Niedziela Palmowa zwiastuje początek Wielkiego TygodniaNiedziela Palmowa zwiastuje początek Wielkiego Tygodnia, najważniejszego okresu w roku kościelnym. Na kilka dni przed Świętym Triduum Paschalnym, podczas którego będziemy celebrować Paschę Chrystusa, wołamy na Jego cześć radosne "Hosanna!", razem z tymi, którzy przed dwoma tysiącami lat wiwatowali na drodze do Jerozolimy. A w rękach trzymamy poświęcone gałązki palmowe...W naszym klimacie trudno o prawdziwe palmy rosnące w strefie międzyzwrotnikowej i podzwrotnikowej, Zastąpiła je wierzbina, obsypana o tej porze srebrzystymi pączkami, zwanymi swojsko baziami albo kotkami. I dlatego lud mawiał, że to Wierzbna Niedziela, albo - Kwietna, bo przecież przypada najczęściej w kwietniu. Wokół słomianej kukłyJak wiadomo, kwiecień-plecień przeplata raz słoneczną, raz deszczową pogodę, a bywa, że i zima daje się jeszcze we znaki. Wprawdzie rytualne pożegnanie zimy, pod postacią topienia marzanny - słomianego bałwana, przybranego w gałganki - nastąpiło już wcześniej, ale kwiecień zawsze lubił płatać psikusy. Na nic więc złorzeczenia, takie, jak choćby te na Podlasiu, gdzie Rusini topili, albo palili bałwana, przeklinając: "Czort tebe zabery!".W okolicach Kodnia Niedzielę Palmową nazywano "Werbnycia", a dziewczęta i chłopcy smagali się rózgami na cmentarzu, wypominając sobie nawzajem lenistwo, ospałość i niedbalstwo. W tym dniu czyszczono i bielono domy przed Wielkanocą, a czeladź miejska wyśpiewywała: "Jedzie Jezus, jedzie, wiezie żur i śledzie, kiełbasy zostawi - i pobłogosławi!" Kukły słomiane symbolizowały również i Judasza, któremu - jako dowód zdrady Pana Jezusa - wciskano za pazuchę potłuczone szkiełka, połyskujące, niczym trzydzieści srebrników. "Judasza" topiono w stawie, albo spalano w płomieniach ogniska, najczęściej podczas Wielkiego Tygodnia: najpierw zrzucano go z wieży kościelnej, a potem wleczono na postronku przez wieś, tęgo okładając kijami. Ale z "Judaszami" rozprawiali się nie tylko parobcy wiejscy. W Warszawie młodziaki zrzucały owego "zdrajcę" z wieży kościoła Panny Maryi na Nowym Mieście, a potem topiły w wodach Wisły. A po egzekucji wszyscy wracali pospiesznie do domów bacząc, aby w drodze się nie potknąć, bo przesąd głosił, że to niechybny zwiastun choroby, a może nawet rychłej śmierci! Natomiast w okolicach Nowego Targu, już na tydzień przed Niedzielą Palmową, dziewczęta obnosiły po drogach słomianą lalkę i zachodziły do gazdów, zbierając datki. Konik i puchernicyW niektórych regionach, np. w Radomskiem, osmalony sadzami żaczek wędrował, od chaty do chaty: na powitanie stukał kijem w podłogę, a potem perorował tak długo, aż dostał chleba, sera i kilka monet. W Krakowskiem natomiast chadzano "z konikiem" - może to pamiątka najazdów tatarskich? - a chłopak, który siedział na kiju, jak Lajkonik na koniu, wyśpiewywał:"Dopierośmy się dowiedzieli, o Kwietnej Niedzieli, jak Judasz z Panem Jezusem, za stołem siedzieli..." Czeladź miejska zaś, w oczekiwaniu na wielkanocne biesiadowanie, nuciła tęsknie: "Dobre placki przekładane i kiełbasy nadziewane. Daj mi, Chryste, zażyć tego, daj doczekać święconego. Będę Cię chwalił, żeś jest dobry, Panie, gdy sobie podjem szynki na śniadanie..." Pacholęta, na pamiątkę wjazdu Pana Jezusa do Jerozolimy, stawały w kościołach w dwu rzędach, z różdżkami palmowymi w rękach. Dzieci wygłaszały oracje na cześć Pana Jezusa, a zaraz po nich głos zabierały dorosłe chłopy, z sumiastymi wąsami, przebrane za parobków, albo huzarów. Ci drudzy jednak, z upływem czasu, pletli coraz więcej andronów, aż im tych występów, ze względu na szerzące się zgorszenie, zakazał biskup krakowski Bernard Maciejowski. Od Niedzieli Palmowej wystawiano także po kościołach dialogi o Męce Pańskiej, a ceremonie stawały się coraz bardziej okazałe. Palma palmie nierównaPowróćmy jednak do palm, bo to one są głównym atrybutem tego radosnego dnia. Nie wszędzie były to palemki wierzbowe; czasem można było także spotkać gałązki wiśniowe albo cisowe. A już największą sławę w Polsce zyskały wysokie palmy z Limanowej, Lipnicy Murowanej i Łysych na Kurpiach, przystrojone suszem, papierowymi kwiatkami i kolorowymi wstążkami. Piękny zwyczaj święcenia palm sięga jeszcze IV w., a zawdzięczamy go Piotrowi, biskupowi Edessy.Na Mazowszu bywały okolice, w których wierni przybywali do świątyni bez palm i dopiero przy wyjściu brali je - poświęcone już przez dobrodzieja - od dziadów kościelnych, dając im w zamian jałmużnę. W czasach panowania Władysława IV zaczął się tworzyć piękny obyczaj, wedle którego synowie znakomitych rodów, odziani w białe szaty, przybywali w tym dniu na dwór monarchy, z poświęconym palmami w ręku. Niestety, król Jan Kazimierz, następca Władysława IV, najczęściej w okresie wielkanocnym przebywał poza stolicą, więc ten obyczaj rychło zamarł. Palmom, symbolizującym gotowość wiernego trwania przy Zbawicielu aż do męczeństwa, lud przypisywał niepospolitą moc. Przechowywano je w domach, przywołując pouczenie św, Karola Boromeusza, że trzeba starać się, aby nasze dobre sprawy rozkwitały tak, jak gałązki palmowe, Zatykano je w domach za "świętymi" obrazami, aby chroniły dom podczas burzy od uderzeń pioruna, a w ogrodach i na polach układano z nich krzyżyki, które miały zabezpieczyć plony przed gradobiciem. Gospodarz, w nadziei na zapewnienie sobie dobrobytu, uderzał wiązką palm o każdy węgieł, obmiatał boki zwierzętom, aby nie chorowały, wkładał palmy pszczołom do uli i wplatał je w sieci rybackie. Zatykano palmy również w mogiłach, wierząc, że przyniosą spokój błądzącym duchom zmarłych. Każdy spodziewał się po palmach tego, czego mu było trochę brak; zdrowia, dostatku, urody albo odwagi. "Wierzba bije, nie ja biję! Za tydzień - wielki dzień!" - słychać było już od brzasku. Tak właśnie wołali gospodarze do budzących się domowników i pannice do parobków, śpiących po stajniach i stodołach. Potem wyruszano z palmami do kościoła, a po Mszy połykano bazie i składano sobie życzenia: "Doczekaliśmy się pierwszej święconki, daj nam Boże doczekać i tej drugiej!". Czy można się dziwić, że imć Mikołaj Rej z Nagłowic, pokpiwał, iż kto w Kwietną Niedzielę "bagniątka nie połknął, a dębowego Chrystusa do miasta nie doprowadził, ten już dusznego zbawienia nie otrzymał? Ów "dębowy Chrystus" to obnoszona drewniana figurka Jezuska na osiołku, przed którą drogę ścielono palmami., zanosząc ją do kościoła. MICHAŁ GRYCZYŃSKI
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |