Pierwszy fotograf kościołaWykonał około trzech milionów zdjęć. Ale tylko jedno uważał za zdjęcie swojego życia: scenę z inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II, gdy papież całuje dłonie Prymasa Tysiąclecia. Jego autor, Ryszard Rzepecki, zmarł w nocy z 3 na 4 września po ciężkiej chorobie.Kiedy na początku lat siedemdziesiątych przyszedł do "Słowa Powszechnego", miał już za sobą pracę w Telewizji Polskiej oraz w Centralnej Agencji Fotograficznej. Robił zdjęcia ze wszystkich ważniejszych uroczystości religijnych, zwłaszcza z tych, w których uczestniczył Prymas Polski kard. Stefan Wyszyński. Jeździł na święcenia biskupie, koronacje obrazów Matki Bożej, uroczystości w największych sanktuariach. Gdy kard. Karol Wojtyła został wybrany na papieża, 37-letni Rzepecki tryskał energią i pomysłami, a 16 października 1978 r. rozpoczął się nowy rozdział w jego życiu. Odtąd często bywał w Rzymie, uczestniczył też w 72 pielgrzymkach zagranicznych Jana Pawła II. - Dorobek fotograficzny Ryszarda Rzepeckiego - podkreśla bp Alojzy Orszulik SAC, który przez wiele lat pracował w Sekretariacie Episkopatu Polski - będzie zawsze źródłem wiadomości o życiu i wydarzeniach Kościoła w Polsce. Jego praca nie była łatwa. W okresie komunistycznym wszystkie zdjęcia podlegały cenzurze. Fotografując wydarzenia kościelne, zachowywał wielką delikatność i szacunek wobec czynności liturgicznych. Zapewniał mnie, że Sekretariat Episkopatu zawsze będzie mógł korzystać z jego archiwum fotograficznego. Wspominam śp. Ryszarda Rzepeckiego z wielkim szacunkiem i uznaniem. Jego archiwum z trudnych dla Kościoła czasów jest chyba jedynym tego rodzaju. Inni fotografowie nie interesowali się problematyką religijną albo służby bezpieczeństwa im na to nie pozwalały. Z wielkim żalem przyjąłem wiadomość o jego śmierci - mówi bp Alojzy Orszulik SAC, który znał Rzepeckiego od 40 lat. ZAWÓD REPORTER Również 40 lat znał go jego serdeczny przyjaciel, artysta fotografik Adam Bujak z Krakowa. - Widziałem, z jak wielką pasją fotografował - mówił kilka godzin po jego śmierci. - Bardzo interesująco pokazał na swoich zdjęciach pontyfikat Jana Pawła II, a wcześniej jeszcze działalność kard. Wojtyły. Bardzo cieszyliśmy się, kiedy wstąpił do Związku Polskich Artystów Fotografików. Ostatnio wspólnie wydany przez nas album "Jan Paweł II, syn tej ziemi" był jakimś ukoronowaniem jego życia. Cieszył się z jego wydania. Mieliśmy jeszcze tyle wspólnych planów, wydawało nam się, że przynajmniej na dalszych dziesięć lat. Rysiek był człowiekiem bardzo mi bliskim i dlatego bardzo cierpię, że nie będę już mógł z nim spotkać się w Warszawie, że powstała tak wielka wyrwa w świecie fotograficznym - wspomina krakowski fotografik. Na profesjonalizm Ryszarda Rzepeckiego zwraca też uwagę ks. infułat Zdzisław Król. - Ryszard to nie był paparazzi biegający po kościele z aparatem fotograficznym. On każde zdjęcie robił z wielkim skupieniem, z szacunkiem dla osoby, którą fotografuje. A przy tym był człowiekiem dużej kultury, posiadał umiejętność poruszenia się podczas liturgii w kościele. Takiego jak on dokumentalisty w historii Kościoła w Polsce nikt nie znajdzie - podkreśla ks. infułat Król. Profesjonalizm Ryszarda podkreśla też fotoreporter Wojciech Łączyński, który pracował z nim w "Słowie Powszechnym" od 1976 r. - Od samego początku obserwowałem jego umiejętność znalezienia się we właściwym miejscu i uruchomienia spustu migawki w określonym momencie. W "Słowie" pracowaliśmy razem kilkadziesiąt lat, aż do krótkowzrocznej decyzji o jego likwidacji. Z żalem przyjąłem wiadomość o jego śmierci. Widocznie Pan Bóg chciał mieć u siebie doskonałego fachowca. Nam pozostał jego niezwykły dorobek, zamrożony w kadrze, niezapomniane chwile, które się już nie powtórzą - mówi Łączyński. Ksiądz Bogdan Bartołd, proboszcz parafii archikatedralnej i dziekan staromiejski, po raz pierwszy zetknął się Rzepeckim, gdy był alumnem seminarium. W warszawskiej katedrze obserwował jego pracę. - Dowiedziałem się wtedy od starszego kleryka, że Rzepecki to osobisty fotoreporter kard. Józefa Glempa, a ponadto, że jest on szarą eminencją wśród dziennikarzy fotoreporterów. Tam, gdzie nikt nie może postawić nogi w prezbiterium, tam zawsze p. Ryszard może zrobić zdjęcia. Kiedy ks. Bartołd został rektorem kościoła św. Anny pewnego razu zapomniał o zaplanowanej wizycie Księdza Prymasa. - Pojawia się pan Ryszard, a ja go pytam: panie Ryszardzie kochany, co pan tu robi? A on na to, że za pół godziny będzie tu Prymas Polski. - Dobry anioł mi pana tu zesłał, zachował pan resztki mojej reputacji, bo o wizycie... zapomnieliśmy! - wspomina proboszcz archikatedry. ARTYSTA I GAWĘDZIARZ - Nie spotkałem dziennikarza, który byłby tak oddany Kościołowi jak Ryszard - wspomina red. Grzegorz Polak, który przed laty wspólnie z Ryszardem Rzepeckim pracował w "Słowie Powszechnym" i często razem wyjeżdżali w teren. - Potrafił przejechać nieraz kilkaset kilometrów, aby zrobić jedno czy dwa zdjęcia, które będą mogły ukazać się w "Słowie". Miał dystans do swojej twórczości, nie uważał się za' artystę, ale za rzemieślnika dokumentującego najważniejsze wydarzenia Kościoła w Polsce. Swoją pracę traktował jak powołanie. Na pewno jako fotoreporter polityczny albo rejestrujący wydarzenia artystyczne, nie mówiąc już o życiu gwiazd, miałby znacznie większe pieniądze. Ale on niczym niezrażony trwał przy Kościele. - Był szczerze oddany Bogu, Kościołowi i Ojcu Świętemu - mówi artysta fotografik Adam Bujak. Na tematy religijne rozmawialiśmy wiele razy. Denerwowali go zwłaszcza ludzie, którzy wstydzą się Kościoła. - Ryszardowi należy się duchowy pomnik i serdeczna pamięć za jego zaangażowanie na rzecz Kościoła - podkreśla ks. inf. Zdzisław Król. Nie tylko dokumentował wydarzenia kościelne. Nikt nie wykonał tak pięknych zdjęć z Wielkiego Tygodnia, Bożego Narodzenia, Triduum Paschalnego czy Bożego Ciała - podkreśla ksiądz infułat. - Rzepecki był wspaniałym gawędziarzem. Często namawiałem go na wspomnienia z papieskich pielgrzymek - wspomina ks. Bogdan Bartołd. - Proszę księdza, powiem krótko. Tak jak Polacy witają Ojca Świętego, tak nigdzie nie dzieje się na świecie. Ale i tak będę jeździł za papieżem - mówił. - Było to w Zairze w 1980 r. podczas spotkania z Polakami - opowiada relację Rzepeckiego red. Grzegorz Polak. W pewnym momencie Jan Paweł II podszedł do Rysia i zapytał: "Czy nie męczy pana jeżdżenie za mną?". Kiedy Ryszard odpowiedział, że to dla niego zaszczyt, papież cierpliwie go wysłuchał, a na odchodne przytulił i powiedział: "Jedno jest pewne. Obydwaj tak samo się pocimy". Rzepecki często wracał do swojej podróży do Japonii. Najbardziej cieszyły go zdjęcia wykonane podczas spotkania Ojca Świętego z sędziwym br. Zeno Żebrowskim, franciszkaninem konwentualnym. Po tej podróży opowiadał, jak to kierownik biura prasowego zdziwił się, że reprezentuje gazetę "Słowo Powszechne", która ma nakład 100 tys. - To niemożliwe, przecież tu przyjeżdżają dziennikarze z gazet b milionowych gazetach. Tylko takie redakcje stać na wysłanie dziennikarza - mówił Japończyk. Myślał, że Rzepecki nie poradził sobie z językiem angielskim i zamiast milion powiedział sto tysięcy. NIEZŁOMNY W PRACY - Rzepecki był tytanem pracy. Bywałem u niego w szpitalu w ostatnich miesiącach - wspomina Hubert Jerzy Kaczmarski, wykładowca UKSW, wcześniej dziennikarz prasy katolickiej. - Moje wizyty nie były spełnieniem chrześcijańskiego obowiązku odwiedzania chorych, ale miały charakter roboczy. Przygotowywaliśmy kolejne wystawy fotograficzne dla UKSW. Nawet przykuty do szpitalnego łóżka pracował i działał. To był cały Rysiek. Poznałem go na sakrze bp. Zbigniewa Kraszewskiego w 1970 r. Na kanonizacji św. Maksymiliana w Rzymie zapytałem, czy zrobił już zdjęcie swego życia. Odpowiedział, że tak. - Było to podczas homagium składanego przez kardynałów nowemu papieżowi. Gdy do Jana Pawła II podszedł kard. Stefan Wyszyński i ucałował jego dłonie, fotoreporterzy z całego świata uchwycili ten moment. Ja spust zatrzymałem dłużej i jako jedyny mam zdjęcie, gdy papież całuje dłonie Prymasa - przypomina słowa Rzepeckiego Jerzy Hubert Kaczmarski, który przygotował do druku z nim wywiad-rzekę. Ryszarda Rzepeckiego znałem od 34 lat. Podziwiałem jego entuzjazm do pracy i wielkie przywiązanie do Kościoła. On po prostu cieszył się z tego, co robi. Ale przez te lata patrzyłem też na jego żonę p. Hannę Rzepecką. To ona znosiła długie pobyty męża poza domem, to ona z troską patrzyła na jego zdrowie i denerwowała się, że nie zwalnia tempa. Z pewnością bez niej śp. Ryszard nie osiągnąłby tego wszystkiego, co pozostawił Kościołowi i Polsce. Nam wszystkim. Wojciech Świątkiewicz
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |