Niedziela - jak dobrze i rodzinnie przeżyć dzień PańskiW ubiegłym wieku pewien polityk niemiecki udał się na krótkie wakacje do Anglii. Wysiadłszy ze statku szedł sobie ulicą i pogwizdywał radośnie. Nagle usłyszał za plecami jakiś głos:
- Panie, proszę nie gwizdać. Cudzoziemiec był po swojemu głęboko religijny; uważał, że należy uszanować niedzielę, ale nie w taki sposób, by nawet nie można było pogwizdywać sobie, gdy to nikomu nie przeszkadzało. Zapytał o drogę do stacji i siadł w najbliższy pociąg do Szkocji, by wyrwać się z sieci przesadnego purytanizmu i spędzić niedzielę radośnie po chrześcijańsku i po ludzku. Cięta to odpowiedź, ale pożyteczna: uczy, że nie powinniśmy przedstawiać niedzieli jedynie od strony moralizatorskiej i prawnej: wysłuchać Mszy Św., wstrzymać się od robót służebnych i koniec. Rodziny mogłyby to odczuć jako ciężar i nudę, jakby jakiś podatek. Można zaproponować coś lepszego: teologię niedzieli i teologię radości oraz sposób, w jaki można spędzić w rodzinie niedzielę w świetle tych teologii. TEOLOGIA NIEDZIELITeologię niedzieli można streścić w trzech słowach: "dzień Pański", "dzień poświęcony Bogu", "dzień wspólnoty chrześcijańskiej".Dzień PańskiPan to Jezus, który nas zbawił ustanawiając Nowe Przymierze przypieczętowane Eucharystią, cierpiąc, umierając i zmartwychwstając. Stało się to w dni, w których Izrael obchodził Paschę. Dlatego mówi się, że Jezus jest naszą Paschą, że dla naszego zbawienia służą Tajemnice Paschalne, w centrum których jest Eucharystia, ofiara Nowego Przymierza, odnawiana i uobecniana w sposób tajemniczy w Kościele, aby przez nią dostąpić owoców Odkupienia. Pascha żydowska była jedynie dorocznym wspomnieniem wydarzenia z przeszłości; Pascha zaś chrześcijańska jest czymś więcej: jest faktem z przeszłości, który ponawia się dziś, codziennie. Ale powszedniość niesie z sobą niebezpieczeństwo przyzwyczajenia i monotonii. Aby więc przeżywać Przymierze i Paschę bardziej intensywnie, wyłania się z codzienności Niedziela nad Niedzielami, to jest Pascha doroczna, Wielkanoc.Każda niedziela, można powiedzieć, jest Wielkanocą tygodnia, a Wielkanoc doroczna jest Niedzielą całego roku. Cechą dominującą Wielkanocy i niedzieli jest radość. Chrystus zmartwychwstały uspokaja nas: "śmierć została pokonana, Ja pierwszy wstępuję do nieba, a po Mnie wy pójdziecie długim szeregiem". Co za radość być dopuszczonym do uczestnictwa w losie Chrystusa. "Z weselem obchodzimy ów dzień" - pisze w roku 135 Żyd egipski nawrócony na chrześcijaństwo (List Barnaby, 15). "W niedzielę bądźcie zawsze radośni; kto jest smutny w niedzielę, popełnia grzech" - czytamy w Nauce Dwunastu Apostołów (r. 21) z III wieku. A Tertulian pisze: "W niedzielę nie klęka się i nie pości: byłoby to czymś niewłaściwym". Ale dlaczego zaleca się modlić w niedzielę nie na kolanach, lecz stojąco? "Na znak zmartwychwstania", wyjaśnia św. Augustyn (Listy 55, 28). A św. Bazyli dodaje: "... również dlatego, że niedziela wyobraża wiek przyszły" (PG 32, 188). Istotnie, niedziela jest nie tylko pamiątką wydarzenia przeszłego i uczestnictwem w tajemnicy obecnej, ale też potwierdzeniem radosnej pewności co do życia przyszłego. Niedziela tymczasowa, którą świętujemy dzisiaj, zwiastuje niedzielę ostateczną, która nastanie poza czasem i historią, kiedy świat przestanie żyć obecnym tygodniem. Miała dobre wyczucie tego "dnia Pańskiego" św. Teresa od Dzieciątka Jezus, gdy jako dziecko rozkoszowała się niedzielą wyrażając życzenie, by ona nigdy się nie kończyła: niestety, kończyła się; "po zachodzie słońca - napisała potem - jakaś zasłona melancholii pokrywała moją radość; serce Teresy myślało wtedy o dpoczynku w niebie i o niedzieli bez zachodu słońca - w Ojczyźnie". Dzień poświęcony BoguDlaczego poświęcony? Pan Bóg stworzył nas, abyśmy Go znali, kochali i Jemu służyli w tym życiu, a potem cieszyli się z Nim zawsze - w przyszłym życiu w Raju. Powinniśmy ciągle być zjednoczeni z Bogiem, adorując Go, składając Mu dzięki i prosząc Go o pomoc. Taka ciągłość, możliwa intencjonalnie, nie da się wyrazić w formie nieustannego kultu, przeto z różnych dni tygodnia wybiera się jeden i poświęca go w specjalny sposób Panu Bogu. Proszę mnie dobrze zrozumieć: poświęca się nie dlatego, że tylko ten dzień jest dniem Pańskim, ale dlatego, że niedziela powinna przynieść chrześcijanom taki ładunek duchowy, aby nadawała sens, smak i woń innym dniom. Nawet nasz odpoczynek świąteczny nie jest bezczynnością szabasową, jak pojmowali go faryzeusze. Niedziela to nie dzień jakiejś pustki; trzeba ją wypełnić nie tylko Mszą Św., ale też rozrywką, lekturą i refleksją pobożną a radosną, modlitwą i dziełami miłości. Owszem, niedziela jest dniem odpoczynku ciała, ale również odpoczynku serca w Bogu; przeznaczy się w niej pewne chwile na skupienie, które nie ograniczy się do unikania hałasu.Dzień wspólnoty chrześcijańskiejŚw. Justyn pisze, że zawsze "w dniu zwanym dniem słońca wszyscy z miasta i ze wsi zbierają się razem w tym samym miejscu" (Apologia 1,6).Nauka dwunastu Apostołów przypominała biskupom, aby "w dzień Pański" gromadzili chrześcijan na "łamanie chleba": "niech lud wiernie zbiera się w Kościele (czyli wspólnie), by nikt nie osłabiał Kościoła swą nieobecnością i nie pomniejszał o jednego członka Ciała Chrystusowego". Na tych spotkaniach wierni pamiętali też o innych wspólnotach. Już św. Paweł prosił, aby w czasie zebrań niedzielnych zbierano ofiary na biednych w Jerozolimie (por. 1 Kor 16,1). Dionizy (t 175), biskup Koryntu, pisał do papieża Sotera: "Dzisiaj obchodziliśmy święty dzień niedzieli, w czasie którego odczytaliśmy Wasz list" (por. Euzebiusz, Historia Kościoła IV, 32). Trzymamy się i my tej praktyki, podyktowanej potrzebą jedności bratniej, kiedy w czasie Mszy św. w imię miłości Boga robimy zbiórki na dotkniętych klęską trzęsienia ziemi, na misje, na chleb dla głodujących. TEOLOGIA RADOŚCIZacytuję wypowiedź przemysłowca amerykańskiego Andrzeja Carnagie (zm. 1919), jednego z najbogatszych ludzi w świecie. "Urodziłem się w nędzy, ale nie zamieniłbym wspomnień ze swego dzieciństwa na wspomnienie dzieci milionerów. Cóż mogą one wiedzieć o radościach rodzinnych, o słodkiej postaci matki, która jest jednocześnie niańką, praczką, kucharką, nauczycielką, aniołem i świętą?"Jako młodzieniec pracował w przędzalni w Pittsburgu za liche 56 lirów miesięcznie w przeliczeniu na dawne pieniądze włoskie. Pewnego razu w czasie wypłaty kasjer kazał mu zaczekać. Czarnegie drżał myśląc, że chcą go zwolnić z pracy. Tymczasem kasjer wypłaciwszy innym powiedział mu: "Andrzeju, śledziłem uważnie twoją pracę i doszedłem do wniosku, że jest ona warta więcej niż praca innych, dlatego podnoszę ci wypłatę do 67 lirów." Czarnegie biegiem wrócił do domu, gdzie matka rozpłakała się na tę wiadomość. "Mówicie o moich milionach - zwierzał się - ale wszystkie te miliony razem nie dały mi nigdy takiej radości jak owe 11 lirów podwyżki". Wiele jest podobnych radości. Są to radości czysto ludzkie, ale zdrowe: radość studenta, gdy zdał egzamin, matki, gdy zdobyła wreszcie własny dom dla dzieci, absolwenta, gdy po otrzymaniu dyplomu znalazł od razu odpowiednią pracę. Takie radości mogą być wielką pomocą do życia dobrego i są zgodne z pragnieniami Chrystusa, który nazwał swoje orędzie ewangelią, to jest radosną nowiną (Mt 24, 14; Mr 14, 9), i którego narodzenie zostało ogłoszone jako "radość wielka" (Łk 2, 10). Apostoł Paweł zachęca: "Radujcie się zawsze w Panu: jeszcze raz powtarzam: radujcie się!" (Fil 4, 4). I stwierdza, że "królestwo Boże to sprawiedliwość, pokój i radość" (Rz 14, 17), a "owocem ducha jest miłość, radość i pokój" (Gal 5, 22). Nie można jednak traktować tych radości jako rzecz absolutną, bezwględną: są one czymś, ale nie wszystkim; mogą być środkiem pożytecznym, ale nie celem najwyższym; trwają jakiś czas, ale nie zawsze. Tych, co mają takie radości, św. Paweł upomina: "niech ich używają, jakby ich nie używali, bo przemija postać tego świata" (1 Kor 7, 31). Należy też rozróżniać i wybierać: co innego jest radość, a co innego przyjemność - co innego radość związana z aktami dobrymi, jak przebaczenie czy pomoc bliźnim, a co innego radość związana z aktami złymi, jak uciecha z czyjegoś niepowodzenia czy chełpienie się posiadaną władzą.(...) Chrześcijanin uśmiechnięty i radosny staje się też apostołem. Św. Piotr pisze: "Nie dajcie się zaniepokoić..., zawsze gotowi odpowiedzieć każdemu, kto żąda od was uzasadnienia waszej nadziei" (1 P 3, 15), a przecież nadzieja jest siostrą bliźniaczą radości: ma za przedmiot dobra, które chce się zdobyć, gdy radość - dobra, które już się posiada. Rozumieli to święci. Św. Filipa Nereusza zastał raz przyjaciel Zenobi, jak czytając Zabawne historyjki Plebana śmiał się serdecznie. "Kapłan Pana nie powinien tak się śmiać" - zwrócił mu uwagę Zenobi. "Ale Pan jest dobry - odciął się Filip - dlaczego nie miałby być zadowolony, gdy jego dzieci się śmieją? Smutek pochyla nam głowę i nie pozwala patrzeć w niebo. Trzeba zwalczać smutek, a nie radość". Ale jeżeli zdarzy się cierpienie? Wierzący nie gorszy się nim. Wie, że Bóg jest dobry, że gdy chodzi o zło, On je tylko dopuszcza i umie zeń wydobyć dobro, że to życie na ziemi jest przejściowe. Zna prawdę o grzechu pierworodnym. Nie potrafi powiedzieć nic więcej, dać odpowiedź na liczne i trapiące "dlaczego" w związku ze złem w świecie. Umie jednak zachować się w cierpieniu. Jak? Tak jak Jezus Chrystus. Był On niewinny, święty, czynił dobrze wszystkim, a mimo to prześladowano Go i przybito do krzyża. Otóż Jezus zdał się na wolę Ojca, choć nie było to łatwe. Cierpiał dla zbawienia innych, modlił się za prześladowców. I nam polecił modlić się: "Ojcze..., bądź wola Twoja". Jest jasne, że to my mamy pełnić tę wolę, a nie, jak to niektórzy myślą: "Chcę Cię kochać, mój Jezu, jak długo będziesz pełnił moją wolę". Św. Filip Nereusz zwykł był modlić się: "Dziękuję Ci, mój Jezu, że sprawy nie idą tak, jakbym chciał". Ta modlitwa św. Filipa przenosi nas od razu na poziom radości nadprzyrodzonej. Ten poziom osiągnęli Apostołowie, którzy "cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla imienia Jezus" (Dz 5, 41), czy św. Teresa od Dzieciątka Jezus, która zwierzyła się: "W dzieciństwie cierpiałam ze smutkiem; teraz też cierpię, ale w inny sposób: w radości i pokoju, i jestem szczęśliwa, że cierpię". W PRAKTYCE RODZINNEJJak przenieść teraz te mini-teologie do rzeczywistości niedzielnej dzisiejszej rodziny? Innymi słowy: jak stworzyć w dzisiejszej rodzinie taki klimat radości, by zharmonizował się z prawdziwą radością wielkanocną i z niej czerpał pokarm?Nie jest to sprawa łatwa. Żyjemy w klimacie konsumpcyjnym: używać, mieć wszystkie możliwe wygody - staje się często celem, któremu poświęca się wszystko inne. Czas niedzieli bywa przeznaczony w wielkiej mierze na krzykliwe imprezy sportowe, długie wycieczki, zebrania itp.: dla Pana Boga zostawia się, o ile się zostawia, okruchy. Odpoczynek świąteczny nazywa się weekendem, ale nieraz nie jest to odpoczynek, lecz trud świąteczny, który dołącza się do trudu dni powszednich, szarpiąc nerwy na drogach zatłoczonych nie kończącymi się rzędami samochodów, któreś posuwają się żółwim krokiem. To wszystko prowadzi do tego, że w poniedziałek człowiek jest bardziej zmęczony niż w sobotę wieczorem. (...) Spróbuję ustalić kilka zasad.
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |