Spod jego ręki wyszło ponad sześćdziesiąt organów piszczałkowych. W tym największe w Polsce. W jednej z parafii w Inowrocławiu zmontował organy piszczałkowe w niecały tydzień. - Proboszcz postawił mi warunek: niedzielne Msze Święte organista zagra jeszcze na starych organach, a w sobotę na ślubie mają zabrzmieć nowe - mówi Dariusz Zych, właściciel firmy organmistrzowskiej z Wołomina. Przedsięwzięcie skomplikowane: trzebabyło usunąć stary instrument, przywieźć organy z wołomińskiej hali, zamontować je i nastroić. W sobotę nowożeńcy usłyszeli "Marsza weselnego" Mendelssohna wykonanego już na nowym instrumencie. Organach, na których do dziś grane są koncerty w ramach poważnych festiwali. Do takiej wprawy organmistrzowie z Wołomina dochodzili przez pół wieku. Najpierw ojciec - założyciel firmy, potem syn, z wykształcenia elektronik, który fascynacją oranami został po prostu zarażony. - Na tym się wychowałem - opowiada Dariusz Zych. - Od dziecka patrzyłem, jak mój tata buduje instrumenty. Potem robiliśmy to wspólnie - dodaje. Razem zbudowali ponad sześćdziesiąt organów. Od kilkunastogłosowych do tych w licheńskiej bazylice - największych w Polsce i trzecich co do wielkości w Europie. OD PROJEKTU DO KONCERTU Organy piszczałkowe to rzemiosło i sztuka w jednym. - Jestem przekonany, że jest to swojego rodzaju kunszt - mówi Dariusz Zych. - Czasem wchodząc do kościoła już wiem, jak mają wyglądać organy, i siadam do projektowania. Bywa, że pomysł dojrzewa we mnie wolniej. Budowa organów nie jest produkcją seryjną - zaznacza. Instrumenty różnią się liczbą głosów, wielkością piszczałek i wyglądem. Jedne brzmią barokowo, inne romantycznie, a jeszcze inne są inspirowane dziełami organmistrzów niemieckich lub francuskich. Każdy głos w organach jest opracowywany indywidualnie. Dużo zależy od lokalizacji, warunków przestrzennych i akustyki kościoła. - Nie zbudowałem jeszcze dwóch takich samych instrumentów - zapewnia Dariusz Zych. - I choć kusi mnie, by czasem wykorzystać niektóre pomysły, nigdy się to do końca nie udało. Czas pomiędzy podpisaniem umowy a oddaniem organów do użytku zależny jest od wielkości instrumentu. Mające nie więcej niż dziesięć głosów powstają średnio w cztery miesiące, dwa razy większe - w siedem. Największe - nawet przez rok. Każda budowa zaczyna się od projektu. To najdłużej trwający etap, zwłaszcza przy poważnych obiektach. Konieczne są konsultacje z muzykologami, z firmami, które wykonują na zamówienie głosy językowe i z architektami, a z nimi - przyznaje organmistrz - współpraca jest najtrudniejsza. - Utarło się wśród nich błędne myślenie, że organy to coś płaskiego. Prospekt (czyli fronton instrumentu) i klawiatura. Niewiele też wiedzą na temat ciężaru i wielkości instrumentu. Architekci przy projektowaniu kościoła nie uwzględniają często miejsca na organy - mówi Zych. - To znacznie utrudnia pracę. Po zatwierdzeniu projektu przystępuje się do budowy. Prawie wszystko - od małych kątowników do dużych drewnianych piszczałek - powstaje w zakładzie produkcyjnym w Wołominie. - Mamy tu dział drewniany i metalowy. Konstrukcje stalowe i wszystko, co jest z drewna, robimy tutaj. Niektóre elementy: elektromagnesy, klawiatury, głosy językowe, dmuchawy sprowadzamy zza granicy - tłumaczy Zych. Wszystko powstaje z najszlachetniejszych materiałów. Elementy stalowe wykonywane są ze stali nierdzewnej, piszczałki z wysokogatunkowej cyny, a elementy drewniane - z dębu. Jak zapewnia organmistrz, są to materiały wieczne. Dla potwierdzenia jakości, na nowo budowane organy udziela dziesięciu lat gwarancji. NIEBEZPIECZNE ALTERNATYWY Dokumenty kościelne precyzują, że "w Kościele łacińskim należy mieć w wielkim poszanowaniu organy piszczałkowe, jako tradycyjny instrument muzyczny, którego brzmienie dodaje ceremoniom kościelnym majestatu, a umysły wiernych podnosi do Boga i spraw niebieskich" (Kodeks liturgiczny, 120). Oprawę muzyczną, nabożeństw winny tworzyć organy piszczałkowe, a nie elektroniczne, które dopuszcza się wprawdzie do użytku, ale tylko jako instrument tymczasowy. - W nie- których parafiach "okres tymczasowy" przeciąga się w nieskończoność - przyznaje Zych. Organy elektroniczne, co zrozumiałe, kuszą niską ceną. Najtańszy model znanej marki można kupić już za około 20 tys. złotych. To koszt dużo mniejszy niż wybudowanie instrumentu piszczałkowego. - Ale nawet najlepszy model organów elektronicznych może służyć w parani maksymalnie dziesięć lat. Zresztą widać to po sprzęcie użytkowym w domu. Stary telewizor po pewnym czasie trzeba po prostu wyrzucić i kupić nowy - wyjaśnia Zych. Po nieuniknionym zepsuciu się elektronicznego instrumentu proboszcz staje przed wyborem, czy kupować kolejne organy cyfrowe, czy stawiać prawdziwe. - I tutaj - zauważa Dariusz Zych - zwykle zaczyna się szukanie alternatywy kierowane potrzebą zaoszczędzenia. Parane często decydują się na sprowadzenie używanych niemieckich organów piszczałkowych. Po pewnym czasie okazuje się jednak, że nie spełniają one pokładanych w nich oczekiwań. Źle brzmią i są bardzo awaryjne. Instrumenty masowo teraz sprowadzane do Polski z Niemiec budowano w latach 50. XX wieku. Był to okres dużego zapotrzebowania na organy. - Powstawały wieloosobowe firmy organmistrzowskie, w których budowano dużo i byle jak - tłumaczy Zych. Dziś niemieckie kościoły pozbywają się tych instrumentów. Jak zauważa organmistrz, koszty utylizacji w Niemczech znacznie przewyższają cenę ich wywozu do innych krajów. Z tego powodu przybywa w Polsce niemieckich organów z płyt wiórowych, z cynkowymi piszczałkami i z sześćdziesięcioletnimi nieużytecznymi elektromagnesami. - Dla nas to bardzo nieuczciwa konkurencja - przyznaje Zych. Plagą są także instrumenty elektroniczne z atrapą - tzw. niemym prospektem. Instrument łudząco przypomina organy piszczałkowe: klawiatura, piszczałki misternie umiejscowione w drewnianym prospekcie... W rzeczywistości piszczałki są z rur, a prospekt to tylko dekoracja dodana do instrumentu elektronicznego. - To mistyfikacja przynosząca szkodę zarówno proboszczowi, jak i parafii. Parafianie mogą się nie zorientować: organy przecież grają, a piszczałki widać - komentuje Zych. - Cena organów zależy wprawdzie od liczby głosów, ale nie wszędzie potrzebny jest gigantyczny instrument, na którym będą ;grane koncerty - przypomina Zych. Ograny podstawowe, 12-14 głosowe, to koszt od 150 tys. złotych. Instrument nie musi powstać od razu. Istnieje możliwość budowy etapami, a w historii firmy zdarzały się przypadki stawiania organów nawet przez dziesięć lat. - Lepiej zrobić krok w dobrym kierunku, niż tracić pieniądze na półśrodki - zapewnia Dariusz Zych. Tych, którzy zaufali organmistrzom z Wołomina, jest coraz więcej. I nie tylko w Polsce. Firma ma za sobą takie inwestycje, jak organy w bazylice szczecińskiej czy w katolickiej katedrze w Korei. W tej chwili budowany jest instrument do sali koncertowej Filharmonii Białostockiej. Z których dzieł firma jest najbardziej dumna? - Zawsze z tych ostatnich - odpowiada Zych. - Po pewnym czasie starsze inwestycje wydają się niepełne. Im więcej organów zbudowałem, tym większą mam świadomość, że coś mogło być zrobione lepiej. A może nasze prace są po prostu coraz lepsze? Maria Pawilik
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |