Mój mały wielki cud - świadectwo Bożego dzieckaDzisiejszy świat oferuje rozwiązłe życie, pełne przyjemności, zabawy i to pozornie świetny plan, niewiele od nas wymaga wysiłku, robimy co nam się podoba. Gorzkie owoce takiego postępowania pojawiają się dopiero nieco później. Będąc zbuntowaną nastolatką (ok. 12 lat) niezbyt rozumiałam sens nauczania Kościoła. Wszystko wydawało mi się surowe, skomplikowane i oderwane od rzeczywistości.Miałam dwie przyjaciółki z którymi rzadko się rozstawałam i w sumie świetnie się razem bawiłyśmy. Któregoś razu jedna z nich zaczęła opowiadać o grupie ludzi, którzy na jednym z portali społecznościowych utworzyli społeczność postaci fikcyjnych i tam kreują własną rzeczywistość, zależną tylko od fantazji internautów. Jak nietrudno było przewidzieć szybko się w to wkręciłam. Założyłam konto, poznawałam nowych ludzi, a właściwie kreowane przez nich postaci. Mogłam puszczać wodze fantazji, mój wirtualny odpowiednik był lepszą wersją mnie o niewyobrażalnej urodzie i zdolnościach. Zawsze dużo się tam działo. Ciągłe konflikty, walki, spotkania, akcje. Polegało to na tym, że opisywaliśmy, co dokładnie robi nasza postać. W ten sposób powstawały długie, przejmujące, pełne przygód i emocji historie, które w realnym świecie nie miały racji bytu. Zaczęło mnie to pochłaniać. W niedługim czasie zaczęłam spędzać mnóstwo czasu przed komputerem ukrywając moje drugie życie przed resztą rodziny. Szybko także zaczęły się kontakty z chłopakami. Ponieważ nie znałam nikogo z prawdziwego imienia i nazwiska mogłam robić co tylko chciałam. Z początku niewinne kontakty zaczęły się przeradzać w coraz groźniejsze relacje- poznałam zjawisko wirtualnego seksu szerzące się w tej grupie. Nie trzeba było też długo czekać aż poznałam chłopaka, który początkowo był moim przyjacielem, ale potem z mojej inicjatywy rozpoczęła się nasza erotyczna relacja, pomimo iż wiedziałam, że ma dziewczynę i ją zdradza. Nasz "związek" powoli się toczył, chłopak prowadził konto postaci o imieniu Kaname. Był ateista, nie wierzył w Boga, był o dwa lata starszy, bardzo inteligentny i zabawny. Jako młoda i podatna w zasadzie na wszystko naiwna dziewczyna szłam za nim we wszystko. Zaczął pobudzać moją wyobraźnię przez coraz odważniejsze i bardziej erotyczne wiadomości. W szybkim czasie nasza relacja przerodziła się w wyłącznie seksualne wiadomości i podteksty, pociągał mnie w coraz gorsze wyobrażenia, łatwo łamał mój opór. Oddalił mnie od Boga, interesował mnie tylko on i seks. Skrzywione patrzenie na seksualność i miłość sprawiło, że już nie mogłam bez tego żyć. I nagle wiadomość, odkrycie, że jestem jedną z wielu jego wirtualnych kochanek i dziewczyn które rzekomo kocha. Cały mój mały świat się sypnął. Wtedy uważałam to za osobistą tragedię, ale z perspektywy czasu widzę, że było to moje wybawienie. Postanowiłam skończyć z fikcją, usunęłam konto i pozostałam w kontakcie tylko z dwoma bliskimi mi osobami, które poznałam przez internet: Lyonem i Sam. Lyon był moim dobrym kolegą, ąz do czasu, gdy odezwały się moje stare nawyki i doprowadziłam do tego, że nasza relacja przeszła w erotyczną. Skończyło się tak, że zaczął robić to wbrew mojej woli, już tego nie chciałam, ale naciskał. Zerwałam z nim kontakt. Została tylko Sam, była mi bardzo bliska. Utrzymywałyśmy kontakt, nawet do siebie dzwoniłyśmy do czasu, gdy postanowiłyśmy się zabawić, by "odświeżyć" swoje umiejętności. zaczął się z nią romans. I co?... Właśnie tak, wszystko się skończyło. Dno rozpaczy. I pewnie się wydaje, że teraz miejsce na moje nawrócenie? Nic podobnego. Pływałam sobie łódką po moim bagnie i machając Bogu oddalałam się coraz bardziej. Jeszcze w czasie "związku" z Kaname zaczęłam eksperymenty ze swoim ciałem, jednak na małą, że tak powiem, skalę. Potem wpadłam z deszczu pod rynnę, bo odkryłam masturbację. Z początku nieśmiałe praktyki z czasem były coraz odważniejsze, obrazy i sytuacje zaszczepione przez Kaname w mojej głowie ciągle mi towarzyszyły i potęgowały pożądanie. Z czasem się uzależniłam. Czy zdawałam sobie sprawę, że grzeszę? Skąd. Nie przejmowałam się tym, przystępując do spowiedzi mówiłam jedynie, że zachowywałam się nieprzyzwoicie. Było ze mną coraz gorzej, potrzebowałam silniejszych bodźców. W końcu sięgnęłam po pornografię. W telefonie miałam dostęp do internetu, nic więc prostszego. Nim się zorientowałam pożarło mnie to do tego stopnia, że nie umiałam już myśleć o niczym innym. Stałam się wulgarna, ubierałam się nieraz wyzywająco, uwielbiałam wywoływać pożądanie. Wtedy poznałam Łukasza, który zakochał się we mnie a ja w nim. Nasza relacja opierała się głównie na kontakcie przez telefon, bo mieszkał kawałek ode mnie, ciężko też było się spotkać, gdyż nie chcieliśmy, by ktokolwiek się o nas dowiedział, zwłaszcza z rodziny. Często sypały się erotyczne podteksty, które głównie ja prowokowałam. Spotkaliśmy się tylko raz jako para. Oddałam mu swój pierwszy pocałunek, chociaż wcale tego nie chciałam. Wywarł na mnie presję. Był okropny, potem przyszły kolejne, nie chciałam więcej, ale dawałam się całować. Niedługo po tym brutalnie zerwałam z Łukaszem. Zrobiłam mu ogromną krzywdę, jednak nie mogłam tak dłużej żyć. Wymuszał na mnie kolejne wyznanie że go kocham, mimo że tego wcale nie czułam. Znowu zostałam sama. Nałóg mnie wypalał, byłam ze sobą nieszczęśliwa, brzydziłam się tym co robię, czułam się nic nie warta. Podjęłam walkę. Ciągle jednak upadałam, brakowało mi zawierzenia się Jezusowi, chciałam wszystko zrobić sama. Kiepsko mi szło. Po półtorej roku wątpliwych starań nadal byłam pogrążona dalej. Chociaż wtedy tego nie zauważałam moja przyjaciółka chciała mnie zawrócić ze złego drogi, chciała ze mną rozmawiać, ale zbywałam ją. Jednego wieczora w końcu udało nam się nawiązać dialog, rozmawiałyśmy o Bogu. Mimo że nie od razu odczułam skutki, to coś się wtedy we mnie zmieniło. Zbliżało się Bierzmowanie. Tak bardzo chciałam się z tym uporać przed przyjęciem tego ważnego sakramentu. Wtedy w ręce trafiła mi książka Jana Bilewicza, pt. "Nie przegrajcie miłości!". Odwróciła moje myślenie i moje życie do góry nogami. W tym czasie było też zagrożenie, że moja mama ma raka piersi. Często chodziłam wtedy na różaniec i modliłam się, żeby była zdrowa. Zaczęłam walkę na poważnie. Upadałam najdłużej po czterech dniach, w każdą niedzielę chodziłam do spowiedzi, że by się oczyścić. I pojawiły się owoce! Nałóg ustępował. Zaczęłam mocna w Chrystusie wygrywać kolejne walki z szatanem. ostatni raz upadłam w lutym zeszłego roku. Do Bierzmowania przystąpiłam wolna od grzechu masturbacji i pornografii. Jak ogromne było moje szczęście! Po przyjęciu sakramentu było już tylko coraz lepiej, zbliżałam się do Boga. Uważam to za osobisty cud, bo naprawdę to Bóg uratował mnie z bagna, w które sama się wplątałam, On ciągle czekał, żebym odwzajemniła Jego miłość. Tak bardzo był dla mnie cierpliwy. Chciał tylko mojej zgody by mnie przemienić. I stało się. Jeszcze przed całkowitym wyjściem z nałogu zostałam poproszona przez chłopaka, w którym się zakochałam, abym została jego dziewczyną. Moje szczęście było ogromne, chociaż jeszcze nie wiedziałam jaka przed nami trudna droga. Ponieważ nie określiliśmy sobie od razu konkretnych zasad, oprócz chęci wstrzemięźliwości seksualnej przed ślubem, szybko pojawiły się namiętne pocałunki. Początkowo byłam w siódmym niebie, ale potem zrozumiałam, że źle robimy i z bólem postanowiliśmy się ich pozbyć. Było ciężko. Upadaliśmy, zapominaliśmy się. Cały czas modliliśmy się za siebie, aż w końcu postanowiliśmy przystąpić do Ruchu Czystych Serc. Kiedy już się do tego przygotowaliśmy uczestniczyliśmy razem w Mszy Sw. po czym zmówiliśmy modlitwę zawierzenia trzymając się za ręce. Z każdym słowem czułam siłę płynącą od Jezusa. Od tego czasu zdwoiliśmy wysiłki w walce o czystość. Bóg nieustannie nas umacniał, chociaż mieliśmy i mamy do tej pory problemy i chwile słabości. Zastanawiam się czasem, dlaczego Bóg połączył nas tak wcześnie. Ponieważ ślub możemy wziąć najbliżej za szczęść lat (jesteśmy w pierwszej klasie liceum, potem studia), więc szanse, że nas związek przetrwa są niewielkie. Na dodatek perspektywa walki o czystość, która dla mnie jest niezwykle trudna, dla mojego ukochanego także, przez tak długi czas nieraz doprowadza mnie do rozpaczy. Czasem mam ochotę rzucić to wszystko, kiedy jest bardzo trudno, zrezygnować i się poddać, iść na łatwiznę. Ale za bardzo kocham mojego chłopaka, który jest także moim przyjacielem i nie mogę zawieść Boga, który tyle o mnie walczył. Nie poddajemy się, bo się szanujemy. Mimo że wierzę, że to on będzie moim mężem, to dopuszczam myśl, że możemy się rozejść i dlatego walczę o jego czystość, bym kiedyś mogła z czystym sumieniem spojrzeć w oczy jego żony i powiedzieć jakim był dla mnie cudownym oparciem, zamiast ranić ją opowieściami o erotycznych przeżyciach. Tak jesteśmy razem już prawie półtorej roku i nasz związek ciągle kwitnie, zmienia się, rozwijamy sie i wspieramy w trudnościach nawzajem, budujemy na Bogu, który ciągle trzyma nas za ręce i prowadzi. Pamiętajcie, tylko On jest stałym i nienaruszalnym fundamentem! Nie budujcie na grzechu! Miłość i grzech są nie do pogodzenia, miejcie do siebie szacunek, taka jest prawdziwa miłość! Nie słuchajcie chorych ideologii, które chcą nam wcisnąć jacyś pseudoeksperci... Wsłuchajcie się w głos waszego serca, w pragnienie Boga. Kochajcie, przełamujcie samych siebie, żyjcie, nie bójcie się cierpienia, zawierzcie się. Miłość czysta to miłość piękna i prawdziwa. Dziewczyny, szanujcie się, to chłopcy będą was szanować, to że was pożądają nie znaczy że im zależy. Ubierajcie się skromnie, wtedy będziecie naprawdę piękne. Chłopcy, szanujcie dziewczyny, nie wykorzystujcie ich kompleksów czy naiwności. Bądźcie prawdziwymi mężczyznami, którzy nie boją się stawić czoła własnym popędom, bądźcie silni i pokonujcie samych siebie, sięgajcie wyżej! Za nic nie podziwiam mojego ukochanego tak jak za to, że potrafi mnie zatrzymać kiedy zaczynam ulegać pokusom, kiedy mimo że sam chce ulec ratuje mnie i moją czystość, choć mógłby wykorzystać moją słabość. Jest moim bohaterem i to właśnie decyduje o jego męskości. Szacunek, nie obwód bicepsa czy ilość zaliczonych panienek. Panowie, bądźcie prawdziwymi mężczyznami, których tak teraz brakuje... Piszę to świadectwo by ostrzec was wszystkich, młodych, przed niebezpieczeństwem i bólem jaki niesie za sobą nieczystość. uważajcie na siebie, "błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą". B.
Prosimy Portal Fronda o nie kopiowanie tekstów
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |