Wielki Post z MertonemJezus z Nazaretu nie miał łatwego życia. Cokolwiek czynił, narażone było na niezrozumienie, wywoływało oburzenie, a nawet - rzec by można - ideologiczny sprzeciw. Ludzie na ogół Go nie rozumieli, nie tylko dlatego, że to, co głosił było zbyt nowe, przeciwne temu, czego oczekiwali i co przekazywała żydowska tradycja, ale głównie z powodów egzystencjalnych. Często bowiem wskazywał na ciemne strony ich postępowania, nie schlebiał skostniałym gustom, nie szukał popularności.Potrafił, co prawda, zachwycać blaskiem wypowiadanych przez siebie słów, stylem zachowania, niespotykaną nigdzie indziej wrażliwością na biedę i cierpienie, ale najbardziej zależało Mu na wierze. Kiedy tylko dostrzegał jej pierwsze, choćby nikłe promyki, natychmiast biegł z pomocą, wyzwalał z choroby albo z jakiejś życiowej klęski. Niekiedy zdarzały się nieporozumienia i gwałtowne starcia, ale na ogół Jezusa powszechnie uwielbiano. Ostatecznie został oskarżony o religijno-narodową uzurpację, kiedy przedstawił się jako żydowski Mesjasz, i w świetle oficjalnego prawa umęczony w okrutny sposób. POTRZEBUJEMY KOREPETYTORAMiał być na wieki zapomniany. Staio się jednak inaczej. Jest pośród nas i z nami. Owo "jest" pokazuje pewną paradoksalną sytuację, w jakiej się znajdujemy: jesteśmy najbliżej Boga, kiedy On pozostaje daleki, dotyka swoją "nieobecnością". To przekonanie wydaje się zgodne z tradycyjną nauką Kościoła. Wielu mistyków i przewodników duchowych sugerowało, że Bóg znajduje się w sercu wówczas, kiedy Go w żaden sposób nie doświadczamy. Gdy jesteśmy wewnętrznie puści, wypaleni, strapieni, właśnie wtedy, a może dopiero wtedy, Bóg ogarnia nas w pełni. Zapewne dlatego tak chętnie korzystamy z mocy języka poetyckiego, który podprowadza pod próg niewyrażalnego, umożliwia dogłębne porozumienie.Tym bardzie, że nader bolesną sprawą życia jest brak jedności. Jeżeli nie potrafimy odnaleźć się w rozmowie, wypełnić serca jej potęgą, wówczas świat, w którym żyjemy, ulega rozpadowi. Na drodze wyjścia z tej dramatycznej sytuacji stoi poezja, zwłaszcza ta o modlitewnym odcieniu. Jako ludzie wiary powinniśmy się modlić. Niestety, mamy z tym kłopoty. Chcemy naśladować Jezusa, lecz często na samym pragnieniu wszystko się kończy. Toteż potrzebujemy, jak to określił ks. Janusz Pasierb, dobrego korepetytora, który nauczyłby nas modlitwy. Niech będzie nim Thomas Merton, jeden z największych mistrzów duchowych XX wieku. Zapewne czytaliśmy niektóre jego książki, ale zwracam wielkopostną uwagę na "Księgę godzin", swoisty brewiarz przeznaczony, dosłownie, dla wszystkich, którzy próbują włączać w swój sposób bycia codzienną modlitwę. Brewiarz odczytują nie tylko księża, mnisi i siostry zakonne. Dzisiaj coraz więcej osób sięga po ten, źródłowo biblijny i chrześcijański, sposób porządkowania dnia (życia) w odblasku modlitwy. Jej źródła tkwią w obyczaju monastycznym, w tym sensie, że to mnisi rozwinęli i rozpropagowali lectio dlvina, czyli Boże czytanie, nawiązując do praktyki apostołów i Ojców Kościoła. Podstawą prowadzonych medytacji jest Pismo Święte, a zwłaszcza psalmy. Trudno właściwie wyobrazić sobie modlitwę bez ich udziału. Są aktualne, religijnie pociągające i podszyte wrażliwością poetycką. BREWIARZ NA WIELKI POSTRdzeń języka biblijnego ma wszakże charakter symboliczny. Bóg objawił się, grając niejako z nami w chowanego. Zasłonił swoją twarz. Mówimy o Nim, odczytujemy Jego zamysły pośrednio, uciekając się do semantycznych niedopowiedzeń. Rozumiemy, że Bóg nie może się całkowicie odkryć. "Ukazuje się" stojąc poniekąd w tle. Gdyby było inaczej, świat musiałby przybrać odmienną od aktualnej formę, aby mogła być zachowana różnica między Stwórcą a Jego stworzeniami.Mając to na względzie, Merton pobudza do medytacyjnego stylu życia. Nie traćcie, przestrzega, łączności z ciszą, chrońcie umysł przed gradem informacji, wykradajcie swemu egoizmowi czas i poświęcajcie go Bogu. Poezja dobrze nadaje się do tego celu. Nastraja duszę na to, co święte, łagodzi napięcia wywoływane przez hałas i pośpiech nowoczesności, sprawia, że odnajdujemy swój wewnętrzny rytm, niesie wreszcie poczucie duchowej czułości, i co najważniejsze: rozbudza nasze kontemplacyjne "ja". Często rozmyślamy: co mam Bogu do powiedzenia, czym mogę Go zaskoczyć? On wszelako wie wszystko, zaplanował z drobiazgową pilnością wszelkie nasze sprawy. Po cóż więc zaprzątać sobie głowę modlitewnymi prośbami, śpiewem czy liturgią. W dzisiejszym zapracowaniu nie ma już właściwie miejsca na ciche wejrzenie w siebie. Zrobiliśmy z czasu problem, co jest prawdziwym nieszczęściem. Jakbyśmy zapomnieli, że Bogu zależy na ludzkim szczęściu i nawet w najbardziej trudnej dla siebie sytuacji (kiedy nie chcemy zaakceptować Bożej miłości) jest po naszej stronie. Stwórca wdał się z nami w przygodę, zaryzykował i musi, chcąc nie chcąc, nieść konsekwencje swojej miłości i ludzkiej wolności. W tej sytuacji modlitwa bywa swego rodzaju religijną samoobroną. Dzięki niej rozwiązanie wielu spraw powierzamy Jezusowi. Nasza słabość zawsze Go przyzywa. Dlatego stopniowe zakorzenienie w liturgii godzin powoduje uzgodnienie rytmu naszego życia z chrześcijańskim rytmem czasu. Czas nie jest czymś nam wrogim; raczej buduje miejsce, gdzie spotyka się z nami Bóg. Merton, wyczulony na te kwestie, mobilizował, abyśmy cenili wczesne godziny poranka, spokojne chwile wieczoru, kiedy łatwiej o umiar w pragnieniach czy pokój umysłu. Wówczas jesteśmy blisko Boga, którego poznawanie nigdy nie może się zakończyć, gdyż Bóg pozostaje Bogiem, a człowiek człowiekiem, także po śmierci. Pawiowa metafora poznania Boga "twarzą w twarz" nie oznacza, że istota Boga odsłoni się przed nami w całej swej intymności; wskazuje natomiast, że ogarnięci Bożą miłością będziemy Boga wciąż poznawali, w aktywnym, wiecznym bezczasie. RDZEŃ MODLITWYWykorzystujmy - nie tylko w Wielkim Poście - Biblię, milczenie i rady duchowego przewodnika, o którego warto zabiegać. Często nie wiemy, jak należy postępować, co czytać, co robić, kiedy stają przed nami dylematy i problemy, kiedy nie potrafimy odróżnić głosu samego Boga od osobistych namiętności bądź perswazji środowiska rodzinnego, zawodowego czy politycznego. Pozostając tylko ze sobą szybko'popadamy w wewnętrzny bezruch i poczucie dogłębnego smutku. Stąd trzeba Bogu i ludziom poświęcać konkretne chwile, minuty czy godziny, choć na ogół wydaje się nam, że mamy zawsze wiele do zrobienia, a milczenie bardziej rozprasza niż pomaga. Jedynym sposobem pokonania tego stanu rzecz jest rzeczywiste poddanie się potędze bezgłosu.To rdzeń każdej modlitwy. Ludzie w niej doświadczeni wyraźnie podpowiadają, że na początku głos Boży nie jest w stanie przebić się przez zgiełk naszego wnętrza. Czasami bardzo trudno to znieść. Powoli jednak odkrywamy, że czas milczenia uspokaja, pogłębia świadomość siebie i Boga. Wtedy bardzo szybko zaczynamy tęsknić za takimi przeżyciami. Wystarczy wziąć psalmy, które rozbrzmiewają od wieków w Kościele, uczynić z nich narzędzie porządkujące dzień, a wówczas okazuje się, jak łatwo pokonać wewnętrzne roztargnienie, zagubienie i strach. Odwiedzający parafię na Bielanach, jeszcze do niedawna otrzymywali od księdza proboszcza Wojciecha Drozdowicza pisemko "Las bielański" z fragmentami Ewangelii przypadającej na dany tydzień. W każdej sposobnej chwili czytajcie, rozważajcie te słowa, powtarzał z uporem duszpasterz. Uczcie się przebywać w obecności słowa samego Boga, które nadzwyczajnie jaśnieje w Biblii. Jej lektura musi pozostawać codzienną pracą ducha. Jeżeli tak nie będzie, stracimy sposobność wyleczenia się z nudy współczesności, nerwicowości i nazbyt pośpiesznego stylu życia. NIE BÓJMY SIĘ KONTEMPLACJIJesteśmy różnorako uwrażliwieni. Mamy odmienne rytmy wstawania i pracy, odpoczynku i udawania się na spoczynek, przeto rozważajmy to jedynie, co aktualnie służy potrzebom duchowym w danym momencie. Poszukujmy spokojnego miejsca, które będzie sprzyjać otwarciu na Tego, który zawsze jest obecny. Odnajdujmy własny sposób wnikania w swoją ciszę niezależnie od tego, co w tym momencie proponuje świat. Zacznijmy się skupiać, oddychając wolno i równomiernie, pozostawiając siebie w przestrzeni wytworzonej przez słowo, ciszę, ruch wnętrza. Wersety i antyfony wezwą do modlitwy, hymny wprowadzą ducha w liryzm nastrajający do odkrywania ziemskiego dnia; psalmy otworzą na intymny duchowy dialog, kantyki na wielbienie, a litanie - na dynamiczne wypowiedzenie swego wnętrza. Tak zaleca brewiarz Mertona. Warto owe wskazania uczynić własnymi. Początkowo może się nam wydawać, że to zbyt nużące, pozbawione atrakcji. A tak bardzo nie lubimy monotonii, konwencji, banału. Wciąż gonimy za czymś olśniewającym, dającym poczucie satysfakcji. Chcemy, aby nasze życie iskrzyło kolorami, barwami skrajnych emocji, także tych wywiedzionych z naszego ciała. Tymczasem wezwanie do ciszy, zatrzymania się w biegu, umniejszenia ruchu może powodować zniechęcenie. Na szczęście, to tylko chwilowe zawahanie. Jeżeli poddamy się urokowi duchowego spokoju, natychmiast odczujemy ulgę; stanie się coś wręcz niesłychanego: będziemy pewni, że otacza nas promieniowanie miłości samego Jezusa, który kocha nas w sposób dostosowany do naszej niepowtarzalnej osoby. Próbujmy pojąć, na czym ta Boża miłość polega? Jezus przecież wyraźnie powiedział: "Kochajcie tak, jak ja was umiłowałem".BÓG KOCHA MĄDRZEBóg, patrząc na nasze postępowanie, niewiele może zrobić. Obdarzył nas decyzyjnością i mnogością talentów. Potrafimy uczynić z nich wieloraki użytek. Nawet jeżeli zechcemy Go opuścić, nadal będzie nas kochał, ale niczego więcej nie czyni. Nie przychodzi natrętnie, nie usiłuje pomóc, kiedy błądzimy. Pozwala, abyśmy cierpieli, ponieważ kocha mądrze. Nie likwiduje konsekwencji złego postępowania.Powinniśmy silnie odczuwać, że w takim przypadku ból bywa błogosławieństwem. Cierpiąc przestajemy kpić z życia. Kiedy uświadomimy sobie własną sytuację, powiemy odważnie: chcę powrócić do Ojca, do tego, który kocha, podjąć trud przemiany dotychczasowego stanu rzeczy, wówczas na pewno odzyskamy życiową mądrość. Popatrzymy na siebie z rozumną powściągliwością. Zawsze bowiem punktem wyjścia jest decyzja: chcę tak, a tak postąpić, w taki, a nie inny sposób okazać miłość, różnicując sposoby jej osobowej manifestacji:
Głęboki jest ocean, bezgraniczna słodycz. Thomas Merton (1915-1968) amerykański trapista, poeta, działacz społeczny, autor prac z dziedziny duchowości. ks. Jan Sochoń
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |