Szczęśliwe jutroSzła ciemną i straszną polaną, ale nie bała się niczego. Niosła w sercu wielką radość i wielkie marzenie o nieodgadnionej miłości... Nie była smutna, niosła w sercu nadzieję, nadzieję na szczęśliwe jutro, które niebawem miało nastąpić... Jej ukryty przyjaciel obiecał jej wielkie szczęcie, a ona wierzyła że jest o krok od jego odkrycia. Czy była w błędzie? Nad tym się nie zastanawiała. Nie miała czasu i ochoty zaprzątać tym sobie głowy. Jej kasztanowe włosy roztrzepywał wiatr, a ona szła ciesząc się jak dziecko z każdego szumu jesiennych liści.Powoli się rozjaśniało, a ona wciąż szła, nie wiedząc dobrze dokąd tak naprawdę zmierza. To nie miało dla niej znaczenia, chciała iść za głosem serca bo wierzyła głęboko ze dojdzie do celu, szła, brzuszek dopominał się o przerwę, ale ona nie zważała na nic. Niosła w sercu ogromny pokój, ale i pośpiech zarazem. Nie mogła czekać, zbyt wiele lat czekała na tą chwilę. Im bliżej celu była tym szybciej szła i głęboko wierzyła że tym razem się nie rozczaruje... Ludzie dziwnie się na nią patrzyli ale jej to nie przeszkadzało. I co z tego ze jestem inna myślała - jest mi dobrze i mój skarb jest przy mnie, czegóż mi jeszcze potrzeba? Cel swój osiągnęła dopiero po 2 dniach marszu, przemęczona, wygłodniała i opalona jesiennym słońcem usiadła w cieniu przydrożnej kapliczki. Nie była w stanie nic powiedzieć bo zmęczenie i potrzeba snu były silniejsze od chęci modlitwy. Obudziła się rano, zmarznięta i mokra od deszczu. Nadzieja, którą niosła w sercu rozpierała jej myśli i radowała przepełnione miłością serce. Gromadziła ją przez wszystkie te lata, by w końcu ją komuś ofiarować. Nie mogła się doczekać zachodu słońca. Nie miała ochoty jeść ani pić, czekała tylko niecierpliwie i nie ustawała w modlitwie dziękczynnej i tak zanurzając się w marzeniach o szczęściu usnęła. Wieczorem obudził ją ciepły chichot dzieci bawiących się pod kasztanowcem. Nie miała sił by wydobyć z siebie głos, jakiś starzec przechodząc obok zaśmiał się jej w twarz, a kobieta prowadząca kozy pogardliwie się uśmiechnęła. A ona patrzyła im głęboko w oczy i prosiła o jakąkolwiek pomoc, nadaremnie. Wszyscy we wsi uważali ją za obłąkaną i nikt nie miał odwagi się do niej zbliżyć. Ale ona nie była taka, za jaką ją uważano, niestety dla niej wiedział o tym tylko jej ukryty przyjaciel i ona... Szczęcie, na które czekała przez te wszystkie lata było tuż, tuż. Jej przyjaciel obiecał jej, że odnajdzie je właśnie dziś, dokładnie w dniu jej 33 urodzin. Rozglądała się wokół siebie nie bardzo wiedząc czego szuka, była wyczerpana i nawet nie miała sił prosić o picie. Mały chłopczyk, który od kilku godzin przyglądał się jej z oddali zebrał się na odwagę o podszedł do niej niosąc jej w garści wodę z pobliskiej rzeki. Napiła się łapczywie i czuła jak odzyskuje siły. To był pierwszy gest dobroci jakiego w swoim życiu doświadczyła od całkiem obcej osoby. Ten biedny sierota nie obawiał się potępienia ze strony mieszkańców wioski, nie bał się krzywych spojrzeń, był dzieckiem i szedł za wewnętrznym głosem serca. A ona tak uradowana tym aktem miłości objęła go jak matka której nigdy nie poznał i przelała na niego całą miłość jaką nosiła w swoim sercu. Od tego dnia opiekowali się sobą nawzajem, on szukał dla niej pożywienia, a ona kochała go jak matka, nocowali w opuszczonej leśnej chatce i tak mijały dni pełne dobroci. Mieszkańcy wioski nie przestawali mówić o biednym sierocie, którego porwała obłąkana... Drugiego dnia kalendarzowej zimy starzec, który owego dnia śmiał się jej w twarz, znalazł ją przykrytą białą warstwą śniegu. Nie oddychała już od kilku godzin... Woda, którą przyniósł jej sierota była skażona i zjadała jej organizm od środka. W dniu, w którym mały chłopczyk odszedł zabrany przez bogatego lekarza z miasta, jej ukryty przyjaciel wezwał ją do siebie. Starzec stał nad jej ciałem dwa kwadranse, jego początkowy pogardliwy śmiech przerodził się w litość i zabrał ją na zardzewiałym wózku do wioski, by ktoś ją zakopał lub spalił. To był drugi akt dobroci jakiego doświadczyła, ale to było już jej obojętne. Kiedy ludzie w wiosce zastanawiali się kto zapłaci za trumnę tej obłąkanej jej przyjaciel wyciągał do niej swoje kochające ręce... Czekał na nią 33 lata i kilka tygodni, a ona nie odwracając się biegła ku niemu przepełniona radością i wiedziała już dokąd cały czas zmierzała. Owe szczęśliwe jutro właśnie nadeszło... Edelka
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |