Gdzie jest pępek świata?W gronie znajomych zastanawiano się, ilu Chińczyków wie, kto to jest Clinton? A tym bardziej Monica Lewinsky? Albo ilu Albańczyków z Kosowa wie, kto to jest Jerzy Hoffman? Albo Kazimierz Kutz, na którego cześć z okazji jego 70. urodzin Katowice przemianowano (na szczęście tylko ju- bileuszowo) na Kutzowice. Nie mówiąc już o "ogniem i mieczem", co na Bałkanach znaczy na pewno coś całkiem okropnego.A tu tymczasem w Stanach Zjednoczonych, targanych srogą zimą i wielu dotkliwymi plagami codzienności, nic nie jest tak ważne jak dochodzenie w sprawie krzywoprzysięstwa prezydenta. A w Polsce, z zawstydzeniem opuszczającej powieki na informacje o 200. zamarzniętych bezdomnych, o codziennych prawie ofiarach śnieżnego żywiołu, o bezprzykładnie aroganckiej i bezkarnej działalności Leppera - tłumy "walą" na już powoli budzący rozważniejsze refleksje film o Skrzetuskim i Rzędzianie, o Jaremie i Chmielnickim. Gdzież więc właściwie jest ów przysłowiowy pępek świata? W Wuhan i Priśtinie, czy w Waszyngtonie i Warszawie? Nawet sławetne Walentynki - rozrywka dla młodych i najmłodszych, bo dla starszych i tam miejsca nie ma, jakby nie posiadali serca - nawet więc Walentynki, nawet coraz śmieszniejsze i coraz większy budzące niesmak "sałatki towarzyskie" z obrazami rozbawionego establishmentu (wielopoziomowego: od powiatu do parlamentu) nie są zdolne przyćmić i przygłuszyć tej ogromnej machiny, jaką udało się uruchomić twórcom filmu, który kosztował chyba więcej niż domagają się swym powołaniem pracownicy służby zdrowia. "Ten sobie mówi i ten sobie mówi, pełno radości i krzyku". Albo lepiej od Mickiewicza przeskoczyć do Fredry, a dokładniej do trawestacji jego wierszyka, w której Piłsudski - bardziej krytycznie niż samokrytycznie - osądził ; nuworiszowskie zapędy Polaków:
To nie sztuka Tych Nieświeżów - jak uczy powierzchowny przegląd naszych skomercjalizowanych mediów - mamy sporo, nie potrzeba się nawet oglądać na Warszawkę, do której wiele nazwisk wraz ze szczątkami swego etosu przeniosło się z szorstkiego pianobetonu czy styropianu na lustrzane parkiety. No, ale karnawał już się skończył, jeszcze kto nie kto posypie sobie zupełnie szczerze głowę popiołem. Byłoby nietaktem zapytać, czy także Clinton? Czy także Hoffman? Czy także Kwaśniewski? Czy także Lepper? Byłoby dobrze, bo przecież media muszą z czegoś żyć. Wracając jednak jeszcze na chwilę do naszych baranów, przeczytajmy spokojnie jeden ze spokojniejszych komentarzy prasowych na temat moralności prezydentów (za "Rzeczpospolitą"): "To, co mogło być poważną debatą nad moralnością życia publicznego i nad etycznymi wymaganiami wobec polityków, przekształciło się w polityczną przepychankę między republikanami i demokratami. Trudno było nie odnieść wrażenia, że meritum sprawy liczyło się w senackiej rozprawie najmniej - obie partie miały na oku przede wszystkim swój własny polityczny interes (...) Billowi Clintonowi wybaczono kłamstwa. Uznano, że krętactwa i zdrady dotyczące życia prywatnego nie obciążają jego publicznego konta. Można się jednak obawiać, czy tolerancja wobec wybryków obecnego prezydenta nie zaowocuje przymykaniem oczu na bardziej niebezpieczne wykroczenia polityków. Raz zaniżone kryteria trudno będzie przywrócić". No i tak dochodzimy do prawdziwego pępka świata. Kto miał Walentynki w głowie, mógł nie dosłyszeć Mateuszowej ewangelii na tenże dzień: "A ja wam powiadam: wcale nie przysięgajcie. Niech wasza mowa będzie: tak, tak, nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi". Paweł Dzianisz Pismo Katolickie Pielgrzym nr 241/1999
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |