja właściwie jakby "nie potrzebowała" wierzyć, Maryja wiedziała, że "męża nie zna". Maryja mogła i musiała się dziwić, ale wiedziała, że po ludzku virgo intacta [dziewica nietknięta] nie może stać się matką. Wiedziała to o sobie - a Józef nie, Józef nie mógł wiedzieć, Józef mógł tylko uwierzyć, zawierzyć Bogu i tej wybranej kobiecie - Zwiastowanie Józefa jest objawieniem najgłębszej wiary, jaka była w dziejach ludzkości udziałem człowieka.

Nie tylko uwierzył, ale temu, co mu zostało objawione, podporządkował całe swoje życie - wziął Maryję do swego domu, wziął ją za żonę, ratując Ją od okrutnego prawa żydowskiego; gdyby Jej nie wziął, zostałaby ukamienowana. Uratował kobietę, a Jej dziecko - wziął za swoje. Wydaje się to takim prostym faktem, wziął bez wahania, a jednak przecież Pismo ujawnia jego reakcję, jego lęk, chciał odejść; może nie tylko dlatego, żeby Ją ratować, może przecież był w nim lęk przed tym dziwnym losem, przed całopaleniem, bo przecież tak trzeba nazwać Józefowe życie! Wziął Ją, swoją narzeczoną - Maryja była mu przyrzeczona, w jakimś sensie mógł Ją traktować jak "swoją", swoją narzeczoną, swoją przyszłą żonę, może matkę jego dzieci - a teraz ta nowa jakże dziwna rzeczywistość - Ogarnął go lęk - chciał uciec. Zwiastowanie Józefa jest ogromną próbą wiary, takiej wiary, której właśnie mamy się uczyć od św. Józefa.

Józef uwierzył, a Bóg jemu zawierzył los kobiety wybranej i los Bożego Syna - Wybrane ręce. Mocne, męskie ręce Józefa - taka właśnie ma być prawdziwa męskość - czyste ręce, w których bezpiecznie rozwija się los kobiety i dziecka.

O ile Maryja została wybrana niejako w sposób bierny - Jej niewątpliwą zasługą było pokornie wypowiedziane przez Nią "fiat", przyjęcie tego, co się z Nią stało, co się w Niej stało - o tyle od Józefa Bóg oczekuje czegoś innego, nie biernego poddania, ale podjęcia całej odpowiedzialności, rola Józefa jest ogromną napiętą aktywnością!

Tylko naiwny człowiek może uważać, że czystość, dziewiczość męska, może być stanem biernym - myślę, że można sobie łatwo wyobrazić napięcie wysiłku, jakie musiało być udziałem tego młodego chłopca, który musiał teraz pokierować sobą zupełnie inaczej, niż planował. Wysiłek podwójny, w kierunku ciała, którego normalne reakcje musiały zostać całkowicie podporządkowane woli skierowanej ku podjęciu tego dziwnego zadania, i w kierunku zrozumienia.

Miał swoje zwiastowanie, dowiedział się nieznanym nam sposobem, że czemuś innemu, większemu niż on, została poddana jego żona, jego oblubienica.

Coś wiedział, na ile rozumiał? Właściwie w pełni zrozumieć miał później - na razie Ją wziął i patrzył na Nią. Jak patrzył? jak mógł patrzeć na swoją oblubienicę Józef? Chrystus, potem, przestrzega mężczyzn przed pożądawczym spojrzeniem na kobietę - ale los Józefa wyprzedza naukę Chrystusa, Józef sam sobie musi poradzić z tą swoją sytuacją, musi patrzeć na kobietę inaczej, niż zwykli patrzeć mężczyźni...

Jak patrzył?

Coś z tego spojrzenia można odnaleźć w Księdze Rodzaju, gdy mowa o tym, jak Adam zachwycił się widząc Ewę: "o, oto Ona" - w stanie pierwotnej niewinności, przed grzechem Adam umiał patrzeć na Ewę bez pożądania, z czystym zachwytem - Adam, mąż Boży, nie kuszony przez szatana i jeszcze nie ulegający Ewie, umiał na nią tak patrzeć, ale Józef, syn swojego pokolenia, syn ludzki naznaczony, jak wszyscy, znamieniem grzechu Adama, skądeś umiał na Nią patrzeć, bo umiał. Musiał umieć, skoro mu Bóg los Maryi zawierzył - w logice tego zawierzenia kryje się fakt, iż Józef był właśnie tym mężem, który temu zadaniu sprostał. Czy tylko on jeden? Wybranie na dziewiczego męża Maryi zwykłego chłopaka, obarczonego, jak my wszyscy dziś i wszyscy ludzie po wiek wieków, skazą grzechu, który zakłóca tę pierwotną równowagę, jest nie tylko zawierzeniem jednemu człowiekowi, ale jest jakby zawierzeniem każdemu mężczyźnie. Taka jest właśnie Boża koncepcja męskości. W zadaniu powierzonym Józefowi kryje się powołanie wszystkich mężczyzn. Niekoniecznie do dziewictwa całego życia, choć i to także, ale do podjęcia pełnej odpowiedzialności za los kobiety i dziecka, do ojcostwa duchowego, do samoposiada- nia i samopanowania, które dopiero wyzwala prawdziwą wolność i prawdziwą męskość.

O ile Maryja była szczególnie uwolniona od nieporządku grzechu, o tyle Józef był na wskroś "zwykły" - tym niezywklejsze wydaje się jego pełne oddanie. Zwiastowanie Józefa jest poddaniem nie kobiecie, ale Bogu samemu, który wyznacza mu los.

Przyjął ten los.

Patrzył na swoją piękną żonę - oblubienicę dziewiczą z zachwytem. Była piękna. Musiała być piękna, nie dlatego, że konieczna była jakaś perfekcja w tej wybranej kobiecie, ale dlatego, że o pięknie kobiety nie decyduje jej ciało. A w każdym razie nie tylko ciało, ale to światło od wewnątrz, które prześwietla ją całą; jakże łatwo zrozumieć to, co nieraz wypowiada się o kimś, że poprzez ciało dostrzega się w kimś piękną duszę. Jeśli o niektórych ludziach tak potrafimy powiedzieć, czy choćby pomyśleć, to jest nam oczywiste, że ta szczególna dusza, dusza Maryi, jakże przenikała wewnętrznym pięknem, światłem... Jej ludzkie ciało; była piękna - niewypowiedzianie piękna. Patrzył na Nią ten chłopiec i spojrzenie jego musiało ulegać także temu "prześwietleniu"; ileż czułości musiało być w spojrzeniu Józefa na Maryję - czułość jest bezinteresownym podziwem, jest przeciwna podnieceniu.

Podniecenie syci się samo sobą i samo wygasa, nie może trwać i nie może uszczęśliwić człowieka; samo się wyczerpuje, natomiast czułość wzbudza wzruszenie, wzruszenie serca, duszy - ciało też bierze udział we wzruszeniu, jednak nie ulegając podnieceniu - jest to inna jakość reakcji. Wzruszenie przechodzi w uniesienie, podnosi człowieka ku pięknu, ku źródle piękna, ku Bogu, człowiek nie może żyć naprawdę po ludzku bez uniesienia.

Józef niewątpliwie ulegał wzruszeniu patrząc z miłością i podziwem na swoją żonę - oblubienicę.

Kochał Ją - niewątpliwie kochał, trwał przy Niej wiernie, opiekuńczo; zresztą zachwyt, podziw dają właściwą pożywkę dla miłości.

Patrzył z miłością, czułością, ze wzruszeniem, była dla niego źródłem radości - nie przyjemności, ale najgłębszej radości, jaka jest udziałem osób naprawdę się kochających. Nie tylko patrzył, żył z Nią na codzień, musiał Ją znać, poznawał coraz bliżej. Ochraniał przed światem; to nie Maryi Anioł kazał uciekać do Egiptu, to jemu, Józefowi, objawiono: masz wziąć Dziecko i Matkę Jego; zabrał natychmiast, może wyruszyli nocą, a ona ufnie, posłuszenie szła za nim, za Józefem, pewna, że Ją obroni. I znowu tu aktywna rola Józefa i niejako bierna Maryi, nie zupełnie bierna, ale wewnętrznie bierna. W sercu, w duszy był przecież w Niej jeszcze raz dokonany akt zawierzenia Józefowi. Ochraniał, ale zanim uciekli, był świadkiem, jedynym ludzkim świadkiem Bożego Narodzenia; - nie przyjęli ich w gospodzie - zwykle się mówi, że nikt ich nie chciał wpuścić, ale w logice ponadludzkich zdarzeń wydaje się oczywiste, że nie mógł być nikt inny obecny w tym jakże wielkim momencie, tylko on, Józef, jedyny człowiek godny być świadkiem, ten, który się sprawdził, któremu Bóg zaufał. Świadek, mąż oblubienicy, świadek rodzenia się Bożego Syna.

I tu także można odnaleźć wzorzec dla współczesnych - ojciec dziecka chyba powinien być obecny w tym cudzie rodzenia choćby jako świadek (obserwując ten jakże dziś pokręcony świat wydaje mi się, że to właśnie powinno być jednym z zadań kobiecego "ruchu wyzwolenia" - żądanie, żeby on, ojciec dziecka, był obecny, żeby w tym czasie, gdy rodzi się jego dziecko, nie siedział przy brydżu czy telewizorze, ale wiernie przy matce ich dziecka).

Józef był obecny - narodzenie musiało dla niego być dalszym zwiastowaniem - to z jego relacji czy z relacji Maryi dowiedziano się, że przybyli nie tylko pastuszkowie, ale i mędrcy, i anieli - Józef widział, patrzył, narastała w nim świadomość Bożej rzeczywistości.

A Ona? a Maryja? Jakże musiała być mu wdzięczna za to, że Ją do siebie przygarnął, że przy Niej trwał, że ochraniał Ją i Dziecię. Ileż w Niej musiało być wdzięczności, ile miłości - może kochała go już od początku, od ich zaślubin, ale nawet jeśli była jemu przyrzeczona bez Jej własnego wyboru, to musiała go pokochać potem; po ludzku sądząc takie oddanie, jakiego dowody dawał Józef, musiało wzruszyć serce Maryi; kochała go, ufała mu, żyli w najgłębszym porozumieniu, które narastało wciąż, a które było zjednoczeniem w wielkiej tajemnicy - mieli swoją tajemnicę, wielką tajemnicę, która stanowiła treść i sens ich wspólnego życia - żyli w tym co dziś nazwalibyśmy "communio personarum" [wspólnota, zjednoczenie osób]. Ci dwoje - jakby tą tajemnicą oddzieleni od świata. On tym głębiej Ją kochał, im więcej wysiłku włożył w przekształcenie swojej reakcji na Nią, na Jej ciało, może nawet na Jej obecność stałą przy nim, Ona kochała go tym głębiej, im bardziej on rozumiał i szanował Jej tajemnicę - wdzięczność za dar życia całego, bo przecież Józef Jej oddał swoje życie. Narastała ta ich komunia.

W drugiej tajemnicy, w odnalezieniu Jezusa w świątyni, zawiera się następne zwiastowanie dla Józefa - następne obj awienie, może także bolesne. Kto jest Ojcem tego dziecka?

Może dotąd tak jasno Józef nie stawiał sobie pytania, może unikał, choć niewątpliwie drążyło to w nim, musiało to w nim być obecne. - Wiedział już przecież, że była w tym tajemnica, patrząc na Maryję, matkę, na dziecko; może w pokorze nie usiłował dociekać, a może dociekania były zbyt trudne, odrzucał je - a teraz nagle ten chłopiec, wyrostek wśród mędrców, jasno mu mówi, kim jest Ojciec - Objawienie Bożego ojcostwa, od którego pochodzi wszelkie ojcostwo na ziemi.

Józef dostał jasną odpowiedź, która też musiała nim wstrząsnąć - Bóg tak bezpośrednio działający w jego życiu. Jeżeli dotąd nie był tego świadomy, teraz ta prawda uderzyła go z całą jaskrawością - Boży Syn pod jego opieką. - Jak patrzył na dziecko?

Chrystus wrócił do domu i, jak pisze Pismo, był im posłuszny - dalej zachowywał się jak dobre, ludzkie dziecko, posłuszne rodzicom; ale oni?

Scena w świątyni musiała jeszcze bardziej przybliżyć tych dwoje, Maryję i Józefa, jeszcze głębszą świadomością tajemnicy, w której oni dwoje, i tylko oni, uczestniczą - od tej chwili ich życie, jeśli dotąd nie było, musiało stać się hymnem pochwalnym na cześć Boga; musiało być ciągłą modlitwą, obcowaniem z Bogiem samym nie tylko przez fizyczną obecność Syna wcielonego, ale przez wspólnotę tej ich niezgłębionej przez nikogo tajemnicy. - Życie ich przebiegało jakby w dwóch wymiarach - ten zwykły, który jest wspólny wszystkim ludziom, podobny do ludzkich losów w ich kraju pod ich słońcem; i ten głębszy nurt duszy, a raczej dusz zjednoczonych w tym porozumieniu. Odnalezienie Jezusa w świątyni jest może jeszcze głębszym objawieniem Bożej prawdy zwiastowania - tego, co miało przyjść, bo Józef musiał wówczas zrozumieć rolę Chrystusa. Syn Boży Odkupiciel zawierzony w święte łono dziewicy i święte ręce przybranego ojca.

Scena w świątyni musiała Józefowi w pełni uświadomić właściwą hierarchię spraw - zwykle ojciec w rodzinie wobec dzieci czuje i okazuje swoją "nadrzędność".

Logika sytuacji i tradycja utwierdza zwykle ojca w przekonaniu o jego prawach i jego "ojcowskiej władzy". Wiekowa tradycja potwierdzała ten priorytet ojca wobec syna i w takiej świadomości, w swoim ówczesnym środowisku, musiał żyć także Józef. A teraz w tej pozornie zwykłej, a naprawdę tak niezwykłej scenie Józef zostaje jakby pozbawiony tego autorytetu ojca.

Scena w świątyni niejako "zmusza" Józefa do pokory - do uznania nad sobą kogoś, kto ma większe prawa do dziecka - do syna, niż on sam. On, przybrany ojciec, po ludzku sądząc zostaje jakby odsunięty na drugi plan.

Krótka scena jaskrawo pokazuje całą prawdę o Ojcu - jakby z pewnym wyrzutem "czyż nie wiecie?" - teraz już muszą wiedzieć. Ujawnia się w tej scenie bezpośrednia zależność Syna od prawdziwego, jedynego Ojca, od którego pochodzi "wszelkie ojcostwo na ziemi"

Józef musiał zrozumieć, kim jest Ojciec, zarazem zaś kim jest Syn - Scena w świątyni jest zwiastowaniem dla Józefa wielkiej prawdy o Synu - Józef zrozumiał rolę Syna-Odkupiciela - Dla nas to samo, ta scena ma być głębszym przypomnieniem, kim jest Chrystus, ale nie tylko - ta scena dla współczesnego człowieka ma być czymś więcej - ma być objawieniem Bożego ojcostwa i Bożego synostwa.

Wszelkie ojcostwo na ziemi od Boga pochodzi i wszelkie synostwo - człowiek współczesny o tym zapomina - a rozważanie tej tajemnicy ma mu przypomnieć, iż każde, każde ludzkie dziecko jest Bożym dzieckiem. - Scena w świątyni jest pieczęcią nad Bożym pochodzeniem człowieka - zawierzone ludziom, rodzicom, dane na wychowanie Boże dziecko. Każde dziecko nosi w sobie tę Bożą rzeczywistość "na obraz Boga stworzone".

Tajemnica odnalezienia w świątyni jest przypomnieniem tej prawdy, iż u początku istnienia każdego z nas stoi to szczególne spotkanie ludzkiej działalności ze stwórczą mocą Bożą; uczestnicy, współpracownicy Boga samego w dziele stworzenia - w sposób szczególny ci dwoje, Józef i Maryja, ale także wszyscy rodzice - dostają w darze Boże dziecko jako skarb dany w depozyt!

Stąd też całe uzasadnienie norm etycznych dotyczących traktowania dziecka.

Prawo dziecka, prawo osoby ludzkiej, prawo do życia, nietykalności, wolności.

Józef, pozbawiony ojcostwa biologicznego, tym bardziej rozumie Boże pochodzenie człowieka. Uznanie Boga-Ojca nad sobą, nad swoim ludzkim planem, ponad swoim wolnym działaniem jest po prostu aktem pokory - scena w świątyni jest lekcją pokory dla Józefa i właściwie dla każdego mężczyzny.


Pokora jest prawdą o człowieku, przede wszystkim tą prawdą, która ustawia człowieka od początku w bezpośredniej zależności od Boga - stworzenia wobec jego Stwórcy.

Grzech pychy człowieka, który chciał być sam "jako bogowie", zaciążył jakże tragicznie na losach ludzkości! Spowodował wielkie ludzkie dramaty - zbrodnie wojen, ludobójstwa, dzieciobójstwa, współczesny grzech antykoncepcji i eutanazji - one wszystkie korzeniami tkwią w tym jednym grzechu pychy ludzkiej - a dodajmy: szczególnie pychy męskiej.

W świątyni Józef, mąż swoich czasów, przyjmuje w pokorze swoje właściwe miejsce bez buntu, bo z pełnym zrozumieniem - bunt jest zawsze oznaką niewiedzy, braku zrozumienia, bunt stworzenia wobec Stwórcy jest brakiem pełnej świadomości, kim jest stworzenie i kim jest On-Stwórca - w Józefie nie było buntu, był to bowiem moment objawienia, Józef wiedział kim jest Bóg i kim jest Syn Boży. - Można przypuścić, iż moment ten przeżył Józef w największym skupieniu, w kontemplacji, w podziwie dla wielkości Bożych spraw, w które on został włączony - Józef jeszcze raz przeżył zwiastowanie, iż dzieją się w jego życiu wielkie rzeczy.

Uświadomienie sobie w pełni prawdy o sobie samym, Synu i Ojcu musiało rzutować na nowo na stosunek Józefa do Maryi - Jeżeli teraz w swoim przybranym synu odnalazł Zbawiciela, obiecanego Odkupiciela, to w Maryi musiał zobaczyć Matkę Boga samego. Musiał jakoś pojąć Jej niezwykły udział w tych największych ponadludzkich sprawach.

Może przez te lata codziennego życia przywykł Józef do zwykłości Maryi, do tego, że cicha, delikatna, krzątała się koło niego i dziecka jak każda zwykła kobieta, a teraz nagle zobaczył nad Nią nowe światło i to nowe spojrzenie musiało być czymś więcej niż podziwem - cześć Józefa dla Maryi, Matki Boga, w której działy się wielkie rzeczy, musiała osiągnąć w tej chwili swoje apogeum (szczyt).

Cześć mężczyzny dla kobiety w tamtych i tych czasach nie jest reakcją spontaniczną, wymaga wewnętrznego przekształcenia, które jest zarazem owocem ludzkiego wysiłku i oświecenia światłem sponad człowieka, natchnieniem Ducha Świętego. Nie wiemy, ile go kosztowała ta wewnętrzna przemiana, ale im więcej go kosztowała, tym droższą mu była ta wybrana kobieta.

Znalezienie Jezusa w świątyni było zarazem odnalezieniem żony-oblubienicy, było ponownym odkryciem ich niezwykłego losu.

Wracali razem.

Dziecko znowu posłuszne i oni dwoje - może trzymali się mocno za ręce, patrząc na to dziecko z nowym wyrazem - na nowo, jakże głęboko zjednoczeni w ich wspólnej tajemnicy.

Zanurzeni oboje i tylko oni w bezmiar rzeczy niewymiernych - w świat ponadludzkiej rzeczywistości.

Żyli tak na co dzień zanurzeni w cudzie, w wymiarze ponadludzkim, a zarazem właśnie w pełni ludzkim, bo świat człowieka jest światem ducha i wymiar człowieczeństwa jest wymiarem ducha - można powiedzieć, że była to jedyna para ludzi, która w pełni żyła ludzkim życiem obcując na co dzień z Bogiem samym.

Rodzina Święta - oni oboje i dziecko, Syn Boży, razem zjednoczeni. - Niezastąpiony wzorzec dla każdej ludzkiej rodziny - jedyny właściwy wzorzec dla człowieka wszystkich czasów.

Jakże daleko ludzkość naszego stulecia odeszła od tego jedynego wzorca Rodziny, która żyła wciąż w świadomości bezpośredniej obecności Boga, a przecież wielki sakrament małżeństwa nie jest niczym innym, jak tylko właśnie nierozerwalnym przymierzem z Bogiem samym - kontrakt zawarty w urzędzie wiąże dwie osoby, mężczyznę i kobietę; sakrament małżeństwa stanowi przymierze zawarte między trzema osobami - ci dwoje i Bóg sam - tak jak było w Nazarecie, oni dwoje i Bóg sam między nimi, z nimi.

Jakże daleko dziś świat odszedł od tego wzorca - Mężczyzna nie odnalazł w sobie prawdy o sobie samym, zagubiony w swojej pysze, nie uznaje Boga ponad sobą, a jeśli Go uznaje - chce Go sobie przyporządkować lub nawet Go zastąpić.

Kobieta nie odnalazła siebie samej, zagubiona w powodzi swoich pragnień.

Kobieta Bogu nie umie powiedzieć swego "fiat", mężczyzna nie umie ukorzyć się przed Bogiem i przyjąć Jego planu - zagrożone przez ich egoizm i brak miłości dziecko nie zaznaje szczęścia, spokojnego dzieciństwa.

Zagubiona rodzina ludzka szuka wzorca, a odrzuca ten jedyny wzorzec, który mógłby przynieść istotną pomoc - wzorzec z Nazaretu.

"Szczęśliwy kto za patrona ma Józefa... nie zginie".

Wanda Półtawska
Rycerz Niepokalanej nr 407/408



Wasze komentarze:

Jeszcze nikt nie skomentował tego artykułu - Twój komentarz może być pierwszy.



Autor

Treść



Poprzednia[ Powrót ]Następna
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej