|
On zna twoje grzechy...
Moje miasto
... śpi. Cicho odpoczywa. Jutro znów się obudzi. Będzie wstawać powoli, potem coraz szybciej i żywiej... Tysiące samochodów, dwa miliony spieszących gdzieś ludzi, korki, ciągły hałas. Mimo to lubię moje miasto. Przejeżdżając autobusem często mu się przyglądam. Oszałamiające uliczne reklamy, które mówią, jak żyć, by być szczęśliwym, kolorowe sklepowe witryny, odgłos pędzącej karetki... Lubię moje miasto. Przede wszystkim za każdą spotkaną twarz - twarz małego dziecka z dużym tornistrem, podenerwowanego biznesmena, przygarbionej staruszki z laską, twarze zakochanych, twarz żebrzącego emigranta. Zastanawiam się czasem, co o moim mieście myśli Chrystus. Mógł je przecież wybrać, mógł się narodzić właśnie tutaj, dwa tysiące lat później. Ciekaw jestem, jak by się w nim odnalazł. W ulicznym ruchu, w mieście biznesu i pożądania, dobrobytu i skrajnej biedy. Jeździłby na osiołku? Zapewne nie. Na pewno nie wzgardziłby bogatym, kochałby dzieci i gęsto obwieszoną kolczykami młodzież, przebaczałby przydrożnym prostytutkom, przebywałby wśród narkomanów, bezdomnych, opuszczonych... i być może nie jeden raz zganiłby uczonych w Piśmie. A najchętniej opowiadałby o Królestwie i uzdrawiał.
Chrystus nie narodził się w moim mieście (?)
...choć wierzę mocno, że nadal głosi Królestwo, pociesza i odpuszcza grzechy. Czuję Jego uzdrawiającą moc, słyszę w sercu Jego głos, przenikający z nieskończonej miłości każdy ludzki grzech, także mój grzech. Właśnie w moim mieście. W szalonym, rozpędzonym, a jednocześnie pięknym. Ja i mój grzech - Chrystus i Jego przebaczenie. Oto moje miasto. A twoje? Opowiedz mi o nim. Nieważne czy jest to malutka wioska, czy może wielka metropolia. Zapewne żyją w nim ludzie o różnych twarzach. Biedni i bogaci, rozpustnicy i niby święci, źli i prawi. Zapewne jest tam też i Jezus, a obok Niego... niejeden ludzki upadek: mężczyzny, kobiety, dziecka... Ich grzech, twój grzech, mój grzech. Oto nasze miasta.
Zdarzyło się kiedyś w moim mieście
.. .że na jednym z osiedlowych bloków ktoś wymalował czarną farbą trójkątne oko Opatrzności Bożej z podpisem: On zna twoje grzechy... Kilka miesięcy później pojawił się dopisek: ...więc nie zanudzaj go spowiedzią! Przyznam, że nieco mnie to rozbawiło. Na pierwszy rzut oka zdania te wskazują na logiczne rozumowanie autorów. Skoro Bóg zna ludzkie grzechy, to po co Mu je wyznawać. Skoro obserwuje nieustannie każde nasze zachowanie, to czy spowiedź w ogóle ma sens? Nie wystarczyłoby najzwyczajniej poprosić o przebaczenie w osobistej modlitwie?
Bo niejeden myśli w moim mieście
...jak znany francuski egzystencjalista, Jane-Paul Sartre. Jego wizja Boga jako podglądacza jest bardzo popularna w świadomości i wierze wielu ludzi. Bóg, który ciągle na mnie patrzy i czeka niecierpliwie na sprzyjający moment, żeby wymierzyć karę. Jakże straszny jest to Pan Bóg. Czasem obserwuję nasze pobożne babcie, mające szczere pragnienia godnego i religijnego wychowania swoich pociech. Gdy Piotruś porozrzuca po podłodze zabawki, słyszy: Piotrusiu, tak nie można, zobacz.. .Boziapatrzy... Innym razem: Kasiu, jak możesz robić takie rzeczy, Pan Bóg się będzie gniewał i cię ukarze... Babcia potem długo, długo myśli, dlaczego wnusio lubi chować się do szafy, a wnusia nie chce chodzić do kościoła... Kasia urosła, Piotr stał się mężczyzną, a ich świadomość potrzeby spowiedzi (o ile jeszcze jest) wygląda mniej więcej tak: Bóg ustanowił prawo. Popełniłem grzech - naruszyłem je, więc jestem winny. Bóg, który zawsze widzi wszystko, dostrzegł także i mój zły czyn i w konsekwencji, wcześniej czy później, mnie ukarze. Aby zmazać popełnioną winę, idę się wyspowiadać - wyliczyć jak najdokładniej wszystkie grzechy. A potem czuję się już czysty, zniknęło poczucie winy, wewnętrzny nakaz i obowiązek został wykonany, na pozór wszystko w porządku. A tymczasem...
On mieszka w moim mieście
...czuję mocno Jego dotyk miłosierny, przebaczający, pocieszający. Bo sakrament pojednania to cudowne spotkanie właśnie z Nim. Twarzą w twarz, gdzie z jednej strony staje skruszony, poraniony człowiek, z drugiej zaś uzdrawiający boską miłością Chrystus. Spotkanie za każdym razem inne, wnoszące do naszej relacji coś nowego, budującego... Spotkanie, które nie tyle polega na rozliczaniu się z popełnionego zła, co na zaczerpnięciu z nieskończonego źródła przebaczenia, Ojcowskiej Miłości, z odwiecznego Dobra. To jednocześnie spotka
nie w obecności Jego Świętego Ducha. Tak więc spowiedź... to jest nie pralnia tego, co brudne. Spowiedź... nie jest rozmową o trudnych problemach. Spowiedź... nie jest ucieczką od chorobliwego poczucia winy. Chrystus nie pierze, lecz zabiera na Krzyż, Bóg Ojciec nie czeka z rózgą niczym zagniewany gbur i nie siecze, jak śpiewamy w popularnej pieśni maryjnej, lecz przygarnia z radością. Duch Święty nie korzysta z psychoanalizy, lecz przenika i uzdrawia to, co już było, a oświetla nadzieją i pokojem to, co jeszcze będzie.
A co słychać w twoim mieście?
...w tym dalekim i tym bliskim... Przypomnij sobie twoją pierwszą spowiedź. Tyle wrażeń i emocji. Może z wielkim zaangażowaniem próbowałeś zapamiętać wszystkie popełnione grzeszki, pomagając sobie niejednokrotnie palcami u lewej ręki. Przecież nie mogło nic umknąć, bo... nie słuchałem mamy, nie odmówiłem paciorka po dobranocce, aha i jeszcze powiedziałem Zosi, że jest głupia, bo mi zabrała skakan- kę... no i te jabłka u proboszcza za płotem... Ile szczerości i wewnętrznego zaangażowania było w tym pierwszym sakramentalnym pojednaniu! Szczerości przejawianej w spontanicznym i wiernym wyznaniu, zaangażowania nieświadomie wyrażanego w woli, myślach, uczuciach prosto z serca... A dziś? Pomyśl teraz o swojej ostatniej spowiedzi. Zastanów się, gdzie była i kiedy. Może w wielkim mieście albo w maleńkiej wiosce, w konfesjonale lub nie, ksiądz był stary a może młody, mówił długo czy krótko... Nieistotne. Bo przecież chodzi o Spotkanie.
Moje miasto śpi. Jutro znów się obudzi.
Lubię moje miasto
kl. Arek Soćko SPKwartalnik Katolicki ESPE, nr 58
|
|