Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Upodobałem sobie Litanię loretańską

Czytam świadectwa i coraz bardziej czuję się zobowiązany do skorzystania z tej formy dziękczynienia Niepokalanej za Jej obecność w moim życiu - od urodzenia, przez 35 lat mego życia, do dnia dzisiejszego. Gorąco proszę Redakcję o umożliwienie mi w ten skromny sposób złożenia hołdu Matce, którą kocham nade wszystko, lecz cóż znaczy moja ziemska miłość w porównaniu z Jej niebiańską miłością?

Gdy miałem dwa lata, zachorowałem na egzemę z powodu zatrucia pokarmowego. Lekarze stawiali na mnie krzyżyk, nie dając nadziei na przeżycie. Przesilenie choroby nastąpiło w nocy 14/15 sierpnia. Nazajutrz, tj. 15 VIII, gdy mama wstała rano, zaczęła krzyczeć, myśląc, że umarłem. Byłem biały jak śnieg. Jednakże okazało się, że spadła mi gorączka i cofnęła się choroba. W święto Wniebowstąpienia NMP.

Upływały lata. Jako uczeń szkoły podstawowej "zaliczyłem" 9 pierwszych piątków miesiąca. Później ukończyłem liceum ogólnokształcące. Za namową ks. proooszcza poszedłem do seminarium duchownego, lecz po miesiącu zrezygnowałem. Za dużo trzeba było się modlić, uczestniczyć w nabożeństwach, a ja przyzwyczajony byłem do uczęszczania na Msze św. w niedziele i święta, a do spowiedzi Komunii św. przystępowałem dwa razy w roku.

Dwa lata później ożeniłem się z dziewczyną, której rodziny dobrze nie znałem. Okazało się, że była to rodzina alkoholików. Walczyłem o żonę i o dziecko, ale przegrałem. Wybrała rodzinne środowisko, w którym była wychowana. Pięć lat temu upodobałem sobie Litanię loretańską w trakcie sporadycznego uczestniczenia w nabożeństwach majowych. Tak bardzo mi się podobała, że postanowiłem ją odmawiać codziennie przez okrągły rok. Nie czekałem długo na efekt tej modlitwy.

Jesienią tego samego roku cudem uniknąłem wypadku samochodowego na trasie Warszawa - Katowice z powodu awarii hamulców w prowadzonej przez siebie "Syrenie". Kilkanaście minut przed awarią widziałem na desce rozdzielczej samochodu cień ręki, przesuwający się od strony kierownicy w prawo. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, dopiero później zrozumiałem, czyja ta ręka była... Z pewnością Tej, której obrazek miałem przyklejony właśnie obok kierownicy.

Nadal byłem jednak głuchy i ślepy. Odmawiałem codziennie Litanię loretańską ("coś" mnie po prostu "gnało" do jej odmawiania), a jednocześnie uczęszczałem na Msze św. raz w tygodniu i to niechętnie.

Sam nie wiedziałem, dlaczego poprosiłem o przyjęcie mnie do Rycerstwa Niepokalanej (zostałem przyjęty 27 VI 1982 r.), a następnie do Jasnogórskiej Rodziny Różańcowej.

Sam nie wiedziałem, dlaczego zacząłem brać do pracy różaniec i w czasie podróży do pracy i z pracy (3 godz. jazdy przewozem pracowników) odmawiałem go, podczas gdy moi koledzy grali w karty, pili wódkę i bluźnili...

Sam nie wiedziałem, dlaczego w swoim pomieszczeniu w pracy umieściłem na ścianie obraz Matki Bożej Częstochowskiej i Pana Jezusa z podpisem: "Jezu, ufam Tobie" i odmawiałem koronkę do Bożego Miłosierdzia, zapoznając się przed tym z Dzienniczkiem s. Faustyny...

I wreszcie niespodziewanie nadeszła chwila mojego przebudzenia, którą będę pamiętał do końca swego życia. W święto Teresy z Avila - 15 X 1982 r. upadłem w pracy na kolana (dobrze, że byłem wówczas sam) i w jednym momencie poznałem swoje dotychczasowe życie: miałem wiarę, która wcale nie była wiarą! Ze łzami płynącymi po policzkach błagałem Pana Jezusa i naszą wspólną Matkę, która tyle razy mnie uratowała - o wybaczenie grzechów. A na drugi dzień wyspowiadałem się z całego życia z płaczem - na Jasnej Górze...

Od tamtej chwili minęły dwa lata... Jestem bardzo szczęśliwy, że moja najlepsza Matka jest ze mną; czuję Jej obecność wszędzie, gdzie jestem, i modlę się do Niej w domu, w pracy, na ulicy, w autobusie, w pociągu, w kościele... Nieraz, gdy przebudzę się w nocy, także Ją proszę, aby mnie nie opuszczała. Proszę Niepokalaną o cierpienia dla mnie, bo z całego serca pragnę w ten sposób Jej zadośćuczynić za grzeszników, którzy Ją obrażają.

Po raz pierwszy w życiu w ub.r. nie opuściłem ani jednego nabożeństwa majowego. Teraz już wiem, komu mogę to wszystko zawdzięczać, KLJ mnie prowadzi po drodze mojego życia... Żal mi tylko, i to bardzo, utraconej możliwości bycia Jej słu- gą-kapłanem. Nie mogę sobie tego darować. Toteż błagam moją Najdroższą i Najukochańszą Matkę, ażebym za to jak najwięcej wycierpiał, aby to miejsce przygotowane dla mnie przez Pana nie pozostało puste...

Jestem pewien, że mnie nie zawiedzie, bo Jej zaufałem, bo oddałem Jej samego siebie 3 V ub.r. na zawsze... To właśnie dzięki Niej nie mogę przeżyć ani jednego dnia bez łaski uświęcającej... A był w moim życiu czas, że lata dzieliły moje przystępowanie do spowiedzi i Komunii świętej.

Pragnę, aby ten mój list wstrząsnął tymi wszystkimi, którzy odkładają różaniec i inne modlitwy do Najświętszej Panny na stare lata, twierdząc, że teraz nie mają czasu... Ile oni tracą prawdziwej Miłości, spragnieni miłości ziemskiej, która jakże często zawodzi...

 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej