Trzech marynarzy klerykówOjciec Krystian Biernacki (SJ) jezuita spotkał swojego kolegę z artyleryjskiej baterii nadbrzeżnej, ks. Mariana Rymarza (SM) misjonarza w pociągu, po 40. latach od zakończenia służby wojskowej w specjalnej jednostce kleryckiej w Gdańsku. Obaj przyjechali na spotkanie b. kleryków żołnierzy, zorganizowane przez Ordynariat Polowy w dniach 17-18 października 2011 r. W Radzyminie, gdzie gościł ich burmistrz Piotrowski, wypatrzyli trzeciego swojego kolegę z poboru 1964 roku - proboszcza z parafii Rybie, ks. Bartłomieja Kapałkę.Ojciec Krystian Biernacki od 2002 roku pracuje w Niemczech, jako proboszcz tamtejszej jezuickiej parafii: - Okres unitarny odbywałem, wspomina, w 2. Pułku Artylerii Lekkiej w Szczecinie. Po przysiędze zostaliśmy wysłani do jednostki kleryckiej w Gdańsku. Powołanie nas kleryków do służby zasadniczej w wojsku, mimo istniejących porozumień między państwem i Episkopatem Polski, było dla nas oczywistą szykaną. Wiadomo, był rok 1964, zbliżały się uroczystości milenijne (1000. lecie Chrztu Polski) i stosunki między Episkopatem Polski a władzami państwa komunistycznego, które chciało całkowicie oddzielić je od uroczystości kościelnych, stawały się coraz bardziej napięte. Nasz prowincjał ś.p. o. Antoni Kuśmierz, który nas wówczas w Gdańsku odwiedził, w rozmowie z naszym dowódcą komandorem powiedział: - Jesteście nieuczciwi. - Dlaczego?! odburknął dowódca. - Dlatego, że uderzacie w najsłabszy punkt, w nasze dzieci. My klerycy, wyrwani z seminarium, nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że padliśmy ofiarą szykan wymierzonych w Kościół. Czas służby to rozmaite typowe wojskowe ćwiczenia, ale i "nietypowe". Te zajęcia nazywaliśmy żartobliwie "religią". Trzy razy w tygodniu po dwie godziny zajęć politycznych. W Gdańsku prowadziło je kilku oficerów politycznych. Niektórzy byli ludźmi z dużą kulturą; wspomnę tu komandora Czerwińskiego. Był też inny polityczny, kapitan, który namawiał, żebyśmy wstępowali do KMW (Koła Młodzieży Wojskowej). Nagabywał mnie w cztery oczy, żebym wstąpił do KMW. - Jak by się Pan czuł, gdybym ja Pana - marksistę, namawiał do wstąpienia do So- dalicji Mariańskiej? Zostawił mnie w spokoju. Przy różnych okazjach kontestowaliśmy niektóre przedsięwzięcia podejmowane przez kadrę. To była forma biernego oporu. Odpowiedzią drugiej strony było zarządzanie nawet tygodniowych alarmów... Ks. Bartłomiej Kapałka: - Karali nas też za wspólną modlitwę, różaniec, nabożeństwo majowe czy czerwcowe na polanie za blokami. Pamiętam taki tygodniowy alarm z wymarszem w czasie wiosennych roztopów. Szliśmy około 70. kilometrów aż pod Kartuzy... Ratowali się i wzajemnie podtrzymywali również humorem. Ks. Marian Rymarz: - Raz gdy dowódca po kolejnej naszej akcji biernego oporu gromił nas wzrokiem, śpiewaliśmy mu "Ćwierkają wróbelki...". Pamiętam też, jak zmienialiśmy słowa piosenki: "co za tuman za wojskiem się snuje" na "co za tuman to wojsko prowadzi". Jeśli chodzi o same szkolenia stricte wojskowe, byliśmy dobrzy, zajmowaliśmy dobre miejsca w klasyfikacjach wojskowej sprawności. - Mieliśmy takiego kolegę, kontynuuje wspomnienia z jednostki Marynarki Wojennej w Gdańsku o. Biernacki, śp. Margasiński się nazywał. Człowiek zasad, zadziorny. Ciągle go wsadzali do aresztu. Gdy po raz kolejny w konwoju wieźli go do innej jednostki, bo w naszej nie było aresztu, po drodze ostentacyjnie odmawiał różaniec. "Szczęść Boże", mówił do odśnieżających drogę. W 2. roku służby przenieśli go do jednostki OTK, która kładła tory kolejowe. Zdrowie w wojsku stracił i zmarł, dodaje ks. Rymarz. Bartek (ks. Kapałka), który jest warszawskim księdzem, pojechał z kolegami w 1965 r. na przepustkę do Warszawy. Była procesja Bożego Ciała, a oni w marynarskich mundurach Prymasa Wyszyńskiego pod rękę prowadzili. Co to się nie działo po ich powrocie!.. Nasz dowódca mówił: - Wszystkim przebaczę, ale "Zochu" (ks. Kazimierz Zoch-Chrabałowski z diecezji warszawsko-praskiej) nie przebaczę! Bo to on i ks. Marek Mucha byli tymi marynarzami... Trzej kapłani, koledzy ze służby w Marynarce Wojennej cieszyli się na spotkanie z pozostałymi kolegami ze swojego poboru, którzy potwierdzili przyjazd ze Szwajcarii i z Rzymu. - Zaraz po wojsku spotykaliśmy się z kolegami z jednej jednostki, po raz pierwszy jednak mamy okazję spotkać się w tak wielkiej wspólnocie kleryków-żołnierzy, mówią. Elżbieta Szmigielska-Jezierska Nasza Służba, nr 432 Prosimy Portal Fronda o nie kopiowanie tekstów
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |