W Afryce ludziom się nie śpieszy
Może to graniczy z zuchwałością, by po dwóch tygodniach pobytu znać hę na Afryce. Zastrzec się trzeba jeszcze bardziej, że ta Afryka dla mnie to raptem jeden kraj - Zambia, owszem wielki, bo dwa i pół razy większy od Polski, ale za to liczący tylko nieco ponad dziewięć milionów mieszkańców. Prawdopodobnie wyjazd w żadne inne strony świata nie łączy się z tyloma obawami, co właśnie wyjazd na Czarny Kontynent. A to coś - jak przestroga się przypomni z Sienkiewiczowskiej "W pustyni i w puszczy", to lekarz postraszy, to znów przestraszy jakaś sensacja podana w środkach przekazu. Co prawda, to prawda - Czarny Ląd jest całkowicie różny od naszego "starego" kontynentu, o którym tam wiedzą tyle, ile my o Afryce. Afrykanie żyją swoim kontynentem, żyją nim także mieszkający tam Polacy, głównie księża-misjonarze i siostry misjonarki. Oni mówią choćby o Zambii, jako o swoim kraju ("u nas"), mówią o tamtejszej diecezji jako swojej, żyją problemami tego swojego kraju, jego biedą polityką nadzieją. Zawsze z należną estymą wypowiadają się o bogatych sąsiadach, nas nie, ale w Południowej Afryce, w Tanzanii, w Zimbabwe". Kiedy trzeba wyjechać za granicę, to właśnie jadą tam, znajdują jakby swój "Zachód". Dla przeciętnego Polaka, a może i Europejczyka, Afryka to po prostu egzotyka. Każdemu, kto się wychował na "Elementarzu" Mariana Falskiego (nie wrócą te lata szalone!), Afryka kojarzy się małym dzieckiem Bambo, co to w Afryce mieszka i czarną ma skórę ten nasz koleżka. A swoją drogą bambo to w języku nanja "pan". "No i co bambo, długo tak musisz stać na tym posterunku" - pyta misjonarz policjanta, by zyskać jego przychylność. Afryka to egzotyczna i tropikalna przyroda. Żyrafy oglądane w naturalnym rezerwacie odbiera się całkiem inaczej niż więzione choćby w najlepszym zoo. Dalej, hipopotamy (mówiąo nich w skrócie: hippos), słonie (te akurat nie raczyły się pokazać pod koniec pory deszczowej, ale są na pewno), zebry, afrykańskie dziki. Wspaniała jest okolica Victoria Falls, czyli Wodospadu Wiktorii, największego wodospadu na świecie. Niagara jest wyższa, ale za to ten olbrzym w Livingstone ma 2 kilometry szerokości. Ileż tam potężnego szumu tego wyjątkowo majestatycznego żywiołu! Skały poorane masami wody, głęboka przepaść i nad przepaścią zawieszony mały mostek, jakby kładka. Czyżby takie przepaści widział Psalmista, skoro pisał:
Głębia przyzywa głębię Afrykanom dokuczają różne choroby. Od wieków jakby temu lądowi przypisana malaria, czyli zimnica, roznoszona przez komary, wciąż znajduje wiele ofiar, dziś na szczęście już w dużym stopniu ujarzmiona. A nie wiem, czy zgadniecie, które z komarzej pary jest winne zakażenia malarią? No? Właśnie, pani komarowa. Trzeba się opryskiwać różnymi preparatami, ażeby przygody z malarią uniknąć. Miejscowi mówią: wy sobie możecie na to pozwolić, ale my nie. Na te środki chemiczne po prostu by nie zarobili. Taniej złapać malarię, odleżeć i czekać na kolejną małżonkę komara, niż kupować przez cały rok, i to dość drogie, środki chemiczne. Mucha tse-tse też jeszcze nie wyginęła. Już podobno mniej jest w stanie zagrozić człowiekowi, ale dla bydła jest bezwględna. Kiedy przyjeżdża się samochodem ze strefy dotkniętej tą okropną muchą specjalna brygada drogowej kontroli sanitarnej sprawdza samochód z zewnątrz i wewnątrz, czy przypadkiem się gdzieś ona nie przykleiła. Osobiście wątpię, czy taką metodą jaką oglądałem, kiedykolwiek trafią na tse-tse. Trzeba też zauważyć, że dziś afrykańską ludność dziesiątkuj ą nie te "klasyczne" choroby, jak trąd, cholera czy malaria, ale przede wszystkim aids, na który zapada prawie co trzeci mieszkaniec. Wymiera pokolenie średnie. Dlaczego napisałem w tytule, że ludzie wAfryce się nie śpieszą? Pewnie dlatego, że zdani są na skormne środki transportu. Mało kolei, mało dróg, a przy tym większość - po naszemu - byłaby nieprzejezdna. Chodzą więc w większości pieszo, a drogi po obu stronach jakby zawsze pełne ludzi. Czasem pomagają sobie rowerem, to znów obsiadają szczelnie platformy samochodów osobowo-bagażowych. Zresztą dokąd mają jeździć? Swoje pole mają przed domem, obojętne czy w mieście czy w buszu. Jeżeli zatem trzeba, chodzą pieszo - do szkoły, po drewno, do sklepów - często odległych. Nie śpieszą się też pewnie dlatego, że mają czas ustabilizowany. Przez cały Boży rok słońce "urzęduje" od szóstej do szóstej, więc nie trzeba gonić ani skracającego się dnia, ani ubywającego wieczora. Czas jest przy tym wartością względną. Kiedy Afrykanin umawia się na przykład na godzinę dwudziestą oznacza to, że na pewno nie przyjdzie przed dwudziestą ale o ile później, trudno z góry przewidzieć - godzinę, półtorej.
Sytuacja społeczno-ekonomiczna jest różna w poszczególnych krajach Afryki. Zambia należy do najuboższych krajów świata. Kto tym ludziom potrafi wskazać drogę wyjścia z wciąż pogłębiającego się kryzysu? Sama radość z niepodlegości, którą uzyskali w roku 1964, na długo nie wystarczyła.
Jak odnajduje się w Afryce Kościół? O tym w następnym odcinku.
Ks. Jan Ściesiński Pismo Katolickie Pielgrzym nr 242/1999
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |