Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Dlaczego nie mam chłopaka?

Czekając na miłość

Dlaczego nie mam jeszcze chłopaka? Jaki wiek jest odpowiedni, by kochać? Czy można przygotować się do miłości? To pytania, które zadajemy sobie gdy jesteśmy sami. Czasem wynikają one faktycznie z naszej wewnętrznej potrzeby obdarowywania miłością drugiego człowieka, czasem zaś czujemy się dziwnie, bo wszystkie nasze koleżanki już kogoś mają a my nie. Jak to zatem jest? Kiedy "należy" z kimś być? I co zrobić kiedy miłość bardzo długo nie przychodzi?

Samotność to jeden z trudniejszych tematów w tej książce jak i w ogóle w życiu. W zasadzie nie wiadomo dlaczego tak się dzieje, że niektórzy w wieku kilkunastu lat trafiają na właściwą osobę (rzadkie to przypadki ale sami znamy takie) a inni koło trzydziestki, nawet po, a nadal nikogo nie mają. Podstawowe pytanie jakie sobie trzeba zadać brzmi: po co chcę mieć chłopaka czy dziewczynę? Mówimy poważnie, to ogromnie ważne pytanie, bo wszystko w życiu na sens np. uczymy się, żeby dostać się na studia, a potem dostać pracę. A zatem tak ważna sprawa jak miłość też musi "po coś" być.

Odpowiedni wiek na miłość to całe życie. Oczywiście w wymiarze miłości oblubieńczej górnej granicy nie ma a dolna jest bardzo indywidualna. Zależy od dojrzałości, wewnętrznych potrzeb, charakteru, uwarunkowań kulturowych i mnóstwa innych czynników. Generalnie człowiek gotowy do miłości to człowiek dojrzały. A nawet nie tyle dojrzały w sensie: ukształtowany, tylko stale się rozwijający, stale dojrzewający, chcący się zmieniać. Niektórzy dojrzewają do miłości, do potrzeby bycia w związku w wieku kilkunastu lat, inni trzydziestu a inni jeszcze później. Niektórzy wcale takiej potrzeby przez całe życie nie odczuwają. To, że w wieku kilkunastu lat nie mamy lub nawet nie chcemy jeszcze mieć chłopaka czy dziewczyny jest normalnym, zdrowym objawem a sam fakt, iż być może wszyscy nasi znajomi są już z kimś w związku o niczym nie świadczy. To media tak ukierunkowują obecnie naszą mentalność, iż wydaje nam się, że jest to czymś dziwnym. Tak wcale nie jest. Jeszcze kilkanaście lat temu "posiadanie" chłopaka nawet w liceum nie było zjawiskiem powszechnym. Natomiast dzisiaj coraz częściej zdarza się, że w wieku gimnazjalnym jest się już po kilku związkach. Miłość jest czymś na tyle pięknym ale i odpowiedzialnym, że nie warto jej rozmieniać na drobne, warto poczekać na miłość prawdziwą. Wiek nastoletni jest zaś fantastycznym czasem do rozwoju przyjaźni, do nauczenia się wielu rzeczy, do rozwoju zainteresowań. Na miłość trzeba być gotowym. Jeśli się nie jest, nie potrafi się jej właściwie przyjąć to potem jest rozczarowanie, frustracje i właśnie dlatego być może Twoje koleżanki miały już kilku chłopaków. Bo nie potrafiły ani one ani ci chłopcy wytrwać w związkach. Przecież nie chodzi o to, by mieć jak najwięcej chłopaków, żeby jak największej ilości osób się podobać. Nie chodzi o to, żeby zaspokoić swoje potrzeby emocjonalne albo popisać się przed rówieśnikami. W miłości chodzi o to by dać dobro drugiemu człowiekowi.

Jak zatem przygotować się do miłości? Miarą dojrzałości osoby do miłości są:

  • akceptacja i miłość siebie
  • mój stosunek do innych
  • mój stosunek do Boga.
Nie można pokochać kogoś jeśli nie kocha się siebie. Trzeba najpierw siebie polubić, uwierzyć, że jest się wartościowym człowiekiem, że można sobie poradzić z problemami i że otoczenie wcale nie czyha na nasze potknięcia. Bo to jak inni nas widzą zależy też od nas samych. Znamy ze swego otoczenia wiele osób, zupełnie przeciętnych, które swoim sposobem bycia, mówienia, zachowaniem sprawiają wrażenie mądrzejszych, bardziej pewnych siebie, tzw. duszy towarzystwa. Są też ludzie bardzo inteligentni, a małomówni i nikomu nie przyjdzie do głowy wybrać ich na przywódcę czegokolwiek. Tak więc nasze zachowanie wpływa na postrzeganie przez innych. Jestem brzydka? To co! Mogę być sympatyczna i życzliwa. Nie potrafię błyszczeć w towarzystwie? Ale potrafię słuchać ludzi i oni przychodzą do mnie po radę. Myśl w ten sposób, szukaj w sobie dobrych i mocnych stron. Małe sukcesy zaczną Cię cieszyć i podnosić na duchu. Podniosą też Twoje poczucie własnej wartości. Naturalnie, nie ma to być narcyzm i zachwyt nad sobą tylko akceptacja siebie. Uświadomienie sobie, że nie jestem na ziemi przypadkiem, że Bóg mnie celowo stworzył i że mam tu coś do zrobienia. Poza tym skoro takiego mnie stworzył (w sensie urody i zdolności) to taki jaki jestem mam się rozwijać i nie marzyć o niebieskich migdałach, nie ubolewać przez pół życia, że nie mam blond włosów tylko trochę za dużą pupę albo nie śpiewam jak anioł tylko fałszuję. Trzeba widzieć swoje dobre strony np. to, że potrafię gotować, mam cierpliwość do dzieci, jestem silny. A że nie mam dwóch doktoratów i nie znam pięciu języków obcych? Widocznie nie otrzymałem talentu ku temu tylko do czegoś innego. I to co mam powinienem rozwijać, mam obowiązek pomnażać. Bo też nie można sobie powiedzieć: nic nie potrafię. Nie. Zawsze COŚ potrafisz. Nawet jak jesteś sparaliżowany to potrafisz się modlić. Nie ma ludzi bez talentu. Tylko trzeba go odkryć. Daj sobie czas i szansę. Działaj pomalutku i szukaj w sobie czegoś co lubisz i rozwijaj to a zanim się spostrzeżesz będziesz pięknym motylem. Dopóki nie zaakceptujesz, nie pokochasz siebie nie będziesz w stanie pokochać kogoś. Bo miłość to pragnienie dobra dla drugiego człowieka. A miłować mamy kogoś "jak siebie samego". A jeśli siebie nienawidzisz to Twoją miarą jest nienawiść a nie miłość.

Zapytaj siebie czego w sobie nienawidzisz. Tylko nie mów: "wszystkiego". Konkretnie, wymieniaj. Czego? Wyglądu? Jeśli tak to czego najbardziej? Włosów, figury? Jeśli stylu bycia, to czego? Nieumiejętności wysławiania się, nieumiejętności nawiązania kontaktu? Weź kartkę i pisz po kolei czego nienawidzisz. Zrób sobie całą listę. To jest plan szatana wobec Ciebie. Zniszczyć Cię przez listę tego czego w sobie nienawidzisz. Ty z lubością realizujesz - nie wiedząc o tym - jego plan Twojego samozniszczenia. A teraz weź tą kartkę. To będzie też Twój plan. Plan samozachowania. To co w sobie znienawidziłeś musisz oswoić. Nie mówimy, że pokochać, bo to może Ci się nie udać. Zresztą ciężko kochać krzywe zęby czy jąkanie się. Ale oswoić. Zrozumieć, że to jesteś Ty, to jest cząstka Ciebie. Pomyśl: gdyby ukochana przez Ciebie osoba miała taki problem (któryś z wymienionych na tej kartce) to byś się złościł na nią, wypominał jej to czy objął, przytulił, pocałował, powiedział, że i tak kochasz. No powiedz: jakbyś zareagował? Na pewno obruszysz się: no jasne, że z miłością! Nieprawda. Jeśli siebie nienawidzisz to te same (lub inne) cechy będą Cię u innych denerwować. Będziesz się złościć, że ktoś czegoś nie potrafi, że nie jest taki jaki chcesz. Nie zaakceptujesz go. A jak nie zaakceptujesz to nie pokochasz. Dlatego zacznij od siebie. Staraj się zaakceptować siebie. Nie we wszystkim pewnie Ci się uda, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, byś się nauczył przyjmować zamiast odrzucać. I na tym miłość polega. Na przyjmowaniu kogoś takiego jakim jest, na patrzeniu z wyrozumiałością. Teraz już rozumiesz dlaczego miłość własna jest taka ważna? Bo wyrozumiałość względem siebie jest warunkiem wyrozumiałości wobec kogoś. Jeśli sam coś przeżyłeś, jeśli się z czymś uporałeś to lepiej zrozumiesz kogoś. Będziesz wiedział jak mu ciężko, jak się stara i będziesz potrafił mu w tym pomóc. A jak siebie odrzucisz to drugiego też nie przyjmiesz. I nie będziesz zdolny do miłości.

Kolejna kwestia, którą trzeba rozpatrywać: stosunek do otoczenia - rodziców, znajomych, kolegów, moje przyjaźnie. Jaki jestem? Jeśli szanuję matkę to i żonę uszanuję. Jeśli nie "napyskuję" prostacko babci to i w miłości będę subtelny. Czy nie jestem egoistą (chodzi o potoczne rozumienie, a nie chorą postawę, że nic dla siebie, jestem niczym i daję się wykorzystywać)? Czy potrafię dzielić się i pomagać bezinteresownie? Czy potrafię dyskutować bez udowadniania racji za wszelką cenę? Czy potrafię zachować spokój i nie wściekać się z byle powodu? Czy jestem uczciwy? I tak by można jeszcze długo, chodzi o to, czy jestem dojrzały w relacjach z innymi. Jak mnie odbiera środowisko, jaki jestem w domu? Czy potrafię normalnie współistnieć czy "wszyscy ludzie mnie denerwują"? Bo jak zawsze mnie wszyscy denerwują to nie jestem dojrzały. Oczywiście nie mówimy tu o pojedynczych przypadkach zdenerwowania, tylko o ludziach, którzy twierdzą, że "wszystko ich wkurza".

No i moja relacja z Bogiem. Wierzę tylko w Boga czy też wierzę Bogu? Wierzę, że to co On zaplanował jest dla mojego dobra czy uważam Go za wroga, który mi kłody pod nogi rzuca? Nasze wcześniejsze doświadczenia, a w szczególności nasz obraz ojca rzutuje na nasz obraz Boga. Nie bez przyczyny mówi się Bóg - Ojciec, prawda? Dlatego często tak trudno uwierzyć nam w dobroć i miłosierdzie Boga jeśli nie doświadczyliśmy tego ze strony ojca. Jeśli nasz ziemski ojciec jest surowy i nieprzystępny to się Boga po prostu boimy i wydaje nam się, że on będzie nas surowo sądził i na pewno nam nie wybaczy. Jeśli ojciec nie jest w domu poważany to pojawia się pokusa postrzegania Boga jako kogoś kim nie trzeba się specjalnie przejmować i następuje przechylenie szali w drugą stronę - wydaje się, że możemy sobie grzeszyć a Bóg i tak nam przebaczy. Jeśli ojciec w domu jest nieobecny (choćby duchem) to Bóg jest daleki i mamy wrażenie, że wcale się nami, naszym życiem nie przejmuje. Jak to zmienić? Uświadomić sobie, że: po pierwsze - Twój ojciec też jest człowiekiem, też pewnie został w życiu poraniony i być może nie może z tymi zranieniami dać sobie rady, stąd takie zachowanie. To go nie usprawiedliwia rzecz jasna, ale pomaga zrozumieć dlaczego tak się dzieje. A zatem skoro ojciec też człowiek (i tylko człowiek) a Bóg to Bóg to wcale nie oznacza, że Bóg jest taki jak Twój ojciec. I że bycie ojcem nie oznacza bycie zawsze takim ojcem jak Twój. Prawdziwe ojcostwo jest bardziej podobne do relacji Boga i człowieka, ale człowiek nie jest w stanie wejść na takie wyżyny, żeby wprowadzić w życie takie relacje. Oczywiście powinien do tego dążyć i o to się starać, niektórym się to udaje bardziej, innym mniej, tym niemniej prawdziwe ojcostwo to miłość jaką ma Bóg do nas a nie negatywne przykłady z otoczenia. Po drugie: jesteś już lub prawie dorosły. A zatem nie możesz ciągle usprawiedliwiać się tym, że zostałeś poraniony, że Twój ojciec jest taki i dlatego tak Boga widzisz. Skoro jesteś dorosły tzn. dojrzały to powinieneś spojrzeć na Boga oczami dorosłego człowieka a nie pokrzywdzonego dziecka. Bardzo często ludzie zatrzymują się w duchowym rozwoju na etapie dziecka. Potem się słyszy, że ktoś do kościoła nie chodzi bo Bóg i tak "ma go gdzieś" a tak w ogóle to księża są tacy i owacy. To strasznie schematyczne, niedojrzałe, żeby wręcz nie powiedzieć - prostackie myślenie. To prawda, i księża są grzeszni i Bóg nie zawsze daje co chcemy, ale czy jak nam nauczyciel jedynkę postawi to rzucamy szkołę i lekceważymy wykształcenie, ponieważ nauczyciel nas nie rozumiał? Skąd! Zatem miłość do Boga to zgoda na życie według Jego woli a nie tylko naszych upodobań. Co wcale nie oznacza, że nie wolno nam mieć marzeń, pragnień. Wolno. Wolno, nawet trzeba się modlić o ich realizację. Ale zaraz trzeba dodawać "...jeśli są zgodne z Twoją Wolą, Panie...". Bo jeśli nie są zgodne, jeśli On chce dla nas czegoś innego to musimy dać Mu wolną rękę w prowadzeniu nas, w obdarzaniu nas tym co On uważa za dobre dla nas. W obdarzaniu nas miłością. A zatem odwzajemnianie miłości Bożej to "tylko" pozwolenie, by Bóg nas swoją miłością obdarzał. Nic więcej. I jeśli tak będziemy rozumowali: że Bóg chce naszego dobra, że On naprawdę jest jak kochający ojciec, że wybaczy nam zawsze i że Jego miłosierdzie jest większe niż nasze grzechy i ograniczenia to znaczy, że nasza relacja z Nim jest prawidłowa.

A co z niewierzącymi? Czy można kochać człowieka nie kochając Boga?

Wydaje nam się, że ateiści też kochają w odniesieniu do jakiegoś absolutu, jakichś wartości. Dla nich tym punktem odniesienia jest dobro, piękno, miłość doskonała. Każdy człowiek bowiem nosi w sobie tęsknotę za wartościami wyższymi, nawet jeśli tą wartością nie jest dla niego Bóg. W ogóle dobre uczucia i pragnienia rodzą się w człowieku z jakiejś głębszej duchowej potrzeby, wewnętrznej tęsknoty. Tak naprawdę za tym stoi Bóg.

Ateiści nie wierzą w Boga ale tak samo mogą pragnąć dobra dla drugiej osoby, liczyć się z jej uczuciami. Oni bowiem Boga przekładają na swoje wartości. Gdyby tak nie było kłamstwem byłyby ich słowa o miłości, a Kościół nie dopuszczałby małżeństw mieszanych niejako nie dowierzając, że ich przysięga małżeńska będzie prawdziwa. Również wtedy nie byłoby możliwe zbawienie ateistów skoro nie byłoby w nich miłości. Wiemy jednak, że tak wcale nie jest. Jest możliwe i ich zbawienie, a ich życie w wymiarze uczciwości, życzliwości itp. czasem może być wzorem dla nas wierzących. Naszym zdaniem więc możliwa jest miłość do osoby bez miłości do Boga jako osoby ale w odniesieniu do Boga - wartości, absolutu - jakąkolwiek by Mu nadać nazwę - który jest źródłem tej miłości.

Ale wracając do oczekiwania na miłość. Jeśli czas leci i na horyzoncie bardzo długo nikogo nie widać to faktycznie człowiek zaczyna się niepokoić.

KASIA: Ja również zaczęłam się martwić swoją samotnością gdy skończyłam 25 lat. Wydawało mi się, że to we mnie jest jakiś problem, skoro wszyscy wokół z kimś są. A ja nie. Byłam i towarzyska i wesoła, no po prostu "normalna". A czas mijał i nic. W końcu spotkałam tego jedynego ale nie było to w chwili kiedy tak bardzo tego pragnęłam i przez ten czas kiedy byłam sama miałam trochę żalu do Pana Boga, że tak właśnie jest. Nie wiem dlaczego Pan Bóg tyle "zwlekał", czasem miałam poczucie straconego czasu. Po prostu nie wiem. Bóg ma swoje plany wobec każdego, nawet jeśli nam się wydają one bezsensowne.

Kiedyś dowiemy się dlaczego tak się dzieje, teraz możemy jedynie domniemywać.

Być może Pan Bóg chce Cię uchronić przed związaniem się z niewłaściwym człowiekiem, być może ten Twój jedyny czy jedyna jeszcze nie jest gotowy na związek z kimś? W każdym razie na pewno to Twoje czekanie ma sens, choćbyś go nie potrafił na razie zrozumieć. Dlatego nie oczekuj miłości z zegarkiem w ręku, nie wypatruj na każdym rogu, bo jak nie będzie przychodziła to będziesz coraz bardziej sfrustrowany. Bóg zna czas dla nas właściwy i chyba jest trochę przekorny bo jakoś tak się składa, że daje nam miłość kiedy właściwie przestajemy o tym tak intensywnie myśleć, przestajemy się tylko na nią nastawiać. Skup się zatem na tym co masz do zrobienia w życiu w ogóle, tak jakbyś na miłość nie czekał, ucz się, rozwijaj hobby, może zaangażujesz się w jakąś wspólnotę? Nie chodzi o to, byś pragnienie miłości z siebie wyrzucił, bo to niemożliwe. Nie jesteśmy przecież w stanie zapomnieć o czymś na czym nam najbardziej zależy! Nie możemy sobie zakazać myśleć i czuć. Nie przestanie nagle nas "ruszać" widok zakochanych. Chodzi o to, by dobrze wykorzystać ten czas kiedy jeszcze nikogo nie masz. Chodź na jakieś kursy, może studia podyplomowe, aerobik, ucz się języka obcego. Wyjeżdżaj z przyjaciółmi w ciekawe miejsca.

No i nie czekaj biernie! Nie odmawiaj uczestnictwa w spotkaniach towarzyskich, także świeckich, nie tylko wspólnotowych. Idź czasem nawet na dyskotekę, a nawet pozwól, by przyjaciele zaaranżowali Twoje spotkanie z kimś. Tu się nie ma czego wstydzić, naprawdę. Samotność nie jest winą, nie jest wstydem. Nie ma nic wstydliwego w aktywnym poszukiwaniu małżonka. Nie ma nic wstydliwego w szukaniu go przez internet czy w biurze matrymonialnym. Przecież tak jak przygotowujemy się do ważnych wydarzeń życiowych np. kształcimy się czy starannie wybieramy bank, który udzieli nam kredytu to o ileż bardziej trzeba przygotować się do życia we dwoje. Idź na pielgrzymkę albo wybierz sobie stałą, codzienną modlitwę w tej intencji. Może to być np. nowenna czy dziesiątek różańca - tylko módl się systematycznie. Miej kontakt z ludźmi w takiej sytuacji jak Ty. Miłość przyjdzie niepostrzeżenie, początkowo nawet nie będziesz wiedział, że to ona.

Ale czy na pewno przyjdzie? Skąd to wiedzieć? A jeśli czekanie jest na próżno? Przyjdzie na pewno, choć nie do każdego pod taką samą postacią. Rozumiemy, że chodzi Ci o odpowiedź na pytanie: czy będę kiedyś miała chłopaka/męża lub dziewczynę/żonę? Tego nie wiemy na pewno. To wie tylko Bóg. Pewne jest jedno: Bóg obdarza nas miłością. On wie co nas zbawi i do Niego przybliży i takie nam daje w życiu okoliczności, byśmy mogli wybrać dobro. Nieraz posługuje się osobami - dlatego zawieramy małżeństwo - bo Bóg uzna, że nam to pomoże w zbawieniu. Nieraz powołuje nas do życia zakonnego - bo też uznaje, że ta droga będzie dla nas najlepsza. Czasem jednak nie robi ani tego ani tego. Wówczas być może chce byśmy się realizowali w miłości służąc innym nie będąc w małżeństwie ani w zakonie. To jest tak ogromna tajemnica, że nie podejmujemy się wyjaśnić dlaczego tak jest i od czego to zależy. Wiemy tylko, że przygotowanie siebie do miłości nigdy nie jest na darmo. To nie jest czas zmarnowany. I dlatego należy się o miłość modlić. Jeśli czujesz, że realizowałbyś się w małżeństwie to proś Boga, by postawił na Twojej drodze odpowiedniego człowieka. I nie zniechęcaj się jeśli nie nastąpi to od razu.

Kasia i Tomek

Redakcja portalu



Wasze komentarze:
 Kasia: 05.03.2017, 21:21
 Cześć, drodzy samotni, modlę się za Was i proszę o to samo. A może ktoś chciałby ze mną porozmawiać? Mam 23 lata. Pozdrawiam:)
 robert: 03.01.2017, 21:11
 Do wszystkiego trzeba podejść psychologicznie. Twierdzenie typu nie mam pracy, czy nie mam chłopaka/dziewczyny jest dość powszechne. Należy uznać prawdę o sobie, jaka jest. Nie musisz nic robić, nie musisz pracować, czy żenić się. To nic na siłe, bo znam takie przypadki że na siłę się robi a później wychodzi źle. Należy wszystko robić spontanicznie i na luzie, tak jak ja to robię
  do pana niżej: 23.09.2016, 10:18
  Bo jak się cały czas stoi w miejscu i nic się wokół tego nie robi to potem tak to jest. To tak jak z szukaniem pracy. Czasami własnemu szczęściu trzeba pomóc. PS.Jestem kobietą.
 do pana niżej: 16.09.2016, 00:40
 Ma pan racje świętą nikt z nieba nie spada a co dopiero takowy mąż/żona w chmurach nie nalezy bujać trzeba prubowac do skutku polować? Z drugiej str trzeba mieć empatie i zrozumieć poczuć innych w takim położeniu i ulżyć choćby im pozwalając się wygadać zbliżyć by poczuli sie kochani a wtedy obróci sie wszystko o 180 st.
 Do Wszystkich komentujących: 04.08.2016, 08:35
 Wy tutaj tak wszyscy użalacie się nad sobą,a robicie coś ,żeby zmienić swoją sytację? Sama modlitwa nie wystarcza,trzeba też zacząć samemu działać. Płacz i narzekanie nic tu nie pomogą,a ludzie uciekają od takich. Mąż/żona sami nie spadną z nieba. Wiem co piszę.
 Anabell: 30.07.2016, 22:57
 Ja też jestem samotna. Zawsze tak było. Mam już swoje lata, wykształcenie, dobrą pracę. Do niedawna czułam ogrmony żal do Boga ponieważ mimo moich ogromnych próśb okupionych łzami nie zesłał mi mężczyzny. Ba, nawet zarzucałam Mu egoizm i brak miłości do mnie. Dopiero ostatnio zrozumiałam, że tak naprawdę to ja jestem egoistką bo obraziłam się na Boga tylko dlatego, że nie spełnił mojej jednej prośby. A przecież dał mi szczęśliwe dzieciństwo, dobre wykształcenie i pracę oraz wspaniałych znajomych. Teraz już wiem, że niezależnie od tego czy założę rodzinę czy będę całe życie sama ufam Bogu. Zaakceptuję tą drogę, którą On mi wybrał bo Bóg wie co będzie dla mnie lepsze. Pozdrawiam wszystkich smutnych i wątpiących.
 dziwna: 27.06.2016, 21:48
 Mam 18 lat. Mam wszystko, a nawet więcej. Nigdy niczego mi nie brakowało. Moje życie może się wydać "usłane różami". Idealne. A jaka jest prawda? Czuję się pusta w środku, jakby mi czegoś niustannie brakowało, brakowało kogoś, kto kochałby mnie za to, jaka jestem. Tyle osób wokół mnie z kimś jest, a ja? Ja nie umiem nikogo poznać i tarcę wiarę, że kiedykolwiek to uda się zminić..
 Szczęśliwy facet: 23.04.2016, 21:08
 Hej Trafiłem tutaj przez przypadek, bo chciałem dowiedzieć się jak sprawić aby moja dziewczyna czuła się bardziej kochana przeze mnie :-) Może podzielę się swoimi przemyśleniami/historia z wami; Mam 25 lat, nigdy nie miałem przedtem dziewczyny, może było to spowodowane tym, że nie jestem imprezowym typem faceta.Wkońcu samotność zaczęła mnie dobijać jak was więc postanowiłem coś z tym zrobić. Myślałem, że mogę poznać fajna dziewczynę w swoim kręgu w którym się obracam. Więc zacząłem starać się o koleżankę, która mnie odrzuciła. Bolało, musiałem zapomnieć, potrzebowałem rozmowy więc zacząłem rozmawiać z kolejną koleżanka, do której później miałem naprawdę ciepłe uczucia z powodu bardzo długich rozmów jakie prowadziliśmy. Tak mi zależało, że wiedziałem co i jakich słów użyje. Telepatia? Nie poprostu zależało mi na niej mega mocno. Byłem dla niej, starałem się ją zrozumieć, ale on chciała tylko przyjaźni, a nie potrafiła mi w sposób dosłowny tego powiedzieć. Zacząłem się zmieniać i uczyć bardzo szybko próbując dalej. Nasza przyjaźń zmieniła mnie i nastawiła na " też potrafię zobaczysz " Kiedy zrozumiałem, że czas na męska decyzję, sprawdziłem co do mnie czuje. Wtedy byłem pewien, że nic z tego nie będzie. Zacząłem szukać, nie w klubach ale przez internet. Tak poznałem swoją dziewczynę. Nie wiedziała czy chce się umówić bo nie miała zaufania do człowieka poznanego w sieci. Napisałem, że czasem trzeba zaryzykować, zaufać ona tak postąpiła i nie żałuje tego do dzisiaj. Jesteśmy w związku od marca i powiem wam, dobrze mi z uczuciem, że jestem kochany. Cieszę się, że jej zależy a ja staram się okazywać uczucia do niej. Tak aby czuła się kochana, wyjątkowa przy mnie. Do czego zmierzam? Czasami poprostu musimy wyjść z strefy komfortu, poszukać kogoś, zaryzykować, zaufać, poznać. Nic samo do nas nie przyjdzie, ja czekałem do 25 r życia i trafiałem na nie te kobiety :'(
 TeżSamotna: 05.04.2016, 22:31
 Ja też jestem sama od zawsze. Mam 27 lat, bardzo dobre wykształcenie, nikomu nie robię krzywdy, staram się być miła dla innych. Mimo to nigdy nie miałam powodzenia u mężczyzn. Może dlatego że nie umiałam upijać się do nieprzytomności i przeżywać niezobowiązujących przygód z przypadkowymi mężczyznami. Całe życie byłam wymagająca dla siebie i trzymałam się twardych reguł. Może niepotrzebnie... Też często czuję żal do Boga ale pomału godzę się z losem. To pomaga. Rozumiem wszystkich samotnych. Wiem jak to boli. Ten ból jest nawet gorszy od fizycznego bo nie ma na niego żadnych tabletek. Pozdrawiam wszystkich samotnych.


 W,: 29.02.2016, 11:28
 No jak będziecie swoje szczęście uzależniać tylko od drugiego człowieka to w życiu nie będziecie szczęśliwi. Może Bóg chciał przed czymś Was uchronić? Bo w dzisiejszych czasach człowiek człowiekowi wilkiem niestety nawet w małżeństwie.
 Leszek: 31.01.2016, 11:15
 Generalnie człowiek gotowy na miłość ( związek) to człowiek dojrzały Niektórzy w gimnazjum są już po kilku związkach Przepraszam to które zdanie ma sens?
 singiel: 11.01.2016, 15:00
 Nigdy nie jest zapóźno, by poznać osobę, z którą chce się spędzić resztę życia. Pozdrawiam i ściskam mocno wszystkich singli. :)
 fff: 09.01.2016, 23:15
 Głupawy tekst, Ja mam ponad 40 lat, nigdy w życiu nie miałam faceta, Kochany Ojciec Bóg dał mi samotność, dziękuję Ojcze.
 [ja]: 23.08.2015, 15:46
 Ja mam 31 lat i też nic. I to by mnie nie martwiło, gdybym tylko wiedziała, że właśnie tego chce Bóg. Ale może to "tylko" jakiś mój defekt? Albo ktoś mnie przeklął ?
 Do A.: 15.08.2015, 18:33
 To prawda ,że ludzie nam zaglądają do życia prywatnego. Są tacy co zazdroszczą wolności.
 A.: 27.07.2015, 21:36
 Mam 21 lat i nigdy nie miałam chłopaka. Nie przypuszczam, żeby było to spowodowane wyglądem (jestem wysoka i szczupła, mam długie włosy). Studiuję na dobrej uczelni, stawiam pierwsze kroki w pracy, mam dużo znajomych i co w związku z tym…? Jestem osobą wierzącą i jak najbardziej zgadzam się z artykułem, jednak teoria to jedno, a praktyka drugie. Powoli zauważam, jak tracę kontakt z koleżankami właśnie z tego powodu-one już kogoś mają i twierdzą, że teraz niezbyt mają o czym ze mną rozmawiać. Często zwierzają mi się ze swoich sercowych problemów, więc próbuję dać im jakieś „rady”. Natychmiast zostaję wyśmiana, że co ja mogę wiedzieć, jak ja nigdy nie… . Z troski o mnie radzą mi poznać kogoś przez Internet, co wg mnie jest niezbyt rozsądnym pomysłem. Pod taką presją otoczenia po prostu się wstydzę swojej samotności. Strasznie się płoszę, gdy ktoś zapyta mnie o te sprawy, bo jak odpowiem następuje zdziwienie, że 21 i jeszcze nic. I jak tu postępować zgodnie z własnymi wartościami? W takim społeczeństwie, pod taką presją po prostu się nie da. Wiele osób powiedziało mi, że jest to już późno i będzie mi ciężko. I powoli zaczynam w to wierzyć. Żal mi siebie i swoich mrzonek o udanych związkach. Pozdrawiam.
 Dddd: 18.07.2015, 20:34
 Jestem sama od zawsze, mam 23 lata. W sumie calkiem spoko artykul. Nie zgadzam sie z calym tym gloszeniem o bogu i religii, ale to moja wina, bo zanim zaczelam czytac nie zauwazylam ze jestem na stronie dla katolikow, a sama jestem niewierzaca. Powiem szczerze ze denerwuja mnie rzeczy typu "czy ateista moze kochac", bo mimo ze nie jest to zadne "wytykanie" czy nic innego, to jednak dziwnie brzmi, ale wiem ze nie jest to strona przeznaczona dla mnie ;) zycze powodzenia wszystkim, zapewne znajdziecie osobe ktora was pokocha, tylko niektorzy po prostu musza na to poczekac i tyle. Ja juz dawno stracilam wiare w siebie, bo jest we mnie cos, co odstrasza ludzi(i nie, nie orzesadzam) ale trzeba jakos z tym zyc. Czasem czytam sobie w necie takie artykuly dla rozrywki, moze dodania sobie jakiejs otuchy, nie wiem. Pozdrawiam!
 Podłamana: 07.06.2015, 21:42
 Mam 18 lat i, oczywiście, jestem sama. Zawsze myślałam, że to sprawa wyglądu. Z innego powodu zaczęłam o siebie dbać, sylwetka się zmieniła i pomyślałam "Może teraz ktoś się mną zainteresuje". Ale nie. Przez ostatni rok poczyniłam bardzo dużo w kierunku akceptacji samej siebie, wiary w to, że jestem bardzo szczęśliwa mając to, co mam. Zaczęłam się cieszyć z tego jak wyglądam i pracować nad cechami charakteru, które uznałam za "wadliwe". Jestem pewna siebie, ale skromna i skora do pomocy. Wesoła, o wielu zainteresowaniach, działająca w różnych środowiskach. Nie jestem też chyba aż tak paskudna. Jednak chłopcy (bo facetami ich chyba nazwać nie mogę) z mojego otoczenia wybierają tylko te ładne, śliczne, drobniutkie i często głupiutkie. Jakby dobrze się z nimi nie rozmawiało, za jak wartościowych ludzi by się ich nie uważało- niejednokrotnie kończą rozmowę, bo "idą zagadać do tej ślicznej brunetki przy drzwiach". Dzisiaj usłyszałam "O matko, nie poznałem cię! Ja tu się popisuję, bo myślę, że idzie jakaś fajna dziewczyna, a to tylko ty"- od chłopaka, który do tego momentu uważałam za fajnego, inteligentnego, zabawnego, interesującego. I cały rok pracy nad sobą (pod względem psychicznym) póki co legł w gruzach... Dziękuję serdecznie. Czekam dalej.
 ona: 01.06.2015, 22:58
 ha,ha,ha...A co powiecie na samotność 40+..? Czekałam i czekałam i się nie doczekałam...W końcu wyszłam za mąż za kogokolwiek bez miłości...Rozpadło się i znów jestem sama..i nikt mi nie powie,że to nie przez moje kompleksy:krzywe nogi i gruby tyłek....Ładne i zgrabne koleżanki zawsze miały chłopaków i wszystkie powychodziły za mąż....Myślę,że w życiu podstawą jest atrakcyjny wygląd...
 Paweł : 19.05.2015, 20:16
 Nie wiem skąd myślenie osób związkach. Że osoby samotne myślą że życie osób w związkach jak takie cukierkowe. Bo wcale tak nie myślimy. Wiemy że będąc z kimś też istnieje wiele problemów. Ale po prostu mówiąc mamy dość ciągle tego samego. Chcielibyśmy w końcu kogoś znaleźć. Sam mam 32 lata i jestem sam nigdy nie miałem dziewczyny. Przykro mi gdy widzę jak dzieciaki o których pamiętam jak się urodziły mają kogoś o ja nie. I nie rozumiem tej katolickiej gadki. "Jeszcze kogoś znajdziesz". Może tak może nie nikt poza jednym Panem Bogiem tego nie wiem. Ale zakochania nastolatków czy studentów nie pozna. Wszystkie imprezy na których byłem sam nikt tego nie zmieni. Marne pocieszenie że ktoś najadł się wstydu bo jego partner się upił. I co to nie znaczy że gdybym poszedł z kimś to miałbym to samo. O czasie gdy tak chciałem by ktoś mnie przytulił pocieszył np. przed egzaminem i nie było i już nie będzie. Nie rozumiem tego pocieszania że znalazł I co z tego nie miał gdy był młody.
[1] (2) [3]


Autor

Treść

Nowości

św. Agnieszka z Montepulcianośw. Agnieszka z Montepulciano

Modlitwa do św. Agnieszki z MontepulcianoModlitwa do św. Agnieszki z Montepulciano

Litania do św. Agnieszki z MontepulcianoLitania do św. Agnieszki z Montepulciano

Do La Salette przybywają pielgrzymi z całego świataDo La Salette przybywają pielgrzymi z całego świata

Drugi znak - wielki smok (Ap 12,3-6)Drugi znak - wielki smok (Ap 12,3-6)

Czy apostolskie zalecenie powstrzymywania się od krwi dziś już nie obowiązuje?Czy apostolskie zalecenie powstrzymywania się od krwi dziś już nie obowiązuje?

Najbardziej popularne

Modlitwa o CudModlitwa o Cud

Tajemnica SzczęściaTajemnica Szczęścia

Modlitwy do św. RityModlitwy do św. Rity

Litania do św. JózefaLitania do św. Józefa

Jezu, Ty się tym zajmij - Akt oddania się JezusowiJezu, Ty się tym zajmij - Akt oddania się Jezusowi

Godzina Łaski 2023Godzina Łaski 2023

Poprzednia[ Powrót ]Następna
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej