Teologom i filozofom ciało sprawia kłopotKłopoty z ciałemRozmowa z ojcem profesorem Janem Andrzejem Kłoczowskim OP o problemach, jakie zachodnia kultura ma z ludzkim ciałem.Robert Kępa: Jak w dzisiejszej kulturze wygląda stosunek do ciała i duszy? o. prof. Jan Andrzej Kłoczowski OP: Naszą kulturę zdominowało dualistyczne myślenie o człowieku, taki model myślenia wywodzi się od Platona, który mówi, że człowiek to dusza, która ma ciało. Materializm, hedonizm i inne rozmaite bardzo praktyczne pomysły na moralność zakładają, że człowiek jest ciałem, które ma duszę, ale nie jest to takie konieczne. Ja myślę, że człowiek jest zarówno duchowy, jak i cielesny, powstaje tylko problem znalezienia relacji pomiędzy tymi dwiema sferami i to jest bardzo ważne i istotne. Dzisiejsza kultura na przekór tym poszukiwaniom kładzie nacisk wyłącznie na ciało, na kult tego ciała... To nie tyle kult ciała, co kult młodości. Jest taki piękny obraz Lukasa Crana- cha Starszego zatytułowany Źródło młodości. W centrum znajduje się sadzawka z wodą. Od lewej strony ciągną liczne wozy przywożące nad sadzawkę stare, pomarszczone, stojące już nad grobem kobiety, które wchodzą do tej wody, kąpią się i wychodzą promienne, czyste, młode, od razu zaczynają tańczyć i bawić się. Jest w człowieku nieustanne pragnienie pozostania wiecznie młodym. Jeśli mówimy o kulcie ciała, to pamiętajmy, że mówimy o kulcie młodego, zdrowego ciała. Czy taka postawa nie jest oznaką lenistwa człowieka? To jest niedojrzałość! To jest lenistwo, o ile utożsamimy je z niedojrzałością. Wstyd dziś być starym i pomarszczonym. To wzbudza litość, a nie szacunek. Dobre jest to, co jest młode i prężne. Mamy problemyZatem jak to jest z ciałem i duszą u ludzi nam współczesnych? Radzimy sobie z tym problemem, czy też pozostajemy wobec niego bezradni?Niewątpliwie mamy z tym problemy... Problem z własną tożsamością. Problem dusza-ciało jest znakiem głębszego kryzysu człowieka - kryzysu wynikającego stąd, że człowiek za bardzo nie wie, po co się pojawił. Czy chodzi tylko o to, abym maksymalnie długo tu pożył, w miarę możliwości przeżył parę interesujących rzeczy, a potem wszystko się skończy? Czy może jednak człowiek jest powołany do czegoś więcej, czyli również do życia po tym życiu? Problem duszy i ciała jawi się jako kryzys wiary w życie wieczne. Człowiek wątpi, czy życie będzie trwało po śmierci. Współczesny człowiek chętnie ucieka w taką pseudoducho- wość. Dlatego, że się boi swojej cielesności, tej bolącej strony cielesności. Boimy się cierpienia, boimy się śmierci, boimy się prawdy o tym, jacy jesteśmy naprawdę. Dlaczego w świecie, gdzie wciąż żywy jest ten, jak Ojciec mówi, "Platon", gdzie ciało jest przekleństwem dla duszy, gdzie tak trudno jest uwierzyć w zmartwychwstanie, człowiek ma jeszcze kochać ciało? Dlaczego?... Bo ma kochać siebie... "Miłuj bliźniego swego, jak siebie samego". Ma kochać siebie jako człowieka, jako osobę, ale ma kochać również swój cielesny wymiar. Tak! My ciągle myślimy po platońsku i ciągle nie została przemyślana do końca wielka nauka Arystotelesa podniesiona na gruncie chrześcijańskim przez św. Tomasza z Akwinu, u którego człowiek jest właśnie jednością psychofizyczną. Tomasz wyraźnie wskazuje, że nie można mówić o człowieku jako o duszy, która ma ciało. Cena za miłośćPrzed dwoma tysiącami lat narodził się Jezus Chrystus. Dlaczego Bóg wcielił się w człowieka?Bóg się wcielił, albowiem chciał nam pokazać ludzką drogę wiodącą do siebie. Dwa są klucze, które mogą nam pomóc w zrozumieniu tajemnicy wcielenia. Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami. To Słowo zamieszkało między nami, zamieszkało na sposób ludzki. Drugie to słowa Chrystusa: Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Nie znamy twarzy Boga, możemy jednak znaleźć tę twarz w ludzkiej twarzy Chrystusa. A teraz mniej metaforycznie. Etyczne wezwanie, które stąd płynie, to konieczność pójścia w ślady Chrystusa. Naśladowanie Go, to jest wskazanie nam drogi prowadzącej do Boga. Patrząc na Chrystusa, widzimy rany, widzimy cierpienie. Czy w tym cierpieniu widzimy także Pana Boga? Tak... Właśnie w Jezusie Chrystusie Bóg cierpi z powodu naszych grzechów. Tutaj dotykamy bardzo tajemniczego wymiaru. Wymiaru, w którym miłość sprawia, że człowiek staje się bezbronny, a jako bezbronny jest cierpiący. Znakomity myśliciel japoński Daisetz Teitaro Suzuki, który bardzo dużo zrobił dla upowszechnienia Zen w krajach anglosaskich, zastanawiał się, jak to się dzieje, że my, chrześcijanie, możemy czcić trupa. Dlaczego wieszamy go na naszych ścianach? Dlaczego nie patrzymy na ich Buddę, który jest taki pulchny, uśmiechnięty, szczęśliwy, a tylko z cierpienia robimy kult i religię? Ale my przecież nie wieszamy krzyża jako znaku cierpienia, tylko krzyż jako znak miłości. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Człowiek też cierpi. Czy przez to cierpienie zbliżamy się do Boga? Taka jest właśnie droga, którą próbuje nam pokazać Ewangelia. Często, niestety, zaczyna się tu wielkie zmaganie się człowieka. To nie jest takie proste. Nie można powiedzieć, że cierpienie samo człowieka uszlachetnia. To jest taka mitologia, którą czasami uprawiają pisarze rosyjscy, mówiąc, że Rosjanie są tacy niezwykli, bo cierpieli więcej niż inni. Nieprawda! Cierpienie może upodlić człowieka i zniszczyć go zupełnie. Odebrać mu nie tylko jego ciele sność, ale i jego duchowość. Dopiero cierpienie przeżyte z Jezusem, komuś ofiarowane, w tajemniczy sposób stające się jakimś językiem, komunikatem czy ceną płaconą za miłość zaczyna odsłaniać swój prawdziwy sens. Czy temu właśnie mają służyć zakony żebracze, posty, umartwienia - wszystko to, co żywo obecne w kulturze chrześcijańskiej? ...jak w każdej autentycznej kulturze duchowej. Nie trzeba tu nawet przypominać postu muzułmańskiego. Nie jeść przez cały dzień, kiedy się jedzie na wielbłądzie po pustyni, to naprawdę bardzo dolegliwe. Jest ogólną ludzką mądrością to, że ciało i dusza są ze sobą bardzo ściśle związane. Umartwianie, pewne dyscyplinowanie ciała jest drogą, która wiedzie do dyscyplinowania duszy. Nie chodzi tu o umartwianie się, ale o dyscyplinowanie siebie. A druga rzecz, bardzo istotna, skoro twarz drugiego jest tą twarzą, w której można znaleźć Boga, to umartwienie, czyli odmawianie sobie czegoś, jest po to, żeby to, co zaoszczędzisz, przekazać na biednych. I znowu, asceza jest bardzo ściśle związana z problemem miłości. Gdyby asceza miała być niszczeniem człowieka tylko po to, żeby zadawać sobie ból i niszczyć ciało, to jest niewarta funta kłaków. Bałagan w celiW jaki sposób praca nad ciałem pomaga duszy?Nie odpowiem wielką teorią, ale ze swojego doświadczenia. Jak tak troszkę poposzczę, w tym dobrym sensie, to mi się zdecydowanie lepiej pracuje, a jak w święta się najem, to śpię. Ciało i dusza są wzajemnie od siebie zależne? Ależ oczywiście! Jest tak dlatego, że człowiek jest jednością psychofizyczną i stąd jedno drugie dyscyplinuje. Jeżeli wszystko jest w duszy uporządkowane, wówczas człowiek ma większy porządek i ład w sobie. Ja tego też doświadczam. Kiedy sobie pozwolę na takie rozleniwienie, zaczynam mieć bałagan w swojej celi. Wewnętrzne scalenie czy nawrócenie zaczynam od tego, że muszę uporządkować u siebie wszystkie graty. Okazuje się wtedy, że ta moja zewnętrzna przestrzeń, w której jestem zakorzeniany, też stanowi jakąś formę mojej cielesnej obecności w świecie. Bałagan w celi powoduje, że później mam bałagan w środku, nie umiem się skupić, nie umiem zająć się czymś poważniejszym. Zastanawialiśmy się: równowaga czy konflikt. Wychodzi na to, że równowaga... W moim przekonaniu, tak. I dlatego bardzo wierzę w to, że jesteśmy wezwani do życia wiecznego w cielesności. Do życia wiecznego, czyli do zmartwychwstania. Człowiekowi jednak bardzo trudno jest uwierzyć w zmartwychwstanie. Czy tym, co jest nam szczególnie zadane, jest właśnie ciało? Cały człowiek... Cały człowiek jest nam zadany, dlatego że człowiek jest jakąś potencjalnością, która ma się urzeczywistnić. Z tym, że jest w człowieku ten podwójny dynamizm. Ten rosnący i to będzie ten duchowy, jeżeli się rozwija, i ten drugi, cielesny podległy determinizmowi biologicznemu, który zanika, kurczy się i zamiera, aby potem, j ak wierzę, być odrodzonym do nowego życia... Kiedy będzie nowe niebo i nowa ziemia... o Rozmawiał Robert Kępa eSPe nr 63
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |