Porucznik Darreberg w La Salette- apostoł objawień Matki Bożej z La SaletteDruga Wojna Światowa. Obóz jeniecki w Wirtembergii (Niemcy), 200 kilometrów od granicy ze Szwajcarią. Wokót druty kolczaste wysokie na dwa metry i trzy metry szerokie. Na wieżach mocne lampy i karabiny maszynowe gotowe do strzału. Wreszcie psy biegające nieustannie przy ogrodzeniu. Czy jest więc możliwa ucieczka z takiego miejsca? Przy odrobinie szczęścia (a może łaski...) chyba tak.Porucznik Darreberg przemyślał wszystko wiele razy. Teraz nadeszła chwila ostatecznej decyzji... i już po wszystkim. Duża ciężarówka, która przywiozła zaopatrzenie dla jeńców mija właśnie bramę obozu. Jest pusta -tak przynajmniej sądzą strażnicy. Ale czy rzeczywiście nic nie kryje się pod pokrywającym ją brezentem? Myśli wszystkich jeńców są teraz przy poruczniku Darrebergu. Z radością i niepokojem, wszyscy sercem, a wielu także modlitwą towarzyszą w nocnej wyprawie młodemu i sympatycznemu porucznikowi - dziwnemu pielgrzymowi Matki Bożej. Pielgrzymowi - nie uciekinierowi. Bo porucznik za cel ucieczki postawił sobie dotarcie do Sanktuarium Matki Bożej w La Salette. Nie wie jeszcze, że ta chwila całkowicie zmieni jego dotychczasowe życie, że wyciśnie na nim niezatarte piętno. W czasie pobytu w obozie porucznik Darreberg wiele słyszał o Objawieniach Dziewicy w La Salette, pozostawał jednak sceptykiem. Catą historię objawień uważał za pobożną blagę, choć z drugiej strony intrygowało go to, że wielu ludzi w obozie szczerze interesowało się tą sprawą, bardzo poważnie przyjmując to, o czym mówił kapelan. Porucznik Darreberg należał jednak do tych, którzy dawno porzucili praktyki religijne i był z tego faktu bardzo dumny. Kiedyś w jednej z rozmów z kapelanem obozu szczerze wyznał, że nie ma żadnej ochoty zostać świętym. Ten najweselszy w obozie człowiek postawił sobie za cel wszystkich zabawiać i dostarczać im rozrywki. Uważał, że takie jest jego powołanie. Nie można się było nudzić w jego obecności. Każdy czuł sympatię do tego chłopca o pięknej wymowie mimo, iż jego wypowiedzi byty niekiedy bardzo złośliwe i zgryźliwe. Wszyscy podziwiali też jego odwagę i zdecydowanie kiedy występował w obronie współwięźniów, narażając się tym samym na szykany i upokorzenia ze strony Niemców. "Porucznik Darreberg - oświadczy po jego ucieczce kapelan obozu major jezuita - byt naszym najlepszym kolegą. Swoim nagłym odjazdem sprawił nam przykrość, ponieważ będziemy odtąd pozbawieni radości, którą roztaczał wokót siebie." W miesiąc po ucieczce kapelan obozu otrzymuje dziwny list wysłany z La Salette, w którym tajemniczy autor informuje go pismem drobnym i niespokojnym z domieszką upiększeń, ironii i powagi o szczęśliwym zakończeniu swojej pielgrzymki do Matki Bożej z La Salette, którą określa jako Matkę Bożą niespodziewanych wewnętrznych wstrząsów. Porucznik Darreberg - bo to on był autorem owego listu - przeżył zdumiewającą przemianę. W czasie podróży - która nie należała do najbardziej komfortowych - zrozumiał wiele spraw, tak, jakby jakiś głos szeptał mu do ucha. Po opuszczeniu ciężarówki porucznik udał się na dworzec kolejowy w Stuttgardzie, gdzie wsiadł do przepełnionego pociągu osobowego, którym dojechał do Konstancji. Całą drogę - z uwagi na liczne kontrole policji i innych służb - odbywał stojąc w przejściach między wagonami, lub wisząc pod zderzakami. Na dworcu w Konstancji o mały włos uniknął aresztowania, kiedy to wałęsając się obok pociągu towarowego i zastanawiając się, w którą stronę odjedzie ten pociąg natknął się na jakiegoś urzędnika kolejowego, który zaczął mu się bacznie przyglądać, świecąc przy tym latarką w oczy. Porucznikowi przez głowę przebiegła myśl, że jeżeli będzie zbyt pewny siebie, to ucieczka z pewnością mu się nie uda. A wtedy tamten odwrócił się i poszedł dalej. Można przypuszczać, że wziął Darreberga za jednego z robotników nocnej zmiany zajmujących się przeładunkiem towarów (to chyba z powodu jego ubrudzonego uniformu roboczego, który zabrał ze sobą z obozu). O godzinie 3:00 w nocy porucznik wsiadł do lokomotywy pociągu towarowego jadącego z Konstancji do Bazylei. Maszynista okazał się człowiekiem bardzo życzliwym, poczęstował uciekiniera swoimi kanapkami, a nawet pozwolił mu trzy razy uruchomić gwizdek lokomotywy. Dalej już rucznik Darreberg mógł dalej kontynuować swoją pielgrzymkę. W Lyonie wsiadł do pociągu jadącego w kierunku Grenoble-Veynes, by w Saint-Georges-de-Commiers przesiąść się do kolejki eletrycznej, która zawiozła go do Corps. Oczarowany pięknem górzystej okolicy La Salette, po żmudnej, kilkugodzinnej wspinaczce, z głęboką czcią i szacunkiem ukląkł u stóp Madonny. Następnie odbył długą spowiedź, jak sam wyznał później: "zrobiłem wielkie pranie, co mi się nie zdarzyło od ośmiu lat. Doznałem ulgi i poczułem się trochę dumny." Matka Boża rozpoczęła swoje lekcje, a uczeń okazał się bystry i pojętny, zresztą z taką Nauczycielką każda rzecz staje się prosta i cudowna. Porucznik Darreberg pozostał na La Salette kilka dni. Czas wypełniały mu niekończące się rozmowy z księdzem kustoszem Sanktuarium i jeszcze dłuższe chwile spędzane na kolanach przed świętą Dziewicą. Choć nie zgadzał się ze wszystkimi punktami Orędzia z La Salette, to obiecał Księdzu, że będzie się nad nimi zastanawiał i trwał w swojej wierności. "Odtąd trzeba robić coś dobrego" - podsumuje swoje nawrócenie. Jeszcze przed opuszczeniem La Salette porucznik chce przed Matką Bożą uczynić ofiarę ze swojego życia. Ten pomysł wybija mu z głowy Ksiądz twierdząc, że aktualnie jego podstawowym obowiązkiem jako żołnierza jest obrona życia własnego i życia innych ludzi. Większym heroizmem niż śmierć jest dawać swą krew kropla po kropli. Poddać się woli Ojca - oto największa ofiara. "Niech pan ofiaruje to życie Bogu z tym pragnieniem, aby było bardzo długie - poucza go Ksiądz - niech pan je ofiaruje w jego najmniejszych szczegółach dotyczących drogi, niepokoju, niebezpieczeństwa, na taki czas, jaki się Bogu spodoba... To będzie lepsze..." Poszli do źródełka u stóp Płaczącej Dziewicy. Uklękli, aby ofiarować jedno życie. Noc była piękna. Rano po Mszy świętej porucznik Darreberg spakował małą walizkę. Jest smutny. To chwila odjazdu. Wybrał największą świecę woskową, jaką mógł znaleźć i poszedł umieścić ją w kaplicy Różańca. Potem krótkie pożegnanie i odjazd. Przez kilka dni Darreberg będzie u swojej mamy. Następnie powróci do Genewy, gdzie rozpocznie aktywną działalność w podziemnych siłach zbrojnych. Jakieś małe akcje, sabotaż. Ot, taka codzienna wojna partyzancka. Porucznik Darreberg posiada również świadectwo pilota w lotnictwie cywilnym i w związku z tym jego przełożeni postanawiają "przerzucić" go do Anglii, aby walczył w Królewskich Siłach Powietrznych -RAF-u. Bitwa o Anglię osiąga swoje apogeum i każdy pilot jest bezcenny. Darreberg musi się więc przedostać do Hiszpanii i przez Portugalię dotrzeć do Anglii. Podróż długa a policja francuska nie jest ślepa... Jednak "Ona" wciąż wyciąga go za uszy ze wszystkich trudności. Z "Nią" Darreberg zawsze czuje się pewnie, prześlizgując się przez ciasne oka policyjnych obław na Kontynencie. I wreszcie Anglia - Anglicy zawsze są tacy sami: zimna poprawność, humor przez zaciśnięte zęby, whisky. Porucznik Darreberg zostaje przydzielony do jednego z brytyjskich dywizjonów lotniczych. Szybko nawiązuje znajomości z brytyjskimi kolegami i z kapelanem grupy. Zyskuje ich sympatię i szacunek. Staje się jednocześnie apostołem Objawienia Matki Bożej z La Salette. Pod wpływem opowieści kapitana - bo w międzyczasie porucznik Darreberg awansuje - mechanicy po godzinach swojej pracy wykonują medalik. Z jednej strony grawerują znak N. D. S. (Notre Damę de La Salette - Matka Boża z La Salette), a z drugiej strony datę 1846 zamkniętą w wielkiej literze V (Victory - Zwycięstwo)... Po dotarciu na Wyspy Brytyjskie porucznik Darreberg został wcielony do jednego z angielskich dywizjonów lotniczych i - po krótkim szkoleniu zakończonym awansem na stopień kapitana - rozpoczął regularne loty bojowe, walcząc pod brytyjskim niebem. Bitwa o Anglię sięgała swego,zenitu. Mijał właśnie rok od jego ucieczki z obozu jenieckiego. Wśród swych angielskich kolegów, pilotów i całego personelu naziemnego kapitan Darreberg stał się szybko znany jako gorący apostoł Objawień Matki Bożej z La Salette. Pod wpływem jego niekończących się opowieści mechanicy wykonali medalik Matki Bożej, który odtąd umieszczony będzie w kabinie każdego samolotu dywizjonu kapitana. Przytwierdzając medalik do tablicy rozdzielczej w samolocie Darreber-ga jego mechanik powiedział, że jest to dodatkowy, chyba najważniejszy dla kapitana wskaźnik do obserwacji. Dni mijają bardzo szybko wypełnione od świtu do zmroku różnymi obowiązkami, ćwiczeniami i lotami. Czasem pojawiają się też pewne problemy. Powrót z lotu treningowego. Lądowanie. Samolot nie wypuszcza jednak podwozia. Druga próba też bezskuteczna. Z wieży kontrolnej pada więc rozkaz, aby nabrać wysokości i skakać ze spadochronem. Kapitan Darreberg postępuje jednak inaczej - ratując samolot ląduje "na brzuchu" - bez wypuszczonych kół. Zawadiacko i efektownie. Skutkiem tego było osiem dni aresztu za niewykonanie rozkazu z wieży kontrolnej i wniosek o awans za wykazanie inicjatywy i uratowanie sprzętu. Typowo angielski dowcip! Kolejka szampana dla zmycia "hańby aresztu" i druga na oblanie wniosku o awans. Po nowym roku walka rozgorzała na nowo, chyba jeszcze gwałtowniej. Kilku pilotów nie wróciło do bazy. Zginęli. Również kapitan Darreberg zestrzelił kilka niemieckich maszyn. Jego serce przepełniała radość zwycięstwa, ale i smutek - wszak za każdym razem ginął człowiek. W kilka dni później w czasie ataku zacinają się karabiny w samolocie kapitana. W ostatniej chwili zdołał jednak wycofać się i uratować własną skórę. Innym razem znów, w czasie eskorty misji fotograficznej nad Nantes, artyleria przeciwlotnicza dziurawi mu samolot - trzydzieści dwie dziury, jak policzył później mechanik. Jeden z pocisków zniszczył medalik. A gdyby w kabinie nie było medalika, to ten pocisk ugodziby kapitana Darreberga w głowę! I pierwszą rzeczą zreperowaną przez mechanika był właśnie medalik. Reszta potem. Święta Wielkanocne. Piętnastu żołnierzy uczestniczy w liturgii, spowiadają się, przyjmują Komunię świętą. Wśród nich jest również mechanik opiekujący się samolotem kapitana. Jest to jego pierwsza spowiedź święta po dwudziestu latach. Matka Boża z La Salette naprawdę czyni cuda. Także, a może przede wszystkim, te wewnętrzne - nawrócenia serc. Niestety, nie wszyscy jednakowo poważnie podchodzą do całej sprawy związanej z Objawieniami Matki Bożej z La Salette. Są tacy, którym jest to obojętne, a niektórzy przejawiają nawet wyraźną wrogość do kapitana Darreberga. Do tej grupy należy niejaki Norton, bardzo dobry pilot i jednocześnie bardzo niesympatyczny człowiek. Przed wojną byt dokerem, a dziś nosi mundur oficera, choć jego świadomość i kultura osobista pozostawiają wiele do życzenia. Swą złośliwość kieruje zwłaszcza do katolików, szczególnie zaś upodobał sobie w wyrządzaniu przykrości Darre-bergowi. Wszyscy piloci dostrzegają tę sytuację i jednoznacznie potępiają postępowanie Nortona, podziwiając w takich momentach pełne pokory i spokoju zachowanie się Darreberga. A Norton staje się coraz bardziej agresywny psując dobrą atmosferę, która panowała w dywizjonie. Dochodzi nawet do tego, że mechanik zajmujący się samolotem Darreberga chce celowo uszkodzić maszynę Nortona tak, by ten nie wrócił z kolejnego lotu. Zwierza się z tego zamiaru kapitanowi. Ten reaguje bardzo żywo, zabraniając kategorycznie takiego działania. Wreszcie w połowie roku 1942 działanie Nortona osiąga swoje apogeum. Podczas jednego z lotów atakuje z tyłu samolot kapitana Darreberga. Ten zaś, wiedziony jakimś dziwnym instynktem, jakimś głosem odzywającym się w głębi jego duszy, w ostatniej chwili podnosi maszynę do góry obracając ją na grzbiet. W tej chwili Norton wypuszcza śmiercionośną serię ze swoich karabinów maszynowych, kule mijają jednak cel o milimetry. Sekunda trwogi, wszystko toczy się w błyskawicznym tempie. Wykonując kolejny manewr, kapitan dostrzega "na ogonie" Nortona niemiecki samolot. Wydaje się, że - mimo maksymalnego wysiłku -Norton nie umknie Niemcowi. Czyżby to byt koniec życia Nortona? Kapitan Darre-berg jest w doskonałej pozycji strzeleckiej. Naciska więc spust i niemiecka maszyna, ciągnąc za sobą snop czarnego dymu, spada w bezładnym korkociągu. Powrót do bazy jest jak w ciężkim śnie. Na lotnisku Norton podbiega do kapitana pytając, dlaczego uratował mu życie, skoro chciał go zabić. Na pytanie kapitana, dlaczego chciał to uczynić, odpowiada wprost, że go nienawidził. Trwają niekończące się przeprosiny, które z płyty lotniska przenoszą się do baru. Tam Norton jeszcze raź publicznie przeprasza Darreberga. Wszystkich opanowuje radość, wzajemne klepanie się po plecach, które może połamać żebra. Szampan. Dzięki Ci, Matko Boża z La Salette. Wkrótce wychodzi jednak na jaw, że w samolocie Darreberga są trzy dziury, których z całą pewnością nie uczyniły kule niemieckie. A więc kto? Dla mechaników staje się rzeczą jasną, że to dzieło Nortona. Strzały nie były jednak celne. Norton, nim pociągnął za spust, musiał się jednak na moment zawahać i ta chwila - oprócz wywrócenia samolotu przez Darreberga na grzbiet - ocaliła kapitanowi życie. Ratując skórę Nortona, kapitan nie pozwala, aby sprawa nabrała szerszego rozgłosu. Kilka dni później, 19 maja, Norton prosi kapitana o rozmowę. Chce dowiedzieć się czegoś więcej o Objawieniach w La Salette. Po rozmowie i modlitwie udają się obaj do baru. Tu wspólnie cieszą się w gronie pilotów i mechaników. Nikt już nie pogardza Nortonem. Kolejne dni i kolejne loty. 13. czerwca lotnisko obiega wiadomość, że Norton nie powrócił do bazy. Wszyscy z niecierpliwością oczekują na jego powrót. Nagle pojawia się na niebie znajoma sylwetka samolotu Nortona, ale wyraźnie widać, że stan maszyny jest fatalny. Czy uda mu się bezpiecznie wylądować? Kolejne chwile oczekiwania i przyglądania się zmaganiom pilota z "nieposłuszną" maszyną. Wreszcie ląduje, ale samolot natychmiast staje w płomieniach. Ambulans zdążył na czas. Norton zostaje w bardzo ciężkim stanie przewieziony do szpitala. Tu natychmiast amputują mu obie nogi i prawą rękę. Jak mógł prowadzić maszynę po odniesieniu takich ran? - zastanawiają się wszyscy. Nie chce przyjąć morfiny, prosząc, aby przyszedł kapitan Darre-berg i przyniósł mu medalik Matki Bożej z La Salette. Ich medalik. Kapitan spełnia to życzenie, pozostając przy łóżku umierającego Nortona. W czasie ich rozmowy okazuje się, że Norton nie jest ochrzczony. Teraz prosi o księdza, chce zostać chrześcijaninem. Po przybyciu księdza, Norton jeszcze raz wypowiada swą prośbę. Matką chrzestną zostaje jedna z pielęgniarek, a ojcem chrzestnym kapitan Darreberg. Następnego dnia Norton umiera. Pani z La Salette zabrała go do siebie. Wojna wciąż trwa, trwają akcje, loty i inne zajęcia, ale są też małe radości, wspólne spotkania, rozmowy. W marcu 1943 roku Darreberg zostaje ranny w jednej z bitew powietrznych. Udaje mu się jednak powrócić samolotem do bazy, skąd ambulansem zostaje przewieziony do szpitala. W czasie pobytu w szpitalu opowiadał wszystkim - jak zwykle zresztą - o objawieniach Matki Bożej z La Salette, budząc swoją postawą radość i nadzieję. Po powrocie do bazy natychmiast podjął loty bojowe. Podniebne pojedynki stacza w charakterystycznym dla siebie stylu. Otóż, gdy większość pilotów atakuje przeciwnika od tyłu i z góry, to kapitan Darreberg podchodzi do ataku zawsze z dołu, kierując samolot ku górze. Argumentuje, że gdyby został śmiertelnie trafiony, to chciałby, aby stało się to w locie ku niebu. Wszyscy dostrzegają zmianę w jego sposobie bycia. Widać, że odniesione rany mocno nadwyrężyły jego zdrowie. I nadszedł 19. styczeń 1944 roku. Dziewiętnasty dzień miesiąca, to dzień w którym miało miejsce objawienie w La Salette. Kapitan Darreberg odrywał się zwykle od ziemi powoli, jakby się wahał. Tego dnia wzleciał natychmiast, jakby porwany do nieba. Mijają godziny i nic. Cisza. Jego radio milczy. A więc coś się stało. Kapitan Darreberg nie powrócił już do bazy. Jak zginął? Nikt tego nie wie. Jedno jest pewne, że stało się to dziewiętnastego dnia miesiąca. Matka Boża z La Salette, kiedy przystępuje do spłacenia Swych długów, czyni to ze wspaniałością Królowej i z delikatnością Mamy. oprac. dk Krzysztof Kościółek TChr
na podstawie książki:
Publikacja za zgodą redakcji
Ostatnia aktualizacja: 09.06.2021
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |