Błogosławieni prześladowaniDo kogo odnosi się ostatnie z Chrystusowych błogosławieństw? Wypowiadając błogosławieństwa, Chrystus miał na myśli wpierw samego siebie, dopiero potem odnosił ich znaczenia do wszystkich słuchających Go."Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości." Głównie i zasadniczo przykazanie to odnosi się do samego Jezusa, ponieważ w Nim jednoczą się ze sobą i znajdują ostateczne spełnienie ubóstwo ducha, cichość, posługa miłosierdzia, czyn pokoju i cierpienie dla sprawiedliwości, sięgające szczytu podczas męki krzyżowej. Skłonni bylibyśmy sądzić inaczej. To przecież o nas chodzi: my jesteśmy w pracy niedoceniani przez przełożonych, to nas oskarżają o najróżniejsze przewinienia i złe uczynki; my na co dzień jesteśmy prześladowani, choć może nie jest to dyskryminacja prowadząca do przelewu krwi. Dzieci często traktują rodziców jako swoich ciemiężycieli, kiedy ci domagają się na przykład, aby postępowały zgodnie z normami Ewangelii. Wołają: jesteśmy wolne, mamy prawo do osobistych (choćby i kontrowersyjnych) decyzji. Tworzymy swój świat, niekonieczne przystający do obowiązujących etycznych zasad. Uczestnicy wydarzeń wiążących się z krzyżem mającym upamiętniać osoby, które zginęły tragicznie w katastrofie pod Smoleńskiem, mogą zdecydowanie powiedzieć (każda dysponując oczywistymi dla siebie racjami), że doznali ciężkich prześladowań, tak fizycznych, jak i psychicznych. Rzeczywiście, skupiamy troskę na samych sobie, niekiedy poddawani różnego rodzaju szykanom. Ojciec Święty rozumie tę naszą sytuację, choć wcale nie zamierza akceptować naszego, niekiedy bezkrytycznego podejścia do samych siebie. Jeżeli ktoś uświadamia nam, że niewłaściwie postępujemy, że nie przyjmujemy logicznych uzasadnień, trwamy w swym absurdalnym samozaparciu - nie oznacza to, że należy traktować go jako przeciwnika, obcego czy prześladowcę. Byłoby to wyrazem poznawczej i moralnej ślepoty. BOŻY KIERUNEKChrystus zachęca, abyśmy zmienili kierunek refleksji. Najpierw popatrzmy na samego Jezusa. On znajduje się w centrum doświadczenia wiary, a w jej głębi - wydarzenie Wielkiego Piątku. Umarł nie tylko dlatego, że ludzie podjęli straszliwą decyzję zamordowania Go. Umarł, ponieważ taka była Jego wola. Chciał doprowadzić do naszego zbawienia na drzewie krzyża: belka pionowa wskazuje, że na krzyżu Zbawiciel przywrócił naszą łączność z niebem, rozciągnięte zaś na krzyżu ramiona - że im żarliwiej zwracamy się ku Ukrzyżowanemu, tym więcej wzajemnie dla siebie jesteśmy przyjaciółmi, którzy potrafią zrezygnować z siebie na rzecz kogoś drugiego. Mając to na względzie, jesteśmy w stanie wypowiedzieć główną zasadę chrześcijaństwa: Chrystus umarł za wszystkich ludzi, za wszystkie ich grzechy, bo każdy z nich był i jest Jego bliźnim. Wówczas to co nieskończone i niezmierzone weszło, jak to precyzyjnie określił Hans Urs von Balthasar, dzięki krzyżowi do miłości chrześcijańskiej. Chrystus umarł, abyśmy mogli zasługiwać na zbawienie, czyli uczestnictwo w życiu Bożym, a my staramy się odpowiadać na tę donację gorącą wiarą i wiarygodnym świadectwem. Tym bardziej że Jezus zawsze jest przed nami, niejako na widoku publicznym. Tak było, kiedy nauczał w ziemi palestyńskiej, tak jest obecnie, kiedy realnie doświadczamy Go w sakramentalnej przestrzeni Kościoła. Nawet po zmartwychwstaniu zjawia się pośród wspólnoty, by zaświadczyć o swej więzi nie tylko z apostołami i wyznawcami, ale wszystkimi ludźmi, gdyż dar zmartwychwstania nikogo nie pomija.To ważna sprawa. W miarę uświadamiania sobie Jezusowego zniżania się, widzimy, że właśnie w tym tkwi niewyobrażalny Boży majestat. Im bardziej zrzeka się Jezus swej siły na rzecz słabości w cierpieniu, tym przejrzyściej zdajemy sobie sprawę, że jedynie On ma moc, by "życie swoje oddać za owce" i "by znów je odzyskać" (J 10, 15-17), cierpieć i al-truistycznie umrzeć za wszystkich, i powstać z martwych. W taki właśnie sposób działa Boża miłość, zawsze - nie wolno stracić tego faktu z oczu - narażona na odtrącenie i ryzyko. Czyż nie wiemy o tym, stawiając siebie pod cowieczorny osąd sumienia? Oczywiście, zbawienie świata mogło przebiec inaczej, ale skoro dokonało się za sprawą bolesnej męki, starajmy się ją włączać w swoją egzystencję. Znaczy to, że jeżeli dotykają nas cierpienia, próbujmy, jak to tylko możliwe, przeżywać je jako współcierpienie ze zbawczym bólem Chrystusa. Wówczas możemy rozpoznać, że Jezusowa męka była świadomym cierpieniem dla sprawiedliwości, aby ludzie mogli odnaleźć ostateczne szczęście. Wypowiadając błogosławieństwa, Chrystus miał na myśli wpierw samego siebie; dopiero potem odnosił ich znaczenia do wszystkich słuchających Go. Staje się więc czymś oczywistym, że doznawszy cierpienia, zwracamy się do Jezusa. W Nim poszukujemy pełnego wsparcia i niewyczerpanej pociechy. Jan Paweł II podkreśla to nad wyraz jasno: "Chrystus jest prorokiem wielkim. W Nim wypełniają się proroctwa, bo wszystkie one na Niego wskazywały. W Nim równocześnie otwiera się proroctwo ostateczne. On jest Tym, który cierpi prześladowanie dla sprawiedliwości z pełną świadomością, że właśnie to prześladowanie otwiera przed ludzkością bramy życia wiecznego. Odtąd do tych, którzy uwierzą w Niego, ma należeć Królestwo Boże" (Bydgoszcz, 7 czerwca 1999 r.). Nie zapominamy, że sam Jezus wystąpił jako Mesjasz, który celowo wybiera i akceptuje, by tak określić, status prześladowanego. Należy tedy odróżnić cierpienie od prześladowania. To pierwsze stanowi problem dotyczący wszystkich ludzi, nie wyłączając osób sprawiedliwych. Poprzez nie Bóg pragnie oczyścić grzesznika, wypróbować sprawiedliwego w jego miłości, czego dowodzi historia biblijnego Hioba. Prześladowania zaś są wyrazem przeciwstawiania się zamysłom Bożym, próbą odłączenia człowieka od Boga, który - jak z tego wynika - niekiedy posługuje się prześladowaniami, podobnie jak cierpieniem, aby ostatecznie doprowadzić do pełnego zwycięstwa prawdy. Jak zaakceptować tę Bożą logikę? Otóż powinniśmy się podjąć rzeczy prawie nieosiągalnej. Chodzi o szczerą - a więc z zaangażowaniem woli i serca - akceptację krzyża rozpoznanego jako dar; dar Jezusa dla każdego z nas i dar kogoś drugiego dla nas. Bo, jak powiedział Jan Paweł II: "na Kalwarii wydawało się, że [Jezus] został opuszczony przez Boga i wydany na pośmiewisko ludzi" (tamże). Wielu zresztą ludzi wciąż zachowuje tego rodzaju przekonanie. Dlaczego? RADYKALNA PRÓBAEwangelia wywoływała w przeszłości i wciąż wywołuje kontrowersje. Jezus był tego świadom. Wiedział, że pozostaje na zawsze w ludzkim świecie znakiem sprzeciwu i niekiedy zapiekłej niezgody. Ewangelista zapisał charakterystyczne reakcje tłumu przyglądającego się kal-waryjskiej agonii: "Jest królem Izraela: niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego" (Mt 27, 42). Jan Paweł II tłumaczył, dlaczego Jezus nie zareagował na te podszyte wyraźnym szyderstwem, ale i religijną naiwnością, głosy. Jest bowiem wierny Ewangelii. Cierpi niesprawiedliwość ludzką, gdyż jedynie w ten sposób może dokonać "usprawiedliwienia człowieka", który zapomina, że bardzo groźna bywa obojętność i pokładanie nadziei tylko w sobie samym. Że wiara jest wciąż narażona na osłabnięcie, a może nawet i całkowity zanik. Wystarczy zdać się na propozycje obecnego czasu, gdzie ceni się pluralizm, przypadkowość, doraźne satysfakcje, tolerowanie czegokolwiek, byleby życie było ciekawe, podniecające, pulsujące atrakcjami.Warto do tego opisu dodać bezinteresowną zawiść. Gdy komuś udaje się dokonać czegoś ważnego, oryginalnego, potrzebnego, natychmiast sypią się podejrzenia, uprzedzenia, plotki. Na ogół nie umiemy cieszyć się sukcesami innych. Dlatego słowa błogosławieństw z trudnością przebijają się do ludzkiej świadomości, choć Jezus wyraźnie daje do zrozumienia, że to na Nim w głównej mierze sprawdzają się słowa z Kazania na Górze: "Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami" (Mt 5,11-12). DAR WIERNOŚCITrudno właściwie wyobrazić sobie życie w kręgu uczniów Jezusa bez realnej groźby dostąpienia przeciwności, udręk czy katuszy. Są one niejako wpisane w żywy nurt wiary. Historia chrześcijaństwa jest tego faktu widomym potwierdzeniem. Jan Paweł II przywołał św. Wojciecha, patrona Polski. Oddał on swe życie w słusznej sprawie. Wielu innych świętych przejawiało taką postawę. Warto wspomnieć trudny czas rozbiorów, okrucieństwa wojen światowych czy okresu PRL. Polscy patrioci, w imię wartości wyższych, godzili się na cierpienie. Represje polityczne odcisnęły ogromne piętno na psychice inwigilowanych, prześladowanych. Oni, pomimo wszystko, bronili prawdy i Ojczyzny.Poświęcając się dla narodowej sprawy, chcieli żyć w realiach polskiej kultury i obyczajów. Ojciec Rafał Kalinowski, nazaretanki z Nowogródka, o. Maksymilian Kolbe, kard. Stefan Wyszyński, bp Michał Kozal, zamęczony w Dachau, ks. Jerzy Popiełuszko - wszyscy cierpieli dla Bożej sprawiedliwości, wiążąc autentyczny patriotyzm z duchem najgłębszej miłości do Chrystusa i ludzi. Powinniśmy - wskazywał Jan Paweł II - ów ich egzystencjalny testament wypełniać, zgodnie z przesłaniem wyrażonym przez św. Pawła: "Nam bowiem z łaski Bożej dane jest to dla Chrystusa: nie tylko, w Niego wierzyć, ale i dla Niego cierpieć, skoro toczymy tę samą walkę" (por. Flp 1, 29-30). Łatwe to nie jest i być nie może, lecz mając za wzór tylu świętych poprzedników, jesteśmy w stanie podejmować trud ewangelicznego świadectwa, podążając śladem chociażby kard. Wyszyń-skiego. Jan Paweł II przypomniał ważny epizod z jego życia. W 1973 r., po wielu staraniach, Prymas Tysiąclecia uzyskał od władz komunistycznych pozwolenie na budowę w Bydgoszczy pierwszego po II wojnie światowej kościoła i nadał mu niezwykły tytuł: Świętych Polskich Braci Męczenników. W ten sposób dawał wyraz przekonaniu, że "doświadczona ťprześladowaniem dla sprawiedliwości ziemia bydgoska stanowi właściwe miejsce dla tej świątyni. Upamiętnia ona bowiem wszystkich bezimiennych Polaków, którzy w ciągu przeszło tysiącletnich dziejów polskiego chrześcijaństwa oddali swe życie za Chrystusową Ewangelię i za Ojczyznę, zaczynając od św. Wojciecha. Znamienne jest również, że właśnie z tej świątyni ks. Jerzy Popiełuszko wyruszył w swoją ostatnią drogę" (tamże). Z refleksji tych jasno wynika, że błogosławieństwa Jezusa o cierpieniach prześladowanych dla sprawiedliwości obejmują również wielu ludzi, którym dane było cierpieć. Ich chwalebne czyny wypełniają całe strony dziejów Kościoła powszechnego. Najstraszniejsze były czasy od Nerona do Dioklecjana, choć prześladowania właściwie nigdy nie ustały i przejawiają się również współcześnie w różnych formach i sile natężenia. Ziemia polska zaznała wyjątkowego udziału w tej wielkiej martyrologii. Papież podkreślał stokrotne owoce męczeństwa w polskim narodzie, zwłaszcza te, które sprawiają, że nadal pozostajemy w blasku wartości chrześcijańskich. Poświadczał swoim osobistym życiem, że z krwi męczenników warto czerpać moce do codziennej ofiary, jaką mamy składać Bogu z naszego życia. MĘCZEŃSTWO WNĘTRZANawet ci, którzy byli najbliżej Jezusa, poznali Jego zwyczaje, sposób i styl życia, którzy, tak, jak Jan, mogli przytulić się do Niego - nie byli pewni swej wiary; do końca nie rozpoznawali ani nauczania, ani ostatecznego przesłania Chrystusowej nauki. Proszą więc: spraw, abyśmy nie poruszali się po omacku, nie trwali w ciemnościach, ale zdołali Tobie zaufać i w Twoje, Boże, ręce złożyli osobiste nadzieje. Sami zbyt łatwo ulegamy złudzeniom, podszeptom złego ducha, fałszującym rzeczywistość emocjom. Nie potrafimy, bez widocznego wsparcia, iść za Tobą i przyjąć faktu, że będziesz musiał wiele wycierpieć i umrzeć na drzewie krzyża. Rzadko bywamy świadkami, którzy pozostają wierni Bożemu słowu aż po zawsze możliwe cierpienie, a nawet śmierć. Tymczasem taka właśnie jest istota chrześcijańskiego orędzia.Jezus potwierdza obawy apostołów; wie, że należy pracować nad kształtowaniem ich religijnej świadomości. Nie wpada jednak w moralizatorski ton, jakby wiedział, że nikt tego nie lubi. Przybliża tylko obraz: Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy! Mówi to również do nas, żyjących teraz w polskiej rzeczywistości. Wystarczy przecież zalążek wiary, kropelka na dnie serca, promyk ufności, a wówczas ogarnie nas pasja, chęć, pragnienie bycia z Tym, który zawsze jest blisko i który nigdy nie opuszcza własnego stworzenia. ks. Jan Sochoń
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |