Bóg mnie stokrotnie wynagrodziłJestem 42-letnią Szwajcarką polskiego pochodzenia. Dzieciństwo i wczesną młodość przeżyłam w Polsce. Skomplikowane drogi mojego losu sprawiły, że kraj mój musiałam zmienić na niewątpliwie piękniejszy i zasobniej szy, jakim jest Szwajcaria, mimo że za wielką mądrość uważałam nieporzucanie swoich rodzinnych stron. Zmienić nie znaczy jednak zdradzić. Przy każdej okazji podkreślałam swoje pochodzenie, ponieważ byłam Polsce wdzięczna za takie ukształtowanie mojej osobowości, że w "wielkim świecie" wzbudza ona szacunek i uznanie. (Przepraszam za chełpliwość). Nigdy nie żałowałam tych kilkunastu pozornie szaro przeżytych lat, bo to one właśnie budowały mój moralny fundament. W Polsce dano mi wskazówki, według których starałam się żyć. Tu nauczono mnie "Dziesięciu Przykazań Bożych", które stały się moim życiowym motto.Nie do wiary, ale swój kraj odwiedziłam po raz pierwszy dopiero po 23 latach nieobecności. Trafiłam na wszechobecną burzliwą dyskusję dotyczącą aborcji. Byłam zafascynowana odwagą, poświęceniem i oddaniem sprawie ludzi dobrej woli - tych, którzy nie chcą zbrodni dokonywanej na niewinnych i bezbronnych, i byłam oburzona tupetem, chamstwem, bezczelnością zbrodniarzy w estetycznych białych fartuchach. Byłam także zażenowana - no bo o czym tu dyskutować: przecież to oczywiste, że człowieka niewinnego nigdy, absolutnie nigdy nie można zabijać, zwłaszcza własnych dzieci. To jest więcej niż zbrodnia, ponieważ rodzice, czyli ludzie temu dziecku najbliżsi, ci, którzy powołali je do życia - zabijają! Przecież w ten sposób zabijają siebie, bo dziecko jest kontynuacją ich życia. Dziecko jest naprawdę największym darem Bożym. Jest - powinno być - jedyną prawdziwą miłością, po kres życia i więcej. Niestety ja - mimo że błagałam Boga o ten dar, nie dostałam go, nie było mi dane poznać tej miłości, której pragnęłam jak niczego innego na świecie. Miłości tej nie potrafiła mi zrekompensować kariera aktorki (jestem aktorką), pieniądze, podróże, wszelkie atrakcje tego świata. Powołaniem i posłannictwem kobiety jest normalnie urodzenie i wychowanie dziecka. Ja to wiedziałam, ja to czułam i największym moim dramatem, moją tragedią i klęską była moja niepłodność. To jest taka bezradność, taka beznadziejność, poczucie niespełnienia... Tylko ja wiem, ile to łez wylałam w bezsenne noce. Ile strasznych miesięcy przeszłam w szpitalach, ile bolesnych kuracji, bez rezultatu! Ile lat niespełnionej nadziei - mojej i mojego męża. Szkoda słów. To jest prawdziwa tragedia. Pamiętam takie chwile w moim życiu, że żal ściskał krtań na samo wspomnienie. Na przykład pamiętam, jak bardzo zazdrościłam żebrzącej Jugosłowiance z maleńkim dzieckiem na rękach. Ona nie ma nic - pomyślałam - ale ma miłość. Ma dla kogo trzymać się tak kurczowo tego życia. Ja mam wszystko, ale tej miłości nie mam. Nie mam motywacji do życia. Pamiętam, jak bardzo szczerze pragnęłam zamienić swój pozornie szczęśliwy los na los tej biednej dziewczyny. Pamiętam, że były w moim życiu chwile, gdy bez wahania oddałabym wszystko w zamian za własne dziecko. Podczas mojego pobytu w Polsce, gdy przysłuchiwałam się publicznym dyskusjom pod paradoksalnym tytułem "czy wolno zabijać", podjęłam decyzję: "skoro ja nie mogę, to chociaż pomogę". Pomogę w miarę swoich możliwości finansowych jednej lub kilku samotnym nieszczęśliwym dziewczynom, które bezduszność i okrucieństwo bliźnich postawiło wobec tego tragicznego wyboru: zabić czy urodzić. Zrobiłam to. Bez chwili wahania wypłaciłam absolutnie wszystkie swoje oszczędności z konta w szwajcarskim banku, stając się niemal bankrutem. Bez trudu odszukałam trzy naprawdę potrzebujące pomocy, zrozpaczone dziewczyny. "Lekką ręką" i w bardzo subtelny sposób dałam im pieniądze, które im zapewne bardzo pomogły. Uratowałam życie trojga dzieci. Jedyne, co mogłam zrobić, skoro nie mogłam mieć własnego dziecka. Ale nie o tym chciałam pisać. Naprawdę nie o tym. Nie chcę robić z siebie bohatera dnia. To tylko chciałam podać, ponieważ wiem, że ma to ścisły związek z tym, co się stało dosłownie w kilka tygodni później. Jakże stokrotnie Bóg wynagrodził mi ten dobry uczynek! Otóż stał się według mnie prawdziwy cud, gdy byłam już na krańcu nadziei, gdy zabrakło już mi łez. Otóż mnie 42-letniej zgorzkniałej z rozpaczy, schorowanej kobiecie, której żadne diagnozy nie dawały szans, Bóg - bo nie lekarze - pomógł począć dziecko! Spełniło się moje marzenie! I choć ciąża przebiega z dużymi komplikacjami, jestem najszczęśliwszą na świecie kobietą. Proszę Boga o szczęśliwe rozwiązanie. Pragnę zaapelować do wszystkich polskich kobiet: Nie zabijajcie swoich dzieci! Nigdy! W żadnym wypadku! A przekonacie się, że trudy związane z wychowaniem i urodzeniem dzieci będą wam stokrotnie wynagrodzone. Będziecie żyć w postaci waszych dzieci (nie tylko) na wieki... Będziecie mogły (i mogli) odejść spokojnie z tego świata, z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Czy jest coś ważniejszego? - Czy jest sprawa większa? A. K.
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2023 Pomoc Duchowa |