Oblicza UkrainyZ ks. Piotrem Główką z ukraińskiej parafii Gwardijskie rozmawia Radek MolendaCzy Ukraina okazała się krajem innym, niż wyobrażał sobie Ksiądz przed wyjazdem? Generalnie - nie. Spodziewałem się kraju postsowieckiego - i Ukraina jest takim krajem, choć Ukraińcy dokładają wielu starań, żeby się odbudować jako społeczeństwo mające własną tożsamość, kulturę i bogactwo duchowe. Jestem jednak Ukraińcami zachwycony. Pracuję głównie na wsi, gdzie ludzie są niezwykle otwarci i serdeczni. Nie spotkałem wrogo nastawionych. Są raczej ciekawi Polski i tego, jak ja widzę ich kraj w porównaniu z Polską. Znam przede wszystkim Podole i urzeka mnie ono swoim pięknem. Dopływy Dniestru wyżłobiły przepiękne kaniony i głębokie doliny, a przede wszystkim pola. Ziemia jest tak żyzna, że ludzie niemal całkiem zlikwidowali lasy, by uprawiać każdy jej skrawek. Są też wspaniałe zachody słońca, które można kontemplować, i silne wiatry, potrafiące w zimie zawiać drogę śniegiem nawet na kilka dni. Jest jeden tylko obraz Ukrainy? Nie uważam siebie - po półtora roku obecności - za specjalistę. Odkrywam jednak pięć różnych Ukrain - różnych społeczeństw, które różnią się sposobem życia, poglądami społecznymi i politycznymi, a nawet językiem. Jest Ukraina zachodnia, w dawnych granicach II Rzeczypospolitej, gdzie odnajdujemy kręgosłup siły narodu ukraińskiego, patriotyzm, staranie o kulturę języka. Jest Ukraina wschodnia, która bardzo mocno ciąży ku Rosji i chce się z nią integrować. Jest Krym, stanowiący integralną, dość problematyczną społeczność. Jest Kijów i inne duże miasta, które są z jednej strony, można by powiedzieć: "rosyj-skojęzyczne" czy czasem "prorosyjskie", a z drugiej - żyją życiem wielkomiejskim, stylizowanym na metropolie europejskie, z biznesem, pracą, pieniędzmi. Jest wreszcie Ukraina za Zbruczem, wiejska - ta, w której ja pracuję - już nie zachodnia, ale jeszcze nie wschodnia. Ludzie żyją tam przede wszystkim u siebie i dla siebie - na wsi, w rodzinie, na swoim polu, ze swoimi problemami. Nie zapominają o tożsamości - nie dążą ani do integracji z Rosją, ani z Unią Europejską. Cały ten podział opiera się oczywiście na moich pewnych uogólnieniach. Wspomniał Ksiądz o różnicy języków. Dominuje język ukraiński, choć za Dnieprem więcej mówi się po rosyjsku. Trzeba jednak powiedzieć, że Ukraina jest krajem, w którym na żadne, nawet najprostsze pytanie, nie ma prostej odpowiedzi. Dotyczy to także języka, jakim posługują się Ukraińcy. W mowie luźno mieszają oni język ukraiński z rosyjskim, czasem wtrącając polski. I rozumieją, a przynajmniej starają się rozumieć, gdy mówi się do nich w każdym z tych języków. Ten kraj istnieje właściwie po raz pierwszy dopiero od 20 lat. Używanie rosyjskiego, gdy np. jadą na zakupy do miasta, nie wiąże się z brakiem patriotyzmu, ale dyktowane jest względami praktycznymi. A oblicza religijne Ukrainy? Ukształtowało się przekonanie, że na zachodzie kraju Ukrainiec to greko-katolik. Natomiast za Zbruczem, gdzie ja pracuję, a to najbardziej katolicka diecezja na Ukrainie, jest stereotyp Ukraińca jako prawosławnego. Dlatego wielu naszych parafian przeżywa dylemat, jak mogą służyć swojej ojczyźnie będąc rzymskimi katolikami. Większość z nich ma polskie korzenie, ale jeśli niektórzy pamiętają polskie modlitwy, to i tak wiele. Chcą być po prostu Ukraińcami, którzy kochają swoją ojczyznę. Jednak są też i tacy, którym pomagamy na nowo odnaleźć ich korzenie w polskości zagubionej w poprzednich pokoleniach w czasach terroru komunistycznego. Na wschodzie jest dużo gorzej nie tylko z wiarą katolicką, ale z wiarą w ogóle. Dziś na Ukrainie katolików jest 5-10 proc. Pozostałe 90 proc. nazywa się prawosławnymi, ale większość nie wykonuje żadnych praktyk religijnych, a jeśli już, to jest to coroczne przyjście do cerkwi ze święconką i przy tej okazji może modlitwa. Gorliwi, ortodoksyjni prawosławni to rzadkość. W naszej parafii mamy 24 wioski rozsiane w promieniu 20 km - w tym jedną polską: Oleszkowce, a w nich 2 tys. katolików. Musimy więc dosłownie wyszukiwać parafian po wioskach. Zachowali wiarę swoich dziadków. Uczą mnie zwykłej, prostej pobożności, o której my, "oświeceni" katolicy, czasem zapominamy. Czymś naturalnym jest pozdrawianie się pełnym: "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus" i modlitwa po posiłku oraz - np. w czasie dłuższej podróży - odmawianie Różańca. To jest piękne. Ale chcemy, aby nasze duszpasterstwo było nie tylko dla katolików, lecz dla wszystkich. Powiedzmy więc o duszpasterstwie. Najważniejsza - obok sprawowania sakramentów - jest katechizacja, bo oni nie mają naturalnego dziedzictwa katolicyzmu, jakie istnieje w Polsce. Rodzin, które przechowały przez lata komunizmu wiarę, łącznie z wiedzą o Panu Jezusie i z tradycjami, było w naszej parafii dosłownie kilka. Kiedy prowadzę katechezę dla dorosłych w Olesz-kowcach, czasami pytam: czy wiecie, co oznacza w czasie Mszy Świętej to czy tamto? I ludzie, czasem staruszkowie, z całą prostotą odpowiadają: "Ojcze, nie wiemy, ale powiedzcie nam, to będziemy wiedzieli". Bardzo lubię takie piękne chwile, bo ci ludzie są naprawdę zaciekawieni, mają głód wiedzy religijnej. Dla nich ksiądz jest nośnikiem prawdy - jak coś mówi, to widocznie tak musi być. Katechezę dla dorosłych prowadzimy zasadniczo od listopada do marca. Nie zawsze się udaje, ale się staramy. Chwalą nas nawet prawosławni, że staramy się w ludziach dorosłych wzbudzać życie duchowe. Czasami trzeba przypomnieć komuś: "dziadku, masz już 75 lat, a jeszcze nie byłeś bierzmowany. Czas najwyższy! I warto się do tego przygotować". Cechą Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie jest to, że my od ludzi wymagamy. Jeśli np. ktoś przychodzi ochrzcić dziecko, najpierw musi się do tego przygotować. Na początku ludziom ciężko się było do tego przyzwyczaić, ale teraz to doceniają. Nie możemy inaczej, bo bez wiedzy religijnej bardzo łatwo przejść do zabobonów. I często tak się dzieje -jeśli nie mają ugruntowanej wiedzy religijnej, chodzą do różnych babek, wróżek, próbują sobie radzić jakimiś "magicznymi" siłami. Od listopada do marca? Mówiłem już, że na pytania o Ukrainę nie ma prostych odpowiedzi? (śmiech) Nasi parafianie od początku wiosny do później jesieni, dopóki wszystkiego nie zbiorą, dzień w dzień od świtu do nocy ciężko pracują na roli. Kiedy jest pogoda, to "ziemia czeka" i często nie ma jak ściągnąć ich z pola do kościoła. Czasami po ojcowsku "krzyczymy" na nich: "Wiecie dlaczego od dwóch tygodni pada deszcz? Boście w niedzielę pracowali!". Nie możemy ich od tego odzwyczaić. Ale - pomijając tę "słabość" do roli - są w kościele i pomagają w parafii, kiedy mogą i jak tylko mogą. Czasem zaproszą księdza na obiad, ale częściej przynoszą nam płody rolne, mleko, jajka itd. A jak jest hasło zbiórki na seminarium, to nie dość, że się sporo uzbiera, to i znajdzie się ciężarówka, żeby to do seminarium zawieźć. Jakie są wzajemne stosunki: państwo, prawosławie, katolicyzm? Stosunki te zależą od konkretnych ludzi. Dobrym przykładem jest szkolna katecheza dla dzieci. Nie jest zabroniona, a jednocześnie nikt oficjalnie nie odważy się nam na nią pozwolić. W jednej z wiosek jesienią zeszłego roku przez dwa miesiące katechizowaliśmy dzieci na dworze, przed szkołą, bo dyrekcja bała się wpuścić nas do środka. Kiedy zrobiło się chłodno, rodzice, zresztą w większości prawosławni, poszli w tej sprawie do sołtysa, którego dziecko było nota bene wśród katechizowanych. Od kiedy miejscowa władza powiedziała, że katecheza w szkole może być, współpraca układa się wyśmienicie. A wpływ Cerkwi na te stosunki? Ewentualne opory władz - przynajmniej lokalnych - wobec katolików biorą się najczęściej z supremacji na Ukrainie prawosławia. Chociaż wpływ Cerkwi na ukraińskie władze jest - moim zdaniem - mniejszy; niż się wydaje, to dbają one o dobre stosunki z tamtejszym prawosławiem, które nie tyle uważa katolików za wrogów, co naprawdę wierzy, że jest jedyną właściwą drogą chrześcijaństwa. Cerkiew rzadko katechizuje dzieci lub wcale tego nie robi, stąd w prawosławiu rosną kolejne pokolenia, które nie mają pojęcia o swojej wierze. A że sami w ramach katechezy naciskamy na to, żeby dzieci prawosławnych gorliwie co tydzień chodziły do cerkwi, ich rodzice często równie chętnie, co katolicy pozwalają im na przychodzenie na naszą katechezę. Nie tylko kształtujemy u ukraińskich dzieci wiarę ich ojców, ale także chęć rozwijania się, wymagania od siebie. Tak więc z jednej strony funkcjonowanie katechizującego Kościoła katolickiego na Ukrainie jest dla prawosławnych korzystne. Z drugiej jednak strony liczą się oni z nauką Cerkwi, że katolicy są odszczepieńcami. Dla nas najważniejsze jest, że nasz sposób duszpasterstwa mobilizuje naszych braci prawosławnych do podobnego działania wobec swoich wiernych, a to dobry prognostyk na przyszłość wiary chrześcijańskiej na Ukrainie. Jeden procent na wsparcie ukraińskiej parafii można przekazać wpisując w PIT: Fundacja "Światło-Życie" nr KRS 0000071891; w miejscu wskazania celu szczegółowego należy wpisać: "Ukraina".
Tekst pochodzi z Tygodnika Idziemy, 9 stycznia 2011
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |