Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Samotność - dramat czy powołanie?

     Ostatnio coraz częściej słyszy się o "powołaniu do samotności". Nawet młodzi ludzie, nieraz dopiero po studiach postanawiają nie zakładać rodziny. Robią to całkiem dobrowolnie albo - nie mogąc znaleźć kandydata na małżonka dochodzą do wniosku, że samotność jest ich drogą. Utwierdzają ich w tym media lansując bardzo popularny ostatnio model "singla".

     A jak to wygląda naprawdę? Czy faktycznie jest takie powołanie? Czy Bóg dla tak wielu osób przewidział właśnie taką drogę do zbawienia? A może to tylko ucieczka przed odpowiedzialnością, modne wytłumaczenie dlaczego nie mam rodziny? A może za etykietką "singiel z wyboru" kryje się dramat współczesnego człowieka, któremu coraz ciężej znaleźć bratnią duszę? Może to wcale nie jest wolny wybór ani powołanie?

     Popatrzymy co kieruje człowiekiem w podjęciu decyzji o samotności.

     Co do zasady nie ma takiego powołania, by człowiek był sam. Słyszeliście kiedyś o takim? Bo my nie. Jest kapłaństwo, małżeństwo, zakon. Sam Bóg stwarzając człowieka stwierdził, iż nie jest dobrze by pozostał on samotny. Oczywiście, nie oznacza to, że każdy musi się żenić czy iść do zakonu. Rzeczywiście, są ludzie, którzy nie widzą się w żadnej z tych sytuacji. Całkiem dobrowolnie postanawiają pozostać bezżennymi. I to jest OK - pod jednym warunkiem: że poświęcą się czemuś konkretnemu, jakiejś wielkiej sprawie, idei, której wykonywanie nie dałoby się pogodzić z pełnieniem roli męża czy żony. Tylko my to rozumiemy tak: najpierw następuje zaangażowanie w jakąś działalność, najpierw zaczynamy coś robić dla innych.? Widzimy, że to nas pochłania całkowicie, że staje się to naszym zadaniem życiowym, nie wyobrażamy sobie siebie w innej roli i dochodzimy do wniosku, że ta działalność jest dla nas ważniejsza niż realizacja siebie w rodzinie czy zakonie. I wtedy dobrowolnie z tej rodziny rezygnujemy, bez żalu, z poczuciem, że to jest właśnie najwłaściwsza droga. Oczywiście jest to wymodlone, rozpoznane, skonsultowane z kierownikiem duchowym, spowiednikiem itp. I daje nam to taką radość i poczucie spełnienia, że chcemy to robić całe życie. To jest właściwa kolejność. A nie taka: chłopak czy dziewczyna zastanawia się na powołaniem i dochodzi od wniosku, że jest powołany/a do samotności. I dopiero potem zaczyna się zastanawiać co by tu w życiu robić. No bo skoro nie rodzina czy zakon to coś "na usprawiedliwienie" bycia samemu wypada mieć. Zaczyna trochę działać w Caritasie, trochę w jakiejś wspólnocie, troszkę tego skubnie, trochę tego. W niczym dłużej miejsca nie zagrzewa. I co się dzieje? Nie jest spełniony/a, nie jest do końca szczęśliwy/a. Bo brak jest tej głębi, tego ducha ożywczego, kierującego ich zapałem. Lata lecą, czasem ktoś się koło nich zakręci, ale - według nich - "to nie to", bo oni mają przecież inne powołanie. Każdy dzień wygląda tak samo: praca, dom, jakiś obiad, zakupy dla jednej osoby, weekendy u rodziców. Natarczywe pytanie ze strony rodziny co dalej, na które nie bardzo wiadomo co odpowiedzieć. Przyjaciół coraz mniej, bo każdy zajęty swoimi sprawami. Nic za bardzo nie daje satysfakcji, bo dla kogo ubierać choinkę, dla kogo piec ciasto? W końcu naprawdę zostają sami i zastanawiają się co tu dalej robić, czym się zająć. Pojawia się myśl: a może trzeba było wyjść za mąż? A może trzeba było pójść do zakonu? Przystają do jakiejś grupy przy kościele, coś robią, ale nadal brak tego "ducha". I tak rodzą się stare panny i starzy kawalerowie.

     Nie chcemy broń Boże nikogo urazić! Nie kpimy ze starych panien (ja sama nią byłam, bo wyszłam za mąż jak miałam 30 lat). Chcemy tylko powiedzieć, że jest ZASADNICZA RÓŻNICA między byciem samemu z wyboru (dla idei) a domniemanym powołaniem do samotności (z braku pomysłu na życie). I znów: wiemy, że nie wszyscy założą rodzinę. I nie z ich winy tak będzie. Po prostu - nie znajdą kandydata na męża czy żonę. I my tego absolutnie nie krytykujemy, doskonale rozumiemy ich ból, bo w pewnym momencie życia wydawało nam się, że będzie to też naszym udziałem. Należy takim osobom współczuć bólu niespełnionego powołania i na ile to możliwe starać się im pomóc - tak bardzo konkretnie: przez poznawanie ze swoimi znajomymi, którzy także jeszcze są sami, przez zachęcanie do szukania tej drugiej osoby przez internet czy choćby biuro matrymonialne. Natomiast zmierzamy do tego, że nie ma POWOŁANIA DO SAMOTNOŚCI. Bo nikt nie może żyć dla siebie. A zatem albo wybiera poświęcenie życia czemuś i z tego powodu rodziny nie zakłada, bo nie pogodziłby obowiązków albo nie z własnego wyboru pozostaje sam, choć chciałby mieć rodzinę. I wtedy realizuje się inaczej. Natomiast nie może to być wybór z wygody, lenistwa, nierealnych oczekiwań co do kandydata na małżonka, lęku przez zobowiązaniem się. Wiecie kto to jest tak bardzo ostatnio lansowany singiel? Ktoś komu się wydaje, że "ma powołanie do samotności". Ktoś kto boi się wejść w formalny związek. Ktoś kto zostawia sobie furtki. Ktoś kto podejmuje wybory wygodne a nie słuszne. Trudno nam sobie nawet wyobrazić, by dobrowolnie zrezygnować z miłości: do małżonka lub w służbie bliźnich. Bo "powołanie do samotności" jest rezygnacją z miłości do innych na rzecz miłości tylko do siebie. I przeciwko takiemu powołaniu protestujemy. NIE WOLNO zatem robić założenia, że "może takie jest moje powołanie".

     Zdarza się też, że ktoś owo powołanie do samotności tłumaczy np. koniecznością pozostania z rodzicami. Zawsze w tym przypadku mamy mieszane uczucia. No bo faktycznie: rodzicom zawdzięczamy życie i wychowanie, a zatem sumienie nawet nakazuje nam zająć się nimi na starość. No i oczywiście rodzicom zawsze należy się pomoc. Ale pomoc nie może być rezygnacją z własnego życia. Bo co się stanie jak rodzice umrą?

     Gdy dostajemy listy z pytaniem czy nie powinno się poświęcić rodzicom zawsze przychodzi mi na myśl moja kuzynka, której wydawało się że takie właśnie jest jej zadanie życiowe. Po śmierci rodziców, która nastąpiła wcześniej niż się komukolwiek wydawało zawalił się jej świat. Dosłownie. Skończyło się dla niej wszystko czym żyła. Nagle straciła cały sens życia, bo to co do tej pory robiła, czyli życie z rodzicami przestało istnieć. Została sama. Nagle spostrzegła, że jej rówieśnicy dawno już pozakładali rodziny, rodzeństwo ma dzieci i swoje małżeńskie sprawy i problemy i w zasadzie nawet nie bardzo ma o czym rozmawiać z koleżankami ze szkoły. Wcześniej nie bardzo jej to przeszkadzało, bo zawsze mogła wrócić do domu i porozmawiać z rodzicami. Zbliżała się do czterdziestki ale była ładną, zadbaną kobietą i z pewnością mogła się jeszcze podobać. Jednak zamiast próbować wyjść do innych ona była już tak zgorzkniała, że nie wierzyła w swoje siły, w to, że ktoś chciałby się z nią spotykać i stwierdziła... że jej powołaniem jest samotność, nic już w jej życiu się nie zmieni i widocznie zawsze już będzie nieszczęśliwa. Czy musiało tak być?

     Dlatego moja Droga i mój Drogi: jeśli wydaje Wam się, że musicie pozostać całe życie przy rodzicach pomyślcie co Wy zrobilibyście w takiej sytuacji. Bo ona może stać się też Waszym udziałem. Czy naprawdę pragniecie być całe życie sami? A Wami nawet Wasze dzieci się wtedy nie zajmą bo...nie będziecie ich mieli. Ani zatem dzieci nie powinny czuć "takiego obowiązku" ani też rodzicom nie wolno tego od dzieci wymagać. A jeśli tak się dzieje to znaczy, że po którejś stronie jest duży problem. Waszym obowiązkiem jest zrealizować swoje powołanie. Jeśli czujesz się powołana do małżeństwa to znaczy, że masz wyjść za mąż i mieć rodzinę. Opiekować się rodzicami, ale nie być ich wiecznym dzieckiem. Tego Ci robić nie wolno, bo zmarnujesz życie. A co robić w sytuacji gdy rodzice na to nalegają? Delikatnie tłumaczyć i pokazywać jaka jesteś szczęśliwa z kimś. A jak nie akceptują - robić swoje. I nie bać się, że rodziców zasmucisz, zdenerwujesz. Może tak będzie, ale to nie będzie Twoja wina. Powtórzymy jeszcze raz: należy rodzicom pomagać, należy ich odwiedzać i za nimi tęsknić, należy nawet na starość wziąć ich do swojego domu. Ale nie wolno koniecznością pomocy rodzicom tłumaczyć sobie "powołania do samotności". Bo ani rodzicom nie dogodzicie ani Wy nie będziecie szczęśliwi.

     Jeszcze innym argumentem jaki zdarza nam się słyszeć to taki, że "nikt mnie nie pokocha" lub "nie nadaję się do związku". Jeśli tak twierdzisz to zapytamy przewrotnie: skąd wiesz? Skąd wiesz, że jak do tej pory nikt Cię nie pokochał to już nigdy się to nie zdarzy? Nie wiesz co Cię spotka za tydzień, pół roku, rok. Nie wiesz i nie możesz wiedzieć więc się nie zarzekaj. Dlaczego ktoś miałby Cię pokochać? A dlaczego nie? Zrób listę za i przeciw, tylko bądź obiektywny. Wpisz na nią konkretne argumenty dlaczego nie i dlaczego tak. I co? Taki najgorszy nie jesteś, prawda? Jasne, nie jesteś najpiękniejsza i nie jesteś najmądrzejszy, ale jest takie ludowe przysłowie: "Każda potwora znajdzie swego amatora". Nawet Shrek znalazł żonę. A Ty przecież trochę od Shreka jesteś przystojniejszy, prawda? No właśnie. A zatem nie wiesz czy ktoś nie szuka właśnie kogoś takiego jak Ty. Ja też myślałam, że takiej jak ja nie szuka i mój mąż też tak myślał. A teraz jesteśmy małżeństwem.

     Jeśli nie byłeś w związku, to nie wiesz czy się nadajesz czy nie. Bardzo rzadko się zdarza, że ktoś nie dojrzał do bycia w związku, ale to raczej kwestia osobowości jako takiej a nie "nieumiejętności". Nie możesz powiedzieć, że nie lubisz szpinaku jeśli nigdy go nie jadłeś. Jeśli zatem nie kochałeś to jak możesz twierdzić, że się do tego nie nadajesz?

     I wiecie co kochani? Ile razy dostajemy takie listy z twierdzeniem, że ktoś chce żyć bez miłości, że ktoś się nie nadaje itp. to jednego możemy być pewni: że to pisze ktoś kto myśli dokładnie na odwrót. Ktoś, kto bardzo chce kochać i być kochanym. Jak ktoś pisze, że chce nauczyć się żyć bez miłości to mamy 100 % gwarancji, że miłości właśnie najbardziej w życiu pragnie. A wiecie skąd to wiemy? Z autopsji. Kiedy człowiek czegoś w życiu bardzo pragnie a tego nie otrzymuje, kiedy bardzo się stara i robi wszystko by to osiągnąć a mimo wszystko to "coś" od niego nie zależy to przychodzi taki moment, że ma już dosyć. Taka chwila, kiedy nie ma już siły wołać, błagać, szukać. Kiedy jest już tak psychicznie zmęczony, że chce już tylko przestać pragnąć. Myślę, że być może w takim stanie był Jezus w Ogrójcu kiedy wołał: "Ojcze, oddal ode mnie ten kielich.". Nic nie pomagało na oporność ludu: ani nauczanie ani cuda, nic. Wiedział, że ostatecznym środkiem jest Jego Męka i Śmierć. I już nie mogąc udźwignąć tego ciężaru modlił się o ulgę. I dlatego takie listy są wołaniem o miłość. Bo wydaje nam się, że stosując technikę: "kwaśne winogrona", czyli wmawiając sobie, że to co jest obiektywnie dobre to dla mnie będzie niedobre odczuwamy ulgę. Nie jest tak, prawda? Albo jest na chwilę a w najmniej spodziewanym momencie zmora wychodzi i dusi za gardło. Dlatego nie wypierajmy się miłości. Nie wypierajmy się jej pragnienia. Bo to tak jakbyśmy chcieli zrezygnować z jakiegoś wymiaru swojego człowieczeństwa. Nie da się. I nie potrzeba.

     Doszliśmy zatem do wniosku, że życie w pojedynkę może być wyborem (ktoś decyduje się poświęcić pracy charytatywnej, nauce itp.) lub stanem, w którym znaleźliśmy się wbrew woli. No właśnie i co wtedy? Jeśli czujemy powołanie do małżeństwa powinniśmy szukać nadal. No, ale są ludzi którzy chcą założyć rodzinę, szukają i nie znajdują, znamy przecież takie osoby z naszego środowiska. Co z nimi? Najpierw należy się zastanowić czy mają one realne wymagania co do drugiej osoby, bo czasem różnie z tym bywa. Jeśli tak to czy nie boją się pokochać, czy nieświadomie nie odrzucają innych poprzez swoje zachowanie np. głębokie poranienia, z którymi sobie nie poradzili czy jakieś cechy, które utrudniają wspólne życie (np. jakąś niezaradność życiowa, niezdecydowanie itp.). Jeśli nie - módlmy się i szukajmy dalej. My zawsze zachęcamy, by nie pozostawać biernymi. Powiedzenie: "Siedź w kącie, znajdą Cię" może było dobre w początkach naszego wieku gdzie się wszyscy na wsi znali i chłopak wiedział w którym domu jakiej dziewczyny się spodziewać ale nie bardzo ma zastosowanie w dzisiejszym zwariowanym świecie. Dlatego my zachęcamy, nie tylko chłopaków ale i dziewczyny, by zawierzając Bogu kwestię małżonka sami także byli aktywni. By "dali Bogu szansę". By nie izolowali się od ludzi, by nie unikali spotkań towarzyskich. Aby nie odmawiali np. pójścia na wesele jako osoba towarzysząca. A może właśnie na tym weselu okaże się, że ten kolega z osiedla to całkiem fajny, dobrze wychowany chłopak? A może na jakichś imieninach okaże się, że brat koleżanki jest całkiem interesującym facetem, który ma swoją pasję? A może ta szara myszka, na którą nie zwracałeś uwagi to wspaniała dziewczyna, która wiele robi dla innych i piecze pyszne ciasta przy okazji?

     Nie wstydźmy się poznawać kogoś przez biuro matrymonialne. Najbardziej "sztandarowym" przykładem małżonków z takiego biura są oczywiście rodzice obecnego papieża ale też wiele bardzo zgodnych, dobrych małżeństw, które nie wiadomo dlaczego wstydzą się przyznać, że w ten sposób się poznali. A przecież tam się jasno określa swoje oczekiwania i preferencje i przychodzą tam poważni ludzie - właśnie w tym celu, więc jaki tu powód do wstydu? Jak to jest, że współczesny świat nie wstydzi się grzechu, wręcz chlubi się z powodu jawnego łamania przykazań a "biuro matrymonialne" budzi zażenowanie. Przyznacie, że to dziwne, prawda? Ostatnio bardzo wiele osób poznaje się też przez internet. Na naszej stronie za pośrednictwem działu "Źródełko" poznało się około 20 małżeństw. Jest też wiele innych, wartościowych, chrześcijańskich portali gdzie szanse trafienia na "swego" człowieka - w sensie wartości i poglądów są ogromne! Oczywiście, internet jest większym ryzykiem niż biuro i dlatego zachęcamy do korzystania ze stron sprawdzonych i takich, o których wiadomo, że mają coś wspólnego z wiarą. Nie bójmy się: nic nie tracimy a możemy zyskać wiele.

     A może jakaś wspólnota? Wcale nie jest tak, że to dobre tylko dla studentów czy licealistów. Są też wspólnoty tworzone przez młodzież pracującą, duszpasterstwa postakademickie. Może warto? My sami poznaliśmy się w maleńkiej wspólnocie, gdzie na 10 osób utworzyły się ...cztery małżeństwa! To niezwykłe a dla nas dowód na to, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych a "Duch wieje kędy chce...". A nawet jak małżonka we wspólnocie nie poznamy to wzbogacimy życie duchowe. A może któraś z koleżanek ze wspólnoty ma brata, którego poznamy odwiedzając ją w domu? Nigdy nic nie wiadomo.

     Kochani - i jeszcze jedno. Dawajmy sobie nawzajem szanse. Nie można stwierdzić, że "to nie ten człowiek" po pierwszym spotkaniu (pomijamy przypadki ewidentnego chamstwa, cwaniactwa i sytuacje gdzie ktoś jest wulgarny albo otwarcie manifestuje swoje nienajciekawsze poglądy). Spotkajmy się minimum 2-3 razy. Rozmawiajmy ze sobą. Trzeba się bowiem poznać, by podjąć decyzję i nie jest tak, że od pierwszego razu "się wie". No, ale to już temat na osobny artykuł.

     A jeśli już wyeliminujemy wszystkie powody braku małżonka, wypróbujemy wszystkie sposoby i nie znajdujemy odpowiedzi na swoją samotność to pozostaje tylko się modlić by Bóg to zmienił.

     W jednym z psalmów czytamy: "Bóg spełni pragnienia twego serca". W pierwszym odruchu chciałoby się odczytać te słowa dokładnie tak jak one brzmią. Że Bóg spełni nasze pragnienia założenia rodziny, że da nam poznać tą właściwą osobę. To normalne odczucia, bo to są właśnie pragnienia naszego serca. Jednakże wiemy, że mimo wszystko nie zawsze tak będzie. Jak wtedy odczytywać słowa psalmu? Czy pragnienie serca człowieka może być sprzeczne z pragnieniem Boga np. odnośnie założenia rodziny? A jeżeli tak to chyba jest to jakiś niesamowity dramat, na który Bóg nas skazuje. Czy naprawdę zaspokojenie pragnienia naszego serca w miłości może być nierealne?

     Nie. Nie, bo gdyby tak było Bóg nie byłby Ojcem miłosiernym. Bóg natomiast - jak już wielokrotnie mówiliśmy wcześniej - nie jest złośliwy. On nie bawi się naszymi uczuciami i nie skazuje nas na bezsensowne cierpienie - choć pewnie w chwilach rozpaczy każdemu z nas zdarzało się tak myśleć. Ale tak nie jest, bo gdyby tak było całe dzieło stworzenia byłoby bez sensu. Może być naturalnie tak, że Bóg, chcąc dla nas zawsze dobra inaczej postrzega to dobro niż my w danej chwili. A zatem obietnicę zaspokojenia pragnienia naszego serca należy rozumieć szerzej. Należy ją rozumieć jako zaspokojenie pragnienia serca w ogóle, nie tylko w tej chwili. Bo na każdym etapie życia mamy jakieś pragnienia i wyrywkowe przeczytanie jakiegoś fragmentu Pisma św. daje nam natychmiastową obietnicę ich spełnienia. Natomiast w tym przypadku chodzi o największe pragnienie serca człowieka, czyli pragnienie Boga. Bóg dając nam zbawienie daje nam obietnicę zaspokojenia właśnie tego największego głodu człowieka - znalezienia się w obecności Boga na wieczność, zbawienia i "przygarnięcia" przez Boga. Bo to jedno, jedyne pragnienie ludzkiego serca jest najbardziej ponadczasowe i niezmienne pośród wszystkich etapów życia i okoliczności, bo do tego przecież sprowadza się cel naszego życia. I dlatego należy modlić się, żeby Bóg zaspokoił to konkretne pragnienie naszego serca i przemienił tą tęsknotę za drugim człowiekiem w tęsknotę za Bogiem i działanie dla innych. Ale takie, by nie był to środek zastępczy, wypełniacz czasu, coś na zapomnienie czy metoda klina tylko autentyczne zaspokojenie serca przynoszące ukojenie i szczęście. Dopiero wtedy nie będzie dramatu gdy Bóg to uczyni, gdy będziemy tego zaspokojenia pragnąć i godzić się na to.

     Nie wypierajmy się zatem pragnienia miłości: prośmy o nią Boga a On da nam ukojenie. I wtedy nawet "samotność" nie będzie dramatem.


Kasia i Tomek


Redakcja portalu




Wasze komentarze:
 Maniek: 23.10.2009, 12:01
 Ja o tej sutannie to już mu dawno mówiłem, że nie ma po co tego robić :)
 Ula: 22.10.2009, 18:44
 Popieram Madzie ;-)
 Madzia: 22.10.2009, 16:06
 Święta racja Ulo:)) Marcinie nie możesz o tym myśleć:) Musisz zostawić po sobie na tym świecie dużo małych Marcinków:), którzy również będą takimi wspaniałymi, wartościowymi i dobrymi ludźmi jak Ty:)))
 Ula: 20.10.2009, 19:56
 Marcin nawet sie nie waż myslec o sutannie;-)
 Marcin (1985): 19.10.2009, 20:30
 Ja wręcz w sytuacjach zawodów sercowych miałem kilkakroć myśli, żeby może wrzucić sutannę albo zakonny habit... Niemniej za każdym razem dochodziłem do wniosku, że będę uciekał przed problemem, że to niczego nie rozwiąże. I Bóg nadal daje mi siłę, żeby przezwyciężyć własne słabości.
 Maniek: 19.10.2009, 19:22
 Madzia to, że ktoś chce się wyżalić to normalne. Ja też od czasu do czasu mam taką potrzebę :) w końcu jestem tylko człowiekiem... A wbrew pozorom ja nie mam silnej psychiki. Życie daje się we znaki i tyle. To że jestem optymistyczny to wynik zmienionego nastawienia :) Samotność nie cieszy, jak zauważył Marcin. Ona tak trochę nam ciąży, lecz właśnie po to mam takie podejście by się jej nie dać. Marcin dobrze mówi, należy szukać wyjścia. A moim wyjściem jest ten optymizm i jednoczesna ignorancja tego stanu jakim jest samotność. Oprócz tego, że staram się zajmować swoimi pasjami, to ja mam jeszcze tysiące myśli na sekundę a jeszcze własne sprawy prywatne to powoduje, że ja nie mam czasu na myślenie o tym czy jestem samotny czy nie. Pojęcie samotność jest zepchnięta w zakurzoną część umysłu i nie skupiam się na tym tylko na czymś co jest pożyteczne i co przynosi radość. Większość z was uważa, że łatwo tak powiedzieć. I owszem zgadzam się łatwo mówić gorzej z tym w praktyce, ale każdy może z nas ma sposób na to jak nie zaprzątać sobie umysł samotnością i inaczej spojrzeć na ten stan. dgb i po to jest ta nadzieja byśmy dzięki niej mogli być optymistycznie i patrzeć inaczej w przyszłość. Najpierw trzeba działać by nadzieja się spełniła. A jak się nie spełni?? To dobre pytanie> Jak się nie spełni to nie ma smutku i rozczarowania, trzeba działać dalej mimo przeszkód i odniesionej porażki. Smutek i rozczarowanie nie pomoże w walce z samotnością jak ktoś się temu podda i zniechęci to już później nie będzie walczył. Ja w życiu odniosłem nie jedną porażkę i to w życiu prywatnym, w sprawach sercowych. Owszem wtedy nasunął się smutek i wątpliwości, które przez jakiś czas trwały, ale nie można było się temu poddać. Postanowiłem podjąć rękawice i mimo, porażek nadal walczyć. Nie ma co się zniechęcać. I nie wolno. Najgorsza jest bezczynność. Jak się nie przyłoży do tego ręki i nie przejmie się inicjatywy to nikt za nas tego nie zrobi i stan się sam z siebie nie zmieni.
 dgb: 19.10.2009, 17:31
 Manku optymistyczne spojrzenie nie powoduje ze samotnosc wyglada inaczej raczej tylko stwarza nadzieje na zmiane tego stanu w przyszlosci , a co jesli to nie nastapi ? - wtedy czeka tylko smutne rozczarowanie
 Marcin (1985): 18.10.2009, 17:12
 Faktycznie, długo się kumplujemy z Mańkiem i rzeczywiście często sobie "dogryzamy". :-) Ale ze śmiechem, nie pogardą. :-) Natomiast co do ucieczki w zajęcia, często bardzo pożyteczne - nie jest to dobra droga, człowiek wszak nie po to tylko jest, by tylko pracować i mieć, ale przede wszystkim po to, by być i to być dla kogoś. Owszem, bycie samotnym nie cieszy, ale to nie oznacza, że trzeba załamywać ręce, tylko szukać wyjścia.
 Madzia: 18.10.2009, 10:04
 Dgb, ja podobnie jak Ula też Cie rozumiem. Nie uważam , że jest to użalanie czy narzekanie. Poprostu będąc samotnym wszystko traci sens, nic człowieka nie cieszy, taka pewnego rodzaju depresja. Mańku i w takim momencie naprawde trudno o optymizm i to aby nasze wypowiedzi były wesołe i napawały optymizmem innych. Czasem przychodzi gorszy dzień i wtedy niektórzy z nas poprostu chcą sie wyżalić, bo to przynosi ulge, a jak ktoś jeszcze nas pocieszy to wtedy jest od razu lepiej:))) Ciesze się dgb że się odezwałeś:) Mańku Ty naprawde masz dużo optymizmu w sobie i widać że wszystko potrafisz sobie przetłumaczyć:) to dobrze, też bym tak chciała umieć:) jesteś można powiedzieć takim sam sobie psychologiem:) Masz silną psychike, to widać:)


 Ula: 18.10.2009, 06:33
 dgb, bardzo dobrze Cie rozumiem.
 Maniek: 17.10.2009, 23:53
 Madzia powiem ci, że teraz w kwestii mieszkania to zamiast próbować iść na swoje młodzi są zmuszeni wynajmować czy mieszkać z rodzicami. Sami widzicie, co się dzieje, jak pięknie w Polsce rząd dba o młodych, o rodziny itp. Powiem ci Madzia, że najgorsze co jest to właśnie poświęcać wolny czas na prace bo wtedy nie ma się czasu na nic i popada się w ze skrajności w skrajność. Czas wolny po pracy jest dla nas byśmy mogli go wykorzystać na załatwianie osobistych spraw, na spotkania ze swoim towarzystwem, na swoje hobby :) obojętnie co byle było pożyteczne i miało jakiś cel. dgb widzę w tym co piszesz jest dużo pesymizmu. Może i zbyt dużo. O pracy napisałem wyżej. Hobby jest po to byś rozwijał swoje pasję i zainteresowania i odkrywał w tym co robisz coś nowego. Przyjaciele i znajomi będą wracać do swojego życia, bo w końcu oni też mają swoje prywatne życie. Ten powrót do samotności o którym pisze dgb to świetna wymówka do tego by narzekać na swój los i nic nie robić co przynosi nam radość. Bo po co mamy cokolwiek robić skoro jesteśmy samotni? To w takim wypadku wtedy nic nie ma sensu. Bo po co jak jest się samotnym. dgb nie obraź się, ale z takim podejściem popadasz tylko w skrajność i spadasz na sam dół gdzie są wszyscy którzy tak samo podchodzą jak ty w swojej wypowiedzi. To nie jest dobra droga. Samotność nie służy nam dobrze, ale nie jest powodem by się nad sobą rozczulać. Właśnie dlatego wspomniałem o pasjach czy przyjaciołach. To są jedne z wielu rzeczy które wbrew pozorom przynosi radość. A jak do wielu spraw podejdzie się inaczej, spojrzy się optymistycznie to samotność inaczej wygląda, nie jest uciążliwa. A jak człowiek ma się czym zająć to spycha ją na dalszy plan i nawet idzie w zapomnienie. Ale warunek jest jeden: nie poddać się pesymistycznemu nastawieniu i związanej z niej samotności. Madzia co do mojej przyjaźni Marcinem to powiem ci, że nie wiesz wszystkiego :) To nie wszystko co jest na forum. Bo po za forum oprócz tego, że wspieramy się i pocieszamy to gadamy o pasjach i głupotach a nawet... przezywamy i dogryzamy sobie :) oczywiście z umiarem :) żeby nie przegiąć. Oczywiście to jest przykład przyjaźni. Bo każda ma inne oblicza :) Ale najważniejsze nie dać się :) Pozdrawiam wszystkich :)
 dgb : 17.10.2009, 20:17
 w odpowiedzi na to co napisali Madzia i Maniek : praca - w pewnym momencie przestajesz sie starac bo i po co i dla kogo hobby , dodatkowe zajecia - na chwile zabijaja "zle" mysli ale nie ciesza juz tak jak kiedys przyjaciele znajomi - oni wracaja do wlasnego zycia a samotni zawsze wracaja do swej samotnosci
 ella: 17.10.2009, 18:22
 Wszystkich pozdrawiam gorąco w ten jesienny, chłodny wieczór :) Dobrze będzie!
 Madzia: 17.10.2009, 11:03
 Witajcie:) Zgadzam sie z Tobą Mańku, życie będąc samotnym o tyle nie jest straszne kiedy mamy wokół siebie przyjaciół, kiedy mamy prace i poświęcamy jej cały swój wolny czas, a także pasje i hobby. Kiedy mamy wypełniony cały dzień, tydzień i miesiąc różnymi zajęciami i pracą to poprostu nie mamy już siły, ochoty i czasu na rozmyślanie o tym aby ten stan samotności zmienić, a nie mówiąc już o tym aby zacząc coś z tym robić, np. różne spotkania czy msze o jakich pisze się tutaj na tej stronce:) Odnośnie mieszkania zdala od rodziny to to ma swoje dobre strony. Sama mieszkałam przez 5 lat w czasie studiów kawałek od domu rodzinnego i z perspektywy czasu wiem, że to wyszło mi na korzyść:) ( chociaż w tamtym czasie myślałam inaczej). W życiu każdego przychodzi taki czas, że czujemy że chcemy być sami, mieszkać sami, nie tłuamczyć się z każdego wyjścia itp. nie mówiąć już o tym kiedy mamy ukochaną osobę. To jest dobre kiedy tak czujemy, bo uważam że gdyby było inaczej to to tylko świadczyłoby o naszej infantylności emocjonalnej. Takie jest moje zdanie. Inną sprawą jest oczywiście brak możliwości zmiany tego stanu, z powodu finansów. Wynajmy mieszkań są bardzo drogie, a kupno własnego mieszkania to często tylko marzenie. Marcinie to dobrze że masz takiego fajnego przyjaciela jak Maniek:) W ogóle widać po Waszych wypowiedziach że jesteście dobrymi przyjaciółmi, bo się wspieracie i pocieszacie nawzajem:)))
 Ula: 17.10.2009, 09:35
 A mnie chociaz wysmienicie bylo u rodzicow, zaryzykowałam,usamodzielnilam sie majac lat 24, potem wszystko zaczeło sie układać. Chociaz kilka lat bede splacac jeszcze kredyt mieszkaniowy, nie zaluje,ze nie majac zbyt wiele zdobylam sie na odwage wziecia powaznego kredytu mieszkaniowego. Mysle,ze gdybym została u rodzicow, dzis nie bylabym tym kim jestem. A powiem wam w skrycie;-) planuje zaryzykowac budowe domu, moze i to marzenie zrealizuje:-)
 Maniek: 16.10.2009, 22:54
 Ella powiem ci, że można być tak jak mówisz być samotnym i szczęśliwym., ale wtedy kiedy coś się robi na czymś się skupia, na czymś co jest pożyteczne i przynosi tobie czy innym radość a więc np. pasje. Przyjaciele tutaj są nieodzowni :) to tylko nim samotność nie wydaję się taka straszna. Dzięki nim człowiek znajduje radość z życiu i wie, że są osoby które go nie zawiodą. Marcin mówi, że nie chciałby być sam. Zresztą kto by chciałby. A chcieliby tylko karierowicze i inni, którzy poświęcają wszystko w imię własnych przyjemności kariery itp. Wspomniałem o przyjażni i powiem wam, że najlepsze w Marcinie jest to, że ma takiego kumpla jak ja ;p. Ale powiem ci ella, że znam ten ból mieszkania z rodziną. Istny dom wariatów. Nie można się dogadać. Wiecznie awantury i kłótnie. A najgorsze jest to, że nie ma co liczyć na usamodzielnienie się nawet jak człowiek ma prace. Co jest powodem do narzekań. Ale jak to mawiamy w pracy: "trzeba być twartki a nie miętki" ;p Asiula88 ja również cię pozdrawiam :)
 Marcin (1985): 16.10.2009, 20:32
 Mnie trochę nauczyło wojsko. Jestem stale daleko od rodziców, więc można by rzec sam sobie żaglem, sterem i okrętem. I to chyba dobrze.
 ella: 15.10.2009, 22:32
 Po części masz rację Marcinie. Może dlatego chcę być sama ,że ciągle mieszkam z rodzicami i tak naprawdę od 36 lat nigdy nie byłam nawet tygodnia samej w domu nawet 3-4 pełnych dni.Zawsze ktoś był i jest w domu.Ciągle musze się tłumaczyć gdzie wychodzę, kiedy wrócę.Tesknię do 'samotności'. W obecnej chwili nie mogę pozwolić sobie na oddzielne zamieszkanie i najprawdopodobniej nie bedę mogła przez długi czas. Widocznie tak ma być i już! Czasem wydaje mi się,ze grzeszę tak mówiąc,bo mam jak u pana Boga za piecem.Tylko,że mi się chce coraz mniej cokolwiek robić i jak pomyślę, jak moje koleżanki zasuwają przy dzieciach i mężach to strach ogarnia i myśl,że ja tak nie potrafiłabym, za dużo wyrzeczeń,problemów...Generalnie nie jest żle ale taka "obstawa" męczy na długą metę ,a przede wszystkim czyni z człowieka kalekę życiowego.We wszystkim wyręczają cię rodzice! Wiem,że często niedoceniamy tego co mamy i wiem też ,że Bóg wie co robi. Chyba muszę sie jeszcze wiele nauczyć...
 Marcin (1985): 15.10.2009, 01:20
 Ella, wydaje mi się, że wpływ na Twoją "szczęśliwą" samotność miały naciski ze strony innych osób. Znam to z autopsji. Ja dopiero gdy odłączyłem się od naciskających osób, poczułem że nie bardzo chciałbym być samotnym. Ale skoro uważasz to za dobrą drogę, to nie będę starał się za wszelką cenę przekonać, że jest inaczej. Asiula, dzięki za pozdrowienia :)
 ella: 14.10.2009, 12:26
 A ja pokażę wszystkim zainteresowanym :) że można być szczęśliwą będąc samą. Jestem przeświadczona w duchu,że i tak będę żyć w pojedynkę i namowy rodziców,sąsiadów czy koleżanek nic tu nie zmienią.Po prostu nic na siłę! Przyznam,że o męża modliłam się tylko kilkanaście razy w życiu ale nadal nie mam w sobie wewnętrznego przekonania,że jest on mi naprawdę niezbędny, dlatego przestałam. Stwierdziałm...eee tam-co będzie! Może być ciężko,nie mówię,że nie. Ważne żeby żyć z Jezusem i Maryją i wierzyć,że nie jesteś sam :) Smutki, zwątpienia i radości będą przewijały się do końca naszych dni. Zawsze szłam na łatwiznę. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Pamiętam jednak o tych,którzy cierpią z powodu braku towarzysza(-ki) życia. Głowa do góry! Cuda się zdarzają! Nie poddawajcie się zwątpieniu! :)
[1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14] [15] (16) [17] [18] [19] [20] [21] [22] [23] [24] [25] [26] [27] [28] [29] [30] [31] [32]


Autor

Treść

Nowości

św. Ekspedytśw. Ekspedyt

Modlitwa do św. EkspedytaModlitwa do św. Ekspedyta

Litania do św. EkspedytaLitania do św. Ekspedyta

św. Elfegśw. Elfeg

św. Leon IXśw. Leon IX

Urodziny jeżyka JasiaUrodziny jeżyka Jasia

Najbardziej popularne

Modlitwa o CudModlitwa o Cud

Tajemnica SzczęściaTajemnica Szczęścia

Modlitwy do św. RityModlitwy do św. Rity

Litania do św. JózefaLitania do św. Józefa

Jezu, Ty się tym zajmij - Akt oddania się JezusowiJezu, Ty się tym zajmij - Akt oddania się Jezusowi

Godzina Łaski 2023Godzina Łaski 2023

 [ Powrót ]Następna
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej