Majowe u babci- Jak tam dziś na dworze, Janinko?- Ślicznie. Słońce świeci, cieplutko, ptaszki się uwijają, a na klombiku już zakwitły prymulki. - Oj tak, tak, przecież to już maj za pasem. - Babciu, przyniosłam tylko bułkę i mleko. Masła i sera nie było. - Postaw na stoliku. Co ja bym zrobiła bez ciebie, moja kochana gosposiu. - E tam, tak zawsze babcia mnie chwali, a to przecież nic takiego. Ja lubię chodzić po sprawunki. Tylko teraz to już muszę się spieszyć. Dziś mam religię przed lekcjami w szkole. - No to leć, leć, żebyś się nie spóźniła. A nie zapomnij nawiedzić Pana Jezusa i westchnij też za mnie. - Ja nigdy nie omijam kościoła, gdy jestem blisko - powiedziała dziewczynka całując chorą. - A jutro będę miała więcej czasu, to mi babcia coś opowie, dobrze? - powiedziała wychodząc. - Dobrze, dobrze. Mogłabym ci po całych dniach opowiadać. Gdy tak leżę sama, to mi się zawsze coś przypomina. Opowiem ci o majowym. - No i jak to było z tym majowym? - spytała Janinka na drugi dzień, gdy po śniadaniu pomogła babci ułożyć się i usiadła przy niej na rozkładanym stołeczku. - To było wtedy - mówiła babcia - kiedy twoja mama i ciocia miały mniej lat niż ty. Irusię niosłam na rękach, a Helenka biegła przy mnie. Kościół stał na drugim końcu miasta. Tam nie jeździły tramwaje ani autobusy, ale jak przyszedł maj, to chociaż kilka razy musiałam pójść na majowe. No a pewnego dnia to mi szczególnie zależało na tym, by porozmawiać z Matką Boską, bo dziadek, to znaczy mój mąż, stracił pracę. Dzieci mieliśmy sześcioro, bieda zaczęła się do nas wkradać. Tu babcia przycichła na chwilę. - A ja to jestem tylko jedna. Szkoda, że nie mam choćby jednego brata albo siostry - wtrąciła Janinka. Babcia ocknęła się z zamyślenia i mówiła dalej: - No i wtedy w czasie drogi zerwała się okropna burza. Grzmoty, pioruny, deszcz lał strumieniami. Ale nie zawróciłam do domu. Przeczekałyśmy troszkę w jakiejś bramie i do kościoła. Przemokłyśmy na wylot, bo nie miałam parasolki. Ale z jakąż serdecznością śpiewałam wtedy litanię. Irusia i Helenka stanęły bliziutko ołtarza. One też potrafiły się ładnie modlić... Widocznie Matce Boskiej podobał się ten trud i łzy po deszczem złanych twarzach... Za kilka dni dziadek znalazł pracę... - mówiła przerywanymi zdaniami. Janinka siedziała zasłuchana. - Kocham, kocham majowe - szepnęła babcia - ale już chyba nigdy w życiu na nie nie pójdę. Z moimi nogami coraz to gorzej. - Babciu, może Najświętsza Panienka jeszcze babcię poratuje? A w tym maju to wie babcia, co zrobimy? - No?... - Z Ewą i Mariolą urządzimy ołtarzyk tu - wskazała ręką na stolik - i będzie majowe. Janinka dotrzymała słowa. Na pierwsze majowe zaprosiła jeszcze sąsiadkę z naprzeciwka, tak, że było ich razem pięć osób, aie pod koniec maja zbierało się ich po kilkanaście. I umówili się, że nabożeństwo czerwcowe też tak samo będą odprawiać. Halina BARANOWICZ
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |