Dzielni chłopcy Rysiek i TadekWiedzieli, że będzie to śmiertelnie ryzykowny krok, muszą się jednak nań zdecydować, jeśli ucieczka ich ma trwać dalej. Tkwią w tej chwili zagrzebani w stogu siana, blisko jakiejś austriackiej wsi, kompletnie wyczerpani głodem, zimnem i potwornym, zwierzęcym lękiem. Głód był najgorszy.Jeśli go nie zaspokoją natychmiast, wpadną z pewnością w ręce wroga, co może być równoznaczne z wydaniem na siebie wyroku śmierci. Sporo już czasu znajdowali się w drodze od pewnego grudniowego dnia 1944 roku, kiedy to uciekli z obozu jenieckiego. Obóz mieścił się w Pfaizburgu, a trzymano w nim większą grupę młodych, warszawskich powstańców. Rysiek i Tadek - takie imiona nosili uciekinierzy - wykorzystując panikę, spowodowaną alarmem przed jednym z alianckich nalotów, uwolnili się spod opieki pilnujących ich wachmanów i rozpoczęli swą niebezpieczną wyprawę ku wolności. Stóg siana to tylko jeden z upragnionych przystanków. Teraz Rysiek, starszy i bardziej przedsiębiorczy, musi wykonać wspomniany, niebezpieczny wypad do wsi, udać się na polowanie, jak to określił. Dla zachowania autentyzmu owego polowania oddajmy głos samemu "myśliwemu". "Wyczołgałem się ze stogu, oczyściłem się i otrzepałem, i pewnym, spokojnym krokiem (nawyk z czasów okupacji i konspiracji) ruszyłem w kierunku wioski. Kolejarski i na dodatek niemiecki płaszcz i czapka nie powinny zwracać niczyjej uwagi. Wchodząc do wioski zobaczyłem mały placyk, coś w rodzaju rynku, a pierwszy napis, jaki mi się rzucił w oczy, brzmiał: "Backerei" - piekarnia! Tam był chleb, ale nie mieliśmy kartek. Trudno - trzeba próbować! Podszedłem do budynku piekarni i zanim nacisnąłem klamkę, spojrzałem do środka. Aż mnie zatkało! Widok był wspaniały. W głębi na regałach leżały równo ułożone dziesiątki bochenków chleba, a w otwartych pojemnikach bułki. Zdecydowałem się. W momencie otwierania drzwi nad moją głową rozległ się dzwonek, taki zwykły dzwonek, jak kiedyś w szkole. Znieruchomiałem i obejrzałem się za siebie. Nie było nikogo. Czekałem. Po chwili zza regału wyszła starsza, siwa, postawna kobieta. Podeszła do lady i spytała, czego chcę. Odpowiedziałem, że chcę kupić chleba, ale bez kartek, bo nie mam. Spojrzała zdziwiona: - Das ist unmóglich (to niemożliwe) - powiedziała. Wyjaśniłem jej krótko łamaną niemczyzną, dlaczego nie mam kartek i kim jestem. Na dowód prawdomówności odchyliłem poły płaszcza, pokazując wypisane białą farbą na kolanach litery "K. G." - Kriegsgefangene (jeniec wojenny). Twarz mojej rozmówczyni nagle się zmieniła. Naprzód zdumienie, potem chwila jakby strachu, niespokojne spojrzenia nade mną w kierunku drzwi, potem do tyłu za siebie, i widocznie to ją uspokoiło, bo na jej twarzy ukazał się uśmiech. Chwilę się namyślała, a potem, potwornie kalecząc nasz język, wyjaśniła, że była kiedyś w Polsce na Jasnej Górze w Częstochowie, i że bardzo lubi Polskę i Polaków. A potem obróciła się do regału, zdjęła cztery bochenki chleba i podała mi. Następnie wypełniła torbę bułkami, mówiąc bez przerwy: Schnell! Schnell! (Szybko!) Chciałem jej zapłacić markami, ale nie przyjęła. Szybko podeszła do drzwi i wyszła na próg. Chwilę rozglądała się uważnie, a potem kiwnęła na mnie ręką. - Gute Reise (Szczęśliwej podróży!) - usłyszałem jej szept i zaraz zniknęła w sklepie. Wyszedłem na placyk, czując na plecach jej wzrok zza firanek. Na szczęście na placyku w dalszym ciągu było pusto. I znów spokojnym krokiem przeciąłem go, kierując się do naszej kryjówki, a radość, że mamy znów żarcie, rozsadzała mnie. Zbliżając się do stogu siana obejrzałem się kilkakrotnie, ale nikt za mną nie szedł. Musiała to być jeszcze bardzo wczesna godzina, bo nie spotkałem w ogóle ludzi. Nie będę opisywał radości mego przyjaciela, kiedy zobaczył takie bogactwo! Zabraliśmy się do jedzenia, chociaż chleb był jeszcze ciepły. Co najważniejsze, że nic nam się nie stało, choć podobno po dłuższym głodowaniu zjedzenie ciepłego pieczywa może spowodować skręt kiszek... Nasyceni i w ciepłym legowisku snuliśmy dalsze plany. Byliśmy szczęśliwi". Nie mogła przewidzieć poczciwa Austriaczka (ale przewidziała uprzedzająca matczyna miłość Jasnogórskiej Pani), że jej obecność u tronu Matki Bożej Częstochowskiej oraz wielki sentyment do polskiego narodu, zrodzony w modlitewnej wspólnocie z rozkochanymi w swej Królowej rzeszami rodzimych pielgrzymów, zaowocuje w niedalekiej, okrutnej przyszłości pięknym czynem chrześcijańskiego miłosierdzia, który uratuje życie dwójce dzieci tego narodu. Dzielni chłopcy znaleźli się w końcowym etapie ucieczki w Wiedniu, skąd po oswobodzeniu miasta przez wojska radzieckie, wrócili do ojczyzny. Antoni Bocian Opracowano na podstawie książki Ucieczki ku wolności. Prosimy Portal Fronda o nie kopiowanie tekstów
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |