Kocham cię obłędnie!Mądra, młoda kobieta stała się ofiarą własnego wygląduOla już nie kryje rozpaczy. Znalazła się w obłędnym, zaklętym kręgu, z jakiego nie widać wyjścia. Natura obsypała ją wyjątkowo hojnie wszelakimi darami, Jest zdolnym architektem, matką mądrego kilkulatka. Ma niebanalną urodę: wspaniałe, gęste platynowe włosy, długie nogi, śliczne oczy, zgrabną figurę.To moje piekłoPluję na tę urodę... - tłumaczy mi, wstrząsana szlochem. - To moje piekło, moja kula u nogi. Nigdzie porządnej pracy, bo zaraz szef się przystawiał lub koleżanki obserwowały, czy aby nie dostaję podwyżek z tego powodu, że na przykład poszłam do łóżka z całą dyrekcją. No bo urodziwe na pewno się puszczają... A przecież wiesz, że tak nie jest.Wiem. Znam koleje jej losu, można by rzec prawdziwie nieszczęsne. Ta przedobra, mądra, młoda kobieta stała się ofiarą własnego wyglądu. Przed kilkoma laty poznała Stacha. Zakochał się po uszy w ślicznej absolwentce wydziału architektury. A że był bogaty po rodzicach i że to bogactwo chętnie pokazywał, doszedł do wniosku, iż tą drogą zdobędzie każdą kobietę, o którejj zamarzy. Zamarzył o Oli. Ona o nim. Był miły, przystojny, dobrze mu z oczu patrzyło. A ona - poza zdawkowymi romansami, i to przeżywanymi z umiarem, bowiem wolała się uczyć niż włóczyć - jeszcze nigdy dotąd nie przeżyła poważnego uczucia. Stach okazał się tą pierwszą, wielką miłością. Po roku urodził się Marcinek. Już wtedy, gdy Ola była w ciąży, Stach zaczął rozglądać się za nowym obiektem miłości. Co nie znaczyło, że rzuca żonę. Po prostu uwielbiał wbite w siebie z uwielbieniem oczęta rozmaitych panienek i pań. Odszedł od Oli, gdy ich syn miał niecały rok. Tłumaczył, że znalazł miłość swego życia, że musi, że potrzebuje teraz być wolny. Prosiła, płakała, wreszcie zdesperowana - poddała się losowi. Uwierzyła w słowa Stacha: - Twoja uroda zawsze będzie mnie męczyć, bo byle gnój gapi się na ciebie, jakby chciał cię zeżreć. A ty jesteś moją własnością i nie pozwolę cię tknąć innemu. Powtórzył to i po rozstaniu: - Odchodzę, na dzieciaka będę dawał, ale spróbuj związać się z kimś, to łeb ukręcę... Tego już pojąć nie umiała. Gdy więc po trzech latach od tragedii rozstania poznała Pawła, tamte dziwne ostrzeżenie Stacha puściła w niepamięć. Zrobiła błądByły mąż, który właśnie przygruchał sobie kolejną ślicznotkę i nawet miał zamiar brać z nią ślub (co zresztą wkrótce uczynił), pewnego popołudnia zjawił się w maciupeńkiej kawalerce, gdzie mieszkała razem z Marcinkiem, żyjąc z rysowania projektów, opłacanego bardzo nędznie, podczas gdy alimenty dostawała nader nieregularnie.Już w progu oświadczył tonem nie znoszącym sprzeciwu: - Ja ci dam, suko, znajomości. Nie przestałaś być moja i nie masz prawa z nikim się wiązać - po czym przystąpił do bicia. Stłukł Olę tak, że przez wiele tygodni leczyła skaleczenia rąk i sińce na twarzy. Wychodząc znów oświadczył: - A spróbuj się z nim spotkać, to zabiję. To było niepojęte. Rzucił ją dla lekkiego życia, znalazł inną, żeni się z nią, alimentów raczej nie płaci. Natomiast rości sobie do niej pełne prawa, jak pan do psa, jak właściciel do swojego fotela czy butów. Kontakty z Pawłem zerwała. Ze strachu... Przed rokiem znalazła nową pracę i poznała Mikołaja. W tym czasie Stach był już żonaty i ponownie dzieciaty. Rzadko dawał znak życia i właściwie już chyba dał sobie spokój z prześladowaniami byłem żony. Mikołaj rozumiał te sprawy doskonale, umiał znakomicie współczuć, prezentował rozumną, logiczną osobowość. No, jednym słowem - zaistniał. Wieczorne pogwarkiNabrała otuchy, że życie wreszcie odwróci się ku niej ładniejszą stroną. Mikołaj uwielbiał łagodne wieczorne pogwarki kiedy - siedząc w fotelach i popijając kawę - opowiadali sobie o kolejach losu, o świecie, o ludzkim przeznaczeniu. Był typem pojmującego codzienność filozofa, który z niejednego pieca chleb jadł. Doceniał i rozum, i dobroć Oli. Widział, że jest kobietą pełnowartościową, a za niezmiennie śliczną buzią kryje się pełen pięknych cech człowiek. Dzień po dniu, tydzień po tygodniu rozstrząsali własne życiorysy. Jednak coraz częściej tematem rozmów była wyłącznie przeszłość Oli. Mikołaj dopytywał o najdrobniejsze szczegóły. Wreszcie doszedł do scen, które chciała wyrzucić z pamięci, i skłonił Olę, aby jednak do nich wróciła, bowiem taka analiza dobrze jej zrobi. Próbowała się opierać, tłumaczyła, że to dla niej wstrętne, złe, chętnie zapominane. Nie ustępował. Kiedy dotarli do scen wyjątkowo drastycznych, kazał je sobie opowiadać po kilka razy, chcąc złapać Olę na błędach: - Przecież mówiłaś, że przyszedł po południu. A teraz mówisz, że wieczorem. Zdecyduj się. To ważne wiedzieć, gdzie, kiedy i co się działo. Chcesz mieć ciągle taką chwiejną osobowość? Musisz pamiętać, by nie popełniać błędów!Wierzyła, że o to chodzi. Ale wieczorne pogwarki zmieniły się powoli w wieczorne tortury. Po raz dziesiąty, dwudziesty była zmuszana do opowiadania o swoich męsko-damskich kontaktach z przeszłości. Gonił ją jakiś facetWreszcie któregoś dnia usłyszała pytanie: - Co ci się dzisiaj, kochanie, śniło?Odetchnęła. Nareszcie zmiana tematu. Opowiedziała ze śmiechem, że biegła po jakiejś plaży i gonił ją jakiś facet z zamazaną twarzą, któremu wreszcie uciekła. - Aha, a więc masz w podświadomości kogoś, kogo chciałabyś poznać. To nie byłem ja - bo mnie byś widziała. Spróbuj sobie uzmysłowić, kto to był. No, spróbuj - dręczył ją niemal do północy. Aż wreszcie, zmordowana do szpiku kości, wymyśliła coś naprędce, mówiąc, że to chyba konduktor z podmiejskiego pociągu czy może listonosz. Wtedy ujrzała w oczach Mikołaja coś, od czego do dziś dławi ją strach. Po raz pierwszy zobaczyła obłęd. On był szalony, sfiksowany na punkcie jej życia, straszliwie, beznadziejnie i w sposób daleki od normalności - zazdrosny. Pojęła, że jest maniakiem, że jest niebezpieczny. A że głupcem nie był, dostrzegł, iż ta prawda wyszła na jaw. Zaczęło się piekło, następnego dnia pojechał do jej firmy i zwolnił Olę z pracy. Potem, po powrocie, zakazał wychodzenia z domu. A że sam musiał jeździć do firmy, zrobił tak, by całą robotę mógł wykonywać w domu. Nie opuszczał jej na krok. Wyrzucił wszystkie bluzki z dekoltem i bez rękawów, wywalił do zsypu zbyt wycięte figi. Kazał tłumaczyć się z każdej rozmowy telefonicznej, nawet do własnej matki. Przeżyła w tym piekle kilka miesięcy, ciągle poniżana przypominaniem najdrobniejszych scen z pożycia ze Stachem i ciągle za to pożycie lżona. Była więźniemPrzed paroma tygodniami udało jej się uciec. Zaszyła się na wsi, u krewnych. Odnalazł ją w kilka dni przy pomocy wynajętych detektywów. Musiała wrócić i bez końca przez dwie noce i dwa dni (nie pozwalał jej zasnąć) wypytywał, co robiła, minuta po minucie.Co będzie dalej? Nie wie... Zdołała mi to wszystko opowiedzieć dzięki szczęśliwemu trafowi. Zachorowała i została przewieziona do szpitala matka Mikołaja. W innym mieście. Musiał pojechać. Uprzednio - co wyszło na jaw - suto opłacił sąsiadkę, by pilnowała Oli. Ta kobieta - wiele pojmująca - natychmiast po wyjeździe dała Oli znać o dziwnej propozycji Mikołaja i - oczywiście - przekazała jej całą sumę za "śledzenie". Ola błaga mnie o pomoc. Na razie nie wiem, jak to zrobić. Myślę o tym, tłukąc głową w mur niemożności. Mikołaj jest prawdopodobnie "psychiczny". Bo jaki normalny człowiek potrafiłby zrobić z życia drugiego człowieka takie piekło? ANNA KOWAL
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2023 Pomoc Duchowa |