Alergia na modlitwę?Dwukrotnie już jako ksiądz zostałem zawstydzony przez świeckich ich podejściem do modlitwy. Pierwszy raz, gdy mocno zmęczony tempem życia poszedłem do znajomej lekarki. Ta, bez cienia złośliwości zaordynowała mi: geriavit i różaniec. Różaniec miałem odmawiać zwłaszcza w samochodzie, gdy stoję w warszawskich korkach, spóźniając się na kolejne "bardzo ważne" spotkania. Przyznaję, że pomogło. Tym bardziej, że to ktoś świecki zaczął "księdza uczyć pacierza". Odtąd najwięcej różańców odmawiam właśnie za kółkiem. I nic nie wskazuje, aby przy obecnym tempie budowy dróg, autostrad i mostów, cokolwiek miało się w tej sprawie zmienić.Drugi raz podejściem do modlitwy zawstydziła mnie pewna rodzina. Jedna z tych, które lubię czasem odwiedzać. Panuje w niej bowiem taki zwyczaj, że punktualnie o 20.00, niezależnie od wszystkiego, dzieci kładzie się tam do snu. Przedtem jednak tato, mama i cała czeredka zbierają się w sypialni, by na kolanach dziękować Bogu za przeżyty dzień i prosić Go w rozmaitych, nie tylko własnych, intencjach. A skoro trafiłem na ten właśnie moment, zostałem zaproszony do rodzinnej modlitwy. I chociaż zajmuję się tym niejako zawodowo, to tym razem, zaskoczony spontanicznością i naturalnością rozmowy z Bogiem, cicho klęczałem z boku, z obawą, aby nie spłoszyć wyjątkowej atmosfery. Poniedziałkowa "Rzeczpospolita" opisała szokującą historię pewnej brytyjskiej pielęgniarki, Caroline Petrie, która została ukarana za "naruszenie równości i różnorodności" pacjentów. A chodziło zwyczajnie o to, że pani Petrie, odchodząc od łóżka starego i ciężko chorego pacjenta, obiecała, że się w jego intencji pomodli. Postępowanie dyscyplinarne przeciwko pobożnej pielęgniarce wszczęto, choć pacjent nie złożył na nią skargi. Grozi jej nawet wydalenie z pracy i zakaz wykonywania zawodu, bo już sama obietnica modlitwy może ponoć komuś sprawić przykrość. Można się tylko pocieszać, że nam to jeszcze nie grozi. Jeszcze... Skąd bierze się tak schizofreniczne podejście do chrześcijańskiej modlitwy? Bo nie wyobrażam sobie, aby zaczęto ścigać muzułmanina, który by pięć razy dziennie rozkładał na ulicach Londynu swój dywanik i modlił się choćby i za samą brytyjską królową. Ani żyda, który by w jej intencji recytował psalmy. Czy modlący się chrześcijanie są bardziej niebezpieczni dla europejskiego porządku? A może mniej stanowczy w swoich praktykach? Problem z obecnością modlitwy w przestrzeni publicznej zaczyna się chyba wtedy, gdy traci ona swoją naturalność. Gdy gubi się między fałszywą dewocją i przesadną intymnością. Stosunek do modlitwy wypracowuje się w domu, skąd człowiek wynosi wzorce, które podświadomie traktuje jako punkt odniesienia na całe życie. I nie ma znaczenia, że w pierwszych latach ze słów rodzinnego pacierza dziecko niewiele rozumie, a kilkanaście lat później już w nim nie uczestniczy. Punkt odniesienia zostaje. Dlatego ważne jest, aby rodzice potrafili codziennie razem ze swymi dziećmi stawać na modlitwie przed Bogiem. Aby modlitwa od dzieciństwa kojarzyła się człowiekowi z atmosferą bezpieczeństwa i szczerości, której doświadcza, mając obok siebie tatę i mamę. Aby była czymś tak naturalnym, jak wspólny posiłek. Uzdrowienie modlitwy rodzinnej jest chyba najlepszą drogą do odważnego apostolstwa modlitwy i wyleczenia świata z pojawiającej się na nią alergii. Ks. Henryk Zieliński
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Polityka Prywatności Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |