Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Pomiędzy poszukiwaniem, a Miłością

Rodzice pomimo tego, że mnie ochrzcili nie byli praktykujący. Gdy miałam 6 lat rozwiedli się. Po przyjęciu pierwszej Komunii Świętej mama co niedzielę sugerowała mi, że powinnam pójść na Mszę - pomimo tego, iż sama nie chodziła. Żeby nie robić jej przykrości zamiast uczestniczyć w Eucharystii wychodziłam ze znajomymi z klasy na spacery okłamując mamę. Tak minął mi okres dzieciństwa, który z Kościołem miał mało wspólnego prócz krótkiego okresu do 6. roku życia, gdzie dziadkowie mnie zabierali ze sobą. Gdy zaczęłam dojrzewać zadawałam sobie pytanie, czy Bóg tak w ogóle istnieje, w szczególności w sakramentach. Błądząc i szukając odpowiedzi poznałam kilka osób z Ruchu Światło-Życie, aż pewnego dnia się przełamałam i poszłam na ich piątkowe spotkanie. Na pierwszy rzut oka wszyscy mili dla siebie, wierzący, więc zostałam - na 2,5 lat. Po roku formacji poszukując cały czas Boga, takiego w którego oni wierzą pojechałam na swoje pierwsze rekolekcje, później na następne. Jednak nadal nie umiałam znaleźć, choć zaczęłam poszukiwać czynnie - przyjmując sakramenty, modląc się "Boże, czuję, że skoro ten świat jest tak pięknie stworzony, to musi coś istnieć poza nami, ale dlaczego Ciebie nie czuję tak jak oni, dlaczego na świecie są wojny i głód? Przecież oni mówią - jesteś Miłością. I dlaczego, kiedy Ciebie poszukuję nie potrafię odczuć Twojego działania? Pozwól mi uwierzyć, właśnie tak jak oni wierzą." Gdy skończyłam 16 lat przyszedł kolejny krok w życiu chrześcijanina - Bierzmowanie. Ksiądz (duszpasterz tamtejszej Oazy) bardzo się zdziwił jak powiedziałam mu, że nie chcę przyjąć tego sakramentu. Tak mnie przekonywał aż ostatecznie przyjęłam - zupełnie będąc nieświadoma, co ten sakrament w ogóle oznacza.

W liceum poznałam zupełnie nowych ludzi, nie-oazowi, niewierzący. Zaczęło mnie przekonywać bardziej takie życie - beztroskie i imprezowe. Chwilę jeszcze chodziłam na Oazę, aż w końcu rzuciłam swoje poszukiwanie Boga. Natomiast zajęłam się weekendowymi imprezami i wychodzeniem na papierosa, co przerwę. Długo nie trwało poczucie beztroskości i szczęścia. Więc poszukiwałam tam, gdzie nie powinnam - jeden wielki hedonizm. Boga jednak nadal nie było w moim życiu, ksiądz na lekcji religii na moje pytania nie potrafił mi odpowiedzieć, a ja już od lat żyłam bez sakramentów. Walka przeciwko Kościołowi nadal trwała. Bunt młodzieńczy. Liceum skończyłam i stwierdziłam: Mam gdzieś taki Kościół, chcę formalnie wypisać się z niego. Jednak przed wizytą u proboszcza odbyłam 3-godzinną rozmowę z pewnym głęboko wierzącym znajomym nie mówiąc mu o swoich planach, ale i te jego odpowiedzi nie dały mi satysfakcji. Dzień później loguję się na Facebooku, a tu zaproszenie od znajomej, której nie widziałam latami, a poznałyśmy się na rekolekcjach w 2006 roku. Zaczęłyśmy wspominać tamten czas i coś we mnie ruszyło. 2 dni później nie pamiętając nawet o której były Msze wybiegłam do kościoła - i właśnie akurat trafiłam na Eucharystię. Pamiętam jak dziś ten dzień - 14 września 2010 (Święto Podwyższenia Krzyża). Do teraz się zastanawiam skąd nagle taka łaska nawrócenia po 20 latach poszukiwania, gdzie już byłam blisko apostazji. W to właśnie święto, kiedy zajrzałam z własnej woli po 3 latach powiedziałam sobie, że chcę nieść ten Krzyż już do końca swoich dni. No, ale co dalej? Poprosiłam mamę o zgodę na przeprowadzkę do Krakowa. Chodziłam tam nagle codziennie na Mszę, gdzie rzeczywiście odczuwałam obecność Boga, po raz pierwszy w życiu. I wiedziałam, że jeżeli chcę w pełni w niej uczestniczyć muszę pójść do spowiedzi, a bałam się bardzo. Miesiąc minął, znajomi w Krakowie mnie pytali, a ja nie potrafiłam się w dalszym ciągu przełamać. Aż podczas Mszy ksiądz akurat usiadł w konfesjonale koło którego stałam i poszłam. Radość wielka po usłyszeniu rozgrzeszenia. Nigdy nie czułam większego szczęścia, które trwa do dnia dzisiejszego.

Kolejne pytanie: przecież Bóg powołuje, ale gdzie mnie powołał? Oczywiście wcześniej rozważałam tylko małżeństwo. Jednak doszło do mnie, że jest jeszcze coś takiego jak powołanie zakonne, które po nawróceniu czułam silnie. W neofickiej ekstazie stwierdziłam, że może zakon misyjny. Wybrałam się zatem na 2 dni do sióstr bijąc się z myślami, krzycząc na Boga skąd te myśli - jak taki marny i grzeszny człowiek może zostać zakonnicą. Po jakimś czasie przyglądając się wszystkiemu zauważyłam, że nie trzeba szukać zranionych i poszukujących ludzi aż w Afryce, że w Polsce jest też wiele do zrobienia. Jednak Bóg mi daje ciągle rzekomo tak widoczne znaki, że aż zaczynam powoli rozumieć - chyba potrzebowałam silnego nawrócenia, aby odnaleźć swoją Drogę, a ja mu obiecałam, że pójdę Tam, gdzie mnie pośle. "Teraz nie ja żyję, lecz żyjesz we mnie Ty!"

Jednak jest pewien fakt, który wstrząsnął moje życie. Człowieka, którego spotkał się z Miłością tak bezgraniczną, Miłosierną i bezinteresowną nic nie jest w stanie (bynajmniej nie powinno) odwieść od tej Miłości. I w dzisiejszych ciężkich czasach ludzie potrzebują świadectwa i ŻYWEJ wiary, jak i również Chrystusa, który jest rzeczywiście obecny w sakramentach Kościoła.

Dlatego nie zamykajmy się w pierwszym mieszkaniu (sugerując się św. Teresą od Dzieciątka Jezus), tylko pogłębiajmy życie duchowe. Poszukujmy i nieustannie się nawracajmy, nie ograniczajmy się do minimalizmu. "Niespokojne jest nasze serce, dopóki nie spocznie w Tobie."

 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej