"Jestem wierzący, a nie praktykujący". Takiego pojęcia nie maNa samym początku stawiam odważne pytanie: - Czy ty jesteś wierzący? - Proszę księdza, komu ksiądz stawia takie pytanie? - A tobie i wszystkim! Na tyle jesteś wierzący, na ile liczysz się ze wskazaniami wiary w życiu. Tu jest pierwszy główny akcent całego naszego cyklu felietonów o wierze.ŻYCIE A WIARAKiedyś, przed laty, przy rozdawaniu dyplomów maturalnych z religii, na ostatnim pożegnalnym spotkaniu maturzystów, podchodzi do mnie jedna z absolwentek, odbiera dyplom i mówi mi całkiem otwarcie, że jest niewierząca.Konsternacja! - Co też ty, Małgosiu, opowiadasz? Do sali katechetycznej chodziłaś na religię regularnie, zgodnie z ustalonym planem, nie było z tobą żadnego kłopotu, prowadziłaś zeszyt, wszystko było okay! - Tak proszę księdza - słyszę w odpowiedzi - to było normalne i tylko zewnętrznie, mnie to wszystko bardzo nawet interesowało, ksiądz ciekawie prowadził zajęcia, zresztą rodzice pragnęli, bym uczęszczała na religię. Robiłam to z przyjemnością, ale ja chodziłam, jak na wykłady z historii, psychologii, etyki, nauki o rodzinie i tylko tyle. Poza tym ja religią nie żyłam wcale, jej wskazaniami kierowałam się z rzadka, tak od przypadku i sporadycznie, jeśli coś mi pasowało, a nie z religijnych pobudek, lata całe się nie spowiadałam, a niedziele spędzam wygodnie w domu lub w plenerze, albo w towarzystwie bliskich mi istot. W świetle tego, co wielekroć razy słyszałam od księdza na religii, ja sama stwierdzam teraz z przekonaniem i mam tu rację, że jestem zupełnie niewierząca, bo zasadami wiary nie kieruję się w postępowaniu na co dzień i wcale tego sobie nie wyrzucam, to mi nie przeszkadza, nie boli, choć wiele się nauczyłam. - Zdębiałem! Klasa też. Miała tragiczną rację! "Ja religią nie żyłam wcale... jestem niewierząca, bo zasadami wiary nie kieruję się w postępowaniu... to mnie nie boli, choć wiele się nauczyłam" - dźwięczy mi to w uchu do dnia dzisiejszego. Rzeczywiście miała tragiczną rację, mówiąc, że jest niewierząca! Wiarę nie wystarczy mieć tylko przez chrzest, nie wystarczy nawet znać jej zasady - nią trzeba żyć. Tym się różni np. religia od matematyki, że tę drugą wystarczy umieć. Dla stosowania matematycznych wzorów to jest obojętne; podobnie będzie z chemią, podobnie z historią itp. Z religią - na pewno NIE. Nie wystarczy tylko wiedza, tylko zasób i poziom informacji - musi iść życie według religii, musi być poziom formacji. Pan Jezus bardzo stanowczo domaga się tego i wprost żąda od swoich wyznawców świadectwa życia, kategorycznie odrzucając zewnętrzne tylko pozory religijności, i tu jest bezwzględny i nieubłagany. "Nie każdy, który Mi mówi "Panie, Panie", wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: "Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imie- nia?" Wtedy oświadczę im: "Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości"" (Mt 7, 21-23). A św. Jakub Ap. przepięknie tę myśl rozwinął później w swoim Liście: "Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy sama wiara zdoła go zbawić? ... Tak też i wiara, jeśli nie będzie połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie... Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz - lecz także i złe duchy wierzą i drżą... Widzicie, że człowiek dostępuje usprawiedliwienia na podstawie uczynków, a nie samej tylko wiary... Tak jak ciało bez ducha jest martwe, tak też jest martwa wiara bez uczynków" (Jk 2, 14-26). Św. Jan natomiast poucza: "Kto mówi: "Znam Go", a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy" (1J 2,4). Jeśli natomiast upadasz, grzeszysz, czyli popełniasz uczynki niezgodne z wiarą, a to cię jednak boli, dostrzegasz to, dźwigasz się, spowiadasz i poprawiasz - to jesteś bardzo wierzący, choć grzeszący, słaby, ale ciągle powstający i do Boga zdążający. Masz dobrą wolę, chcesz być coraz lepszym, jesteś na dobrej drodze. Pdobnie też, gdy ktoś jest szczerze poszukujący. Miłosierny Bóg popatrzy nie tylko na grzechy i odejścia, lecz przede wszystkim oceni i wysoko spunktuje również naszą postawę po akcie zła, nasze powroty i podnoszenia się i to się nam będzie w oczach Bożych też bardzo liczyć, jak marnotrawnemu synowi z kart Ewangelii, który zaufał ojcu i zawierzył całkowicie. To będzie wtedy praktycznym wyrazem naszej wiary. "Errare humanum est" - błądzić jest rzeczą ludzką; lecz uparcie trwać w upadku i świadomie nie czynić nic, by zerwać ze złem, by zawrócić - byłoby rzeczą szatańską. Jeżeli ktoś natomiast latami "pije grzech jak wodę" i to go nie boli, nie usiłuje powstawać, z premedytacją permanentnie robi coś źle z uporem godnym lepszej sprawy, brnie w nałóg, trwa w nim i nie da sobie w tym wszystkim nikomu nic powiedzieć, zwrócić uwagi, bo on jest "najmądrzejszy" - to on jest chyba, praktycznie rzecz biorąc, niewierzący. Jeżeli ktoś się latami nie spwiada, nie poprawia, jest bez Eucharystii, nie uznaje katolickiego charakteru niedzieli, a kieruje się tylko zachcianką, chęcią zysku, na pierwszym miejscu stawia wygodnictwo, tupet, cynizm, własne "nieomylne" zdanie wyżej niż Boże obiektywne zasady wiary - to chyba jest mało wierzący. Jeśli ktoś świadomie rozbija czyjeś małżeństwo, jeśli depcze postępowaniem wszelkie przyjęte normy moralności i przez to zamyka sobie drogę do świętych sakramentów, jeśli żyje na tzw. "luzie" - to jest podobnie. Jeśli ktoś zaprzestał się modlić, zerwał z liturgią, zobojętniał na sprawy Boże i z tym mu pozornie dobrze, to mu nie przeszkadza-praktycznie jest niewierzący. Jeśli ktoś czerpie zyski z brudnego handlu, np. narkotykami, ustawicznie oszukuje innych, krzywdzi, kradnie samochody, dokonuje włamań lub bandyckich rozbojów na ulicy itp. itd. - to przecież takowy jest na pewno niewierzący. A są to zjawiska coraz częstsze również i u młodych, choć nie przesadzam i sprawy absolutnie nie generalizuję. Obserwujemy coraz więcej tego rozmywania postaw, których broni wiara. Ktoś jest tylko wiedzący, poinformowany, może nawet wiele wiedzieć o religii chrześcijańskiej, ale tym nie żyje, nie chce żyć, to w znaczeniu psychologicznym, we własnym mniemaniu, może ma wiarę, ale jest to wiara subiektywna, jakieś wewnętrzne "fata morga- na". W znaczeniu teologicznym, biblijnym i duszpasterskim - nie jest wierzącym, brak mu dobrej woli, brak miłości Boga, brak logicznej konsekwencji wewnętrznych odczuć, własny tupet i subiektywizm kładzie na pierwszym miejscu. A od strony praktycznej jest to ewidentne i, samo przez się zrozumiałe, nie może być inaczej. Całe posłannictwo dziejowe Kościoła wytyczył Chrystus dla pracy wychowawczej nad ludzkością: katechizacja szkolna, duszpasterstwo ogólne, katolickie uczelnie i mass media, Sobory, głos Ojca Świętego, są po to przecież, by nasza wiara była Bożą wiarą, by była pełna, potwierdzana świadectwem życia. Chodzi nie tylko o sumę samej wiedzy i prywatnych, subiektywnych odczuć, lecz przede wszyskim o duchową formację delikatnego sumienia, sterującego naszym życiem, z którego Boski Sędzia sprawiedliwie rozliczy. Jeżeli natomiast ktoś rzeczywiście zapragnie do wiary powrócić i szczerze w głębi serca wycofa złą wolę, usunie życiowe błędy - ma zawsze otwartą drogę powrotu do Chrystusa przez Kościół, jak Magdalena, jak żałujący Łotr na krzyżu, jak Piotr Apostoł na dziedzińcu Annasza, jak Szaweł pod Damaszkiem. Chrystus w Kościele czeka na każdego... I tu chcę teraz rozbić wam raz ńa zawsze mit: "wierzący a nie praktykujący". Takiego pojęcia nie ma. "Wierzący a nie praktykujący", to jest dziwoląg nieistniejący. "Jestem wierzący, a nie praktykujący" - to rozpaczliwa, ekwilibrystyczna próba samousprawiedli- wiania się jakiegoś ćwierćinteligenta. Takie pojęcie realnie nie istnieje, to jest pycha własnego egoizmu i duchowego lenistwa. Słowa Jezusa Chrystusa i głos Urzędu Nauczycielskiego Kościoła przez 20 wieków są aż nadto jasne i jednoznaczne, nie pozostawiają żadnych wątpliwości. To tak, jak dawniej sklep mięsny, w którym nie było mięsa; nie był on sklepem mięsnym, tylko pomieszczeniem na sklep mięsny, a sklepem mięsnym stawał się wtenczas, gdy w sklepie pojawiło się mięso. Tu jest zasadność postawionego na początku pytania: czy ty jesteś wierzący? Pokornie i w imię prawdy zastanów się, w jakim stopniu jesteś wierzący. Gdzie były czy są obszary praktycznej niewiary i jaki mają zasięg w twym dziennym życiorysie? Chroń się też przed drugą skrajnością: "tylko praktykujący, a praktycznie nie wierzący", na sposób faryzejskiego rytualizmu. Dewotyzm w złym znaczeniu. To też nie jest wiara. Brak jej drugiej strony - miłości i ducha, jest tylko mechaniczne i martwe formułowanie. Wiara jest dla nas żywą drogą do Boga i człowieka przez ten świat, pełną ducha i miłości według Bożych wskazań, które nieomylnie wykłada nam Kościół i wzmacnia łaską sakramentów świętych. Św. Paweł poucza Galatów i nas: "Liczy się jedynie wiara, owocująca czynami miłości" (Ga 5, 6). ks. Stanisław Marek
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2023 Pomoc Duchowa |