|
miłość czy Miłość?
Odpowiedzi na pytania
Odp:
[1-50], [51-100], [101-150], [151-200], [201-250], [251-300], [301-350], [351-400], [401-450], [451-500], [501-550], [551-600], [601-650], [651-700], [701-750], [751-800], [801-850], [851-900] [901-950], [951-1000], [1001-1050], [1051-1100], [1101-1150], [1151-1200], [1201-1250], [1251-1300], [1301-1350], [1351-1400], [1401-1450], [1451-1500], [1501-1500], [1551-1600], [1601-1650], [1651-1700], [1701-1750], [1751-1800], [1801-1850], [1851-1900], [1901-1950], [1951-2000], [2000-2050], [2051-2100], [2100-2150], [2151-2200], [2201-2250], [2251-2300], [2301-2350], [2351-2400], [2401-2450], [2451-2500], [2501-2550], [2551-2600], [2601-2650], [2651-2700], [2701-2750], [2751-2800], [2801-2850], [2851-2900], [2901-2950], [2951-3000], [3001-3050], [3100-3100], [3101-3150], [3151-3200], [3201-3250], [3251-3300], [3301-3350], [3351-3400],
Bogusia, 23 lat
|
 |
700 |  |
|
09.01.2006
|
Może to nie duży problem dla niektórych,ale ja nie potrafie
sobie z tym poradzić. Byłam w związku prawie trzy lata, bardzo
długo myślałam, że to właśnie \"ten\", jednak ciągle nie mogliśmy
dojść do porozumienia, często było coś ważniejszego ode mnie,
jakieś pilniejsze sprawy. Często dochodziło do konfliktów i
nieporozumień. Bardzo długo zastanawiałam się co dalej i
podjełam decyzje o rozstaniu. On nie może pogodzić się z tym,że
już nie jesteśmy razem. Zrobił wiele żeby zmienić nasze relacje,
swoje życie, zaczął zmieniać swoje postępowanie, sttarał się
panować nad swoimi emocjami (ponieważ oboje łatwo wpadamy w
gniew). Mimo, że nie moge o nim zapomnieć boje sie powrotu i
próby naprawy tego związku, ponieważ nie chce go ranić przy
ewentualnym niepowodzeniu. Oboje mamy złe doświadczenia,
wychowywaliśmy się w rodzinach z problemem alkoholowym, boję się
że wybiorę niewłaściwego człowieka, który \"wpadnie\" w ten sam
nałó,w którym tkwi mój ojciec, a ja będe miła tak samo nieudane
życie jak moja mama. Bardzo proszę o radę.
* * * * *
Proszę przeczytaj odp. nr 600 oraz 468, 484, 520 oraz odpowiedź wcześniejszą.. To nie jest tak, że negatywne wzorce z rodzinnego domu przekreślają możliwość założenia szczęśliwej rodziny. Tylko trzeba nad tym popracować. I dać się poprowadzić Jezusowi, uwierzyć, że to możliwe.
Natomiast co do powrotu do tego chłopaka to ja Ci jednoznacznie nie doradzę, mam za mało danych, a poza tym nie mogę ja podjąć decyzji. Poczytaj tamte odpowiedzi, pomyśl czy Wasze konflikty były tymi czynnikami spowodowane a jeśli nie przeczytaj też odp. nr 234 25, 50, 340 ,568o kobiecie i mężczyźnie w związku, może to na tle różnic w oczekiwaniach i psychice dochodziło do spięć?
Czy Twój chłopak też ma problem z alkoholem? Jeśli nie nie ma powodu do obaw, jeśli tak to już poważniejsza sprawa. Pisałam o tym w odp. nr 350 i 686.
|
Janek, 18 lat
|
 |
699 |  |
|
09.01.2006
|
Witam. Pisałem już do was i otrzymałem odp. (nr 600). Dziękuje
bardzo. Mam 18 lat i w tym roku zdaje maturę. Dla mnie jest to
moment pewnego \"przejścia\" - definitywne zakończenie
dzieciństwa i wejście w prawdziwą dorosłość. W związku z tym
mam pewne obawy dotyczące przyszłości - czy pozostać
samotnym czy być przygotowanym na zawarcie związku
małżeńskiego?? Oba te stany maja swoje plusy i minusy.
Nawiązując do mojego wcześniejszego pyt. i waszej odp. nr 600.
Jeśli zechce wstąpić w związek małżeński to będę musiał dokonać
ogromnego trudu pracy nad stworzeniem pięknej i dobrej rodziny
ponieważ obecnie żyję w rodzinie patologicznej. Dodatkowo
obawiam się, że w dzisiejszym, konsumpcyjnym, świecie trudno
jest mieć rodzinę bo wiąże się to z dużymi wydatkami, a wiadomo
jak jest na polskim rynku pracy. Te dwa problemy związane z
tworzeniem rodziny skłaniają mnie do zadania pytania: Czy warto
jest zakładać rodzinę?? – szczególnie w kontekście odp. nr 600.
Przecież pozostając samotnym będę mógł się utrzymać na
dobrym poziomie, korzystać z przyjemności życia. Jedynym
problemem może być samotność i brak bliskiej osoby. Jak
uważacie. Jaką drogę wybrać?? Interesuje mnie odp. na to pyt.
Szczególnie w kontekście tekstu nr 600
* * * * *
Janku! Nie wolno zakładać samotności do końca. Z różnych względów. Na razie wyobrażasz sobie, że mógłbyś trwać w takim stanie, bo nie odczuwasz jeszcze braku drugiej osoby, ale zapewniam Cię, że ten stan już długo nie potrwa i będziesz tęsknił za czyjąś obecnością. To po pierwsze. Po drugie: nikt nie jest powołany do samotności dla samej samotności. Jeśli nawet Bóg nie daje powołania do małżeństwa ani zakonu to samotność też musi być jakoś "spożytkowana" dla miłości. Czyli nie jak piszesz "Przecież pozostając samotnym będę mógł się utrzymać na dobrym poziomie, korzystać z przyjemności życia". Nie wiem, może nie o to Ci chodziło, ja tylko podkreślam, że nie może być w życiu tak że nam (i tylko nam) jest dobrze. Żyjemy nie tylko dla siebie. Nie martw się nadmiernie czynnikiem materialnym. Jeśli będziesz miał dobrą wolę, przyłożysz się do wykształcenia (może warto pomyśleć o jakimś dającym szanse na zatrudnienie kierunku studiów) i uczciwej pracy utrzymasz siebie i rodzinę. Powierz to Bogu, On Ci pomoże.
Żyj tak, byś był gotowy na propozycję Boga, nie nastawiaj się na to, że na pewno zostaniesz samotny. Nie możesz czynić takiego założenia, bo nie wiesz czego Bóg od Ciebie zażąda, jaką drogę zbawienia Ci przedstawi.
Czy warto zakładać rodzinę? TAK. Warto. Jeśli się ma to tego powołanie to nawet trzeba podjąć tę próbę, bo inaczej jest to zmarnowanie powołania. Uwierz, że będziesz w stanie sobie z tym poradzić. Widzę w Twoich wypowiedziach dużą dojrzałość a Twoje obawy świadczą o tym, że myślisz, zastanawiasz się i jesteś odpowiedzialny. Ja już dziś gratuluję dziewczynie, którą wybierzesz. Dasz radę. Twoje negatywne doświadczenia wykorzystaj jako coś co Cię ubogaciło i pomoże uniknąć błędów. Czy będzie Ci trudniej - tak, pisałam o tym w poprzedniej odpowiedzi. Ale pisałam też, że jest to możliwe i trzeba nad tym pracować. I naprawdę polecam Ci naukę w tym Studium Życia Rodzinnego (to można pogodzić ze wszystkim innym, zjazd jest raz w miesiącu w weekend), mi to bardzo wiele dało - po prostu "ustawiło" mi cały obraz małżeństwa i rodziny. Ja też nie miałam właściwym wzorców z domu ale udało mi się. Moim znajomym z takimi doświadczeniami również. Ale potrzebowaliśmy pomocy. Prócz tego są też świetne rekolekcje o tej tematyce, jeśli chcesz bliższe informacje proszę napisz na miał: admin@adonai.pl
Powodzenia! Wierzę w Ciebie!
|
kasia, 17 lat
|
 |
698 |  |
|
09.01.2006
|
mam pytanie czy w dzisiejszych czasach to normalne, że chłopak
nie odprowadza dziewczyny do domu? tylko spotykają się w
umówionym miejscu i wracają jak przyszli? jak porozmawiać o
tym z chłopakiem? jaki może być powód, że chłopak nie chce
chodzić z dziewczyna za rekę?
* * * * *
To, że nie chce trzymać za rękę może świadczyć o tym, że jeszcze nie jest na to gotowy, może to za wczesny etap. Nie wiem jak długo ze sobą jesteście. Jeśli krótko to może po prostu nie chce kłamać gestem, którego jeszcze "nie czuje"? A co do odprowadzania: no nie jest to normalne. Chłopak, nawet na wczesnym etapie znajomości, nawet jeśli nie jest to jeszcze "oficjalny" związek, tylko podchody do niego :) powinien wykazać się rycerskością. To już nie kwestia uczuć tylko kultury i męskości. Chłopakowi powinno zależeć aby jego wybranka bezpiecznie dotarła do domu, dziwi mnie bardzo, że tak sobie beztrosko wraca i nie martwi się czy dziewczynie coś się nie stało. Nawet nie można tego emancypacją wytłumaczyć. Co zrobić? Najlepiej chyba zapytać wprost: "dlaczego mnie do domu nie odprowadzasz?". Nie ma sensu czekanie aż się domyśli albo zastanawianie się dlaczego tego nie robi tylko danie do zrozumienia, że tego oczekujesz.. Od chłopaka trzeba wymagać - szarmanckości też.
|
sawanna, 16 lat
|
 |
697 |  |
|
09.01.2006
|
Moje pytanie, a raczej wątpliwosć jest dość dziwna dlatego
pozwole sobie na opisanie całej sprawy. Otóż poszłam do kościoła
na niedzielną Mszę św. Wiedziałam że nie będę mogła przyjąć
Komunii św. bowiem byłam w stani grzechu cieżkiego ( od
dłuzszego czasu walczę z nieczystością i po prostu wtedy znów się
potkęłam). W chwili konsekracji usłyszałam wyrażnie głos Pana
mówiący abym przyjęła Go do swojego serca. Zaczęłam się
tłumaczyć mówiąc że nie jestm w stanie łąski uświęcającej, nawet
wmawiałam sobie że to nie byl głos Pana tylko moje pobożne
życzenie usłyszenia Go . Ale usłyszałam ten głos znowu....jeszcze
raz i jeszcze. Nie przyjełam jednak Komunii św. bojąc sie grzechu
swietokradztwa. Teraz mam wyrzuty sumienia że Pan mówił do
mnie a ja nie poszłam za Nim. Czy gdybym to zrobiła to
popełniłabym grzech swiętokradztwa?? Czy w sytuacji obecnej ,
kiedy można powiedziec że sprzeciwiłam sie woli mojego Pana też
zgrzeszyłam?? Naprawde nie wiedziałam i nie wiem nadal czy to
Pan mówił do mnie czy ja sobie to wszystko ubzdurałam. Proszę o
pomoc :*
* * * * *
Porozmawiaj o tej sytuacji ze spowiednikiem - ja nie mam takich uprawnień, żeby to ocenić.
|
Astrachia, 16 lat
|
 |
696 |  |
|
09.01.2006
|
Czy tzw. Cybersex to grzeh ciężki??
* * * * *
Tak.
|
Basia, 25 lat
|
 |
695 |  |
|
08.01.2006
|
Jak wygląda z chrześcijańskiego punktu widzenia posłuszeństwo w
małżeństwie?Naprawdę rzadko się zdarza,żeby 2 osoby były
bardzo spokojne albo miały identyczne poglądy w kazdej
sprawie,albo zona walkowerem oddała męzowi wszystkie decyzje.
Gdyby dogadanie było takie proste-nie byłoby tyle rozwodów.
* * * * *
Tak, masz rację, że rzadko się zdarza, żeby w małżeństwie była taka sytuacja jak opisujesz. Ale to nie znaczy, że w małżeństwie należy walczyć o swoje, zacietrzewiać się i awanturować.
Nie wiem czy już jesteś mężatką, ja jestem i uważam, że dogadanie jest absolutnie możliwe. Oczywiście jest łatwiejsze tym bardziej, im bardziej dwie osoby mają zbliżone poglądy, zainteresowania, przyzwyczajenia itp. Ale nawet w przypadku dużych różnic jest to do zrobienia. Jak?
Po pierwsze: nie należy gromadzić w sobie urazów i żalów, tylko nieporozumienia wyjaśnić na bieżąco. Jeśli tego nie zrobimy, jeśli będziemy znosić nawet drobiazgi ale bardzo nas denerwujące to po jakimś czasie naczynie się przepełni i żółć rozleje. I to przeważnie przy okazji jakiejś zupełnie nieważnej rzeczy - nie na darmo się mówi, że największe awantury są o drobiazgi.
Po drugie: nie oskarżać drugiej osoby. Nie mówić: "ty się zawsze spóźniasz", " jak zwykle nie sprzątnąłeś łazienki", tylko mówić we własnej osobie: "ja nie lubię jak się spóźniasz jak się umawiamy", "mi przeszkadza jak łazienka jest brudna tyle czasu, choć miałeś ją umyć". Widzisz różnicę? Jest ogromna. W pierwszym przypadku ktoś czuje się atakowany, bo go obwiniamy i od razu się broni zarzucając nam np. nieprawdę. W drugim mówimy o swoich odczuciach, a z odczuciami się nie dyskutuje. No bo jaki masz argument na to, że ja faktycznie się denerwuję, że mi faktycznie coś przeszkadza?
Po trzecie: zauważać nie tylko coś złego ale i dobre rzeczy. Chwalić się nawzajem i nawzajem sobie dziękować. Czy nie tylko mieć pretensje o coś tam, ale też mówić, że np. dobrą zupę ugotowałaś, świetnie wieszak przybiłeś, teraz to się dopiero trzyma, dziękuję, że odkurzyłeś.
To pomaga małżonkom widzieć w sobie wartość i widzieć, że tą wartość ten drugi też widzi.
Po czwarte: robić sobie przyjemności! Kwiatek bez okazji, świeca na stole bez okazji, czasem karteczka albo czekoladka - dla Ciebie, bo Cię kocham.
Po piąte: nie krytykować się przy innych. NIGDY.
Po szóste: mieć dla siebie czas. To może być trudne ale tu nie chodzi o wielogodzinne wpatrywanie się w oczy ale nawet o 5 minut przytulenia (nawet już w łóżku gdy jesteśmy bardzo zmęczeni i zaganiani) i słowo: kocham Cię, dobrze, że jesteś, dobrze, że Cię mam, jesteś wspaniałą żoną/mężem.
Po siódme: pogodzenie się jak najszybsze a już na pewno przed pójściem spać. I choć czasem może jeszcze coś trochę boleć to sama świadomość, że powiedzieliśmy sobie przepraszam pozwala spojrzeć sobie w oczy. A jedną z gorszych rzeczy jest odwracanie się w łóżku każde w swoją stronę i przeżuwanie swojej złości.
Po ósme: randki małżeńskie! Zaproszenie do kina, spacer, na gorącą czekoladę, na zwiedzanie starego fortu, albo choć herbatka w domu przy świeczce.
I tak mogłabym jeszcze długo. W każdym razie podzielę się jeszcze tym co nam pomaga. Raz na jakiś czas (miesiąc, dwa) dobrze jest usiąść przy stole przy herbatce, wziąć się za rękę i podziękować sobie za to co nam się przypomni. To nie muszą być wielkie słowa, wystarczy każdy drobiazg: dzięki, że Krzysia z przedszkola odebrałeś, dziękuję za naleśniki, super, że zakleiłeś dziurę w wykładzinie itp. I powiedzieć sobie też o tym co nam się nie podoba, co nam przeszkadza czy boli. Też zawsze w pierwszej osobie. I pomyślenie co z tym można zrobić, co w ogóle w naszym małżeństwie można ulepszyć, a może jest jakiś problem, który należy rozwiązać.
W każdym razie MIŁOŚĆ NIE MOŻE ZGNUŚNIEĆ, NIE MOŻE JEJ PRZESTAĆ ZALEŻEĆ, MUSI SIĘ ROZWIJAĆ.
Zapewniam Cię, że jeśli tak ludzie będą postępować da się "dogadać" Piszę to jako żona, z własnego doświadczenia.
A już na koniec co do tego posłuszeństwa. Posłuszeństwo powszechnie negatywnie się kojarzy, jako sytuacja, w której jedna strona nie ma nic do powiedzenia i musi się podporządkować. W Piśmie św. gdzie jest mowa o tym, że żony mają być posłuszne, zaraz jest dodane, że mężowie mają kochać żony. A zatem żona nie występuje tu jako osoba całkowicie podległa, bez praw. Pamiętać należy, że Pismo św. pisane było w określonym czasie i w określonych realiach. Kiedyś rola kobiety była bardziej tradycyjna - to mąż zarabiał na życie, on też podejmował kluczowe decyzje np. gdzie zamieszkać, z kim zrobić interes itp. Dziś rola kobiety jest trochę inna. Ona też pracuje, więc jest bardziej niezależna od mężczyzny. Jednak owe posłuszeństwo biblijne jest - moim zdaniem - ponadczasowe: w tym sensie, że kobieta ma być kobietą, ma nie zatracać swych cech. Ona nie ma być posłuszna w sensie bezkrytycznego słuchania męża, tylko w sensie nie brania na siebie całego ciężaru decydowania o rodzinie. Kobieta z natury swojej potrzebuje poczucia bezpieczeństwa i oparcia, a mężczyzna ma być silny, odpowiedzialny i wziąć ster w swoje ręce - taka jego natura, umiejętności i predyspozycje. Błąd robią zatem kobiety, które ten ster mężczyźnie wyrywają, które za wszelką cenę chcą o wszystkim decydować i biorą na siebie ciężary nie do udźwignięcia. Potem te kobiety są przemęczone, sfrustrowane i mają żal do świata, że muszą wszystko robić same i że nie mają w domu faceta tylko duże dziecko. A wszystko dlatego, że one w swoim czasie z tego faceta to duże dziecko zrobiły, że go "wykastrowały psychicznie" z jego męskości. Zamiast dać mu pole do popisu, zostawić jego mądrości i odpowiedzialności pewne decyzje same się za to wzięły. A zatem pozostać kobietą to pozwolić mężczyźnie być mężczyzną w związku. To pozwolić "prowadzić się" w tym czego ja jako kobieta nie udźwignę. To dać mężczyźnie decydować. Nawet jak podejmie złą decyzję to poniesie konsekwencje i na drugi raz tego nie zrobi. Tak moim zdaniem należy rozumieć posłuszeństwo.
|
agnieszka , 17 lat
|
 |
694 |  |
|
08.01.2006
|
mam problem! :( mam chłopaka jesteśmy już pół roku ze sobą,
ale ja nie jestem pewna tego co on do mnie czuje. Raz jest
dobrze, raz źle. Nie wiem może ja wyolbrzymiam czasami
niektóre sprawy... nie za czesto mówimy sobie słowo Kocham,
może dlatego ma ona dla mnie taka wartość.. ja chyba potrzebuje
aby on mi cześciej dawał do zrozumienia że mu na mnie zależy,
on mi tego czesto nei daję wiec ja też mu tego nie daję, Nie
wiem jak mu o tym powiedziec. czy powinnam sama czesciej
dawac mu do zrozumienia co czuje to i on zacznie?
* * * * *
Agnieszko!
Po pierwsze zachowaj spokój a teraz posłuchaj :)
Jesteście dopiero pół roku ze sobą. I Ty i on macie prawo nie wiedzieć co czujecie do siebie. Poczytaj na ten temat odp. nr 15, 19 i 13.
Po drugie: absolutnie na naciskaj chłopaka, by ujawniał swoje uczucia i nie zarzucaj go swoimi wyznaniami. To poważny błąd! O tym poczytaj tutaj: 18, 61, 74, 217, 514
Po trzecie: Ty jesteś dziewczyną, on chłopakiem. Różnicie się. Facet nie ma w swej naturze potrzeby zwierzeń, rozmowy o uczuciach i codziennego zapewniania jak to bardzo kocha. On jak coś powie to dopóki tego nie odwoła to ten stan obowiązuje :. O tym poczytaj tutaj: nr 568.
I na koniec: jak będziesz mu dawać do zrozumienia co czujesz codziennie to on nie dość, że nie zacznie tego odwzajemniać tylko mocno się zdenerwuje, bo poczuje się naciskany i wszystko zepsujesz.
Cierpliwości!!!!!
|
Ewa, 16 lat
|
 |
693 |  |
|
08.01.2006
|
chciałam sie zapytać czy to jest tak ,ze do każdego przyjdzie
miłośc?Czy osobe które są samotne w życiu w pewnym jego
momencie i tak spotykają kogoś...tą miłość jak to z tym jest czy
to do każdego przyjdzie...Bo ja zaczynam wątpić;/ niestety nikt
nigdy sie nie pojawił ..w moim życiu
* * * * *
Ewo! Miłość przychodzi do każdego.
Nie do każdego tylko pod taką samą postacią. Rozumiem, że chodzi Ci o pytanie: czy będę kiedyś miała chłopak/męża? Tego ja nie wiem. To wie tylko Bóg. Pewne jest jedno: Bóg obdarza nas miłością. On wie co nas zbawi i do Niego przybliży i takie nam daje w życiu okoliczności, byśmy mogli wybrać dobro. Nieraz posługuje się osobami- dlatego np. zawieramy małżeństwo - bo Bóg uzna, że nam to pomoże w zbawieniu. Nieraz powołuje nas do życia zakonnego - bo też uznaje, że ta droga będzie dla nas najlepsza. Czasem jednak nie robi ani tego ani tego. Wówczas być może chce byśmy się realizowali w miłości służąc innym nie będąc w małżeństwie ani w zakonie. Wiesz to jest tak ogromna tajemnica, że ja nie podejmuję się wyjaśnić Ci dlaczego tak jest i od czego to zależy, bo sama tego nie rozumiem.
Wiem tylko, że Bóg zawsze daje nam pewne propozycje i możemy z nich skorzystać lub nie. Np. ja poznałam mojego obecnego męża. Mogłam za niego wyjść lub nie. Daje komuś powołanie - może pójść do zakonu lub nie. Lub odwrotnie: nie daje powołania, ale ktoś się uprze i do zakonu pójdzie, albo na siłę wyjdzie za mąż. Czasem ludzie podejmują decyzję, z której nie są zadowoleni. Bóg do tego dopuszcza, bo szanuje naszą wolność. On dał propozycję, myśmy z tego skorzystali lub nie.
Ale co do tej miłości w formie chłopaka :. Módl się o to. Jeśli czujesz, że realizowałabyś się w małżeństwie to proś Boga, by postawił na Twojej drodze odpowiedniego człowieka. I nie zniechęcaj się jeśli nie nastąpi to od razu. Masz dopiero 16 lat, ja czekałam o wiele, wiele dłużej. Ale się doczekałam. Czego i Tobie życzę. A z modlitwy możesz skorzystać tej: [zobacz]
|
Paweł , 23 lat
|
 |
692 |  |
|
08.01.2006
|
Czytając pytania zauważyłem nr 500 . Może sam byłem
świadkiem bierzmowania mojej siostry.
* * * * *
A widzisz, być może teraz coś się zmieniło lub może to zależy od diecezji. Kiedy ja miałam Bierzmowanie świadkiem mogła być tylko osoba tej samej płci.
|
Paweł , 13 lat
|
 |
691 |  |
|
08.01.2006
|
Droga Kasiu to znowu ja ( 566) Mam chyba znów kilka
odpowiedzi na pytanie z którymi nie umiałaś sobie poradzić .
1. Czemu ludzie rezygnują z czułości w małżeństwie ?
Powód jest prosty nie widzą nic innego niż seks. Jeśli nie nauczyli
się tego przed małżeństwem nie potrafią dostrzegać innych
gestów. Uważam , że czystość jest m. in. po to by zdać sobie z
nich sprawę . Gdy ludzie mają ustaloną granicę zaczynają
dokładniej „badać teren” przed nią odkrywać te gesty i cieszyć
się nimi . Sam wiem póki nie zaufałem Bogu nie widziałem tych
gestów wydawało mi się , że sfera fizyczna polega tylko na
seksie . Gdy postanowiłem czekać do ślubu dopiero dostrzegłem
owe gesty , których wcześniej nie widziałem . Dziś choć wciąż
jestem sam umiem cieszyć z choćby spojrzenia czy uśmiechu
dziewczyny , która mnie interesuje . Choć wiem obecnie z kim
chciałbym być czekam bo wiem , że na razie żadne z nas nie jest
gotowe by umówić się na randkę wiem , że gdybym teraz
zaproponował tylko bym ją wystraszył dlatego poznaję ją jak
koleżankę i czekam na odpowiedni moment , ciesząc się
jednocześnie z każdego gestu i szukając znaków , wysyłając
własne. Jak mawiają „nie oto chodzi by złapać króliczka , ale by
gonić go’.
2. Czemu Bóg tak długo zwlekał z tobą ?
A skąd wiesz czy na pewno zwlekał ja uważam , że ze mną
niekoniecznie zwleka być Bóg być nawet ustawia mi jakieś
potencjalne kandydatki , ale pewnie ja ich nie chce nawet nie
wiem które to mogą być koleżanki. Lub zdarza się , że chciałby
bym był z jakąś dziewczyną , ale ona to odrzuca . Bóg nigdy nie
przekroczy niczyjej wolnej woli nie zmusi do miłości . Nawet jeśli
ustawi kogoś połączy drogi dwojga ludzi to co oni z tym zrobią
zależy od nich .
Dlatego nie mam pretensji , że mi pewna dziewczyna odmówiła ,
gdyż wiem , że Bóg też by chciał by ona go kochała ale nie chce
jej zmusić by kochała go jak więc mógłby zmusić by pokochała
mnie. Wiem , że ona sypia ze swoim obecnym chłopakiem z
którym zaczęła się spotykać niedługo po tym jak dała mi kosza .
Wiem , że wtedy gdy do mnie niej startowałem , chciała być
przestrzegającą zasad chrześcijanką . Sądzę , że Bóg chciał
Bym z nią był i trafić do niej przeze mnie , ale ona to odrzuciła
wybrała kogoś innego i inną drogę ,uznała , że to za trudne .
Nie winię siebie uważam , że zrobiłem wszystko co mogłem .
Szanuję jej wybór choć trudno się z tym pogodzić . Wiem jedno ja
już nie chce z nią być teraz myślę już o kimś innym ,Bóg
natomiast kocha wszystkich tak samo on nadal chce do niej trafić
choć już nie przez ze mnie .
Napisz czy zgadzasz się z tymi przemyśleniami
* * * * *
Paweł, ale Ty mnie poprzednio o nic nie pytałeś, tylko chciałeś bym napisała czy zgadzam się z Twoimi przemyśleniami :) Zgadzam się, tak samo jak i z tymi. To prawda, że Bóg szanuje naszą wolność i nie czyni niczego wbrew nam.
I prawdą jest też, że często "podsuwa nam" pewne okoliczności, osoby, wydarzenia. A my często ich nie widzimy i dopiero tak naprawdę po śmierci zobaczymy całe swoje życie i nasze wybory, a także ich skutki
Dziękuję za Twoje przemyślenia.
|
Ania, 18 lat
|
 |
690 |  |
|
08.01.2006
|
Pisalam juz wczesniej(361) i chce Pani bardzo podziekowac za
obiektywne ocenienie sytuacji.Ja do tej szczerej rozmowy,to sie
przygotowywałam duzo wczesniej,a Pani tylko potwierdziła
slusznosc tego kroku.Niestety wciaz brakuje mi odwagi,by ją
rozpoczac.Kilka razy próbowalam,ale konczylo sie na tym,
ze \"jakos sobie poradzimy\". Ale juz zbieram sily i niedługo
porozmawiam z nim. a teraz ogólnie jest nawet dobrze, ale mnie
cały czas coś jakby przytlacza. On tez to zauwaza i sie dopytuje o
co chodzi.A to jest pytanie, na ktore samej mi trudno
odpowiedziec. I dochodze do wniosku, ze nam jednak na czym
innym zalezy. Ja potrzebuje przyjaciela, a on dziewczyny.On sie
caly czas pyta, co do niego czuje.a ja nie potrafie odpowiedziec. I
widze,ze to go męczy. Gdy spotykamy sie we dwoje, wszystko
jest raczej w porzadku, duzo rozmawiamy, cieszymy sie kazda
godzina. Ale ogromny problem jest w tym, ze mamy całkiem
innych znajomych. On zna malo osob z mojego otoczenia, a ja z
jego praktycznie nikogo. i nie mam zamiaru poznawac, gdyz sa to
ludzie zupelnie mi nie odpowiadajacy. i tu zaczynaja sie kolejne
problemy zwiazane ze spotkaniami w gronie znajomych, czy
nawet z sylwestrem, bo ja chcialam go spędzic z przyjaciołmi, a
on ze swoimi znajomymi. Ja nie chce mu robic wyrzutow, ze ma
takich, a nie innych znajomych, ale on nie potrafi zrozumiec, ze to
wlasnie przez nich nie potrafimy sie w wielu kwestiach
porozumiec. i ma Pani racje, ze ja go sama nie zmienie, ale caly
czas sie modle. i mam taka malutka nadzieje, ze moze kiedys
jego system wartosci zblizy sie do mojego. Juz nawet zaczyna
chodzic do kosciola i faktycznie sie zmienil na lepsze. ale ja nadal
nie potrafie być przy nim do końca szczesliwa i coraz czesciej
mysle, ze moze powinnam to skonczyc. a jeszcze zaczynam
powoli dochodzic do wniosku, ze moze prawdziwy problem tkwi
we mnie. I jeszcze kwestia, tego, ze ja sie ogromnie boje
zaangazowac. boje sie, ze on mnie kiedys skrzywdzi albo zostawi,
choc na to nic nie wskazuje. i ta moja okropna zanizona
samoocena i przewrazliwienie. Caly czas czuje, ze on
podswiadomie szuka we mnie kogos, kim nie jestem i nie
zamierzam byc. i on powiedzial, ze to co bedzie z nami zalezy ode
mnie, bo on che byc ze mna i mnie nie zostawi, ale jesli
faktycznie za bardzo sie roznimy i mam przez niego cierpiec, to
on mysli,ze moze trzeba sie rozstac i wtedy bedzie cierpial tylko
on. Ale wlasnie jaką decyzje mam podjac?a moze powrot do
przyjazni bylby rozwiazaniem? Boje sie, ze jesli go zostawie(a
tego nie chce i to chyba ostatecznosc, bo bardzo go potrzebuje),
to on znowu stanie sie taki, jak dawniej. I znowu tak długo
wyszło... ;)
PS. Modle sie za Pania i dziekuje Bogu, ze sa tacy wartosciowi
ludzie jak Pani.
* * * * *
Aniu!
Nie wolno Ci się obwiniać i myśleć, że problem tkwi w Tobie - w Tobie nie tkwi żaden problem, tylko system obronny i instynkt samozachowawczy Ci się włącza, który próbuje Cię ostrzec przez robieniem czegoś wbrew sobie.
Nie wolno Ci też myśleć w ten sposób: on się już trochę zmienił, zaczął chodzić do kościoła, to ja powinnam z nim dalej być, bo mam taką misję, żeby go do Boga doprowadzić, a jak się rozstaniemy to on będzie gorszy. Nie wolno, bo Ty nie jesteś za niego odpowiedzialna i nie będziesz żyć za niego, to niemożliwe. On jest silnym mężczyzną, z wolną wolą i rozumem i jeśli on sam czegoś nie zechce to i Jezus na siłę mu tego nie zrobi, bo szanuje jego wolność (no chyba, że potraktuje go tak jak św. Pawła), a co dopiero Ty.
Porozmawiaj z nim, zbierz się na odwagę.
Ja cały czas w Twoich wypowiedziach widzę lęk, widzę, że nie tak sobie to wszystko wyobrażasz i że ten związek Cię przytłacza. Że nie cieszysz się życiem tylko myślisz co zrobić.
Powtarzam Ci jeszcze raz: w związku masz być uskrzydlona, szczęśliwa i bezpieczna. Nie wolno Ci być tylko dlatego, żeby on był lepszy. Dobrze, że piszesz o jego towarzystwie. Znajomych też trzeba akceptować. Nie trzeba ich kochać, bo czasem zainteresowania mogą być bardzo odmienne i dziewczyna nie musi rozmawiać z kolegami chłopaka o motocyklach ale musi ich tolerować, musi wiedzieć, że oni jej chłopakowi nie zagrażają, nie sprowadzają go na złą drogę. To ważne. Ty wyrażasz się o tym jednoznacznie.
Aniu, ja Ci teraz nie powiem: rzuć go, bo ja nie mam takiego prawa. Ja Ci tylko mówię, byś odpowiedziała sobie szczerze, czy jesteś z nim szczęśliwa, czy on Cię przybliża do Boga, czy daje Ci poczucie bezpieczeństwa. To dla kobiety jest ważne w związku. Możesz jeszcze poczytać odp. nr 234 50, 340 o kobiecie i mężczyźnie, może to Ci pomoże określić swoje cele i potrzeby.
Życzę Ci dobrej decyzji!
|
Katarzyna, 17 lat
|
 |
689 |  |
|
07.01.2006
|
mam takie pytanie czy używanie wulgarnych słow jest grzechem?
bo czasem trudno jest rozróznić ktorych tak a ktorych nie...
* * * * *
Moja Droga, jeśli się ma w sobie wewnętrzną wrażliwość to mniej więcej wiadomo co w ogóle jest grzechem a co nie, a w razie wątpliwości należy pytać spowiednika. Rozumiem jednak, że pytanie o konkretne wulgaryzmy w konfesjonale może być potraktowane jako lekceważenie spowiedzi, więc trochę nijak zwracać się z tym do księdza. Generalnie używanie wulgaryzmów to w zasadzie bardziej kwestia kultury osobistej niż grzechu samego w sobie. Chyba, że używamy ich w odniesieniu do konkretnej osoby, odpowiednio ją nazywając. Istotą jednak grzechu i w tym przypadku jest - moim zdaniem - sama obraza dokonana za pomocą treści powszechnie uznanych w danym społeczeństwie za obelżywe a nie sam zbitek takich czy innych głosek. Co zresztą w jednym kraju jest za obraźliwe uznane w innym wcale takim być nie musi i odwrotnie.
Reasumując: generalnie takich słów powinno się unikać, bo one w zasadzie poza ładunkiem negatywnych emocji same w sobie nic nie wyrażają, a mogą świadczyć o niskiej kulturze osoby je wypowiadającej. Z drugiej strony chyba nie można też popaść w przesadę i robić sobie jakichś ogromnych wyrzutów z powodu słowa, które wymknęło się w wielkim zdenerwowaniu.
No ale to moja prywatna teoria, nie jestem teologiem ani osobą duchowną.
|
madzia, 13 lat
|
 |
688 |  |
|
07.01.2006
|
podoba mi sie pewien chłopak, bardzo sie lubimy, tylko chyba ja
mu sie nie podobam
niedawno inny chłopak (nawet ładny) zapytał mnie sie o chodzenie
ja mu odpowiedziałam nie.
czy dobrze zrobiłam?
* * * * *
Jeśli nie chcesz z nim być to dobrze zrobiłaś. Ale nic nie piszesz o swoim stosunku do niego więc nie wiem. A co do tego, który Ci się podoba - może spróbuj nawiązać z nim kontakt i wyczuć jaki ma do Ciebie stosunek, wtedy będziesz wiedziała na pewno czy mu się podobasz czy nie. Skorzystaj z rad w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411.
|
Paulina, 14 lat
|
 |
687 |  |
|
07.01.2006
|
Mam dziwne pytanie: czy ludzie, którzy lubią patrzeć sobie w oczy
mogą się zakochać? (dziewczyna i chłopak). Jeśli ,,przekazują\'\' do
siebie treść \'\'zaglądając w duszę\'\', nie używając słów tzn: nie
rozmawając ze sobą i nie znając się. Wiem, że to dziwne, ale to
trwa już rok!!! Jak to wyjaśnić??
* * * * *
Faktycznie trochę dziwne. Przez rok tak patrzycie tylko i nic?
Ale odpowiadając na pytanie: moim zdaniem takie patrzenie jest chyba dowodem zainteresowania wzajemnego, fascynacji, podobania się. Zakochać owszem, można się w ten sposób ale w wyobrażeniach o tej osobie. To tak jak czasem się zdarza gdy ludzie znają się tylko "z widzenia" - ktoś się podoba, wyobrażamy sobie o nim różne rzeczy, dopisujemy mu różne cechy, widzimy się z nim w różnych sytuacjach ale to tylko nasze wyobrażenia, które mogą zupełnie nie pokrywać się z rzeczywistością. Pokochać zaś daną osobę można tylko znając ją.
Skoro zatem ta fascynacja trwa już tak długo to może warto przystąpić do działania?
|
em, 21 lat
|
 |
686 |  |
|
06.01.2006
|
Witam!
Problem mój dotyczy związku, w którym jestem! Od kilku dobrych
lat pewien chłopak(22lata) zalecał się do mnie...chciał byśmy byli
razem! Przeszkodą było to, że on nie był wykształcony, pochodził
z alkoholickiej rodziny, sam też pił i palił nie chodził do kościoła -
jednym słowem brak perspektyw! A ja byłam jego totalnym
przeciwieństwem...znaczy byłam bardzo wierząca, nic nie piłam
ani nie paliłam, miałam przede mną maturę...i studia-
wymarzone!!! Jednak zawsze miałam do niego słabość, był w
moim sercu lecz powiedzmy -rozsądek \"brał górę\"I kontakt sie
urwał...on postanowił uciec z domu, w którym był tylko
krzywdzony, ponizany i po nie udanej próbie samobójczej!
Wyjechał i zamieszkał 400km od domu, znalazł prace...i...w
samotności-bo nikogo bliskiego nie miłał-zachorował na raka
płuc!!! Dość młody wiek ...a jednak! Strasznie się zadłużył ale
walczył! Po usunięciu doszło do nawrotu...choć był to niezłoośliwy
nowotwór!(za pierwszym razem nie użyli chemioterapii-aby go nie
zatruwać-tak się tłumaczyli w pryw. klinice) OD ok. 1,5 roku jest
zdrowy! Spotkaliśmy się po latach w kwietniu ubiegłego roku na
Wielkanoc! I wszystko wróciło...i borykałam się do sierpnia z
myślami czy by nie spróbować?! Ale postawiłam warunek koniec z
piciem, paleniem, czas sie wziąc za siebie!!! Mówił, że zrobi dla
mnie wszystko! W dniu kiedy postanowiłam z nim być-przyszedł
na spotkanie pijany!!! Bo coś tam się stało-długo by wyjaśniać-
wiem, że nie powód by pić! I na \"dzień dobry\" mnie zawiódł!!!!!!!!!
Bardzo długo płakaliśmy...on przepraszał! Nawet na początku
sprzeczał się ze mną że on wypił dwa piwa...eh mnie nie da się
oszukać! Najgorsze jest to, ze moja mama jest mu przeciwna...i
wtedy tak jakby spełniły się jej słowa \"to alkoholik\". Załamałam
sie a po paru dniach się pogodziłiśmy...ale dopiero w listopadzie
postanowiłam spróbować! W październiku przeżyliśmy bardzo
ciężką próbe...wróciło podejrzenie nawrotu choroby...\"Boze to
rak\" 10 dni mam wyciągnięte z życiorysu! Jednak nie chciałm go
zostawić...wiedzałm że ma tylko mnie! Została mi tylko modlitwa!
Poraz kolejny się nawróciłam...i Bóg mnie wysłuchał! Plamy na
płucach okazały sie być ropne...bez komórek nowotworowych!
Boze jaka ulga...powrót z ciemności! :Chwała Panu I wtedy
postanowiłam z nim być-listopad. Oczywiście wszyscy uważają ze
nam nie wyjdzie bo my jesteśmy całkiem inni! A prawda jest
taka, że ja prosiłam Boga o właśnie takiego faceta! takiego z
problemami, po przejściach, dojrzałego życiowo-bo i ja miałam
dość ciężkie dziećiństwo-no nie tak bardzo jak on lecz tez
potrzebowałam duzo czasu by uleczyć w Bogu \"zakrwawione
serdyszko\" Może jesteśmy inni ale mamy takie same pragnienia-
chcemy kochać i być kochanymi!!!Tak więc z czasem wszyscy
zaczęli zauważać zmiany...zakazałam po 6 latach palić...dla jego
zdowia bo to nie do pomyślewnia że po jego chorobie jeszcze on
pali...przestał pić...lub bardzo rzadko jakieś piwo...on sam się
zaskoczył jak wiele moze zmienić! Ponieważ jestem bardzo
wierząca seks zakładam po ślubie o czym on wie i szanuje! I
stałam się w nim zbudować wiarę...ile razy mówi mi \"dziekuje, że
ze mna jestes\" mówie mu wtedy nie dziękuj mi lecz Bogu! Zaczął
chodzić do kościoła, modlić sie! I piękny wspólny
sylwester2005/2006...i wczoraj-kiedy wszystko runęło!!!!!!
Dlaczego?- bo się upił! Chodź mi obiecywał że to na jednego
kielicha, zaraz wraca do swojego domu! A on został i się upił!!!! I
wmawia mi przez tel. ze on mało co wypił...a tak na prawde
dopiero dzis mi sie przyznał jak było! Boze co ja mam robić znów
mnie zawiódł Wystarczyło że wrócił do starego towarzystwa na
kilka dni...ja wiem że ciężko jest zerwać z nałogami, ze to nie da
się tak z dnia na dzień!-boje się!...a co gorsza ma problemy ze
zdrowiem- to nerwica...jak się zdenerwuje boli go
serce...mdleje...nie chce iść do lekarza! Ostatnio o czym wiem od
przyjaciółki był oddać krew a później miał stan przedzawałowy!
Boze ten człowiek jest tak chory tak zniszczony przez życie...tak
skrzywdzony...a ja nadal z nim chce być! Nie wiem czy go
kocham...boje się to powiedzieć gdyż temu słowu przypisałam
ogromną wartość!- ogromną! On twierdzi ze mnie kocha...widzę
to...lecz w momencie kiedy mnie okłamuje zaczynam wątpić! On
nie jest złym człowiekiem...nie jego wina że ma taką rodzinę...ze
w takim środowisku musiał się wychowywać, Chrystus nikogo nie
skreśla...każdemu daje sznse...dlaczego ja mam go skreślać! Ja
chce z nim być naprawde mino tego wszystkego-bo wierzę w
niego- wierzę że Bog moimi rękoma wydobędzie z niego cała jego
dobroć!...lecz kiedy on mi mówi, ze nie wie czy potrafi to
naprawić nie wie co jest dla niego ważne...Boli mnie to
wszystko...Z NIM JEST STRASZNIE CIĘŻKO BYĆ-BEZ NIEGO
JESZCZE GORZEJ!
Pokładam ufnosć w Chrystusie-kilka lat temu stał sie moim
Panem i Zbawicielem...i wierzę że mnie prowadzi! Bo kochać to
patrzeć w tym samym kierunku...i póki pragniemy tego
samego...będziemy razem!
Mam z nim być? ale tak na zdrowy rozsądek! Wiem że nikt mi nie
powie co mam robić...ale boje się że w życiu będe tego
załowiać...tego wyboru...tak tego obawiam się najbardziej!
Proszę o pomoc! Dziękuję i Pozdrawiam!
* * * * *
Nikt za Ciebie decyzji nie podejmie ale skoro piszesz tutaj, skoro się radzisz to znaczy, że masz wątpliwości, prawda? A zatem nie jesteś pewna czy dobrze robisz.
Cóż mogę Ci powiedzieć? No mogłabym to co wszyscy zapewne: rzuć go, marnujesz sobie życie.
Ale co Ci po takich słowach? Tak, naprawdę Magdaleno oczekujesz, że ktoś Cię utwierdzi, że dobrze robisz, że Jezus go uzdrowi, że będziecie szczęśliwi, że miłość wszystko zwycięży.
Ale podświadomie boisz się, bo dobrze wiesz, że on jednak jest alkoholikiem. Nie mówię: jest nic nie wart, jest ostatnią łajzą, tylko jest alkoholikiem. Jest nim. I Ty o tym wiesz. Czy wiesz co oznacza być z alkoholikiem? Jeśli nie wiesz pójdź na spotkanie AA lub porozmawiaj a sąsiadką, której mąż pije. Widzisz, tak będzie wyglądało Twoje życie. Nie mów, że tak nie będzie. Owszem, będziesz go kochała, on Ciebie też, ale to on będzie przepijał pieniądze, wracał do domu i spał we własnych wymiotach. To Ty będziesz się wstydzić i wyciągać go od kolegów. To Ciebie nazwie ordynarnie jak zaczniesz mu robić awanturę. Skąd to wiem? Naoglądałam się tego na co dzień w najbliższym środowisku.
Dziewczyny robią ogromny błąd nie tyle naiwną wiarą, że on przestanie pić po ślubie (wiadomo, ze NIE przestanie) co bezmyślnym wymuszaniem niepicia "dla mnie". Jeśli facet Ci mówi, że dla Ciebie nie będzie pić to przepadłaś. Dlaczego? Bo dopóki będzie chciał na Tobie zrobić wrażenie to dochowa obietnicy. Po ślubie już Cię ma, już nie musi wrażenia robić. Jeśli obiecuje, że dla Ciebie zrobi wszystko i nie będzie pić to znaczy, że on sam nie ma woli przestać, że SAM tego nie chce, nie potrzebuje, że Jemu z tym dobrze. Jeśli on sam nie chce zatem się zmienić to znaczy, że budujecie na bardzo kruchej podstawie fascynacji Tobą. Tak jak powiedziałam - fascynacja mija, emocje opadają. Przychodzi szara poślubna rzeczywistość. Kłopoty z pracą, z pieniędzmi, z dziećmi...zalewane alkoholem.
Żeby alkoholik się zmienił musi przestać pić DLA SIEBIE. Tylko i wyłącznie "egoistycznie" dla siebie. Tzn. że niezależnie od okoliczności, od dziewczyny, z którą będzie chce wyjść z nałogu. To jest właściwa motywacja.
Magdo, ja nie skreślam Twojego chłopaka. Jest oczywiste, że Jezus kocha go tak samo jak każdego, a jego życie na identyczną wartość jak geniusza - fizyka jądrowego. Identyczną.
Tylko my tu nie tą kwestię rozpatrujemy czy Jezus go kocha i czy mu przebaczy bo to oczywiste, tylko tą czy Ty - właśnie TY masz wybierać sobie na męża tego człowieka i nieść go przez życie na własnych barkach. Nie wierzysz, że będziesz go nieść. To odsyłam Cię jeszcze raz do przykładowej sąsiadki. Mało tego, będziesz, nie tylko jego nieść, ale i wszystkie problemy Waszego życia, i Wasze dzieci. Nie za duży ciężar na Twoje ramiona?
Nie przekonuje Cię to jeszcze? Ok, powiedzmy, że uważasz, że dasz sobie radę. Masz prawo tak uważać, nawet jeśli nie będzie to prawdą. Ale masz prawo.
To teraz pomyśl o czymś jeszcze. Pomyśl o własnych dzieciach. Teraz ich nie masz, ale pomyśl czy chciałabyś im dać takiego ojca. Który zacznie od picia na "pępkowym" zamiast pomagać Ci po porodzie. Którego będą widziały pijanego. Który nie da im motywacji do kształcenia się. A dziecko powie mu kiedyś w oczy: "tata się nie uczył i też żyje". No żyje. Żyje bo go sztucznie przy życiu podtrzymuje jego żona. Która dba o to, by miał w co się ubrać i nie był głodny. Która ścierpi jak wyrzucą go z pracy. Która ulituje się i poszuka go w knajpie i do domu przyprowadzi, żeby nie zamarzł na mrozie. Która usłyszy gorzkie słowa prawdy od dorastających dzieci: "trzeba było za niego nie wychodzić, widzisz, jaki los sobie i nam zgotowałaś". Która mimo, czterdziestki będzie wyglądała na sześćdziesiąt lat, bez makijażu, z podkrążonymi oczami ze zmęczenia.
Czy takiego życia oczekujesz?
Tak, możesz się buntować, że to nieprawda, że tak nie będzie. Możesz, oczywiście. Tylko najpierw idź na spotkanie AA i zawczasu przygotuj się na to co Cię czeka.
Magdo!
Kochać to nie znaczy wypalić się dla kogoś. Kochać mądrze to pozwalać komuś wzrastać i pozwolić na własny wzrost. W związku trzeba samemu też być szczęśliwym, a nie tylko być szczęściem dla kogoś. Związek to nie instytucja charytatywna.
Jak wzrastasz przy nim? Wzrastasz? I proszę, nie mów mi o miłości bliźniego tylko o tym jak bezpiecznie przy nim się czujesz, co Ci zapewnił, co ofiaruje i jaki ma pomysł na życie? Jak się realizuje jako mężczyzna. Jak się przy nim czujesz jako kobieta. Czujesz się w ogóle kobietą? Czy siłaczką?
Kochać to czasem odejść z miłości. To czasem zostawić kogoś, aby ratować siebie.
Bo siebie też mamy obowiązek kochać.
Miłość do niego to pomoc dla niego, ale nie poświęcenie siebie, nie zniszczenie siebie.
Możesz mu pomagać na ile możesz i potrafisz, ale pamiętaj o sobie. To nie egoizm. To zdrowa miłość. Przeczytaj też odp. nr 350.
Magdo, życzę Ci wyborów słusznych a nie wygodnych. Tylko takie mają znaczenie w życiu.
|
kasia, 16 lat
|
 |
685 |  |
|
06.01.2006
|
jak zagadac do chlopaka ktory strasznie mi sie podoba? czy ja
wogóle zasługuję na miłość?i dlaczego zawsze musze cierpiec
przez chłopakow
* * * * *
Proszę skorzystaj z porad w odp. nr 3, 30, 37, 134, 411.
Na miłość zasługujesz, bo każdy człowiek na nią zasługuje.
|
agi, 22 lat
|
 |
684 |  |
|
06.01.2006
|
Wychodzę wkrótce za mąż za człowieka którego kocham. Tak mi
się przynajmniej wydaje. Często ranię mojego partnera i robię
straszne awantury o nic. To znaczy kiedy je wszczynam wydaje
mi się, że jestem okropnie pokrzywdzona ale kiedy \"prześpię się
z tym\" stwierdzam, że byłam po prostu złośliwa i chciałam się za
coś odegrać a tymczasem wypowiedzianych słów nie da się
cofnąć. Dlatego zastanawiam się czy ja go rzeczywiści kocham,
czy tylko tak mi się wydaje. Bo przecież miłość to pragnienie
dobra drugiej osoby a ja zachowuję się egoistycznie. Miłość
cierpliwa jest itd. a ja taka nie jestem. Problem w tym, że nie
wyobrażam sobie życia z kimś innym. Co mam zrobić?
* * * * *
Może to przedślubny stres Cię zżera? O kłótniach przed ślubem pisałam w odp. nr 228, proszę przeczytaj.
|
psycho_lala, 19 lat
|
 |
683 |  |
|
06.01.2006
|
Czy on jest mną zainteresowany? Jak go sprawdzić?
* * * * *
?
Najprościej nawiązać z nim kontakt i zobaczyć jak reaguje na Twoją osobę. Skorzystaj z porad w odp. nr 3, 30, 37, 134, 411
|
Jagoda, 15 lat
|
 |
682 |  |
|
04.01.2006
|
Czy można kogos pokochać po bardzo krótkim czasie? moze to
raczej zauroczenie napewno. Poznałam fajnego chłopaka na
wakacjach bardzo go polubiłam. Lubiałam spedzac z nim czas a
mozę juz cos mnie ciagło do niego... sama niewiem. Tylko dzieliła
nas różnica wieku on 19 lat ja 15:( on juz zaczął studia a ja
ostatnia klasa gimnazjum. Ale podjelismy decyzje ze mozemy
spróbować I ta decyzja nas bardzo uszczesliwiła on dawał mi
wielka radosc, piękne chwile i padły słowa kocham. Chodz nie
bylismy pewnie czy tak czujemy ale mówilismy sobie to i teraz
troszeczke tego załuje i to wszystko tak bardzo szybko miedzy
rozkwitało i zaczoł mnie dotykac. Wiem ze niepowinnam do tego
dopuscic bo niejestem z tych dziewczyn...ale chciałam tego.. On
chyba był dla mnie wszystkim ale miał takie dziwne humory... pod
byle pretekstem zaczął ze mną zrywac a pózniej przepraszac ze
zle zrobił i bardzo tego załuje... ale ja dawałam mu szanse bo
wiedzałam ze cos nas bardzo ciagnie do siebie... ale on chyba
sam niewiedzał co do mnie czuje bo zrywał i wracal(ja
wybaczałam) ale bardzo cierpiałam i były zły... Zawsze był jakis
powód róznica wieku moi rodzice ze musze ich czasami cyganic
gdzie wychodze i takie tam Ale to było silniejsze od nas chyba
zaczeło sie prawdziwe uczucie miedzy nami... Ale czy po 4-tym
zerwaniu mozna wybaczyc jemu...? Byc z nim tak jak by sie nic
niestało przeciesz tak sie nieda przynajmniej ja. Ale mając 19 lat
to chyba on powinien wiedziec co czuje kim dla niego jestem
Chodz tak bardzo mnie zranił i zrywał ze mna 4 razy ale cos mnie
do niego..ale boje sie znim byc mam lęk ze w kazdej chwili mnie
zostawi a ja dalej bede płakac i bedzie wielke rozczarowanie...ale
on daje mi szczescie Co ja mam zrobic?? wybaczyc?? byc z nim??
Ale moze dopiero zrozumielismy kim dla siebie jestesmy...bo tera
naprawde czujemy tą prawdziwą miłośc tesknimy za sobą a jak
sie widzimy to niemzoemy sie nacieszyc... ale czy ma to sens...??
a jak mnie znów zrani...?? Co mam zrobic??
* * * * *
Jagodo! Masz rację, że on mając 19 lat powinien wiedzieć co robi i nie zachowywać się jak rozkapryszona panna ;-) tylko mężczyzna. To on jako facet ma być stabilny uczuciowo, wiedzieć do czego dąży i chronić kobietę. To Tobą jako dziewczyną mogą czasem wstrząsać zmiany hormonalne w organizmie ale u niego to nie powinno mieć miejsca. Wiesz, nie wiem co było powodem kolejnych zerwań, ale z Twojego listu wynika, że nie były to ważne powody. Powiedz mi (a raczej sobie) jedno: czy te rozstania były związane z problemami z czystością? Bo o tym problemie też wspomniałaś w liście. Czy więc (nie podejrzewając oczywiście Twojego chłopaka o najgorsze) nie było tak, że on nalegał na jakiś kontakt fizyczny, Ty się opierałaś, on się denerwował i pod byle pretekstem zrywał? Jeśli tak było to mamy rozwiązanie sytuacji. Jeśli nie to też sfera cielesna też mogła mieć na to wpływ. Jeśli bowiem nie postanowiliście stanowczo, że żyjecie w czystości to wyrzuty sumienia na tym tle mogą powodować nerwowość, rozdrażnienie i stan, że "wszystko wkurza". A wtedy każdy pretekst jest dobry. Jeśli jednak tak nie było, uporaliście się z tym problemem to w takim razie może to świadczyć o niezdecydowaniu Twojego chłopaka i niepewności co do związku z Tobą. Może po prostu do tego nie dojrzał jeszcze? To, że jest od Ciebie cztery lata starszy o niczym nie świadczy.
Najpierw zatem poradziłabym Wam (obojgu) przeczytać odp. nr 25, 50, 340, 234 o mężczyźnie i kobiecie w związku i o etapach miłości: 15, 19, 13. Może tu tkwi problem? Wiesz, nic więcej nie mogę Ci poradzić, bo to trochę strzelanie na oślep - ja Was nie znam, więc piszę o potencjalnych rozwiązaniach.
Czy być z nim? Poczytaj te odpowiedzi, przemyśl sobie wszystko, porozmawiaj z nim szczerze, powiedz, że źle się czujesz z taka huśtawką uczuć.
Jeśli Wam na sobie zależy, jeśli postanowicie sobie, że zachowujecie czystość (polecam Ruch Czystych Serc na tej stronie) i ustalicie inne zasady w Waszym związku to spróbujcie.
|
Anna, * lat
|
 |
681 |  |
|
04.01.2006
|
milosc zakochanie zauroczeie podobanie sie fascynacja
drugaosoba... czym one sie roznia??
* * * * *
Proszę poczytaj odp. nr 15, 19, 13.
|
MAgda, 12 lat
|
 |
680 |  |
|
04.01.2006
|
Jak go rzucić nie robią mu przykrości ??
* * * * *
No trudna sytuacja, ale dobrze, że myślisz o jego uczuciach. Do niczego się nie zmuszaj. Powiedz mu prawdę: że nie potrafisz z nim być. To ważne, by w takich sytuacjach nie skupiać się na czyichś błędach i uzasadnieniach dlaczego nie możemy z tym kimś być, bo to pogłębia frustrację, tylko podać argumenty od swojej strony: to ja nie jestem gotowa na miłość, to ja nie potrafię z Tobą być itp. One są nie do zbicia, bo druga strona nie może nam udowodnić, że jest inaczej. W przeciwnym razie zaraz spotkamy się z obietnicą poprawy, deklaracjami zmiany i to my nie będziemy mogli tych argumentów zbić. Bądź w zgodzie ze sobą. Jeśli Twoje tłumaczenie do niego nie trafi to trudno, żyj swoim życiem, a on będzie musiał sam się uporać ze swoim uczuciem.
Wiesz, przykro mu i tak będzie bo zerwanie nie należy do przyjemności, ale zrób to jak najdelikatniej potrafisz.
|
Emi, 18 lat
|
 |
679 |  |
|
04.01.2006
|
witam mam wielki problem i nie wiem jak sobie z nim poradzić
mam juz 18 lat i nigdy nie miałam chłopaka i nie chodzi tu wcale
o to że jestem nieatrakcyjna czy że się nikomu nie podobam bo
tak nie jest jest , juz kilka razy byłam w sytuacji kiedy mogłam
mieć chłopaka . zawsze na początku jak poznam kogoś i polubie to
mam nadzieje że moze cos z tego wyjdzie i że to odpowiednia
osoba ale kiedy dowiaduje sie ze ta osoba tez jest mna
zainteresowana to zaczynam odczuwac niechęć i rezygnuje ze
znajomości unikam tej osoby nie odpisuje na smsy nie odbieram
telefonu próbuje znależć w tej osobie wady nie wiem co mam robić
jak tego uniknąć czemu zawsze dzieje sie tak samo czemu
odczuwam niechęć ostatnio znowu mi się to przytrafiło poznałam
chłopaka i spodobał mi sie rozmawialiśmy tanczylismy nawet
pozwliłam się przytulić wymieniliśmy sie numerami juz myslałmam
że moze to jest wrescie odpowiednia osoba żestanie sie dla mnie
kims więcej ale jednak po kilku dniach przestałam tak mysleć i
znowu robie tak samo nie odzywam się i unikam tej osoby co ja
mam robić czuję że nigdy nikomu nie zaufam i nie pokocham nikogo
* * * * *
Emi!
Wydaje mi się, że masz jakiś problem wyniesiony z domu. Ten problem to brak zaufania, strach, że ktoś zrobi Ci krzywdę, że zmarnujesz sobie życie, że okaże się nie taki, jaki był na początku. Podświadomie szukasz zatem jego wad, żeby mieć pretekst, żeby zrezygnować ze znajomości, żeby uciec. Proszę przeczytaj odp. nr 468, 484, 520 , 600, i jeszcze 421 tam pisałam o problemach w rodzinie, które wpływają na nasze postrzeganie świata, miłości i związków, myślę, że właśnie tam tkwi Twój problem.
|
Ania, 15 lat
|
 |
678 |  |
|
04.01.2006
|
Byłam u kumpelki na Sylwestra. Byli tam nasi znajomi. Jak to
bywa w Sylwestra pojawiły się na stole procenciki. Niw eypiłam
duzo , ale w głowi mi zaszumiało. Jemu także. Ma na imię
Krzysztof i ma tyle lat co ja. Przetańczyliśmy całą nooc i
rozmawialiśmy także sporo. W pewnym momencie kidy zostaliśmy
sami w pokoju pocałowaliśmy się. niestety w szkole jakoś unikamy
się. On unika mojego spojrzenia , a ja jego. Po szkolnych
korytarzach skradam się żybyśmy przypadkiem na siebie nie
wpadli.Kumpela mówi,że chyba nas oboje \"trafiło\". Ale ja nie
jestem do końca pewna. Nie mama też aż takiej odwagi żeby jako
pierwsza rozpocząć rozmowę . Co mam zrobić???
* * * * *
A co chcesz zrobić?
A może on się też skrada, bo się tego wstydzi? "Na trzeźwo" byście tego nie zrobili, prawda? On nie wie co o nim myślisz i Cię unika.
Poza tym pocałunek po "procencikach" chyba nie jest dowodem uczucia? Widzisz, jak można sobie skomplikować sytuację. A można było zacząć od rozmowy. Nie byłoby wstydu, podchodów i skradania się. Myślisz, że od pocałunku związek się zaczyna? Nie. Tak samo domu od dachu się nie zaczyna budować. Najpierw trzeba człowieka poznać, zaprzyjaźnić się (bo przyjaźń jest podstawą miłości) a dopiero później jest miejsce na pewne gesty czułości. Co Ty tak naprawdę o nim wiesz? Wiesz jak całuje a czy wiesz coś o jego rodzinie? O jego zainteresowaniach? O jego kompleksach? O jego wierze, zasadach? O tym co lubi robić, w czym jest mocny a co jest jego słabą stroną? Jaką zupę lubi, czego się wstydzi a z czego jest dumny? Wiesz to? Potrafisz bezinteresownie mu pomóc?
Co zrobić? Zacząć od nowa, od podstaw. Od rozmowy. Od przeprosin za to co było. Jak się przeprosicie to będziecie mogli sobie spojrzeć w oczy i zacząć się poznawać naprawdę. Któreś z Was powinno się przełamać i przeprosić. Właściwie powinien to zrobić chłopak, ale być może on też nie ma odwagi, zatem jeśli czujesz się na siłach podejdź do niego pierwsza.
P.S. Jak się okazuje całkiem niegłupie jest robione podczas Bierzmowania zobowiązanie do powstrzymywania się od napojów alkoholowych do 18. roku życia. Pomaga nie komplikować sobie życia.
|
Asiulka, 15 lat
|
 |
677 |  |
|
03.01.2006
|
Nie wiem co ja robie...Jestem zakochana w swoim przyjacielu..ale
jemu podoba sie moja bliska koleezanka..i ja mu pomagam ja
zdobyc..Czy to co do niego czuje to milosc?? Dlaczego ja tak
dziwnie postepuje?? Czemu go nie probuje w sobie
rozkochac..tylko pomagam mu zdobyc inna?? Prosze o pomoc bo
juz siebie nie rozumiem!! :(
* * * * *
No, Asiu, szczerze mówiąc zadziwiłaś mnie i nie wiem co Ci powiedzieć. Może dlatego, że wiesz, że jemu podoba się Twoja koleżanka, a zatem nie jest zainteresowany Tobą? Dlatego nie chcesz im przeszkadzać. W zasadzie właściwa postawa. Podziwiam Cię za dobroć, mądrość i wielkoduszność i życzę spotkania miłości wzajemnej.
|
Ewa, 29 lat
|
 |
676 |  |
|
03.01.2006
|
witam.....ja chciałam zapytać o samotność...
przeczytałam tu w jednym wątku odpowiedź w temacie
samotności- jako jedeną z możliwości, że Bóg w ten
sposób miałby uchronić ową samotną dziewczynę-kobietę
przed związaniem się z niewłaściwym człowiekiem
i że takie długie czekanie ma sens (mam na myśli
czekanie do 30-stki i dalej)
zastanawiam się nad tym i prawde mówiąc nie bardzo
widze sens...do tego mam wrażenie,że Bóg wcale nie
kontroluje \"tych\" spraw....raczej oddając je przypadkom...
przynajmniej takie jest moje doświadczenie...
bo jeśli faktycznie kontroluje to tak, aby nie związać się
z kimś i stad ta samotność to dlaczego trafiają się
we wspólnotach osób wierzących-nawet wśród liderów tych
wspólnot osoby których małżeństwa, które po paru latach sie
rozpadają? a przecież to tzw. boży ludzie, więc tym bardziej
powinni liczyć na to prowadzenie, nieprawdaż ?
tym bardziej właśnie- skoro samotnośc moja albo jakiejs innej
30-latki miałaby być uzasadniona jakimś \"wyższym\" dobrem...
no, ale mniejsz ao to - powiedzmy że wpiszemy to w margines
błędu ludzkiego (co musiałoby zresztą oznaczać, że jednak
pozostaje nam liczyć na przypadek a nie opatrzność),
drugi przykład - bardziej dotyczący mnie osobiście
i właściwie wykluczający teorię, że moja samotność ma służyć
mojemu dobru....w skrócie-czekałam...modliłam się, mówiłam
Bogu
o tej mojej samotności..raz prosiłam raz groziłam, żeby coś
zmienił..lata mijały - nic....nadal byłam sama...
nadal nie widziałam sensu takiego życia...nadal byłam
zła na to....ale Bog nic nie zmienił....nie dał mi poznać
żadnego \"miłego\" kandydata któremu by na mnie zależało...
życzliwi poradzili mi żebym może pomogła szczęściu...
wyszła gdzies, poszukała...no i znalazł sie ktoś...trudno
byłoby mi przejść obok niego obojętnie....tyle, że okazał sie
egoistą....ja mu oddałam wszystko i nadal oddaje,
ale chyba niepotrzebnie, bo on nie umie tego docenić...
i coz - okazuje się - i taka jest moja refleksja..że ta
samotnośc zamiast nas chronić tylko wystawia na niebezpieczne
związki...i pomyśleć - chciałam być wierną jednemu facetowi
i kochać i być kochaną a przez to, że Bóg oddaje to czystemu
przypadkowi i nic nie robi sobie z naszej samotności stałam
się jak zwykła dziwka....samotnośc zabiera nam poczucie własnej
wartości...a im dłużej sie czeka tym łatwiej wpaść w co złego...
bo człowiek traci wiarę w sens tego czekania - co gorsza szukania
też....czuje się jakis taki - skazany na samotność...samotność,
której nie pożałował sam Bóg...
* * * * *
Dlaczego rozpadają się małżeństwa tzw. "Bożych ludzi"? A no dlatego, że każdy z tych ludzi ma rozum i wolna wolę i po to ją ma by oceniać i podejmować decyzję. Miłość nie jest człowiekowi dana raz na zawsze w takiej samej formie: o nią trzeba dbać, rozwijać ją, a jak się spocznie na laurach to ona obumiera. Kwiatek też zwiędnie jak się go nie podleje (pisałam o tym w odp. nr 255, 498). Jakbym w swoim małżeństwie nie dbała o miłość to pewnie już dawno byśmy się pozabijali. Przecież w związku spotykają się dwa światy: ludzie z różnych rodzin, o różnych temperamentach, oczekiwaniach, przyzwyczajeniach (o tym pisałam w odp. nr 385, 508). To sztuka życia razem. Przecież jak nam na czymś zależy to robimy wszystko żeby to coś dopracować, dopieścić, żeby tylko było wszystko ok. A czy małżeństwo nie jest jednym z większych wyzwań w naszym życiu, czy nie jest tym na czym zależy nam bardzo?
I tak samo jest w Twoim przypadku. Ok, wyszłaś do ludzi, spotkałaś faceta. Okazało się, że to nie ten, a mimo wszystko zabrnęłaś w ten związek. Czy Bóg tak chciał? Nie. To Ty wolną wolą podjęłaś taką decyzję. On, owszem pozwolił, byś go spotkała ale miałaś rozum i mogłaś się z nim nie wiązać. Gdzie tu miejsce na pretensje do Boga? Wiesz, ja kiedyś też spotkałam faceta, o którym wiedziałam, że nie powinnam z nim być. Owszem, Bóg dopuścił do spotkania z nim, ale pozostawił mi decyzję co z tym zrobię. Owszem, byłam samotna, pod trzydziestkę, perspektywa kusząca, ale dokonałam wyboru. Też wrzeszczałam z bólu i rozpaczy, że muszę go zostawić choć mnie pokochał. Że to bez sensu. Że pewnie nikogo już nie poznam, że mam dość samotności. Rozumiem Cię, Ewo, ja naprawdę wiem jak to jest. Jednak stwierdziłam, że wolę być sama przez całe życie niż żyć w grzechu z wyrzutami sumienia. To była trafna decyzja. Gdybym go wówczas nie zostawiła nie poznałabym mojego męża. Może zatem Ty też tracisz jakąś okazję do poznania kogoś?
Wiem jak straszna jest samotność i do końca jej sensu nie rozumiem. Owszem tłumaczę to tak jak potrafię, tak jak mi się wydaje. Korzystam z własnego doświadczenia i przeżyć innych. Nie wiem jaki plan ma Bóg dla Ciebie. Nie wiem. Módl się, błagaj. Ja Cię doskonale rozumiem, że masz dość i modlitwy i szukania i zwyczajnie jesteś tym wszystkim zmęczona i rozczarowana. I tak naprawdę do końca nie wiem co Ci poradzić. Mogę Ci tylko powiedzieć z własnego doświadczenia: wierność Bogu zawsze popłaca. Grzech nigdy. Choćbyśmy mieli dosyć, choćbyśmy wyli z rozpaczy i nie rozumieli dlaczego nas Bóg tak "karze". Jeśli zachowasz wierność On Ci to wynagrodzi. Nie wiem jak, nie wiem kiedy. W moim życiu też są takie sytuacje, których ja po ludzku nie przeskoczę. Też się buntuję. Ale wiem, że po to Bóg nam dał Dziesięć przykazań, żebyśmy według nich żyli. Z perspektywy lat widzę, że zawsze wybór Boga okazywał się dobrem, a wybór zła - przepaścią. Tyle mogę Ci powiedzieć. Morałów nie potrzebujesz. Życzę Ci miłości, prawdziwej - bo tego najbardziej Ci teraz potrzeba.
|
Marta, 20 lat
|
 |
675 |  |
|
03.01.2006
|
Mam 20 lat. Byłam z Pawłem w związku kilka miesięcy.
Poznaliśmy się poprzez mojego dobrego znajomego, a jego
przyjaciela. Zainteresowało mnie przede wszystkim to, że Paweł,
jako jedyny w zasadzie spośród moich znajomych, miał takie
same poglądy jak ja dotyczące czystości przedmałżeńskiej. Z
czystością miałam problemy od dawna i marzyłam o zbudowaniu
naprawdę dobrego, czystego związku. Pomyślałam, wiążąc się z
Pawłem, że będzie to najlepszy sposób na realizację moich
pragnień. Myślałam, że skoro oboje wyznajemy takie, a nie inne
zasady, będzie nam prościej ich dotrzymać. Niestety okazało się,
że cielesność nie miała szans ze zdrowym rozsądkiem.W
miedzyczasie zerwałam z Pawłem, bo czułam, że to nie jest ten
człowiek, z którym chcę być do końca swoich dni, więc nie
chciałam zabierać mu czasu.Ale mimo że zerwaliśmy,
wyjechaliśmy razem na weekend w góry,ponieważ wszystko było
już dużo wcześniej zaplanowane. To był nierozważny krok, bo
właśnie wtedy poniosły nas emocje i nie zapanowaliśmy nad
sobą.Nie przekroczyliśmy fizycznie tej ostatecznej granicy, ale
wydarzyło się dużo złego, i wiem, że w naszych psychikach na
pewno zostawiło bolesny ślad. Te wydarzenia miały miejsce kilka
dni temu. Nie potrafiłam spojrzeć w oczy Pawłowi po tym, co się
stało. Przestałam się szanować i wiem, że nawet jeśli po
pojednaniu się z Bogiem odzyskam spokój sumienia, nie będę
umiała traktować jego i siebie... \"normalnie\". Pamięć będzie
wracać, jak sól na rany. Unikam Pawła jak tylko mogę, nie chcę
się z nim widywać, nie chcę żadnego kontaktu. Jest mi wstyd,
czuję żal, wstręt do niego i siebie. Wiem, że coś z tym trzeba
zrobić,ale nie wiem co. Czy dać sobie i jemu spokój i całkowicie
zerwać naszą znajomość,czy starać się jakoś ją uleczyć...? Nie
wierzę w przyjaźć między nami. Nie ufam jemu, a ni sobie. ALe
on rozpaczliwie chce ratować to, co zostało po naszej znajomości.
Wydaje mi się, że znajomość budowana na tak bolesnych
fundamentach szybko zacznie piec...Czy jest szansa, żeby to
jakoś zmienić? Ja nie mam nadziei.
* * * * *
Marto! Twoja reakcja jednoznacznie świadczy o Twoich zdrowych relacjach z Bogiem. Nie udajesz, że nic się nie stało, wstydzisz się. To znaczy, że cenisz czystość i dlatego masz szanse wszystko to w sobie naprawić. Najpierw jak najszybciej pojednaj się z Bogiem - po tym łagodniej spojrzysz na świat.
Co do Pawła. To, że "Was poniosło" świadczy chyba jednak o tym, że nie do końca jesteście tylko znajomymi. No po prostu "rusza Was" ta druga osoba i tyle. Być może uznałaś, że to nie ten człowiek i masz do tego prawo, ale Twoje uczucia jeszcze robią swoje. Jeśli nie jesteś zatem teraz w stanie spojrzeć mu w oczy to się nie zmuszaj. Daj sobie czas. Ten wstyd musi minąć. To co się stało to się nie odstanie, dziękuj Bogu, że uchronił Cię przed najgorszym. Jednak nie rozpamiętuj tego w nieskończoność. Jeśli Bóg Ci przebaczy to Ty też zacznij od nowa. I spróbuj przebaczyć Pawłowi. On też pewnie tego nie chciał. Wiesz, ja jednak jakoś nie do końca wierzę, że on chce tylko znajomości z Tobą. Wydaje mi się, że on teraz zobaczył, że może Cię stracić i rozpaczliwie - nawet pod pozorem znajomości - będzie dążył do kontaktów z Tobą, bo mu na Tobie zależy. Choćby się do tego nie przyznał. Jeśli Twoje emocje opadną spójrz na to wszystko na trzeźwo. Jeśli nadal uznasz, że nie chcesz z nim być powiedz mu to szczerze. Jeśli jednak miałabyś z nim nie być z powodu tego co się stało to mówię Ci, że są szanse na odbudowanie relacji. No ale decyzja należy do Ciebie. Na razie faktycznie potrzebujesz czasu na dojście do siebie. Powiedz mu, że musisz wszystko przemyśleć. Nie dawaj jednoznacznej odpowiedzi w sprawie znajomości - po prostu jeszcze nie wiesz. Nie można podejmować żadnych decyzji pod wpływem emocji. Gdy one opadną wtedy pomyślisz. Poczytaj sobie dział "Czystość" na tej stronie, może znajdziesz jakąś radę na dojście do siebie. Trzymaj się mocno i nie rób nic pochopnie. Wierzę, że będzie dobrze.
|
Lena:), 17 lat
|
 |
674 |  |
|
02.01.2006
|
Witam! Mam taką sprawę. Nawet nie wiem, czy to jest problem, ale
jednak ta sprawa od dłuższego czasu nie daje mi spokoju. Już od
dłuższego czasu mam chłopaka (jest to mój pierwszy chłopak i mam
nadzieję, że jedyny). Oboje mamy bardzo poważne plany co do
siebie i coraz lepiej nam się układa (co nie znaczy, że zawsze
jest różowo... po prostu coraz lepiej wychodzi nam wspólne
pokonywanie trudności i rozwiązywanie problemów). Oboje także
stajemy się coraz lepszymi ludźmi, ja stałam się bardziej
otwarta na innych, a także zaczęłam zwracać uwagę na wiele spraw
(bo przez większośc mojego życia właściwie wszystko było mi
obojętne), także udało mi się na dobre wyzwolić z myśli
samobójczych, bo pierwszy raz w życiu czuję się potrzebna i ktoś
ceni moje zdanie, uczucia; natomiast mój chłopak wrócił do Boga,
rzucił picie i palenie i z każdym dniem staje się coraz
spokojniejszy i milszy. To, że się spotkalismy i jesteśmy ze
sobą to ogromny dar Boży, za ktory bedziemy dziekowac chyba do
końca naszych dni :))) No tak, a w czym problem? Mianowicie w
tym, że czasem mam wrażenie, iż mój chłopak zachowuje się
zupełnie nie na swój wiek (20)... albo to on jest dziecinny,
albo ja zbyt dojrzała :)) Uwazam go za bardzo mądrą osobę, bo
potrafi wyciagac zaskakująco dojrzale wnioski (zwlaszcza po
swoim nawroceniu, nigdy nie slyszalam, zeby ktos tak pieknie
mowil o Bogu...) i bardzo czesto mnie zadziwia dojrzałością
swoich poglądów. Ale to od czasu do czasu. W przerwach zachowuje
się czesto jak rozkapryszony dzieciak. Już mu to delikatnie
dałam kilka razy do zrozumienia, że chciałabym czesto
doswiadczyc opieki i zdecydowania od mezczyzny, a w obecnej
sytuacji to ja zwykle przejmuje całą odpowiedzialnosc. Nie mam
nic przeciwko temu, bo nie jest dla mnie problemem dawac wiele z
siebie, ale jednak czesto chcialabym, zeby to on zaopiekowal się
mną, a nie caly czas ja nim :) Wiem, ze kazdy ma własny czas
dorastania i w jego przypadku to trwa po prostu dłuzej... ale z
drugiej strony czasem jego zachowanie potrafi byc naprawdę
irytujące (staram się to zrozumiec, bo wiem, ze nie doswiadczal
czesto w swoim zyciu uwagi i zainteresowania)... jestem w stanie
poczekac, nawet bardzo długo, bo jest to człowiek, z którym
chcialabym przeżyc reszte zycia i który twierdzi o mnie tak samo
i bardzo o to dbamy (np. zachowujac czystosc, sakramenty) I tu
mam własnie pytanie do Was - co o tym myslicie? Czy mogę, a
raczej czy powinnam w jakis sposob pomagac mu dorastac? Wiem, ze
ciezko mu sie znalezc w zyciu doroslym (wciaz tkwi w liceum
policealnym nie mogąc sie za nic zabrać) i chciałabym mu w jakis
sposób pomóc. Czy to w ogóle możliwe? Czy mam po prostu uzbroić
się w cierpliwość i po prostu przy nim być? To wszystko, co mam
do napisania. Dziękuję za przeczytanie :)
* * * * *
Bardzo słuszne przemyślenia.
Faktem jest, że chłopak w swej psychice różni się od dziewczyny i faktycznie niektóre jego zachowania mogą denerwować i wydawać się dziecinne. Ale z drugiej strony masz 100 % rację, że to facet ma Ci dawać poczucie bezpieczeństwa i opiekę. Przeczytaj zresztą co na ten temat pisałam w odp. nr 25, 50, 340 i 234.
Masz absolutne prawo domagać się tego od swojego chłopaka. Bardzo dobrze, że z nim na ten temat rozmawiasz. Czy on wtedy widzi problem? Czy zgadza się z Tobą? Czy uważa, że nic się nie dzieje a Ty się czepiasz? Jeśli ma dobrą wolę, to powinien przemyśleć Twoje zastrzeżenia.
Oczywiście to zwracanie uwagi musi odbywać się na spokojnie, bez świadków i w formie dialogu a nie krzyku czy oskarżeń. Tak, możesz pomóc chłopakowi dorastać. Mądra dziewczyna to skarb i naprawdę może mieć zbawienny wpływ na chłopaka. Jednak - i tu uwaga! - nie wolno jej przejmować odpowiedzialności za związek i nadawać mu kształtu w pojedynkę, nie wolno brać jej na swe barki tego co należy do mężczyzny, ponieważ właśnie w ten sposób sprawi, że ten mężczyzna nigdy nie dorośnie. A ona sama po jakimś czasie zmęczona i sfrustrowana stwierdzi, że nie potrzebuje dużego dziecka tylko mężczyzny. Ale wtedy może być za późno na naukę dla niego.
A zatem wymagaj. Pomagaj, wskazuj drogę ale działania musi podejmować on. Ty jesteś kobietą i rób to co do kobiety należy, a nie wyręczaj faceta w jego roli, bo oboje nie będziecie szczęśliwi. Zresztą więcej pisałam w podanych numerach odpowiedzi.
Reasumując: jeśli irytują Cię jakieś drobne rzeczy, które nie mają większego znaczenia to nie zwracaj mu za każdym razem uwagi tylko czasem i Ty musisz coś cierpliwie znieść. Ewentualnie od czasu do czasu "kompleksowo" o tym z nim porozmawiaj i powiedz, że Ci to przeszkadza i czy mógłby starać się coś z tym zrobić. Jeśli jednak wydarzy się coś poważnego to koniecznie porozmawiaj z nim o tym i pokaż mu błąd.
Widzę, że jesteś mądrą dziewczyną i dlatego możesz tak pokierować wydarzeniami i takich wskazówek udzielić chłopakowi, że macie duże szanse :. A ponadto oboje czytajcie książki o tej tematyce. Na dole tej strony podane są przykładowe tytuły. Życzę Wam powodzenia!
|
Tola, 15 lat
|
 |
673 |  |
|
02.01.2006
|
Chodzę z chłopakiem i nie wiem co właściwie do niego czuje, on o
tym wie, ale twierdzi, ze mimo wszystko mnie kocha... Nadal z
nim chodze, bo boje sie ze jesli zerwe to on bedzie cierpail
bardziej niz teraz, bo razem wierzymy ze kiedys odwzajemnie
jego uczucie. Jest dla mnie bardzo wazny i wyjatkowy. Mam
mnóstwo wątpliwości... nie wierze zbytnio w milosc od pierwszego
wejrzenia... jak mam sie teraz z tego wszytskiego wyplątać? Bo
czuje ze i tak wiele namieszalam niepotrzebnie, najwazniejsze
jest dla mnie to zeby jego nie zranic...
* * * * *
Tolu, nie musisz wiedzieć od razu co do niego czujesz. Miłość przechodzi różne etapy, poczytaj o tym w odp. nr 15, 19, 13. I czekaj cierpliwie, a chłopakowi za wiele o swoich wątpliwościach nie opowiadaj, żeby Cię źle nie zrozumiał. Bo może się okazać, że niedługo wszystko Ci się wyklaruje.
|
ancia, 18,5 lat
|
 |
672 |  |
|
01.01.2006
|
witam serdecznie! jestem z moim chlopakiem juz 2,5 roku,
bywalo miedzy nami roznie, nie brakowalo cudnych chwil, ale tych
gorszych niestety tez nie ...:/ ponad rok temu pojawila się
pewna \'kolezanka\', kotra powaznie zainteresowala sie
chlopakiem... niestety on zaczał cos niecos odwzajemniac... wiele
mnie to kosztowalo, ale udalo nam sie i znow jestesmy razem...
teraz problem ten niejako powrocil.. mimo, ze bylo miedzy nami
swietnie, chlopaka zaczely meczyc rozne rozterki.. czy nie
sprobowac \'czegos nowego\' i jak sami mi wyznal, z ta
dziewczyna... on twierdzi, ze bardzo mnie kocha, ze mu na mnie
zalezy i brakuje, jak sie nie widujemy itp. mowil tez, ze
potrzebuje teraz czasu i musi byc sam.. doceniam jego szczerosc
i dziekuje za nia... jednak jest mi z tym bardzo zle... nie wiem co
robic... czuje sie bezsilna, a chce mu jakos pomoc, bo widze, ze
strasznie go to meczy i cierpi.. wiele razy tez powtarzal, ze to, co
go teraz spotkalo to kara boża za te wczesniejsze \'rozterki\', za ta
przeszłośc..
szczerze, to ja za bardzo nie wiem co ja mam robic... bardzo mi
na nim zalezy i bardzo go kocham... nie chce go zostawic
samemu sobie... gdzies w srodku wierze, ze bedzie jeszcze
dobrze...
czy i jak moge mu pomoc?
* * * * *
Po pierwsze to nawet jak Twój chłopak ma tego typu rozterki to jako mężczyzna nie powinien Ci o nich opowiadać i to jeszcze takimi słowami. W ten sposób przerzucił w części na Ciebie swój problem. Jeśli naprawdę potrzebował czasu na przemyślenia to mógł Cię o niego poprosić, ale nie w kontekście, że "chce spróbować czegoś nowego". Teraz Ty żyjesz w stresie i nie wiesz co będzie dalej. Po drugie to ta koleżanka zachowała się paskudnie - nie wolno nikomu mącić w związku, a ona to robi. Dziwi mnie, że Twój chłopak nie był na tyle silny, żeby tą sprawę załatwić tylko dał się ponieść emocjom i "kuszeniu" koleżanki. W ten sposób okazał swoją słabość.
Co Ty możesz zrobić? Szczerze mówiąc niewiele, ale nie traktuj go jak ofiary losu tylko wymagaj od niego. Nie pozwól na przeciąganie czasu przemyśleń i nie użalaj się nad nim. To Ty jesteś tu osobą poszkodowaną a nie on.
To co go spotkało to żadna kara to jakaś próba, pokusa i on sam musi wybrać, bo ma wolną wolę.
Owszem, módl się, ale nie lituj się nad nim, bo tylko go utwierdzisz w tym, że wolno mu sobie rozmyślać i wybierać nie myśląc o Twoich uczuciach.
Trzymaj się mocno i wymagaj by był mężczyzną, bo to on ma Tobie zapewniać poczucie bezpieczeństwa a nie odwrotnie.
|
Kuba, 20 lat
|
 |
671 |  |
|
01.01.2006
|
Dałby mi ktoś namiar na fachowego psychologa ( bo na uczelni mam
tylko pielegniarke doc.dok.hab psychologi i nauk med.) z którym
czasem można pogadac na gg albo na tlenie albo na skype a
najlepiej psychologa płci żeńskiej. Jeśli jest taka możliwośc to
prosze!
* * * * *
Zajrzyj tutaj: www.spch.pl
|
Kuba, 20 lat
|
 |
670 |  |
|
01.01.2006
|
Małe pytanko. W moim życiu było mało związkówa każdy z nich
nieudany...od poprzednich wakacji poznałem przez przypadek
koleżanke (17lat) z tej samej miescowości...coprawda wiedziałem
o jej istnieniu ale nie była w centrum mojego
zainteresowania...poznałem ją głebiej i od końca wakacji jestem
z nią...nie moge powiedzieć ze z nią chodzę bo takiego pojęcia
nie uznaje, po prostu nie istnieje dla mnie, po prostu jestem z
nią w związku??? w głebszej przyjaźni zwanej przez wielu
miłością. Ja ją, wydaje mi sie kocham ona mówi ze również mnie
kocha, jak na razie wszystko sie u nas układa po dobrej drodze
tylko czasem jak kolega z klasy ją odwiedzi lub czasem z
nijakiego (nieuzasanionego) powodu w dany dzień jest zajeta i
wtedy niepotzrebnie mam podejzane myśli i tak mnei zazdrość
zżera czasem z nieuzasadnionego powodu! Czasem mam chęc np temu
jej koledze nie fizycznie wyperswadować ze nie życze sobie
czegoś ale sie hamuje i tu pierwszy pies pogrzebany jak sie
opanowywać od takiej agresji i złości której motywem powstania
jest zazdrość i jak tą zazdrość eliminować.
A druga sprawa to pytanie czy dobrze robie do niczego nie
zmuszając, poznawając powoli tą osobe nie spieszyć sie z niczym
bo dla mnie związek nie opiera sie na zasadzie filozoficznej ze
każda przyjemnośc fizyczna jest dobrem a każde dobro jest cnotą
a cnota = mądrość.
Czy dobrze mi sie wydaje że kocham tradycyjną prawdziwą
miłością??? Czy jestem w błedzie i kocham miłością typu \"D\"
(deficyt love) czyli jak sądzą psycholodzy humanisci miłością z
potrzeby, fałszywą która ma mnei tylko zaspokoić.
ALE NAMIEZZAŁEM SAM NIE WIEM JAK SFORMUOWAĆ POPOLSKU WIECEJ
PYTAŃ A JEST ICH BAAAAAAAAAADZO DUŻO...
Chyba musze skożystać z rady mojej profesorki od psychologi i
docenta od filozofii... i też nie wiem czy dobrze zrobie
zajmując im czas miedzy wykładami...
JA CHYBA SAM NIE WIEM CZEGO CHCE!
* * * * *
Kuba, to, że "zazdrość Cię zżera" świadczy ni mniej ni więcej o tym, że naprawdę zależy Ci na tej dziewczynie i pragniesz wyłączności. To normalne jeśli jest w granicach normy i nie ogranicza tego drugiego człowieka. A jaka zazdrość nie jest w granicach normy to poczytaj sobie tutaj: 24, 377.
Co do drugiego pytania: tak, dobrze robisz nie zmuszając się i nie pędząc na siłę do przodu. Lepiej dłużej do czegoś dojrzewać, ale mieć pewność, że naprawdę się czegoś chce niż przeskakiwać pewne etapy a potem nagle stwierdzić, że coś nas przerasta, że tak naprawdę tego w ogóle nie pragniemy i czegoś nam za dużo. Nie mogę ocenić na 100 % jaką miłością kochasz, zresztą Ty sam nie masz jeszcze co do tego pewności, wydaje mi się jednak, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Jeśli masz wątpliwości to poczytaj odpowiedzi w których pisałam o potrzebach kobiety i mężczyzny w związku: 234, 25, 50, 340.
Powodzenia!
|
Samotna, 16 lat
|
 |
669 |  |
|
01.01.2006
|
To pytanie nie jest chyba do miłości. Jak znaleźć to czego
najbradziej mi brakuje miłośći?Ciągle jest ta bez wzajemnośći.
* * * * *
Proszę przeczytaj odp. nr 56, 302, 346.
Pewnie to banał, ale być może Twój czas jeszcze nie nadszedł. Może nie jesteś jeszcze gotowa na związek z kimś, mimo, iż Ci się wydaje, że tak nie jest. A może ten, którego oczekujesz jeszcze nie jest gotowy? Ja czekałam na swojego męża 27 lat ale teraz jestem szczęśliwa i wiem, że wcześniej było we mnie wiele kompleksów i zranień, które mogłyby zepsuć związek. Mój maż też powiedział, że wcześniej nie był gotowy. Więc...Chyba Pan Bóg wie co robi!
A swoją drogą możesz się o tą swoją miłość modlić: [zobacz]
|
Mariolka, 19,5 lat
|
 |
668 |  |
|
01.01.2006
|
Witam!!! Sprawa jest skomplikowana. Chodzilam z chlopakiem
poltora roku. Po 1,5 roku chodzenia ze soba ja potrzebowalam
tzw przerwy. Chcialam sobie w spokoju odpowiedziec na pare
pytan, odnalezc sie duchowo i odkryc czy on jest tym, ktorego
naprawde kocham. Moj chlopak (po dwoch tygodniach \"przerwy\")
powiedzial mi wtedy ze powinnam wybrac czy chce byc z nim czy
nie. Ja stwierdzilam ze wszystko oddam w rekach Boga i skoro ja
czuje ze potrzebuje na tamte chwile troszke samotnosci to bede
samotna. Bardzo mi go brakowalo i duzo o nim myslalam. Ale
jednoczesnie w tym czasie uswiadomilam sobie wazne rzeczy,
mialam wiecej czasu na modlitwe, dopiero wtedy zrozumialam ze
ja jestem powolana do tego by znalezc odpowiedzialnego ojca dla
moich przyszlych (jezeli Bog da) dzieci :) no i dobrego meza . Tuz
przed Swietami odezwal sie do mnie moj były mężczyzna. (od
rozstania sie nie odzywal). Chcial sie ze mna podzielic oplatkiem i
w ogole sobie pogadac. Nie ukrywam ze jak go zobaczylam to
znowu sie zauroczylam. zreszta przez ten caly czas naprawde
tesknilam. A teraz doszlo do sytuacji takiej: On chce znowu ze
mna być, ja tez jestem zakochana..tylko się dowiedzialam,ze w
ciagu tych 3 miesiecy on zdazyl się z inna dziewczyna piescic(bo
nie doszlo do stosunku – on tak mowi) . No tylko doszlo bardzo
daleko a mnie to bardzo boli :( On tlumaczyl mi, ze nigdy nie
mialo w ogole dojsc do sytuacji ze ja się z nim jeszcze zobacze
wiec to nie była zdrada. Boli mnie to ze on potrafil dotykac cialo
dziewczyny, po tygodniu chodzenia z nia, Co wiecej on w ogole
nie kochal jej. On mi mowil ze w ten sposób chcial o mnie
zapomniec. To dla mnie dosc irracjonalne. A teraz pytanie:
(Najchetnie bym się zapytala żeby pani dla mnie zadecydowala
czy z nim „być czy nie być”) No ale odpowiedzialnosc polega na
tym ze sama mam zadecydowac. Wiec proszę tylko o jakies rady.
Jak z nim porozmawiac? Co by pani zrobila? To tyle. Aha, nie
wiem czy wiek chlopaka jest wazna ale jakby co to on jest w
pdpbnym wieku czyli lat: 20 :) Dziekuje z gory za odpowiedz.
Obiecuje modlitwe.
* * * * *
Tak, to irracjonalne ale bardzo prawdopodobne. Zastosował tzw. metodę klina, żeby zapomnieć. Bo to tak naprawdę Ty go zostawiłaś i to za bardzo nawet powodu nie było. Poczuł się zraniony i stwierdził, że zrobi Ci na złość/na przekór/udowodni, że może mieć dziewczynę/że jest atrakcyjny.
To przykre i rozumiem Cię, pytanie zasadnicze jest takie: jak on się po tym zachował, czy żałuje, czy poszedł do spowiedzi, czy obiecał poprawę. Jak zachował się w stosunku do tamtej dziewczyny? Czy uwzględnił jej uczucia? Czy wziął winę na siebie? Czy ją przeprosił? No i jak traktuje Ciebie?
Jeśli to był rzeczywiście przejaw głupoty i on się teraz tego bardzo wstydzi i obiecał Ci zachowywanie czystości to możesz zaryzykować. Natomiast jeśli pomniejsza problem, uważa, że nic się nie stało a co najgorsze "zwala winę" na dziewczynę to bym się poważnie zastanowiła.
A teraz uwaga dla Ciebie: normalne, że czasem trzeba przemyśleć pewne rzeczy, zdecydować. Tylko moja Droga nie można ot, tak sobie "odpoczywać od siebie" w związku, wracać i ranić tym drugą osobę, nie można bezkarnie wypróbowywać czyichś uczuć. Myślę, że jesteś bogatsza i mądrzejsza o to doświadczenie. Jeśli odpowiesz sobie na wcześniejsze pytania i zaczniesz faktycznie wymagać czystości od swojego chłopaka to życzę Wam powodzenia :)
|
WIKTORIA, 13 lat
|
 |
667 |  |
|
01.01.2006
|
CZYM JEST MASTURBACJA?
* * * * *
Katechizm Kościoła Katolickiego (2352) tak to ujmuje: Przez masturbację należy rozumieć dobrowolne pobudzanie narządów płciowych w celu uzyskania przyjemności cielesnej. Zarówno Urząd Nauczycielski Kościoła wraz z niezmienną tradycją, jak i zmysł moralny chrześcijan stanowczo stwierdzają, że masturbacja jest aktem wewnętrznie i poważnie nieuporządkowanym. Bez względu na świadomy i dobrowolny motyw użycie narządów płciowych poza prawidłowym współżyciem małżeńskim w sposób istotny sprzeciwia się ich celowości. Poszukuje się w niej przyjemności płciowej poza relacją płciową, wymaganą przez porządek moralny, która urzeczywistnia w kontekście prawdziwej miłości pełny sens wzajemnego oddawania się sobie i przekazywania życia ludzkiego.
|
Ola, 16 lat
|
 |
666 |  |
|
01.01.2006
|
Mam przyjaciela (20 l), w którym się zakochałam. Nie wiem czy
on coś do mnie czuje, bo bardzo różnie się zachowuje: raz
traktuje mnie jak przyjaciółke lub siostre a czasami trudno go
zrozumieć. Chciałabym z nim o tym pogadać, ale nie mam
pojęcia jakbym mogła zacząć taką rozmowę. Wcześniej pisała
Pani, że my nie powinnyśmy w tym \"wyręczać\" chłopaków bo oni
tego nie lubią. Więć jak nakierować rozmowe, żeby dowiedzieć się
co on do mnie czuje??????
* * * * *
Chłopak, szczególnie na początku znajomości nie powie Ci co czuje. Dla niego stosunek do dziewczyny to przede wszystkim działanie, a swoje odczucia potrafi zdefiniować dopiero potem. Na początku więc ona mu się podoba, przynosi jej kwiatki czy pomaga, ale "kocham" pada później, prawda? Zatem taka rozmowa, choćby najlepiej była przeprowadzona na niewiele się zda. Spróbuj zatem wyczuć jaki on ma do Ciebie stosunek: czy chętnie z Tobą rozmawia, czy Ci pomaga, czy się cieszy gdy Cię widzi i - co najważniejsze - czy sam wykazuje inicjatywę. Bo jak chłopakowi zależy to zaczyna się starać i sam szuka kontaktu. No i nie spiesz się, bo pośpiechem można wiele zepsuć. Czasem chłopak jest na dobrej drodze, zaczyna działać , ale jeszcze nie do końca jest zdecydowany. Dopiero gdy sam podejmie decyzję podejmuje zdecydowane kroki: jest pewien. Jeśli zbyt szybko dziewczyna na niego "napadnie" zażąda określenia się to on nie będąc pewien powie "nie" albo wystraszy się, że ona go naciska i że będzie dominować i się wycofuje ze związku. Nikt przecież nie chciałby być zmuszany do czegoś do czego nie jest jeszcze do końca przekonany. Zatem na razie: cierpliwości.
|
Wiktoria, 20 lat
|
 |
665 |  |
|
01.01.2006
|
Szczęść Boże
Właściwie to chciałabym zapytać o coś i jednocześnie podzielić się
swoim doświadczeniem.Studiuję na 1 roku teologii i czuję że od
kiedy rozpoczęłam studia moja wiara coraz bardziej
słabnie...ludzie często mówią mi że to normalne ale czy aby na
pewno...kiedyś czułam się naprawdę szczęśliwa,a teraz mam
wrażenie że czegoś (kogoś) mi brak i nie potrafię tego
odnaleźć.Te studia bardzo mnie interesują i myślę że to jest to co
chciałabym w życiu robić,ale czasami już nie mam sił aby
rozgraniczyć to co poznaję od wiary...mam problemy z modlitwą i
nie umiem sobie z tym poradzić...co mogę zrobić?
z góry dziękuję za odpowiedź
* * * * *
Ja nie jestem teologiem, ale wydaje mi się, że wiara a teologia (w znaczeniu wiedzy o Bogu) to dwie różne sprawy. Poza tym to jest tak, że nawet jeśli nas coś interesuje i zaczynamy to zgłębiać, rozkładać na czynniki pierwsze to nagle przestaje to być takie fajne. Bo interesuje nas pewna rzecz w dość ogólnym zarysie, interesują nas ciekawostki z danej dziedziny. Potem się w to wgłębiamy i docieramy do nieciekawych zasad działania, reguł, itp. To jest dużo trudniejsze i obarczone do tego teorią i pobocznymi dyscyplinami wiedzy, które już nas niekoniecznie muszą interesować.
Teraz co do religii. Wiara to Twoja relacja z Bogiem: rzecz całkiem indywidualna, bardzo subiektywna i nikt Ci z tego nie każe egzaminu zdawać. A wiedza - no cóż jest niezależna od tego co czujesz i myślisz. Zdaje się, że nawet niewierzący mogą studiować teologię.
Być może Twoim problemem jest to co napisałaś - owa niemożność rozgraniczenia poznania Boga od wiary w Niego. Myślę, że powinnaś wierzyć zapewnieniom osób, które mają podobne doświadczenia. Jeśli one mówią, że to normalne, że przez to przechodzili to pewnie tak jest. Wiesz, ja nie mogę Ci nic więcej doradzić, bo nie mam takich doświadczeń. Słuchaj starszych roczników. A może powinnaś właśnie starać się wyobrazić sobie, że Bóg "w życiu prywatnym" nie wymaga od Ciebie tego co profesorowie na studiach, że on jest Ojcem, który kocha Cię tak samo i do którego Ty tak samo możesz przyjść jak kiedyś. Bo chyba najważniejsze jest to, by ta drobiazgowa, naukowa wiedza nie "obrzydziła" Ci Boga, nie popsuła Jego wizerunku na co dzień, w Twoich relacjach. Pamiętaj: prywatnie to On jest Twoim dobrym przyjacielem, Ojcem i Zbawicielem - i to niezależnie od tego co o Nim wiesz i jaką ocenę dostaniesz.
|
Kasik, 20 lat
|
 |
664 |  |
|
01.01.2006
|
Podoba mi się pewien chłopak. Wcześniej dużo ze sobą
rozmawilaiśmy, nie wiem czy ja mu się wtedy podobałam, ale
wiem,że na pewno dotąd mnie lubi. Dwa razu chciał się ze mną
umówić (może tylko po koleżeńsku). Raz ja chciałam go gdzieś
zaprosić, ale potem powiedziałam, że jednak nie chce. A on się
wtedy zgodził. W wakacje jeszcze było dobrze, za moją namową
gdzieś pojechał, bo go namawiałam. Ale po wakacjach to ja do
niegoi wydzwaniałam. Nawet coś od niego pożyzyłam. Teraz znowu
go chcałam gdzieś zaprosić (tak po koleżeńsku),ale tym razem nie
chciał. Czy to znaczy, że on już nie jest mną zainteresowany?
Wiem, że nie ma dziewczyny. Czy to możedlatego, że to ja mu
mieszałam w głowie i i teraz nie chce się angażować? Czy po
prostu powinnam go sobie odpuścić?
* * * * *
Nie mogę jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć bo nie wiem. Jedna Twoja odmowa jeszcze o niczym nie świadczy. Może faktycznie traktował Cię tylko po koleżeńsku, a może wahał się i stwierdził, że jednak nie. Jeśli odmówi Ci jeszcze raz czy dwa to raczej nie jest zainteresowany...
|
Kamila, 13 lat
|
 |
663 |  |
|
01.01.2006
|
czy jutro przyjdzie na spotkanie?
* * * * *
?
|
Justyna, 20 lat
|
 |
662 |  |
|
31.12.2005
|
To dla mnie sytuacja nietypowa... Ale od początku.
Jakiś czas temu poznałam kogoś. Mężczyzna, ma 24 lata. Do tej
pory znamy się tylko wirtualnie, choć z popularnego gadu-gadu
przenieśliśmy się na skype, na rozmowy głosowe... Rozmawiamy w
ten sposób bardzo dużo. Prawie codziennie. Opowiadamy o sobie, o
swoim zyciu, marzeniach, planach. Między wierszami staram się
czytać jaki jest. Mamy to samo poczucie humoru, możemy o
wszystkim porozmawiać. Widzę jego zalety, widzę wady. Może to
zabrzmi głupio- ale wiem, że jest kimś wyjątkowym. Chciałabym
spróbować z nim być. Nie tak tylko dla chodzenia, ale na stale,
na poważnie, zobowiązująco. Oczywiście jest \"ale\". On mieszka w
Niemczech. Daleko ode mnie. Chcemy się spotkać, bo zaczęło nam
obojgu zależeć... Tylko ja boję się czy to wszystko jest
realne... Ja jestem na pierwszym roku studiów- tak, że jeszcze
4,5 roku przede mną. On nie mógłby się tu przeprowadzić...
Boję się, czy to jest realne? Odległość, czysto wirtualna
znajomość, bo do spotkania jeszcze nie doszło- a nawet jeśli już
dojdzie to niemożliwe będzie częste widywanie się- moje studia,
jego praca... No i ten czas który pozostaje mi do zakończenia
studiów- oboje sobie zdajemy sprawę, że muszę je skończyć.
Czy w ten sposób można kochać- znając tylko głos i zdjęcia?
Proszę o obiektywną ocenę sytuacji, bo ja się na obiektywność
nie potrafię zdobyć teraz.
* * * * *
Związek musi być w realu. Ale zawsze miłość ma swój początek. Ten początek u Was już nastąpił. Teraz czas na real. Przeczytaj proszę na ten temat odp. nr 59, 118. A teraz co do odległości. Fakt, to trochę komplikuje. Ale i takie związki SĄ możliwe. Na ten temat z kolei odp. nr 97, 112, 120, 132, 278. Wymaga to tylko większej dyscypliny z Waszej strony, większej chęci i co to ukrywać - będzie większa tęsknota. Czas pokaże na ile Wasza miłość jest silna, na ile przetrwa trudności. To będzie dla Was duży egzamin, ale jak go zdacie będziecie bardzo silni. Nie odradzam Ci tego związku, ale na pewno nie będzie Wam łatwo. Chcesz zaryzykować? Możesz, może akurat na siebie czekacie? Z Twojego listu wynika, iż jesteś osobą dojrzałą, starasz się poznać tego chłopaka i masz dobrą wolę. Powodzenia!
|
EWA, 18 lat
|
 |
661 |  |
|
30.12.2005
|
to ja znowu ewa z pytania 286.Chcialam powiedziec ze wciaz
modlilam sie o to aby byc z tym chlopakiem i on nie ma juz
dziewczyny i od pazdziernika pisalismy do siebie sms-y.Tertaz
jest juz prawie dobrze spotyklismy sie na dyskotekach i tak aby
porozmawiwc.Wszystko zaczyna sie jakby od poczatku szczerze
rozmawiemy ostatnio spedzilismy ze soba caly dzien bo on zdal
egzamin na prawo jazdy.Jak bylam bez niego na imprezie to pisal
ze jest zazdrosny i w ogole teraz chyba bedzie dobrze...W sumie
modle sie coraz wiecej... teraz zrozumialam jak bardzo Go
kocham bo trwa to juz 5 lat!!! i przetrwalo te ciezkie 2 lata pelne
cierpienia i na to wychodzi ze On tez nie przestal mnie
kochac...Ale do rzeczy! chodzi o ta jego byla dziewczyne ja nie
potrafie jej wybaczyc ona juz chyba do niego nic nie ma ale ja sie
panicznie boje ze to cierpienie moze wrócic...Pamietam jak ona
pisala do mnie smsy \"jestes skonczona\" \"daj se spokoj\" albo jak
mnie wyzywala a ja nie zrobiklam jej nic zlego to ona
spowodowala mi wieksze cierpienie.Ostatnio jeszcze mi wyslal
zyczenia na swieta...szczyt chamstwa! jak ja mam jej wybaczyc??
wiem ze musze ale jak?? ale jeszcze musze do konca wybaczyc
jemu bo ciagle mam przed oczami te sceny w ktorych widialam
ich razem albo wyobrazam sobie jak ona u niego spala... to jest
straszna meka! kocham go a jej chce wybaczyc.Tyle juz
przeszlam i chce zaczac wszystko od nowa lepiej ale jak :(
pomozcie
* * * * *
Ale co Ty jej chcesz wybaczać?
Wybaczyć to jej możesz te wyzwiska pod Twoim adresem a co tych scen przed oczami, o których mówisz to je możesz wybaczyć lub nie swojemu chłopakowi, bo to on za nie odpowiada. I weź pod uwagę, że jak ją traktował tak będzie i Ciebie. Żebyś się nie rozczarowała. Bo nie tamta dziewczyna jest tą czarną owcą, tylko Twój chłopak chciał z nią być, tzn., że mu to odpowiadało. Zastanów się czy naprawdę on jest najlepszym kandydatem. Oczywiście wyboru dokonujesz Ty ale konsekwencje też Ty poniesiesz. I żebyś później nie obwiniała Boga za swój ból, bo to Ty masz wolną wolę. Pamiętaj: w życiu należy dokonywać wyborów słusznych a nie wygodnych!
|
Justyna, 14 lat
|
 |
660 |  |
|
30.12.2005
|
Szczęść Boże!
Mam dosyć ważny problem. Moja koleżanka jest do szaleństwa
zakochana w jednym chłopaku. Kiedy się w nim zakochała, nie
mogła spać, jeść, ciągle płakała. Tak się działo w tym roku w
maju. Gdy ten chłopak okazywał jej ciepło (są przyjaciółmi), to
ona była w siódmym niebie. W końcu przestał się do niej odzywać
tak często, bo wiedział, że ona za nim szaleje. Często
powtarzała, że gotowa jest wskoczyć za nim w ogień, że
ofiarowałaby wszystko, aby być z nim. Zrobiłaby dla niego
wszystko. On zajął swoje stanowisko w tej sprawie, że ona nie ma
u niego szans, jednak nie powiedział jej nigdy tego wprost, a
ona miała jeszcze trochę nadziei. Prawdy dowiadywała się od
koleżanek. Zaczęła się ciąć, załamywać; chce umrzeć. Na dodatek
zaznajomiła się z pewnym chłopakiem, który podoba się jej, lubi
go, jednak nie może zapomnieć o swojej miłości.
Wiem, że podobna sytuacja była w pytaniu nr 65, jednak chciałbym
się dowiedzieć - jak jej pomóc? Co zrobić, aby tyle nie
cierpiała, i aby ewnetualnie zapobiec jej samobójstwu? Już sama
nie wiem, jak ją pocieszać. Jest wierząca, ale raczej
niepraktykująca, więc nie jest chyba skołnna zawierzyć
wszystkiego Bogu.
Warto jeszcze zaznaczyć, że oni świetnie do siebie pasują prawie
pod każdym względem (w sumie mogę się mylić).
Z góry dziękuję za radę.
Serdecznie pozdrawiam,
Justyna.
* * * * *
Jedyne co mi przychodzi jeszcze do głowy w takiej sytuacji kiedy to sięga samookaleczeń to rozmowa z jej rodzicami. I powiedz jej, że jeśli zdecydowała się być z chłopakiem, który jej się podoba ale nie chce zapomnieć o tamtym to tego krzywdzi, tak jak tamten ją. Ona tego nie widzi?
Jeśli ona nie jest zbyt wierząca to Ty możesz zapytać o radę księdza i przekazać jej wskazówki, nie mówiąc, że pochodzą od księdza.
|
Magda, 14 lat
|
 |
659 |  |
|
30.12.2005
|
I znów to ja (pyt.177 i jeszcze parę) Sytuacja sie troszkę
zmieniła, co do tego co pisałam wcześniej. Otóż rozmawiałam o
TYM chłopaku z jakimiś jego dwoma kolegami. Oni powiedzieli mi
że on też mnie pozdrawia(ja przekazałąm mu pozdro) i że w
ogóle jest do mnie pozytywnie nastawiony, ale nie ma pojęcia
gdzie i kiedy mnie poznał, czyli w ogóle mnie nie kojarzy. Później
jego koldzy powiedzieli że on pytał o mój numer domowy tel i że
chce zadzwonić, więc dałam im ten numer. Stwierdziłam, ze to
chyba już wystarczy tej mojej inicjatywy, jesli ma zadzwonić to i
tak sobie pogadamy i w ogóle. Ale on nie dzwoni!!! Jego koledzy
chyba mają mnie dość bo już nie chcą ze mna rozmawiać,(jeden
dał mi to do zrzumienia bo powiedział ze to dobrze ze chce
zadzwonić to sobie pogadamy a nie tak przez kogoś) a ja juz nie
weim co robić??? Pytać ich czy kogoś innego, czy może odezwać
się do tego JEGO brata??? Prosze o poradę i z góry przepraszam
że zadaję w kółko te pytania.
* * * * *
Magda, odpisałam Ci w odp. 637. fakt, zrobiłaś wszystko co można, teraz jego ruch...
|
Kinga ;(, 15 lat
|
 |
658 |  |
|
30.12.2005
|
Witam ponownie, to ja, z pytania 569. Dziękuję serdecznie za
podpowiedź. Sytuacja rozjaśniła się trochę... W każdym razie
przerzucanie się z jednej dziewczyny(przyjaciółki dodam tutaj) na
drugą. No czyli jak kiedyś ja byłam najważniejsza itp, tak teraz
jest Ona. \"Wymiana na lepszy model\". No tak, spotyka się
czasem ze mną, przyjdzie, powygłupiamy się, tak jak dawniej...
Ale kiedy ona się pojawi na horyzoncie, koniec. Tyle że coś tu
jeszcze troszkę dla mnie niejasne... Oni nie sa parą oficjalnie, bo
pani chyba tak to odebrała... (on kiedyś też nie był ze mną
oficjalnie), a nawet gdyby tak miało być to nie spotykałby się ze
mną (!) i nie zachowywałby sie wtedy tak... No bo trzeba
przyznać że takie całkiem niewinne to nie jest... (nie to żeby coś,
no ale...) Wiem że trochę tu pokręciłam, no ale liczę że pani
zrozumie. Bo naprawdę straciłam wiarę w mężczyzn i w to, że
można im ufać! Bardzo mi przykro, ale zbyt wiele doświadczeń...
Nawet bliskim osobom nie można ufać... Eh, nie będę o tym pisać,
bo słów szkoda... Zaraz mi pani przypomni, że jak się na jednej
osobie człowiek zawiódł, to przecież nie wszyscy są tacy... Prawda
ale zdecydowana WIĘKSZOŚĆ. Ale nie o tym miałam pisać...
Przepraszam, że przez moje słowa przenika juz nie smutek, ale
rozgoryczenie, lecz to po prostu to co czuję... Chyba lepsze to niż
wieczny smutek...
* * * * *
Kinga, ja zrozumiałam, że on nie jest z nią oficjalnie tak jak nie był przedtem z Tobą. Rozumiem, że wtedy nie pozwalałby sobie na takie zachowanie. Napisałam Ci, żeby poczekać, bo naprawdę nic teraz nie jesteś w stanie zrobić innego. Z tego co piszesz to on chyba nie dojrzał jeszcze do związku i faktycznie skacze z kwiatka na kwiatek. Poznaje, wybiera, ale prawdziwej miłości to tu jeszcze nie ma. Rozumiem Twoje rozczarowanie, już gdzieś pisałam, że część chłopaków "tak ma": testuje, zbliża się za bardzo, a jak im się "odwidzi" to mówią, że to było koleżeństwo, choć nie było. I nieraz całkiem dorośli ludzie tak robią. Czy da się tego uniknąć? Chyba nie, bo przecież w trakcie poznawania człowieka ufasz mu, więc niczego nie podejrzewasz. Z takich sytuacji można tylko wyciągnąć wnioski i jakieś doświadczenie. Gorzkie, ale zawsze. Widzisz, nic nie jest bez sensu. Czasem poznajemy się po to by się czegoś nawzajem od siebie nauczyć. Tylko, a może aż tyle...
Trzymaj się i życzę znalezienia swojej miłości.
|
kasia, 18 lat
|
 |
657 |  |
|
30.12.2005
|
Za tydzień mam studniówkę, wiem, że sama w sobie nie jest
problemem -wręcz przeciwnie, bardzo, ale to bardzo się cieszę,
że będę mogął pójść (zwłaszcza, że świetnie się czuję z moją
klasą)... chodzi jednak o to wszystko, co dzieje się w związku z
tym wydarzeniem, wszyscy rozmawiają tylko kreacjach o
studniókowych partnerach -wiem, że jego brak wcale nie jest taki
tragiczny jak się wydaje, i jeśli bym miała to pójdę sama bez
żadnych większych \"kompleksów\", tylko nie ten brak najbardziej
mnie zabolał, ale to, w jaki sposób się to wydarzyło... ale
zacznijmy od początku: od wakacji miałam chłopaka, i to z nim
planowałam wybrać się na studniówkę, niestety to nie był trafny
wybór, nie jesteśmy już razem (pisałam tu już o tym).. więc
zaprosiłam przyjaciela, który się zgodził;) byłam serio
zadowolona, że to właśnie z nim będę mogła się bawić.. niestety
jakiś czas temu zadzwonił bardzo przepraszając, że nie da rady
mi towarzyszyć -wyjechał na święta do brata do Anglii i wróci
dopiero w tydzień po studniówce;/ nie ukrywam, że ten telefon
strasznie mnie zasmucił:( no ale próbowałam dalej -w końcu
studniówka to nie małżeństwo i chodzi tylko o towarzysza dobrej
zabawy i partnera do poloneza... zapytałam więc znajomego z
rekolekcji, jego odpowiedź to coś w stylu: \"jestem bardzo
zaszczycony, że to mnie zapraszasz i gdybym nie był taki brzydki
i umiał tańczyć, to bym Ci towarzyszył, ale Ty jesteś ładna i
inteligenta więc masz pewnie milion lepszych kandydatów\" ;(
kolejny, którego zaprosiłam odpowiedział mniej więcej w ten sam
sposób... ile razy mam jeszcze coś takiego usłyszeć?! jak tu w
ogóle wierzyć facetom! słowa \"jesteś piękna, inteligentna etc i ja
sie dla Ciebie nie nadaje\" czy \"jestem zaszczycony, ale nie licz na
mnie\" wbrew pozorom bardzo bolą, bo jak dla mnie osobiście są
bardzo nieprawdziwe... wiem, że nie przeczytam odpowiedzi
przed studnióką, ale nie o to chodzi... albo kogoś znajdę, albo
pójdę sama, ale chodzi o to, że tak się wobec mnie zachowują..
czemu akurat ja mam taki problem z tym, żeby ktoś mi
towarzyszył:( uchodzę za osobę raczej ławto nawiązującą
kontakty i wg wszystkich oczywiste jest, że na epwno nie pójdę
sama... a ja właśnie z mężczyznami mam takie szczęście;/ Paweł,
chłopak, który okazał się w moim życiu dużą pomyłką, nawet
keidyś napisał mi takiego smsa:\"Ty po prostu nie masz szczęścia
do facetów\" i chyba miał rację:(
* * * * *
Głupi tekst a nie prawda i w ogóle w to nie wierz. Kasiu! Oni w ten sposób "leczą" swoje kompleksy! Facet w tym wieku ma bardzo wiele kompleksów: jest pryszczaty, nie umie tańczyć, nie wie jak się zachować i przede wszystkim - panicznie się boi, że dziewczyna w jakiś sposób urazi jego męską dumę (ta duma im zostaje na całe życie zresztą). Ich odmowy dowodzą, że to oni nie potrafiliby poradzić sobie z tą sytuacją. Nie wiedzieliby jak zachować się w nieznanym towarzystwie, baliby się oceny ich osoby przez Twoją klasę, baliby się, że Tobie mogłoby się coś nie spodobać, że ktoś mógłby ich wyśmiać, bo nie potrafią tańczyć. Baliby się, ze ewentualne ich niepowodzenia ujrzałyby światło dzienne i byłyby komentowane długo po studniówce. Lepiej więc profilaktycznie schować się jak ślimak w swojej skorupce i udawać, że mu nie zależy. A że facet - jak już napisałam - ma swoją męską dumę - to przenigdy w życiu nie przyzna się do jakiegoś swojego lęku. Co zatem zrobić najprościej? Przerzucić ciężar odpowiedzialności na kobietę. Zatem mówią to co usłyszałaś, a jak już nie mają argumentów to zachowują się jak ten Twój były chłopak, którego nota bene z chęcią bym za ten tekst za uszy wytargała, bo chyba nie zdawał sobie sprawy, ze możesz nieopatrznie w to uwierzyć i mieć uraz na przyszłość. To co facet mówi w takiej sytuacji niekoniecznie musi być prawdą, czasem jest kłamstwem ze strachu. Pozornie robią wrażenie macho, demonstrują siłę i kompetencje, a w rzeczywistości siedzi w nich mały, zakompleksiony chłopczyk, którego bardzo łatwo zranić, więc broni się przez atak. Chłopcy w tym wieku mają świadomość przewagi kobiet i bardzo się tego boją. Żeby zatem one tego nie odkryły zakładają swoje zbroje obojętności, maski pogardy, zasłaniają się tarczą ze swojej dumy i tak uzbrojeni udają bohaterów. A kobiety niestety się na to łapią i myślą, że to one są takie beznadziejne, skoro oni im odmawiają. I myślą tak jak Ty, że nie mają szczęścia do facetów, co jest oczywistą nieprawdą.
Pocieszę Cię Kasiu, że ten stan nie trwa wiecznie. Wprawdzie duma im zostanie i przez całe życie w krytycznych momentach czasami z nich wyjdzie i będą woleli zranić kobietę niż przyznać się do błędu ale z czasem wszystkie pozostałe objawy będą mniej nasilone. Mężczyzna dojrzały staje się odpowiedzialny i mimo, że mu ciężko to wczuwa się już w psychikę kobiety i stara się jej nie zranić. Swojego miecza używa już do jej obrony a nie ataku na nią.
Kasiu! Mam nadzieję, ze te moje lekko humorystyczne rozważania troszkę Ci pomogły. Mam też nadzieję, że doskonale bawiłaś się na studniówce. Ja też zresztą na swojej byłam sama ;-)
W końcu jesteśmy wartościowymi kobietami i nieobecność faceta nie jest nam w stanie popsuć przyjemności, prawda? Ich strata :)
|
Magda, 13 lat
|
 |
656 |  |
|
30.12.2005
|
czy można mieć chłopaka przez internet??
* * * * *
"Mieć" nie można, można się poznać przez internet, ale chodzenie ze sobą, narzeczeństwo i małżeństwo powinno być realne :. Przeczytaj odp. nr 59, 118.
|
mia, 16 lat
|
 |
655 |  |
|
29.12.2005
|
Dlaczego chłopcy nie zwracaja na mnie uwagi?? Nie chodzi mi o
tak popularnie zwane \"chodzenie\", ale o zwykłe kontakty
koleżeńskie! Koledze w klasie nie odzywają sie do mnie, a
chciałabym mieć przyjaciół również wśród chłopców.To prawda,że
może jestem trochę nieśmiała w stosunkach damsko - męskich i
sama rzadko wykazuję jakąkolwiek incjatywę. W dodatku ten brak
zainteresowania coraz częściej odbiera mi nadzieję na
znalezienie prawdziwej miłości... Chociaż wiem że warto czekać
na Miłość ( nawet bardzo długo) czasem mi smutno,że nie znajdę
tego Jedynego!!! Obawiam się samotności ;-(
* * * * *
Ech, moja Droga, skąd ja to znam...sama miałam z tym problem, zatem doskonale Cię rozumiem. Na pewno przyczyną jest Twoja nieśmiałość, może też niskie poczucie własnej wartości? O tym pisałam tutaj: 421, 37, 136, 256. I wiesz, powiem Ci, że przyjaźń z mężczyzną nie jest wyznacznikiem znalezienia później miłości. Czasem dzieje się tak, że dziewczyny mające bardzo wielu kolegów narzekają, że oni traktują je tylko jako kumpla, osobę, z którą można pożartować i przyjaźnić się, ale kobiety w nich nie widzą. I odwrotnie. Ja nigdy nie miałam przyjaciela chłopaka, owszem kolegów ale tylko kolegów i to dopiero w późniejszym wieku a nie przeszkodziło mi to wyjść za mąż :. Owszem, posiadanie kolegów o tyle ułatwia sprawę, że jest się odważniejszą w kontaktach z chłopakami w ogóle no i trochę lepiej zna się ich psychikę. Nie myśl, ze nie znajdziesz swojej miłości. Przecież to nie ma też być tak, że tylko Ty masz jej szukać, ale ta Twoja miłość ma szukać Ciebie! Możesz też już teraz modlić się o to: [zobacz]
|
Ania, 23 lat
|
 |
654 |  |
|
29.12.2005
|
Mam na imie Beata połtora roku temu poznalam fajnego chlopaka
od 4 mies. jestesmy małżeństwem. Kochamy sie ale ...
Majac lat 13 próbował zgwałcic mnie moj kuzyn ( nie udało mu sie)
kilka lat później - milam 20 lat dobierał sie do mnie moj chlopak z
ktorym później zerwałam Moj mąż wie o wszystkim stara sie mi
pomóc jednak czasem czuje lek obawe przed innymi mężczyznami
nie chce by mie ktos skrzywdził. Czasm nie potrafie sobie z tym
poradzic mam koszmarne sny w ktorym ktos sie do mnie
dobiera...
Kocham swego męża i pragniemy miec potomstwo jednak czasem
sie lekam przed zbliżeniem POMÓŻCIE MI PROSZE
* * * * *
Sprawa jest poważna i przez internet nie da się zlikwidować problemu. Radziłabym się wybrać do Poradni Rodzinnej albo nawet dobrego, chrześcijańskiego psychologa. Namiary znajdziesz tutaj: www.spch.pl
P.S. Dlaczego piszesz, że masz na imię Beata skoro podpisujesz się Ania?
|
zalamana, 20 lat
|
 |
653 |  |
|
29.12.2005
|
mam problem poniewaz jestem obsesyjnie zakochana a raczej
nie potrafie zapomniec o swojej bylej milosci... nie potrafie
zapomniec mimo ze juz probowalam na tysiac sposobow i zawsze
do mnie wracaja wspomnienia lub nadzieje ze to jeszcze wroci
prosze poradzcie mi bo sobie z tym nie radze:(
* * * * *
No cóż, o sposobach na "zapomnienie" pisałam w odp. nr 80 - innych nie znam...
Nie wiem jak długo już nie jesteście razem. Czas odgrywa tu ważna rolę, pomaga, bo zaciera się pamięć o różnych sytuacjach. To, co ważne w takiej sytuacji to jak najmniej kontaktu, nie bywanie w miejscach, w których byliście wspólnie, nie słuchanie w kółko tej samej muzyki i nie rozpamiętywanie wszystkiego od nowa, czyli nie rozdrapywanie ran. Pomaga przebywanie wśród ludzi (choć bardzo się wtedy tego nie chce), znalezienie sobie dającego satysfakcję zajęcia, zajęcie czymś umysłu i rąk. Oczywiście z pamięci go nie wyrzucisz i pewnie jeszcze jakiś czas to będzie wracało. Ale nie szukaj tego sama.
Paradoksalnie pamięć o nim zblednie gdy pojawi się ktoś inny w Twoim życiu, choć absolutnie nie namawiam Cię do stosowania metody "klina", tylko stwierdzam fakt. Pochowaj rzeczy od niego, nie stawiaj na widoku wspólnych zdjęć, pomyśl każdego dnia co mogłabyś dla siebie zrobić przyjemnego: może przeczytanie kilku stron książki, dobra kawa, może zajęcia fitness czy pogadanie z przyjaciółką, ciepła kąpiel, kupienie gazety...takie małe radości. Musisz sobie uświadomić, że Ty sama jesteś wartościową kobietą, bez względu na to z jakiego powodu nastąpiło rozstanie. I że znajdziesz kogoś kto będzie Twoja prawdziwą miłością.
Módl się o to. Proś Jezusa o zdrowienie Twoich wspomnień, o uwolnienie od tego uczucia. Może kilka minut przed Najświętszym Sakramentem uczyni cuda?
|
Kinia_22, 13 lat
|
 |
652 |  |
|
28.12.2005
|
Czy można kochać przez gg??
* * * * *
:) :) :)
Przeczytaj odp. nr 59, 118 o miłości przez internet.
|
Smutna, 20 lat
|
 |
651 |  |
|
28.12.2005
|
mnie chyba poprostu nie mozna kochać:-(tylko jak się z tym
pogodzić...i czy wogóle można???
* * * * *
Nie, nie można się pogodzić. I nie trzeba. Przeczytaj odp. nr 421.
|
|
Ostatnia aktualizacja:
09.06.2021, 10:11
[ Powrót ]
|
|