Kierowca Pana BogaJedna z dewiz życiowych Adama mówi, że jego trumna nie będzie miała kieszeni. Dlatego nic ze sobą nie chce wziąć. O tym, ilu osobom dotychczas pomógł, nie wie nawet jego najbliższa rodzina.Na pomysł, by opisać jego pozaza-wodową działalność, Adam bierze Pismo Święte i czyta: "kiedy dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa". - A jeśli chcesz o mnie napisać panegiryk, to w ogóle nie ma rozmowy - mówi stanowczo. Przekonuje go argument, że może to, co robi, zainspiruje innych do podobnego działania. - Ale pod warunkiem, że ja oraz ci, którym udało się pomóc, pozostaną anonimowi - dodaje. Adam zawsze, zanim pomoże, bada sytuację: czy rzeczywiście potrzebna jest pomoc, na co pójdzie i czy to, co da, wystarczy. Zawsze anonimowo. Jego ostatnie "wybryki" to zafundowanie fotografowi z Podlasia, który stracił zasiłek dla bezrobotnych, sprzętu fotograficznego na rozkręcenie własnej działalności i sprzedanie za 500 zł swojego wysłużonego busa komuś, kto chce zająć się organizowaniem pielgrzymek z Warszawy do Ostrej Bramy. - Przedtem do tego busa kupił nowy akumulator - zdradza nabywca auta. Gdy przyszła ubiegłoroczna powódź, Adam wpłacił 2 tys. zł na Caritas, a potem pojechał na zalane tereny i wypatrzył rodzinę, której pomaga do dziś. Myli się jednak ten, kto uważa, że Adam opływa w dostatki. Żyje skromnie, utrzymując siedmioosobową rodzinę, bo - jak uczyła go matka - dzieci i szklanek nigdy za dużo. Jego warsztat, gdzie co dzień pracuje jako ślusarz remontowy, trudno nazwać niezwykłym. Nie biją w oczy piękne reklamy, uboga strona internetowa nie przyciąga. Jednak klienci stoją do niego w kolejce. - Pracujemy dla naszych bliźnich, a nie dla kosmitów, dlatego albo robimy coś dobrze, albo wcale. Dajemy z siebie tyle, ile możemy, a Bóg niech dalej błogosławi - mówi o polityce firmy, którą prowadzi od 1978 r., dziś już z synem. Gdy klient chce "kombinować", dawać łapówki, pokazuje mu wiszący na ścianie obraz Jezusa Miłosiernego. - Prostujemy naszym klientom kręgosłupy. Wielu z nich tata stracił, ale jeszcze więcej przyszło na ich miejsce - śmieje się syn. - Wyszedłem z bardzo biednej, galicyjskiej rodziny - mówi pytany o motywy. - Mama była przez całe życie służącą, a tata, żołnierz u gen. Hallera, po wojnie najmował się jako wyrobnik. Jako kilkunastoletni chłopak ślubowałem sobie, że zawsze będę pomagał biednym. I pozostaję temu wierny - tłumaczy. Do wszystkiego dochodził sam. Gdy jego firma zyskiwała renomę i klientów, nie od razu opuścili trzypokojowe mieszkanie w bloku, gdzie mieszkali w siódemkę. - Jeździliśmy w szóstkę dużym fiatem. Najmłodsi siedzieli na wycieraczkach. Mąż zawsze wynajdywał takich, którzy mieli gorzej niż my i którym trzeba pomóc, zanim się zadba o siebie. Kiedy starszy brat Adama umarł w kilka dni po urodzeniu, jego mama modliła się, żeby kolejne dziecko miało talentów za dwóch. No i Adam je ma - mówi ze śmiechem żona Ewa. - Więc jeśli dostałem dwa razy więcej niż inni, to Bóg kiedyś zapyta mnie nie o 10, ale o 20 talentów - dodaje Adam. - Nigdy sobie i nam nie pobłażał, zarówno w życiu rodzinnym, duchowym, jak i zawodowym. Ale też nigdy nie brakowało nam niczego naprawdę potrzebnego - mówi jedna z córek. Do dziewięcioosobowego busa przesiedli się w 1991 r., kiedy nie było już żadnej innej możliwości wspólnego wyjazdu. A dwa wolne miejsca zawsze były dla autostopowiczów. - Kiedy umrę, Jezus może mnie zapytać nie tylko o to, czy odziałem Go, kiedy był nagi, ale także czy Go podwiozłem, kiedy był w drodze - mówi Adam. - Czasem autostopowicze żałowali, że wsiedli, bo tata nie brał zapłaty, ale zmuszał ich do wspólnej modlitwy w drodze i głębokiej rozmowy o wierze - śmieje się córka. - To był sławny w całym naszym dekanacie samochód. Nie wiem, ile razy był pożyczany, ile nim pojechało darów na Wschód, ile pielgrzymek w różne miejsca. I nigdy się nie popsuł. Jak Adam wynajduje osoby, którym pomaga? - Bóg jakoś dziwnie sprawia, że w kościele, od naszych dzieci czy znajomych słyszę o tym, że ktoś potrzebuje pomocy. Czasem też w prasie katolickiej wpadają mi przed oczy ogłoszenia, na przykład że budujący się klasztor potrzebuje pomocy - wyjaśnia Adam. Szczególnie upodobał sobie pomoc żebraczym, klauzurowym zakonom, którym funduje w zależności od ich potrzeb raz łopatę do odgarniania śniegu, a innym razem udrożnienie studni lub samochód. Raczej daje wędkę zamiast ryby. W tym, co robi, nie widzi nic nadzwyczajnego. Nie czuje się filantropem, ale człowiekiem poddawanym próbie: czy podzieli się tym, co Bóg pozwolił mu wypracować, z Chrystusem przychodzącym w drugim człowieku. - Im więcej dajemy innym, tym więcej Pan przysyła nam zleceń i tym więcej możemy zarobić. W życiu nic nie jest przypadkiem - kończy. Radek Molenda
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2023 Pomoc Duchowa |