Awantura o dzieciZ Rzecznikiem Praw Dziecka Markiem Michalakiem rozmawia Monika Florek-MostowskaNajnowszej ustawie o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie zarzuca się, że zamiast chronić rodziców pozbawia ich narzędzi wychowawczych. Zawiera ona m.in. zapis, który pozwala pracownikowi socjalnemu odebrać dziecko z rodziny. Tymczasem znane są przypadki, kiedy sita odbierano dziecko rodzicom, których ono kochało i z którymi chciało być, mimo że dostało lanie. Ja nie znam przypadków, żeby odebrano rodzicom dziecko za "lanie". Znowelizowana ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie budziła wiele emocji, ale bać się jej zapisów powinni wyłącznie domowi oprawcy, a nie zwykli, porządni obywatele. Ktoś, kto przestrzega prawa, nie obawia się przepisów Kodeksu karnego. Tak samo w tym przypadku. Osoby kochające swoje dzieci i wychowujący je z miłością, szacunkiem i zaangażowaniem mogą spać spokojnie. Nie wiem też, o jakie narzędzia wychowawcze chodzi, których ta ustawa ma pozbawiać - jeśli za takie narzędzie ktoś uznaje bicie dzieci, to ja się temu stanowczo sprzeciwiam. Bić dzieci nie wolno! Jeśli zaś chodzi o pracownika socjalnego i jego uprawnienia, to przed wejściem w życie ustawy mógł on także interweniować. Od 1 sierpnia nie mówimy już jednak o odbieraniu, ale o zabezpieczaniu wyłącznie w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia, i to nie przez samego pracownika socjalnego, ale w porozumieniu z lekarzem czy policjantem. A zabezpieczenie to polegać będzie na umieszczeniu dziecka w pierwszej kolejności u najbliższej rodziny - u babci albo wujka, który mieszka najbliżej. Trzeba też pamiętać, że każda taka decyzja musi być w ciągu 24 godzin zatwierdzona - bądź uchylona - przez sąd rodzinny. Czy prawo to nie będzie nadużywane i nie spowoduje, że kiedy rozzłoszczony nastolatek zgłosi, iż rodzice używają wobec niego przemocy, bo nie pozwalają mu iść na dyskotekę, jego ojciec lub matka zostaną za to pociągnięci do odpowiedzialności? Oczywiście, mogą się pojawić przypadki fałszywych i nieuprawnionych donosów i zgłoszeń, co miało miejsce i przed wejściem w życie nowelizacji ustawy. Będę sprawdzać, czy nie odnotowujemy wzrostu takich zachowań, ale organy ścigania, sędziowie, kuratorzy i pracownicy socjalni muszą umieć dobrze ocenić wagę i prawdziwość napływających do nich informacji. Przeciwnicy ustawy ostrzegają, że w efekcie jej wprowadzenia Polska stanie się drugą Szwecją, gdzie prawa rodziców są drastycznie ograniczone. Ja nie podzielam takich obaw. Cieszę się, że w polskim prawie znalazł się jednoznaczny zakaz bicia dzieci - to wielki sukces nas wszystkich! Ta ustawa ma zmienić podejście polskich rodziców do wychowania dzieci, zachęcić ich do stosowania metod wychowawczych wykluczających przemoc. Ze zleconych przeze mnie badań wynika, że tylko 8 proc. rodziców wie dość dobrze, jak wychować dziecko. Dlaczego ustawa nie może zawierać w tytule "przemocy domowej", jak proponuje np. Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców? To już jest pytanie do autorów ustawy, która została uchwalona w 2005 r. - taka nazwa została wówczas zaproponowana i przyjęta przez parlament. Teraz dokonano jedynie jej nowelizacji. Czy rzeczywiście w Polsce jest tak dużo przemocy wobec dzieci, że należy te stosunki regulować prawem? Przemoc powinna spotykać się z reakcją odpowiednich organów państwa, a jej sprawców powinny spotykać przewidziane przepisami konsekwencje. Według statystyk Komendy Głównej Policji przemoc domowa dotknęła w ubiegłym roku ponad 41 tys. osób poniżej 18. roku życia, w tym aż 27,5 tys. dzieci, które nie ukończyły 13 lat. Każdy taki przypadek jest wielkim dramatem dziecka, a jego skutki mogą trwać przez całe dorosłe życie. Jak definiuje Pan przemoc? Bicie dzieci jest przemocą. Dokładniejszą definicję zawierają przepisy prawa polskiego. Czy to, że potrzebny jest ktoś taki jak Rzecznik Praw Dziecka czy Rzecznik Praw Obywatelskich, oznacza, że my, mieszkańcy krajów tzw. rozwiniętych zatraciliśmy naturalną zdolność do budowania zdrowych więzi międzyludzkich? Myślę, że jeśli chodzi o relacje międzyludzkie, to nie jest z nami tak źle. Zapisanie w polskiej Konstytucji instytucji Rzecznika Praw Dziecka było przejawem realizacji postanowień Konwencji o Prawach Dziecka i wzrostu świadomości dorosłych na temat praw przysługujących dzieciom. O tych prawach nie wszyscy pamiętają o czym świadczy prawie 14,5 tys. moich interwencji w zeszłym roku i przeszło 18 tys. w tym roku - i dlatego Rzecznik Praw Dziecka jest wciąż potrzebny. Jednak najlepszym, najbezpieczniejszym i najlepiej służącym dziecku miejscem do rozwoju jest jego kochająca i bezpieczna rodzina. Z Karoliną Elbanowską ze Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców rozmawia Monika Florek-Mostowska Nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, która zakazuje stosowania kar cielesnych wobec dzieci budzi wiele kontrowersji ze strony stowarzyszeń i organizacji katolickich. Dlaczego? Przecież my, katolicy, nie chcemy bić dzieci? Przypomina mi się fragment z Listu do Hebrajczyków: "Żadne karanie nie wydaje się chwilowo przyjemne, lecz bolesne, później jednak wydaje błogi owoc sprawiedliwości tym, którzy przez nie zostali wyćwiczeni". Dobrzy rodzice to ci, którzy podejmują trud wychowania. Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców jest organizacją prorodzinną, zrzeszająca rodziców z różnych środowisk, wierzących i niewierzących. Nasz sprzeciw opiera się na uniwersalnej zasadzie: to rodzice mają prawo decydować, w jaki sposób wychowują swoje dziecko, zgodnie z własnym systemem wartości, oczywiście w granicach norm społecznych i prawa. Państwo według Konstytucji nie może wkraczać w kompetencje rodziców. Sprzeciwiają się Państwo tytułowaniu ustawy "o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie", sugerując określenie "przemoc domowa". Jaka to za różnica? "Dom" to coś więcej niż "rodzina". Dawniej do domostwa należały wszystkie osoby żyjące pod jednym dachem, korzystające z tego samego paleniska, również niespokrewnione ze sobą. W zależności od stanu społecznego była to służba, guwernantka, lokaje, a na wsiach parobcy, a nawet wędrowny dziad, który zimował u bogatych gospodarzy. Ustawa, o której mówimy, odnosi się do "wszystkich osób wspólnie zamieszkujących", czyli właśnie do domostwa, które we współczesnym świecie oznacza również dom dziecka albo grupę studentów wspólnie wynajmujących mieszkanie. Natomiast tytuł tej nowelizacji świadomie dyskryminuje rodzinę, czyli według definicji związek kobiety i mężczyzny wychowujących wspólnie potomstwo. Na świecie przepisy antyprzemocowe mówią o przemocy domowej, dzięki czemu słowo rodzina nie kojarzy się z patologią. Ustawodawca powinien dbać o precyzję języka prawa. Zdaniem przeciwników tej ustawy może ona doprowadzić do nadużyć. Jakich? Filozofia, która stoi u podstaw tego prawa, zakłada, że instytucje państwa przewyższają kompetencjami rodziców. To stawia świat na głowie. Do naszego Stowarzyszenia zgłaszają się rodziny, którym urzędnicy i sądy zrujnowali życie. Nie ma rodziny idealnej, dlatego na każdego można znaleźć jakiegoś haka. Jak przy katastrofie: zbieg z pozoru niekoniecznie dramatycznych problemów, takich jak bunt nastolatka, problemy z teściami czy konflikt między małżonkami może zaprowadzić rodzinę na skraj przepaści. To może być czyjaś złośliwość, zła wola albo nieszczęśliwy wypadek - i ze zwykłej rodziny stajemy się nagle rodziną podejrzaną. Odebranie dzieci spotyka dziś zwyczajnych ludzi, pracujących, wolnych od nałogów i przede wszystkim bardzo kochających swoje dzieci. Jak definiuje Pani przemoc? Przemoc została opisana w ustawie jako "naruszenie wolności". To pojęcie bardzo nieostre, ścigać za nią można właściwie każdego, kto próbuje wychowywać dziecko. Czy przemocą jest, jeśli siłą zatrzymamy kogoś, by nie zrobił sobie krzywdy? Czy rodzice izolujący swojego nastolatka od zdemoralizowanego środowiska wyrządzają mu krzywdę? Czy przemocą jest odmawianie dziecku pieniędzy? Granice, po przekroczeniu których powinno interweniować państwo, wyznaczone są w kodeksie karnym. Prawdziwym problemem jest to, że większość wyroków w sprawie brutalnej przemocy domowej wydawana jest w zawieszeniu. Nie potrzeba było zmiany prawa, tylko jego rzeczywistego egzekwowania. Ale w wielu rodzinach rodzice faktycznie biją dzieci, i to zwykle wtedy, kiedy "puszczają im nerwy", a nie wtedy, kiedy dziecko ciężko zawini. Czy to nie wystarczający powód, żeby zakazać stosowania kar cielesnych? Klapsy nie są tożsame z biciem. Samo słowo oznacza lekkie skarcenie, nie kojarzy się z brutalnością ani agresją. Są szkoły wychowania, które traktują klapsy jako narzędzie wychowawcze skuteczne w przypadku dzieci do 6. roku życia i takie, które całkowicie odrzucają tę metodę. Nie chcę w tym miejscu opowiadać się za żadną z nich. Z pewnością jednak nie można stawiać znaku równości między klapsem i katowaniem dzieci, a to nadużycie jest w kontekście promowania ustawy popełniane nieustannie. W Szwecji na przykład 30 lat od wprowadzenia prawa "antyklapsowego" statystyki brutalnych przypadków przemocy domowej nawet nie drgnęły. Natomiast państwo wkroczyło tak mocno w kontrolowanie rodzin, że zniosło wszelką władzę rodziców nad dziećmi. Rodziny z problemami bardziej niż kontroli potrzebują dziś pomocy: psychologicznej, prawnej, finansowej. Poza dużymi miastami dostęp do grup wsparcia, świetlic dla młodzieży, programów terapeutycznych jest bardzo ograniczony. Nowa ustawa niestety tego nie zmieniła.
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |