Kto się w opiekę podda Panu swemuBył wrzesień Roku Pańskiego 1939. Mieszkałam z rodzicami i braćmi w Siedlcach. Zajmowaliśmy mieszkanie w dużej dwupiętrowej kamienicy, o czterech klatkach schodowych, zamieszkałej przez 20 rodzin.Ulica nasza znajdowała się po zachodniej stronie miasta i ukosem wchodziła do szosy warszawskiej. W pobliżu były tory kolejowe, a za torami koszary wojskowe, gdzie stacjonowały dwa pułki wojska. Ulokowana więc była w szczególnie niebezpiecznym, w czasie wojny, punkcie miasta. Kamienica nasza była zupełnie odsłonięta, gdyż wokoło były domy parterowe i tylko jeden jednopiętrowy. W miarę zbliżania się frontu prócz bomb lotniczych zaczęły sypać się na nasze miasto pociski artyleryjskie. Ludność zaczęła opuszczać miasto, przenosząc się do krewnych lub znajomych na pobliskie wsie. Ludność żydowska, której było dużo w naszym mieście, odjeżdżała całymi transportami na wschód do Związku Radzieckiego. W naszej kamienicy pozostali prawie wszyscy, bo nie mieli dokąd uciekać. Sąsiedzi postanowili zamówić Mszę św. w intencji ocalenia naszego domu. Dwie panie poszły do mieszkań i zebrały ofiary, przez wszystkich chętnie dawane. Tylko jedna lokatorka, pani N., nie tylko odmówiła ofiary, ale jeszcze zakpiła i powiedziała: "Jeśli Bóg was wysłucha i dom ocaleje, to i moje mieszkanie będzie całe, a jeśli Msza św. nie pomoże i dom będzie zburzony, to wszystkim będzie to samo". Jej postawa, a szczególnie ta kpina, wszystkich bardzo oburzyła. Nikt się tego po niej nie spodziewał. Była to osoba najbardziej zamożna w całym domu. Msza św. została odprawiona i uczestniczyli w niej prawie wszyscy ofiarowawcy. Pani N. wyjechała na wieś, a w domu zostawiła służącą. I oto pewnego dnia stało się... Pocisk artyleryjski wpadł przez szczytową boczną ścianę kamienicy do mieszkania pani N. na pierwszym piętrze, rujnując wewnątrz mieszkanie i wszystko co się w nim znajdowało. W mieszkaniach innych lokatorów wyleciały tylko szyby w oknach, ale nawet nie we wszystkich. W połowie budynku i w drugim końcu szyby pozostały całe, w naszym mieszkaniu także. Drugi pocisk spadł na murowane komórki na opał, stojące rzędem na końcu podwórza, i zburzył tylko komórkę pani N. zabijając znajdującą się tam świnkę. Inne komórki pozostały całe. Przyjechała zawiadomiona o tym pani N. i zrozpaczona, trzymając się za głowę, biegała po podwórzu głośno wołając: "O Boże, Boże, Boże". Kamienica nasza stała kilka lat z taką "raną" w boku, zabitą deskami i dopiero po jakimś czasie została ta ściana zamurowana i otynkowana. Bacz, byś nie wołał za późno: "O Boże, Boże, Boże". I. Sterczewska
Prosimy Portal Fronda o nie kopiowanie tekstów
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |