Brak dowodów i sypiąca się teoria ewolucjiTrafiła do mych rąk bardzo ciekawa książka pt. Teoria ewolucji w rozsypce (The crumbling Theory of Evolution) J. W. G. Johnsona. Już sama forma wydania świadczy o niezwykłości tej książki. Autor wydał ją własnym nakładem w Brisbane, Australia, metodą małej poligrafii. Książka zaopatrzona jest w Nihil Obstat, a Imprimatur dał ordynariusz Brisbane, ks. arcybiskup Francis Rush. Nie jest to jednak rozprawa teologiczna. Autor omawia naukowe dowody przeciw teorii ewolucji, a przede wszystkim wykazuje brak pozytywnych dowodów przemawiających za ewolucją i rozważa wyjaśnienia alternatywne. Uważam, że jest to książka tak ciekawa, iż warto poświęcić jej omówieniu więcej miejsca, co niniejszym czynię.Jako przyrodnik zawodowo parający się genetyką populacyjną, a więc tematyką pokrewną zagadnieniom ewolucyjnym, znalazłem w książce Johnsona tak rewelacyjne zestawienie znanych mi przecież faktów, a sugestywną interpretację diametralnie przeciwną temu wszystkiemu, czego się kiedyś uczyłem i czego do dziś uczy się młodzież od Waszyngtonu po Pekin, od Leningradu po Kapsztad, że uznałem za konieczne potraktować te wywody serio. Stanowisko KościołaJako katolik zawsze uważałem, zgodnie z nauką Piusa XII (Encyklika Humani Generis 1950), że ewolucję należy traktować jako teorię naukową, która o tyle jest prawdziwa, o ile popierają ją materialne dowody. Poszukiwanie i roztrząsanie tych dowodów jest dopuszczalne i wskazane, dotyczy to jednak wyłącznie pochodzenia ciała, również człowieka; natomiast duszę dał Bóg człowiekowi oddzielnym aktem stwórczym - nie powstała ona na drodze ewolucji. Ponadto Kościół wymaga wiary w to, że wszyscy pochodzimy od Adama, czyli zakazuje akceptowania teorii o poligenicznym pochodzeniu człowieka (wielokrotnym jego powstaniu). Z tymi naukami Kościoła problemów nie miałem - nie sprzeciwiały się znanej mi nauce i obserwowanym faktom. Po prostu Bóg mógł stworzyć świat w jednej chwili, mógł to zrobić etapami przez siedem dni oraz mógł to sprawić etapami przez miliardy lat, które w Starym Testamencie owe siedem dni symbolizują. Było dla mnie oczywiste, że dusza jako niematerialna nic wspólnego z ewolucją nie ma, a sprawa czasu powstania świata jest sprawą do ustalenia przez naukę. Wymóg monogeniczności człowieka też nie stanowił problemu, gdyż wszystkie biologiczne dane o różnicy między człowiekiem a zwierzęciem zawsze wskazywały na wyjątkowość pierwszego człowieka, na niemożliwość powstania niezależnie od siebie całej populacji takich osobników. Właściwie od encykliki Humani Generis, skończyły się spory o ewolucję między naukowcami a katolickimi teologami, przynajmniej publiczne, z echem w masowych środkach przekazu. Dotyczy to zresztą wszelkich nauk. Pius XII tak gruntownie uporządkował teologię, że przestała się ona obawiać nauk przyrodniczych i roztrząsanych przez nią różnych teorii. "Szukajcie prawdy - mówi Kościół - i nie lękajcie się jej." Kościół nie stoi na przeszkodzie autentycznym poszukiwaniom. Stąd i sprawa Galileusza mogła wyjść w pełni na światło dzienne. Naukowiec, uczciwy naukowiec, nie musiał się już oglądać na Kościół znajdując nowe, dziwne fakty - byle był uczciwy i dążył do prawdy. Po ogłoszeniu encykliki Humani Generis katolicy przestali walczyć z teorią ewolucji i na ogół zaakceptowali ją, mimo że jest to tylko teoria, która ciągle czeka na udowodnienie.Przeciwnatarcie naukiI oto stała się rzecz znamienna. Gdy ewolucja przestała być argumentem za czy przeciw katolicyzmowi, znalazła się pod obstrzałem krytyki pochodzącej wcale nie z katolickich środowisk, po prostu pod obstrzałem świata nauki. Przełomową datą jest rok 1980, kiedy to na konferencji poświęconej ewolucji, która odbyła się w Chicago, naukowcy wreszcie przyznali, że coś z tą teorią jest nie tak, że brak jej rzeczowych dowodów.Oczywiście sygnałów wcześniejszych było dużo. Autor omawianej tu książki zaczyna od przytoczenia słów pewnej żony anglikańskiego biskupa wypowiedzianych około sto lat temu: "Mam nadzieję, że pan Darwin się myli, a jeżeli nie, to mam nadzieję, że nie stanie się to powszechnie wiadome." Środki masowego przekazu zadbały o to, by jednak stało się to powszechnie wiadome. Dziś sytuacja się odwróciła. Zwolennicy ewolucji obawiają się, by prawda o niedomaganiach tej teorii nie stała się powszechnie znana, a środki masowego przekazu pod wszystkimi szerokościami i długościami geograficznymi pilnują, by utrzymać wątpliwości w powszechnej tajemnicy. Książka Johnsona wylicza wielu wybitnych naukowców od dawna odrzucających teorię ewolucji oraz referuje rozległą literaturę na ten temat i działalność środowisk walczących z teorią ewolucji. Autorowi chodzi o podkreślenie, że naukowa krytyka ewolucji jest starej daty i poważnej proweniencji, ale dziwnie przemilczana. Wśród krytyków ewolucji według Johnsona znajduje się: sir Ernest Chain, laureat nagrody Nobla za penicylinę; prof. Louis Bounoure, były dyrektor Muzeum Zoologicznego w Strasburgu, a potem dyrektor Narodowego Ośrodka Badań Naukowych (CNRS) we Francji; prof. Louis Vialleton, kierownik Katedry Zoologii, Anatomii i Porównawczej Fizjologii uniwersytetu w Montpelier, Francja; dr Paul Lemoine, prezydent Towarzystwa Geologicznego Francji, dyrektor Muzeum Historii i redaktor Encyklopedii Francuskiej; prof. W.R.Thompson, dyrektor światowego Instytutu Kontroli Biologicznej w centrum w Ottawie, Kanada, który napisał przedmowę do rocznicowego (stulecia) wydania O pochodzeniu gatunków Darwina; sir Ambarose Fleming, fizyk, prezydent Instytutu Victorii i Towarzystwa Filozoficznego Wielkiej Brytanii, wynalazca lampy radiowej; prof. Albert Fleishman, kierownik Katedry Zoologii i Anatomii Porównawczej uniwersytetu w Erlangen, RFN; prof. H. Nilsson, kierownik Katedry Genetyki na uniwersytecie w Lund, Szwecja, oraz wielu, wielu innych. Ruch przeciw ewolucji ma swoje źródło nie w kręgach kościelnych ani szczególnie katolickich, ale w kręgach naukowych. Już w roku 1932 powstał w Anglii z inicjatywy fizyka sir Ambrose Fleminga Evolution Protest Movement - ruch protestu przeciw ewolucji. W 1963 r. w USA powstało Creation Research Society, Towarzysto Badań nad Stworzeniem. Obejmuje ono ponad 650 naukowców, którzy muszą się wykazać co najmniej dyplomem magisterskim w naukach ścisłych (w USA magisterka należy do studiów podyplomowych - normalny absolwent uniwersytetu otrzymuje bakalaureat). Kwartalnik Towarzystwa, "Creation Research Society Ouarterly", jest kopalnią wiedzy o dowodach naukowych przeczących ewolucji. Co miesiąc ukazuje się w USA "Bibie Science Newsletter" - "Informator Nauki Biblijnej" - poświęcony naukowym dowodom wspierającym wersję biblijną. W Australii, w Brisbane, jest The Creation Science Education Media Service - Służba Oświatowa Nauki o Stworzeniu dla Środków Masowego Przekazu - która dostarcza prelegentów, gromadzi literaturę itd. Jej działaczem jest autor omawianej książki. Fakt, że Johnson jest katolikiem, jest w tej materii sprawą przypadku. Postarał się o Nihil obstat i o Imprimatur arcybiskupa Rusha, gdyż pragnie ponownie zainteresować środowiska katolickie zagadnieniem ewolucji. Naukowcy katoliccy bojąc się zarzutu klerykalizmu i nienaukowości niepotrzebnie stronią od udziału w krytyce ewolucji, a przecież najwięcej mają ku temu powodów. Kościół (raczej ludzie Kościoła) zagalopował się w sprawie Galileusza i nie chce więcej takich kompromitacji. W sprawie ewolucji jednak to nie Kościół się skompromitował, lecz Nauka się zagalopowała, zbyt pochopnie przyjmując za udowodnione to, co było jedynie teorią. Ponadto Imprimatur potrzebne było Johnsonowi, bo mocno krytykuje głośnego teologa i antropologa, o. Pierre Teilharda de Chardin T. J., gorącego zwolennika ewolucji. Chicago 1980Jak powiedziałem, sprawa nabrała rozgłosu w roku 1980 po konferencji w Chicago. Referowały ją "Science" (21 XI 80) i "Newsweek" (3 XI 80). Na konferencji tej zebrani odważyli się publicznie przyznać, że teorii Darwina brak rzeczowych dowodów. Sprawa praczłowieka to tylko najgłośniejsza i najbardziej dyskutowana kwestia. Ale chodzi tu o rzecz większą, o sprawę "brakujących ogniw" między różnymi gatunkami. Konferencja w Chicago musiała przyznać, że ogniw takich brak. Kolejno wszystkie rzekome "brakujące ogniwa" w całej paleontologii okazały się po prostu odrębnymi gatunkami. Brak więc form pośrednich, czyli dowodów na ewolucję.Darwin postulował naturalną selekcję jako mechanizm stopniowego doskonalenia się gatunków i powstawania nowych. Uczył się w Cambridge, że gatunki się nie zmieniają, ale na Galapagos spotkał się z tak kolosalną zmiennością form, że odrzucił wszystko, czego był uczony - w sumie odrzucił za dużo. Dziś wiemy, że niewątpliwie istnieje zmienność w ramach każdego gatunku, ale integralność gatunku w stosunku do innych jest faktem, który Darwin niepotrzebnie odrzucił. Tu mała dygresja poza zakres książki Johnsona. W przyrodzie obserwujemy adaptację do środowiska. Cała populacja ulega genetycznym zmianom przystosowującym ją do środowiska. Np. w terenie przemysłowym giną zwierzęta i rośliny nieodporne na trujące wyziewy fabryczne, a pozostają tylko odporne. Te się rozmnażają i tak powstaje populacja genetycznie odmienna od wyjściowej. To zjawisko obserwujemy na co dzień. Możemy je zademonstrować w warunkach kontrolowanych. Jest to udowodniony fakt. Można to określić jako mikroewolucję w obrębie gatunku. Jest to jednak tylko manipulowanie istniejącą zmiennością wewnątrzgatunkową i prowadzenie drogą naturalnej selekcji czy selekcji sterowanej przez człowieka ku wyodrębnionym rasowo formom czy też populacjom. Hodowcy czynią to zawodowo. Natomiast problem dotyczy makroewolucji. W jaki sposób powstało oko czy pióro? Czym było, nim stało się okiem względnie piórem? Jakie czynniki powodowały, że naturalna selekcja preferowała to coś, co jeszcze okiem czy piórem nie było, a do niego się już przybliżało? Jaka mogła być wartość selekcyjna tego praorganu? I gdzie są te organizmy pośrednie posiadające praoko czy prapióro? Każdy z tych organów kontrolowany jest przez wiele genów, jest organem ogromnie złożonym, jak więc wytłumaczyć powstanie go na drodze ewolucyjnych zmian, na drodze małych kroczków. Otóż Darwin miał o tyle rację, że jest zmienność, i to duża. Jest też naturalna selekcja - ale tylko wewnątrz gatunku. Zmienność i selekcja nie tłumaczą powstania nowych gatunków. Nikt nie zaobserwował powstawania nowego gatunku, nikt go laboratoryjnie nie stworzył. No i brak form pośrednich - owych ciągle "brakujących ogniw". Gdy uświadomiono sobie w Chicago, że ewolucja drogą drobnych kroczków jest niemożliwa, bo całe organy tak nie powstaną, przeważająca opinia zebranych zwróciła się do od dawna krytykowanej teorii "potworków rokujących nadzieję". Jest to teoria prof. R. B. Goldschmidta sugerująca, że obserwowane niekiedy potworki, które się tu i ówdzie rodzą, a są tak bardzo inne od rodziców, mogą okazyjnie być lepszymi od rodziców i dać początek nowemu gatunkowi. Przez czterdzieści lat wyśmiewano teorię Goldschmidta, ale dziś się do niej wraca, by ratować ewolucję. Rzecz jednak w tym, że i tej teorii brak jakichkolwiek dowodów. Wszystkie krytyki skierowywane dotychczas przeciw teorii Goldschmidta są nadal aktualne. Brak jej dowodów. Tak więc teoria ewolucji sypie się z braku dowodów. Prof. dr hab. Maciej Giertych
Rycerz Niepokalanej, nr 360
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |