Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Toksyczni rodzice

Z Krystyną, od kilkunastu lat mężatką, matką trójki dzieci spotykam się w jednej ze stołecznych kawiarni. Na pierwszy rzut oka: szczęśliwa kobieta. Zadbana, uśmiechnięta i przedsiębiorcza.

Opowiada o swoim małżeństwie. Mąż pochodził z trudnej rodziny. Jego rodzicie nie znajdywali wspólnego języka. Teść lubił sięgać po kieliszek. Teściowa skupiła się na wychowaniu dzieci, ale nie potrafiła okazywać im uczuć. - Przed ślubem mąż był bardzo we mnie zakochany. Ale już wtedy zauważyłam jego szczególny związek z matką. Na ślub cywilny w USC przyjechał spóźniony - opowiada Krystyna. Potem dowiedziała się, że nie zdążył na czas, bo zawoził mamie - właśnie w tym dniu i właśnie o tej porze - zamówioną szafkę do łazienki. Po roku małżeństwa oczekiwali narodzin pierwszego dziecka. Zbliżał się termin porodu. - Mąż nieoczekiwanie zabrał się i pojechał do matki. Ze szpitala odbierała mnie koleżanka, a on nie potrafił cieszyć się z naszego dziecka. Wiele razy w trudnych sytuacjach zostawiał mnie i jechał do mamy. Już na początku małżeństwa usłyszałam od teściowej: "Matkę ma się tylko jedną, a żon można mieć kilka" - wspomina z nutą goryczy Krystyna. Teściowa od kilku lat nie żyje. Ona obok trójki dzieci, które urodziła, wychowuje czwarte - własnego męża. - Na mojej głowie jest utrzymanie domu i troska o dzieci. Mąż jest osobą konfliktową, od lat korzysta z terapii. Nigdy nie zdecydowałam się na rozwód. Jestem osobą wierzącą. Małżeństwo jest dla mnie sakramentem - mówi Krystyna.

Problem toksycznych rodziców po raz pierwszy nazwała i opisała w l. 80 amerykańska terapeutka Susan Forward. Jej pacjenci to mężowie i żony "skatowani" psychicznie przez własnych rodziców. Są chorobliwie uzależnieni od nich w dorosłym życiu. Forward pokazała, że dopóki nie zdecydują się na terapię, będą niszczyć swoje własne rodziny. Bestseller doczekał się tłumaczeń na wiele języków.

W Polsce terapią toksycznych rodzin przez wiele lat zajmowała się prof. Maria Ryś z UKSW, psycholog rodziny. Jak funkcjonuje dziecko z toksycznego związku, pokazuje na przykładzie ojca obiecującego dzieciom wycieczkę do ZOO. Nadchodzi sobota, w końcu będą mieli czas na wspólną, wielokrotnie obiecywaną wyprawę. Rano dzwoni toksyczna mama, babcia dzieci, z prośbą: "Stefan, może byś mi pomalował dziś furtkę na zielono". Niedawno Stefan furtkę pomalował na niebiesko, ale kolor nie spodobał się sąsiadom. Toksyczny rodzic nie pyta: "Czy możesz przyjechać? A może masz swoje plany?" Żąda przyjazdu dziecka. Stosownie do stopnia uzależnienia syn reaguje na kilka sposobów. W najlżejszym przypadku nieśmiało mówi, że umówił się z dziećmi. Ale kiedy słyszy od matki: "Jak chcesz mojej śmierci, jedź do ZOO!", wybiera malowanie furtki. Jeśli toksyczność jest większa, syn nawet nie mówi matce, że był umówiony z dziećmi. Oznajmia dzieciom, że "coś stało się u babci" i musi jej pomóc. Wiele toksycznych dzieci próbuje przeciwstawiać się swoim rodzicom. W tym przypadku syn wybiera się z dziećmi do ZOO. Ale na wycieczce ma zły humor. Jest tak wściekły, że dzieci nie mają żadnej przyjemności z przebywania z ojcem. W poniedziałek taki ojciec bierze urlop i jedzie do mamy, by pomalować furtkę na kolor zielony.

Rodzina jak sekta

O toksycznych rodzicach mówi się coraz więcej. Brakuje jednak na ten temat publikacji i badań oszacowujących skalę zjawiska. Terapeuci i duszpasterze z poradni rodzinnych twierdzą, że wiele problemów małżeńskich to skutek toksycznych relacji męża lub żony z rodzicem. - To częsty problem wśród osób, przychodzących do poradni - mówi Jacek Pulikowski, terapeuta i doradca życia rodzinnego z Poznania. Ksiądz Marek Kruszewski, duszpasterz rodzin w diecezji warszawsko-praskiej, ma podobną ocenę sytuacji: - Znam wiele małżeństw, gdzie źródło konfliktu tkwi w toksycznych relacjach między jednym z małżonków a jego rodzicem, wcale nie musi to być relacja syna i matki, często uzależniona od matki jest dorosła córka.

Problem toksyczności w żadnym razie nie dotyczy samych patologicznych rodzin, w których rządzi alkohol i przemoc. - Występuje w rodzinach nadopiekuńczych - podkreśla prof. Ryś. Kolejna kategoria to rodziny, w których ciągle poniżana jest wartość dziecka: np. ojciec ciągle powtarza córce: "Ty i tak nic nie potrafisz. Nie dasz sobie rady w życiu." Toksyczność zagraża też takiej rodzinie, w której małżonkowie mają kłopoty z relacjami między sobą. Oddalają się od siebie i zaczynają uczucia przenosić na dziecko. Jacek Pulikowski wskazuje na niewłaściwy model rodziny, który prowadzi do toksycznych relacji. Wiele kobiet rezygnuje z więzi z mężem, kiedy pojawi się pierwsze dziecko. - Znam bardzo dużo małżeństw, które wtedy pogubiły się emocjonalnie - mówi Jacek Pulikowski. Dla nich po latach odchodzenie z domu dorosłego dziecka staje się dramatem. Małżonkowie zostają ze sobą jak obcy ludzie. Próbują ingerować w dorosłe życie syna czy córki. Dziecko było dla nich "lokatą", z której muszą odzyskiwać teraz procenty.

- Uwikłanie w sekty przypomina mechanizm toksycznych relacji - ocenia prof. Ryś. Najpierw jest bombardowanie miłością. Do dziecka wielokrotnie płynie przekaz: "Jesteś całym moim światem. W tobie cała moja nadzieja". Kiedy dorastający chłopak chce wyjechać z kolegami na obóz słyszy od matki: "Przecież samej mnie nie zostawisz. Wiesz, że na ojca nie mogę liczyć". Przekaz werbalny albo pozawerbalny jest jednoznaczny: "Jeśli mnie kochasz, to zrezygnujesz z wyjazdu na obóz. A potem w dalszym życiu: "nie wybierzesz tych studiów", "nie ożenisz się z tą dziewczyną" itd. Szantaż miłością staje się coraz mocniejszy. A u dziecka rodzą się coraz mocniejsze wyrzuty sumienia. Proces rozłożony jest na lata.

Sterowani zza grobu

- Toksyczne więzy są niebezpieczne także z powodu braku świadomości , że tkwi się w chorej relacji - mówi Jacek Pulikowski. 40-letnia córka spędzająca codziennie po kilka godzin u swojej matki nie widzi w tym nic złego. Mówi: "przecież mama potrzebuje wsparcia, opieki, pomocy". Uważa, że to jej pierwszy obowiązek, chociaż ma już męża i dzieci, a mama nie jest ani stara, ani chora.

Paweł, pracownik naukowy i ojciec dwóch synów, poddał się już dawno. Jego żona jest cenioną lekarką, ale ich życiem sterowała przez blisko trzydzieści lat teściowa, do tego stopnia dumna z sukcesów córki, że po prostu się z nimi utożsamiała. - Zajmowała się chłopcami, urządzała przyjęcia z okazji naszych sukcesów, wiedziała o moich doktorantach i konferencjach, bo Beata omawiała z nią - a nie ze mną - wszystkie nasze sprawy. Teść był nikim w tym związku, a jeszcze Beata użalała się nad mamusią, że taka zapracowana, o wszystkim musi myśleć i musimy jej okazywać wdzięczność, bo naprawdę bez niej cóż byśmy zrobili! Teściowie nie żyją już od dziesięciu lat, ale nasze życie jest dalej ustawione przez nią.

Marzena, przystojna szczupła blondynka, od początku swojego małżeństwa funkcjonuje w takim schemacie. - Pamiętam, że kiedy poznałam przed ślubem rodziców męża, byłam zachwycona. Zwłaszcza jego dobrymi relacjami z mamą. Od początku naszego małżeństwa mąż codziennie chodzi do swojej mamy. Oprócz tego codziennie do niej dzwonił. Czasem mylił nas dwie, rozmawiając ze mną przez telefon. Kiedy kupuje coś dla mnie w sklepie, to zaraz też wybiera coś dla swojej mamy. Rodzinne wakacje mąż układa według projektów teściowej. Kiedy teściowa potrzebuje jakiejś pomocy, ani ja, ani nasze córki i syn nigdy nie są "wystarczająco dobre". Wszystko "najlepiej zrobi Andrzej". Czuję, że on nigdy nie rozstał się ze swoim rodzinnym domem - opowiada Marzena.

Dzieci toksycznych rodziców mają określone cechy charakteru i działają według pewnych schematów. - Ich życiem rządzi przymus - mówi prof. Maria Ryś. Nie są w stanie wyobrazić sobie, że mogłyby postąpić inaczej niż chcą ich rodzice. Takie zasady zawsze im wpajano. Żyją ze świadomością: na mojej osobie opiera się życie mojej matki lub ojca. - Znam takie przypadki, kiedy umiera toksyczny rodzic i jego 50-letniemu dziecku świat zaczyna się zawalać. Toksyczne dziecko ma punkt sterowania swoim własnym życiem w drugiej osobie. Kiedy ona umiera, umiera z nią coś najistotniejszego w jego życiu. I tak toksyczność rodzica działa okrutnie, spoza grobu - mówi prof. Ryś.

Toksyny jednego z chorych małżonków toczą małżeństwo jak rak. - Zaczynamy oddalać się od siebie. Mamy coraz mniej czasu na rozmowę. W tygodniu po pracy wolny czas poświęcamy naszym dzieciom. A weekendy, kiedy chciałabym pobyć z mężem, na jego prośbę spędzamy z teściową. Próbowałam rozmawiać z mężem, ale nie widzi problemu - mówi Marzena.

Bożena, małżonka z kilkunastoletnim stażem próbowała - Rozumiałam, że mąż jest jedynakiem i troszczy się o matkę. Ale zależność męża od teściowej była już dla mnie nie do zniesienia. Przed podjęciem każdej większej decyzji dzwonił do niej. Na początku małżeństwa jeździł tam na wakacje. Kiedy dzieci podrosły spędzaliśmy urlop razem. Ale i tak, kiedy i dokąd mamy wyjechać, ustalała teściowa. Korzystałam z pomocy psychologa. Radził, żebym przestała walczyć z ich relacjami, bo nie ma to sensu - mówi Bożena.

Profesor Maria Ryś opowiada o przypadku mężczyzny, gdzie toksyczna mama niszczyła kolejne jego związki. Syn ciągle się rozwodził, bo żadna "żona" nie była w stanie w z nim wytrzymać.

W innych przypadkach toksyczne dzieci sztucznie, za wszelką cenę, unikają konfliktów. Żyją w przeświadczeniu: "Konflikt to brak miłości". Zakładają na początku nowej drogi życia: w naszym małżeństwie nie będzie kłótni. - Znam sytuację, w której obydwojgu udało się tak funkcjonować. Przez lata żyli obok siebie: bez kłótni ale i bez więzi emocjonalnych. Któregoś dnia żona odkryła, że mąż ją zdradza - opowiada prof. Maria Ryś.

Chociaż w niektórych rodzinach od razu widać istnienie silnej więzi między synem a matką, kobiety decydując się na małżeństwo z takim mężczyzną odbierają tę cechę jako zaletę. - "Jeśli tak kocha matkę, to na pewno będzie kochał i mnie" - ocenia Jacek Pulikowski. Wszak jedna z zasad psychologii mówi o zwróceniu uwagi na traktowanie kobiet w rodzinie partnera.

Cenę za toksyczność swoich rodziców płaci też część "singli", jak się dziś nazywa dorosłe osoby wybierające samotne życie. Mają tak zniszczoną psychikę, że nie są w stanie założyć własnej rodziny. Stają się wiecznymi dziećmi w domu swoich rodziców. - Mamy podają im śniadanie do łóżka, piorą bieliznę - opisuje Jacek Pulikowski. Profesor Maria Ryś wyjaśnia: - Nie chcą sprawiać rodzicom przykrości, ale także uważają, że bez rodziców nie poradzą sobie w życiu. Decydują się na małżeństwo, jeśli trafią na partnera przypominającego cechy któregoś z rodziców. Ale toksyczne dziecko nie potrafi podjąć decyzji. Żyje w przeświadczeniu, że "to musi się jakoś rozwiązać". Bardzo często oczekuje nadzwyczajnych ingerencji Pana Boga. Jest nieszczęśliwe, bo nie widzi możliwości zaspokojenia swoich własnych potrzeb, ale także czuje się niekochane przez rodziców. Po takim poświęceniu pozostaje w nich gorycz i pustka.

O dziwo, "toksyczni" poza rodziną postrzegani są bardzo pozytywnie. W życiu zawodowym odnoszą sukcesy. Są pracowici, solidni, bardzo lubiani w pracy. Charakterystyczną cechą tych "dzieci" jest godzenie się na wszystko. Podobnie jak w życiu prywatnym, unikają konfliktów. Nie potrafią odmawiać, kiedy są o coś proszeni, dlatego w pracy są często wykorzystywani.

Pokoleniowa epidemia

Terapeuci opisują często toksyczne dziecko jako osobę niosącą przed sobą kosz ze śmieciami. Chociaż kosz bardzo jej przeszkadza, nie chce wypuścić go z rąk. Kiedy toksyczne dziecko uda się przekonać, że można coś zrobić z koszem, wtedy odkrywa inny wymiar życia. Terapeuci przestrzegają, że podejmowanie walki z toksycznymi rodzicami małżonka nie ma sensu. Skutki będą odwrotne. Życie toksycznego dziecka jest dramatem. - Teściowa nie żyje od kilku lat. Mąż bardzo powoli zaczyna odchodzić od schematu, w którym żył. Wiem, że gdzieś głęboko nosi w sobie ogromny żal i gniew do swojej matki. Sama nie potrafię mu pomóc - mówi Bożena.

Współmałżonek może być jednak pierwszą osobą, która zasygnalizuje drugiej stronie uzależnienie i doprowadzi do terapeuty. - Wbrew temu, że czuje inaczej, powinien pójść za radą i spróbować przyjrzeć się sobie - mówi Małgorzata Walaszczyk, doradca życia rodzinnego z diecezji warszawsko-praskiej. - Podobnie jak w przypadku alkoholika trzeba znaleźć odpowiedni moment, kiedy druga strona odczuwa uciążliwości toksycznej relacji i zdecydowanie dążyć, by chciała podjąć decyzję o terapii - mówi Małgorzata Walaszczyk.

Profesor Maria Ryś prowadziła terapię, którą opierała się na przebaczeniu.- By odbudować poczucie własnej wartości, konieczny jest uczciwy rachunek sumienia i wybaczenie rodzicom. Bez wymazywania z pamięci faktów, w rodzaju: "Nic się nie stało". Ale to dopiero początek drogi.

Niektórym osobom wystarczyło kilka miesięcy. U innych terapia trwała nawet rok. - Otrzymuję czasem pytania czy wchodzić w związek małżeński z toksycznym dzieckiem. Moje doświadczenie z punktu widzenia osoby przez wiele lat pracującej w poradni pokazuje, że lepiej poczekać ze ślubem. Sprawdzić czy są szanse, że można coś w tych relacjach rodzic-dziecko zmienić, czy druga strona zechce podjąć terapię scalającą. Toksyczne relacje są problemem złożonym dotykającym także sfery sumienia człowieka. Ksiądz Jarosław Szymczak, wykładowca w Instytucie Studiów nad Rodziną, ocenia, że pokazują brak umiejętności życia w kategoriach daru z siebie i respektowania ewangelicznego przykazania: "Opuści mężczyzna ojca swego i matkę i staną się z żoną jednym ciałem". - Tworzenie toksycznej relacji jest też konsekwencją braku przeżywania do końca swojego powołania. Zapomina się o tym, że jest wdowieństwo, że mówi o nim Kościół. Wtedy na nowo przeżywa się brak drugiej osoby. A sytuację tą można określić jako "zbawczy stan" dla samotnej osoby. Jest on zaproszeniem do tego, by pogłębić relację ze zmarłą osobą przez "świętych obcowanie", zaproszeniem do pogłębienia swojej relacji w wierze z Bogiem. Trzeba więc wracać do rewidowania ewangelicznego wezwania w swoim życiu - przypomina ks. Szymczak.

Toksyczność rodzinnych relacji rozprzestrzenia się jak epidemia. Nie leczona potrafi przenosić się z pokolenia na pokolenie. Niestety, dorośli jak dzieci, nie zawsze chcą to zrozumieć.

Jacek Pulikowski: Jeżeli małżonkowie są po stronie cywilizacji życia, jak mówił Jan Paweł II, nie będzie tego problemu. Wtedy dziecko jest darem dla rodziców, traktują je jako wartość i mają świadomość, że ich obowiązkiem jest wychowywanie go do czasu aż wejdzie w życie dorosłe. Jeżeli rodzice są po stronie cywilizacji śmierci wtedy dziecko wychowywane jest "dla siebie", staje się elementem dobrostanu rodziny. Jeśli do takiej postawy dołączą się złe relacje między małżonkami, wtedy cały impet uczuciowy, zwłaszcza matki, kierowany jest na dziecko. Zaczyna walczyć, gdy inna kobieta próbuje odebrać jej syna, którego ona "sobie wychowała".

Prof. Maria Ryś: Toksyczne dziecko już jako dorosły człowiek ma zaburzone poczucie własnej wartości. Brakuje mu wiary w siebie, nosi głębokie poczucie winy, czuje się bezwartościowe. Każdy z nas jest obowiązany do zaspokajania potrzeb starzejących się rodziców, ale w granicach rozsądku. Toksyczne dziecko przekracza wszystkie granice. Staje się dzieckiem nadopiekuńczym wobec własnych rodziców. Bardzo często przeżywa wewnętrzny dramat. Jeśli założy własną rodzinę, to sercem jest cały czas przy swoi rodzicach. Jego własna rodzina: żona i dzieci stają się mniej ważni, mimo że stara się je kochać, aby ich nie utracić. Teściowie pozwalają sobie więc coraz bardziej ingerować w życie swoich dzieci.

Irena Świerdzewska

Tekst pochodzi z Tygodnika
Warszawsko-Praskiego "Idziemy"
Idziemy, 25 listopada 2007



Wasze komentarze:
 anna: 01.10.2012, 10:30
 moja historia jak kazda inna bylam najstarsza z 4 rodzenstwa tato zawsze zagladal do kieliszka ale byly tez dobre dni mama zawsze zla i nie zadowolona cala zlosc wylewala na mnie,a ja musialam zajac sie rodzenstwem zaczal pic brat pomagalam mu w wyjsciu z nalogu potem zachorowal drugi brat na tetniaka walczylam ale nie udalo sie ZMARL i znowu moja wina bo nic nie zlobilam,poznalam chlopaka milosc ,dziecko i on odchodzi bo nie moze zniesc mojej matki nie powiedzial mi tego odrazu dopiero po latach,w koncu poznalam kogos znowu bylo wspaniale nic nikomu nie mowilam ,szalalam ze szczescia,az poznal moich rodzicow opetali go ojciec piwami a matka ciagla potrzeba pomocy dla niej,czarzaczal pryskac,zaczelo sie znowu ze prztylam ,ze malo zarabiam bo moja siostra jest naj bo brat przestal pic i pracuje ,a ja nadaj nie mam miejsca nie potrafie kochac tylko czuje sie winna ,ale zbliza sie moment kiedy to sie skonczy kiedy poloze sie w pieknej trumnie bo moze taka mi kupia a moze zapomna ze bylam...
 zbyrex: 30.09.2012, 22:47
  witam... mega artykuł i komentarze...... myślałem z ew takiej stytuacji jestem sam... ale widzę że nie ...bardzo mi pomogliście.... naprawdę... ja poprosiłem kogoś , kogo cenię o rade ....ale jest to osoba z boku...znająca masz schemat życia.. coż mam powiedzieć ....dość przegranych sytuacji...chyba tak.. temat jest widzę ogólnopolski.... to mnie trzyma na duchu... jedno jest pewne....jak rodzice mogą tak krzywdzić swoje dzieci.....??? to jest pytanie na które nie wiem czy uda mi się otrzymać odpowiedź..... coż szczerze kocham.... 1 raz w życiu.... i chyba to koniec mojego czekania...coś zrobię...niedługo dam znać.... napisze co dostałem pozytywnego .....od osoby bliskiej bardzzo...
 tomek: 27.09.2012, 12:32
 ja mam bardzo podobnie... powoli zaczynam uwalniać od ciągłego poczucia winy, lęku przed tym, że jak nie zrobię czegoś co oczekuje moja mama ("oczekuje" a nie że "chce" bo ja już jestem tak wytresowany, że czuję instynktownie jak mam się zachować) to będę najgorszym synem i ona będzie ze mnie niezadowolona. To wszystko było we mnie tak głęboko zakorzenione, że uznawałem to za normę. Dziękuję za moją żonę, która odważyła się zawalczyć o mnie, dziękuję za jej cierpliwość i za wsparcie - niemożliwe jest abym sam to wszystko zrozumiał i zobaczył. Było ciężko, początkowo byłem wściekły na moją żoną - że odważa się nastawiać mnie przeciwko rodzinie i o wszystkim grzecznie relacjonowałem mamie przez co zepsułem relacje między żoną a mama. W stosunku do żony oczekiwałem wszystkiego, do wszystkiego się czepiałem, cały czas kontrolowałem (nawet maile) zakazywałem i "warczyłem" na nią wypowiadając słowa, które "nauczyła" mnie mama. Nie mogłem zrozumieć, że żona jest po mojej stronie, że ona mnie po prostu Kocha (ale inaczej niż matka). Wyliczałem ile rzeczy dla mnie robi i wciąż mi było mało. Szantażowałem ją emocjonalnie tak jak robiła to matka w stosunku do mnie. Dziwiłem się dlaczego zona zmieniła się od ślubu, jest mniej cierpliwa, częściej się złości i już nie jest taka opiekuńcza jak dawniej, jakby była obojętna i obrażalska. Teraz wiem, że to była jej reakcje na moje zachowanie, nienormalne zachowanie !!! Doszło do tego, że zacząłem utożsamiać żonę z matkę (zupełnie nieświadomie) i myśleć, czy ta moja żonka czasem znów się nie obrazi, że znów się będzie czepiać, jaka ona dziwna, ja już nie wytrzymam. Oczywiście mama mnie w tym wszystkim "wspierała". Zaczęliśmy od terapii małżeńskiej (poszedłem tam z przymusu dla żony), gdzie powoli zacząłem rozumieć jak to wszystko wyglądało, co próbowała powiedzieć mi żona (co odczuwała w tym czasie), później jakieś książki, artykuły, w końcu terapia indywidualna... Pomimo, że mam toksyczną mamę to kocham ją i nic się nie zmieniło w moich uczuciach do niej. Próbowałem nawet z nią rozmawiać o terapii dla niej ale to odradzam każdemu... Zaczynam zmieniać siebie.
 kasia: 26.09.2012, 14:14
 opiszę wam moją historię dla przestrogi. Jestem po rozwodzie, nasze małżeństwo trwało 11 miesięcy. Rozwód w 2009 r. Mam 33 lata przez 30 lat byłam dzieckiem (tak dzieckiem, nie osobą dorosłą) swojej mamy. Jak patrzę na to z pozycji już świadomego człowiek – tj. jak już mi opadły klapki z oczu i uświadomiłam sobie co robiła ze mną moja mama i zatrute przez nią moje rodzeństwo to wiem jedno spotkałam mężczyznę mojego życia, którego straciłam… niestety już na zawsze… Mama wychowywała mnie i moje dwie siostry sama bo ojciec nas zostawił. Przez całe życie miałam wpajane jak to faceci są podli, jak nie można im wierzyć, że zawsze myślą…, kłamią i wymyślają dla swojego dobra. Przez całe życie wbijała nam do głowy jak to ojciec ją bił i wykorzystywał, jakim był skur… - może to była i prawda, ja pamiętam tylko fragmenty kłótni bo jak nas opuścił to miała 6 lat. Zostałam z matką, więc znam tylko jej „prawdę” i tak też nas wychowywała. Cały czas z nienawiścią i agresją że tyle krzywd mama musiała przechodzić. Mama nie traciła okazji aby nam cały czas ten ogień podsycać, wciąż przypominała te przykre sytuacje z ojcem a ja jak to słyszałam to ojca chciałam udusić za te krzywdy. Wyobraźcie sobie jaki to wpływ miało na malutką dziewczynkę a później na dojrzałą już kobietę. Dodam również, że przez ten cały czas moja matka uchodziła w moich oczach za niemal „świętą”. Teraz – po terapii – pytam skoro taka święta to dlaczego zaszczepiła we mnie taką agresję i nienawiść do drugiego człowieka ?? Wierzę że nieświadomie. W dzieciństwie i w życiu dorosłym byłam cały czas kontrolowana przez matkę, o wszystkim musiała wiedzieć, żadnych sekretów bo jak to ona mówiła „jestem twoją matką nie chce przecież dla ciebie źle” albo powtarzała „widziałaś ile przeszłam z ojcem mała to dla was było”, jak czegoś nie zrobiłam, albo zrobiłam po swojemu to mówiła o braku szacunku, bałam się robić cokolwiek żeby jej nie urazić - miała przecież tak ciężko z nami i miała takiego męża to chociaż dzieci będą dobre. Ile razy słyszałam, że jej dzieci są do niczego, albo że źle nas wychowała i że pewnie umrze niedługo bo coś ją boli przez to itd. Cały czas byliśmy przez nią szantażowani emocjonalnie, wpadliśmy w taki układ zależności, mama wykorzystywała do swoich celów nasze relacje. Jak jedno robiło inaczej niż ona chce to napuszczała specjalnie siostry aby to wyprostować i było i tak jak chce mama. Wiedziałam że jak coś zrobię po swojemu to mama zrobi coś specjalnie, tak na złość żeby pokazać kto ma racje…. Musiała wiedzieć o wszystkim jak nie to się obrażała do tego stopnia, że mówiła że nie ma dzieci, że po co ona się poświęcała, że umiera na coś itd. Mama wiedziała i tak wszystko najlepiej, nawet jak mówiłam że było tak i tak to mama wiedziała swoje. Tych sytuacji było naprawdę bardzo dużo. Ja, siostry i mama stworzyliśmy taki chory układ wzajemnych zależności, przeciągania, wytykania, zero własnego prywatnego życia, wieczne pouczanie, zero zrozumienia i wyrozumiałości bo rację ma zawsze mama (ew. któraś ze starszych sióstr, bo one przejęły dużo mamy nawyków, ja z resztą także) jak nie to brak szacunku itd. I tak w kółko. Zrozumiała to dopiero niedawno. Miałam wieczne wyrzuty sumienia, wieczny strach o wszystko, robiłam podświadomie tak jak chce mama czy siostry. Zwierzałyśmy się sobie wzajemnie ze wszystkiego – a mama nas poprawiała w naszym myśleniu jak któraś nie wytrzymała i wybuchła mówiąc swoje zdanie to już brak szacunku dla matki, jakie to córki godne pożałowania, matka chce dobrze i już wyrzuty sumienia i napuszczanie jedna na drugą i w końcu wychodziło i tak jak chce mama. Moje prawie całe życie dorosłe było pochłonięte myślami o mamie i siostrach. Cały czas nawet jak gdzieś byłam to zastanawiałam się czy to co robię spodoba się mojej mamie, czy moja mama też tak by postąpiła (co gorsza robiłam to nieświadomie) jaki prezent kupić mamie czy siostrą (sam nic sobie nie kupowałam). Ja w ogóle nie myślałam o sobie tylko o nich. Wyrzuty sumienia pchały nas do tego, że zabierałyśmy mamę na jakieś imprezy domowe (aby sama nie siedziała w domu) – teraz jak na to patrzę widzę jakie to było nienormalne !!! Mama i siostry wiedziały o wszystkich moich miłościach i wręcz wybierały za mnie. Wystarczyło że chłopak palił albo miał inne zdanie (albo zwyczajnie nie podobał się mamie) już był skreślony na początku u mamy a później pod naporem jej słów (bardzo gorzkich) do mnie był skreślany przeze mnie bo przecież mama ma zawsze racje. Byłam sterowana, nie miała znajomych (albo tylko tych których mama i siostry akceptowały). I tak żyłam w pewności że to moje życie jest normalne – takie właśnie powinno być, że jestem szczęśliwa i kochana, bezpieczna… (jakie to było złudne chociaż bardzo głęboko swojego serca wiedziała że to jest nie tak jak być powinno). Jak ktoś chciał powiedzieć (albo nawet pomyśleć) coś na rodzinę co mi się nie podobało to wpadałam w furię, myślałam że wydrapię oczy itd. Często w stosunku do innych wpadałam w furię, byłam agresywna, nie liczyłam się ze słowami (tak jak robiła i robi to moja mama). Z innymi ludźmi ciężko mi było rozmawiać, wchodzić w interakcje bo zawsze robiła to mama… zwalniając mnie z obowiązku prowadzenia rozmowy. Nie wiedziałam czy to co mówię komuś się spodoba. Nie ufałam nikomu (poza rodziną), byłam złośliwa – robiłam coś specjalnie, żeby uzyskać efekt, Myślałam że to wszystko jest normalne, nie zdawałam sobie całkowicie sprawy w jakich relacjach żyłam przez tyle lat. Jedną z osób, która starała się zwrócić mi na to wszystko uwagę był mój były mąż. Już w narzeczeństwie starał się pokazywać mi rzeczy, które ciężko mi było przyjąć za prawdę. Ile razy kłóciliśmy się o to, ile razy stawałam się w związku moją matką i mówiłam do niego słowa, których nie zapomnę do końca życia. Przepraszałam za nie ale jak ktoś powiedział słowa zostają na zawsze w pamięci a siniaki bledną. Przepraszałam i starałam się ale jak wróciliśmy do normalności to znów je wypowiadałam. On starał się, robił wszystko aby mi zwrócić uwagę a ja i tak nie chciałam tego widzieć. Nie rozumiałam go, na każdym kroku wydało mi się że on coś chce dla siebie ugrać, że robi coś specjalnie bo chce coś zyskać. Niczym mała dziewczynka chciałam żeby było na moim, nie myślałam logicznie tylko jak tutaj zrobić żeby on nie miał racji, żebym w końcu poczuła się doceniona... Byłam podejrzliwa o wszystko, cały czas go sprawdzała, kontrolowałam. Jak mówił kocham Cię to zastanawiałam się czy nie zrobił czegoś złego. Cały czas wymagałam od niego gwiazdki z nieba, cały czas mi czegoś brakowało. Jak czegoś nie zrobił co ja chciałam (np. bo był zmęczony) to oskarżałam go o to że mnie nie kocha, że mało się stara a nawet myślałam że on ma kogoś. Nie liczyłam się w ogóle z jego potrzebami, z tym że może być zmęczony, z tym że być ze sobą to siedzieć obok siebie bez konieczności trzymania za rękę i wiecznego kontrolowania. Ile razy robiłam coś specjalnie, ile razy byłam dla niego złośliwa. Jaka ja byłam ślepa na to wszystko, ile rzeczy nie rozumiałam. A on robił dla mnie bardzo dużo (na początku związku prawie wszystko). Był gotów wskoczyć za mną w ogień a ja zamiast być szczęśliwa i wierzyć w to, to zastanawiałam się o co tak naprawdę chodzi. O wszystkim mówiłam mamie i siostrą, które odpowiednio mi prały mózg i jak tylko coś próbowałam rozumieć to mnie prostowały do swojej „normalności” mówiąc jaki to on jest zły, jaki dziwny, jaki głupi itd. A ja im wtórowałam, że długo nie wytrzymam w takim małżeństwie, że on musi zobaczyć jakie złe rzeczy robi, to jego wina. Mówiły, że chce mnie skłócić z rodziną, że chce mnie od rodziny odsunąć. Ja w ogóle nie mogłam podejmować decyzji bez konsultacji z mamą czy siostrą i było zawsze tak jak one chcą (a przez to wydawało mi się, że ja tego chcę i to moje zdanie) a nie mój mąż. Jak było po jego myśli to znów się kłóciliśmy, że mnie lekceważy, że nie dba o mnie, że nie liczy się z moim zdaniem (moim i mojej mamy i sióstr). Jakie to musiało być dla niego ciężkie. Będąc z nim, tak naprawdę, w ogóle o nim nie myślałam, nie zajmowałam się domem tylko cały czas mama i siostry. Byłam jak robot, wykonywałam polecenia, jak powiedział to zrobiłam jak nie to nie. Zero inwencji i kreatywności. Nie chciało mi się. To on pierwszy powiedział, że mogę mieć toksyczną rodziną i żebyśmy poszli na terapię – wtedy myślałam że go powieszę, od razu go zaatakowałam. Od razu powiedziałam mamie i siostrze ich rekcja była wiadoma… Poszliśmy na pierwszą sesję do terapeuty – oczywiście mama i siostry odpowiednio mnie przygotowały do niej – i chyba nie muszę pisać jaki był skutek. Drugiej sesji już nie było. Był rozwód. Myśl że straciłam bliską mi osobą, że już jej nigdy nie zobaczę, że on ułoży sobie życie z inną była wstrząsająca, zmieniła mi życie. Zdecydowałam się na terapię, dziś mimo że nadal łapię się na swoich złych przyzwyczajeniach, jestem świadoma wszystkiego, otworzyłam oczy.
 OPINIA: 05.09.2012, 19:01
 WITAM,CZYTAM ANALIZUJE I PYTAM- W JAKIOCH RODZINACH WYROSLI PSYCHOLOGOWIE,PSYCHIATRZY,W JAKICH SA OBECNIE.Zycie to nie laboratorium -nie da sie wszystkiego poustawiac wg ksiazek.KAZDY JEST INNY I NIE MA SCHEMATOW NA WYCHOWANIE ANI NA RELACJE MIEDZYLUDZKIE.
 joko: 30.08.2012, 00:23
 Witam Was! Pisałam tutaj dwa lata temu o problemie podobnym do waszych, próbowałam rozmawiać z mamą, ale to nic nie dało. Ciągłe poczucie winy, że zbyt mało szacunku, miłości, wdzięczności za wychowanie, chociaż robiłam co chciała, mówiłam co chciała, wychodząc z domu ze ściśniętym żołądkiem ze strachu pytałam o pozwolenie, bo jak nie to niezadowolona. A dodam, że mam 40 lat, męża i kilkoro dzieci. Mąż był uległy dostosował się do wymagań teściowej, ale ja nie zniosłam ciągłego warczenia i poczucia, że jestem beznadziejna i mój mąż też. Uciekłam, wynajęliśmy małe mieszkanie (mój azyl), wreszcie mogłam złapać oddech. Nie rzuciłam się w wir zabawy, pijaństwa, żyję jak dawniej, spełniam swoje obowiązki, dbam o rodzinę, dom, jeżdżę do domu rodzinnego 2 razy w tygodniu żeby pomóc w porządkach, ale już bez strachu za co dzisiaj dostanę burę, za ojca alkoholika, męża flegmatyka czy po prostu za zły humor mamy. Jedynie nie udało mi się zostawić zachowań mojej mamy za sobą, zachowuję się tak jak ona, krzyczę na dzieci, obrażam się chociaż obiecałam sobie być cierpliwa i dawać im więcej czasu. Życzę Wam kochani abyście mieli siłę i odwagę spakować się i ratować siebie i swoją rodzinę a jest o co walczyć. Mi pomógł psycholog i grupa DDA, było bardzo ciężko i nie widziałam sensu życia, bo mama mnie odrzuciła, obraziła się, mój brat został jej powiernikiem, bo ja odtąd jestem zła. Teraz widzę z jakiego piekła się wydostałam, przecież można normalnie, uczciwie żyć bez złości, nienawiści, obmówień. Życzę Wam dużo SPOKOJU, miejcie siłę i odwagę zamknąć za sobą drzwi WASZEGO domu i skupić się na SWOJEJ rodzinie, bo to można jeszcze kształtować toksycznych osób już nie.
 Nelka: 27.08.2012, 16:04
 Witajcie! Moja rodzina też jest toksyczna. Od jakiegoś czasu wiem, że potrzebuję pomocy, bo już nie daję rady. Czuję się martwa, a jednocześnie jakbym każdego dnia umierała na nowo. Mam 33 lata, męża i 3 dzieci. Nie chcę być tak samo toksyczna jak moja mama. 3 miesiące temu była ostatnia kłótnia. Spróbowałam przeciwstawić się Jej rządom. Usłyszałam, że jestem MĘDĄ. Emocjonalnie nie mogę dojść do siebie. Dla moich rodziców jestem nikim. Przez lata próbowałam im udowadniać, że się mylą, że umiem sobie poradzić w różnych sytuacjach. Do tej pory chciałabym mieć świadomość, że jestem kochana, ale tak nie jest... jestem uzależniona emocjonalnie. Mój 42 letni brat jest już po rozwodzie. Życiowo nie radzi sobie, jest alkoholikiem. Rodzice też dają MU do zrozumienia, że jest niedorajdą. Nie jest w stanie załatwić żadnej sprawy, np. opłacić rachunków, itp. To jest wynik działania rodziców. Jestem po studiach, ale też jestem nikim. Emocjonalnie i duchowo zaczełam się staczać. Mama próbuje wszystko kontrolować. Jak zaszłam w kolejną ciążę, to chciała żebym jajniki sobie podwiązała, bo dla Niej tyle dzieci to chore. Nie zrobiłam tego, choć byłam z sobą w konflikcie. Nie zadowoliłam matki, kolejny raz, a tak chciała bym żeby była ze mnie dumna. Między mną a bratem jest konflikt, teraz wiem gdzie w dużej mierze leży przyczyna. Mama skutecznie miesza w relacjach. Ciągle jest nie zadowolona, nie wie czego chce. Często daje niewerbalne komunikaty. Patrzy z pogardą, mówi z pogardą. Szpera w rzeczach. Niestety mieszkamy w jednym dużym gnoju 9tj. domku jednorodzinnym). Jak nie znajdę pomocy, nie wiem ,czy dam radę emocjonalnie się pozbierać, a wtedy... Pozdrawiam!
 aga: 26.08.2012, 15:41
 witajcie ja jestem dzieckiem TOKSYCZNYCH RODZICOW i zaczełam juz terapie u psychologa,powiem tak ze walcze o swoje życie,wiem ze bedzie trudno ale postaram sie z siebie dac wszystko,problem mam dosc powazny bo po 10 latach pierwszej terapi jakby problemy powrociły z duzą siła,tak na serio niewiedziałam ze wszystko siedzi w głowie,widze ze duzo ludzi ma podobne problemy wiec nie jestem sama.Przeczytałam komentarze i bardzo podoba mi sie kazda wypoiwedz ale najbardziej Damiana cos we mnie drgneło mam nadzieje ze popchnie mnie to w dobrym kierunku(naprawde warto sie nad tym zastanowic)chociaz kazdy z nas jest inny i kazda sytacja jest inna pozdrawiam serdecznie.
 facet: 18.08.2012, 11:56
 A ja jestem mezem coreczki tatusia, ktora jest uzalezniona przede wszystkim od niego i od mamusi. Tatus wszystko najlepiej wie.W problemie zona moja wydzwania do rodzicow ... i co ja mam teraz zrobic ... natomiast sama nie ptrafi sobie poradzic z problemem.A ja nie wiem czy jestem dodatkiem czy w koncu mezem.Ciagle ja pouczaja nawet mnie probuja ale przeciwstawiam im sie.NIszcza nasze malzenstwo a najgorzej bylo na poczatku jak urodzilo sie dziecko. Wkroczyli do naszego mieszkania jak gestapo.Wtedy nas poróżnili ale dziecko nas polaczylo. Jest chyba niedojrzala emocjonalnie kobieta zalezna od rodzicow i lubi im sie zwierzac praktycznie ze wszystkiego.A oni lubia sluchac jak spowiednicy


 kasia: 12.07.2012, 13:52
 mam dokładnie ten sam problem, straszna męczarnia... mimo wszystko chcę zawalczyć o siebie. życie jest jedno i nie mogę dać się tak zatruwać
 Bags: 25.06.2012, 22:44
 Witam, tak się składa, że znam ten temat od podszewki i jestem mężem - po ślubie kościelnym - osoby będącej ofiarą toksycznej matki. Manipulacje, szantaż emocjonalny i etc teściowej były ukrywane przede mną jak zastygły wulkan do paru miesięcy po ślubie. Ale też dosięgnęły jej macki i mnie. Obdarła mnie ze wszystkiego, szacunku godności, wolności słowa w związku. Momentami - po ślubie - czułem jej przeważającą rywalizację z córką o mnie by odbić mnie żonie (w stylu zaciągnąć do łóżka). Żona się jej panicznie boi postawić w obronie swojego małżeństwa, stanąć w obronie męża. Żona liczyła się z tym że po ślubie zamieszkam z nią i jej rodzicami. Tak też się stało. Jak zrozumiałem czym ta więź partnerska między mną, żoną a teściową "pachnie", zacząłem walczyć o żonę i jej wyrwanie ze szponów zaborczej matki. Teściowa zniszczyła mnie psychicznie, nastawiła przeciwko mnie żonę i kierują się do rozwodu. Próbując uświadomić żonę o skali problemu i patologii w jakiej tkwi powołując się na pojęcie toksycznego trójkąta - żona się w 5 sekund odkochała i twierdzi że już nic nas poza papierkiem ślubnym nie łączy. Poległem w 2 krotnych próbach ratowania żony i w rezultacie skierowałem się po pomoc do księdza, który nam udzielał nauk i ślubu. W rozmowie z nim jednogłośnie stwierdziliśmy że "motorem napędowym" i toksycznie szkodliwym ogniwem w moim małżeństwie jest tylko i wyłacznie teściowa. doszukałem się w całym okresie trwania znajomości w zachowaniu żony niemego krzyku i momentów buntu przeciwko matce jako oznak desperackiego wołania o pomoc i ratunek z tej patologii. Moja nadzieja -a ona umiera ostatnia - uratowania małżeństwa jest w księdzu, naświetliłem Mu temat od a do z., powiedziałem Mu wszystko na temat tego koszmaru Do tego przeklętego domu nie myślę ani na chwilę wracać, a wypowiedzi żony do dzisiaj mi dzwonią jak mantra w uszach, że mamusia jest cacy i basta. I takie moje pytanie do Was: czy Waszym zdaniem mam szansę - co prawda z pomocą księdza - uratować z tego piekła żonę i swoje małżeństwo przed tym "katem", czy raczej szykować się do upadku małżeństwa i zerwania wszelkiego kontaktu z tym Ich światem.
 Aglaonike:-to do ciebie/: 14.06.2012, 23:33
  tak jakbym czytała o sobie -myślałam ze takiej matki nikt nie ma jak ja z moim bratem mam prawie 50 lat a dopiero od dwóch lat zrozumiałam jaka jest na prawdę-dokładnie tak jak ty albo może nawet gorzej..zawsze łudziłam się że się zmieni ...nigdy się nie zmieni...zawsze niszczyła...kpiła...To nie matka...nawet suka kocha swoje dzieci....a takie osoby nie powinny mieć nigdy dzieci ..nawet psa...zresztą ona zwierząt też nie lubi...Po prostu ciecie...ja gdyby nie mój brat...ciągle bym żyła w przekonaniu winy...upokarzana i na posyłki...tak ma oj ojciec z nią od ładnych 20 lat...boi się własnego cienia....nawet ma wrażenie ze jak gdzieś wyjdzie to ona wszystko wie..gdzie stał z kim rozmawiał...koszmar...to nawet nie toksyczne matki...to wołanie o pomstę do nieba.....
 Aglaonike:-to do ciebie/: 14.06.2012, 23:22
  tak jakbym czytała o sobie -myślałam ze takiej matki nikt nie ma jak ja z moim bratem mam prawie 50 lat a dopiero od dwóch lat zrozumiałam jaka jest na prawdę-dokładnie tak jak ty albo może nawet gorzej..zawsze łudziłam się że się zmieni ...nigdy się nie zmieni...zawsze niszczyła...kpiła...To nie matka...nawet suka kocha swoje dzieci....a takie osoby nie powinny mieć nigdy dzieci ..nawet psa...zresztą ona zwierząt też nie lubi...Po prostu ciecie...ja gdyby nie mój brat...ciągle bym żyła w przekonaniu winy...upokarzana i na posyłki...tak ma oj ojciec z nią od ładnych 20 lat...boi się własnego cienia....nawet ma wrażenie ze jak gdzieś wyjdzie to ona wszystko wie..gdzie stał z kim rozmawiał...koszmar...to nawet nie toksyczne matki...to wołanie o pomstę do nieba.....
 Aglaonike: 13.06.2012, 15:15
 Jestem córką toksycznej matki. byłam silnie uwikłana w toksyczne relacje z matką, uzalezniona od jej akceptacji i wiecznie czekająca na łaskawy znak jej miłości oraz żyjąca nadzieją, że wreszcie matka będzie ze mnie zadowolona. Brzmi to może paradoksalnie zwłaszcza, że byłam dzieckiem bitym w zimny i bezwzględny sposób,maltretowanym fizycznie i emocjonalnie. Dopiero 2 lata temu dojrzałam do zmian i do terapii, dzięki której zobaczyłam matkę taka jaką była naprawdę, zrozumiałam, że ona nigdy mnie nie kochała (bo nie miała w sobie tej miłości macierzyńskiej) a za to wykorzystywała jak przedmiot, do poprawiania sobie nastrojów, wyładowywania emocji, tworzenia sobie wizji idealnej matki z idealnymi dziećmi. Skonfrontowałam tę iluzję w której żyłam z prawdą, choć było to bolesne, bo musiałam odgrzebac te wspomnienia o których chciałam aby były na zawsze zapomniane. Przeszłam też przez małe piekło, kiedy w wyniku zmian we mnie zaczęła zmieniać sie moja relacja z matką, a matka nie chciała sie z tym pogodzić, oczekiwała powrotu do stanu poprzedniego - abym była na powrót uległą "dobrą" córką . Jak tu już ktoś wcześniej pisał było wszystko: łzy, szantaże emocjonalne, wyzwiska, telefony z obelgami, pretensjami, obrażanie się, manipulacja faktami, kłamstwa i nastawianie przeciwko mnie brata. To był trudny okres, ale wówczas zrozumiałam, że moja matka nigdy się nie zmieni, zbudowała sobie świat idealny, którego centrum stanowi ona sama, dobierając fakty wedle własnego uznania - żyje jak w szklanej kuli a prawdziwe życie toczy się obok, ja zaś postanowiłam tę kulę opuścić. Na dzień dzisiejszy, jestem już po etapie oczekiwania , ż eona zrozumie co mi zrobiła a także po etapie złości na matkę, skupiam sie na sobie i swojej rodzinie. Przewartościowałam swoje życie , zrozumiałam, że nie kocham matki bo jedyne co od niej dostałam to upokorzenie, szantaż i strach co będzie. Bardzo w pracy nad sobą pomogła mi nie tylko terapia ale też lektura książek Alice Miller (Bunt ciała, Gdy runą mury milczenia, Dramat udanego dziecka), serdecznie wszystkim je polecam.
 ewaro: 07.06.2012, 21:17
 wszyscy myślą, że powiedzenie ''że matkę ma się jedną"dotyczy matki-rodzicielki, a to błąd, matkę i żonę swoich dzieci ma się jedną, a żon można mieć wiele....czy to jest zrozumiałe dla wszystkich?
 basia: 27.03.2012, 10:38
 ja niestety przegrałam walkę z taką toksyczna matką
 bsia: 27.03.2012, 10:28
 Zyłam z mężczyzną który mial toksyczną matkę,to jeden wielki koszmar,kiedy wspomniał jej ze mnie kocha i chciałby się ożenić powtarzała mu ze wbija jej gwozdzie do trumny,kilka miesięcy temu popełnil samobójstwo,nie wytrzymał a ja zostalam sama w 5tym miesiącu ciązy,byłam na skraju zycia i śmierci ale musiałam przezyć dla córeczki,Nadinka ma teraz 3miesiące,kocham ją,brakuje mi jego,teraz wiem ze był chory,czesto powtarzał ze matka nas zniszczyła on nie potrafił się jej przeciwstawic i znalazł najgorsze rozwiązanie
 EWA: 17.10.2011, 11:39
 Myślałam do jakiegoś czasu że tylko Ja mam taki problem.Ale widzę że nie.Jestem w związku maużeńskim już 10 lat z człowiekiem który ma toksycznych rodziców.Zauważyłam dziwne zachowanie mojego męża i jego rodziców pół roku po ślubie.Na początku zbytnio tak nie przywiązywałam uwagi do tego bo stwierdziłam że to normalne jeśli chodzi o rozłąkę dziecka z rodzicami.Po jakimś czasie pojawiła się w ''naszej rodzinie''córka a więc myślałam że teraz to będzie odpowiedni moment by się zmienić.Niestety pomyliłam się ponieważ jak zwykle ja nie miałam nic do powiedzenia w każdej sprawie.Praktycznie ''nasza rodzina'' nie istnieje.Ja jestem traktowana przez męża jak służąca która jest od;sprzątania,gotowania,prania i załatwiania wszystkich spraw;płacenie rachunków,załatwianie spraw urzędowych itp.To o co Ja powiem jest pomijane a to co powiedzą rodzice jest święte i zawsze trzeba im przyznawać rację chociaż jej nie mają.KIlka razy próbowałam na ten temat rozmawiać i mężem i z teściami ale stwierdzili że to ja jestem chora i to Ja powinnam się leczyć psychicznie.Niewiem jak długo tak wytrzymam ale pomału już wypalam się psychicznie.Poszłabym do psychiatry ale to da poczucie meżowi że on i jego rodzice mają rację więc się boję.A on ze mną nie pójdzie.Najgorsze jest w tym że nasza córka zaczyna już odczówać tego skutki.
 Robak: 27.09.2011, 03:51
 Ja również wdepnęłam w toksyczną rodzinkę Męża. Sama z takiej pochodzę, ale byłam na terapii i uwolniłam się od swoich rodzinnych, patologicznych więzów. Niestety toksyczność teściowej, razem z Mężem dostrzegliśmy bardzo niedługi czas przed ślubem. Co to się nie działo! Horror. Łzy, zawiść, zemsta, intrygi, szantaże emocjonalne, nastawianie przeciwko nam rodziny, nastawianie przeciwko mnie Męża, rozwalanie nam wesela, no mnóstwo przykrości i mnóstwo ciężaru. Na szczęście mam mądrego Męża, któremu choć cholernie trudno było uwierzyć w to co widzi i słyszy, i cholernie trudno było mu przyjąć, że taką właśnie ma matkę - usłyszał mój protest, moje obawy, usłyszał moje oczekiwania i przyjął prawdę o zależnościach panujących w jego rodzinie oraz tych, w które przez lata wplątywała go jego matka. Zaczęliśmy szukać wyjścia z tej sytuacji i zdecydowaliśmy się uciekać: zrywać zależności materialne i emocjonalne. Inwestować energię w siebie, a nie w emocje i zagrywki teściowej. Nie zamierzamy się z niczego tłumaczyć i przepraszać. Nawet jeśli nie zaproszą nas na święta, by potem nas obwinić, że niszczymy relacje rodzinne - to nic. Tworzymy teraz swoją rodzinę i wiemy, że święta możemy i powinniśmy przeżyć z ludźmi nam przyjaznymi i bliskimi. Mamy bardzo szeroko otwarte oczy na ich manipulacje. Przede wszystkim rozmawiamy ze sobą szczerze i jeśli przyjdzie taka konieczność to jesteśmy otwarci na to, by szukać pomocy z zewnątrz. Wszystkim nękanym i odrzuconym przez rodziców współczuję, ale życzę również siły, by brać nogi za pas i ratować własne życie!
 Ewa: 04.09.2011, 14:40
 Panie Boże, daj mi siły, żebym mogła jakoś dalej żyć w tym niszczącym moje życie układzie...Nie wiem, jak długo jeszcze dam radę znosić tę wieczną kontrolę matki, szantaż, wydzwanianie po znajomych i obcych, wysłuchiwanie wyzwisk, jaka jestem nieporadna i beznadziejna...Nie widzę wyjścia z tej sytuacji...Każda próba rozmowy kończy się histerią matki, że jestem taka niewdzięczna...Tak bardzo chciałabym żyć swoim życiem i sama podejmować decyzje...Duchu Święty, błagam,pomóż mi...
[1] [2] [3] [4] [5] (6) [7] [8] [9]


Autor

Treść

Nowości

św. Ekspedytśw. Ekspedyt

Modlitwa do św. EkspedytaModlitwa do św. Ekspedyta

Litania do św. EkspedytaLitania do św. Ekspedyta

św. Elfegśw. Elfeg

św. Leon IXśw. Leon IX

Urodziny jeżyka JasiaUrodziny jeżyka Jasia

Najbardziej popularne

Modlitwa o CudModlitwa o Cud

Tajemnica SzczęściaTajemnica Szczęścia

Modlitwy do św. RityModlitwy do św. Rity

Litania do św. JózefaLitania do św. Józefa

Jezu, Ty się tym zajmij - Akt oddania się JezusowiJezu, Ty się tym zajmij - Akt oddania się Jezusowi

Godzina Łaski 2023Godzina Łaski 2023

Poprzednia[ Powrót ]Następna
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej