Uzdrowiona na duszy i cieleMam 55 lat, wykształcenie wyższe (doktor nauk przyrodniczych), czworo dorosłych dzieci. Od dziecka bardzo choruję: byłam 40 razy w szpitalu, przeżyłam 12 zabiegów chirurgicznych. W ciągu ostatnich 10 lat bardzo mi się pogorszyło, z trudem mogłam chodzić, ciężko było siedzieć - nosiłam gorset. Co roku przebywałam w szpitalu od kilku tygodni do kilku miesięcy. Cierpiałam z powodu wady serca i schorzeń kostnych. Przez to stałam się zgorzkniała i nieprzyjemna dla ludzi.W kwietniu 1993 roku nastąpiło pogorszenie, znowu ze zdwojoną siłą odezwały się dolegliwości kostne. Wypadały śruby z niedawno zoperowanego uda, wyznaczono mi termin ponownej operacji. Bardzo się bałam, lekarze uprzedzali, że będzie to zabieg ciężki i skomplikowany. Termin wyznaczono na maj. Namawiano mnie, bym napisała do Lichenia prośbę o modlitwy. Nie chciałam, napisałam "na odczepnego" w ostatniej chwili. Nie prosiłam Matki Bożej o zdrowie, nie łączyłam się w modlitwie przed obrazkiem - pamiątką Mszy św. Płakałam zmęczona bólem i chorobą. Sąsiadka przyniosła mi wodę z licheńskiego źródełka. Nie chciałam tej wody, nie wierzyłam w jej moc, to dobre dla prostych ludzi. Jednakże nocą, gdy ból nie pozwalał mi zasnąć - sięgnęłam po tę wodę jak po ostatnią deskę ratunku. Posmarowałam bolące miejsce - ból się wyciszył. "Histeryczka" - pomyślałam o sobie i usnęłam. Drugiej i trzeciej nocy powtórzyło się to samo, aż bóle ucichły i nie wróciły. Mimo że nie bolało, zgłosiłam się w maju na planowaną operację. Trwała ona pięć godzin, żadne komplikacje nie wystąpiły i obudziłam się z narkozy z dobrym samopoczuciem. Szybko wracałam do zdrowia. Wtedy zrozumiałam, że winna jestem wdzięczność Matce Bożej. Stopniowo, przez rok, Matka Boża uzdrawiała również inne choroby i nękające mnie dolegliwości: chore biodro, serce, tężyczkę, nadciśnienie tętnicze, oczy, bóle kręgosłupa. Teraz musiałam uzdrowić mą duszę i o to się modliłam. Chciałam być dobrą dla ludzi, mniej zgorzkniałą, pragnęłam zatrzeć w pamięci bliskich i mego otoczenia pamięć o przykrościach doznanych ode mnie. Czyniłam na oczach znak krzyża licheńską wodą - by zobaczyć dobro w człowieku, na sercu - by pokochać prawdziwie: Boga i ludzi. Po Mszach św. w maju bóle ustąpiły. Wstawać z łóżka mogłam normalnie, rano zrywałam się jak trzynastolatka - było to dla mnie szokiem. Trudno mi było to przyjąć, stało się radością przeżywaną każdego dnia. Potem zaczęłam normalnie się schylać, dźwigać garnki, coraz dłużej chodziłam, zaczęłam pracować na działce: pielić grządki, pompować wodę, podlewać. Gdy odezwały się bóle, wpadłam w panikę. Nawet robiłam wyrzuty Matce Bożej. Przestałam pracować i... bóle mijały. Wtedy zrozumiałam jedną ważną rzecz: działka i przesadne porządki w domu były moimi bożkami - problemami życia i śmierci. Zrozumiałam, że są rzeczy ważniejsze, że często traciłam umiar w tych mniej ważnych kosztem zdrowia, modlitwy, spraw rodzinnych i wypoczynku. Zrozumiałam również, że miłość Boga otrzymałam poprzez ludzi. Po raz pierwszy w życiu "zderzyłam" się z krzyżem, zrozumiałam miłość krzyża i cierpienie bez odwetu. Bogu niech będą dzięki za to wszystko! Bogna K.Warszawa Tekst pochodzi z Informatora Sanktuarium Maryjnego w Licheniu Prosimy Portal Fronda o nie kopiowanie tekstów
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |