Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Jestem niepełnosprawna. Skąd te głupie uwagi czy dziwne spojrzenia?

Nie wiem ile czasu musi upłynąć, ale wcale nie jest tak łatwo osobie, o której mówi się niepełnosprawna. Ja do tej Grupy się zaliczam, mam widoczną trudność w chodzeniu. Nie chodzi mi o użalanie się nad sobą, ale ogólną świadomość myśli i działań ludzi. Jak w różnych mediach robione są akcje na temat pomocy niepełnosprawnym, to wygląda, że całe społeczeństwo rozumie i angażuje się w tę pomoc. I dobrze. Ale nam bardziej chodzi o normalne traktowanie na co dzień, pozbawione głupich uwag, dziwnych spojrzeń. Kto kogo powinien takich zachowań uczyć. - Julita, lat 16.

Droga Julito!

Odnosimy wrażenie, że w ostatnich latach zarówno społeczna świadomość, jak i podejście do osób niepełnosprawnych uległo dużej zmianie. Na plus. Zarówno za sprawą udogodnień komunikacyjnych czy architektonicznych, jak i po prostu większej akceptacji, wynikającej ze zrozumienia faktu, że ktoś inny to nie ktoś gorszy, lecz osoba o takich samych prawach. Do rzadkości należy już pokazywanie palcami czy wyśmiewanie. Sama spędziłam ostatnio kilka miesięcy o kulach i ani razu nie spotkałam się z nieprzyjemnościami, wprost przeciwnie - mogłam liczyć na ustąpienie miejsca czy pomoc. Być może to specyfika dużego miasta, ale wydaje nam się, że i w małych miejscowościach to się zmienia. Dużą rolę, jak zauważyłaś odgrywają tutaj media. Kampanie społeczne, reportaże czy filmy ukazujące niepełnosprawność, biedę czy innego rodzaju problemy powodują uświadomienie społeczeństwa i propagują pozytywny obraz tych osób. To się przekłada też na faktyczną pomoc. Świadczy o tym efekt działalności różnego rodzaju instytucji, takich jak choćby jak Caritas, ale i wszelkich prywatnie organizowanych akcji. To wszystko bardzo dobrze świadczy o przemianie mentalności i uwrażliwieniu ludzi. Oczywiście masz rację, że często dzieje się tak, że takie akcje są niczym słomiany ogień - "budzimy się" w okolicach świąt, widząc chwytające za serca billboardy przedstawiające dzieci bez rodziców, podczas rozliczania rocznego podatku przekazując 1 % lub podczas kościelnych zbiórek. Na co dzień zaś, uspokojeni dobrze spełnionym obowiązkiem nie myślimy o tych, z którymi przychodzi nam żyć nieraz w jednym bloku a którzy potrzebują zgoła innej pomocy - takiej konkretnej jak zniesienie wózka czy po prostu zamienienie kilku słów. Niejednokrotnie przecież ludzie niepełnosprawni bywają skazani na swoje cztery ściany i dla nich największym gestem pomocy jest zwyczajna rozmowa. My zaś zazwyczaj tego nie robimy, bo nie wiemy jak się zachować, bo nie wiemy co powiedzieć. Skąd bierze się taka postawa?

Do przeszłości, i to zamierzchłej należy świadoma izolacja osób "innych". Tak, jak pisaliśmy, nikt, jak to miało miejsce w ubiegłych stuleciach, nie wytyka ich palcami, nie dokucza jawnie, nie uważa ich kalectwa czy innego cierpienia za karę za grzechy. Jednak ma miejsce co innego, a mianowicie obojętność. Nie wynika ona jednak ze złej woli, z tego, że "nie rusza" nas widok czyjegoś nieszczęścia. Owszem, rusza i to tak dalece, że aby samego siebie chronić przed swoimi emocjami tłamsimy je, udajemy, że ich nie ma. Odwracamy wzrok, bo gdy spojrzymy to napotkamy wzrok tej osoby i co wtedy? Wsiadamy do autobusu innymi drzwiami, bo a nuż staniemy przy tej osobie i co wtedy? Na korytarzu szybko chowamy się za własnymi drzwiami, albo zbiegamy schodami, bo sąsiadka na wózku właśnie też wyszła i jeszcze będziemy musieli razem czekać na windę i co wtedy? Nie patrzymy w czy matce, która właśnie straciła dziecko, nie poruszamy tematu umierającego ojca kolegi z pracy, nie dzwonimy do koleżanki, którą zostawił mąż - bo co my im powiemy?

Ano właśnie. Po prostu nie wiemy co zrobić i tę naszą niewiedzę, niezręczność pokrywamy maską obojętności, udawanej wesołości lub "przeczekujemy" zły czas, który przecież kiedyś minie i znów będzie "normalnie" - to wtedy wznowimy kontakty. Tylko czy o to chodzi? Czy osobom cierpiącym chodzi o to, by zostawić ich samych z ich bólem, problemem, by "taktownie" nie naruszać ich prywatności, by o nic nie pytać? Z pewnością nie. Ale przecież - tłumaczymy sobie - ja nie umiem się litować, pocieszać, użalać nad kimś. I nie o to też chodzi.

Osobie dotkniętej jakimkolwiek cierpieniem nie chodzi o inne traktowanie, o zbolałe spojrzenia i podkreślanie jak okrutnie życie się z nimi obeszło. Ani też o pretensjonalne poklepywanie po plecach i zapewnianie, że jutro będzie lepiej albo że z tego wyjdą. Im chodzi o normalność. O traktowanie ich tak samo jak inne osoby. O taka samą rozmowę, uśmiech, relacje. Nie o szczególne względy. Nie o ukradkowe spojrzenia z cichym komentarzem kto to jest i co mu się stało.

Wyobrażamy sobie jak musi być Ci trudno. W wieku nastoletnim, który sam w sobie jest czasem dojrzewania, kształtowania się własnej osobowości, potrzeby akceptacji przez grupę rówieśniczą, Ty musisz mierzyć się dodatkowo z koniecznością udowadniania innym, że jesteś taką samą zwyczajną, wartościową, nie pozbawioną swoich wad i zalet dziewczyną. Z koniecznością uświadamiania innym, że mogą, a nawet powinni traktować Cię tak samo. To wszystko powoduje, że szybciej dorastasz, ale czasami bywa też ciężarem ponad siły. Czasem rodzi się pokusa, by wycofać się, zamknąć w sobie, albo utrzymywać kontakty z grupą z takimi samymi problemami. To ostatnie jest bardzo cenne, gdyż eliminuje poczucie inności i wyobcowania. W takiej grupie ludzie rozumieją się bez słów, wymieniają doświadczeniem i wzajemnie wspierają. Warto w niej być. Ale nie można ograniczyć się - by uniknąć zranienia - tylko do niej. Żyjesz w realnym świecie, w określonym społeczeństwie i masz takie same prawa. To ważne, by mieć tego całkowitą świadomość i poczucie, że faktycznie tak jest. Że nie jesteś kimś gorszym i masz prawo domagać się tego samego, co inni. Jest to niełatwe, by budować w siebie pozytywny obraz i poczucie wartości w takiej sytuacji. Ale konieczne, by nie wpaść w kompleksy i samej siebie nie uważać za kogoś, kto powinien zadowolić się czymś drugorzędnym.

Pytasz kto kogo powinien uczyć odpowiednich zachowań. No cóż, to wynosi się z domu przede wszystkim. To jak rodzice tratują swoich rodziców, sąsiadów i innych, jak odnoszą się do personelu sklepu, urzędników, sprzedawców, tego mogą się spodziewać w stosunku do siebie. To jak przedstawiają dzieciom wszelką odmienność, jak ją tłumaczą i jak sami pokazują co należy czynić - to staje się wzorem i normą zachowania. Przykład jest najlepszym nauczycielem, stąd tak ważne jest wciąganie dzieci od małego w pomoc i życzliwość wobec innych. Dobrze jest wraz z dziećmi uczestniczyć w akcjach pomocy innym i na co dzień dawać swoim zachowaniem świadectwo. Wtedy nie tylko same będą wiedziały jak się zachować, ale i będą potrafiły stanąć w obronie osoby słabszej. Duży wpływ ma też szkoła, postawa nauczycieli, rodziców innych uczniów, rówieśników, przekaz w mediach, który, jak mówiliśmy jest coraz lepszy. Odwagi! Na ile tylko potrafisz bądź sobą, patrz śmiało innym w oczy, gdy trzeba proś o pomoc i sama zagaduj. Zobaczysz, że ludzie, może najpierw zdumieni Twoją "normalnością" otworzą się i wydobędą z siebie swoje najlepsze zasoby. Uśmiechaj się, pokazuj się z dobrej, radosnej strony z poczuciem własnej wartości a przyzwyczaisz swoje środowisko do tego, że taka właśnie jesteś Ty i inne osoby w Twojej sytuacji. Widzisz, wbrew pozorom, to Ty możesz pomóc innym - przełamać i otworzyć się na osoby niepełnosprawne, by zaczęli traktować Was zwyczajnie, jak innych. A o to przecież chodzi. Z Bogiem,

 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej