Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki
miłość czy Miłość?

Odpowiedzi na pytania

Odp: [1-50], [51-100], [101-150], [151-200], [201-250], [251-300], [301-350], [351-400],
[401-450], [451-500], [501-550], [551-600], [601-650], [651-700], [701-750], [751-800], [801-850], [851-900]
[901-950], [951-1000], [1001-1050], [1051-1100], [1101-1150], [1151-1200], [1201-1250], [1251-1300],
[1301-1350], [1351-1400], [1401-1450], [1451-1500], [1501-1500], [1551-1600], [1601-1650], [1651-1700],
[1701-1750], [1751-1800], [1801-1850], [1851-1900], [1901-1950], [1951-2000], [2000-2050], [2051-2100],
[2100-2150], [2151-2200], [2201-2250], [2251-2300], [2301-2350], [2351-2400], [2401-2450], [2451-2500],
[2501-2550], [2551-2600], [2601-2650], [2651-2700], [2701-2750], [2751-2800], [2801-2850], [2851-2900], [2901-2950], [2951-3000],
[3001-3050], [3100-3100], [3101-3150], [3151-3200], [3201-3250], [3251-3300], [3301-3350], [3351-3400],




  Kasia, 24 lat
2300
23.05.2008  
Witam:) mam dylemat od 5 lat chodze z chłopakiem i coraz częściej się zastanawiam czy to ten? coraz częściej mnie denerwuje swoim zachowaniem ja natomiast nie umiem już się nim cieszyć! co najgorsze on twierdzi że mnie kocha i twierdzi że jestem tą jedyną, powtarzając mi często że ta wątpliwość mi przejdzie. Ja studiuję dziennie natomiast on zaocznie więc widujemy sie w prawie we wszystkie weekendy. Jest on bardzo związany z moimi rodzicami, bywa tak ze mimo ze jestem poza domem on jeździ do nich i często im pomaga w ich działalności. tak do końca sama nie wiem czy jestem z nim jako z przyjacielem, czy to moze jest miłość. On nigdy mi się nie sprzeciwia i ulega moim wszystkim zachcianką a tak naprawde coś mi się nie wydaje by był gotów wyjechać za mną nawet na koniec świata:) już kiedyś chciałam z nim zerwać jednak moi rodzice wyperswadowali mi to z głowy mówiąc że to dobry chłopak i że na pewno złamie mu serce. pozdrawiam i zgóry dziękuje za odpwiedź! a i mam jeszcze pytanie czy istnieje jakaś modlitwa by uzyskać jakąś Bożą wskazówkę:)

* * * * *

A widzisz i tu jest problem: że on spełnia wszystkie Twoje zachcianki! Nie o to kobiecie chodzi, tylko o to, by mężczyzna był naprawdę sobą! To Cię denerwuje. Robi duży błąd. Pisałam o tym obszernie w tych artykułach: [zobacz], [zobacz] i tych odp: 78, 89, 106,192, 271, 390, 728, 1021, 1050, 1059, 1278, 1309, 1407, 1728, poczytaj, pomyśl gdzie robicie błąd a potem porozmawiajcie poważnie co można zmienić. Poczytaj też o miłości: [zobacz]. Nie sugeruj się tym, że "złamiesz mu serce", natomiast poważnie pomyśl jak rozumiecie miłość. Bo miłość to nie jest zgadzanie się na wszystko tylko autentyczne pragnienie dobra dla drugiej osoby. Co do modlitwy: no chyba nie ma takiej jednej, natomiast o rozeznanie warto się modlić, do Ducha św. i koniecznie wybierzcie się razem na "Wieczory dla zakochanych", gdzie rozwieją się Twoje wątpliwości, szczegóły tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl. Życzę wielu owocnych rozmów i słusznej decyzji. Z Bogiem!

  Magda, 27 lat
2299
23.05.2008  
Spotykam się od roku z kimś, jednak staram się traktować naszą znajomość jako przyjaźń, chociaż przyznam, że na początku bylo inaczej... jednak z czasem, po glębszym poznaniu... pojawilo się wiele wątpliwości... Andrzej jest 4 lata starszy ode mnie. Ma dobry charakter..zawsze można na niego liczyć.. jest czuly i opiekuńczy...wiem, że mnie kocha...chce ze mną być..zalożyć rodzinę. A ja mam masę wątpliwości i obaw..kiedyś na to nie zwracalam uwagi, kiedy nasze relacj byly inne..bardziej bliskie...dopiero po czasie zrozumialam, że tutaj oprócz uczuć, jest ważna masa innych rzeczy, żeby stworzyć udany związek. Andrzej nie ma stalej pracy...nie mielibyśmy gdzie mieszkać, gdybysmy byli razem...a ja z mojej marnej pensji rodziny nie utrzymalabym, na dodatek nie ma prawa jazdy, bo jak twierdzi nie nadaje się do tego.....ja też nie mam...a w tych czasach raczej jest to niezbędne.. Czy taki związek mialby silę przetrwania...? Moi rodzice są przeciwni temu, żebyśmy byli razem... Martwią się o mnie..innego męża sobie dla mnie wymarzyli...który o mnie zadba, który będzie pracować i utrzyma rodzinę, zapewni jej byt. Liczę się ze zdaniem rodziców, bo oni przeszli przez wiele trudności w życiu..i wiedzą jak czasami może być ciężko..chcą mnie chronić... A ja chcialabym już zalożyć swoją rodzinę...poznalam czlowieka, który mnie kocha, zależy mu na mnie...mi też zależy na nim...ale z powodów moich wątpliwości oddalam go od siebie, wyznaczylam pewne granice, których nie pozwalam przekroczyć. Andrzej wie o moich wątpliwościach... wg niego nie stanowi to żadnego problemu jak się naprawdę kocha..że wtedy pięniądze nie są ważne..można żyć nawet w niedostatku...ważne, że razem...a jeżeli chodzi o mieszkanie...to proponuje, żebyśmy zamieszkali z jego rodziną...(5 osób w malym mieszkanku) czego sobie nie wyobrażam...Nie chcę przegapić w życiu milości..bo może przejść obok..odtrącona przeze mnie...a może to ja mam zbyt duże wymagania..?nie chcę zrywać naszej przyjaźni...jak postąpić..?

* * * * *

Magda, masz rację. Twoje wątpliwości są jak najbardziej uzasadnione. A Twój chłopak jeśli naprawdę, naprawdę Cię kocha to niech da temu dowód poprzez wykazanie się odpowiedzialnością i udowodnienie, że potrafi zapewnić byt rodzinie, że potrafi być mężczyzną. Nie jest prawdą, że do miłości nic nie trzeba, że do małżeństwa nic nie trzeba. Miłość to pragnienie dobra drugiego człowieka. Czy jest nim zwalanie odpowiedzialności za rodzinę na barki żony? Czy jest nią niemożność zapewnienia bytu dzieciom? Czy jest nią narażenie młodego małżeństwa na dyskomfort mieszkania "na kupie"? Magdo, przeczytaj te odp: 25, 50, 340, 1101, 1447, 78, 89, 106,192, 271, 390, 728, 1021, 1050, 1059, 1278, 1309, 1407, 1728, szczególnie tą: 1334 i te artykuły[zobacz], [zobacz]
[zobacz]
i dobrze się zastanów. Ja nie twierdzę, że to nieodpowiedni chłopak, natomiast twierdzę z całą stanowczością, że to mężczyzna ma być przewodnikiem w związku i już przed ślubem musi udowodnić, że można mu zaufać, że potrafi zapewnić byt rodzinie, że faktycznie do tej roli dorósł. Porozmawiaj z nim bardzo poważnie. Powiedz o swojej wizji rodziny, o swoich oczekiwaniach. Masz prawo wymagać. Nie masz obowiązku zgadzać się na wszystko. Ja Ci oczywiście życzę, żeby Wasze rozmowy zakończyły się sukcesem, żebyście doszli do porozumienia. Ale nie może to być porozumienie na zasadzie Twojej zgody na jego wizję. To on musi spełniać swoją funkcję, inaczej będzie dramat po ślubie. Masz prawo postawić pewne "warunki". Możecie też wybrać się na "Wieczory dla zakochanych", gdzie rozwieją się Wasze wątpliwości. Szczegóły znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl Módl się o rozeznanie. Z Bogiem!

  Paulina, 18 lat
2298
22.05.2008  
po raz kolejny zakochałam się bez wzajemności... po raz kolejny miałam nadzieję że ten który mi się spodobał odwzajemni moje uczucia. i jak zawsze okazało się że on zakochał się w innej. dobrze jeszcze że nie zwierzył mi się z tego jak kilku poprzednich. jeszcze nigdy nie zakochałam się z wzajemnością. było kilku odważnych, którzy chcieli być ze mną, ale ja nie miałam wtedy sił na związki. nie kochałam ich,a i w mojej rodzinie źle się działo, bo mój ojciec zdradził mamę. nie wiem dlaczego nie umiem wybrać tego właściwego. głęboko wierzę w to, że Bóg już wyznaczył kogoś dla mnie, a jednak czasem, gdy po raz kolejny dowiaduję się że "on" ma dziewczynę, dopadają mnie myśli że już nigdy nie spotkam nikogo kto odwzajemni moje uczucia.

* * * * *

Paulino, rozumiem żal rozczarowania. Nie poddawaj się jednak, bo Bóg, który chce Twojego dobra z pewnością nie zapomni o Tobie. Pamiętasz czytania ubiegłej niedzieli? Myślę, że to nie jest tak, że Bóg przeznaczył Ci konkretnie jakiegoś chłopaka, przeczytaj proszę ten artykuł: [zobacz] i nie trać nadzieji. Za to módl się o dobrego chłopaka np. tą modlitwą: [zobacz] [zobacz]
Ufaj, Bóg wie czego Ci potrzeba. I nie doszukuj się w tym swojej winy. Życzę Ci byś niedługo spotkała swoją prawdziwą miłość. A może wpiszesz się tutaj: [zobacz]
Z Bogiem!

  Karolina, 17 lat
2297
21.05.2008  
Jestem z moim chłopakiem prawie 7 miesięcy.Zanim zaczęliśmy być razem spotykaliśmy przez ok. 4 miesiące.Na początku on nie chciał za bardzo się angażować w ten związek,mówił że musi o kimś zapomnieć.A mi zależało dlatego walczyłam i zdobyłam jego serduszko, po dłuższym czasie cierpień;(Kiedy już zaczęliśmy być razem powiedział mi że osobą o której musiał zapomnieć była moja przyjaciółka!Czułam się okropnie,gdybym o tym wiedziała wcześniej zrezygnowałabym z niego od razu,ale jakoś to przełknęłam i zapomniałam.Wszystko układało się pięknie,było pare większych kłótni,on jeszcze kilka razy mnie zranił ale zawsze mu wybaczałam.Wtedy byłam osobą raczej mało wierzącą,chodziłąm do kościoła ale tylko dlatego że tak było od zawsze i to weszło do nawyku.Cztery miesiące temu Ksiądz który uczy mnie religii ogłosił że jest wyjazd na rekolekcje.Pomyślałam czemu by nie jechać.Podobno wszystkiego trzeba w życiu spróbować więc czemu nie rekolekcje?No i pojachałam na ten weekend rekolekcyjny.Wróciłam zupełnie odmieniona.Po prostu się nawróciłam,ten wyjazd uświadomił mi jak ważny jest Bóg i ile On może;)Nie mogłam żyć bez tych rekolekcji i ciągle o nich opowiadałam mojemu chłopakowi a jego to drażniło.Zaczęło się między nami psuć:(Wydaje mi się że moja miłość do niego zaczęła wygasać.Potem pojechałam na kolejne rekolekcje.A on miał do mnie pretensje że wole jeździć na rekolekcje niż do niego,gdyż on studiuje w innej miejscowości niż mieszkam.Wszystko zaczęło się walić,ciągle miał do mnie pretensje.A ja po tych rekolekcjach jeszcze bardziej zbliżyłam się do Boga i nawet chciałabym wyjechać na misje do Afryki.Zerwałam z nim, jednak błagał mnie żebyśmy spróbowali jeszcze raz i dałam mu szanse...Teraz przestał mieć pretensje o rekolekcje,a nawet chce jechać tam ze mną.Jednak ja nie wiem czy go jeszcze kocham.Przestało mi zależeć,nawet jak przyjedzie po miesiącu to nie chce mi się z nim spotkać:(Jednak nie chcę go zranić,bo wiem że bardzo mnie kocha.Boję się z nim zerwać;( Proszę o pomoc...

* * * * *

Ale jaki jest konkretny powód tego, że chcesz zerwać? To, że przestało Ci zależeć czy to, że on nie podziela Twoich poglądów? Jeśli to pierwsze to przeczytaj ten artykuł: [zobacz]
Tam pisałam o etapach miłości, o tym, że zauroczenie wygasa i może przekształcić się w miłość. Jeśli nie podziela Twoich poglądów polecam odp nr: 1358, 1710. Proszę poczytaj, pomyśl. A jeśli jednak zdecydujesz się z nim zerwać to nie patrz na to tylko, że go zranisz. Rozstanie zawsze boli, ale nie chodzi o to, by trwać w czymś z czym źle się czujemy byle tylko komuś nie zrobić przykrości. Przecież Twoje życie, Twoje uczucia i potrzeby też są ważne. Naturalnie trzeba to zrobić delikatnie i tak by kogoś nie poranić ponad miarę i nie urazić jego poczucia wartości, poczytaj o tym w odp nr: 65, 241, 248, 304, 1091, 1161, 1563. Z Bogiem!

  Żaneta, 23 lat
2296
21.05.2008  
Witam
Droga redakcjo znalazłam się właśnie w sytuacji w której prosiłabym o pomoc może też o modlitwę..Jestem z moim chłopakiem od ponad roku, układa sie średnio , ale często miałam myśli o rozstaniu On ma 27 lat, pochodzi z bogatszej niż moja rodziny studia miał opłacone , a ja na wszystko muszę albo zarobić, albo przychodzi mi to z wielkim trudem. On mieszka z rodzicami ma dobrą prace, nie musi opłacać mieszkania wyzywienia itd., ale nie jest tez osoba hoja w jakoś sposób, no za sylwestra musiałam zapłacić sama, a jak jechaliśmy do domu tez..ale mniejsza o to to może nie jest taki problem. Rafał jest bardzo zamknięty w sobie mało rozmawiamy nie mamy wspólnych zainteresowań, owszem mówił o narzeczeństwie małżeństwie itd., ale dla mnie to jeszcze za wcześnie. Od razu zaznaczę że nie współżyliśmy, owszem inne aspekty miłości były przejawiane no spaliśmy razem ale oboje jesteśmy dorośli i znamy granice.
Teraz jestem w zawieszeniu jadę do domu rodzinnego, jego rodzice mnie lubią moi Lubia jego, sama nie wiem czy go kocham, On na pewno tak troszczy się o mnie opiekuje, tylko nie mamy za bardzo w spólnych tematów do rozmowy, troszczy się o mnie na jakiś swój sposób,ciężko mi o tym pisać, czy można kogoś pokochać jakoś się dotrzeć, jakoś nie wiem sama. wiem że monotonny ten mój list, ale wiele emocji umieszczam na moim blogu w zakładce samo życie... może ktoś mi jakoś pomoże..
pozdrawiam


* * * * *

Na początku przepraszam, że bloga czytać nie będę ale nie dam rady. Co do Twojego problemu. No faktycznie, można mieć jakieś wątpliwości. Wiele rzeczy na pewno wynika z charakteru, z odmienności między Wami, ale wydaje mi się bardzo dziwne, że będąc ze sobą już tyle czasu, będąc w takim wieku i on będącw takiej sytuacji finansowej nie zapłaci choćby za Sylwestra czy Twój bilet do domu. W końcu jesteś jego dziewczyną. To może nie jest jakaś kluczowa kwestia, ale trochę zastanwiające. Dziwne też, że chłopak w tym wieku nawet mieszkającz rodzicami nie dokłada się do utrzymania. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji i zdumiewa mnie, że jego rodzice tego nie wymagają. Żeby się nie okazało, że on jest osobą niesamodzielną i uzależnioną od rodziców albo po prostu tak mu wygodnie. Niedobrze, że nie macie wspólnych zainteresowań i tematów - w końcu na czym opiera się Wasz związek? To ważne pytanie i trzeba się nad tym zastanowić. Naturalnie, ludzie nie są tacy sami ale coś ich musi łączyć. Nie można być z kimś na siłę, bo co będzie potem, w małżeństwie? Na początek proszę przeczytaj te artykuły: [zobacz], [zobacz], [zobacz] i odpowiedzi nr: 13, 568, 674, 715, 966, 970, 1005, 1101, 1102. Może to kwestia różnic, może innych oczekiwań, może innej wizji miłości. Jeśli nie to jednak próbowałabym albo coś tu ożywić w tym związku albo jakoś poważnie porozmawić, bo sama masz wrażenie, że jest tak…nijak. A może po prostu on Cię naprawdę kocha ale nie ma pojęcia o Twoich potrzebach i wątpliwościach. Może trzeba mu to wprost powiedzieć? Z Bogiem!

  Karolina, 17 lat
2295
19.05.2008  
Jestem ze swoim chłopakiem pół roku i mam wątpliwości co do swojego uczucia...wydaje mi się że moja miłość do niego gdzieś uleciała albo po prostu to było tylko zauroczenie... Boję się jednak z nim zerwać, bo nie chcę go zranić - on mnie bardzo kocha...a po drugie boję się że bym tego żałowała...;( Nie wiem zupełnie co mam robić...;(

* * * * *

A przeczytaj ten artykuł: [zobacz] Często to co bierzemy za koniec miłości jest końcem zakochania a miłość dopiero się zaczyna. Z Bogiem!

  Monika, 18 lat
2294
19.05.2008  
Pyt. 915, 2070, 2105
Już kilkakrotnie pisałam :) Ale sytuacja całkowicie uległa zmianie. Cały czas się przyjaźnimy, jesteśmy dość blisko ze sobą.. ale cały czas traktuję go jak kogoś więcej niż przyjaciela, on doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Ale udawało nam się do tej pory to pogodzić i normalnie dalej kontaktować :) Jednakże... czuję, że stanęliśmy na cienkiej granicy, a właściwie przekroczyliśmy ją.. jeden krok, a możemy spaść w przepaść.. Między nami w czasie naszych ostatnich spotkań doszło do dotyku i pocałunku. Wyjaśniliśmy niby ten "incydent" od razu i doszliśmy do wniosku, że na razie będziemy spotykać się na neutralnym gruncie, że nie chcemy jednak niszczyć naszej przyjaźni.. widzę jednak, że obydwoje dążymy do tego, aby być blisko siebie, codzienne rozmowy na gg, szukanie kontaktu, spotykanie się.. Boję się, że ta bariera, którą jednak wyznaczam, kiedyś pęknie i poddamy się chwili. Że ryzykując stracimy zbyt wiele - długo budowaną przyjaźń, na której nam bardzo zależy.. Chciałabym wiedzieć, co mam o tym wszystkim myśleć, jak się zachowywać. Niby stwierdził, że to nie powinno mieć miejsca, on nie chce się wiązać z nikim (choroba), wie, że może być ciężko i moi rodzice mogą tego związku nie zaakceptować, ale tak naprawdę nie usłyszałam żadnego argumentu, co on sądzi o tej sytuacji, tylko takie okrężne odpowiedzi.. A poza tym widzę, że ta relacja dla niego też nabrała innego wymiaru, patrzy na mnie inaczej niż na zwykłą "uczennicę", ale chyba też trochę pobłądził.. a ja tak naprawdę już nic nie wiem.. jak się zachować, co myśleć na ten temat, czy w ogóle podjąć jakąkolwiek rozmowę dotyczącą tego, co było i próbować wyjaśnić sprawę, może ustalić pewne zasady, granice.. czy zostawić to tak jak jest i kierować się zasadą "co ma być, to będzie..."
Pozdrawiam.


* * * * *

Moja Droga! Albo w tą albo w tą. Nie można być przyjaciółmi w takich realcjach. Tak się nie da, bo granica będzie pękała coraz bardziej i po jakimś czasie zaangażowana uczuciowo zostaniesz poraniona jego stwierdzeniem, że traktuje Cię jak przyjaciółkę. I będzie dramat i pretensje. Osoba w jego wieku powinna już poważniej się zachowywać. Być może mu się podobasz, być może mu wygodnie z taką sytaucją - żadnych zobowiązań. Ale tak nie można. Czas na naprawdę poważną rozmowę i poważne decyzje, a potem konsekwentne trzymanie się ich. Nie ma czegoś pośredniego między przyjaźnią a miłością (ja nota bene w przyjaźń między osobami płci przeciwnej nie wierzę). Albo faktycznie podejmujecie próbę bycia razem (żadne tłumaczenia chorobą nie wchodzą w grę, co to za choroba? Moim zdaniem to wymówka, bo jakby faktycznie nie chciał się z nikim wiązać to by się tak w stosunku do Ciebie ani nigdy nikogo innego nie zachowywał) albo definitywnie się rozstajecie. Po prostu. Nie wolno stąpać po takiej granicy, bo to zaczyna przypominać zwykłe wykorzystywanie.
Oboje jesteście świadomi różnic między Wami, tego co Was dzieli. Jesteście gotowi na takie ryzyko? Jeśli tak - powodzenia! Jeśli nie - absolutnie należy się rozstać i nie mieć złudzeń co do takiej przyjaźni. Przeczytaj odp nr: 46, 72,7, 1561, 1571. Porozmawiajcie poważnie, bo będzie nieciekawie. Masz prawo od niego jako mężczyzny zażądać jasnego stanowiska. Musisz wiedzieć na czym stoisz. Z Bogiem!

  zakochana, 21 lat
2293
19.05.2008  
Witam, mam(y) ogromny problem, z którym próbujemy walczyć już od dłuższego czasu, jednak wciąż bezskutecznie. Szukałyśmy pomocy u znajomych księży, jednak oni nie potrafią nam pomóc... jesteśmy obie głęboko wierzące (choć brzmi to jak herezja w obliczu tego co robimy), zaangażowane w życie Kościoła itp. Nasza przyjaźń rozwijała się bardzo powoli, trudno nam było sobie zaufać, ale z czasem udało się, bardzo sie do siebie zbliżyłyśmy... niestety również fizycznie -nie wiem jak to się stało i dlaczego to się stało -obie deklarujemy się jako hetero i obie marzymy o małżeństwie z mężczyzną. Kiedy 'ocknęłyśmy się' i zauważyłyśmy, ze to co robimy nie jest normalne (całowanie, przytulanie, dotykanie) próbowałyśmy szukać pomocy, starałyśmy się unikać sytuacji sprzyjających takim zachowaniom etc, ale zawsze upadałyśmy po jakimś czasie, za każdym razem coraz dalej się posuwając. Co gorsza, uświadomiłyśmy sobie, że problem nie tkwi jedynie w fizyczności (z tym w gruncie rzeczy i w ostateczności można by sobie poradzić poprzez zerwanie kontaktu czy temu podobne). Problemem jest to, że jesteśmy w sobie zakochane -że kochamy nie swoje ciało ale siebie, że potrzebujemy się... i trudno jest mi walczyć z poczuciem "pretensji" do Boga o to, że jedna z nas nie jest mężczyzną -wtedy przecież wszystko byłoby w porządku... :( nie oczekuję, że ktoś pomoże nam zaklęciem i odczaruje... ale bardzo chciałabym , żeby ktoś choć spróbował zrozumieć i pomógł nam się wyleczyć z tej miłości, nie mówiąc, ze to zależy tylko i wyłącznie od naszej decyzji -bo nie raz już podejmowałyśmy decyzję o tym , że musimy się uwolnić od siebie i przestać się wzajemnie krzywdzić -bezskutecznie... Stronę Lubelskiej Odwagi już odwiedzałyśmy, ale nie znalazłyśmy tam pomocy... potrzebujemy kogoś 'na miejscu' żeby na żywo porozmawiać (diecezja katowicka)... Proszę o pomoc, nie wiem już gdzie szukać, a to w czym tkwimy teraz tylko nas niszczy... z góry dziękuję. Z Bogiem.

* * * * *

No a ja właśnie miałam polecić Ci stronę Odwagi. Myślę, że tam powinnien być jakiś adres, a może po prostu napiszcie tam na forum prośbę o podanie namiarów na kogoś w Waszej okolicy? Ja niestety nie dysponuję takimi informacjami. Macie rację, że tu potrzeba profesjonalnej pomocy, bo "zwykły" ksiądz (z całym szacunkiem dla niego) nie ma nieraz stosownej wiedzy. A może zajrzyjcie jeszcze na tą stronę i spróbujcie przez jakiegoś katolickiego psychologa?: www.spch.pl No i polecam na temat wychodzenia z tego problemu książkę Alana Medingera "Drogą mniej uczęszczaną". Z Bogiem!

  Gosia, 16 lat
2292
18.05.2008  
Zmoim problemem "męczę" się już dosyć długo....
W naszej parafii jest kleryk, który już niedługo przyjmie święcenia i zostanie księdzm......bardzo dużo Mu zawdzięczam, chociaż wcale z nim nie rozmawiałam. Dzięki niemu zrozumiałam, że życie bez Boga nie ma sensu, "zaraził" mnie tą Miłością .....
.... wszystko zaczęło się podczas pewnej Pasterki, on wtedy był na początku seminarium i proboszcz w jego intencji prosił o modlitwę, jakoś mocno te słowa do mnie trafiły, czułam wręcz obowiązek, żeby się za niego modlić ...... a później to widać Bóg wykorzystał jego, abym dokonała zmiany swojego życia, Marcin wciągnął mnie na właściwą ścieżkę, na Drogę, która okazała się najlepszą i nie chciałam z niej zawracać ...... po pewnym czasie, zakochana w Bogu, chyba również zakochałam się w Marcinie, ale to szybko przeszło....

Tylko teraz nie wiem co zrobić: z jednej strony czuję że powinnam podziękować Marcinowi za to że dzięki niemu stałam się zupełnie innym, lepszym człowiekiem, a z drugiej strony wolałabym to zachować dla siebie. Zostało naprawdę niewiele czasu - od 3 lat próbuję powiedzieć to Marcinowi, ale jak przyjeżdża do parafii to nie mam odwagi do niego podejść i wszystko tłumaczę brakiem okazji....myślałam nawet żeby napisać mu wiadomość na naszej - klasie (bo ma konto) , ale później stwierdziłam, że to też nie jest najlepszy pomysł.
Co powinnam zrobić ??? Z góry dziekuję za pomoc :)))))


* * * * *

Ale chcesz mu tylko podziękować, tak?
To proponuję podczas Mszy św. prymicyjnej podczas błogosławieństwa. Nie będzie to sztuczne, nie będzie obebrane dwuznacznie. Z Bogiem!

  Ula, 20 lat
2291
17.05.2008  
(CD.) Gdy go nie ma, to tęsknię, ale gdy jest, to brakuje jakiegoś takiego cielęcego zachwytu i motylków w moim brzuchu (czytałam już o tym przy okazji innych pytań i znam Pani zdanie, ale mimo wszystko…). Pokazałam mu, że go nie odtrącę, więc zaczął się powoli otwierać "i nie chcę go ranić, zostawiwszy go potem, gdy okaże się, że to jednak nie to. Właściwie to chyba nie pytanie, a jakieś nakreślenie sytuacji i prośba o ocenę tego"
Będę bardzo wdzięczna, jeśli Pani wyrazi swoje zdanie na ten temat. Starałam się oddać to jak najwierniej. Z góry dziękuję i pozdrawiam ciepło.


* * * * *

No ale to jest cd jakiego pytania? Ja zawsze proszę, żebyście podawali numer poprzedniej odpowiedzi.

  Ivy, 18 lat
2290
17.05.2008  
Jestem w rozsypce. Poznalam chlopaka, do ktorego czuje cos wiecej niz tylko zauroczenie i fascynacje. Wydawal byc sie dla mnie idealny pod kazdym wzgledem. Z nikim nie rozmawialo mi sie tak swobodnie jak z nim. Tak bardzo pragnelam (i dalej pragne!) by kiedys zostal moim mezem. Ale ostatnio w ogole nie daje znaku zycia. Najpierw o mnie zabiegal, a teraz czuje, jakbym mu sie znudzila czy co...kompletnie nie wiem dlaczego! Wszystko szlo tak dobrze...Ja wiazalam z nim nadzieje, ale tak naprawde nigdy do konca nie bede juz chyba wiedziec, co on do mnie czuje, czy w ogole cos czuje...Po ciezkiej walce z sama soba odwazylam sie by delikatnie go jeszcze zagadac, ale on nie zareagowal...a na kolejny krok sie nie odwaze, zbyt wiele lez i nerwow mnie to kosztowalo...To jest jak koszmar!!! Ja mam rozdarta dusze, w jednym momencie wszystko dla mnie pryslo, a on...eh...nawet nie wiem!Na dzien dzisiejszy wszystko stracilo dla mnie sens:dom, moja matura, moje zycie...w ktorym tak pragne obdarowac mezczyzne mojego zycia miloscia, podczas gdy on ja odrzuca...Wiem, ze to ten JEDYNY, choc moze to wyznanie brzmi nieco dziecinnie...no tak juz nawet nie mam komu tego powiedziec...pozostalo mi szukac pomocy albo u wrozki albo tam, gdzie jescze pali sie ostatnie swiatelko nadzieji, jakim jest moj Bog... tak bardzo pragne szczescia D., tak bardzo chce by dane mu bylo cieszyc sie obecnoscia drugiego czlowieka tak samo, jak bylo mi dane to przezyc z jego strony...tylko ze ja TEZ mam uczucia...chociaz na dzien dzisiejszy wydaje mi sie, ze w miejscu, gdzie kiedys bylo moje serce, jest teraz wypalona dziura, ktora rozszerza sie na inne czesci mego ciala, a moje oczy zostaly wyzarte przez lzy.../nie wiem co to zmieni ze to napisze...nie wiem co juz ma dla mnie snes...chyba nic...nie pierwszy raz przezywam zawod milosny, ale to cos po raz pierwszy WYZERA mi dusze!!!/niby oficjalnie nie skonczylismy jeszce tej znajomosci, ale nie wiem czy bede w stanie...zreszta nie wazne...

* * * * *

Hmm, no przykra sprawa. Przychodzi mi do głowy, że z jego strony to był taki słomiany zapał, zakochanie, które minęło. Pisałam o takim mechanizmie w tym artykule: [zobacz] . Rozumiem Twoje rozżalenie i ból. Co Ci zostaje? No, absolutnie nie wróżka, wszelkie takie formy "przepowiadania przyszłości" są grzechem ciężkiem i nie wolno chrześcijaninowi korzystać z wróżek. Natomiast Bóg jak najbardziej. Ja nie wiem co Bóg chce Ci powiedzieć przez to wydarzenie, ale Ty się módl, by dał Ci znak czemu ma to służyć. Ponieważ nie ma w tym Twojej winy to albo jest to świadome i celowe działanie tego chłopaka (ma wolną wolę i niestety nie możesz go zmusić do miłości), jakaś jego niedojrzałość, egozim, bo nie myśli o Twoich uczuciach albo - jakieś doświadczenie dla Ciebie. Choćby po to, byś zobaczyła, że potrafisz kochać. Byś kiedyś kiedy poznasz kogoś wierzyła w swoje siły, w to, że możesz się komuś podobać. Wiem, że jest to ciężkie doświadczenie, ale nie pozwól by Cię złamało. Jeśli on nie odpowiada, nie stara się to daj spokój. Jeśli ciagle będziesz tylko o nim myśleć i nie pogodzisz się z tym, że on nie chce być z Tobą to już tylko krok do tego, byś zaczęła kochać nie jego a swoje wyobrażenia o nim (o ile już tego nie robisz), przeczytaj o tym w odp nr: 441, 868. Przeczytaj proszę też odp nr: 65, 80, 526, 653, 825 i próbuj pomału powstawać. Jestm przekonana, że znajdziesz kiedyś kogoś kto będzie Cię kochał z wzajemnością. Może nie warto tracić energii na kogoś kto o Tobie nie myśli? Wyjdziesz z tego, zobaczysz, a to doświadczenie niech Cię umocni. Módl się, by Bóg zabrał Ci ten ból i pozwolił w swoim czasie poznać tego jedynego. Bo między innymi po tym poznajemy, że to jest ten jedyny, że miłość jest wzajemna, inaczej byłoby to okrutne gdyby "jedyny" nie chciał z nami być. Miłość prawdziwa zawsze jest wzajemna. I takiej Ci życzę. Z Bogiem!

  Ewelina , 23 lat
2289
17.05.2008  
Witam.Od 9 lat znam moją najlepszą przyjaciółkę i nie mogę patrzeć,jak coraz bardziej zamyka się w sobie,alienuje.Chodziłyśmy do jednego ogólniaka,studiowałyśmy na tym samym uniwerku.Ja studiuje dalej,ale Izka przerwała naukę.Około rok temu poznała chłopaka i straciła dla niego głowę.Dwa miesiące się schodzili,potem zaczęli się spotykać.Wszystko było fajnie,aż raz nad ranem wpadła do mnie poobijana i zapłakana.Dopiero następnego dnia udało mi się wyciągnąć z niej,co się stało.Ten drań przez kilka godzin bił ją i perwersyjne gwałcił.1,5 miesiąca leczyła się psychiatrycznie w zakładzie,ciągle jest kompletnie załamana,rzuciła studia,a w dodatku stała się bezpłodna.A jej''chłopak"uciekł. Nie wie,jak mogłyśmy nic nie zauważyć podejrzanego w tym typie,szczególnie ja,bo Izka za nim szalała. Boję się o nią.Rozmowa z księdzem nie wchodzi w grę,bo Izka nigdy nie praktykowała,a po rozmowach z psychologiem nie widać efektu. Ja staram się modlić za nią,ale jest w tej modlitwie więcej wyrzutów i skarg niż miłości.Proszę o radę.Przepraszam,że to tak wszystko obrazowo opisałam,ale nie umiem nie nazwać tego po imieniu,a Iza jest dla mnie jak siostra.Proszę powiedzieć mi,jak jej pomóc,bo sama nie potrafię:( Ewelina

* * * * *

Przede wszystkim nie chce mi się wierzyć że jest bezpłodna. Kto tak powiedział i na jakiej podstawie? Bezpłodność to brak narządów płciowych albo upośledzenie funkcji rozrodczych w takim stopniu, że jest to nieodwracalne. Nie dzieje się to pod wpływem gwałtu. Ponadto nie da się tak naprawdę stwierdzić nawet niepłodności (nie tylko bezpłodności) dopóki ktoś nie zacznie starać się o dziecko i nie zrobi wszelkich badań. Więc ten kto jej tak powiedział nie jest wiarygodny i absolutnie w to bym nie wierzyła. Po drugie: to co się jej przydarzyło absolutnie kwalifikuje się na terapię. Nie da się kilkoma słowami przez internet dać jakiejś złotej rady. Polecam Ci tą stronę: www.spch.pl , znajdź jakiegoś dobrego psychologa i próbuj namówić ją na wizytę. Skontaktowałabym się też z jej rodzicami, bo oni mogą mieć na nią spory wpływ. Jeśli zaś ona sama nie jest wierząca to Ty porozmawiaj z jakimś mądrym księdzem. Widzisz, trudno pomóc osobie niewierzącej, bo tak naprawdę nawet w największym nieszczęściu naszym sensem jest Bóg i przez Jego pryzmat da się wiele wytłumaczyć i w Jego Imię z wielu rzeczy powstać. Jak ktoś w niego nie wierzy to co mu zostaje? Żal do losu? Jestem przekonana, że Twoja koleżanka ma ogromną szansę wyjść z tego wszystkiego i być znów pogodną osobą z wiarą w przyszłość. Natomiast potrzeba tu terapii. Ty sama choćbyś bardzo chciała nie jesteś jej w stanie dać tego czego ona potrzebuje. Natomiast to co możesz zrobić to być przy niej, wysłuchać jej i jednak próbować namówic na dobrego psychologa. No i wysłać do dobrego ginekologa, który nie będzie opowiadał bzdur o bezpłodności. Módl się za nią. Rozumiem Twoje rozżalenie, ale proś Boga by Iza odzyskała przede wszystkim wiarę w Niego, o to, by potrafiła powstać. Nie pozwól jej rozpamiętywać w nieskończoność tego wydarzenia, wyciągaj ją na spacer czy gdzieś indziej. Koniecznie też powinna wrócić na studia, bo w ten sposób będzie jej łatwiej i zapomnieć i uwierzyć w swoją wartość i może też poznać kogoś wartościowego? Bądź przy niej ale nie na zasadzie wspólnego użalania się tylko pokazuj jej mocne strony, zachęcaj do robienia czegoś. To okrutne co ją spotkało ale czy ma to jej złamać życie? Ma już zawsze rozpamiętywać kogoś kto o niej nawet nie myśli? I jeszcze jedno: czy sprawa została zgłoszona na policję? Bo chyba warto. Z Bogiem!

  kasia, 23 lat
2288
16.05.2008  
Witam,
bardzo lubię Państwa stronkę i bardzo się cieszę, że coś takiego jak pytania i odpowiedzi są na niej zamieszczane, ponieważ wielu ludzi ma podobne problemy i można się czegoś dowiedzieć, nauczyć. Dziękuję.
Mam problem. Mam chłopaka od kilku miesięcy. Zależy mi na nim, lubię z nim spędzać czas, lubię się do niego przytulać, całować. Wcześniej przez dłuższy czas z nikim się nie spotykałam, tym razem chciałam spróbować. Mówię, " chciałam spróbować" bo nie wiem czy to jest to. Wiem, że od razu nikogo się nie kocha. Ale ja nie przeżywam tego wszystkiego tak bardzo uczuciowo. Dobrze mi przy nim ale nie jestem podeksycytowana tak jak bywałam z moją pierwszą miłością. Wtedy wydawało mi się, że mogę przenosić góry. Teraz podchodzę do wszystkiego spokojniej, może to kwestia wieku , czy zmiany poglądów bo teraz wiem, że to Bóg jest najważniejszy....Proszę o radę.
Mam też pytanie czy to normalne, że ja od czasu do czasu (raz na kilka -klikanascie dni kiedy się widujemy codziennie ,czasem dłużej czasem krócej) potrzebuję od mojego chłopaka odpocząć , tzn.chcę pobyć trochę sama, wyciszyć się , przymyśleć wszystko, poczytać....?
Dziękuję za pomoc. Pozdrawiam serdecznie.


* * * * *

To, że nie reagujesz tak jak przy pierwszym uczuciu to naturalne. Pierwsza miłość jest tak charakterystyczna i tak wbija się w pamięć, że nie można kolejnych do niej porównywać. Pisałam o tym w odp nr 575. Normalne też jest to, że do tego chłopaka podchodzisz spokojniej i masz bardziej otwarte oczy. Miłość nie musi przychodzić jak burza, może być cicha, może też w ogóle być pozbawiona etapu zakochania. Więcej na ten temat poczytaj w tym artykule[zobacz] i odp nr 13. To, że od czasu do czasu pragniesz samotności też jest naturalne. Twój chłopak też na pewno od czasu do czasu chce pójść z kolegami na mecz czy nawet pobyć samemu. I Ty z pewnością też, szczególnie na początku znajomości jest to potrzebne, wtedy gdy jeszcze nie wiemy czy chcemy z tym kimś być, czy do siebie pasujemy. Potrzebujemy wtedy czasu na zastanowienie się, bo nic nie jest oczywiste. Z czasem, kiedy coraz bardziej chcemy ze sobą być ta potrzeba samotności się zmniejsza, ale jest to normalne. Nie ma zatem żadnego powodu do niepokoju. Oczywiście doradzam też modlitwę o rozeznanie, z Bogiem!

  Alicja, 21 lat
2287
16.05.2008  
Szczęść Boże! Nie radze sobie z czystością. Mam chłopaka i uprawiamy peting. Oboje mamy świadomość, że to grzech ale i tak bardzo często upadamy. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Boje się spowiedzi i przez to rzadko przystępuje do tego sakramentu. Ostatnio jak byłam to ksiądz w ogóle mnie nie zrozumiał. proszę o pomoc

* * * * *

Koniecznie oboje przeczytajcie ten artykuł: [zobacz] . Czystość jest bardzo ważna w związku a to przede wszystkim dlatego, że tylko w czystości można poznać się naprawdę, nie mając żadnych dodatkowych bodźców, nie patrząc przez żaden inny pryzmat na drugą osobę. Tylko zaś poznając się naprawdę można stworzyć udany związek i nie mieć potem pretensji, że ktoś był inny. Bo to nie ktoś był inny tylko my patrzyliśmy na niego innymi oczami - poprzez ciała a nie dusze. Przeczytajcie, pomyślcie, porozmawiajcie. A na spowiedzi mówcie szczerze. Ksiądz zrozumie jak nazwiecie rzeczy po imieniu mówiąc tak jak napisałaś: petting a nie kręcąc o "nieskromnych myślach" czy niedochowywaniu czystości. Szczerze, konkretnie i z żalem, bo naprawdę za to należy żałować. Odwagi, módlcie się przed każdą randką i skorzystajcie z rad, które są w tym artykule. Jestem przekonana, że jeśli Wam na sobie zależy dacie radę. Z Bogiem!

  Kinga, 22 lat
2286
16.05.2008  
Miałam nie zadawać tego pytania, bo odpowiedź wydawała mi się dotąd oczywista, ale może jednak się mylę :-) Przeczytałam kiedyś, że kiedy chłopak jest zakochany, zainteresowany dziewczyną, to to po nim widać i po jego staraniach i dziewczyna nie będzie miała problemu z odgadnięciem, że on się nią na serio interesuje. Wydaje mi się, że to zdanie jest prawdziwe. Ale zaczęłam się zastanawiać, czy na prawdę u każdego chłopaka tak to działa... Staram się tymi słowami kierować, bo już miałam przyjemność być potraktowaną przez chłopaka jak "idiotka, której tylko się coś wydawało, a chłopakowi absolutnie o nic nie chodziło"...:-/ Ostatnio pewien 25-latek zaczął okazywać mi zainteresowanie, ale w sposób dość subtelny. Zawsze posyła mi uśmiech, jak się widzimy na zajęciach i ogólnie się do mnie dużo uśmiecha, patrzy mi w oczy; wracając z zajęć rozmawiamy, czasem rozmawia nam się świetnie, czasem trudniej zagaić rozmowę, ale ogólnie jest OK! Poza tym ciągnie nas do siebie, po prostu chemia działa;-) Ale ja podchodzę do niego trochę z dystansem. Jestem świeżo po potraktowaniu mnie jak "idiotkę" prze chłopaka i ciężko mi na luzie zaczynać nową znajomość. Po prostu czekam na konkrety z jego strony... tylko w ten sposób on może myśleć, że ja w ogóle nie jestem nim zainteresowana i wszystko się rozpłynie... On jest ogólnie delikatny, ma spokojny styl bycia, ale nie wiem, czy jest ostrożny w takich kontaktach z dziewczynami, czy chce się mną zabawić (wydaje mi się to mało prawdopodobne, to chyba nie ten typ chłopaków), czy powoli przestaje się mną interesować, bo ja wykazuję zbyt mało zainteresowania, czy od początku to było słabe zainteresowanie. Myślę sobie, że jak ma 25 lat, to powinien umieć zdobyć dziewczynę... A ja powinnam widzieć, że on tego chce... Jak to jest???
Pozdrawiam redakcję i dziękuję za odpowiedź!:-)


* * * * *

Tak, generalnie tak jest, że jak chłopakowi się dziewczyna podoba to powinien przejść do konkretów i działać. Czasem zdarzają się takie sytuacje jak opisujesz o tym potraktowaniu jak kogoś komu się tylko coś wydaje, ale moim zdaniem jest to po prostu wycofanie się w nie najlepszym stylu przez chłopaka. Bo rzadko kiedy się zdarza, żeby dziewczyna aż tak wmówiła sobie zainteresowanie chłopaka, najczęściej jest tak, że jemu w pewnym momencie się odechciewa, traci zainteresowanie dziewczyną, poznaje ją lepiej i stwierdza, że ma inne poglądy, które jemu nie odpowiadają itp. i żeby wyjść z twarzą z sytuacji wycofuje się mówiąc, iż zawsze traktował dziewczynę "jak koleżankę" i jej się coś wydawało. Dziewczyna czyje się wtedy bardzo głupio i zastanawia się co zrobiła źle. A to nie ona jest winna, tylko chłopak, pisałam o tym w odp nr 1409. Droga Kingo! Twoja ostrożność jest jak najbardziej zrozumiała. Jasne, że boisz się wykonać jakiś ruch lub choćby mysleć o tym chłopaku w bardziej konkretnych kategoriach, bo boisz się takiego samego potraktowania. Jednak nie musi tak być. Bardzo możliwe, że chłopak próbuje poznać Cię bliżej albo może wyczuwa pewien dystans i żeby nie narazić się na "kosza" nie robi nic więcej. To co możesz zrobić to odwzajemniać zainteresowanie w stopniu jaki on Ci okazuje, cieszyć się na jego widok czy sama zaczynać rozmowę. Możesz też prosić go o drobne przysługi. Jeśli chętnie spełni Twoją prośbę jest duże prawdopodobieństwo, że jest Tobą zainteresowany. Proponuję też, byś poczytała odp nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486, 1932, 1306. Oczywiście może zdarzyć się taki czarny scenariusz, że Ty zaczniesz darzyć go sympatią a jemu się odechce. I być może znów usłyszysz owo "traktuję Cię jak koleżankę". Mam naturalnie nadzieję, że to nie nastąpi, ale gdyby tak się zdarzyło to wiedz, że nie Ty jesteś winna a zadziałał mechanizm, o którym pisałam wcześniej. Nie należy wtedy doszukiwać się winy w sobie tylko szukać dalej. Życzę Ci naturalnie powodzenia, z Bogiem!

  Asia, 19 lat
2285
14.05.2008  
Nie wiem czy ten temat się tutaj nadaje, ale spróbuję, jeśli nie, po prostu na to nie odpowiecie. Ostatnio pisałam o moim związku, który trwa już (dopiero?) ponad cztery miesiące. Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy; mój ojciec był alkoholikiem (podobno jest sie nim przez całe życie, ale on jest epileptykiem i nie pije już od wielu lat dlatego użyłam czasu przeszłego). Przez pewne przeżycia i wspomnienia z przeszłości bardzo agresywnie reaguję na alkohol... Kiedy mój chłopak przyszedł do mnie kiedyś po JEDNYM piwie, wystarczył mi sam zapach alkoholu. Nie mogłam z nim normalnie rozmawiać. Dopiero na drugi dzień powiedziałam mu o tym co czułam i skąd to się wzięło. Zrozumiał i nawet mnie przeprosił. Boję się tego, że przez ten mój chorobliwy strach przed alkoholem doprowadzi do czegoś złego;np. do rozpadu naszego związku. Nie wiem co robić, jak nabrać w tej kwestii dystansu. Bo przecież wypicie raz na jakiś czas piwa ze znajomymi to nie jest przestępstwo?.
Wiem, że on mnie rozumie i gdybym go o to poprosiła być może przestałby pić, ale ja nie chcę go ograniczać moimi uprzedzeniami.


* * * * *

Tak, wypicie piwa od czasu do czasu nie jest niczym złym, ale Twoja reakcja jest jak najbardziej zrozumiała, bo jesteś Dorosłym Dzieckiem Alkoholika. Potrzebujesz terapii dla takich osób, ona ogromnie dużo Ci da, pomoże pozbyć się leków i uprzedzeń, pomoże przebaczyć ojcu i zrozumieć dlaczego kiedyś tak się zachowywał. Dobrze by było, żebyście się na terapię wybrały razem z mamą. Są one prawie w każdej parafii, polecam Ci stronę www.dda.pl tam dowiesz się wszystkiego. Świetnie, że zadałaś to pytanie i masz świadomość takich rzeczy, z Bogiem!

  Asia, 19 lat
2284
14.05.2008  
Witam serdecznie. Od czterech i pół miesięcy jestem w szczęśliwym związku z chłopakiem w moim wieku. Znaliśmy się już w gimnazjum. Jestem wolontariuszką, on był na życiowym "zakręcie", praca w wolontariacie miała mu pomóc wrócić na dobrą drogę. Mieliśmy ze sobą dobry kontakt, dość często rozmawialiśmy, byliśmy blisko zaprzyjaźnienia się, jednak chyba do tego wtedy nie doszło. W pewnym momencie poczułam do niego coś więcej. Jednak to było takie uczucie w ukryciu. On o niczym nie wiedział. Po ukończeniu gimnazjum kontakt się urwał. Przez prawie trzy lata ograniczał się do przypadkowych spotkań na ulicy. Ponowny kontakt nawiązaliśmy w Sylwestra tego roku, zupełnie przypadkiem odnalazł mnie przez Internet :) Od tamtej pory jesteśmy ze sobą. Dowiedziałam się, że już w gimnazjum coś do mnie czuł. Jednak oboje ukrywaliśmy swoje uczucia w obawie przed odrzuceniem. Teraz minęło w zasadzie nie wiele czasu odkąd jesteśmy razem, bo jak już pisałam, trochę ponad cztery miesiące. We wcześniejszych wypowiedziach czytałam, że dopiero po kilkunastu miesiącach mija okres "zauroczenia" i pojawia się prawdziwa miłość. Ja jednak czuję coś czego nie czułam nigdy do żadnego chłopaka. Czuję, że chcę spędzić z nim resztę życia. Widzę jego wady, rozmawiamy ze sobą o wszystkim i wspieramy się w codziennym życiu. Czasem mam wrażenie, że jesteśmy jak "stare małżeństwo"... A przecież jesteśmy tacy młodzi. Moje pytanie jest trochę dziwne; czy to może być ta prawdziwa miłość? Czy to, że znaliśmy się wcześniej wpływa w jakiś sposób na to co teraz czujemy? Usłyszałam od niego, że chce spędzić ze mną resztę życia. Przy mnie wrócił do Kościoła, wcześniej miał wieloletnią przerwę w kwestii wiary. To też ma dla mnie bardzo duże znaczenie. Czy mogę już teraz z pełną odpowiedzialnością powiedzieć : "kocham"? I mieć pełną świadomość tych słów?

* * * * *

Asiu, to może być prawdziwa miłość i z pewnością fakt, że się wcześniej znaliście może przyspieszyć tu pewne procesy. Natomiast musisz też wziąć pod uwagę to, że od gimnazjum z pewnością się zmieniliście, choćby w sensie większej dojrzałości. Nie sądzę jednak, by po tak krótkim okresie w sczególności w Waszym wieku można było jednoznacznie wiedzieć, że to już jest osoba na całe życie. Naprawdę trzeba ze sobą wiele przejść, by poznać się NAPRAWDĘ. I to poznanie odbywa się najprawdziwej gdy jest ciężko, gdy są nie tylko miłe chwile ale i problemy. Trzeba bardzo dużo rozmawiać ze sobą. No bo tak naprawdę takie poczucie i deklaracje bycia na zawsze co w Waszym związku teraz zmienią? Przecież jeszcze się nie pobierzecie, prawda? Więc ja bym tutaj była ostrożniejsza i po prostu cieszyła się chodzeniem ze sobą. Co do wyznania miłości: dlaczego Ty chcesz to powiedzieć? To mężczyzna robi to jako pierwszy. A czy już czas? Przeczytaj ten artykuł: [zobacz]
Z Bogiem!

  Jacek, 26 lat
2283
14.05.2008  
Co Bóg może zrobić z człowiekiem, który świadomie i dobrowolnie odrzuca prawdziwą miłość? Czy jego życie nie będzie zgorzkniałe? Czy może "otrzymać" inną osobę, którą także pokocha prawdziwie, ale dodatkowo ją przyjmie.

* * * * *

Wiesz to nie tak, że Bóg coś z nim zrobi, bo to człowiek sam ze sobą zrobi - właśnie odrzuci miłość. Ale do rzeczy: rozumiem, że chodzi Ci o związki damsko-meskie. Nie bardzo wiem czemu ktoś spotykając taką prawdziwą miłość miałby ją odrzucić. Jeśli odrzuca to zawsze coś jest nie tak, więc nie jest ona tak prawdziwa, by chcieć iść z nią przez życie. Bo gdyby była prawdziwa to faktycznie można by było trochę zgorzknieć dobrowolnie się jej wyrzekając, bo właśnie pozbawiłoby się tej iskry. Ale nadal nie rozumiem sensu takiego działania, bo jeśli nawet musimy się rozstać to albo są to okoliczności od nas niezależne albo sami dochodzimy do wniosku, że nie pasujemy do siebie - zatem w każdym z tych przypadków nie jest to jeszcze "to". Czy ktoś może w takiej sytuacji otrzymać inną osobę. Tak. Bóg ma dla nas wiele propozycji i różne plany awaryjne. Nie istnieje coś takiego jak przeznaczenie w miłości, pisałam na ten temat w tym artykule: [zobacz]
A owo przyjęcie danej osoby, o którym piszesz to jest coś bardzo ważnego - jest warunkiem miłości właśnie. Jeśli go nie ma nie ma miłości. Z Bogiem!

  ewa, 16 lat
2282
13.05.2008  
Jestem z chłopakiem 2 lata starszym odemnie. Chodzimy ze sobą prawie dwa miesiące. On wyznał mi miłość już dawno temu, jest w mnie bardzo zakochany, a ja kocham go trochę. Od niedawna przeczuwam, że nie będziemy długo razem i zadam mu wielki ból odchodząc. Nie wiem czy być dalej z nim, czy już odejść, mam wątpliwośi do tego. Z góry dziękuje za odpowiedź.

* * * * *

A jakieś konkrety? Bo na samych przeczuciach to kiepsko się wychodzi. Miłość to nie tylko uczucia! Przeczytaj o tym w tym artykule: [zobacz]. Nie wiem co Tobą kieruje i czy poznaliście się na tyle byś mogła uczciwie podjąć taką decyzję i ja uargumentować. No tak, bo on ma pełne prawo wiedzieć dlaczego odchodzisz, w czym się nie rozumiecie, w czym nie pasujecie. Nie można się rozstać bez przyczyny. A może on zbyt szybko wyznał Ci miłość i Ty się tego przestraszyłaś? Jeśli jesteście ze sobą niecałe dwa miesiące i on już dawno wyznał Ci uczucie to coś jest nie tak. Wyznać miłość można jak się dobrze pozna i zdecyduje być z tą osobą. O tym przeczytaj w tym artykule: [zobacz . Pomyśl o tym wszystkim. Z Bogiem!

  Mała mi, 24 lat
2281
11.05.2008  
Witam. W zasaadzie piszę tego mejla, mimo iż już podjęłam decyzję ze nie chce być z tym chłopakiem. Czuję smutek i żal....w zasadzie mam pewne wątpliwości typu...a może jednak...coś by z tego wyszlo. Otóz po kilku latach spotkałam swojego byłego chłopaka( był on moim pierwszym chłopakiem a ja miałam wtedy 18 lat). Po ok roku rozstalismy się, on ze mną zerwał, gdyż doszło do zdrady z jego strony..i...byc może czuł wyrzuty sumienia, aby dalej ze mną być( tak to teraz tlumaczy). Przez ostatni miesiąc ,po tym jak spotkalismy się ( przez przypadek ) na nowo...spotykalismy sie codziennie , on strała się o mnie, ja natomiat zachowywalam dystans...bo nie chcialam zbyt szybko wciagnac się w ta znajomosc, chcialam go wpierw 'poobserwowac' , zobaczec..czy potarfilabym sie w nim zakochac na nowo....zauroczyłam sie....i właśnie wtdy dowiedziałąm się od niego ze...podczas naszych spotkac( w tym czasie) doszlo miedzy nim a jakąś przelotnie poznaną dziewczyną na imprezie do sexu....niezobowiazujacego...I czar prysł...on twierdzi ze zlamal swoje zasady.....ze zaluje ...ze najbardziej mu zalezy na mnie...ale mnie automatcznie przestalo zalezec...bo to chyba nie jest normalne..ze gdy starasz sie o dziewczyne i jesli nawet jeszcze nie jestescie w zwiazku...to takie sytuacje nie maja prawa sie zdarzyc....wogole nie maja prawa sie wydarzyc...czy naprawde meska natura jest tak bardzo zwierzęca..ze dopuszcza się takich czynow???...dla mnie osobisice jest to zdrada....ale wciaz mam jakies glupie watpilosci...

* * * * *

Oczywiście, że takie zachowania nie mają prawa się zdarzyć. I obawiam się, że nie jest to jakiś jednorazowy wyskok, bo potraktował Ciebie już tak drugi raz to ile razy w ogóle już tak się zachował? Tego się nie dowiesz, ale sądzę, że to może być jego styl życia. Chłopak, który już na wstępie pokazuje, że zasady nie są dla niego istotne nie budzi zaufania tylko odstrasza. Twój lęk jest uzasadniony i ja zareagowałabym tak samo-zniechęciłabym się. Bo on nie daje żadnej rękojmi ani wierności ani czystości ani stałości w uczuciach, o odpowiedzialności nie wspomnę. Absolutnie męska natura nie jest "zwierzęca", jest jak najbardziej ludzka, a zdrada absolutnie nie może mieć miejsca tylko z tego tytułu, że ktoś jest mężczyzną. Jeśli chłopakowi zależy na dziewczynie to przez myśl mu nie przejdzie, że mógłby ją zdradzić, bo myśli tylko o niej i kocha ją piękną, czystą miłością. Do takiej miłości stworzona jest zarówno kobieta jak i mężczyzna. Inaczej mężczyznę nie obowiązywałaby przysięga małżeńska a przecież jak wiemy przykazania są dane obu płci. Skoro tak - to nie jest ponad siły mężczyzny. Jaką on daje gwarancję, że będzie dobrym mężem?
No cóż, rozumiem, że Cię to boli, bo zaangażowałaś się uczuciowo, ale wiesz, że to nie byłby najlepszy wybór, a cierpienie byłoby coraz większe. Współczuję Ci, ale utwierdzam w dobrej decyzji. A jak sobie z tym poradzić przeczytaj w odp nr: 80, 526, 653, 825. Proś Boga, by zabrał Ci to uczucie i dał chłopaka, który pokocha prawdziwą miłością. Z Bogiem!

  Kinga, 20 lat
2280
11.05.2008  
Szczęść Boże. Mam pewien problem, który jakoś nie daje mi spokoju. Powinnam się cieszyć, bo mam wspaniałego chłopaka. Poznaliśmy się jakiś rok temu. I od samego początku coś między nami zaiskrzyło. Jednak on wyjechał za granicę do pracy. Nie widzieliśmy się pół roku. On dzwoni, pisze, mówi, że kocha. Planujemy wspólną przyszłość. Jednak martwi mnie jedna sprawa. Gdy pytałam go kiedy wróci na stałe do Polski odpowiedział, że mniej więcej za rok, ale teraz ten czas przedłużył o kolejny rok. Próbowałam z nim rozmawiać, ale nie możemy jakoś pójść na kompromis. Ja narazie nie mogę do niego wyjechać, gdyż studiuję. Boję się, że on nie wróci, ze ten czas powrotu będzie ciągle odwlekał. A może zdarzy się taka sytuacja, że np. po ślubie zostawi mnie i dzieci i wyjedzie. Nie wiem co mam robić. On jest w tej sprawie bardzo uparty i nie liczy się z moim zdaniem, nie docierają do niego żadne argumenty. Przecież w Polsce też ludzie żyją, pracują i jakoś dają sobie radę finansowo. Na odległość ciężko jest rozmawiać, szczególnie o tych poważnych sprawach. Proszę o radę. Z Bogiem.

* * * * *

No chyba przed ślubem to wszystko należy ustalić, więc nie można zrobić tak jak się chce i np. jednostronnie podjąć decyzję o wyjeździe. A teraz? Rzeczywiście dziwne, że ciągle przedłuża ten pobyt i nie chce wrócić. Nie widzieliście się tyle czas i mu tego nie brakuje? Nie można być ze sobą jeśli w ogóle się nie widzi. Żadne listy i zapewnienia o miłości nie zastąpią żywego kontaktu. Przecież przez ten czas oboje się zmieniacie. Ja również uważam, że w Polsce ludzie żyją i zarabiają, nawet jeśli to są mniejsze pieniądze. Ale co jest najważniejsze? Ja wiem, że perspektywa szybkiego zarobku w trudnej sytuacji młodych ludzi tutaj kusi ale… Ja doradzam poważną rozmowę z konkretnymi argumentami. Nie na ostrzu noża ale Ty musisz znać konkrety i jemu przedstawić swoje obawy i pragnienia. Nie może być tak, że on nie zważa na to co Ty mówisz, bo jeśli jest w związku z Tobą to musi je brać pod uwagę. Rozmawiajcie, inaczej się nie da podjąć żadnej decyzji. I najlepiej by było gdyście porozmawiali "na żywo" kiedy on będzie w Polsce. Z Bogiem!

  Justyna, 23 lat
2279
10.05.2008  
Witam,
Mam taki problem. W zasadzie koleżanka.
W lipcu ma się hajtać z jednym chlopakiem ode mnie z roku, jednak ja i nie tylko ja nie wróżymy im świetlanej przyszłości. Otóż dlaczego? Odkąd są ze sobą nie wychodiz nigdzie. Problem nawet, żeby wyszła do koleżanki. W końcu po dwóch latach spotkłysmy się same..co było dla mnie szokiem, że w końcu!(są ze soba prawie 2.5 roku). Siedząc w kawiarni on zadzwonił.. ona powiedziała, że jest ze mną i coś zaczeła tłumaczyć się, przepraszać... aż mi się głupio zrobiło i dziwnie. Po telefonie coś pytała się o to..a ja, że dziwne żeby tak się tłumaczyła..
Pytała też co chłopacy na roku sądzą o nim.(on jest na roku). Powiedziałam prawdę, że nie przepadają za nim, że sporo osób mówi , ze się zmienil. Raz poszliśmy na imprezę plenerową latem.. to po 20,minutahc wyszli..a tak cieszyła się, że w końcu po roku spotka się z jedną koleżanka. Nawet nie zdążyły porozmawiać. Wszyscy inni byli zszokowani tym zachowaniem. On zapewne zarządził.
Z obserwacji mojego kolegi, który dawniej przyjaźnił się nawet z tym jej narzeczonym wynika, że ona sama widzi, że on ja krótko trzyma, nieraz chętnie by wyszła gdzieś na imprezę. Uważa on, że ten jej się tak spieszy do ołtarza, ponieważ myśli, że po to już będzie bezpiecznie. Ten mój kolega uważa, że ona nie chciałaby naprawdę jednak (zresztą z tego co mówila mi ostatnio wynika niepewność ) ale ze boi się mu powiedziec, bo jest za dobra. Tylko kurcze.. według mnie lepiej póki nawet mają wszystko załatwione na ślub, zapłacone mimo tego skończyć to przed, niż po. Co dopiero jak dzieci będą mieć. Według mnie to nie jest miłość z jego strony tylko WŁADCZOŚĆ. Nie wiem spróbować z nią porozmawiać jeszcze raz? Niech sama wprost mi powie co czuje itd. Jakie najlepiej pytania zadać? Z drugiej storny nie mam zamiaru tak się mieszać w związki,ale to dla jej dobra i to nawet chłopacy tak uważają. Już jeden prosił bym coś zrobiła.


* * * * *

Masz rację. Przeczytaj odp nr: 24, 377, 1343, 1385 o zazdrości i coś z tej argumentacji jej przedstaw. Nie jest to normalne, a po ślubie będzie gorzej, bo będą już formalnie związani i on dopiero będzie zazdrosny o to, że się spoijrzała na kogoś itp. A jak będą dzieci to już w ogóle z domu nie wyjdzie. Nie rozumiem - jeśli jej naprawdę z tym źle - dlaczego nie jest uczciwa wobec samej siebie i dlaczego siebie i swoje przyszłe dzieci skazuje na takie życie? Bo musi też o tym pomyśleć, bo jest za to odpowiedzialna. Tak nie można. Co to znaczy, że boi się mu powiedzieć, że jest za dobra? A małżeństwo to uległość, to instytucja charytatywna? To jakiś chory układ gdzie tylko jedna strona ma coś do powiedzenia. To przeczy istocie małżeństwa! Oczywiście, że z nią porozmawiaj. I pokaż jak może być później. Zapytaj jak ona się z tym czuje, jak wyobraża sobie przyszłość, przytocz przykłady ludzi, którzy tak postąpili. Zapytaj czym dla niej jest miłość i małżeństwo. Jak on się zachowuje wobec niej i czy ona też mu zabrania wychodzenia gdziekolwiek. Jeśli nie to czy nie widzi różnic w ich związku? Co na to jej rodzice? Jak chciałaby, żeby wyglądały dni po ślubie, jak będą wyglądały kontakty z koleżankami. Co będzie jak będzie musiała pojechać w pracy na delegację - przecież będzie musiała. Czy nie czuje się przytłoczona, czy nie brak jej czasu dla siebie? Jak spędzają wolny czas? Powiedz szczerz, nawet jeśli ona się na Ciebie obrazi to trudno. Może zrozumie, a nawet jak nie to będzie wiedziała, że Ty ją uprzedzałaś. W każdym razie musi mieć świadomość w co się pakuje. Powodzenia, z Bogiem!

  Ania, 17 lat
2278
10.05.2008  
Witam:) Rok temu na obozie poznałam chłopaka, zakochałam sie w nim od pierwszego wejrzenia,on tak samo. Wydawało mi sie ze jestesmy stworzeni dla siebie. zaczelismy ze soba chodzic, było wspaniale. Niestety mieszkamy dosc daleko od siebie. 150 km. Po dwoch miesiacach naszej znajomosci moj ukochany powiedzial ze nie daje rady, odległosc go niszczy, teskni, z zazdrosci umiera. Zakonczyl nasz związek, powiedzial ze zawsze bedzie mnie kochal. od tego czasu mineło 8 miesiecy. Codziennie piszemy smsy, nawet po 100 dziennie. Czesto mi powtarza ze jestem jedyna dziewczyna ktora naprawde kocha i strasznie załuje ze nie mozemy byc razem. Ja go tez bardzo kocham. Wierze ze znowu przyjdzie nasz czas, ale kiedy. Ciezko mi z tym. Chciałabym przy nim byc, przytulic. Co mam robic?? Wiem ze jego uczucia sa szczere. Oboje mamy problem, nasi rodzice sprzeciwiaja sie temu zwiazkowi, wiec nastapila kolejna kompikacja. Jak długo mam jeszce na niego czekac?? Czy warto?? ale nie potrafie pokochac innego!! Prosze o pomoc. Pozdrawiam

* * * * *

Proszę przeczytajcie oboje te odp: 97, 120, 112, 132, 278, 620, 864, 2121, gdzie pisałam o miłości na odległość i przeanalizujcie za i przeciw. Czy dacie radę czy nie. Jeśli nie to powinniście się definitywnie rozstać bo na co czekać? Z drugiej strony jeśli to jest tylko 150 km to uważam, że raz w miesiącu można się zobaczyć. Jeśli on jest mężczyzną to jaki to dla niego problem wsiąść w autobus i pobyć z Tobą np. całą sobotę raz w miesiącu, zabierając Cię na wycieczkę, rozmawiając, pójść do kina, do cukierni? W tym wieku 3 godziny w jedną stronę to nie jest nie wiadomo jaki wyczyn dla chłopaka. A tylko spotykając się na żywo możecie się poznać naprawdę i zdecydować czy Wy tak naprawdę do siebie pasujcie. Nie można kochać przez sms-y. Nie da się, musicie znać swoje wady i zalety, swoje historie i poglądy, zainteresowania. Tylko żywy kontakt zweryfikuje co Was łączy. Co do rodziców: nie wiem o co chodzi, ale przeczytaj odp nr: 67, 114, 251, 207, 400, 1316,1839. No i kolejna rzecz: jakby przyjechał to mieliby okazję go poznać i może nie byliby przeciwni? Poczytajcie, porozmawiajcie koniecznie na żywo(!) i zdecydujcie: w tą albo w tą stronę. Nie można żyć w zawieszeniu. Z Bogiem!

  Gośka, 24 lat
2277
07.05.2008  
Witam!!! Już kiedyś pisałam mam problem i nie umiem go rozwiązać i prosze o pomoc. Jestem z chłopakiem już prawie pół roku ale dopiero teraz do mnie dochodzi że my chyba tak naprawde nie pasujemy do siebie boje się że nie będe umiała z nim zyć ale boje się też Go bardzo zranić jestem z nim i jest mi dobrze ale czuje że coś jest nie tak nie wiem jakoś dziwnie się czuje jak go nie ma obok mnie jest mi źle. Niechce go ranić ale boje się że jak już będziemy małżeństwem nasze drogi się rozejda nie wiem co mam zrobić. Czasami mysle że to się ułoży ale boje sie że może się nie ułożyć prosze o pomoc

* * * * *

Ale o co konkretnie chodzi i czego się boisz? Co to znaczy, że nie pasujecie do siebie? Różnią Was poglądy, wyznanie, oczekiwania? A może to co bierzezsz za "niepasowanie" to po prostu kwestia różnic między Wami wynikająca z płci czy charakteru? Przeczytaj proszę te odp: 385, 508,798, 1387,1498, 2035, 2130 oraz artykuły: [zobacz], [zobacz]. Widzisz, miłośc to nie jest uczucie tylko decyzja a związek to praca dwojga ludzi. To nie jest coś co wyjdzie lub nie wyjdzie zależne od "ślepego losu" lub "szczęścia" - będzie tak jak oboje będziecie chcieli, jak będziecie się starać. Nie ma takiej możliwości, żeby kochające się małżeństwo, które w wolności się pobrało nagle się rozeszło bo się nie układa. O miłość trzeba dbać długo przed ślubem. Polecam Ci też ten artykuł: [zobacz no i dużo rozmów z chłopakiem, wspólne wyjścia, wycieczki, poznawanie się. Bo tylko dobrze się znając można podjąć decyzję czy chcę z kimś być czy nie. No i módl się o rozeznanie, a jeśli dojdziesz do wniosku, że nie chcesz z nim być to absolutnie nie kieruj się fałszywym współczuciem czy strachem, że go zranisz. Nie można być kimś z litości. Natomiast najpierw musisz dobrze rozeznać. Z Bogiem!

  anka, 22 lat
2276
07.05.2008  
z pytania 2240. Wszystko się wyjaśniło. Jest teraz z inną. Był z nią kiedyś, spotkali się przypadkiem kiedy u nas zaczeło się psuć. Ona dla niego odwołała swój ślub.Spytałam się czy chce być z nią, powiedział, że na chwilę obecną tak, powiedziałam, że zycze im szczęscia, ale jeśli kiedyś chciał by wrócić niech wraca. Jest mi przykro, że tak to wyszło, że w taki sposób. Nie potrafie go nie kochać, nie wiem jak przetrwać teraz te cięzkie chwile. W sercu ogromny żal, ból a w oczach łzy... Tak mi źle ;( Powiedzial, ze jestem dla niego wyjatkowa i mamy utrzymywać kontakt, ale nie wiem czy to dobry pomysł.

* * * * *

Aniu, bardzo współczuję. A utrzymywanie kontaktu - tak jak mówisz - nie jest dobrym pomysłem. Nie można leczyć ran ciągle je rozdarpując. Nie działa dobrze widok tej osoby, rozmowy z nią. Nie. Jeden etap się kończy ale ze wszystkimi konsekwencjami. I on musi też mieć tego swiadomość, bo nie może być tak, że on sobie jest z nową dziewczyną a Ciebie ma na wyciągnięcie ręki. A nie myśli o Twoich uczuciach? Przecież też je masz. Kontakt zerwij, przynajmniej do czasu kiedy bez żalu będziesz mogła o nim myśleć. Albo do czasu kiedy ułożysz sobie życie z kimś innym. Polecam Ci te odp: 80, 526, 653, 825. Módl się teraz by Bóg uleczył Twoje serce, dał Ci pokój. Z Bogiem!

  marysia, 24 lat
2275
05.05.2008  
Czy Pan Bóg powołuje jedynie do małżeństwa, do życia konsekrowanego, czy do małżeństwa z tym mężczyzną, do życia w tym zakonie?

* * * * *

Generalnie powołanie jest bardziej ogólne: do małżeństwa w ogóle, do zakonu w ogóle. Natomiast człowiek poprzez swój wybór (ponieważ ma rozum i wolną wolę) sam może wybrać. To nie jest przecież tak, że Bóg powołał jakąś siostrę do Felicjanek a ona poszła od Sercanek i ma wielką kręchę u Pana Boga bo źle rozpoznała. To byłby absurd. Tak naprawdę nawet tego ogólnego powołania można nie przyjąć, można powiedziec "nie" i wybrać coś innego. I to nawet nie jest grzechem np. ktoś ma powołanie do życia zakonnego ale nie chce wstąpić do zakonu i nie wstępuje. A Pan Bóg się "nie gniewa". Tak więc moim zdaniem nie ma takiego ścisłego "przeznaczenia" do tego konkretnego zakonu, do tego konkretnego mężczyzny. Więcej na ten temat pisałam w tym artykule: [zobacz]
Z Bogiem!

  Asia, 20 lat
2274
05.05.2008  
witam:)
Przeczytałam dużo rożnych artykułów dotyczących pettingu...część osób mówi że jest to grzech, cześć że nie...rozumiem że jest to może sporna kwestia. Ale jaka jest prawda? co na ten temat mówi Kościół?? a jeżeli petting jest grzechem to DLACZEGO?? nigdzie nie znalazłam logicznego wytłumaczenia "dlaczego??" i nawet nie wiem jak mam próbować rozmawiać o tym z chłopakiem gdy nie mogę odpowiedzieć mu na to podstawowe pytanie....dlatego to raczej on mnie przekonuje swoimi argumentami...ze to nic złego..... proszę o pomoc...
pozdrawiam:)


* * * * *

Jest to grzech, ponieważ jest to dobrowolne pobudzanie narządów płciowych i powodowanie napięcia bez możliwości jego rozładowania w normalnym współżyciu małżeńskim. Uzasadnienie jest zatem tutaj takie samo jak przy każdej innej czynności prowadzącej do niepotrzebnego podniecenia i napięcia seksualnego. Obszerniej na temat czystości pisałam w tym artykule: [zobacz]
proszę przeczytaj. A tak na marginesie: każda czynność czemuś służy prawda? A to czemu służy? W jaki sposób rozwija miłość skoro pozostawia niezaspokojone pragnienie i wyrzuty sumienia albo choć wątpliwości. No i najważniejsze - jak przyczynia się do lepszego Waszego poznania, wzrostu miłości i odpowiedzialności? Kochać to pragnąć dobra dla drugiej osoby. Dobra prawdziwego, a nie egoistycznego zaspokojenia własnych potrzeb. Dla ułatwienia: definicja "granicy grzechu" według mnie jest taka: jeśli możesz natychmiast (nie w ogóle tylko natychmiast) po jakiejś czynności przystąpić do Komunii św. bez cienia wątpliwości to jest ok, jeśli nie - odzywa się sumienie i należy go posłuchać. A w Tobie chyba się odzywa skoro tu napisałaś. Petting jest grzechem i to ciężkim, nigdy to nie było przedmiotem żadnego sporu w Kościele - należy się z niego spowiadać, a przede wszystkim dążyć do pięknej, czystej miłości, bo tylko taka jest prawdziwa. Tylko czystość jest dowodem, że chłopak kocha naprawdę i naprawdę szanuje dziewczyne i poważnie ją traktuje. Z Bogiem!

  Zagubiona, 27 lat
2273
04.05.2008  
Witam!Pytanie, które chciałabym zadać, kilkakrotnie pojawiało się na tym portalu, jednak różnica jest taka, że mam kilka opcji i chciałabym prosić Panią o poradę, która opcja była by najlepsza albo jeśli nasunie się Pani jeszcze jakieś inne rozwiązanie niż te, które już tutaj wyczytałam, to również będę bardzo wdzięczna. Otóż znam z widzenia pewnego bardzo sympatycznego chłopaka, widuję go na Mszy, on również kojarzy mnie z widzenia, staram się uśmiechać do niego ilekroć nadarzy się okazja, jednak nie chciałabym go zaczepiać po kościele, zresztą ta" znajomość" trwa już trochę czasu i wydaje mi się, że on również nie chce zaczepiać mnie w ten sposób, jest miły i odpowiada na mój uśmiech, ale 100 pewności co do jego intencji wobec mnie nie mam, wiem, że nie ma dziewczyny i wydaje mi się że jest nieśmiały. Niedawno dzięki pewnemu ostatnio popularnemu portalowi internetowemu, dowiedziałam się że jest on znajomym mojej koleżanki, jednak nie wiem czy tylko zna go ze szkoły czy to jej dobry kolega. Ja tą koleżankę poznałam przez inną koleżankę i jest ona w zasadzie moją znajomą. Jego również odnalazłam na tym portalu. Zastanawiam się co zrobić żeby poznać tego chłopaka i nasuwają mi się dwa rozwiązania: 1. Przez tę koleżankę aby nas zapoznała, jednak nie znam jej dobrze i nie wiem czy będzie umiała zrobić to dyskretnie...2. napisać do niego wiadomość przez ten portal internetowy pod pretekstem, że zobaczyłam go u znajomych mojej koleżanki i postanowiłam napisać do niego bo znam go z widzenia.
(rozpoznałam go po zamieszczonym zdjęciu).Rozw.2 wydaje mi się troszkę absurdalne, że on mógłby to potraktować jak jakieś wyznanie, że mógłby się speszyć jak mnie zobaczy znów na Mszy(Dodam że jest młodszy ode mnie) Z drugiej strony nie znajduję już żadnej innej opcji poznania, czy po prostu zacząć mu mówić " cześć", nie mam też żadnej sprawy, o którą mogłabym go poprosić przez tę koleżankę, a więc musiałabym zdradzić jej moje intencje. Dziękuję z góry za odp. Z Bogiem!


* * * * *

Rozwiązania są dwa i w zasadzie oba do przyjęcia. Jeśli to nasza - klasa.pl zaproś go do znajomych pisząc jednocześnie wiadomość, że odnalazłaś go u znajomych koleżanki a z widzenia się znacie. Jeśli odpisze - dobry znak. Po drugie: zacząć mu mówić "cześć". A w zasadzie możesz te obie rzeczy połączyć i zacząć mówić "cześć" zaraz jak go zaprosisz do znajomych. Wiesz, no nic innego to się chyna nie wymyśli, wiem, że to jakieś ryzyko i boisz się wyjść na nachalną, ale…co Ci szkodzi? Nic nie tracisz moim zdaniem. No bo jaki będzie najgorszy wariant? On Cię nie doda do znajomych i zacznie unikać. Ale tak czy inaczej będziesz znała jego intencje wobec Ciebie - tzn. że nie chce Cię bliżej poznać. To będzie bolesne ale będziesz przynajmniej wiedziała na czym stoisz. Każdy inny wariant jest optymistyczny. Może warto zaryzykować? Bo przyszło mi do głowy, że może on nie zaczepia Cię pierwszy, bo nie wie jaką masz sytuację osobistą? Może nie wie czy kogoś masz? A jeśli Ty wiesz, że on nie ma to możesz wykonać pierwszy ruch. Z Bogiem!

  Wybiegający w przyszłość, 24 lat
2272
03.05.2008  
Witam! Problem można zamknąć w jednym zdaniu: Ona jest protestantką (należy do Kościoła Zielonoświątkowego), a ja katolikiem. To w zasadzie największa dzieląca nas różnica. Wcale nie taka ogromna, ale jednak znacząca. Kiedy o tym rozmawiamy, dochodzimy do wniosku, że każde z nas czuje się głęboko związane ze swoim wyznaniem i nie wyobraża sobie innej możliwości. Teraz to wygląda dość groteskowo: Na co dzień możemy do woli rozmawiać o Bogu, a w niedzielę każde z nas idzie do swojego kościoła. Czujemy, że w przyszłości to może być niemałym ciężarem. Sprawa jeszcze bardziej się komplikuje, gdy wziąć pod uwagę choćby wychowanie dzieci. Oboje zadajemy więc sobie pytanie: "Co dalej?".

* * * * *

No ale to sobie musicie zadać to pytanie. Bo to Wy ze sobą będziecie. O podobnym problemie pisałam w odp nr 1545. Czytajcie jak najwięcej nawzajem o Waszym wyznaniach i myślcie czy podołacie, czy dacie radę i co byłoby kwestią sporną. Powiem Ci tylko tyle, że Ty jako katolik musiałbyś się zobowiązać podczas ślubu do katolickiego wychowania dzieci. Czy ona się na to zgodzi? Pytaj Boga i ją co dalej, módl się o rozeznanie. Życzę owocnej decyzji. Z Bogiem!

  Ania, 18 lat
2271
02.05.2008  
Witam Pania
Wiem , że wiele razy zadawano to pytanie ale czy można kochać osobe sławna z która sie pisze na gadu gadu i e-mile. On jest podobny do mnie z charakteru . Druga sprawa jestem z chłopakiem takim dwa miesiące i ostnio sie z nim nie dogaduje bo zawalił sobie u mojej mamy. Moja mama nie może mu tego darować i jest u niej skreślony. Damian chce abym się zmieniła, żebym była bardziej wyluzowana ale prosze mi wierzyc ze ja jestem za wrażliwa na to żeby się zmienić (chce abym nie słuchała tak mamy, bardziej się bawiła na dyskotekach itp). Czy warto z nim być? Czy zmeiniać swoje poglądy na pewne sprawy czy pozostać przy swoich?


* * * * *

Po pierwsze: o miłości do osoby sławnej przeczytaj tutaj: 744 i 441, 868.
Po drugie: jeśli masz chłopaka to jednocześnie jesteś zakochana w kimś innym? No, ale mniejsza o to. Oczywiście, że nie musisz ani nawet nie powinnaś się zmieniać ani "wyluzowywać" bo tak sobie życzy chłopak. W związku z kimś zmienić możemy jedynie siebie a nie drugą osobę, bo jeśli chcemy zmienić drugą osobę to znaczy, że chcemy zaspokoić swoje egoistyczne pragnienie i nie mamy na względzie jej dobra tylko swoją zachciankę. Na pewno nie jest dobrze jak on życzy sobie, żebyś tak nie słuchała mamy. Przecież mama wie co jest dobre dla Ciebie, sama była w Twoim wieku i pewnie słusznie teraz Damian jej "podpadł". Reasumując: bądź sobą. I nie tylko dlatego, że chłopak nie odpowiada mamie tylko dlatego, że on żąda od Ciebie rzeczy, które nie świadczą o miłości. Z Bogiem!

  ona , 18 lat
2270
01.05.2008  
Witam!
Mój problem jest taki - on jest ode mnie starszy, ma 32 lata. Znamy się 2 lata, nasze relacje były przyjacielskie, ale od kilku miesięcy to zaczęło przeradzać się w coś więcej. Trochę przeraża mnie ta różnica, bo nie uważam się za osobę dorosłą, chyba dopiero przechodzę od etapu idealizmu do dojrzałości. Czasami tak sobie myślę, że lepiej, żeby facet był starszy, miał ukształtowane poglądy, szanował moją wiarę i chęć życia w czystości, niż na siłę szukać kogoś w moim wieku, kto nie będzie umiał zaakceptować moich wartości. Mogę być sama (tym bardziej, że w moim wieku chyba nawet lepiej nie mieć chłopaka), ale kocham go i nie mogę znaleźć dla siebie jednoznacznego argumentu, że to nie ma szans.
On jest osobą bardzo wierzącą i praktykującą, ale jest prawosławnym. Wiele lat temu podobała mu się jakaś dziewczyna, ale ona wyszła za mąż i on pogodził się z myślą, że będzie sam, zaangażował się społecznie itd. Poza tym, dzieli nas 1000km. Spotykamy się rzadko (dla mnie to zawsze wielke święto), rozmawiamy codziennie. Co prawda planuję pojechać na studia do jego miasta (nie dlatego, że on tam mieszka, a dlatego, że tam będę miała większe możliwości rozwoju w dziedzinie, którą wybrałam), ale przecież nie mogę mieć pewności, czy to się uda.
Czuję się z nim bezpieczna, wcale nie odczuwam różnicy wieku (nigdy nie muszę starać się być "doroślejsza" niż jestem), rozmawiamy absolutnie o wszystkim, mamy wspólne pasje, ale zestawiam to ze swoimi teoretycznymi marzeniami, że ten jedyny ma być katolikiem, różnica wieku do 10 lat... Chyba zrozumiałam, co to znaczy, że serce nie sługa. Niedawno spotkaliśmy się w połowie drogi (ale już w jego kraju, bo on potrzebowałby wizy, żeby tutaj przyjechać), to były jedne z najlepszych dni w moim życiu, a teraz czuję, że muszę się wyspowiadać, chociaż nie złamałam żadnej ze swoich zasad. Dlaczego? Może to uproszczenie, ale myślę, że gdybym nie robiła nic złego, nie bałabym się, że ktoś się dowie. Bardzo proszę o szczerą poradę! Z Bogiem!


* * * * *

Trochę nie rozumiem dlaczego masz wyrzuty sumienia. Czy ukrywasz to przed rodzicami? Jeśli nie i jeśli nie robicie nic złego ani nieczystego to sama różnica wieku, zwłaszcza gdy się dogadujecie nie jest przeszkodą. Pisałam o tym w tych odp: 8, 28, 87, 310, 916, 1253 proszę, przeczytaj. Natomiast co do wiary. Nie ma formalnego zakazu spotykania się ani nawet wyjścia za mąż za kogoś innej wiary. Prawosławie jednak faktycznie niesiie ze sobą wiele różnic, nie tylko w liturgii czy terminie obchodzenia świąt ale i rozumieniu pewnych kwestii i sakramentów np. dopuszcza rozowdy. Wiążąc się z prawosławnym Ty byś musiała ślubować zobowiązanie do wychowania dzieci w wierze katolickiej, a nie wiem co on na to. Myślę, że powinniście więcej rozmawiać o tych różnicach byście mieli więcej świadomości co Was dzieli. Przeczytaj też odp nr 1545. Nie wiem co będzie lepsze w Waszej sytuacji. Na pewno nie działa na korzyść odległość i rzadkie spotykanie się, bo nie służy prawdziwemu poznaniu się. Ale myślę, że nie musisz podejmować decyzji jeszcze teraz, prawda? Może gdy zaczniesz tam studiować będziesz miała więcej informacji i szersze perspektywy? Może wtedy będzie Ci łatwiej? Na razie nie potrafię doradzić Ci nic więcej prócz poczytania o prawosławiu no i jak najwięcej rozmów z nim - na każdy temat. Z Bogiem!

  Agnieszka, 19 lat
2269
01.05.2008  
chciałam napisac małe sprostowanie- mężczyzna o którym pisałam nie był zwyczajnie uprzejmy,tak jak do innych ludzi,lecz wyraźnie mnie podrywał.Było to przy moich rodzicach,u mnie w domu,gdyz jest informatykiem i naprawiał mi komputer.I znów mógłby pojawić się zarzut,że to akurat jego wezwaliśmy.Ale to moi rodzice tak zdecydowali,jest fachowcem i mieszka najbliżej.Poza tym nie był jedynym i pierwszym facetem w którym się zauroczyłam,lecz w tych innych przypadkach było to bardzo krótkie znajomości,własnie ze względu na niego.Po trzecie -ciesze się dość dużym zainteresowaniem u płci przeciwnej,jednak wybrałam droge nauki.To nie ja chodze koło jego domu,tylko on koło mojego i nie ma innego przejazdu.Jest to osiedle tak zaplanowane że mieszkancy z końca muszą przejechać obok tych na początku. Nie sadze bysmy chodzili do tego samego kościoła,gdyż jak już pisałam widziałam go tam tylko raz,nie jestem pewna czy w ogóle chodzi on do kościoła....bynajmniej moje wizyty w Domu Boźym nie sa dla niego.Trudno się nie widzieć gdy mieszka się w odległości ok 150 metrów od siebie.To co mogłam zrobic,to zmienić czas wychodzenia do szkoły,na taki by go nie widziec.Zrobiłam to choć utrudniało mi to lekko zycie.
Dziękuję za rade,choc dowiedziałam sie tego co już wiedziałam-modlitwa i upływajacy czas jako jedyne rozwiazanie.Pozdrawiam.


* * * * *

No rzeczywiście, zrobiłaś co mogłaś. Tak, no nic innego nie mogę Ci poradzić, prócz modlitwy: tego, by oddać tą sprawę Bogu i by On coś z nią zrobił, by ten chłopak przestał się tak zachowywać. Ty się o to módl. Jeśli on jest nie w porządku to kwestia jego sumienia, Ty się do tego nie przyczyniasz. Ja myślę, że jak wyjedziesz na studia to on zapomni, a może Ty kogoś poznasz i już nawet nie będziesz zwracała uwagi na jego zachowanie? Tego Ci życzę. Z Bogiem!

  ******, 21 lat
2268
29.04.2008  
Witam Panią:)
Jestem z chłopakiem od dwóch lat. Początki tego związku były bardzo burzliwe. Mój chłopak wiele razy mnie zranił (był dość niedojrzały, nie wiedział czego chce) Ja nie nalegałam, żeby ze mną był ale też nie odeszłam, kiedy powinnam była (mam do siebie żal, że wiele razy dałam się upokorzyć, po prostu o wiele bardziej mi zależało) On miał swoich kolegów, swoje zajęcia, które były dla niego niekiedy dużo ważniejsze. Kiedy w ostatnie wakacje wyjechałam do pracy (nie widzieliśmy się 3m-ce) mój chłopak zaczął się starać jak nigdy. Prawdę mówiąc, zmienił się nie do poznania. Dba o mnie, stara się aby było mi jak najlepiej. Często mówi, że był głupi, że za nic nie chciałby mnie stracić. Że nie wyobraża sobie życia beze mnie. Że całkiem się zaangażował, pokochał, nigdy nie zostawi. Najdziwniejsze jest to, że teraz mi przestało zależeć. Zakochanie dawno minęło, a ja wciąż jestem z moim chłopakiem, choć nie wydaje mi się, że go kocham (obawiam się, że to przyzwyczajenie, przyjaźń, troska). Często zastanawiam się jakby to było być z kimś innym..czy czułabym to samo, czy może coś bardziej głębokiego. I tak jak kiedyś nie widziałam innych chłopaków poza moim, tak teraz - widzę ich i -co gorsza- myślę o tym, że jeśli zostanę z moim chłopakiem, nigdy nie dowiem się czy czeka na mnie ktoś inny, bardziej odpowiedni, kto byłby bliższy mojemu sercu. Nie wiem co zrobić w takiej sytuacji. Modlę się o rozeznanie ale nie znajduję odpowiedzi. Nie chcę być niedobra dla mojego chłopaka bo bardzo go szanuję. Czy jest coś co mogę zrobić?


* * * * *

No możesz obserwować jego zachowanie, rozmawiać z nim, możesz pytać siebie czy Ci to odpowiada, modlić się. Możesz przeczytać też te artykuły - o oczekiwaniach kobiety i mężczyzny: [zobacz], [zobacz] oraz o tym czym jest miłość: [zobacz] oraz odp nr 13 o miłości bez zakochania. Być może on faktycznie zrozumiał co robił źle i chce to naprawić. Naturalnie nie musisz zmuszać się do bycia z nim ale pamiętaj, że do nas należy wybór i nie jest tak, że gdzieś jest jedyna, przeznaczona nam osoba. O tym pisałam w tym artykule: [zobacz]. Musisz próbować rozeznawać. Po to jest okres poznania się, dobrego poznania, by zdecydować czy chcemy być z tym kimś czy nie. Z Bogiem!

  Sara, 18 lat
2267
28.04.2008  
jak mozna zapomniec o kims, z kim spedzilo sie 3 najwspanialsze lata swojego zycia? gdy rozstalo sie z nim ot tak, bez najmniejszego powodu... i to on zerwal, moze dla innej, nie wiem... wiem, ze po tygodniu znalazl sobie inna:( odszedl bez wyjasnien, bo tak bylo mu lepiej, przez ostatnie dni tylko bawi sie moimi uczuciami, raz mowi ze kocha i wroci, a drugi raz ze nie chce mnie znac i to co mowil, mowil po pijaku:( wiele razy mnie zranil, to prawda... ale wystarczylo by byl... by byl przy mnie, by mogl mnie przytulic w kazdej chwili gdy tego potrzebowalam..:( a teraz.. jestem bardzo slabo psychiczna osoba, niewyobrazalnie latwo mnie zranic... i nie jestem w stanie byc teraz szczesliwa ;( niw widze sensu dlaszego zycia bez niego... bo on byl dla mnie wszytskim... byl jest i bedzie. mielismy tyle wspolnych planow... ktore rozpadly sie i znikly jak mydlana banka, ktore nigdy nie zostna spelnione. nie potrafie sie usmiechac, nie potrafie wstac i pojsc spac bez placzu, nie potrafie normalnie funkcjonowac, a wszytsko dlatgeo ze nie potrafie wyzbyc sie milosci, ktora znaczyla dla mnie tak wiele... wiem, ze to byla milosc, prawdziwa milosc, moze nie z jego ale moje strony na pewno:( jak teraz zaczac normalnie zyc?

* * * * *

Moja Droga! Po pierwsze to strasznie smutne, że uważasz, że nic już lepszego w życiu Cię nie spotka. Bo dlaczego mówisz, że były to najwspanialsze lata Twojego życia? A skąd wiesz jeśli masz dopiero 18 lat? Czy wiesz jaki piękny jest okres narzeczeństwa i ślub? Zobaczysz, te lata będziesz wspominać z sentymentem, ale dopiero wtedy powiesz, że to są dopiero piękne lata życia. Po drugie: jeśli on odszedł i to bez powodu to jaka to miłość? Być może z Twojej strony tak, ale nie z jego. Bo jak się kocha to się chce być z tą osobą, nie dochodzi bez powodu i nie znajduje takszybko kogoś innego. Poczytaj o tym czym naprawdę jest miłość w tym artykule: [zobacz]. Po trzecie i bardzo ważne: tak cierpisz, ponieważ - jak sama piszesz - on jest lub był całym Twoim światem. I to jest podstawowy błąd. Nie może chłopak czy dziewczyna być całym światem, bo jak odejdzie to już nic nie zostanie. I dlatego tak bardzo cierpisz. Zawsze trzeba mieć inne dziedziny życia, ważne rzeczy i osoby, a przede wszystkim najważniejszy jest Bóg. Rozumiem, że Ci ciężko, dlatego polecam te odp: 80, 526, 653, 825, 241, 248, 304, 1091, 1161, 1563
o tym jak sobie poradzić. Pomyśl jednak, że gdzieś czeka na Ciebie ktoś kto naprawdę Cię pokocha i z kim będziesz szczęśliwa. Kto Cię nie zostawi. A jego już zostaw, bo tak nie traktuje się ukochanej osoby. On jest niepoważny i niedojrzały do bycia w związku. Nie wierz w jego zapewnienia, bo sam je odwołuje. I nie jest tak w miłości, że wystarczy by ktoś był, bo miłość to nie tylko uczucia, to poważna decyzja, o czym pisałam w polecanym Ci artykule. Przeczytaj go. Życzę Ci wiele siły, podniesienia się i spotkania prawdziwej miłości. Z Bogiem!

  gosia, 16 lat
2266
27.04.2008  
Jakiś czas temu (w zasadzie to około 3 - 4 lat temu) zrozumiałam jedną bardzo ważną rzecz. Zrozumiałam że życie jest piękne tylko wtedy, kiedy jest przepełnione miłością do Boda i innych ludzi. Zrozumiałam to dzięki Marcinowi (klerykowi z naszej parafii). Później kazania Marcina sprawiły, że jeszcze bardziej zaufałam Bogu. I chyba ..... zakochałam się i w Bogu i w Marcinie. Ta druga miłośc to było jednak tylko chwilowe zauroczenie, które z biegiem czasu przerodziło się w miłość, ale zupełnie inną niż zakochanie, była i dalej jest to miłość, którą Bóg kazał obdarzać każdego człowieka......teraz Marcin już niedługo będzie miał prymicj i zostanie prawdziwym księdzem. A ja mam problem .... to że "zeszłam na dobrą drogę" to jest właśnie zasługa Marcina i nie wiem czy on powinien o tym wiedzieć. Z jednej strony czuję potrzebę powiedzenia mu tego, a raczej podziękowania, a z drugiej to nie mam odwagi podejść i powiedzieć mu to i wolałabym żeby zostało to tylko w moim sercu .... Co mam zrobić???

* * * * *

Gosiu, jeśli jesteś zaproszona na prymicję albo jeśli choć będziesz mogła złożyć mu życzenia to w tych życzeniach możesz wspomnieć, że właśnie dzięki jego postawie i pięknym kazaniom bardziej pokochałaś Boga, że wiele Ci one dały, dużo pomogły w trudnych chwilach i że dziękujesz mu za jego budującą postawę. I tyle. Będzie to prawda przecież i w ten sposób mu podziękujesz. Jeśli jednak nie czujesz się na tyle odważna, by tak powiedzieć to nie mów tylko Mszę prymicyjną przeżywaj w podziękowaniu Bogu za niego i za to dobro, którego dzięki niemu doświadczyłaś z prośbą o dalsze błogosławieństwo dla niego. Z Bogiem!

  Monika, 16 lat
2265
27.04.2008  
Witam. Mój chłopak jest tegorocznym maturzystą, mieszka daleko ode mnie. Od przyszłego roku szkolnego już nie będziemy mogli się tak często spotykać bo najprawdopodobniej pojdzie na studia na drugi koniec Polski; chociaż sam mówi, ze jeszcze nie wie. Ja nie chciałabym byc dla niego przeszkodą w dalszym kształceniu sie. Chce poczekac na mnie i iść na studia w tym samym czasie co ja. Chociaz bardzo go kocham wolałabym żeby poszedł na te studia teraz od razu, bo ja nie wiem czy mam zamiar studiować. Jak z nim rozmawiać? Jak przekonać że to jest dla niego ważne? Bo jest napewno. Poradź prosze.

* * * * *

Oczywiście masz rację, że on powinien zacząć studiować teraz, co to w ogóle za pomysł, żeby tracić 2 lata? Zamierza tak po prostu czekać? Nie będzie nic pamiętał ze szkoły i obciąży rodziów kosztami swojego utrzymania. Powinien właśnie jako mężczyzna przetrzeć Ci szlaki, bo gdybyś Ty poszła na studia, żebyś już wiedziała co i jak w tym mieście i na uczelni, a gdybyście się kiedyś zdecydowali razem być to on jako mężczyzna szybciej zdobędzie zawód, zacznie zarabiać i będzie mógł zacząć najpierw sam się utrzymywać a potem rodzinę. To są najważniejsze argumenty. Jest mężczyzną, niech weźmie odpowiedzialność za siebie i za Ciebie w przyszłości. Jego rola to bycie przewodnikiem w związku, czyli przecieranie szllaków a nie "czekanie na dziewczynę". Poza tym co na to jego rodzice? Z Bogiem!

  aga, 17 lat
2264
27.04.2008  
Witam,
mój problem polega na akceptacji samej siebie- nie potrafię tego, choć staram się z tym walczyć od dłuższego czasu. Myślę, że mimo wszystko robię postępy, chociaż pewność siebie jeszcze często mnie opuszcza. A co najgorsze, nie mogę po prostu patrzeć na swe zdjęcia. Za każdym razem kiedy już myślę, że w zasadzie nie jestem taka zła, że mogłabym się podobać chłopakom, to gdy obejrzę swoje zdjęcia, to po prostu mam ochotę się zabić :/ Nigdy nie miałam chłopaka i gdy oglądam te zdjęcia to sobie myślę że wcale się nie dziwię, że nikt mnie nie chce. Ale w lustrze się sobie podobam... nie wiem już w co wierzyć- czy w te okropne zdjęcia, czy w to co widzę w lustrze... Wiem że wszystko zależy od światła, no ale żeby aż taka różnica była? Te zdjęcia pokazują w mniejszym lub większym stopniu prawdę ;/Widząc siebie taką brzydką wstyd mi że kogokolwiek mogłabym obdarzyć uczuciem, że ktoś mógłby mi się podobać, wstyd mi za to że jestem... :(


* * * * *

Moja Droga! Może jesteś tylko "niefotogeniczna"? A może tylko Tobie się Twoje zdjęcia nie podobają, a inni co na to? A poza tym każdy ma jakieś zastrzeżenia jak na siebie patrzy i w lustrze i na zdjęciach. Moja Droga! Te myśli podsuwa Ci szatan, bo skoro zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga (przeczytaj to kilkakrotnie proszę!) to Bóg chyba nie jest taki okropny, prawda? No właśnie. A zatem to Twój krzywy obraz siebie każe Ci tak myśleć. A poza tym skąd wiesz, że jak się ktoś w Tobie zakocha to mu się Twoje zdjęcia nie będą podobać? Ja też tak myślałam a tymczasem mój mąż się zachwyca, bo jemu się podobają. I to wystarczy. Miłość naprawdę zmienia. Oczywiście, że możesz się podobać chłopakom. A przede wszystkim jak ktoś Cię pozna naprawdę to się Tobą taką jaka jesteś zachwyci, uwierz! Poza tym najważniejszy jest czyjś obraz "na żywo" bo z żywym człowiekiem się wiążemy nie z jego zdjęciami. Polecam Ci też te odp:1490, 421, 537, 950, 1153. Z Bogiem!

  ziax, 18 lat
2263
27.04.2008  
Witam. Pisalam juz do Was pare dni temu. Robie to po raz kolejny, gdyz mam jeszcze jeden problem, w obliczu ktorego nie wiem jak powinnam sie zachowac. Otoz mam kolezanke, ktora ma... mysli samobojcze. Wszystko z powodu chlopaka, ktory ja zostawil a ktorego podobno nigdy nie przestanie kochac... Rozstali sie juz przeszlo dwa lata temu, a ona wciaz zyje wspomnieniami i pograza sie w myslach o nim... Kolezanka czesto mi sie zwierzala. Znam ja dobrze i na tyle na ile jestem w stanie wysunac jakies wnioski, uwazam ze ma depresje, ktora objawia sie u niej dosc mocno, choc bywaja tez "normalne" dni... Ofiarowalam jej swa pomoc, lecz ona stwierdzila, ze jej nie mozna pomoc - to zdanie powtarza w kolko i w ten sposob nikogo do siebie nie dopuszcza. Mowilam jej by kiedys porozmawiala z psychologiem, by porozmawiala z jakims madrym ksiedzem, wreszcie z kims bliskim, chocby z mama, z kims kto moze jej pomoc - wszystkie formy pomocy odrzuca, zamykajac sie w sobie i twierdzac ze jej nie mozna pomoc wiec szkoda jakiegokolwiek wysilku ze strony kogokolwiek. Bog przestal miec dla niej jakiekolwiek znaczenie - nie obchodzi ja wiara, ktora graniczy niemal z wyparciem sie jej i samego Boga z powodu zdarzen, ktore ja spotkaly... Rozmawialam z jej mama o niej, ale matka zbagatelizowala sprawe, twierdzac, ze to sa tylko takie "humorki" Basi... Jednak ja widze co sie z moja kolezanka dzieje i uwazam, ze wszystko ma o wiele powazniejsze podloze. Nie wiem co moge zrobic w tym wypadku. Jak pomoc kolezance. Boje sie, ze moze zrobic cos glupiego - jak sadze jeszcze nie teraz, ale jesli ta depresja sie poglebi, a poki co wszystko ku temu zmierza, to moze dojsc do nieszczescia. Jak pomoc, skoro ona ze wszystkich stron zamyka sie na swiat zewnetrzny i na wszelkie proby pomocy powtarzajac w kolko, ze jej "nie mozna pomoc" i ze nigdy nie przestanie go kochac? Jak widac trwa to wszystko juz dosc dlugo... Co robic???!!!

* * * * *

Widzisz, problem polega na tym, że dla niej ten chłopak stał się "całym światem" a gdy go zabrakło - zabrakło wszystkiego. Dlatego ja zawsze piszę, że NIGDY chłopak czy dziewczyna nie może być całym światem, prócz niego czy niej zawsze musimy mieć jeszcze inne dziedziny, inne cele. No i jeszcze jedno: jeśli tak było to był on dla niej też ważniejszy niż Bóg. No tak, skoro twierdzi, że nic jej nie pomoże i myśli tylko o nim. Trochę dziwne jest to, że w tym wieku przez 2 lata jej nie przeszło, prawdopodobnie była to jej pierwsza miłość i była z nim bardzo mocno emocjonalnie zwiazna. Być może trzeba tutaj pomocy psychologa? Polecam te namiary: www.spch.pl
Ty zrobiłaś już bardzo dużo, myślę, że już więcej nie możesz. Możesz jej tylko dać do przeczytania tą odpowiedź i powiedzieć, że Bóg stworzył ją nie tylko po to, by kochała tego chłopaka. A skoro on odszedł to znaczy, że był to jego wolny wybór i nie może go przecież do miłości zmusić. A skoro odszedł to znaczy, że kto inny ma być jej miłością. Ale jeśli będzie miała serce i oczy zamknięte na innych to go przegapi. Moim zdaniem szkoda czasu i tak pięknego wieku na rozpacz. Wiem, że to boli, bo chyba każdy z nas przeszedł przez rozstanie. Ja przeszłam i wiem, że nie warto oddawać się rozpamiętywaniu o kim kto o nas nie myśli. No tak na logikę? Co ona z tego ma? Nic. Jeśli on jej nie chce to może nie warto się na nim skupiać tylko otworzyć się na miłość prawdziwą, bo gdzieś indziej jest ktoś bardzo wartościowy kto pokocha naprawdę (ten naprawdę nie kochał skoro zostawił). Jej rozpacz bierze się z tego, że ona: nie pozwoliła mu odejść i że teraz przez ten cały czas myśli tylko o nim, wyobraża sobie różne sceny i sytuacje i obmyśla inne zakończenia. Czyli rozkochała się w obrazie tego chłopaka, swoich wyobrażeniach o nim. A on taki przecież nie jest skoro odszedł. Więc czy warto? Swoimi myślami samobójczymi ani jemu nie zrobi na złość ani sobie nie pomoże a tylko traci czas, energię i możliwości przeżywania miłości z kimś innym. Może przemów do niej ambicjonalnie: jak on jej nic chciał to nie, gdzieś jest ktoś kto zechce i będzie jej wart. Polecam też te odp: 575, 441, 868. Z Bogiem!

  Gośka, 24 lat
2262
26.04.2008  
Witam mam na imie Gośka mam 24 lata i mam chłopaka jesteśmy razem już pół roku mamy zamiar na drugi rok się pobrać nie wiem co mam zrobić od miesiąca czasu on pyta sie dlaczego niechce z nim żyć bez rzadnych ograniczeń od jakiegoś czasu zastanawiam się dlaczego tak faktycznie jest przecieć jesteśmy dorośli chcemy się pobrać przecieć nic nam nie stoi na przeszkodzie ale ja jakoś nie moge i wiem że on ma oto do mnie pretensje że nie możemy razem spać być ze sobą w nocy prosze czy ja coś żle robie??

* * * * *

A co masz źle robić? Dobrze robisz. A jak Twój chłopak zna przykazania to wie, że to czego wymaga od Ciebie to grzech. Polecam Tobie i jemu te artykuły: [zobacz], [zobacz]
A jak on chce żyć z Tobą bez "żadnych ograniczeń" to niech najpierw swoją miłość Tobie przed Bogiem i świadkami do końca życia przyrzeknie i niech najpierw się wykaże odpowiedzialnością. Bez tego to czego od Ciebie wymaga jest zwykłym egoizmem i chęcią doznawania przyjemności bez żadnych konsekwencji. Z Bogiem!

  Magda, 11 lat
2261
26.04.2008  
Czy on na prawde mnie kocha, czy tylko zartuje?

* * * * *

W tym wieku to pewnie Cię lubi - jeśli już.

  Ania, 25 lat
2260
25.04.2008  
Mam 25 lat a w tej kwestii wciąż czuję się jak dziecko. Skąd wiadomo, że dana osoba jest tą, z którą mamy spędzić życie? Wiele razy słyszałam, że "to się po prostu wie / czuje", ale w niczym mi to nie pomogło... Czy istnieje jakaś "lista cech pożądanych" w tej drugiej połówce? - szczerze mówiąc wątpię. Martwi mnie to, że wciąz nie wiem na co zwracać uwage, bo przecież nie każdy wierzący w Boga mężczyzna byłby najlepszy dla mnie, prawda?
Możliwe, że nie zauwazyłam podobnego pytania w już istniejących - jeśli tak, to prosze o numery odpowiedzi. Z Bogiem!


* * * * *

Droga Aniu! Mnie też bardzo denerowowało jak wszyscy mi mówili, że będę to czuła a ja jakoś poczuć nie mogłam. Bo tak do końca to nie wiadomo, bo nie ma przeznaczenia w miłości, pisałam o tym w tym artykule: [zobacz]. Ale prawdą jest, że w miarę bliższego poznawania, w miarę przebywania ze sobą i rozmów, w miarę poznawania swoich poglądów, historii itp. coraz bardziej chcemy być z tą osobą, tzn. coraz bardziej jesteśmy w stanie świadomie zdecydować się z nią żyć. Polecam Ci o tym ten artykuł: [zobacz] oraz te: [zobacz], [zobacz] o oczekiwaniach i tej "liście cech", o której piszesz. A przede wszystkim polecam Wam "Wieczory dla zakochanych". Informacje znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl
Po tym już raczej będziecie wiedzieli czy chcecie ze sobą być. Życzę owocnej, słusznej decyzji. Z Bogiem!

  Małgorzata, 22 lat
2259
23.04.2008  
iedługo stanę przed jednym z najwazniejszych wyborow zyciowych,przed malzenstwem.Jestem z moim obecnym chłopakiem 4 lata, niestety (czego teraz bardzo zaluje, choc sama tego chciałam)mieszkamy razem i nie zyjemy w czystosci.Ja jestem wierzaca i praktykujaca, choc moja wiara przezywa teraz kryzys.Moj chlopak (przyszly maz?)(4 lata starszy)niestety nie jest osoba wierzaca. Jest nam razem dobrze, poprawnie.Boje sie jednak przyszlosci,tego czy poradze sobie z zyciem codziennym,z praktykowaniem, wiem ze i tak bardzo odeszlam od Kosciola.Czasem wydaje mi sie ze to ten jedyny a czasem zadaje sobie pytanie co ja z nim robie?(brak takiej iskry , ktora nadaje barwe wspolnemu zyciu)Slub pewnie za rok(JA nie ON nalegałam) w wakacje,chciałam tego bardzo a teraz zaczynam miec watpliwosci. W dodatku teraz poznalam chlopaka, bardzo wierzacego, fajnego.Rozmawiamy bardzo szczerze,smiejemy sie ze bylibysmy dobra para.ale milosc jest przeciez wyborem, nie ma osob sobie przeznaczonych, tylko od nas zalezy i od naszej pracy nad zwiazkiem czy bedziemy szczesliwi. nie wiem co mam zrobic, nie mam za bardzo gdzie sie wyprowadzic, zeby nabrac do tego wszystkiego dystansu. slub jest dla mnie wiazacy na cale zycie, wiec nie chce podjac pochopnej decyzji.Wiem ze moj partner bardzo mnie kocha, tylko ja go czasem nie rozumiem. wszystko to bardzo skomplikowane,pisze chaotycznie, pytania brak, ale prosze o jakąs wskazowke czas mija.Prosilabym tez o odpowiedz na adres mailowy. pozdrawiam i z Bogiem!

* * * * *

Moja Droga! Jeśli chcesz stanąć i spojrzeć na to z boku musisz zamieszkać osobno. Musisz też z tego względu, że żyjecie w grzechu. I dlatego brak Wam tej iskry. Obszernie pisałam o tym w tych artykułach: [zobacz], [zobacz]
To przeczytaj przede wszystkim, a zrozumiesz dlaczego tak a nie inaczej się w Waszym życiu stało. Rozumiem, że narzeczony jest niewierzący i nie twierdzę, że nie da się stworzyć takiego małżeństwa. Da się, ale jest ono trudniejsze i trzeba mieć tego świadomość, o tym pisałam w odp nr: 69, 466, 1682, 1358, 1710.
Zaniepokoiło mnie też to, że to Ty dążyłaś do ślubu. Czyżby narzeczonemu było to obojętne? Przecież to on jako przewodnik związku powinien się starać zdobyć Twoje względy, oświadczyć się. Żeby nie było potem, że on ślubu nie chciał ale Ty się domagałaś.
Co do kolegi: nie wiem czy to coś oznacza czy nie. Może po prostu fajnie Wam się rozmawia, a może Twoje serce chce się wyrwać i tęskni do czegoś innego, do czystego związku gdzie wszystko będzie po kolei?
Wiem tylko, że pisząc tutaj, na katolicką stronę wiara jest jednak dla Ciebie ważna i na pewno Bóg pociąga Cię ku sobie. Na pewno On pragnie Twojego szczęścia i to szczęścia prawdziwego, zgodnego z czystym sumieniem. Może właśnie daje Ci jakieś znaki? Módl się, przeczytaj te artykuły i przemyśl to. Ale najważniejsza moja rada: wyprowadź się. Nawet jeśli weźmiecie ślub, jeśli stwierdzisz, że chcesz być z tym człowiekiem to na pewno ten rok w czystości i z możliwością obiektywnego spojrzenia na swoje życie, na związek Wam nie zaszkodzi ale tylko pomoże. Zobaczycie się w pełnym świetle. Inaczej nie będziesz obiektywna. Jeśli chcesz naprawdę stanąć w prawdzie i dokonać dobrego wyboru daj sobie szansę. A chłopak jeśli Cię naprawdę kocha to nawet jak nie podziela Twoich poglądów to to uszanuje i to też będzie sparwdzian miłości. Zawsze znajdzie się jakaś stancja, nie tłumacz się brakiem mieszkania. Ja też musiałam przed ślubem mieszkać na stancji bo nie miałam gdzie i nic mi się nie stało. Polecam Wam też "Wieczory dla zakochanych", one jak nic innego pomagają w podjęciu ostatecznej, dobrej decyzji. Informacje znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl
Życzę Ci dobrego, słusznego wyboru. Takiego, którego nigdy nie będziesz żałowała i tego byś była prawdziwie szczęsliwa a każda rocznica ślubu była tylko potwierdzeniem tej dobrej decyzji. Z Bogiem!

  Marek, 19 lat
2258
23.04.2008  
Czy Bóg może zmienić czyjeś gusta? Czy można prosić Boga, żebym zaczął się podobać pewnej dziewczynie? Przecież nie prosze by mnie pokochała bo to ona musi zdecdyowac sama, ale o to żebym był ok wg jej gustów...to chyba nie narusza jej wolności?
Modle się jednak przede wszystkim o nawrócenie dla tej dziewczyny...czy moja modlitwa może nie być wysłuchana?


* * * * *

Modlitwa zawsze jest wysłuchana i bądź pewny, że nie idzie na darmo. Z pewnością jeśli modlisz się o nawrócenie tej dziewczyny robisz jej wielką przysługę i Bóg "zalicza" to na jej konto. Co do tego czy możesz modlić się o to, byś się jej spodobał: tak, możesz, przeczytaj o tym w odp nr: 88, 156, 1108. A oprócz modlitwy też próbuj działać, czymś jej zaimponować, zachęcić do siebie, zaprosić gdzieś. Bo może po bliższym poznaniu Ciebie okaże się, że jednak "jesteś w jej guście"? Często tak jest, że gdy ludzie się bliżej poznają odkrywają, że więcej ich łączy niż dzieli, więc może próbuj? Jesteś mężczyzną, do Ciebie ruch należy. Z Bogiem!

  Veni, 23 lat
2257
23.04.2008  
Witam:)
Z każdym dniem odkrywam, czym może być poszukiwanie prawdziwej miłości. Po pierwsze powinnam poczuć się naprawdę wolna. Wolna w tym sensie, że nie muszę nikogo szukać na siłę, że tak naprawdę jakbym chciała mogę zostać sama i dałabym radę, albo jeśli mam inne powołanie to mogę wstapić do zakonu, ale tylko jeśli zechcę, jeśli uznam, że to moja droga. Po drugie: nikogo przy tym nie zranić, nie dawać złudnej nadziei, jeśli wybrało sie inaczej.
Byłam długo zakochana w pewnym człowieku, nadal czuję coś do niego, choć on jest z inną, jeśli jednak jest z nią szczęśliwy, to powinnam zapomnieć i go sobą nie nękać. Wiele mu tak naprawdę też zawdzięczam, nawet jeśli mi nie powiedział, że ma dziewczynę, że nic z tego, że poniekąd pozostawił mnie w niepewności i w złudnej nadziei (i to prawie przez pół roku). Teraz rozumiem, dlaczego tak było i tak naprawdę nie winię nikogo, staram się, by jeśli już to pozostały po nim miłe wspomnienia. Tak mi jednak obecnie dobrze samej, że trochę się obawiam, że moja rodzina mnie nie zrozumie. Już zaczynają się o mnie niepokoić i czasem ,,pocieszają', że sobie kogoś znajdę:) Nigdy nie miałam chłopaka i teraz mi tego nie brakuje. A na siłę, także wolałabym z nikim nie być. Chociaz ciężko mi niektórych przekonać, że jestem szczęśliwa pomimo braku takiej szczególnej osoby. Są znajomi, którzy mnie dopytują, czy mam chłopaka, a jak odpowiadam, to widzę te współczucie w oczach( widocznie według nich nie jestem zbyt ładna;)). To jest kłopotliwe czasami. zdażają się także i chłopcy, którzy kogoś poszukują i nie dają mi spokoju, skoro jestem sama, to czemu ich nie chcę (tak od razu, nawet z nimi się nie dogadując za bardzo)... I tym podobne. Nie wiem, jak przekonać ich, że nie każdy mi odpowiada, z racji tego, że jest wolny, że nie każdy musi byc moim chłopakiem, może to być również i przyjaźń:)
To moje takie małe pytanie: jak im odpowiadać?:)


* * * * *

Nie każdy musi być Twoim chłopakiem, ta prawda. Nic nie musisz robić na siłę, to też prawda. Jednak czasem warto kogoś poznać bliżej, bo miłość to nie jest wielki wybuch uczuć i już się wie. Czasem dopiero po jakimś czasie okazuje się, że z kolegą łączy nas coś więcej niż tylko rozmowy czy zainteresowania. I być może w ten sposób Bóg daje Ci znaki co do Twojego pwoołania.
A co odpowiadć? To zależy o co chłopcy proszą lub pytają. Bo chyba nie jest tak, że nagle ni z tego ni z owego któryś wyznaje miłość lub od razu chce z Tobą chodzić? Jeśli jednak tak jest to po prostu powiedz, że ich lubisz ale nie możesz tak od razu się zadeklarować, bo ich dobrze nie znasz ani oni Ciebie. Nie wiecie czy będziecie sobie odpowiadać. Bo najpierw trzeba się poznać. Że chętnie porozmawiasz czy dasz się zaprosić na kawę ale czas pokaże czy możecie być razem. Tak po prostu, szczerze. Z Bogiem!

  Łatka, 15 lat
2256
22.04.2008  
Nie wiem czy bedzie można uznać to za błachostkę jednak dla mnie do ważne. Czy mężczyźni nie potrafią wyrażać uczuć, czy ze mną coś jest źle, że ich zawstydzam. Nie daje szansy na otworzenie się. Od 2 lat intersuje sie mną pewnien chłopak, z reszta ja nim tez.No ale on ma dziewczynę, z którą nie jestem pewna czy jest w pełni szczęsliwy. I nie byoby problemu gdyby nie jego chociażby spojrzenia i uśmiechy. Jest to miłe, ale on nie jest sam. Poza tym ja tez jestem teraz w związku. Ale nie kocham. Bo kochać to za duże słowo. A do niego czuje więź,której nie czuje do mojego chlopaka. Gdy go widzę, usmiech na twarzy murowany. I co własciwie mam zrobić?? Działać czy pozostac bierną? A jak działać to jak??
Druga rzecz o która chciałabym zapytać to stosunek chłopaków do dziewczyn. A dokładnie chodzi mi o to,że kazdy chlopak zwraca na uwage tylko na wygląd dziewczyny. Gdy dowiaduje się o jej zasadach czy też przekonaniach poddaje się. Bo nie będzie sie nadwyręzał. I ciężko mi to przeboleć. Bo dzieczyna czt tez kobieta, to nie eksponat do podziwiania. O!


* * * * *

Oj, kilka ważnych pytań. Co do tych uczuć: oczywiście, że mężczyźni potrafią wyrażać uczucia, jednka robią to inaczej niż kobiety. Bo różnimy się między sobą. Pisałam o tym w tych odpowiedziach: 568, 674, 715, 966, 970, 1005, 1101, 1102. Co do Twojej sytuacji. Jeśli i Ty jesteś w związku i ten chłopak to o czym w ogóle mowa? Najpierw kończy się jedno, potem zaczyna drugie. Nie można działać na kilka frontów, bo to jest zwyczajna zdrada duchowa w stosunku do osoby, która nam ufa i z którą oficjalnie się spotykamy. Uśmiech uśmiechem, sam w sobie nic jeszcze nie znaczy, ale co się dzieje w sercu? Najpierw kończymy jeden związek, potem myślimy o innym. Poza tym nie możesz oceniać stopnia jego szczęścia bo nie masz takich informacji. A może on po prostu jest miły, może w stosunku do każdego tak się zachowuje, taki ma sposób bycia? Nie wiadomo. A nawet jeśli nie to fakt, że on się źle zachowuje nie zobowiązuje Ciebie do odwzajemniania jego gestów, poczytaj też o tym w tych odp: 210, 501, 542, 583,768.
A co do tego czy chłopcy oceniają tylko wygląd dziewczyny poczytaj odp nr: 1153. Z Bogiem!

  myszka, 29 lat
2255
21.04.2008  
estem mężatką ,mam dość poważny problem. Mimo sprzeciwu mężą przestałam brać tabletki anty. Uczę się npr. Były dyskusje,kłutnie...mąż nieuznaje moich racji , jak mam go przekonać ?

* * * * *

Moja Droga! Polecam Ci forum na stronie www.npr.pl - skrabnica pomysłów. Gratuluję odważnej i dobrej decyzji, bądź pewna, że dobrze robisz. Z Bogiem!

  Ania, 23 lat
2254
21.04.2008  
Szczęść Boże!
nie chciałabym Pani bardzo zaabrosbować moim problemem, więc może krótko..
Dowiedziałam się od pewnej osoby ze sie bardzo ale to bardzo podobam pewnemu chłopakowi, on mnie juz zna od okolo roku - zna a wlasciwie to zwrócil na mnie uwage, bo chodzimy do tego samego kosciola na msze akademickie... ja tam czasem spiewam do mszy. On mnie nie probowal poznawac wczesniej bo myslal ze ja kogos mam, a jak sie dowiedzial ze nie mam nikogo to odwazyl sie i przedstawił, i potem umowilismy się na spacer i posiedzielismy na soczku w kawiarni. Tylko ja się dziwieni czuje, bo nic o nim nie wiem, mozna powiedziec ze sie boje, bo go nie znam, czuje jakas niechec nawet do rozmow i spotykania się, boje sie ze tez go skrzywdze, bo jest on osoba wrazliwa. Z kolei on jest bardziej gadula, a ja to zalezy.. z reguly jestem niesmiala, szczegolnie w takich kontaktach damsko-meskich.. wogole to juz mnie po 2 dniach na obiad zaprosil, ale powiedzialam nie, bo dla mnie to za szybko .Nie wiem czy to cos ze mna jest nie tak..:( zawsze modlilam się o dobrego męża, reasumując, jak mam się zachowywać? tak żeby go nie skrzywdzić, nie zrobić niepotrzebnych nadziei? on ma wiecej lat, wiec pewnie mysli pod kątem małżenstwa...
Pozdrawiam Pania Bardzo serdecznie :) jesli moglabym jeszcze niesmialo zapytac, jak sie Pani poznala ze swoim męzem :D ? (wlasnie mi sie jeszcze przypomnialo, ze chyba inaczej jest jak sie ludzie poznaja, spotykaja i to tak powoli narasta zainteresowanie druga osoba, a inaczej jak sie stoi przed faktem dokonanym ze sie komus podoba, juz dluuuugi czas, a ta osoba nie zna tej drugiej wcale- to zupelnie inne nastawienie..)


* * * * *

Aniu, spokojnie. W ogóle to gratulacje, bo pierwsze lody zostały już przełamane i to zarówno z jego strony jak i z Twojej. Tak, bo to, że przyjęłaś zaproszenie do kawiarni i że z nim rozmawiasz to już bardzo dużo. I masz świetną intuicję - tak, jeśli coś jest "za dużo" to należy szczerze mówić a nie zmuszać się do niczego.
Nie bój się, zawsze na początku znajomości jest trochę sztywno, zawsze każdy się stresuje, a już szczególnie w takiej sytuacji jak Twoja, gdzie jedna strona jest bardziej zainteresowana, inna jest jeszcze na wcześniejszym etapie, to zupełnie naturalne. To co Ci mogę poradzić to abyś - na ile możesz - zachowywała się naturalnie, była sobą, odpowiadała na zaproszenia np. na spacer czy do kawiarni (czasem sama je proponowała) i rozmawiała z chłopakiem. Jasne, że jeszcze nic nie wiesz, nie wiesz czy chcesz z nim być. Po to jest poznanie się, chodzenie, by móc później podjąć decyzję. Gwarantuję Ci, że w miarę poznawania będziesz śmielsza, bo oswoisz się z nim. Zacznie Ci brakować jego obecności, będziesz chciała się spotykać, a spotkania będą radością. Naprawdę tak będzie. Oczywiście, może się też okazać po jakimś czasie, że to jednak nie to, że nie pasujecie do siebie i się rozstaniecie, ale żeby się przekonać trzeba trochę zaryzykować. Absolutnie nie myśl, że go skrzywdzisz jeśli się rozstaniecie. On jest chłopakiem, jemu wpadłaś w oko i on podjął ryzyko. Liczy się z możliwoscią porażki, choć naturalnie dąży do sukcesu. On sobie z tym wszystkim świetnie poradzi, tym bardziej, że - jak piszesz - jest konkretny i wie czego chce. To duży plus. Rozumiem, że boisz się tempa, tego, że on będzie szybko dążył do ślubu. Ale żaden rozsądny chłopak nie oświadcza się od razu ani nie żąda deklaracji po miesiącu. A gdyby nawet tak się stało to szczerze z serca mówisz, że to za wcześnie i że potrzebujesz czasu. On naprawdę poczeka i uszanuje Twoje uczucia. Po prostu się spotykacje, a jeśli coś dla Ciebie jest za dużo - mów i proś o czas.
I polecam Ci te odp: 15, 906, 13, 747, 568, 674, 715, 966, 970, 1005, 1101, 1102, 8, 28, 87, 310, 916, 1253i te artykuły: [zobacz], [zobacz], [zobacz], [zobacz]
Co do mnie: poznaliśmy się na spotkaniach wspólnoty Ruchu Światło-Życie, w Diakonii Życia. I mój mąż też był mocno mną zainteresowany, a ja musiałam "nadrabiać etapy" i mocno się nastresowałam na początku. Ale poszło wyśmienicie i jesteśmy szczęśliwym małżeństwem. Życzę Ci powodzenia, z Bogiem!

  Marek, 19 lat
2253
21.04.2008  
Chłopak jest maturzystą, ona jest rok młodsza. Zakochali się w sobie. Jednak chłopak w październiku wyjeżdża na studia daleko i zobaczą się dopiero w maju-czerwcu - potem ona juz sie przeprowadzi do swojej rodziny do tego samego miasta co jej chłopak. Czy rozpoczynanie tego związku te kilka (4-5) miesięcy przed tym długotrwałym rozstaniem ma sens?

* * * * *

A czy przez ten czas nie ma szans na zobaczenie się?
Czy nie będzie przyjeżdżał na święta, ferie? Zawsze jest jakiś sposób, żeby się zobaczyć jeśli tylko bardzo się tego chce i jest się dorosłym. Polecam odp nr: 97, 120, 112, 132, 278, 620, 864, 2121 o miłości na odległość. Z Bogiem!

  Agnieszka, 19 lat
2252
20.04.2008  
nie będę przedłużać:poznaliśmy się gdy miałam jakieś 14 lat,przypadkiem,mieszka niedaleko.Nie potrafię dokładnie określic jego wieku(na pewno mniej niz 30 lat),choć większe znaczenie ma to że jest zonaty i ma 2 małych dzieci.Od 5 lat mówi mu cześc,ja dopiero od uzyskania pełnoletności,wcześniej zawsze dzien dobry.Jednoczesnie od 5 lat jestem w nim zakochana,moge tez powiedzieć że ze wzajemnościa gdyż to on jako pierwszy jeszcze kiedy byłam 14-latką prawił mi komplementy.Widujemy się wrecz codziennie,gdyż gdy ja ide do szkoły to on jedzie do pracy.Pomijając fakt ,ze jest bardzo przystojny to jest ponadto wrażliwy i bardzo kocha dzieci.Jeden z najlepszych specjalistów w swoim zawodzie.Jesteśmy do siebie bardzo podobni(z wyglądu) i z charakteru pewnie też.Moje uczucie trwa bardzo długo,nie ma dnia bym o nim nie myslała.Bardzo chce się od tego uwolnic,gdyż szanuję małżeństwo,szans na związek nie ma,sama dobrze o tym wiem.Moje modlitwy nie przyniosły skutku.Na mszy rezurekcyjnej przy podniesieniu prosiłam po raz kolejny rozwiązanie tego problemu...i tak jak nigdy wcześniej nie spotkalismy się w kościele ,tak zaraz po tym go zobaczyłam..Nie wiem ,jak mam rozumieć to "wydarzenie".Uczucie przeszkadza mi w nauce(jestem przed maturą),zabiera radość życia,po rozmowie z nim zawsze długo nie moge się otrzasnąc.On nie wie o tym co czuje,gdyż zawsze udawałam ze w ogóle mnie nie interesuje..Ale uczucie trwa i nie moge się uwolnić.Co zrobic?modlitwy nie pomagają...Byc może jest to doświadczenie które pozwoli mi zrozumiec ludzi cierpiących z miłości...chce być lekarzem,duzo w zyciu przeszłam,więc moja wiara jest ugruntowana.Niestety ON jawi mi się jako mini ideał a ja nie chce być sama do końca życia.W jakich celach Bóg moze mi zsyłac takie cierpienie ? ile lat jeszcze bedę musiała się męczyć..? Serdecznie proszę o radę.

* * * * *

Na szczęście nie muszę Cię przekonywać, że to nie ma szans. To dobrze. Dlaczego go widujesz? Bo tak to już jest. Ja też miałam takie wydarzenie w życiu i też własnie wtedy kiedy nie chciałam go widywać spotykaliśmy się wszędzie. Dlaczego tak jest nie wiem. Widzisz, na pewno nie możesz myśleć, że Bóg w jakiś celowy sposób zsyła Ci tego chłopaka, albo, że takie spotkania coś oznaczają. A jeśli już - jest to próba dla Ciebie. Bo cóż innego mogłoby z tego być? Ja swego czasu nie rozumiałam dlaczego, a dziś wiem - choćby po to, bym mogła na takie pytania odpowiadać, bo wiem co czujesz. I być może Ty też będziesz mogła kiedyś zrozumieć kogoś innego, zrozumieć cierpienie. Możliwe też, że gdy poznasz swojego przyszłego męża będziesz potrafiła bardziej docenić to, że możesz z nim być - tak po prostu, bez przeszkód i wyrzutów sumienia.
To tyle z Twojej strony. A on? Może niewłaściwie się zachowuje, może nie powinien mówić Ci pewnych rzeczy? Może on tego nie widzi a przez to, że od niego pierwszego doznałaś w jakiś sposób takiego zauważenia Twojej osoby, podziwu to właśnie w nim się zakochałaś? Pewnie tak, po prostu w nim jako pierwszym zauważyłaś mężczyznę. A może po prostu on chce być uprzejmy, miły albo taki ma sposób bycia wobec wszystkich? Co robić? Na ile się da unikać. Chodzić do kościoła na inną Mszę, inną drogą przechodzić, nie pod jego domem, nie tam gdzie spodziewasz się go spotkać. A jak spotkasz przypadkowo to zachowuj się naturalnie i nie myśl, że to coś znaczy. Niedługo pójdziesz na studia, pewnie wyjedziesz, tam spotkasz wartościowe osoby. I zobaczysz jak szybko zapomnisz gdy tylko jakiś kolega zacznie darzyć Cię sympatią. A teraz nikt inny się Tobą nie interesuje w wymiarze damsko-męskim więc siłą rzeczy Twoje uczucia są skierowane w jego stronę. Módl się, by Bóg zabrał Ci to uczucie, módl się o dobrego męża. I unikaj go o ile to możliwe. Pomyśl za każdym raziem o jego żonie. Nie chciałabyś przecież być w sytuacji gdy komuś podoba się Twój mąż, prawda? Więc może jak masz pokusę myśl o niej, o tym jak oni brali ślub, o tym, że oni tworzą rodzinę. I myśl o tym, że na Ciebie czeka gdzieś Twój przyszły mąż, z którym będziesz bardzo szczęsliwa. Z Bogiem!

  Paula, 26 lat
2251
21.04.2008  
Witam,
Mam dość nietypowy problem i może dziwić fakt, że piszę do katolickiego portalu. Otóż poznałam chłopaka-katolika. Ja jestem ateistką i mam krańcowo różne poglądy na świat. Bardzo mi się ten człowiek podoba, jest dobry i szlachetny, ale czy jest sens takiego związku? Jestem feministką pro-choice, chcę też wziąć ślub cywilny, stosuję antykoncepcję. Nie oczekuję przysłowiowego "zjechania" moich poglądów, wiadomo, że Pani poglądy są inne od moich i ja to szanuję. Pytam dlatego, że nie chcę tego chłopaka skrzywdzić, nie chcę żeby było mu ze mną źle. Nie sądziłam, że takie sprawy mogą aż tak poróżnić, ale psuje się między nami, bo widać po nim, że ma zupełnie inną wizję naszego związku niż ja. Proszę o odpowiedź pomimo tak wielkich różnic między "linią" tego portalu a moim światopoglądem. Jestem skłonna przeboleć rozstanie, jeżeli to go tyle kosztuje.


* * * * *

Ależ ja absolutnie nie zamierzam Cię "zjechać". Jasno określiłaś swoje stanowisko, szczerze i ja to szanuję. Widzisz, takie banały, że to jest możliwe zapewne słyszałaś. I ja też Ci powiem, że jest możliwy związek osoby wierzącej z niewierzącą pod warunkiem kompromisów i ustalenia reguł. No i szanowania swoich poglądów. Polecę Ci odp. nr: 69, 466, 1682, 1358, 1710 tam pisałam o takich związkach, tylko z innej prespektywy. Ty sobie to poczytaj i zobacz jak to właśnie z tej drugiej strony wygląda. A tak praktycznie: jeśli on jest wierzący to nie sądzę by zgodził się tylko na ślub cywilny, więc przede wszystkim musisz rozważyć czy dopuściłabyś myśl o ślubie kościelnym. Nie, nie Ty nie musisz się nawracać tylko może to być tzw. ślub jednostronny - tzn. dla niego wywiera skutki kościelne. Ty byś przysięgi nie składała. Myślę, że to byłby już jakiś kompromis, prawda? No, z tym, że musiałabyś się zgodzić by nie robić przeszkód w katolickim wychowaniu dzieci, tzn. musiałabyś się zgodzić na ich chrzest i inne sakramenty i to, że ojciec chodziłby z nimi do kościoła - to musiałabyś jemu zagwarantować. Na pewno też musielibyście się porozumieć w sprawie antykoncepcji bo po prostu to jest grzech więc gdyby on uznał, że nie chce to nie mogłabyś go do tego zmuszać, choćby przez jednostronne łykanie pigułek. To są sparwy formalne. Z innych mniej formalnych to…byłoby ciężko. Mimo wszystko. I to już przed ślubem bo dochodzi czystość przedmałżeńska, spędzanie niedzieli czy po prostu inna wizja życia. No i co z ewentualnym rozwodem? Ty pewnie dopuszczasz a on? Czy nie czułby się "oszukany", że Ty możesz go zostawić a on Ciebie nie?
Ja osobiście bym się nie podjęła takiego życia. Natomiast nie wiem co na to Twój chłopak. On sam musi z Tobą rozmawiać, musicie oboje poznać swoje poglądy, zasady i oczekiwania i stwierdzić czy mimo takich różnic podołacie czy jednak nie. Musielibyście ustalić co w każdej dziedzinie. Trzeba by tu było dużo więcej wyrozumiałości i kompromisu niż w innych związkach. Tak więc rozmawiajcie, rozmawiajcie i poznawajcie się. Jeśli dojdziecie do wniosku, że warto to nie wątpię, że przy dobnrej woli Wam się uda, z tym, że jak mówię - będzie trudniej i będzie bardziej bolało, bo i Ty i on w wielu chwilach będziecie się czuli niezrozumiani. Jeśli dojdziecie do wniosku, że nie to szukajcie osób po podobnym światopoglądzie. Tak czy inaczej życzę Ci mądrej, dobrej decyzji. Z Bogiem!


Ostatnia aktualizacja: 09.06.2021, 10:11


[ Powrót ]
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej