Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Wznoszę się myślą do Ciebie...

Spotkanie z s. Berchmansą - świadectwo

W każdym powołaniu Pan Bóg kieruje konkretne słowa do człowieka. Często pewnie tez słyszeliście o powołaniu w ogóle. Najczęściej mówi się, że to jest jakiś wewnętrzny głos. Ale tego głosu nie możemy usłyszeć naszymi fizycznymi uszami, tylko gdzieś w głębi duszy. A jednak ktoś, kto otrzymuje powołanie bardzo, bardzo wyraźnie ten głos słyszy. I teraz już prośba do Siostry Berchmansy, żeby Siostra powiedziała nam, w jaki sposób Pan Bóg do Siostry skierował to słowo powołania.

Mieliśmy w domu "Rycerza Niepokalanej", w którym były bardzo budujące artykuły, na przykład o śmierci czy o bohaterstwie niektórych księży czy zakonnic umęczonych na misji w Japonii i właśnie to mnie pociągało, zachwycało.

Kościół był daleko, 5 kilometrów. W miasteczku byłam chyba raz tylko, bo tam było z 15 km, to tam nas, dzieci, nikt nie zabierał. I tak coraz bardziej potem tęskniłam za modlitwą. W naszym obejściu było takie miejsce za stodołę, a konkretnie tam, gdzie nie było drzew i z odległości 5 kilometrów widać było czubek wieży kościelnej. Tak duchowo, mnie pociągała ta wieża i łatwiej mi było się modlić patrząc na nią. I taki jeszcze wierszyk przeczytałam w jednym pisemku religijnym i tym wierszykiem się modliłam:

Skończona praca
Już wraca duch mój utęskniony do Ciebie
O każdej godzinie i w każdej życia mojego porze
Wznoszę się myślą do Ciebie.

Gdy już słońce zachodziło i wieczór się zbliżał, w tej modlitwie zwracałam się do Boga.

Kiedyś pojechaliśmy z wioski do miasta i tam właśnie przed kościołem spotkałam jedną z naszych sióstr, która później była przełożoną generalną 12 lat w Zgromadzeniu. To było przed nabożeństwem wieczornym, kiedy zaczepiła mnie i rozmawiałyśmy. I tak podsunęła mi myśl o wynagradzaniu, o takim życiu religijnym. Dowiedziałam się, że w Częstochowie jest takie zgromadzenie, gdzie można pracować i dużo się modlić. Odpowiedziałam, że bardzo chętnie i miałam porozmawiać z rodzicami i na następny dzień dać odpowiedź. Dostałam konkretny adres, gdzie mam się zgłosić. Rodzice chętnie się zgodzili, tylko nie tak od razu wyjechałam, bo trzeba było przygotować wyprawkę i dlatego pojechałam dopiero za rok. Korespondowałyśmy ze sobą przez ten rok z panią Pieniężną. Przez ten czas mama przygotowała mi wszystko, co mi było potrzebne i rok później przyjechałam.

A ile wtedy miała Siostra lat?

Miałam 17 lat.

17 lat... a wcześniej jak Siostra ze mną rozmawiała, to mówiła Siostra, że taki pierwszy głos odczuła Siostra już chyba od momentu pierwszej Komunii Świętej... Tak, już wtedy czułam taki bliższy kontakt z Panem Bogiem, z Panem Jezusem. Dopiero później to się konkretyzowało przez te przykłady, przez czytanie. Ważną rzeczą jest właśnie dobra lektura. To kształtuje myśli i serca rosną. Dużo czytałam, jeszcze pożyczałam potem u znajomych inne pisma takie jak "Królowa apostołów", "Posłaniec Świętej Rodziny", bo tam niedaleko byli księża Misjonarze Świętej Rodziny, "Obraz Niepokalanej" i "Posłaniec Serca Jezusowego" też się trafiał. A "Rycerza Niepokalanej" regularnie czytałam, należałam do Milicji Niepokalanej, do Rycerstwa Niepokalanej. Nie tylko ja, ale i mama i siostra.

Siostro, a w którym roku Siostra przyszła do Zgromadzenia?

W roku 1938.

To był rok przed wojną. Postulat miałam jeszcze tu w Częstochowie, przedwojenny. We wrześniu przyjechałam, w kwietniu zostałam przyjęta do nowicjatu, a za pół roku we wrześniu 1939 wybuchła wojna.

Nie było wtedy problemów, żeby Siostra mogła normalnie żyć? Nie było propozycji ze strony sióstr, żeby rozjechać się do domu?

Tak, była taka propozycja, jak już wojna wybuchła i czasy były niepewne. Nie było wiadomo, jak się dalej ta sprawa potoczy i matka Kinga przyszła do nowicjatu - nas było 12 w nowicjacie - i zaproponowała: "Siostry taka i taka jest sytuacja, nie nie wierny, czy będziemy w stanie was wyżywić." Bo to prawda: łatwiej wyżywić się w kilka osób, a co innego na większą ilość. A zapasów było bardzo niewiele, szybko się skończyły, a potem trzeba się było starać i tak pracować na to, żeby zarobić na utrzymanie. Ciężko było w czasie okupacji tej czteroletniej. Głód był i ciężka praca, i zimno było, tak.

Czy ktoś jednak zrezygnował?

W tym momencie żadna. Zaproponowano tak, żeby rozjechać się do swoich rodzin, a potem, jak się ureguluje ta sytuacja wojenna, to można powrócić. Dopiero potem - nie pamiętam, czy to po kilku tygodniach, czy po kilku miesiącach - dwie pojechały. Ale tylko jedna pojechała i już nie wróciła.

A Siostra nie miała takich chwil zawahania? Bo wojna rzeczywiście była trudna do przeżycia w Zgromadzeniu.

Nie, ja przyznam się, cieszyłam się i nawet dziękowałam Panu Bogu za to, że mam daleko do domu i to było już przez tak zwaną granicę. Tu był taki kordon. My poznańskie byłyśmy już za granicą niemiecką, pod niemiecką jurysdykcją.

A tutaj Polska już była na innych warunkach. Przez granicę nie wolno było przenosić, przewozić, szmuglować. Tam ukradkiem się to robiło, ale z trudem. Później tak się stało, że 7 lat z rodziną się nie widziałam od wyjazdu z domu. Już jak się wojna zakończyła, wszystko się uspokoiło, wtedy można było pojechać.

A śluby wieczyste były w czasie wojny czy dopiero później?

To już później. Wieczyste śluby były wtedy w tym 7 roku.

To formacja nie była jakoś przedłużona zbytnio? Wojna nie wpłynęła chyba na to?

Wpłynęła. Przyśpieszono nowicjat dwom siostrom. A nas, które miałyśmy już pół roku postulatu, można było przyjąć do nowicjatu. A tamte siostry, które przyjeżdżały później, co miesiąc jedna przyjeżdżała, ostatnia przyjechała siostra Ryta w styczniu. To od stycznia do sierpnia były...

...w postulacie...

...dopiero było pół roku. I wszystkie były później przyjęte, a kilka złożyło śluby. Zrobiły miejsce tamtym Ja byłam z siostrą Konradą jeszcze 4 miesiące do sierpnia, a potem już tamte przyszły, tamte cztery złożyły śluby.

A jak Siostra usłyszała ten taki głos Pana Boga?

Pociągało mnie to życie i najlepiej kontynuować to swoje pragnienie w zgromadzeniu. Tym bardziej, że w Pobiedziskach poszłam do szkoły średniej prowadzonej przez zakonnice Sacre- Coeur. Tam poznałam życie zakonne i nawet prosiłam o użyczenie książek religijnych, które matka Zapolska mi pożyczała. Swoich założycieli i wiedzę o życiu zakonnym już znałam, teoretycznie znałam. Także nie jechałam w ciemno.

Gdy ktoś się pytał, czy nie boję się tak daleko pojechać sama z Poznania do Częstochowy, bo tata mnie tylko odwiózł do Poznania, odpowiedziałam, że się nie boję, bo mam znajomą panią Pieniężną w Częstochowie. Miałam takie pragnienie świętości, tylko obawiałam się tego, bo mnie pytali w drodze, jak szłam na dworzec, kiedy ja wrócę. Odpowiedziałam: "po co mam wracać, przecież ja nie po to jadę, żeby wracać/7 Taka stanowcza byłam. Tylko potem miałam obawy, czy jeżeli nie wytrwam z powodu zdrowia, bo wątła byłam to już trudno, wrócę, ale przynajmniej się nauczę, jak zdobywać świętość. Zależało mi na świętości, takie miałam pragnienie.

To pięknie. Dzisiaj też rozmawiałyśmy z księdzem, który powiedział, że samo słowo świętość, jest bardzo niepopularne. Wstydzimy się i boimy, bo świętość nam się kojarzy z czymś takim bardzo wielkim, jakbyśmy nagle mieli się stać ludźmi nie z tego świata. I zapytał nas tutaj, która chce być święta i żadna się nie odezwała. Ale myślę, że jest to pragnienie w nas...

...żeby być lepszym, dobrym...

Tak, tylko może czasami boimy się do tego przyznać, że chcemy być święte. Te nasze wyobrażenia są jeszcze takie inne, nie zawsze zgodne z tym takim prawdziwym obrazem świętości.

Tak, także to życie było różne, a szczególnie wojna. Był głód i chłód i praca ciężka. Ale nie przykrzyło mi się, nie było takiej pokusy odwrotu. Cieszyłam się z tego co jest i zawsze miałam nadzieję, że dalej będzie lepiej. I było, tak że jestem już 65 lat w zgromadzeniu, a mam 83 lata. Praca była różna. Zaczynało się od sprzątania, byłam praczką, tym się zarabiało. I potem praca w ogrodzie, w polu. I przy dzieciach pracowałam, i w szpitalu dziecięcym w Konstancinie przez rok pracowałam, w Domu Aktora w Skolimowie i w Leśniowie...

Czyli w zgromadzeniu można być wszystkim?

Tak, wszystkim. Byłam: księgową, kasjerem, magazynierem, przez 8 lat w Olsztynie pracowałam w bibliotece seminaryjnej, tu w Warszawie byłam w przedszkolu kierowniczką. Różne prace się wykonywało, jakie było potrzeba, w miarę potrzeby dokształcało się i pracowało dalej.

Zapis spotkania z s. Berchmansą 20 lutego 2004 r. w czasie rekolekcji dla dziewcząt; rozmawiała s. Mariola Janiak

"Dziś przychodzą mi często na myśl te słowa: Wolą Bożą jest uświęcenie wasze [1 Tes 4,3].

Czy można wymyślić albo zapragnąć coś bardziej pożądanego? Dlaczego by nie wziąć sobie za główny cel życia, za główne dążenie - usilnego i nieustannego starania o jak największą .świętość, dla spełnienia przez to woji Pana i Boga naszego?

Zastanawiając się dziś nad tym, postanowiłam sobie prosić gorąco Boskiego Zbawiciela, żeby nas wszystkich raczył uczynić świętymi."

m. Eliza Cejzik, współzałożycielka Zgromadzenia

 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej