Maryja ułatwiła mi nawróceniePiękno Kościoła przemawiało do mego serca, ale wciąż pozostawało wiele niewiadomych, jakby jeszcze nie rozpakowanych.Jedno z zajęć lekcyjnych na kursie rzuciło trochę światła na kłopotliwy temat: figury i obrazy Jezusa, Maryi i świętych. Zapytałam: "Dlaczego pozwala się na to, nawet zachęca, gdy tymczasem jedno z Dziesięciu Przykazań Bożych potępia rzeźbienie posągów i kłaniania się im?" Ksiądz Memenas odpowiedział pytaniem: "Kimberly, czy w twoim domu jest miejsce na rodzinne fotografie?" "Tak". "Dlaczego je trzymasz? Czym one są dla ciebie?" "Fotografie przypominają mi tych wspaniałych ludzi, których kocham - rodziców, rodzeństwo, dzieci..." "Kimberly, czy ty kochasz same fotografie, czy ludzi na tych fotografiach?" "Oczywiście, ludzi". "Oto rola obrazów i posągów - one przypominają nam tych wspaniałych braci i siostry, którzy nas wyprzedzili. Kochamy ich i dziękujemy za nich Bogu. Istotnym problemem nie jest to, czy te wizerunki mają być czy nie, ponieważ Stary Testament przedstawia, zaraz po ogłoszeniu Dziesięciu Przykazań, szczegółowe instrukcje dotyczące wizerunków, które należy zrobić jako część składową Świętego Świętych w przybytku świątynnym, na przykład ozdoby na dziedzińcu oraz cheruby nad przebłagalnią. Bóg nawet rozkazał Mojżeszowi uczynić z brązu węża na palu, na którego ludzie mieli spoglądać, by uzyskać uzdrowienie od plagi. Więc albo Bóg wprowadził zamęt tym swoim przykazaniem, albo istotą przykazania jest zakaz oddawania czci boskiej wizerunkom (jak to czynili Żydzi ze złotym cielcem na Górze Synaj), a nie ich posiadanie". Ta i inne dyskusje dostarczyły mi sporo materiału do przemyśleń. Jeszcze jedna rozterka wywoływała niepokój. Teraz, gdy wszystko ciągnęło mnie do Kościoła, co ja mam uczynić z tą całą złością i niechętnym odczuciami, jakie zakorzeniły się we mnie w stosunku do Kościoła. Kiedyś nie cierpiałam Kościoła, winiąc go za brak jedności w moim małżeństwie (mąż już wcześniej został katolikiem), nienawidząc go za zakłócanie szczęścia rodzinnego, oskarżając go o brak radości w moim stosunku do Boga przez wtrącanie się w moje życie. Martwiłam się, że nie spełniły się moje marzenia. Jednak teraz mój "wróg" stawał się moim przyjacielem. Przynajmniej tak mi się wydawało. Kiedy te sprawy przedstawiałam Panu Bogu na modlitwie, naprawdę wyczułam, że On mówi: "Za tym wszystkim musisz zobaczyć Mnie. Obwiniałaś Scotta, męża, obwiniałaś Kościół katolicki. Ale musisz zrozumieć, że za tym wszystkim kryję się jedynie Ja. Mogę wziąć na siebie twój gniew". Gdy tego wieczoru poszłam spać z pewną urazą do Boga, czułam się jak mały dzieciak, który siedząc na kolanach ojca, uderza pięściami w jego pierś i płacze, dopóki z wyczerpania nie zaśnie. Już więcej tego problemu nie roztrząsałam. Rano zadzwonił do mnie przyjaciel, Bill Stehltemeyer z telewizji EWTN. Powiedział: "Kimberly?" Odpowiedziałam: "Słucham!" "Dziś, gdy modliłem się, Pan kazał zadzwonić do ciebie i powiedzieć: "Kimberly, kocham cię". To wszystko". Nie skojarzyłam tego z wczorajszym wieczorem, dopóki moja matka nie powiedziała mi tego samego nieco później - a moja mama zazwyczaj nie wypowiada takich rzeczy; chyba, że Pan chciał przekazać mi coś szczególnego przez jej serce. Nagle zdałam sobie sprawę, że to, co On mówił, znaczyło: "Kimberly, przyjąłem twój gniew. Wchłonąłem go. Nadal cię kocham. Widzisz, jestem twoim przeznaczeniem, idę za tobą i kieruję tobą". Ogarnęło mnie ogromne uczucie pokoju. Oprócz uczestniczenia w kursie RCIA (przygotowującym do przyjęcia chrztu świętego) pomagałam również w klasie CCD Michała (na katechizacji), by zorientować się, czego owi katolicy uczą mego syna, a również by przysłużyć się parafii. Na każdym spotkaniu odmawiano Ojcze nasz, Chwała Ojcu i Zdrowaś Maryjo. Modliłam się słowami Ojcze nasz i Chwała Ojcu, ale nie słowami Zdrowaś Maryjo, choć nauczyłam się tych słów. Już przed pierwszą spowiedzią dzieci wierzyłam, że to jest sakrament. Szczególną radość sprawiła mi jedna dziewczynka. Jeśli ktokolwiek potrzebował pomocy przy pierwszej spowiedzi, to była właśnie ona. Kiedy odeszła od konfesjonału, była bliska płaczu. "Co się stało?" - zapytałam. "Ksiądz kazał mi odmówić Zdrowaś Maryjo" - odpowiedziała. "No to idź do przodu i odmów" - odpowiedziałam. "Ale ja nie pamiętam tej modlitwy". Przede mną pojawił się nowy dylemat. Do tej pory nie odmawiałam Zdrowaś Maryjo, ponieważ nie byłam pewna, czy nie obrażę przez to Boga; ale teraz wiedziałam, że ona musi odmówić swoją pokutę sakramentalną. Przełknęłam ślinę i powiedziałam: "Powtarzaj za mną: Zdrowaś Maryjo". "Zdrowaś Maryjo..." "łaski pełna..." Dokonaliśmy wspólnie tego dzieła, a gdy skończyliśmy, spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczyma i powiedziała: "Dwa razy". Wiedziałam, że ona naprawdę ma spełnić ten obowiązek. Więc wzięłam potężny oddech i znowu zaczęłam odmawiać tę modlitwę. Wielu ludzi nie przypomina sobie, kiedy po raz pierwszy odmówili Zdrowaś Maryjo, aleja mam całkiem żywe wspomnienia owej chwili! Jeden z moich przyjaciół, Davie z Milwaukee, zatelefonował do mnie pewnego wieczoru, by zorientować się, czy może porozmawiać ze mną i zapytać, co wciąż blokuje moje przejście do Kościoła. Odpowiedziałam mu, że wciąż jest dla mnie problemem, czy Maryja jest czy nie jest moją duchową Matką. Powiedział: "A co sądzisz o 12 rozdziale Księgi Apokalipsy?" "Nie wiem. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek czytała ten tekst. Pozwól, że wezmę Pismo Święte". Gdy znowu podeszłam do telefonu z Biblią, Davie wyjaśnił: "Ten rozdział mówi o czterech postaciach, które są w stanie wojny. Nawet jeśli to są sy mboliczne postacie i odnoszą się do pewnych grup ludzi, jednak to są też określeni ludzie. Kobieta i jej dziecko-syn to Maryja i Jezus. Popatrz na wiersz 17: "I rozgniewał się Smok na Niewiastę, i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa, z tymi, co strzegą przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa". Osłupiałam. Jak mogłam nie zauważyć tego fragmentu w moim studium o Maryi? Musiałam przyznać: "Myślę, że to znaczy, iż jeśli ja strzegę świadectwa Jezusa i zachowuję Jego przykazania, wtedy Ona w sposób duchowy jest moją Matką. Maryja jest wałczącą niewiastą, która walczy przez swoje macierzyństwo". Takie mogłam wyciągnąć wnioski. Ten fragment pomógł mi wyjaśnić przekazaną przez św. Jana (J 19,26-27) scenę u stóp krzyża, gdy Jezus był w straszliwej agonii. "Kiedy Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: "Niewiasto, oto syn Twój". Następnie rzekł do ucznia: "Oto Matka twoja". Od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie". Na podstawie tego fragmentu Kościół katolicki uczy, że darowanie Maryi przez Jezusa "umiłowanemu uczniowi" było zapowiedzią, iż daje Ją każdemu ukochanemu uczniowi. Ja byłam ukochanym uczniem. Czy, podobnie jak Jan, nie potrzebowałam także przyjąć Ją do siebie jako swoją Matkę? Zamiast spoglądać na Maryję jako na ogromną przeszkodę, zaczęłam myśleć o Niej jako o cennym darze ze strony Pana Boga, jako o kimś, kto ukochał mnie, troszczył się o mnie i modlił się za mnie sercem matki. Ona nie była już dłużej problemem doktrynalnym, który należy zrozumieć; była osobą, którą należy objąć całym sercem. Jeszcze nie zdecydowałam się, czy tej Wielkanocy zostanę katoliczką. W Środę Popielcową zostawiłam dzieci w domu swojej siostry, by móc dla nas poszukać mieszkania w Steubenville (Scott właśnie zawarł umowę z franciszkańskim uniwersytetem w Steubenville). Ponieważ była to Środa Popielcowa, prosiłam Boga o wskazanie mi, z czego mam zrezygnować na okres Wielkiego Postu: z czekolady, deserów... ważne poświęcenie z mojej strony. I naprawdę wyczułam, że Bóg mówi: "Kimberly, dlaczego nie zrezygnujesz?" "Co? Zrezygnować z czego?" Powiedział: "Dlaczego nie zrezygnujesz z siebie? Wiesz dobrze, że trzeba ufać Mi i ufać mojemu działaniu w Kościele. Postawa twego serca zmieniła się. Dawniej mówiłaś: "Nie wierzę w to, więc udowodnij!", a teraz mówisz: "Panie, nie rozumiem tego, więc poucz mnie". Dlaczego nie przystąpisz do stołu? Dlaczego nie zrezygnujesz z siebie w tym Poście?" Naprawdę wyczuwałam, że Pan Bóg wzywa mnie do Kościoła katolickiego. Pozostałe cztery godziny spędziłam na modlitwie i wychwalaniu Boga, czując głęboki pokój wobec pewności, że doszłam do końca. Dla Scotta szykowała się niespodzianka. Następnego wieczoru, gdym przedstawiła mu domy, którym się przyjrzałam, powiedział: "Tutaj w Kalifornii uczestniczę w konferencji apologety cznej i każdy pyta mnie: jak się rozwija twój związek z Kościołem?" Starał się bardzo, by to pytanie zabrzmiało jako przypadkowe. Poznał różnicę pomiędzy swoim własnym oddziaływaniem a oświeceniem Ducha Świętego. "Nie wywieram na ciebie żadnego nacisku. Jeśli nie masz chęci w tę Wielkanoc, to poczekamy. Ale czy wiesz, na jakim jesteś etapie?" Nie mogłam już dłużej milczeć. "Scott, to będzie na tę Wielkanoc. Pan Bóg przemówił do mego serca już dawno i powiedział mi, że to będzie tej Wielkanocy. Scott? Scott, słyszysz mnie?" Zajęło to mu chwilę, by dojść do siebie. "Bogu niech będą dzięki!" Dotąd Scott mógł jedynie marzyć o tym, co teraz stało się możliwe: będziemy zjednoczoną rodziną katolicką. To dopiero radość! To dopiero wolność! Scott i Kimberly Hahn Tłum. o. Kamil Oszkiel z książki Rome Sweet Home.
Rycerz Niepokalanej, nr 498
Ostatnia aktualizacja: 09.06.2021
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |