Święty stygmatykGdy 2 maja 1999 roku Jan Paweł II beatyfikował pokornego zakonnika z prowincjonalnego klasztoru ojców kapucynów w San Giovanni Rotondo na południu Wioch, Watykan przeżył oblężenie. Przed Bazyliką Św. Piotra w Rzymie zebrało się kilkaset tysięcy ludzi, którzy od ponad trzydziestu lat modlili się o jego wyniesienie na ołtarze. Podobnej liczby pielgrzymów oczekuje się na uroczystościach kanonizacyjnych 16 czerwca 2002 roku. O. Pio Forgione (1887-1968) zadziwił cały świat niezwykłym życiem i gorącą wiarą. Przede wszystkim był żywym obrazem Chrystusa Ukrzyżowanego. Krzyż Zbawiciela stał się dla niego szkolą kapłaństwa i źródłem miłości do ludzi, których spowiadał, uzdrawiał i pocieszał. Cale jego życie rozgrywało się pomiędzy ołtarzem i konfesjonałem. Byl spowiednikiem i kierownikiem duchowym, którego Bóg obdarzył laską przenikania ludzkich sumień. Kiedy odprawiał Mszę Św., wszyscy wiedzieli, że na ołtarzu rzeczywiście dokonuje się wielka tajemnica wiary. Otrzymał dar bilokacji i poznania języków obcych, których nigdy się nie uczył. Przewidywał przyszłość, uzdrawiał słowem, dotykiem, a także na odległość. Był człowiekiem nieustannej modlitwy, czcicielem Matki Bożej. Nie wypuszczał z rąk różańca. Toczył zwycięskie boje z szatanem. Lubił współpracować ze świeckimi i oni również go kochali. Dzięki temu powstał nowoczesny szpital Dom Ulgi w Cierpieniu w San Giovanni Rotondo i grupy modlitwy, którym patronował, które wspierał i prowadził. Ponad 50 lat spędził w jednym domu zakonnym - w klasztorze Najświętszej Maryi Łaskawej w San Giovanni Rotondo. W jednym z listów Ojciec Pio zapisał słowa Pana Jezusa doń skierowane: "Synu mój (...), potrzebuję ofiar, aby zniwelować słuszny Boski gniew mojego Ojca; odnów dla mnie poświęcenie siebie w całości i zrób to bez żadnych zastrzeżeń". We wrześniu 1918 roku otrzymał stygmaty. Nie podlegały one fizjologicznym prawom normalnych ran: nie dawały się zaleczyć, nie ropiały, nie przechodziły stanów zapalnych i zazwyczaj wydawały delikatny zapach kwiatów. Ostatecznie zniknęły w chwili śmierci Świętego. Stygmaty Ojca Pio stały się niezwykłym orędziem nieba, które przekonało wielu, że Bóg wybrał go na świadka swej bezgranicznej miłości miłosiernej. Przez cierpienia pięciu ran uczestniczył on w sposób heroiczny w męce Zbawiciela. W ranach Chrystusa zanurzał całe swoje życie. W sposób przedziwny odsłaniał niebo, jako że będąc zwykłym człowiekiem, jednocześnie przebywał w rzeczywistości mistycznej. Upodabniając się stale do Chrystusa Ukrzyżowanego, potwierdzał prawdę, że maksymalne cierpienie może być maksymalną radością. Teologowie mówią: stygmatyk Ojciec Pio znalazł się - jako zwiastun nowych niebios i nowej ziemi - na najwyższym poziomie łaski wlanej. Ojciec Pio codziennie pukał do bram nieba podczas Mszy Św., która była dla niego punktem oparcia oraz ośrodkiem całego życia i działania. We Mszy Św. widział całą Kalwarię, przeżywał ją jako wstrząsającą tajemnicę męki Pańskiej, tajemnicę ofiarowania się Boga za życie i zbawienie świata. Przygotowanie do sprawowania codziennej Eucharystii rozpoczynał w nocy, o 2.30. Przed świtem, o 4.30 rano przychodził do kościoła, gdzie już oczekiwały na niego rzesze wiernych. Wszystkich przywodziła do San Giovanni Rotondo jedna myśl - być jak najbliżej "człowieka-tajemnicy". Ojciec Pio z pełnym zaufaniem przedkładał Bogu niezliczone prośby i sprawy, które mu powierzano. Skutecznie wstawiał się za innymi, by przynieść im ulgę i pociechę w cierpieniach duchowych i fizycznych. Wielki spowiednik Kościoła - tak nazwał Ojca Pio Jan Paweł II. Świętego spalało - jak sam to określił - pragnienie spowiadania braci, żeby wyrwać ich z szatańskich sideł. W konfesjonale, w którym spędzał nawet kilkanaście godzin dziennie, jednał ludzi z Bogiem i walczył z szatanem. Pouczenia, których udzielał penitentom, były bardzo zwięzłe. Przenikały do najmroczniejszych głębin duszy, zrywały nici złych przyzwyczajeń. Ojciec Pio potępiał grzech, kochał dusze szczere, otwarte, poszukujące. Działał pewnie, zdecydowanie, bo przecież "prześwietlał" sumienia swoich rozmówców. Precyzyjnie odczytywał ich psychikę i mentalność. Był lekarzem dusz, który nie wahał się używać skalpela ostrych, a nawet raniących słów wobec niektórych penitentów. Lecz - co zaskakuje - ci, którzy odchodzili od konfesjonału wściekli czy rozgoryczeni, po jakimś czasie wracali. Dochodzili do wniosku, że konfesjonał Ojca Pio jest miejscem rzeczywistego nawrócenia. Budziło się w nich pragnienie wyzwolenia ze wszystkich grzechów. Uważali, że spowiedź u Ojca Pio jest czymś wyjątkowym, pozostawia ślad "miłosiernego dotknięcia" na całe życie, nawet gdy otrzymywali rozgrzeszenie za drugim czy trzecim podejściem. Zdawali sobie sprawę, że uczestniczą w "egzaminie prawdy", a głównym egzaminatorem jest sam Chrystus. Spowiedzi u Ojca Pio wprowadzały, najpierw w sposób bolesny, a później radosny, w nowe życie. Bo mistyk-stygmatyk rzeczywiście widział, jak Zbawiciel cierpi z powodu ludzkich grzechów, które przybijają Go do krzyża, zadają Mu rany. Andrzej Sujka Miejsca Święte 2/98
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |