|
miłość czy Miłość?
Odpowiedzi na pytania
Odp:
[1-50], [51-100], [101-150], [151-200], [201-250], [251-300], [301-350], [351-400], [401-450], [451-500], [501-550], [551-600], [601-650], [651-700], [701-750], [751-800], [801-850], [851-900] [901-950], [951-1000], [1001-1050], [1051-1100], [1101-1150], [1151-1200], [1201-1250], [1251-1300], [1301-1350], [1351-1400], [1401-1450], [1451-1500], [1501-1500], [1551-1600], [1601-1650], [1651-1700], [1701-1750], [1751-1800], [1801-1850], [1851-1900], [1901-1950], [1951-2000], [2000-2050], [2051-2100], [2100-2150], [2151-2200], [2201-2250], [2251-2300], [2301-2350], [2351-2400], [2401-2450], [2451-2500], [2501-2550], [2551-2600], [2601-2650], [2651-2700], [2701-2750], [2751-2800], [2801-2850], [2851-2900], [2901-2950], [2951-3000], [3001-3050], [3100-3100], [3101-3150], [3151-3200], [3201-3250], [3251-3300], [3301-3350], [3351-3400],
Kinga, 16 lat
|
|
200 | |
|
18.09.2005
|
Od dłuższego czasu podoba mi się pewien chłopak wiem że nie
ma dziewczyny. wie że mi się podoba jednak jego zachowanie
jest dziwne wydaje mi się ze on po prostu jest nieśmiały ale ja
zrobiełam już wczystko co mogłam żeby mieć jakąś szanse był
jakiś jeden tydzień w którym podszedł do mnie bo zobaczył mnie
na przystanku jednak później się już nie oddzywał. ostatnio go
wogóle nie widuje. nie wiem co mam zrobić bo moje zauroczenie
w nim trwa juz ponad rok. co mam zrobić? coraz częściej o nim
myśle i coraz częćciej mam myśli samobójcze. Boje się.
POMÓŻCIE prosz :(!!!
* * * * *
Nie napisałaś co zrobiłaś, może skorzystasz z którejś z rad w odp. nr 3, 30, 37 lub 134. Jeśli i to nie pomogło to może on nie jest zainteresowany? Bo nawet jeśli jest nieśmiały a Ty mu ułatwiałaś sprawę to powinien się tego "chwycić". A zamiast myśli samobójczych to lepiej pomódl się do św. Józefa: [zobacz] Samobójstwem przecież nie spowodujesz, że on z Tobą będzie, prawda? A przecież o to Ci chodzi, sama więc widzisz, że to żadne wyjście. Skąd wiesz jaką Pan Bóg przygotował dla Ciebie przyszłość? Skąd wiesz co zdarzy się za tydzień? A żeby nie myśleć o nim bez przerwy to zacznij komuś pomagać, gdzieś działać np. oaza, Caritas, pomoc społeczna. A może właśnie tam spotkasz swoją prawdziwą miłość?
|
Smutna, 16 lat
|
|
199 | |
|
17.09.2005
|
jest taki jeden chłopak ma na imie kamil.mieszka 16 km odemnie
jets fajny... tylko jest jeden problem on chce czegos wiecej niz
przyjazni czy czegos w tym stylu. sama nie wiem co mam robic
pozwolic mu na cos wiecej czy dac mu do zrozumienia, ze nic z
tego nie bedzie. wydaje mi sie, ze ja jeszcze nie jestem gotowa
na wiazanie sie z kims na dluzszy okres czasu.mozliwe, ze boje
sie rowniez odrzucenia w pozniejszym czasie.blagam pomozcie!!!!
* * * * *
Zobacz wcześniejszy temat. Jeśli nie chcesz - nie zmuszaj się, każdy w innym czasie dojrzewa do potrzeby bycia w związku. Jeśli natomiast on jest w stanie zaakceptować fakt, że Ty na związek nie jesteś gotowa i uszanuje to - to samą znajomość możesz kontynuować.
|
Kasia, 18 lat
|
|
198 | |
|
17.09.2005
|
Jakiś rok temu, swoje uczucia zaczął mi okazywać pewien
chłopak. Na początku były tylko rozmowy na gg, w których
jednak dawał mi do zrozumienia, że mu się podobam, później
kwiaty i prośby o spotkanie. Nie chciałam się z nim spotkać, bo go
nie kochałam. Ale on nadal pisał i prosił...Zaczęłam ignorować go,
ale po pewnym czasie miałam wyrzuty sumienia, że tak z nim
postąpiłam, zrobilo mi się go żal. Pomyślałam sobie nawet, że
byłabym zdolna go pokochać, ale czy na pewno. Może to tylko z
potrzeby bycia kochaną...Już sama nie wiem
* * * * *
Nic na siłę. Jeśli Ci się chłopak nie podoba, nie masz ochoty itp. to do niczego się nie zmuszaj. I nie miej wyrzutów sumienia, że mu odmawiasz. Trudno. Tylko jedna mała uwaga: to normalne, że go nie kochasz jeśli nawet nie zdążyliście się dobrze poznać. Przecież nie zaczynamy się z kimś spotykać dlatego, że kogoś kochamy tylko miłość jest efektem przybliżania się naszych światów ponieważ kogoś dobrze poznaliśmy. Poczytaj na ten temat odp. nr 15 i 19.
|
Anusia, 18 lat
|
|
197 | |
|
17.09.2005
|
Witam=) Mam chłopaka, ktory ma 22 lata. Wczesniej
przyjkaznilismy sie, codziennie spotykalismy. Od niedawna
jestesmy razem...On bardzo mnie kocha, zalezy Mu na mnie. Ja
jestem z nim szczesliwa, On daje mi poczucie bezpieczenstwa,
rozmawiamy o Bogu, razem sie modlimy i jest nam dobrze. Tylko
ja nie jestem pewna czy Go kocham, nie czuje tego az tak bardzo
jak prawie wszyscy, chociaz chce Jego szczescia. Nie umiem
okreslic czy Go kocham, ale moze po prostu ta Miłośc musi
dojrzeć?
* * * * *
Przeczytaj odp. nr 15 :)
|
Marta, 17 lat
|
|
196 | |
|
17.09.2005
|
Witam serdecznie :)
Mam problem, ktory spedza mi sen z powiek...
Bylam ponad pol roku z chlopakiem starszym o 8 lat ode mnie,
wszystko bylo okej, powiedzialam mu, ze go Kocham. Planowalismy
razem przyszlosc, ale nasz zwiazek sie popsul, popsul sie przez
cielesnosc z ktora nie umielismy sobie poradzic. Zmusil mnie do
peetingu i do kilkakrotnie, za kazdym razem przepraszal,
najgorsze jest to, ze mnie to samej zaczelo sprawiac
przyjemnosc. Dopiero pozniej po spowiedzi sie opamietalam i
zobaczylam to zlo. Zerwalismy wlasciwie z tego powodu....
Teraz jestem z innym chlopakiem, od razu Mu powiedzialam, ze nie
zgadzam sie na nic takiego, bez problemu na to przystal.
I tu zaczynaja sie klopoty.... mam wstret do siebie, ze to sie
stalo...
a co gorsza, powiedzialam mojemu bylemu kocham a dzis dochodze
do wniosku,ze to bylo tylko przywiazanie.
Wiem ze nie uda sie mi juz odwrocic niektorych rzeczy, ale co
zrobic, zeby nie powtorzyc ich?
* * * * *
Droga Marto! Wydaje mi się, że bardzo dobrze rozumiesz problem czystości, w zasadzie możesz sobie jeszcze poczytać odp. nr 92. Chyba Twoim problemem jest to, że wydaje Ci się, że jesteś na straconej pozycji. Tak nie jest! Nie będę się wymądrzać, więc przeczytaj sobie artykuły z tego działu: [zobacz], tam znajdziesz odpowiedzi na swoje pytania.
Natomiast co do tego, że czujesz wyrzuty, że tamtemu chłopakowi powiedziałaś "kocham" a to nie była miłość...no cóż. Marto, masz 17 lat, więc nie masz jeszcze dużego doświadczenia w związkach. Wydawało Ci się, że to miłość, było pewnie zakochanie. Trudno. Nie katuj się wspomnieniami i rozpaczaniem, że już raz powiedziałaś to słowo i Twój obecny chłopak nie będzie tym, któremu to powiesz jako pierwszemu. Spójrz na to z innej strony: on może być tym, któremu powiesz, że go rzeczywiście kochasz - już mądrzej, dojrzalej... W ogóle nie spiesz się z tym słowem (no i nie mów go pierwsza!) - o tym poczytaj w odp. nr 61 i 74. Co robić? Mieć swój system wartości, swoje zasady i ich nie zdradzać dla nikogo. Nie zaprzątać sobie głowy przeszłością i swoimi grzechami i błędami - Jezus Ci wybaczył, więc nie podważaj jego przebaczenia :) Żyj dniem dzisiejszym, bo każdy dzień jest Ci dany, by żyć dobrze. Zostaw za sobą to zło i patrz w przyszłość - od Ciebie zależy jaka będzie. Nawet najwięksi grzesznicy zostawali świętymi, m.in. dlatego, że potrafili odciąć się od swojej przeszłości, zaufać na nowo i radośnie patrzeć na kolejny dany im dzień. Że dobrze wykorzystywali nowy dzień - wykorzystywali go na czynienie dobra, a nie rozpamiętywanie swojej grzeszności.
Żyj właśnie tak. I nawet jak Ci się zdarzy upaść to nie potępiaj siebie, bo jesteś tylko człowiekiem i masz do błędów prawo. Sztuką jest się podnieść. Trzymam kciuki!
|
Monika, 18 lat
|
|
195 | |
|
16.09.2005
|
Tak się zastanawiam... w moim wieku takie problemy... ale
napiszę o tym. Poznałam Radka kilka lat temu, po prostu kolega z
podwórka. Mieliśmy taką \"paczkę\" znajomych i spędzaliśmy
razem wolny czas. 1,5 roku temu zaprzyjaźniłam się z nim.
Rozmawialiśmy godzinami, chodziliśmy na spacery, jeździliśmy na
rowerach. Śnieg, czy słońce, ciepło, czy zimno Radek przychodził
po mnie i szliśmy gdzieś razem. Pomagaliśmy sobie nawzajem w
nauce i mogliśmy rozmawiać o wszystkim. Po pół roku
zrozumiałam, że nie jest dla mnie tylko przyjacielem. Nic mu nie
mówiłam, bałam się, że zepsuję to co nas łączy. Tym sposobem
kolejny rok minął nam bardzo miło. Coś się popsuło na
wakacjach. Radek nie pokazywał się już razem z naszymi
znajomymi, nie widywaliśmy sie prawie w ogóle. Zamienił mnie
na inną koleżankę (tak całkiem na marginesie, ona ma 22 lata i
narzeczonego). Jakiś czas temu w mieście był festyn, wieczorm
koncert i zabawa ogrodowa. Poszliśmy całą paczką, z wyjątkiem
Radka, on przyszedł z nią. Mimo to rozpytywał o mnie wśród
wspólnych znajomych i kiedy w końcu mnie spotkał, poprosił do
tańca. Niby nic wielkiego, ale coś ruszyło. Znów zaczęliśmy
spędzać ze sobą więcej czasu. Teraz najbanalniejsza część całej
historii. Od kilku dni w jego opisie na gg widnieje hasło: Kocham
Cię. Zastanawia mnie kto jest obiektem jego westchnień i czy
mam prawo robić sobie z tego powodu jakieś nadzieje. Nachodzi
mnie też, żeby któregoś dnia powiedzieć mu co mi leży na sercu.
Cała ta \"niekończąca się opowieść\" może wydać Ci się bez sensu.
Może to tylko zauroczenie, reakcja chemiczna, której produkt-
fenyloetyloamina, wkrótce się rozpadnie. Za dużo niewiadomych i
nie wiem co z tym zrobić. Napisałam, wyrzuciłam to z siebie i jest
mi lżej. Dziękuję, za stworzenie mi takiej możliwości. Alleluja.
* * * * *
Hmmm, trochę dziwne... Pytanie nr 1 - gdzie jest narzeczony tej dziewczyny????? Dlaczego na to pozwala? Pytanie nr 2 - na co liczy Radek w związku z tamtą dziewczyną? Skoro ona "gra na dwa fronty" i jest nieuczciwa wobec narzeczonego? Pytanie nr 3 - czy Ty chciałabyś naprawdę z nim być, skoro dla niego nie jest przeszkodą fakt, że dziewczyna ma narzeczonego? Czy on nie ma zasad?
Co do opisu na gg - nie sądzę, by dotyczył on Ciebie (a może to i lepiej?), jak chłopak chce to powiedzieć mówi wprost osobie zainteresowanej.
Ja myślę, że on chyba nie do końca wie czego chce.
Co do rozmówienia się z nim: przykre i banalne, ale on wiedząc że źle robi jako facet będzie chciał zachować twarz i powie, że traktuje Cię jak koleżankę. To Cię zaboli. Oczywiście możesz być na to przygotowana i powiedzieć, że Ty tak nie uważasz, skoro traktował Cię w określony sposób, a tak się koleżanki nie traktuje. I zapytać, czy tą dziewczynę też jak koleżankę traktuje. Możesz się z nim rozmówić, tylko musisz wiedzieć, że on może chcieć ratować swoja dumę kosztem Ciebie i Cię zranić. Jeśli jednak Ci to pomoże i ostatecznie wyjaśni sprawę - ok. Masz do tego prawo.
|
Patrycja, 13,5 lat
|
|
194 | |
|
16.09.2005
|
Czy będe związana z Pawłem??
* * * * *
Nie mam umiejętności jasnowidzenia. Nie wiem!
Módl się o dobrego męża: [zobacz]
|
Luke, 18 lat
|
|
193 | |
|
16.09.2005
|
W jednej ze swoich ksiazek ks. Dziewiecki pisze ze nikt nie moze
kochac drugiej osoby bardziej niz siebie, ale wedlug takiego
rozumowania to nikt nikogo nie kocha bo przeciez kochac to
znaczy pragnac szczescia bardziej dla drugiej osoby niz dla siebie
byc bezinteresownym.Wiec mozna kochac kogos bardziej niz
samego siebie czy nie??
* * * * *
Kochać to pragnąć dobra drugiej osoby bardziej niż własnego, a nie kochać drugą osobę bardziej niż siebie. Bardziej niż siebie to tylko potrafił Jezus kochać - dlatego dla naszego zbawienia umarł na krzyżu. My ludzie, do takiej miłości zdolni nie jesteśmy.
A może napisz do ks. Dziewieckiego, aby to szerzej wytłumaczył, sama jestem ciekawa co odpowie, to chyba złożony problem.
|
Ewa, 20 lat
|
|
192 | |
|
16.09.2005
|
Czytając odpowiedzi na tej stronie zaczęłam sie nad czymś
zastanawiać- te pytanie było we mnie już dłużej, ale teraz jestem
w takiej sytuacji i nie wiem coo tym myśleć. Wiele odpowedzi jest
takich:zobacz jaki jest chłopak, któryci sie podoba, jaki jest jego
stosunek do rodziny, jakie ma zalety,czy chciałąbyś mieć takiego
syna jak on itd. Czyli ogólnie: sprawdź czy jest bardzo dobrym
kandydatem na męża. A jeśli tak nie jest? Jeśli chłopak nie
bardzo pasuje do takiego \"idealnego męża\"(nie mówie tu o
ideałach, bo takich nie ma) to czy ja jako chrześcijanka
powinnam kierować sie miłością czy rozumem? Wiem, że nie będę
miała łatwego życia z nim, wiem, że będzie nam cieżko, że może
nam sie nie udać, ale czy przez to mam z niego zrezygnować?
Przeciez osobom potrzebującym powinniśmy pomagać, poświęcać
sie dla tych, którzy tego potrzebują. Ok-jeśli ktoś pokocha
chłopaka, który jest dobry, miły, wrażliwy, ale jak już odbiega od
tych standartów to słyszy sie rzuć go, on nie jest ciebie wart.
Wydaje mi sie, że jest to bardzo egoistyczne podejście. Bo
przecież żyjemy po to by innym dać siebie, by pomóc nawet
kosztem własnego szczęścia. Czemu mam przekreślić człowieka,
który ma problemy, który nie umie dogadać sie z rodzicami, nie
chce mieć przyjaciół, bo nie potrafi im zaufać, bo przez całe życie
spotykał sie z kłamstwem, oszustwem, brakiem czasu, nawet ze
strony najblizszych, który patrzy inaczej na świat? Jestem jedyną
osobą, której pokazał siebie, jedyną, przy której czuje sie
szczęśliwy. Nie chce byc nieszcześliwa, ale nie moge rozstać sie z
kimś kogo sie kocham. Na prawde nie wiem co zrobić!!!
* * * * *
Oczywiście zgadzam się z Tobą, że nie wolno nikogo przekreślać, nikim gardzić i że należy pomóc osobie potrzebującej. Tu masz stuprocentową rację. Tylko: małżeństwo to nie przyjaźń, znajomość, to również nie instytucja charytatywna. Małżeństwo samo w sobie jest wystarczająco trudnym zadaniem, aby ryzykować związanie się z kimś nieodpowiednim. Jeżeli czujesz potrzebę pomocy innym to bardzo chwalebne, ale możesz ją zrealizować w wolontariacie, grupach wsparcia, Caritasie, etc. Ale nie we własnym małżeństwie.
Małżeństwo to związek dwojga dojrzałych i odpowiedzialnych ludzi, dlatego istnieje protokół badania kanonicznego małżonków i dlatego jedną z przyczyn nieważności małżeństwa jest "niedojrzałość do małżeństwa". Bo nie wiem czy wiesz ale można małżeństwo zawrzeć nieważnie i wtedy rozpoczyna się dramat: proces, świadkowie i trudna, żmudna droga do uzyskania stwierdzenia nieważności. Sądy metropolitarne są pełne pozwów w takich sprawach. A za tym dramat takich kobiet (mężczyzn również) , które chciały być opiekunką a nie żoną. Często też dramat dzieci.
Absolutnie nie zgadzam się z Twoim twierdzeniem: "przecież żyjemy po to by innym dać siebie, by pomóc nawet kosztem własnego szczęścia" - w aspekcie małżeństwa. My też mamy być w małżeństwie szczęśliwi, a nie tylko być szczęściem dla innych. I to wcale nie jest egoistyczne. Wprost przeciwnie: po to Bóg nam dał V przykazanie a do tego rozum i wolną wolę, żeby wybierać rozsądnie, żeby szanować także siebie.
Ja wcale Ci nie mówię, że masz tego chłopka rzucać. Ewo, ja Ci mówię jedno: wymagaj, masz prawo a nawet obowiązek wymagać od chłopaka!!!!! Bądź kobietą w tym związku i żądaj by chłopak był facetem. Proszę przeczytaj odp. nr 25 o przewodnictwie w związku.
Tak na marginesie: ja w ogóle nie rozumiem czemu ludzie uważają, że albo rozsądek albo miłość, zakładając, ze miłość nic nie ma z mądrością wspólnego, a rozsądek z uczuciem. Nic bardziej błędnego! Rozsądek bez uczucia to wyrachowanie. Miłość bez rozsądku to szaleństwo. Jednym słowem: miłość rozsądna. Czy chciałabyś mieć męża, w którym masz oparcie, który zapewnia Ci poczucie bezpieczeństwa i byt rodzinie, za którego nie będziesz musiała myśleć czy chcesz być opiekunką z jeszcze jednym dzieckiem zamiast mężczyzny i wziąć na swoje barki wszystko. Jakiego ojca chcesz dać swoim dzieciom? Jaki przykład? Czy chcesz w błędnym mniemaniu konieczności poświęcenia siebie "ratować" chłopaka a w zamian nie otrzymywać potrzebnego wsparcia? Czy chcesz po kilku latach być sfrustrowaną, zrozpaczoną, wykończoną psychicznie i fizycznie kobietą? Czy chcesz powiększyć to grono osób w sądzie metropolitarnym? Jeśli nawet Ciebie taka pozycja satysfakcjonuje to zawierając małżeństwo bierzesz odpowiedzialność za los przyszłych dzieci. Czy masz prawo fundować im taki los?
Nie znam Twojego chłopaka, mówię tylko o skutkach wiązania się z osobą nieodpowiednią.
Możesz wybrać, masz taką możliwość. Musisz być tylko tego wszystkiego świadoma. Życzę Ci rozsądnych wyborów w miłości. Powodzenia!
|
Martyna, 16 lat
|
|
191 | |
|
15.09.2005
|
Mój problem polega na tym, że mój chłopak zmarł na raka. Zmarł w
listopadzie i nie wiem co mam zrobić. Wciąż Go bardzo mocno
kocham, modlę się i myślę o nim. Ale czasem zdarzają mi się
takie dni, że chce mi się płakać, bo nie ma Go przy mnie ciałem
i brakuje mi jakiegoś gestu z jego strony. Moja mama wiedząc że
chodzę na cmentarz mówi mi, że nie zachowuję się jak normalna
nastolatka, bo nastolatki chodzą na dyskoteki, spotykają się z
przyjaciółmi a nie chodzą na cmentarz jak ja. Przyznaję, że nie
jest mi łatwo, ale dzięki modlitwie jakoś daję sobie radę...
Niektórzy nie wierzą w moją miłość do niego, ale ja to czuję,
czuję że go kocham tak jak on mnie.
Z góry dziękuję za odpowiedź!
* * * * *
Ogromnie współczuję takiej sytuacji. Może powinnaś porozmawiać z jakimś księdzem lub katolickim psychologiem aby otrzymać jakieś wskazówki i wsparcie duchowe? Zobacz tu: www.spch.pl Ty też możesz pomóc swojemu chłopakowi poprzez modlitwę, ofiarowanie Mszy św. odpusty. Nie wiemy jak jest po śmierci, ale nasza miłość i nasze czyny nie "idą na marne". Bóg wszystko widzi i myślę, że Twój chłopak wie, że o nim myślisz i mu pomagasz. Korzystaj z każdej okazji, by mu pomóc. Pomóż też sobie, a raczej pozwól by inni Tobie pomogli. Nie piszę więcej, bo nic więcej nie potrafię Ci doradzić, myślę, że specjaliści pomogą Ci o wiele bardziej. Trzymaj się, z Bogiem!
|
Aniołek, 18 lat
|
|
190 | |
|
15.09.2005
|
Witam :) Mam pytanie może nie koniecznie związane z miłością,
ale bardzo ważne dla mnie.
Otóż od jakichś 2 lat mam wrażenie, że ktoś za mną chodzi (ale
nie osoba materialna!). Po prostu czuje to coś lub kogoś non
stop. Pewnie pomyślicie, że to takie złudzenie, ale ten ktoś mi
pomaga! Słyszałam, że czasem mogą jakieś złe moce krążyć koło
człowieka, no ale raczej mu nie pomagają , prawda! Np: kiedy mam
jakieś problem i nie wiem co zrobić, to w myśli pytam się tego
kogoś co mam zobić i zawsze dziwnym trafem sytuacja się zmienia
i problem rozwiązuje się sam. W żadszych przypadkach po prostu
dostaje wskazówkę, jeszcze tego samego dnia. Ponieważ trwa to
już długo to przyzwyczaiłam się do tego i często z tej pomocy
korzystam.
Przez pewien czas przestałam jednak wierzyć w Boga. W zasadzie
trwało to jakieś 7 miesięcy. Ta osoba na każdym kroku próbowała
mnie nawrucić. I udało się jej. To niesamowite, ale tak było na
prawde.
Ale to nie wszystko. Czasem czuję tą osobę nawet fizycznie i
widzę wtedy taką białą mgiełkę. Np: parokrotnie musnęła moją
twarz. To było dziwne uczucie ciepłego wiaterka (jakby ktoś
dmuchnął prosto w twarz) i czegoś tak strasznie miękkiego i
delikatnego. Znów innym razem czuję dłoń na ramieniu (zazwyczaj
jak płaczę, albo się boję), lub jakby mnie ktoś głaskał po
policzku. Opiszę jeszcze jedną sytuację: na W-Fie grając w
siatkę upadłam dość mocno na beton, ale zamiast bólu miałam
wrażenie jakbym się wywruciła prosto na poduszkę (było to nieco
dziwne, bo nawet małego zadrapania nie miałam, no i to samo
uczucie zupełnie, jakbym upadła na tego kogoś!). Może to był
tylko przypadek. Nie mam pojęcia co lub kto to jest, ale
wykluczam ducha, bo przecież ludzie, którzy czuli ducha mówią o
zimnie i stachu, a ja czuję przyjemne ciepło i poczucie
bezpieczeństwa!
Prawde mówiąc w moim życiu zawsze miałam wiele szczęścia i
działy się dziwne rzeczy, może to właśnie przez tą osobę. Czasem
myślę, że to Anioł Stróż, ale czy jego działanie i on sam, aż
tak by się ujawniały. Ktoś mi kiedyś powiedział, że Anioł Stróż
działa tak, że człowiek tego nie widzi i nie czuje. To prawda???
I kim jest ta osoba według was???
PS: Nie sądzę, żeby był to duch jakiejś bliskiej mi osoby, bo
moja babcia umarła 4 lata temu, a ja odczuwam tą osobę od 2 lat.
Po mojej babci nikt bliski nie umarł! Zastanawia mnie jeszcze
jedno. Otóż mam kolegę w śpiączce i chciałabym wiedzieć, czy to
mógłby być on i czy to wogóle możliwe (on jest w śpiączce też
jakieś 2 lata). :)
* * * * *
Nie wiem, może to Anioł Stróż, może nie (w końcu jest "świętych obcowanie"), absolutnie nie podejmuję się wgłębiania w problem, bo nie mam ani takiej wiedzy ani uprawnień. Proszę porozmawiać ze swoim spowiednikiem lub katechetą.
|
Marta, 33 lat
|
|
189 | |
|
15.09.2005
|
Witam, odpowiedzi na moje wątpliwości szukam na www katolickich
już od jakiegoś czasu ale tutaj dopiero zdecydowałam się zwrócić
o konktretną poradę.
Od 6 miesięcy jestem zakochana. Pomimo mojego wieku jest to moja
pierwsza miłość odwzajemniona. Wcześniej było niejedno
zauroczenie, zakochanie czy jak jeszcze można to nazwać ale
teraz tak naprawdę pierwszy raz powiedziałam kocham i usłyszałam
również kocham od niego.
Wygląda to wszystko cudownie na razie, ale zaraz napiszę w czym
problem albo problemy, szereg problemów......
Po pierwsze on jest dużo młodszy ode mnie. Ma 20 lat. I powiem
szczerze, że gdyby nie było wokół innych ludzi to wcale nie
widziałabym tego jako problem. Bo my oboje nie czujemy tej
różnicy w ogóle, w kontakcie z nim \"zapominam\" o jego wieku,
traktuję go jak dojrzałego mężczyznę, nie mam dużego porównania
z jego rówieśnikami ale jak słyszę głosy, że to \"jeszcze dziecko
dla mnie\" to jestem pewna, że w takim razie dziecko nad wyraz
dojrzałe i daleko w przodzie. Ja szczerze mówiąc też nie czuję
się na swój wiek, jak wszyscy mówią wygladam conajmniej kilka
lat młodziej (dają mi 26).W każdym razie jeżeli chodzi o nas
dwoje to nie widzimy w tej różnicy problemu i rozumiemy się
doskonale. Może też ma to trochę znaczenie, że on pochodzi z
rodziny gdzie dosyć szybko zakłada się związki małżeńskie (jego
rodzice mieli po 20 lat) a ja natomiast wręcz przeciwnie (tata
46 lat, siostra 29, blizsze krewne też po 30.....)
Wiem, że takie różnice wieku są możliwe i istnieją takie
małżeństwa. Sama nam przykład namacalny (mama młodsza od taty o
25 lat) ale co nadziwniejsze to właśnie ona stara się
maksymalnie przeszkodzić w naszym związku. Twierdzi, że ona nie
żałuje, że miała męża o tyle starszego, że drugi raz tez by za
niego wyszła ale, że w naszym przypadku jest niemożliwe bo to ja
jestem starsza....... I tak jak wczesniej napisałam, nie
martwiłabym się opiniami sąsiadów, znajomych dalszej rodziny,
ale źle czuję się gdy słyszę to od własnej mamy, z którą ciagle
mieszkam.
Powiem szczerze, że jest już lepiej niż na początku, kiedy się o
nas dowiedziała. Ale po rozmowie ze mną, w której obie się
popłakałyśmy i mama mi powiedziała, że przecież ona chce mojego
szczęscia a w tym wypadku nie wierzy, że się uda, przyjęła to do
wiadomości ale nie jest ucieszona i ciągle jeszcze mi dopowiada,
dajcie sobie spokój, nic z tego nie będzie, on nic nie wie o
życiu, zmarnujesz mu życie itp.....
Kończąc ten etap mojej wypowiedzi zwracam się z prośbą o opinię
dot. tej różnicy wieku, a jeżeli uważacie (przepraszam, ale nie
doczytałam do kogo mam się zwracać), że ta nasza miłość jest
dobra i ma szanse przetrwać (oczywiście biorąc pod uwagę tylko
wiek, bo to, że trzeba pielęgnować każdą miłość to wiem) to może
poradzicie mi co mam mówić mamie, żeby jej nie zranić w stylu
\"to moje życie a ty sie nie wtrącaj\" ale żeby ją uspokoić, bo
wierzę, że ona naprawdę martwi się o mnie, ale też w dużym
stopniu co powie rodzina, sąsiedzi i jaki to wstyd. Może jakieś
artykuły, wypowiedzi?? jestem przekonana, że gdyby mama trochę
poczytała o takich związkach, albo chociaż jakąś pozytywną
opinie jakiegoś księdza?? nie wiem... Ale już to zauważyłam, po
rozmowie wspólnej z moja starszą ode mnie kuzynką i siostrą,
kiedy one obie stwierdziły, że to nie jest niemożliwe i skoro
Pan Bóg postawił na mojej drodze tego człowieka i zrodziło się
między nami uczucie to nic nie jest niemożliwe.
A widzę, że mama krótko mówiąc bardziej się boi reakcji
otoczenia niż ja sama (a dodam, że też nie jest mi to obojętne
ale jestem w stanie nawet ofiarować te trudności za nasz
związek bo mi na nim bardzo zależy). Na koniec wspomne tylko, że
jego rodzicie, gdy się o tym dowiedzieli stwierdzili, że to nasz
wybór i nie mają nic przeciwko temu.
------------------------------------------------------------
To było takie bardzo obszerne nakreślenie naszej sytuacji a
teraz kolejny problem.
On jest teraz w takim wieku, że powiniem rozpocząć drugi rok
studiów ale niestety pierwszego nie skończył, po I semestrze nie
zdał egzaminów i jak to się mówi może trochę nie ładnie
\"wyleciał\". Teraz złożył podanie na inny kierunek i tutaj
zaczyna się problem.
Wczoraj w czasie rozmowy powiedział mi, że on to właściwie nie
ma zapału do tej nauki, niby zaczyna i spróbuje ale bez
przekonania, bo twierdzi, że się do tego nie nadaje. Ja
skończyłam studia, ale wiem doskonale, że są rzeczywiście
ludzie, którzy się do tego nie nadają. Ale martwi mnie akurat
ten zbieg zdarzeń i ciągle brzmią w mojej głowie słowa mamy, że
\"zmarnuję mu życie\" i nawet nie wie jeszcze o tym co on mi
powiedział wczoraj stwierdziła, że napewno nie skończy studiów i
to będzie przeze mnie, bo mu zawracam głowę a on ma się uczyć a
nie myśleć o \"dziewczynie\" - trochę ta dziewczyna dziwnie
brzmi:). I teraz boję się; jego starszy brat studiuje ale
rodzice nie mają wyższego wykształcenia. Może on naprawdę nie
nadaje się jak sam twierdzi? A może to rzeczywiście ja mu w tym
przeszkodziłam?
Nawet wczoraj coś takiego powiedział, że on już nie chce czekać
5 lat, chce być ze mną wcześniej (chodziło o małżeństwo) a wie,
że musi sam się utrzymywać, żeby założyć rodzinę. I, że chetnie
by poszedł do pracy i już był na własnym utrzymaniu.
Muszę zaznaczyć, że ja ze swojej strony nigdy mu nie
powiedziałam nic w tym sensie, że szkoda, że jeszcze się uczy,
wręcz przeciwnie zawsze daję mu do zrozumienia, że czekałam na
niego tak długo to i poczekam ile jeszcze będzie trzeba. I, że
będę mu się starała pomagać a napewno nie przeszkadzać w jego nauce.
I jeszcze jeden fakt, który jak sądzę mógł wpłynąć na jego chęć
stanięcia na własnych nogach i bycia niezależnym finansowo. Nie
mieszkamy w jednym mieście (200 km odległości) rozmawiamy
codziennie po kilka godzin (skype) teraz dopóki ma wakacje
jeszcze (potem wiem, że te rozmowy będą krótsze) i widujemy się
niestety tylko co miesiąc (bo tak na razie finansowo tylko nam
się udaje). Dodam, że w przyszłości planujemy, że on przyjedzie
do mojego miasta.
Mi też czasem wydaje się ta rozłąka bardzo ciężkia do przeżycia
kiedy dwoje ludzi się kocha ale nie mówię mu o tym, że trudno mi
będzie. Ale coś mi się wydaje po wczorajszej rozmowie, że on też
tak czuje.
Jutro właśnie jest piątek i spotykam sie z nim na cały weekend,
coś mu muszę powiedzieć. Wiem, że waszą odpowiedź przeczytam
dopiero później. Będę go namawiała na studiowanie, niech
przynajmniej spróbuje. Zresztą jak pójdzie teraz do pracy to
albo go wezmą do wojska albo jak zacznie studia zaoczne to dalej
nic nie rozwiąże, bo w moim mieście sam się nie utrzyma (studia,
mieszkanie) a nie weźmiemy przecież ślubu zaraz tylko dlatego,
że on nie ma gdzie mieszkać. Chcemy być razem oboje ale myśle,
że pół roku to trochę mało na tą poważną decyzję. Tylko
zakładając, że nic się miedzy nami nie zmieni a jeszcze uczucie
się umocni to ile mamy czekać z decyzją o ślubie? (biorąc pod
uwagę również jego wiek)?To ostatnie to raczej jest pytanie
retoryczne, bo przecież my sami musimy to zdecydować.
Kończę. Przepraszam za ten długaśny list ale zależało mi na tym,
żeby jak najdokładniej naświetlić naszą sytuację. Dziękuję z
góry za przeczytanie tego i odpowiedź.
Z Bogiem.
* * * * *
Droga Marto!
Po pierwszej części Twojego listu miałam napisać, że jesteście na tyle dorośli, że nie muszę Wam tłumaczyć jak to jest gdy jest duża różnica wieku i zaproponować przeczytanie pytania nr 8. Zresztą i tak polecam przeczytanie tego pytania, bo opisałam tam szczegółowo możliwe trudności w takim związku. Zakładam jednak w Waszym wieku taką dojrzałość, że absolutnie nie będę Ci go odradzać. Są plusy, są minusy, ale niedorzeczne byłoby rezygnować z miłości tylko dlatego, że chłopak jest młodszy. Tyle wstępu.
Teraz co do konkretów. Mam wrażenie, że to Twoja mama mogłaby napisać to co ja napisałam w odp. nr 8 - i stąd jej obawy, mimo, iż sama w takim związku jest. Ona po prostu tego o czym ja tam pisałam się boi, bo być może tego właśnie doświadczyła. Stąd ta troska, nie z tego, że "wstyd, że chłopak młodszy" itp. Bo wstyd żaden.
Jak przeczytałam drugą część Twojego listu to troszkę głębiej zaczęłam się nad tym zastanawiać i doszłam do wniosku, że jednak jest różnica w przypadku gdy to chłopak jest młodszy. I chyba o tym też myśli Twoja mama. Dlaczego?
Otóż, w związku oparcie i poczucie bezpieczeństwa zapewnia facet. Zgadza się? Kobieta jest z mężczyzną, bo czuje się bezpieczna. Twój chłopak nie ma jeszcze zawodu, nie ma pracy i nie bardzo "nadaje się" do studiowania (o tym za chwilkę napiszę). A zatem musisz przyznać, że zachodzi obawa jak on Tobie (i Waszym przyszłym dzieciom) to poczucie bezpieczeństwa zapewni. Oczywiście, on może pójść do pracy, ale - bez studiów to nie do każdej, prawda? Nie zarobi raczej też wystarczająco na wypadek gdybyś Ty przez jakiś czas pracować nie mogła (nagła strata pracy, problemy zdrowotne, problemy zdrowotne dziecka po jego urodzeniu - i musisz zostać w domu). Pomyśl czy Ty teraz czujesz się przy nim bezpiecznie? Ja nie mówię, że chłopak jest niezaradny, może jest bardzo zaradny, może założy swoją firmę i świetnie Wam się będzie wiodło, ja tylko naświetlam pełny obraz całej sytuacji. Ale odpowiedz sobie na pytanie: czy gdybyś Ty niedługo (będąc jego żoną oczywiście) urodziła dziecko i nie mogła pracować to czy masz pewność, że ten chłopak zapewni Wam byt? Czy przypadkiem nie przyjmujesz na siebie zbyt wielu rzeczy w tym związku? Czy nie zakładasz, że Ty będziesz Was utrzymywać, dopóki jego sytuacja się nie ustabilizuje? Czy nie usprawiedliwiasz go w tym "niestudiowaniu"? Właśnie. Czy on naprawdę nie jest na tyle zdolny, by skończyć studia? Ja nie mówię o fizyce, informatyce itp. ale o jakimś prostszym, nie wymagającym aż takich zdolności kierunku? Czym on się w ogóle interesuje? Czymś konkretnym? Co potrafi robić skoro myśli o pracy? Bo jeśli ma konkretne uzdolnienia i umiejętności, żeby np. otworzyć własną firmę albo nawet pracować u kogoś ale robić coś konkretnego to inna sytuacja niż jeśli myśli np. o dorywczej pracy w markecie (proszę mnie źle nie zrozumieć, ja doceniam ciężką pracę w markecie ale jako konieczność a nie życiową ambicję)? Czy dorabia na wakacjach? To są ogromnie ważne pytania. I wcale nie jestem materialistką, ja po prostu jestem mężatką, mam trochę doświadczenia z rodzinami i wiem ile problemów rodzi się przez finanse właśnie. Przez niemożność zapewniania bytu rodzinie.
Czy zatem nie mógłby idąc do pracy studiować zaocznie? Jakiegokolwiek kierunku, chociażby po to, żeby mieć dyplom. No nie zaprzeczysz, że lepiej mieć magistra niż go nie mieć. Druga sprawa. Ty masz studia. Teraz jesteś zakochana, usprawiedliwiasz chłopaka pod każdym względem. Ale zapewniam Cię, że gdy on nawet nie podejmie wysiłku w tym kierunku Ty sama zaczniesz mieć do niego pretensje. Będziesz się źle czuła z tym, będziesz mu robiła wyrzuty gdy nie będzie mógł znaleźć pracy i będzie narzekał na sytuację w Polsce. Sama mu powiesz : "mogłeś się uczyć", "mi też było ciężko, a studia skończyłam", "to Ty jesteś facetem w tym związku, dlaczego tylko ja mam się starać ?". Tak, Marto. Musisz być tego świadoma. Ponadto - kwestia przykładu dla przyszłych dzieci. O ile większą motywację będą miały Wasze dzieci do nauki, jeśli oboje rodzice wcześniej się uczyli. A tak w wieku dojrzewania Twoja pociecha powie ojcu prosto w oczy "Tata się nie uczył i też żyje". I nie będziesz miała argumentu dla tego dziecka.
Sytuacja w Polsce jest jaka jest, teraz dyplom magistra znaczy mniej niż kiedyś matura, ludzie na uszach stają, żeby się dokształcić, jakieś kursy, studia podyplomowe itp. Twój chłopak jest na tyle młody, że spokojnie (mówię to z pełną odpowiedzialnością) skończyłby jakieś studia. Przecież teraz są nawet prywatne uczelnie, niech zrobi najpierw licencjat, zaocznie, no nie wierzę, że nie da rady! Jak się postara to pomalutku dyplom zrobi.
Nie jest dobrze jak chłopak nie jest ambitny. I nie chodzi mi tu o karierę, chodzi mi o męskie poczucie wartości. Facet najpełniej realizuje się w pracy zawodowej, nawet jeśli najważniejsza dla niego jest rodzina. Realizuje się. Nie mówimy to o wartościach tylko o predyspozycjach. Tak, tak dokładnie jest.
Jak mężczyzna się kobiecie oświadcza to nie jest to tylko zwykłe wyznanie miłości. To jest propozycja wspólnego życia. To jest propozycja stworzenia rodziny. Chyba nie jest czymś dojrzałym propozycja: pobierzmy się, jakoś to będzie, rozejrzę się za czymś, jakoś sobie poradzimy. Nie. Facet, który się oświadcza powinien mieć wizję. Powinien zapewnić kobiecie poczucie bezpieczeństwa. Jeśli tak jest - nie ma znaczenia czy jest młodszy czy nie, musi być dojrzały. Ona też ma się starać, oczywiście, też ma być odpowiedzialna. Ale ma się nie bać przyszłości. Ma się nie bać sytuacji gdy zostanie bez pracy. Ma się nie bać zajść w ciążę. I to nie w jakiejś perspektywie, tylko ma mieć tę pewność już. Już w momencie oświadczyn ma mieć poczucie bezpieczeństwa. Inaczej nie wyobrażam sobie przyjęcia oświadczyn. Po to jest czas chodzenia ze sobą żeby się poznać.
A może Twój chłopak nie dojrzał jeszcze na tyle, żeby założyć rodzinę? (Fakt, że wszyscy u niego pobierali się młodo nie jest żadnym wyznacznikiem).Może on dopiero dojrzeje do tego wszystkiego? Być może. Tylko czy Ty chcesz na tę jego dojrzałość czekać?
Ja wiem jak to jest mieć tyle a tyle lat i nie mieć perspektywy rodziny. Wiem czego się obawiasz. Żebyś mnie źle nie zrozumiała: ja Ci go nie odradzam, ja Ci tylko uświadamiam pewne rzeczy. Nie zgadzam się natomiast z Twoją mamą, że "zmarnowałabyś mu życie", śmiem twierdzić, że to Ty byłabyś w konsekwencji stroną sfrustrowaną. Bo to Ty dziewczyno rzucasz wszystko na jedną szalę, całe swoje życie dla niego, Ty tu nieproporcjonalnie więcej ofiarowujesz niż on.
Możesz z nim być, ale zacznij wymagać. I nie będzie to miłość "jeżeli". Miłość prawdziwa jest bezwarunkowa, ale nie jest naiwna. A dojrzałością jest wymaganie od przyszłego męża oparcia, poczucia bezpieczeństwa i posiadania wizji rodziny. Porozmawiajcie szczerze o tym jak widzicie Waszą rodzinę. Bądź wobec siebie samej uczciwa i nie idź na ustępstwa. Masz prawo marzyć, masz prawo mieć męża - dojrzałego faceta, a nie dziecko za które trzeba myśleć. Zawierając małżeństwo jesteś odpowiedzialna też za Wasze przyszłe dzieci, za to jakiego ojca dla nich wybierasz. Pomyśl: czy widzisz go jako ojca?
Podejmij taką decyzję, żebyś nigdy jej nie żałowała, żebyś Ty też była szczęśliwa, a nie tylko była szczęściem dla innych.
A może wybralibyście się na "Wieczory dla zakochanych"? Słyszałaś o tym? Zobacz tu: www.spotkaniamalzenskie.pl
Być może otrzymałaś odpowiedź inną niż oczekiwałaś. Jestem osobą trzecią, tak to widzę. Co do decyzji o ślubie, ile czekać: to wynika z mojej odpowiedzi. Aż on będzie miał wizję rodziny i zacznie ją realizować. Koniecznie wybijecie się na te "Wieczory...". Tam wszystko sobie wyjaśnicie.
Życzę Ci powodzenia i trafnych decyzji.
|
Katarzyna, 37 lat
|
|
188 | |
|
15.09.2005
|
Rozwiodłam się z mężem kilka lat temu. On miał inną kobietę i
bardzo chciał z nią być. Po rozwodzie wyprowadził się do niej.
Mieszkali razem, mają dziecko i któregoś dnia ta kobieta po
prostu odeszła od niego do innego mężczyzny. Mąż wrócił do
naszego domu. Od tego czasu jest dla mnie bardzo miły. Kilka
razy wylądowaliśmy w łóżku. Ale wyczuwam od niego jakiś chłód.
Niby patrzy na mnie jak na obrazek, ale zachowuje się jakoś
dziwnie.Chciałabym, żebyśmy znowu byli razem, ale nie wiem
jakie są naprawdę jego intencje. On nie chce rozmawiać na ten
temat, więc ja takiej rozmowy nie podejmuję. Czy to jest możliwe
żebyśmy znowu byli razem? Tak jak kiedys. Żebyśmy znowu byli
rodziną? Mamy dwoje dzieci. Nie widzę w nim żadnego
zaangażowania. Czy on boi się odwetu z mojej strony i nie chce
okazać mi swoich uczuć? ćzy jestem mu po prostu obojętna.
Bardzo proszę o dopowiedż.
Pomóżcie Kaśka
* * * * *
Po pierwsze to podziwiam Cię za umiejętność takiego wybaczenia, która męża marnotrawnego z powrotem przyjęła pod swój dach.
Odpowiedz sobie na pytanie: czy chcesz z nim być naprawdę? (i niech się nikt nie bulwersuje, że nierozerwalność małżeństwa etc., Kościół dopuszcza separację w takim przypadku). Ale Ty a nie ze względu na dobro dzieci tylko. Z Twojego listu wnioskuję, że chyba tak.
Potem niech sobie Twój mąż odpowie na pytanie czy do Ciebie wrócił, bo chciał, zrozumiał, bo więcej nie będzie. Czy dlatego, że tamta go rzuciła a wrócił z wygody?
Ponadto: jak się zachowywał wracając? Czy błagał Cię o wybaczenie? Przepraszał, przynosił kwiaty, po rękach całował (ja nie kpię, pytam poważnie!)? Czy szybko się zgodziłaś na jego powrót? Czy jasno określiłaś zasady na jakich będziecie teraz żyć?
To są bardzo ważne pytania. Zasadnicze.
Co do jego zachowania. No właśnie. Trzeba by wiedzieć jakie motywy przyprowadziły go do Ciebie z powrotem. Przyjmijmy, że faktycznie miłość do Ciebie i chęć przemiany. Jeśli tak to może tak się zachowuje, bo się boi. Bo wie, że nabroił i jeden jego nieostrożny ruch i teraz Ty powiesz dość. Więc boi się cokolwiek zrobić, powiedzieć nie tak. Nie oswoił się jeszcze z nową sytuacją. Nie chce rozmawiać....albo boi się Twoich pretensji albo nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji a wrócił do Ciebie bo tak było wygodniej. Nie wiem. Musicie porozmawiać. A jeśli on nie chce takiej rozmowy po prostu to zaproponuj mu wyjazd na weekend, na rekolekcje. Oczywiście nie chodzi mi o takie rekolekcje gdzie przez weekend będziecie się modlić tylko takie gdzie sobie pogadacie od serca. Prowadzone metodą dialogu między małżonkami (nic publicznie!). Usłyszycie świadectwo osób, które przeszły przez trudności.
Zajrzyj tu: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl
Możecie też zwrócić się do poradni małżeńskiej w Twojej okolicy lub do jednego z tych ośrodków: www.spch.pl Nie chcę się wymądrzać, bo nie doświadczyłam takiej sytuacji i myślę, że profesjonaliści pomogą Ci dużo bardziej. Namów męża na ten wyjazd. Jeśli Cię kocha - niech jedzie choćby ze względu na Ciebie.
Znam małżeństwo, które miało podobne perypetie. Dokładnie tak jak Ty. On wrócił, mieli potem jeszcze dwoje dzieci (razem czwórkę). Jakoś się udało. Jest więc nadzieja na ocalenie Waszej rodziny, trzeba jednak bardzo dużo rozmowy, modlitwy, przemiany. Najważniejsze, że chcecie (?). Pozwólcie, by inni Wam w tym pomogli. Nic nie tracicie a możecie zyskać szczęście. Życzę Wam z całego serca powodzenia!
|
Zagubiony, 17 lat
|
|
187 | |
|
14.09.2005
|
Szczęść Boże! Na samym początku chciałbym złożyć gratulacje
dla Wszystkich odpowiedzialnych za ten serwis! Robicie świetną
robotę! Na pewno wielu osobą on pomógł.
A przechodząc do właściwej formy mojego listu.... Od kilku
miesięcy obdarowuje pewną dziewczynę uczuciem....Na początku
tłumaczyłem to sobie jako zwykłe zauroczenie...Ale to
zauroczenie, zamiast mijać, powiększało się każdego dnia. Im
bardziej staram się, żeby pozbyć się tego uczucia, jest ono
silniejsze....przegrywam. Dziewczyna ta jest wspaniałą osobą.
Nigdy wcześniej nie spotkałem tak dobrej, miłej i szanującej się
dziewczyny. Jest to dziewczyna moich marzeń. Od samego
początku naszej znajomości super nam się rozmawiało...Czas
spędzony razem był czasem wspaniałym i niezapomnianym...Nie
mamy przed sobą żadnych tajemnic i wiemy o sobie bardzo dużo.
Jak się pozornie wydaje nie ma problemu abyśmy byli razem,
bo skoro super się rozmawia, super spędza się ze sobą czas,
jesteśmy szczęśliwi kiedy się widzimy... Ale niestety. Jest pewien
problem. Ona ma chłopaka. Była z nim Już wcześniej niż się
poznaliśmy...Dorota zna moje uczucia...pewnego dnia nie
wytrzymałem i powiedziałem jej co w środku mnie siedzi. Ona
przyjęła to bardzo spokojnie, bo pewnie od dłuższego czasu
domyślała się co czuję. Rozmawialiśmy bardzo długo. Ostatecznie
pod koniec rozmowy obiecałem jej, że nie będę starał się nic w
jej życiu psuć. Ze nie będę psuć jej związku, bo skoro ona jest
szczęśliwa z tym drugim to dla mnie jest to najważniejsze. Nie
ważne czy będzie ze mną czy z nim...najważniejsze żeby ona była
szczęśliwa. Nawet jakbym coś spróbował, czy nawet namawiał ją
do związku to byłby tylko mój egoizm a nie dobroć dla drugiej
osoby. Obiecałem jej, że będę robić wszystko żeby to uczucie
jakoś stłamsić i żeby znikło. Starałem się to robić przez bardzo
długi czas. Niestety...nie udało się. Oszukiwałem sam siebie, że to
już minęło....ale nie minęło. Nie mogę dać sobie z tym rady i
dlatego zwracam się do Was. To bardzo trudne...Ciągle o tym
myślę... Jednak mimo wszystko powierzyłem to wszystko
Bogu...wiem, ze On zrobi jak będzie chciał. Jeżeli mamy być
razem to będziemy a jeżeli nie o nic na to nie poradzę... To
bardzo delikatna i złożona sprawa, z którą sobie przestałem
radzić i jestem zagubiony w niej... Z góry dziękuje!
* * * * *
Szczerze mówiąc dziwię się tej dziewczynie, że mając chłopaka dopuściła do takiej relacji między Wami. Dziwię się Tobie, że wiedząc, że dziewczyna ma chłopaka zawracałeś jej głowę. Ciekawe czy tamten chłopak cokolwiek wie? Jeśli się dowie poczuje się oszukany - i słusznie. A może ona nie jest zdecydowana czy chce z nim być? W każdym razie to do niej ruch należy, powinna się określić i nie ranić jednego z Was. Bo jeśli jednak cały czas była zdecydowana zostać z tamtym to co? Nie liczyła się z Twoimi uczuciami? Jakoś to mi wszystko bezbarwnie wygląda od jej strony. Chyba bym na Twoim miejscu poważnie się z nią rozmówiła i jasno określiła zasady - albo jest z Tobą albo znikasz z jej życia i nie ma żadnych rozmów, sms-ów itp. No nie można grać na dwa fronty. Nie katuj się tłamszeniem w sobie uczucia patrząc na jej szczęście. Nie musisz tego robić, a pragnienie dobra dla niej nie musi się odbywać Twoim kosztem. Jesteś facetem, myślisz racjonalnie. Weź sprawy w swoje ręce i doprowadź je do końca. Z takim lub innym wynikiem. W żadnym razie nie będziesz przegrany. Najwyżej zdobędziesz życiowe doświadczenie. Powodzenia!
|
Zakochana, 19 lat
|
|
186 | |
|
13.09.2005
|
Od pewnego czasu podoba mi się pewien chłopiec. Zastanawiam się,
czy to jest właśnie ten. Pierwszy raz zobaczyłam go dwa lata
temu na obozie. Wtedy pomyślałam o nim jako o przystojnym
chłopcu, z którym fajnie było by być. Ale wtedy tak naprawdę
podobał mi się inny. Po obozie on trochę do mnie pisał (ale
tylko kiedy mój brat ma zbiórki, to był mojego brata drużynowy).
Kiedyś na opłatki harcerskim składał mi życzenia. Ja tego nie
pamiętam, moja mama mówi, że tak było. Jej się wydaje, że ja się
mu wteduy już podobałam. Od tamtego roku szkolnego też do mnie
pisać, lae nie w sprawie zbiórek. Tak po prostu, pytał się co
robię, z czego zdaję maturę. Pytał się jak poszły egzaminy. Raz
chciał się ze mną spotkać, lae ja odmówiłam. Powiedziałam, że
muszę się uczyć i teraz nie mam za bardzo. On stwierdził, że to
rozumie i nie nalega. Nadal ze mną rozmawiał, wszystko było O.K.
W połowie czerwca przestał dzwonić. I właśnie wtedy zaczęło mi
brakować SMS-ów, nagle poczułam, że mi się podoba. Po jakimś
czasie ja przejęłam inicjatywę i trochę do niego pisałam.
Pożyczyłam od niego książkę. Wiem, że mnie lubi. Wydaje mi
się,że lubi ze mną rozmawiaćOstatnio spotkałam się z nim na
rozpoczęciu roku harcerskiego. Porozmawiałam z nim, on się cały
zestresował. Patrzyłam ukradkiem na niego, on też zerkał w moim
kierunku. Moja mama znowu go widziała i stwierdziła, że oczka mu
nalatają (na mnie). Ale trudno cokolwiek powiedzieć. Chciałabym
się z nim umówić, ale nie mam na razie za bardzo czasu. Od
października rozpoczynam studia, a perwszy rok wymaga dużego
wysiłku. Czasami nachodzą mnie mysli o małżeństwie, on ma bardzo
dobre podejście do dzieci. Wiem, że on mnie nie zdradzi, azem
będziemy mogli umacniać się w wierze. Od dawna modlę o
rozpoznanie powołania i widzę siebie najnbardzie jako matkę, ale
czy z Michałem? Co mam zrobić, aby znów do mnie pisał? Wiem, że
byłam za bardzo obojętna. Ale chciałabym naprawić swój błąd. Czy
coś z tego jeszcze może być? Czy to właśnie ten? Czy może też
Bóg co innego dla mnie wymyślił? Przecież ja mogę się mylić.
* * * * *
No chyba troszkę przesadzasz z tym brakiem czasu. Studia owszem - to duże wyzwanie, ale ludzie na studiach to nieraz nawet dzieci mają i dają radę, a co dopiero umówić się od czasu do czasu z chłopakiem. Skoro tak mówisz to chyba po prostu nie brakuje Ci jeszcze miłości i związku z kimś. Albo nie jesteś nim tak naprawdę zainteresowana. Jeśli jednak chcesz nawiązać z nim kontakt to po prostu do niego napisz - spytaj co słychać. Pochwal się, że dostałaś się na studia. A może oddaj tą książkę i pożycz kolejną - o podobnej tematyce? Będzie to okazja do wymiany myśli, a później jeśli "wpadniesz mu w oko" to sam będzie Cię zagadywał.
|
Marta, 18 lat
|
|
185 | |
|
13.09.2005
|
Zakochal sie we mnie pewien chlopak,ktory wyrzadzil mi wiele
krzywdy...nie potrafie go kochac,choc byl okres,ze darzylam go
pewnym uczuciem.Wybaczylam mu wszystko,ale on nadal mnie
kocha i nie potrafi zrozumiec tego,ze nie bedziemy juz razem...Co
ja mam zrobic??
* * * * *
Do niczego się nie zmuszaj. Powiedz mu prawdę: że nie potrafisz z nim być. To ważne, by w takich sytuacjach nie skupiać się na czyichś błędach i uzasadnieniach dlaczego nie możemy z tym kimś być, bo to pogłębia frustrację, tylko podać argumenty od swojej strony: to ja nie jestem gotowa na miłość, to ja nie potrafię z Tobą być itp. One są nie do zbicia, bo druga strona nie może nam udowodnić, że jest inaczej. W przeciwnym razie zaraz spotkamy się z obietnicą poprawy, deklaracjami zmiany i to my nie będziemy mogli tych argumentów zbić.
Poza tym ofiarowałaś mu wiele: wybaczenia. Ale to nie jest tożsame z możliwością powrotu.
Bądź w zgodzie ze sobą. Jeśli Twoje tłumaczenie do niego nie trafi to trudno, żyj swoim życiem, a on będzie musiał sam się uporać ze swoim uczuciem.
|
Ona, 24 lat
|
|
184 | |
|
13.09.2005
|
Jak mam komus teraz zaufac skoro oszukal mnie Aniol? ...
* * * * *
?????
A może błędnie założyłaś, że człowiek ma "anielskie" cechy i boleśnie się rozczarowałaś?
Pamiętaj, nikt nie jest ideałem.
|
Anonim, 18 lat
|
|
183 | |
|
13.09.2005
|
Witam. Piszę tutaj, gdyż nie wiem już sama co mam robić, co
myśleć. A więc - zakochałam się w osobie duchownej. Wiem, że
do redakcji przyszło już setki listów o podobnej treści, jednakże
proszę - nie odpisujcie mi, że mam spojrzeć na pytanie 11, ja
proszę o radę ! A więc...
Zakochałam się w tym człowieku i wszystko co robię, robię z
myślą o nim. Nie potrafię normalnie, jak dawniej funkcjonować,
nie interesuję się moimi rówieśnikami, po prostu to uczucie
zagłębiło się we mnie zbyt mocno. Wiem doskonale, że miłość ta
nie jest niczym dobrym, gdyż on wybrał już drogę swojego życia.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że nigdy nie będziemy ze sobą,
aczkolwiek mam potrzebę, aby zaistnieć w jakikolwiek sposób dla
niego, aby zauważył jakim człowiekiem naprawdę jestem. Często
ze sobą rozmawiamy, śmiejemy się, wygłupiamy - wiem, że
powinnam ograniczyć mój kontakt z nim, jednak nie potrafię tego
zrobić. Myśl, że miałabym się nie odzywać do niego przez
chociażby miesiąc wywołuje u mnie strach i ogromny smutek. Nie
wiem jak mam sobie z tym poradzić. Człowiek ten potrafi
wyciągnąć mnie z każdego dołka moralnego, rozmowa z nim
działa jak lek. Każdego dnia modlę się o zdrowie dla niego oraz o
to, aby Bóg zrobił coś z tym uczuciem. Jednak minął kolejny rok,
ja nadal tkwię w tym wszystkim. Dzięki niemu stałam się dobrym
człowiekiem, on czyni mnie lepszą. Płaczę wieczorami, kiedy
zdaję sobie sprawę, że kolejny dzień czekałam na rozmowę z
nim, która jednak nie doszła do skutku. Dlaczego Bóg wybrał
mnie ? Proszę, pomózcie w miarę możliwości ! Pozdrawiam !
* * * * *
Ok, mogę Cię nie odsyłać do pytania nr 11, ale nie potrafię udzielić Ci innej rady niż ta, której tam udzieliłam, skoro nie chcesz jej przyjąć. Masz świadomość sytuacji i wiesz co robić, czego więc oczekujesz? Że Ci powiemy, że możesz kochać dalej? Możesz - tylko co z tego? Po co? Przez to zamykasz swoje serce na innych i dobrowolnie pozbawiasz się możliwości znalezienia swojego powołania. Powiem więcej - nie zgadzasz się na wolę Bożą - zarówno względem siebie jak i tego księdza. Nie mogę Ci poradzić nic innego niż ograniczenie kontaktu, bo NIE MA innego wyjścia. Rozumiem, że on jest niezorientowany co do Twojego uczucia, bo inaczej sam by ten kontakt rozluźnił. Wierzę, że dzięki niemu stałaś się lepsza, bo rozmowy z mądrym księdzem na pewno ukierunkowują, to tak jak kierownictwo duchowe i on tak pewnie traktuje relację z Tobą.
Nie zgadzam się natomiast z Twoim twierdzeniem, że Bóg wybrał Ciebie, abyś kochała tego księdza. Nie. To Twoja wolna wola, a nie przeznaczenie, bo czegoś takiego nie ma (poczytaj odp. nr 58).
Rozumiem, że jest Ci ciężko. Ale ten człowiek ma już określone powołanie i je realizuje. To tak jakbyś zakochała się w żonatym. Tak, dokładnie tak, bo ten człowiek jest związany sakramentem. Chyba nie chcesz, żeby złamał dane Bogu przyrzeczenie? Chyba nie chcesz być tą, która go od Boga odciąga?
Jeśli więc samej siebie nie chcesz chronić to pomyśl o nim, o jego zbawieniu i nie przeszkadzaj jemu. Skoro go kochasz to powinno Ci zależeć na jego dobru. A czy jest większe dobro niż pragnienie zbawienia dla człowieka?
Pomyśl o tym.
Czy jesteś zdziwiona, że otrzymałaś taką suchą, "niepocieszającą" odpowiedź? No cóż, pocieszająca jest odp. nr 11, ale Ty nie chciałaś jej przyjąć, więc chyba było Ci potrzeba twardszych argumentów...
|
Martynka, 14 lat
|
|
182 | |
|
12.09.2005
|
Podoba mi sie pewnien chłopak, z mojej klasy. On dobrze o tym
wie, wiele razy o tym rozmawialiśmy. Ja mu się chyba tez
podobam, choc nie jestem do końca pewna... wiem że mnie bardzo
lubi. Zawsze gadamy na wszystkich lekcjach i przerwach, jak
tylko wróce ze szkoły i włącze Gadu-Gadu juz czeka na mnie
wiadomość od niego, zawsze zagaduje pierwszy, choćby po to żeby
mi powiedzieć, ze właśnie wrócił! Mówi mi o wielu rzeczach i ma
do mnie zaufanie. I bardzo mnie to uszczęśliwia. Ja oczywiście
chciałabym żeby coś więcej było międy nami... I właśnie dostałam
od niego smsa... to coś pięknego, chyba przyjaźń, może niedługo
coś więcej ? ... czas pokaże.. papa :)
* * * * *
No to powodzenia! :)
|
Agnieszka, 23 lat
|
|
181 | |
|
12.09.2005
|
Chciałabym wiedzieć co mam zrobic?Pokochałam mężczyznę, który
nie wiem co do mnie czuje...z mojego punktu widzenia oboje
robilismy sobie na zlosc, zeby jedno czasem nie myslalo, ze
zalezy na drugim...ale nie jestem pewna czy dla niego nie byla
to tylko zabawa...zabijanie nudy, zwlaszcza ze wiedzial ze w
ubieglym roku bylam zakochana w nim.Czy zawsze kiedy mezczyzna
nie daje zadnego znaku po rozstaniu oznacza to ze byl to tylko
nic nieznaczacy romans?
* * * * *
Jest takie powiedzenie "kto się lubi ten się czubi". Być może tak jest w waszym przypadku, tylko po co tak sobie robić? I ile to jeszcze będzie trwało? Któreś z Was musi przerwać tę grę, a wtedy się okaże jak jest naprawdę. Może on sam przed sobą nie chce się przyznać, że coś do Ciebie czuje. Tylko też nie wiem po co. Trochę mi to przypomina historię Ani i Gilberta z "Ani z Zielonego Wzgórza". Może faktycznie to jakiś sposób okazania zainteresowania? W każdym razie jakby zupełnie się Tobą nie interesował to by był obojętny. A może przestań mu robić na złość? Pewnie się zdziwi i zacznie zastanawiać co się takiego stało. No i pewnie będzie się chciał tego od Ciebie dowiedzieć :)
Nie rozumiem o co chodzi w ostatnim zdaniu? Czy masz na myśli nadal tego chłopaka? Trochę to niejasne bo z wcześniejszej wypowiedzi nie wynika, żebyście byli razem i się rozstali. A może chodzi Ci o kogoś innego? No to tak ogólnie: jeśli facet się nagle przestaje interesować, to albo poznał kogoś innego albo stwierdził, że nie chce być z tą dziewczyną, a jest to na tyle wczesny etap, iż uznaje, że nie musi się tłumaczyć, bo "o nic mu przecież nie chodziło". Dziewczyna dużo wcześniej jednak się angażuje i jednoznacznie odbiera przejawy sympatii chłopaka, więc dla niej to on się powinien wytłumaczyć. Zaczyna mieć więc do niego pretensje lub obraża się i cierpi, a on "nie wie o co jej chodzi", przecież "traktował ją jak koleżankę". To ją jeszcze bardziej rozwściecza, bo nagle czuje się oszukana i uznaje, że "wyszła na idiotkę". Po czym solennie obiecuje sobie nie ufać więcej żadnemu chłopakowi...i nigdy nie dotrzymuje słowa. Takie już jesteśmy, a to wszystko wynika z różnic w psychice kobiety i mężczyzny a co za tym idzie - naszego odbierania świata. A facet tymczasem próbuje po prostu wyjść z twarzą z sytuacji stosując taktykę "wyparcia" - wypiera się jakoby kiedykolwiek cokolwiek do niej czuł.
Skomplikowane to wszystko...
A może poczytasz Johna Graya "Mężczyźni są z Marsa, kobiety są z Wenus?".
|
Madzia, 17 lat
|
|
180 | |
|
12.09.2005
|
Hej! Mam bardzo poważny problem i nie wiem jak sobie z nim
poradzić. Znam bardzo fajnego i miłego chłopaka i on mi sie
bardzo podoba. No dobra chyba sie w nim zakochałam... Jest
tylko jeden problem... Otóż po jego ubiorze i zachowaniu... to
znaczy po tym jak traktuje dziewczyny a jak chłopców wnioskuję,
że on woli jednak chłopców...:( Nie wiem co mam zrobić. Jest taki
fajny i tak dobrze się rozumiemy, a jednak no nie wiem... Boję
się że to uczucie, którym go obdarzyłam nigdy nie będzie
odwzajemnione... Pomóżcie!!!!!
* * * * *
Jeśli naprawdę woli chłopców to jeśli się z nim przyjaźnisz to możesz mu pomóc podsuwając tę stronę: www.odwaga.oaza.org.pl Być może tak jest i wtedy będziesz musiała przyjąć fakt, że będziesz tylko jego przyjaciółką. Tak czy inaczej warto pomóc.
|
Kasia, 18 lat
|
|
179 | |
|
11.09.2005
|
Zakochałam się mając... 11lat i to tak całkiem na poważnie. On
był moim nauczycielem (13 lat starszym). Po pół
roku \"znajomosci\" powiedział mi, ze mnie kocha -nie wien czy
mówił prawdę, ale na pewno był bardzo poważny... ja nic mu na
to nie odpowiedzialam, ale zaczełam się zastanawiać kim on dla
mnie jest... nawet nei zauważyłąm kiedy się zakochałam... on
jeszcze pare razy mowil ze mnie kocha (bylo to dla mnie wazne,
bo do dzis pamietam dokladne daty i okolicznosci;/) traktowal
mnie inaczej niz innych -nie jak dziecko (którym chyba jednak
jeszce wtedy byłam) rozmawial ze mna na bradzo powazne
tematy etc... po 2latach zwolnili go... i...kontakt sie urwal... nie
umialam sobie z tym poradzic... udalo sie po 2 latach... jakos
zaopomnialam (przynajmniej tak mi sie wydawalo) do momentu
kiedy go znow zobaczylam... przeylam szok, bo bardzo dziwnie
sie czulam... no ale, widzialam go kilka godzin i znow przerwa w
znajomosci... odezwal sie po kolejnym roku... tak po prostu na
gg... potem dzownil... (a ja wysylalam smsy, bo wszystko do
mnie wrocilo)... zeby o nim zapomniec bylam z kims (ale tak bez
milosci) ot tak sobie, zeby nie myslec o tamtym (robilam rzecy,
ktorych bardzo nie chcialam...)
...teraz wreszcie znalazl sie KTOS, kto mnie kocha (wierze, ze tak
naprawde) ale ja nie chce Go skrzywdzic -boje sie, ze nawet
jezeli Go kocham, to jezliby przypadkiem pojawil sie w moim
zyciu znowu tamten nauczyciel to... no wlasnie.. nie wiem co by
bylo wtedy i tego sie boje...
* * * * *
Trochę się zbulwersowałam, bo - przepraszam bardzo - ale nie uwierzę w "miłość" 24-latka do 11-letniej dziewczynki. No nie uwierzę i koniec. Odwrotnie - owszem i dlatego nie neguję Twojego uczucia. Tak naprawdę ten człowiek musiał być bardzo nieodpowiedzialny, żeby tak skrzywdzić dziecko. Aż dziwne, że był (jest?) nauczycielem. Poza tym - jeśli "kochał" to dlaczego urwał kontakt bez słowa? A może on po prostu bawił się Tobą? Może spodobałaś mu się fizycznie - choć w wieku 11 lat...(?) i bez pomyślunku dogadzał swoim gustom nie zważając na to co się w Tobie dzieje. Nie potrafię zrozumieć ani usprawiedliwić jego zachowania, ale wiem jedno - nie kochał ani nie kocha Ciebie, bo nie tak miłość wygląda. Mógł prowadzić z Tobą poważne rozmowy itp. Ale po co były te wyznania miłości?? Nie wiem.
Co do Ciebie - jeśli chcesz stworzyć prawdziwy związek musisz mieć wolne serce. Nie możesz myśleć o tamtym, nie możesz sobie wyobrażać jak by było jakbyś z nim była, nie możesz swojego chłopaka do tamtego porównywać.
Wyobraź sobie teraz, że go nagle spotykasz. Co czujesz? Wyobraź sobie, że spotykasz go idąc ulicą ze swoim chłopakiem. Co teraz czujesz? Wyobraź sobie, że on chce się z Tobą spotkać ale dla niego musiałabyś się rozstać ze swoim chłopakiem. A teraz?
Przyznaj, że nie znasz go tak naprawdę, "od środka" tylko jesteś zafascynowana wyobrażeniami o nim. Tym jak mogłoby być? Prawdziwa miłość to nie wyobrażenia, tylko rzeczywistość. Niestety często tak jest, że tęsknimy do czegoś nieosiągalnego a nie widzimy codziennego szczęścia, które już jest. Zrób sobie bilans zysków i strat na wypadek spotkania go. I co? Co tracisz co zyskujesz? Życzę Ci właściwych decyzji.
P.S. Nie można być z kimś na zasadzie "klina", nie można leczyć własnych ran raniąc innych (to odnośnie poprzedniego związku).
|
Olka, 14 lat
|
|
178 | |
|
11.09.2005
|
Witam serdecznie. Chciałam zapytać o to jak pokochać Boga?
Jestem osobą wierzącą(momentami wątpiącą) ale od dłuższego
czasu(jakieś pół roku) zdaje sobie sprawę z tego, że nie
odwzajemniam miłości, którą zostałam obdarowana. Bywa tak, że
przed snem myśle ciągle o Nim i nie wiem co zrobić. Zapewmne
nie napiszecie mi konkretnie co uczynić, bo to pytanie jest dosyć
trudne. Ale za jakieś drobne wskazówki będe wam wdzięczna.
Dzięki za odpowiedz:)
P.S. A tak pozatym gratuluje pomysłu na zrobienie takiego
miejsca, gdzie można napisać o swojej miłości lub o jej braku.
* * * * *
No to teraz padło naprawdę trudne pytanie! Wcale niełatwo na nie odpowiedzieć i myślę, że każdy je sobie zadaje. Wiesz, ja myślę, że to jest nawet niemożliwe, żebyśmy odwzajemnili miłość, którą Bóg nam ofiaruje. Dlaczego? Bo my jesteśmy ludźmi i potrafimy kochać tak jak ludzie, a On jest Bogiem i jego miłość jest Boska, doskonała, najdoskonalsza z istniejących, a zatem nikt nigdy nie będzie potrafił kochać tak jak Bóg. Twoje wątpliwości, rozterki i pragnienie "odwzajemnienia" to właśnie dowód Twojej miłości do Boga, nawet jej wzrostu. On nie wymaga od nas rzeczy niemożliwych, nie na naszą miarę, a zatem nie wymaga, byśmy obdarzali go taką samą miłością.
Najlepszym dowodem naszej miłości jest zachowywanie przykazań, które nam dał. "Czyńcie wszystko, cokolwiek wam powie" - i o to chodzi. Bóg wie, że my sami z siebie nie potrafimy określić właściwego kierunku tej miłości i dlatego dał nam drogowskazy. Jeśli będziemy się nimi kierować to nie dość, że się nie pogubimy to jeszcze damy wyraz temu, że Mu ufamy. Bo Bóg nie oczekuje heroicznych czynów, tylko zaufania, zawierzenia. Sam z siebie nic nie mogę uczynić, ale Bóg mi pomoże. To zaufanie przekłada się na pragnienie wypełniania Jego woli - bo skoro On wie co jest dla nas dobre to my chcemy to realizować, chcemy by nas prowadził, pozwalamy na to prowadzenie. Zatem miłość do Boga to zgoda na życie według Jego woli a nie tylko naszych upodobań. Co wcale nie oznacza, że nie wolno nam mieć marzeń, pragnień. Wolno. Wolno, nawet trzeba się modlić o ich realizację. Ale zaraz trzeba dodawać "...jeśli są zgodne z Twoja Wolą, Panie...". Bo jeśli nie są zgodne, jeśli On chce dla nas czegoś innego to musimy dać mu wolną rękę w prowadzeniu nas, w obdarzaniu nas tym co On uważa za dobre dla nas. W obdarzaniu nas miłością.
A zatem odwzajemnianie miłości Bożej to "tylko" pozwolenie, by Bóg nas swoją miłością obdarzał. Nic więcej. Albo aż tyle. Bo ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Nie wiem czy Ci pomogłam. Ja to tak rozumiem.
Choć to, że rozumiem wcale nie oznacza, że jest to łatwo wykonalne. Nie jest. Dlatego jest to zadanie na całe nasze życie. Piękne zadanie - pozwolić się Bogu obdarzyć miłością.
|
Magda, 14 lat
|
|
177 | |
|
11.09.2005
|
Na weselu u sąsiada zauważyłam chłopaka, który grał w
orkiestrze. Wpadł mi w oko i ja jemu chyba też, bo całe weselu
uśmiechalismy sie do siebie. On raz do mnie coś powiedział ale ja
nie usłyszałam a on powiedział to w biegu. Później juz nie mówił
nic i nie podszedł do mnie, tylko cały czas sie usmiechał i patrzył
na mnie. starałam sie dowiedziec czegoś na jego temat i okazało
sie że jest niewiele starszy. Wyszukałam jego numer gg choć
nawet nie jestem pewna jak ma na imię i czy to jego. Po prostu
zapisałam wszytkich chłaopaków o tym imieniu i w tym wieku.
Boje się tylko że ma dziewczyne i się osmieszę a poza tym żałuję
ze to ja sie do niego nie odezwałam i nie pokazałam mu ze moz
epodejść chociaz wydaje mi sie ze te uśmiechy były
jednoznaczne. Co ja mam robić?? Mój nauczyciel muzyki mógłby
mi chyba pomóc dowiedzieć sie o nim czegoś więcej ( mój X gra
na ogranach w ognisku muzycznym i ja tez ale w innej filii), ale
nie wiem czy go o to pytac czy to nie przesada i nie wyjde na
jakąs co lata za chłopakami. Czy mam zaklikać jak będzie
dostępny?? Przedstawić sie?? Wypytac o niego?? Dowiadywac
sie?? czy to wypada?? czy ja nie zrobiłam czegoś źle?? i jesli tak
to jak to naprawić?? chyba pozostało mi tylko załowac ze nie
zrobiłam nic więcej ale moze miałam rację bo wyszłabym na
natrętną?? Co mam robić?? Prosze o rady i słowa pocieszenia bo
bardzo za nim tęsknię, choc moze to szczeniackie ale tak własnie
jest. z góry dziekuję za madre słowa które padną w odpowiedzi
na moje pytania
* * * * *
Na pewno nie pytaj o to nauczyciela! Ale spokojnie możesz zrobić to o czym sama pomyślałaś: napisz do niego na gg, przedstaw się i zapytaj czy to on. Potem powiedz, że podoba Ci się jego gra i chciałaś podziękować, że mogłaś posłuchać muzyki w jego wykonaniu. To nie będzie natrętne, tym bardziej, że sama grasz, więc macie wspólne zainteresowania, a jeśli "wpadłaś mu w oko" to sam będzie chciał rozmawiać z Tobą dalej ::)
|
Sebastian, 20 lat
|
|
176 | |
|
11.09.2005
|
Mam taki moze mały problem.Na weselu u kolezanki poznałem
kolege ktory nie potrafi wybrac wlasciwej drogi,ale to nie jest
pytanie na,ktore prosze o odpowiedz.Chciałbym mu pomóc ale
nie wiem jak.jego rodzina go nie akceptuje,jego matka zmarła w
98r. a ojciec mieszka z konkubiną i jego siostrą.On po smierci
matki zamieszkał u babci ,która go przesladuje i sprawdza gdzie
przebywa i co robi,nawet przychodzi do niego do pracy i sprawdza
jak sie zachowuje czy ma przyjaciół.Czy to nie jest chore,
przeciez on ma 26 lat.Prosze powiedzcie jak mam mu pomóc?
nawet uwaza mnie za swojego brata,no i oczywiscie ja tez.Znamy
sie jakies 2 tygodnie ale obaj czujemy jakbysmy sie znali od
dziecinstwa.Kurka,PROSZE powiedzcie co on ma robic?Wczoraj
przyjechał do domu a jego babcia nie wpusciła go do domu i az
ojciec musiał interweniowac,i w ten deszcz siedział na
dworze.Jeszcze raz BARDZO PRZOSZE powiedzcie co mam mu
powiedziec ja naprawde nie mam juz siły a przeciez musze go
wspierac no bo przeciez jest moim bratem.Z góry WIELKIE
DZIEKI.
* * * * *
No dobrze, ale skoro on ma 26 lat i pracuje to czy nie może się wyprowadzić? Wynająć jakiegoś pokoju, zamieszkać na stancji? Jest dorosłym człowiekiem i nie do pomyślenia jest takie traktowanie. Dlaczego on sobie na to pozwala? Stosunki w jego rodzinie są patologią ale on się może przecież od tego oderwać. Jeśli chcesz mu pomóc to popytaj w rodzinie i wśród znajomych czy ktoś nie chce wynająć tanio pokoju (może nawet uda się za pomoc, niekoniecznie pieniądze).
Zobacz też ten adres: www.spch.pl, może tam pójść lub zadzwonić, bo może tak naprawdę ten problem jest głębszy niż myślimy, może wchodzą w grę jakiejś problemy psychologiczne?
|
grejfruty...=(, 17 lat
|
|
175 | |
|
10.09.2005
|
Bardzo libie jeść owoce...Niestety mam uczulenie na cytryny i
pomarańcze..Czemu? Dlaczego? Dlaczego zostałam tak ukarana?
Nie będę już nigdynic jadła.Zginę dopóki nie dostanę
grejfrutów.Kocham te owoce i chce je jeść,ale dlaczego nie
moge..?:(
* * * * *
No cóż, współczuję, ale to nie powód do zagłodzenia się na śmierć. Pomyśl o matce, której nowonarodzone dziecko na uczulenie na mleko. Co ona ma zrobić?
A tymczasem znajdź w internecie jakąś stronę o żywieniu, może jakieś forum i napisz o swoim problemie. Zobaczysz jak inni sobie radzą z uczuleniem na cytrusy.
|
Jolka, 15 lat
|
|
174 | |
|
10.09.2005
|
Chciałabym się zakochać... Ze wzajemnością... Wiem, że pewnie
napiszecie, że jestem jeszcze młoda, niedojrzała i że mam
jeszcze czas... Moje koleżanki miały juz wielu chłopaków... A ja?
Przeważnie jestem zakochana w jakimś chłopaku, u którego nie
mam szans i przez którego cierpię... Kilka razy (naprawde mało)
zdażyło się, że był jakiś chłopak, któremu sie podobałam... Kiedy
udało mu sie ze mną zaprzyjaźnic i nawet powoli on zaczął mi sie
podobać, to on znikał z mojego życia :/. Jeszcze była taka
sytuacja, ze spotkała mnie wakacyjna miłosc, tylko, ze zanim sie
jeszcze dobrze zaczeła, to musiala sie skonczyc, bo za daleko
mieszkalismy od siebie?? Czy ja mam w sobie cosik
odstraszajacego, że jak jakis chlopak mnie lepiej pozna, to sie
odkochuje?? Kolega mi poweidział, że jestem dojrzała jak na swój
wiek i nawet przewyzszam rozumem niektore 17 latki... Ja tak
nie sadze... Przepraszam, że zawracam głowe, ale musiałam sie
komus wyazlic... mam duzo znajomych, ale to nie to samo...
Pozdrawiam serdecznie :)
* * * * *
Być może jesteś dojrzalsza od swoich rówieśników i trochę ich to odstrasza. A być może po prostu nie poznałaś jeszcze kogoś z kim "dogadasz się" tak naprawdę. To, że koleżanki miały już wielu chłopaków wcale nie przesądza o jakiejś Twojej wadzie. Wprost przeciwnie. To smutne, że w wieku 15 lat miało się już "wielu chłopaków". Po co rozmieniać miłość na drobne? Czy nie lepiej poczekać na wartościowego chłopaka a nie próbować z każdym? A tymczasem jak najlepiej się do tego przygotować. Jak? Poczytaj polecane przez nas książki.
I głowa do góry!
|
Ola, 15 lat
|
|
173 | |
|
10.09.2005
|
Zaczęło się od tego, ze dostałam lizaka w kształcie róży od kogos
nieznajomego... Moja koleżanka powiedziała mi, że jest pewna,
że to od kogos, kto jest we mnie zakochany... Podobno
rozmawiała z tą osobą zanim dostałam ten miły podarunek i on
jej się przyznał, że jest we mnie zakochany... Później Ania
powiedziała mi, ze tym tajemniczym wielbicielem jest Marcin, mój
kolega, który jest o rok młodszy... Ja go tylko lubię, ale nic wiecej
do niego nie czuje... Zresztą gdy zapytałam się go, czy to od
niego ten lizak, to sie nie przyznał, ale z pewnych zachowań Ani i
Marcina mogę wywnioskować, że to właśnie on... Jak mam sie
zachowywać w stosunku do niego? Przepraszam za kłopot i z góry
dziekuję :). Niech Was Pan Bóg błogosławi i strzeże :)
* * * * *
A to zależy czy on nadal będzie przejawiał zainteresowanie Twoją osobą. Jeśli nic więcej nie będzie, na tym się skończy albo od czasu do czasu taką niespodzianką Cię zaskoczy i jeszcze się nie przyzna - to udawaj, że nic się nie stało. Nie musisz go inaczej traktować niż do tej pory. Jeśli jednak to się rozwinie a Ty nie będziesz chciała się z nim spotykać to zobacz odp. nr 33, 90, 77, 119.
Poza tym: skąd masz pewność, że to tak naprawdę on? Może koleżanka tylko tak mówi?
|
Justta Paula, 14 lat
|
|
172 | |
|
10.09.2005
|
Siamanko!!Mam na imie Justyna i codzę do 2 gim. Mam taki
problem, moze i głupi niektórym sie wyda ale ja nie wiem co
robić :/ koleguję sie z 2 dziewczynami: Kaśka i Natalia. Przez te
wakacje nie było mnie w domu wiec sie z nim nie wiedziałam. po
powrocie gdy już był czas do szkoły dowiedziałam sie że one
zaczęły palić papierosy... dla mnie jest to odrażające jak
dziewczyna pali... chłopaków jeszcze zniose. dowiedziłam sie
również że czasem popijają alekochol, ale to już mniejszy chyba
kłopot niż papierosy. Gdy zaczęła sie szkoła dzodziennie rano one
idą na papierosa, ja nie chcąc przestawać kolegować sie z nimi
idę z nimi, ale ja nie palę, one mnie już częstowały ale ja nie chcę!
Nie wiem, boję sie tego że jeżeli któryś z nauczycieli dowie się że
one palą to bedziemy mieć przechlapane :/ chociaż jak mówiłam
nie pale, ale nauczyciele nie będą tego wiedzieć bedą wiedzieć że
przebywamy razem w towarzystwie i bedzie że wszystkie palimy,
już pare razy a prawie zawsze rano gadam z nim i na temat
papierosów mówie im moje zdananie, namawiam ich do żucenia
ale to nie skutkuje.!! co popwinnam zrobić???powinnam sie z nimi
kolegować?? czy moze ograniczać przebywanie w ich
towarzystwie?? podpowiedzcie mi co mam robić???
* * * * *
Nie musisz się przestawać z nimi kolegować, ale jak one "idą palić" zwłaszcza na terenie szkoły to wtedy z nimi nie idź. Powiedz, że Cię od tego głowa boli, a poza tym chcesz mieć w przyszłości zdrowe dzieci. Nie masz obowiązku podtruwania się dymem. Skoro powiedziałaś im już co o tym myślisz to robią to na własną odpowiedzialność. Ty się nie narażaj na nieprzyjemności w szkole. Bądź stanowcza, przecież nie obrażą się na Ciebie dlatego, że nie palisz!
P.S. No nie wiem czy picie alkoholu to "mniejszy kłopot". To zależy...
|
MiKkA, 16 lat
|
|
171 | |
|
10.09.2005
|
Czy jest jakiś skuteczny sposób żeby zainteresować sobą
chłopaka.???Proszę o szybką odpowiedź
* * * * *
Nie wiem co rozumiesz przez słowo "skuteczny", ale możesz przeczytać odpowiedzi nr 3,30, 37, 134.
|
Paulina, 16,5 lat
|
|
170 | |
|
10.09.2005
|
Strasznie podoba mi się chłopak.=Piotrek.Jest moim
równolatkiem..Jest naprawdę śliczny.Niestety mam kumpele która
koniecznie chce zmarnowć mi życie,ale tylko przez przypadek
narobiła mi wstydu...przy Piotrku.Wszyscy znajomi zaczynają się
ze mnie nabijać ,że się w nim kocham i nawet jemu to
powiedzieli..ostatnio koleżanka podłożyła mi nogę i przez
przypadek wpadłam na Piotrka..czułam się starsznie ,bo potem
patrzał się na mnnie jak na idiotkę..Co mam zrobić żeby Piotrek
nie uważał mnie za idiotkę?Czy on mnie za nią uważa?Co mogę
zrobić żeby pokazać mu jaka naprawdę jestem i żeby poznał
mnie z lepszej strony?Co mogę zrobić żeby go uwieść...bardzo mi
na tym zależy
* * * * *
Po pierwsze - rozmówić się z koleżanką!
Czy ona Ci zazdrości czy po prostu Cię nie lubi - bez różnicy, tak się zachowywać nie wolno wobec nikogo!!!
Poza tym - skąd Ci przyszło do głowy, że on Cię uważa za idiotkę? Tylko dlatego, że na niego wpadłaś? Zapewniam Cię, że mężczyźni myślą innymi kategoriami niż kobiety a o takich drobiazgach szybko zapominają.
Po drugie - nie wiem czy to tylko niefortunne wyrażenie (mam nadzieję!) czy Ty naprawdę masz nadzieję go "uwieść"? Jeśli chcesz lepiej poznać chłopaka to zobacz odp. nr 3, 30, 37, 134. Słowo "uwodzić" ma negatywne znaczenie. Sprawdź w encyklopedii lub spytaj mamy.
|
Monika, 19 lat
|
|
169 | |
|
10.09.2005
|
Witam serdecznie:) Mam 19 lat, a mój ukochany 24. Wspólnie
idziemy przez życie już 2 latka (a nasze wspólne kroczenie
zaczęło się właśnie na pielgrzymce:)) i wierzymy, że powierzając
wszystko Bogu, tak jak to jest od samego początku, uda nam się
w przyszłości stworzyć wartościową i pełną miłości rodzinę. W
naszym związku nie było stanu zakochania, nie miotały mną
szalone uczucia i myślenie o sobie przez całe dnie. Nie żałuję,
ponieważ w Ufności, dzień po dniu rozkwitła w naszych sercach
Miłość. Jesteśmy osobami dojrzałymi, mamy swoje wartości i
bardzo wiele od siebie wymagamy. Dodam, ze jestesmy dla
siebie pierwsi, co dla jest dla nas naprawde niezwykle. To wlasnie
do Jemu powiedziałam, że KOCHAM , to wlasnie mi powiedzial to
On. Moja sympatia jest wspaniałym człowiekiem. Wiem, ze Bog
obdarzyl mnie wielkim szczesciem. Pragniemy wzrastac w
szczerosci, ufnosci wobec siebie. Zawsze moge na Niego liczyc.
Czystosc jest dla Nas jednym z najwspanialszych darow.
Pomoaga Nam to, ze wspolnie jestesmy blisko Boga. Czuję, ze to
jest Ten człowiek. Ten, postawiony na mojej zyciowej drodze bym
stawiala Go w swoim zyciu przed swoimi korzysciami i egoizmem.
Oczywiscie nie jestesmy para idealna i potrafimy otwarcie o tym
rozmawiac. Mamy wiele swoich slabosci, wad, czesto sie klocimy,
jednak Milosc budzi w Nas pragnienie stawiania sie dla siebie
coraz lepszymi. Mam jednak pewien problem. W mojej rodzinie
tata stawial i stawia na pierwszym miejscu swoje rodzenstwo,
rodzicow. Czuje, ze mama i my nie jestesmy najwaznniejsi. To
boli i rodzi we mnie obawy. Moje Slonce ma bardzo dobry kontakt
ze swoja mama, rodzenstwem. Bardzo czesto im pomaga,
odwiedza (poniewaz od roku nie mieszkaja juz razem), mowi mi o
swojej wdziecznosci wobec nich. Ja rowniez bardzo cenie Jego
rodzine. jednak tu pojawia sie moj brak Ufnosci i pewna
niedojrzalosc. Staje sie zazdrosna o te spotkania, zatracam
granice tego, co w tej kwestii jest dobre, a co nie. Rozmawialam z
moja sympatia o tym. Mowilam, ze mam obawy, ze nie bede dla
Niego najwazniejsza osoba. On zapewnia, ze nie powinnam sie
obawiac, ze zadne z tych spotkan nie oddala Go ode mnie, a
wrecz odwrtonie, przybliza. Niedlugo wyjezdzam na studia,
bedziemy widywac sie duzo rzadziej ( do tej pory widywalismy sie
prawie kazdego dnia), dlatego teraz szczegolnie chcialabym
spedzac z Nim kazda wolna chwile (On juz pracuje i jeszcze
studiuje). Nie chce stawac sie zaborcza i pragne dac mu swobode,
ktorej potrzebuje. Te Wolnosc Milosci, niestety czesto mi nie
wychodzi. Obawiam sie nadopiekunczosci Jego mamy. Byc moze
momentami odzywa sie we mnie egoizm, byc moze to po prostu
potrzeba serca, ale potrzebuje bardzo wiele Jego czulosci i
nieustannego zainteresowania. Wciaz mi malo.
Jest jeszcze cos. On jest osoba bardzo zaradna, pozwala mi to
czuc sie bardzo bezpieczna. jednak tu znowu rodza sie obawy,
czy On po kolejnych kilku latach mieszkania samemu, kiedy juz
pozna wiele tajnikow \"domowego zycia\" , nie bedzie po slubie
zbyt wymagajacy i nie bedzie oczekiwal, ze bede zmywac
naczynia tak i tak, a wywieszac pranie tak i tak. Ja jestem osoba
dosc uparta On rowniez, dlatego moze to byc trudne.
To wszystko nie zmienia faktu, ze obdarzam Go Miłością i
dziekuje Bogu za tak wielki dar:)
Bede wdzieczna za wszystkie spostrzezenia, poniewaz bardzo
chce wzbogacac nasz zwiazek i poglebiac to, co Nas laczy. A
przeciez niedojrzalosc, slabosci, obawy sa po to, by je, dla
wspolnego dobra, pokonywac. 3maj sie cieplo:):)
* * * * *
Moniko, dziękuję za świadectwo. Jest bardzo budujące.
Co do Twoich obaw: widzisz, na Twoje spostrzeganie relacji Twojego chłopaka z jego rodziną mają niezaprzeczalny wpływ relacje w Twojej rodzinie. Jesteś tego świadoma. Dziwne to, że tak w Twoim domu jest, no ale jest i jakiekolwiek rozstrząsanie tej sytuacji nic nie zmieni. Generalnie tak jest, że wizerunek ojca niesamowicie odbija się na naszej psychice i przekłada na inne relacje: dotyczy nawet obrazu Boga w nas! Jeśli ktoś ma ojca kochającego, wyrozumiałego to łatwiej mu uwierzyć, że jest dzieckiem Bożym, łatwiej prosić o przebaczenie. Jeśli ojciec jest despotą to Boga się boimy, boimy się grzechu, wstydzimy go wyznać na spowiedzi, obawiamy się kary i tylko patrzymy skąd ten grom na nas spadnie. Tak jest choćbyśmy sobie nie zdawali z tego sprawy. To nie znaczy oczywiście, że do końca życia nie będziemy szczęśliwi bo mamy takiego czy innego ojca i takie a nie inne relacje w rodzinie. To jest do naprawienia w naszej psychice ale trzeba sobie z tego zdawać sprawę i podjąć odpowiednie kroki.
Zupełnie zatem zrozumiałe jest to co czujesz. Przyjrzyj się jednak bliżej tym relacjom chłopaka z jego rodziną. Rozumiem, że jesteś tam zapraszana? Zobacz jak traktuje matkę - i nie chodzi mi o to czy ją szanuje, bo z Twojego listu wynika, że tak. Zobacz czy nie jest to relacja, w której Twój chłopak we wszystkim się jej radzi. Oczywiście trzeba zdanie matki brać pod uwagę, ale nie można zawsze robić tak jak ona chce nawet jeśli nam (dorosłym oczywiście) to nie odpowiada. Czy nie opowiada jej wszystkiego o Was, o Waszym związku (to wcale nie jest takie dobre, bo w małżeństwie problemy małżeńskie omawia się między sobą a nie wciąga do tego całą rodzinę). Czy nie jest na "każde jej zawołanie" i czy w związku z tym nie odwołuje (nagminnie!) spotkań z Tobą? Ogólnie rzecz biorąc czy nie jest jej podporządkowany. Bo ciężki krzyż ma potem w małżeństwie dziewczyna jeśli matka jest dla męża ważniejsza niż żona. Nie może być tak, że małżonkom matka wtrąca się w każą sprawę, poucza etc. Matkę trzeba szanować, pomagać jej, ale to nie oznacza bezwzględnego posłuszeństwa.
Czy Twój chłopak jest samodzielny? Wnioskuję, że tak, skoro sam mieszka, ale to też różnie bywa. Czy potrafi samodzielnie uprasować sobie koszulę czy potrafi coś sobie ugotować? (nie mówię tu o kulinarnych wyczynach ale o prościutkich daniach). Czy nie jest tak, że jego mama ciągle zaopatruje go w zupę w słoikach i mrożone kotlety? Czy codziennie rozmawia z nią przez telefon szczegółowo opisując co danego dnia robił?
Jeśli odpowiesz sobie negatywnie na te pytania tzn. że Twój chłopak nie jest od matki uzależniony a ona nie jest nadopiekuńcza. Gdyby jednak nawet ona była nadopiekuńcza to też jeszcze nic straconego. Jej się nie zmieni, ale można przyjąć odpowiednią postawę. Żona na pierwszym miejscu.
Nie wiem skąd pomysł, że jeśli on jest osobą samodzielną będzie żądał, żebyś wszystko robiła tak jak on. Zresztą - rozmawiajcie o tym! Dobrze zobaczyć się w takiej akcji, razem ugotować obiad itp. Wtedy można zobaczyć jak kto co robi i czy wielką wagę przywiązuje do tego właśnie sposobu. A jeśli tak to się nie trzeba zacietrzewiać i udowadniać jedynej słusznej drogi tylko żartobliwie powiedzieć, że samemu robi się coś inaczej - i pokazać.
Jeśli ludzie się kochają i naprawdę im na sobie zależy to dojdą zawsze do kompromisu a takie drobiazgi jak sposób krojenia cebuli czy wieszania prania nie będą przeszkodą, choćby oboje inaczej to robili. Ja zupełnie inaczej odkurzam niż mój mąż, inaczej obieram marchewkę i kompletnie się różnimy w robieniu zakupów i części kulinarnych gustów. Wbrew pozorom takie szczegóły mogą denerwować, ale chyba tylko na początku. Nie muszę patrzeć jak on wykonuje pewne czynności - niech robi jak chce, ja zrobiłabym to szybciej ale szanuję jego pracę, a obiad też jest kompromisem. Raz to co on lubi, raz to co ja.
Być może boisz się o tzw. starokawalerskie nawyki. Mam kolegę, ożenił się późno, kilka lat sam mieszkał, a że był bardzo samodzielny i lubił prace domowe to wyrobił sobie pewne nawyki. Z przerażeniem myślałam jak dojdzie do porozumienia z przyszłą żoną, skoro on naprawdę wierzył, że jego sposoby są najlepsze! A jednak! Miłość przezwyciężyła schematy.
Jeśli osoba (podmiot) a nie przedmioty są dla nas na pierwszym miejscu to tak będzie!
A tak w ogóle skoro myślicie poważnie o Waszym związku to z serca polecam Wam "Wieczory dla zakochanych" - skoro nie mieszkacie w jednej miejscowości to pewnie forma weekendowa byłaby najodpowiedniejsza. To kilka spotkań w formie dialogu między dwojgiem, nic publicznie(!). Nie ma tematu, którego nie poruszycie. Zobacz tu: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl Powodzenia!hr
|
Dominika, 15 lat
|
|
168 | |
|
10.09.2005
|
Witam wszystkich! Postanowiłam napisać właśnie do Was,
ponieważ uznałam, że to Wy naprawdę mnie zrozumiecie. Chodzę
teraz do 3 kl. gimnazjum. Pół roku temu zakochałam się w
chłopaku, o rok starszym ode mnie (chodził do tej samej szkoły
co ja- on do 3 a ja do 2 kl.) Michał (ten chłopak) mieszka w tym
samym mieście, jednak na drugim końcu. Nasze miasto nie jest
duże. W szkole widziałam go codziennie, jednak zakończenie
roku... było okropne. Trudno jest przecież cieszyć się z nadejścia
wakacji, gdy chłopak którego darzysz bardzo dużym uczuciem,
ma na zawsze odejść... do innego liceum, do innej części miasta.
Mam go już więcej nie zobaczyć! Nigdy z nim nie rozmawiałam,
jednak myślę że on sam domyślił się, że ja coś do niego czuję.
Pomimo to że jestem nieśmiała. Koleżanki pocieszały mnie, że
będziemy spacerować w miejscach gdzie można go spotkać...
Jednak... nie widziałam go już przez ponad 2 miesiące! Najgorsze
było jednak to, że kiedy WIEDZIAŁAM że on jest np. na jakimś
boisku, to ZA KAŻDYM razem, albo coś mi wypadło albo
spóźniałam się o ułamki sekund. Przez cały tydzień byłam z
kumpelami w pewnym publicznym miejscu w centrum miasta,
gdzie on ZAWSZE był... Jednak również nie widziałam go ani razu.
Dlaczego? Bo pojawił się dzień później... A ja? Akurat tego dnia
wyjechałam!!! Chciałabym się dowiedzieć, czy mogę myśleć w ten
sposób: Pan Bóg uważa, że ten chłopak nie jest dla mnie, więc
specjalnie usuwa go z mojej drogi. Może ja już nigdy mam go nie
zobaczyć? Ale Michał jest dobrym człowiekiem! Miły, dowcipny,
pracowity, z własnymi pasjami :) I też jest trochę nieśmiały! Ale z
drugiej strony... Tam gdzie byłam (wyjeżdżałam), prawie czułam
jego obecnośc! Widziałam innego chłopaka ubranego w taką samą
koszulkę (identyczną!) jak Michała! Ta, która najbardziej mi się
podobała :) Jego swetr, buty a nawet kolegów! Wszystko od razu
kojarzyło mi się z nim! Z drugiej strony, jeśli Pan Bóg miałby, jak
już powiedziałam \'\'usuwać\'\' go z mojego życia, to chyba akurat w
tamtym momencie, gdy widziałam np. jego kolegę, mogłabym
nieświadomie odwrócić głowę! Nie wiem już, co mam o tym
myśleć... Czy dobrze myślę, uważając, że Pan Bóg wolałby
żebym zapomniała o Michale? Koleżanki mówią że przez wakacje,
widziały go non stop. A ja wcale...
* * * * *
Bóg wie co jest dla nas dobre i nieraz układa okoliczności tak, żeby nas przed czymś ochronić. Być może tak jest w Twoim przypadku - może ma dla Ciebie (i niego) inny plan. Nie można jednak przeceniać znaczenia splotu okoliczności i wysnuwać jednoznacznych wniosków, bo można dojść do absurdu i we wszystkim widzieć tzw. "przeznaczenie". Co do przeznaczenia to przeczytaj odp. nr 58.
Chyba najprościej byłoby spróbować nawiązać jakiś kontakt z tym chłopakiem. Być może on nie ma zielonego pojęcia, że czujesz do niego sympatię (nie możesz zakładać, że sam się domyślił). Może byłaby to wartościowa znajomość? Jak? Może nie szukaj go na siłę, ale jeśli się na niego natkniesz spytaj np. o liceum do którego poszedł - przed Tobą też wybór liceum i zbierasz informacje. To chyba dobry i neutralny temat.
|
zakochana, 12 lat
|
|
167 | |
|
09.09.2005
|
zakochalam sie w chlopaku nie jestem pewna czy on do mnie tez
to czuje nieraz mam watpliwosci np. on nigdy nie napisze do mnie
pierwszy smsa spotkania zawsze proponuje ja od kolezanek wiem
ze pisal walentynki do innych dziewczyn jednak ja go kocham
teraz on poszedl do gimnazjum nie wiem czy wypada zebym szla
do tego samego gimnazjum z drugiej strony jest bardzo mily jak
ja moge sprawdzic czy on tez cos do mnie czuje prosze o pomoc
* * * * *
Zdecydowanie wybór gimnazjum nie może być podyktowany sympatią do chłopaka. Ale jeśli zależy Ci na tej szkole np. ze względu na jej poziom to nie patrz na to kto tam się będzie uczył. Idź i już. Z tego co piszesz to albo chłopak nie jest Tobą zainteresowany albo jest nieśmiały. Poproś go o pomoc w czymś drobnym, spróbuj dowiedzieć się od koleżanek co o Tobie myśli. Zwróć uwagę czy cieszy się gdy Cię widzi, czy chętnie z Tobą rozmawia.
Sam fakt, że jest miły może świadczyć o jego uprzejmości a niekoniecznie o zainteresowaniu.
|
Agnieszka, 19 lat
|
|
166 | |
|
08.09.2005
|
Czy wypada mi rozmawiać często z chłopakiem? Czy on nie ucieknie
w końcu ode mnie? Czy to jest narzucanie się? Jak mam z nim
rozmawiać, żeby on się wreszcie ze mną umówił?
* * * * *
Nie wiem co masz na myśli mówiąc "często". Owszem jak będzie tego za dużo to chłopak będzie się czuł przytłoczony i może uciec. Jeśli rozmawiałaś z nim już kilka razy to powinnaś wyczuć czy jest Tobą zainteresowany czy nie. Jeśli tak - poproś go o drobną przysługę - to go zachęci, a jeśli nie - to cóż, może lepiej wycofać się honorowo, żeby nie narażać się na bezpośrednie odrzucenie?
|
Zagubiona, 17 lat
|
|
165 | |
|
08.09.2005
|
Witam wszystkich!! Mam chłopaka, z którym jestem od 1,5 roku.
Od pewnego czasu jednak już nie obdarzam go takim uczuciem
jak wcześniej, a wszystko przez jego zachowanie. Wybaczyłam
mu wiele błędów, ale nie potrafie o nich zapomnieć. Nie przestają
mnie dręczyć te myśli, ciągle się pytam jak on mógł tak postąpić
(chodzi mi o zdradę i jeszcze kilka innych \"wybryków\"). Wiem, że
on mnie kocha, widzę to ale ja nie chce już z nim być. No i jest
ambaras:(wiem, że w wieku 17 lat to nie jest prawdziwe uczucie,
ale nie chcę go zranić! Nie potrafię z nim być ale tak nie nawidzę
ranić innych :( co zrobić?? jak to zrobić ??:( POMOCY
* * * * *
Zdrada to już poważny "wybryk". Droga Zagubiona! C o innego wybaczyć co innego zapomnieć. To dobrze, że zdajesz sobie te pytania, a nie lekceważysz ich i nie przechodzisz nad jego zachowaniem do porządku dziennego. Po to jest czas "chodzenia ze sobą", by poznać tą drugą osobę, zdecydować czy nam odpowiada, czy chcemy z nim być.
Masz prawo nie chcieć, nie musisz niczego robić na siłę.
Rozumiem, że nie chcesz ranić. Ale czy to nie Ty zostałaś poraniona? Chyba tak. Pomyśl też o własnych uczuciach.
Z chłopakiem porozmawiaj jak najdelikatniej, by mógł zachować twarz. Powiedz, że Wasze zapatrywania się nie pokrywają, macie inne cele i oczekiwania. Że nie chcesz go oszukiwać i zabierać mu czasu. Jego to zaboli, bo zawsze boli, ale jeśli zrobisz to spokojnie, bez chowania urazów i pretensji powinien zrozumieć. Zresztą jeśli czuje, że nie jest bez winy to chyba może się tego spodziewać. Powiedz też, że mu wybaczasz.
|
Karolina, 24 lat
|
|
164 | |
|
08.09.2005
|
Powiem wam:)Byłam dziewczyną zakompleksioną z
niepowodzeniami, co doprowadziło do anoreksji...następnie za
bardzo przytyłam, nie nawidziłam samą siebie, nie umiałam na
siebie patrzec kiedy przytyłam. Byłam nerwowa, pyskowałam
rodzicom wyzywałam ich...Poznałam Jezusa który dał mi do
zrozumienia ze na tyle jesteśmy człowiekiem na ile potrafimy
kochac;)Od tego dnia:)uczyłam się kochać i szanoować ludzi
takimi jakimi są a przedewszystkim moich rodziców których bardzo
kocham:)Uwierzyłam w siebie;)Zaczełam się odchudzać:)
odchudzać zdrowo, schudłam i juz dalej nie chudnę jestem
szczęsliwa. Zaczełam wychodzic z domu. Poznałam Adama,
pokochałam go...ale on ranił mnie, swoim stsunkiem do mnie, tym
jak mnie traktował.Zerwałam z nim cierpiąc i płacząc, bo nadal go
kochałam, czułam się jak w żałobie.Poznawałam nadal róznych
chłopaków ale chodziło im o jedno, ale się nie poddawałam,
wierzyłam ze spotkam tego który mnie pokochaza mój charakter a
nie...Poznałam Olka:)szaleje zamną:)poznajemy się:)i zakochujemy
w sobie:)Jestem szczęsliwa:)na dzień dzisiejszy wiem, ze
niepowodzenia w zyciu nie mogą działać na nas, nie mogą wieść
prym. Każdego dnia trzeba walczyc, wierzyc i KOCHAĆ.
Czyli \"Kochać jakby ze świecy być znaczyć w każdy dzień\"
Nauczyłam się tego ze nie majątek auto ani wygląd świadczą o
człowieku ale nasze serce.To na ile potrafimy kochac, swiadczy o
człowieku.Bo piękno jest duszą:)
* * * * *
Dziękujemy za Twoje świadectwo. Napawa optymizmem, bo bije z niego siła do pokonywania trudności. Życzymy powodzenia w dalszym życiu!!!!!!!
|
Mała, 18 lat
|
|
163 | |
|
08.09.2005
|
jestem z pewnym chlopakiem juz od 8 miesiecy on mnie kocha ale
ja chyba czuje do niego tylko sympatie jestem z nim jakby z
przyzwyczajenia bardzo boje sie ze go zranie bo on mnie tak
mocno kocha czasami probowalam z tym skonczyc ale nie
potrafilam:(czasem wolalabym byc jego przyjaciolka
czuje ze nie powinnismy byc razem gdyz kiedys przyjdzie
prawdziwa milosc i widzac nas razem ominie kazdego z nas i
zostaniemy razem
nie kocham go po prostu bardzo mocno go lubie co mam robic
jestem w rosterce nie wiem jak mu tio powiedziec tak zeby nie
bolalo:(pozdrowienia
* * * * *
Najpierw przeczytaj odp. nr 19 i 15, a dopiero potem zastanów się czy naprawdę nic do niego nie czujesz. Jeśli rzeczywiście nie chcesz z nim być to porozmawiaj z nim, ale bardzo delikatnie i tak, by mógł zachować twarz. Bolało będzie zawsze ale od Ciebie zależy jak bardzo.
Natomiast to zdanie: "czuje ze nie powinnismy byc razem gdyz kiedys przyjdzieprawdziwa milosc i widzac nas razem ominie kazdego z nas i zostaniemy razem" - wprawiło mnie w osłupienie. Przeczytaj sobie odp. nr 58 - o przeznaczeniu.
|
Agata, 21 lat
|
|
162 | |
|
08.09.2005
|
witam! z moim chłopakiem znamy się już 4 miesiące a ja nadal
niewiem czy to naprawde miłość czy może poprostu przyjażń......
wiem że słowo kocham to nie wszystko właśnie dlatego mam
wątpliwości..... niewiem co robić.......
* * * * *
Zobacz odp. nr 19 i 15.
4 miesiące to jeszcze nie tak dużo, więc nie szukaj na siłę odpowiedzi na to pytanie. Daj sobie trochę czasu, po prostu - spotykaj się z nim, budujcie przyjaźń, opowiadajcie o sobie, rozwijacie zainteresowania, poznawajcie się w różnych sytuacjach. Może razem zaczniecie działać w jakiejś wspólnocie lub organizacji? Nic innego nie musisz robić. Po jakimś czasie będziesz wiedziała jakie masz uczucia do tego chłopaka. Nie wyznaczaj jednak sobie żadnych granic czasowych - jedni potrzebują więcej czasu, inni mniej. Nie wiesz ile potrzeba Tobie. Po prostu ciesz się życiem!
|
Dominik, 18 lat
|
|
161 | |
|
08.09.2005
|
Czy jest mozliwe, aby naprawde zakochac sie przez internet??
Poznałem pewna dziewczyne... Po prostu taka pokrewna dusza. Jak
z nia rozmawiam to czesto wyprzedzamy swoje pytania odpowiadajac
przed zadaniem pytania. Myslimy podobnie, mamy podobne
zainteresowania... A żeby było śmieszniej na imie ma Dominika :)
I co ja mam o tym myślieć? Jestem juz całkowicie
zdezorientowany... Aha i całej sprawie smaczku dodaje fakt ze ma
chłopaka :((((
* * * * *
Zakochać się - no pewnie można, ale nie można dobrze kogoś poznać. Zobacz odp. nr 118.
P.S. Po co zwracasz dziewczynie głowę, skoro ma chłopaka?
|
Sławek, 23 lata
|
|
160 | |
|
07.09.2005
|
mam wspaniala dziewczyne i nie umie sobie z soba poradzic:( ona
jest dlamnie wszystkim a nasz zwiazek tak jakby sie wykruszal
nie wiem jak temu zaradzic:( zmienilem sie na gorsze i nie wiem
czemu nie bylo jej przez 1,5 miesiaca i jak wrocila to sie zaczelo
wszystkop walic:((( popadlem w nerwice nie umie nad soba
panowac tez nie wiem czemu nigdy tego nie mialem:( nie wiem
gdzie mam isc zeby mi pomogli bo trace rozum i glowe a co naj
wazniejsze dziewczyne ktora kocham i jest dlamnie wszystkim:(((
POMUZCIE MI BLAGAM
* * * * *
Nie napisałeś czy miałeś jakieś problemy, czy zmarł Ci ktoś bliski czy podupadłeś na zdrowiu itp. Tzn. czy stało się coś co by mogło rzutować na taki Twój stan. Czy może Wasze relacje z dziewczyną tak na Ciebie wpłynęły? Trudno Ci coś radzić w ciemno, bo można być złym doradcą. Jeśli jednak to nie dotyczy jej tzn., że musisz dojść do ładu z samym sobą. Jeśli rzeczywiście masz nerwicę (a nie jest to długotrwały stres czymś spowodowany) to może warto zasięgnąć rady lekarza? A może nie jesteś pewny uczucia swojego lub jej? Może nie "czujesz", ze ją kochasz? Jeśli to Ci pomoże to poczytaj odp. nr 15 i 19 a jak nie o to chodzi to musisz napisać cos więcej.
A może to wyrzuty sumienia z jakiegoś powodu?
|
Madzia, 20 lat
|
|
159 | |
|
07.09.2005
|
On mieszka w Niemczech a ja w Polsce, byłam w nim kompletnie
zakochana. Miałam wtedy 13 lat (on- Pascal jest w moim wieku).
Nasi rodzice byli zaprzyjaźnieni. oni przyjechali do nas i Elizabeth
(mama Pascal\'a) zaprasiła mnie do siebie na trzy tygodnie. Miała
mnie odwieźć później do granicy bo moi rodzice pracowali. I tak
też się stało odwiozła mnie i w drodze powrotnej miała wypadek,
zginęła. Od tamtej pory nie miałam kontakty z Pascal\'em. Do tego
roku. Jego ojciec ponownie brał ślub i zaprosił całą miją rodzinę.
Pojechaliśmy. Od tamtej pory on pisze do mnie maile i wysyła
sms-y, że on nadal mnie kocha. Był u mnie 10 dni. i \"jesteśmy\"
razem od lipca. Ale ja nie wiem, czy go kocham. Jest mi bliski, ale
może chcę sobie tylko udowodnić, że mogę go zdobyć? Nie wiem,
co mam myśleć i co mam robić. Zerałam dla niego z chlopakiem,
z którym byłam pół roku (nie żałuję tego). Ale czy miłość na taką
(680km) odległość ma sens?
* * * * *
Zobacz odp. nr 97.
|
kinga, 12 lat
|
|
158 | |
|
07.09.2005
|
podoba mi sie pewien chlopak ale nie wiem czy ja mu
tez.zgadzam sie calkowicie ze faceci sa z marsa a kobiety z
wenus.totalnie go nie rozumiem choc sie staram?skad mam
wiedziec ze mu sie podobam??
* * * * *
Ooo, w wieku 12 lat zainteresowanie różnicami psychiki kobiety i mężczyzny? Gratulacje! ;-) Zobacz odp. nr 30. Nawiąż kontakt - jeśli nie będzie Cię unikał to chyba jest Tobą zainteresowany.
|
zakochana:(, 19 lat
|
|
157 | |
|
07.09.2005
|
Mój problem polega na tym że zakochałam się w osobie z którą
nie mogę być.Otóż, prawie 9 miesięcy temu poznałam
wspaniałego chłopaka Marka.Gdy go tylko zobaczyłam od razu
coś do niego poczułam, nie,nie była to jeszcze miłość tylko
szczera sympatia.Spodobał mi się(wysoki blondyn,ładna
postura),ale tylko jako kolega,przynajmniej to chciałam sobie
wmówić, bo on ma....16 lat.Za kilka dni był sylwester a ja z
grupką znajomych wybieraliśmy się na \"katolicką\" imprezę,
ponieważ wszyscy należeliśmy i dalej należymy do organizacji
przykościelnej.Dowiedziałam się od jednej z koleżanek że Marek
też planuje z nami jechać na tą zabawę.Ucieszyłam się.Podczas
naszego wyjazdu nawet dużo rozmawiałam z Markiem ale było to
wyłącznie na stopie koleżeńskiej, przynajmniej z jego strony.Ale
ja coraz częściej o nim myślałam, urzekł mnie swoim wspaniałym
charakterem,poczuciem humoru,dobrym wychowaniem i
dobrocią.Kiedy już wróciliśmy do naszego miasta i szliśmy do
domu Marek objął mnie.Aż zrobiło mi się cieplutko w sercu, ale
zaraz dodał żebym sobie nic nie wyobrażała...Gdy następnego
dnia zobaczył mnie w kościele bardzo sie ucieszył, a ja jeszcze
bardziej.On bardzo lubił towrzystwo dziewczyn, nie stronił od nich,
lubił flirtować ale tylko tak sobie, nie chciał być z żadną.Ja
praktycznie nie marzyłam o nikim innym jak tylko o nim,tak
chciałam żeby coś do mnie poczuł.Polubiliśmy się ale
traktowaliśmy się jak przyjaciele.Chodziliśmy razem do koscioła
na czuwania wieczorne dla młodzieży.I właśnie na jednym z
takich czuwań,zaczął mi bardziej opowiadać o swoim życiu, i o
planach, no i właśnie powiedział mi że bardzo chciałby iść do
zakonu, i ze już w tym roku zamierza isć do Niższego
Seminarium.Nagle poczułam jakby coś w moim zyciu zostało
zburzone.Bardzo to przeżyłam.On mi sie ze wszystkiego
zwierzał,mówił o swoich odczuciach jeśli chodzi o zakon,traktował
mnie jak prawdziwą przyjaciółkę.No i zakochałam się w nim na
dobre.Już od poczatku stycznia był jedynym chłopakiem na
którym mi zależało,i z którym chciałabym być choć starało sie o
mnie paru innych,ale liczył się tylko on.Byłam jeszcze w klasie
maturalnej,nie mogłam się uczyć, nie mogłam
jeść,spać.Odliczałam tylko dni,godziny do nastepnego spotkania,
a gdy nam się nie udało spotkać to płakałam.Z jego strony to były
tylko koleżeńskie spotkania, a z mojej...no wiadomo.Nic na siłę
nie robiłam ale w głebi duszy miałam cichą nadzieję ze jeszcze
zrezygnuje z tego zakonu i seminarium, ale on zaczął pragnąć
tego zakonu jak niczego więcej...a ja cierpiałam i płakałam.Gdy
się z nim widziałam czułam jakbym mogła góry przenosić,byłam
od razu radośniejsza.No i tak trwała nasza znajomość.I nadeszły
wakacje.Zaczął do mnie dzwonić czy moze do mnie przyjsć albo
czy sobie gdzieś wyjdziemy.Myślałam że to może coś znaczy ale
on mówił że tylko z nudów tak do mnie dzwoni zebyśmy się
spotkali,bo z kimś zawsze raźniej.A ja wciąż miałam nadzieję że
coś do mnie poczuje.Razem chodziliśmy do kościoła,oglądaliśmy
filmy, śmialiśmy sięi i fajnie spędzaliśmy czas..i tak całe
wakacje.Nie potrafiłam przeżyć dnia bez niego,jak wychodziłam
np. do sklepu zawsze miałam nadzieję że go spotkam(mieszkamy
blisko siebie).Jeśli zdarzało się że sie nie spotkaliśmy nie umiałam
sobie znaleźć miejsca, nie radziłam sobie z tęsknotą,rodzice nie
wiedzieli co się ze mną dzieje, ale jak tylko się z nim spotkałam
wszystko wracało do normy.Przy nikim nie czułam się tak
swobodnie jak przy nim, tylko przy nim mogłam być naprawdę
sobą.Znaliśmy swoje sekrety,smutki,problemy, a także dzieliliśmu
radości.Wiele razy żartowaliśmy sobie że np. jesteśmy parą i się
śmialiśmy, ale on zawsze podkreślał że to są tylko żarty i że on
do mnie nie \"startuje\".Często też się przytulaliśmy, np. na
pożegnanie.Chociaż,wiele razy wydawało mi się że on trochę
chciałby żeby to nie były żarty tylko tak naprawdę,no ale przecież
w planach jest seminarium...Myśle że to co czuję do niego to jest
miłość.Od 8 miesięcy to jest jedyny chłopak na którym mi
naprawdę zależy i dla którego mogłabym życie poświęcić.Przez
ten czas poznałam go bardzo dobrze i wiem jakim jest
wspaniałym chłopakiem.Choć ma dopiero 16 lat jest bardzo
dojrzały umysłowo.Spytałam się go dlaczego choć ma tyle innych
koleżanek(a ma naprawdę dużo,i chyba każdej dziewczynie on
bardzo się podoba, bo jest bardzo przystojny), więc dlaczego
akurat mnie wybrał,zebyśmy razem wakacje spędzili, czy poszli
na spacer, a on odpowiedział że ja jestem inna niż te
wszystkie,nie jestem taka \"łatwa\" i wogóle jestem bardzo
fajna.Pomyślałam ze może to coś oznacza...ale nie, za jakiś czas
nadszedł ten dzień..wyjazdu Marka do Nizszego Seminarium aż na
drugi koniec Polski.Wyjechał pod koniec sierpnia.Gdy się
żegnaliśmy oboje się popłakaliśmy.W dniu jego wyjazdu
poszliśmy na spacer,on mnie objął i wziął mnie za rękę,nie wiem
czemu to zrobił ale ja bym pragneła zeby tak już zostało.Od
tamtej pory całe dni o nim myślę,często płaczę, nie mogę się z
tym pogodzić że go już straciłam,ja go naprawdę kocham.Nie
mogę się na niczym skupić,cały czas noszę przy sobie jego
zdjęcia, może to głupie i nie wypada, ale codziennie się modlę
żeby on mnie pokochał i zeby zrozumiał to i wrócił.jeszcze jak nie
wyjechał to praktycznie od stycznia modlę się o to do Boga, z
nadzieją że mnie wysłucha.Nie wiem czy to coś znaczy ale jakiś
czas temu powiedział mi że ma jakieś wątpliwości związane z
pójściem do zakonu, czy to moze mieć związek ze mną???Tak
bardzo bym chciała być z Markiem.Wierzę ze to chłopak mojego
życia.Nie wiem co mam robić...już nie mam sił, ja bez niego nie
wytrzymam...;( .Przepraszam że tak się rozpisałam ale musiałam
się wygadać;)Proszę o radę,chociaż nie wiem czy jakaś może
być, i z góry dziękuję.Pozdrawiam serdecznie!
* * * * *
Co do Twojego uczucia - zobacz odp. nr 29 i 10.
Wydaje mi się, że ten chłopak tak naprawdę nie odkrył jeszcze swojego powołania: chciał być i zakonnikiem i doświadczyć miłości ziemskiej. No tak się nie da. Czy te jego wątpliwości mogą mieć związek z Tobą - mogą, z tym, że albo z Twoją osobą albo z uczuciem do dziewczyny w ogóle.
On w bardzo młodym wieku zdecydował o dalszym życiu i chyba trochę go ta sytuacja w zakonie przerosła. Zobaczył, że ideały co innego, a życie co innego i że chyba czegoś mu brakuje. Zobaczył, że zakon to twarda szkoła życia, pełna poświęceń i wyrzeczeń a nie "siódme niebo i anielskie chóry". Poza tym doświadczył trochę ciepła od dziewczyny i ...dobrze mu było, a tam tego nie ma. Bo jego zachowanie względem Ciebie nie było zupełnie koleżeńskie. Jak ktoś jest zdecydowany pójść do zakonu i jest pewien, że odnalazł swoje powołanie to tak się nie zachowuje.
Co do Ciebie: w zasadzie to nie powinnaś się modlić o to, żeby wrócił, bo nie wiesz jaki Pan Bóg ma plan i dla niego i dla Ciebie. Koniec końców może się okazać, że Ty to próba dla niego - aby poczuł na czym naprawdę mu zależy. Niekoniecznie też - nawet gdyby z zakonu zrezygnował - zostanie Twoim mężem.
Módl się o dobrego męża dla siebie: [zobacz] i ufaj, że cokolwiek się stanie to będzie dla Was dobre. A jeśli nawet teraz nie będzie Wam się tak wydawało po latach odkryjecie, z e tak właśnie miało być.
|
Jacek, 25 lat
|
|
156 | |
|
07.09.2005
|
Czy mozna wymodlic u Boga zeby zakochac sie w dziewczynie w
ktorej bylo sie tylko zauroczonym?? czy jest to wogle realne?czy
dac sobei spokoj i modlic sie o jej szczescie?
* * * * *
Może i można, ale trzeba sobie najpierw zadać pytanie czy to zauroczenie już minęło czy przekształciło się w miłość czy też jest to miłość ale ja tego "nie czuję". Polecam więc lekturę odp. nr 15.
A może to jest tak, że chcesz się w niej zakochać na siłę? Co ona do Ciebie czuje? No bo trudno tak radzić w ciemno, za wiele nie napisałeś.
Powinieneś oczywiście modlić się o miłość, o dobrą żonę, o właściwe odczytanie powołania, pamiętaj jednak, by dać też Bogu wolną rękę, żeby to było zgodne z Jego wolą.
No i zastanów się czy nie powinieneś wziąć tej sprawy trochę bardziej w swoje ręce. Zaproponuj jej jakąś wycieczkę, kino, zaimponuj jej czymś. Przeczytaj też odp. nr 25 o przewodnictwie w związku, może za jakiś czas będzie jak znalazł? :) Powodzenia!!!!
|
Asia, 17 lat
|
|
155 | |
|
07.09.2005
|
Jestem lesbijka,zakochalam sie w dziewczynie,ktorej nie znam.
Jest cudowna.Wiem,ze to jest strona chrzescijanska,a ja nawet w
Boga nie wierze,ciekawi mnie jednak jaki jest Panstwa stanowisko
to tego typu milosci.Bo milosc jest czysta,szczera i
bezwarunkowa...Ale dlaczego nasza milosc jest zla,chora i godna
potepienia?Jeszcze bylabym w stanie zrozumiec sex homoseksualny
za cos \"zlego\",ale milosc?Tak przeciez piekne uczucie?
* * * * *
Pisałam już o tym, ale jeszcze raz powtórzę.
Jak ktoś naprawdę jest odmiennej orientacji to samo w sobie nie jest jeszcze niczym złym, bo różne może być tego podłoże, Kościół o tym wie i nikogo takiego nie potępia. Wprost przeciwnie: istnieją grupy wsparcia dla takich osób. Ale: co innego czuć, mieć skłonności a co innego podejmować działania homoseksualne. Te są zdecydowanie niewłaściwe i nie wolno tego robić.
Tak jak ze wszystkim: nie jesteśmy odpowiedzialni za nasze uczucia, ale za to co z nimi zrobimy to już tak. Tak samo nie jest najważniejsze to co nas w życiu spotyka ale jak na to reagujemy. Tak więc sama miłość nie jest godna potępienia, jednak niebezpieczeństwo jest takie, że teraz Wasza miłość jest czysta ale za jakiś czas (siłą rzeczy i to jest normalne!) tak jak i w związku heteroseksualnym zaczną się w Was budzić pragnienia bliskości, czułości, kontaktu fizycznego. A jak będziecie miały świadomość, że nie mogą zostać spełnione będzie frustracja i pretensje, że Kościół jest zły bo nie pozwala, a w czym my jesteśmy gorsze? Ano zupełnie w niczym gorsze nie jesteście tylko, że Kościół nie może zgadzać się na wszystko. Jeśli byłabyś zainteresowana to podam Ci adres strony o takiej tematyce: www.odwaga.oaza.org.pl
|
krzysiek, 19 lat
|
|
154 | |
|
06.09.2005
|
Cześć
Jak miałem 16 lat, chodziłem do pierwszej klasy technikum
miałem wtedy problemy z nałogiem (może przyzwyczajeniem)
masturbacji, onanizować zacząłem się gdy chodziłem do 3 klasy
gimnazjum. W nowej szkole dostrzegłem pewną dziewczynę, w
której się zauroczyłem. Jednak mój nałóg nie pozwolił mi się w
żaden sposób do niej zbliżyć. Brak pewności siebie, nieśmiałość,
wstyd. Były silniejsze odemnie i świadomość ze jestem uwikłany
w tak okropne przyzwyczajenie nie pozwoliły mi podjąć żadnego
kroku umożliwiającego poznanie Jej. Wtedy podjąłem walkę
chciałem się za wszelka cenę pozbyć tego nałogu przestałem się
onanizować przy erotycznych zdjęciach na jakieś półtora
miesiąca. Myślałem ze wszystko idzie w dobrym kierunku ze sobie
poradziłem z nałogiem. Nabrałem troche pewności siebie i już
miałem się odważyć nawiązać jakiś kontakt z tą Dziewczyną
jednak zdążyła mi się wpadka po tak długim okresie czystości.
Wtedy się załamałem i jeszcze bardziej zamknąłem sie w sobie.
Nałóg wziął nademną gore, a jakiekolwiek nawiązanie znajomości
w takim stanie było dla mnie nie możliwe. Uświadomilem sobie ze
nie jestem odpowiedzialny za siebie to jak mam byc
odpowiedzialny za kogoś, uświadomiłem sobie także ze nie
potrafię sam stanowić o swoim zachowaniu.
Tak minęła pierwsza klasa.
Druga klasa także minęła pod znakiem onanizmu, doszły do tego
problemy z nauka z sredniej około 3.9 jaka miałem w klasie 1
spadłem na około 2.7. Nadal w klasie drugiej towazyszylo mi to
zauroczenie lecz jaka kolwiek próba nawiązania kontaktu z mojej
strony była nie możliwa.
W trzeciej klasie wziąłem się w garść zacząłem systematyczną
prace nad sobą. Nadal towarzyszyły mi myśli o tamtej
dziewczynie zacząłem je jednak w sobie tłumić i starałem się o
Niej zapomnieć Wziąłem sie do nauki i efekty było widać już w
drugim półroczu np z matmy w pierwszym półroczu miąłem dwa a
w drugim wyciągnąłem na 4 z średnia ocen z drugiego półrocza
przekraczającą 4. Stopniowo pokonywałem w sobie nałóg
masturbacji. Trochę się otrzonsnołem minęło trochę czasu
Dziewczyna o której ciągłe myślałem zkonczyla szkole ponieważ
chodziła do trzyletniego liceum a ja chodze do cztero letniego
technikum. Wiec przestałem ja widywać w szkole i prawie o niej
zapomniałem.
Skończyła sie klasa trzecia.
Na wakacjach dużo rozmyślałem o swoim życiu popatrzyłem
wstecz na ten zmarnowany czas i zrozumiałem ze jestem za słaby
żeby samemu sobie poradzić zbliżyłem sie do Boga. Zapomniałem
o Tamtej dziewczynie, Zauroczenie w końcu minęło i sie z tego
nawet ucieszyłem dostrzegłem ze w moim otoczeniu jest dużo
wartościowych dziewczyn. Zmieniłem swoje nastawienie do kobiet
zacząłem dostrzegać w kobiecie drugiego człowieka zaprzestałem
masturbacji i całkowicie zakończyłem z oglądaniem erotycznych
zdjęć. Podczas wchodzenia z nałogu zmieniłem swój tryb zycia
zacząłem duzo jezdzic rowerem około 30-40 km dziennie,
rozpoczolem takze nadrabianie zaległości i rozpocząłem
przygotowywanie sie do matury z matmy i angielskiego.
Organizowałem sobie dzien tak abym był maksymalnie zajety.
Otworzyłem sie na ludzi i zamiast spedzac czas samotnie
przebywałem wiecej w towarzystwie swoich przyjaciół. W końcu
zacząłem kontrolować siebie i decydować o swoim zyciu. Jeszcze
nie jest wszystko jak powinno byc jestem swiadomy ze te kilka lat
w nałogu pozostawiły we mnie jakiś ślad jednak wieże całym
sercem ze Bug pomoże mi wytrwać w czystości!!!
Rozpoczął sie nowy rok szkolny chodze do klasy maturalnej wiec i
obowiązków będzie na pewno wiecej niz w poprzednich latach a
wiem ze jeszcze musze nadrobic zaleglosci. Ostatnio „wpadl mi w
rece” numer gg tamtej Dziewczyny i znów wróciło do mnie to
zauroczenie chociaż nie widziałem jej 6 miesięcy. Teraz nie wiem
co powinienem zrobić.
- Czy to normalne żeby zauroczenie trwało az tak dlugo?
- Wydaje mi sie ze od momentu kiedy Ją pierwszy raz
zobaczyłem trochę zmądrzałem i może teraz byłbym w stanie
kogos pokochac a nie tylko sie zauroczyc?
- Jeżeli wola Boga jest abyśmy sie spotkali to niech tak będzie,
ale niechce nikogo poznawac przez gg bo to trche dla mnie bez
sensu, jakies takie sztuczne.
- Jezeli wola Boga jest abym Jej nigdy nie poznał to z niechęcią
ale zgadzam sie w takiej sytuacji jak mam o niej zapomnieć? Juz
tyle lat minęło a chociaż tak naprawdę wogule Jej nie znam jest
gdzies w moim sercu.
- Bez względu na to czy Ją poznam, czy nie, chce aby Ona była
szczęśliwa!!!
Boję sie ze jak poznam jakas inna dziewczyne to tamto
zauroczenie nie pozwoli mi w pełni obdarowac kogos innego
uczuciem. Dlaczego chociaż nigdy nie znałem tamtej dziewczyny
to nadal jest dla mnie tak ważna, już ani trochę tego nie
rozumiem z drugiej strony bardzo bym ja chciał poznać. Miałem
tyle okazji chodziliśmy w tej samej szkoły teraz spotkanie z nią
przez przypadek prawie graniczy z cudem mieszka w
miejscowości oddalonej odemnie o 30 km Bardzo żałuje swojego
dawnego postępowania pewnie gdy by nie moje problemy bym ja
poznał. Jestem świadomy ze nie wszystkie błędy można naprawić.
Czekam na wasza odpowiedz może uzyskam chociaż jakas rade
bo juz sam niewiem co powinienem myśleć, pewnie dla was moj
problem jest porostu śmieszny jednak mimo wszystko
zdecydowalem sie napisac. Pozdrawiam.
* * * * *
Dziękujemy za piękne świadectwo. Twój problem nie jest śmieszny, a Twój list świadczy o Twojej mądrości i dojrzałości, których Ci szczerze gratulujemy. Jesteś na dobrej drodze do pięknej miłości.
Co do tej dziewczyny to owszem, jest możliwe, żeby zauroczenie trwało tak długo.
Jeśli cały czas darzysz ją uczuciem to może jednak zaryzykuj spotkanie? Masz jej numer gg, możesz napisać i to nie będzie takie zapoznanie przez internet, bo Ty już ją w pewnym sensie znasz. Możesz to napisać. Jeśli nie zaryzykujesz to nie będziesz wiedział co ona o Tobie myśli i nawet jak kogoś poznasz to będziesz się zadręczał czy przypadkiem nie tamta dziewczyna miała być tą właściwą.
W zasadzie nic nie stracisz, a zyskasz pewność, a przynajmniej świadomość sytuacji.
A może to akurat nie jest przypadek, że tyle czasu o niej myślisz?
Jeśli ona nie będzie Tobą zainteresowana to przynajmniej będziesz mógł "z czystym sumieniem" myśleć o innych.
Być może boisz się porażki, odrzucenia przez nią - Tą, o której myślisz tak długo, boisz się stracić złudzenia? No ale jeśli nie zrobisz żadnego kroku to nie pójdziesz naprzód, a w życiu przecież nie o to chodzi, by siedzieć tam gdzie jest bezpiecznie i swojsko, tylko iść naprzód. Nigdy nie wiesz jak pięknie może być na szczycie góry jeśli tam nie pójdziesz, jeśli tylko będziesz o tym marzył.
Twoje życie jest dowodem, że jeśli Ci na czymś zależy to do tego dążysz, że potrafisz sobie narzucić samodyscyplinę. Wierzę więc, że również teraz starczy Ci odwagi. Nawet jeśli spotka Cię porażka to będziesz bogatszy o to doświadczenie a to kolejny krok ku dojrzałości.
Życzę Ci powodzenia!
Tylko jeśli już się spotkacie to nie mów jej od razu o swoich uczuciach - poczytaj sobie o tym w odp. nr 18. A odległość 30 km też nie jest problemem, już o tym pisałam...
|
Alicja, 14 lat
|
|
153 | |
|
06.09.2005
|
Nie jestem pewna czy on mnie naprawde kocha!!!!!
* * * * *
No, ja też tego nie wiem, ale jeśli Ci to pomoże to poczytaj odp. nr 15.
|
Julia, 18 lat
|
|
152 | |
|
06.09.2005
|
Od półtora roku znam osobę, którą postawił mi Pan na
drodze.Zawsze obawiałam się jak to będzie ze mną, czy ja też
otrzymam od Boga drugą połówkę i nigdy nie spodziewałam się,
że to mnie też dotyczy.Teraz dlatego też trochę się pogubiłam,
bycie z kimś jest bardzo dużą odpowiedzialnością za drugiego
człowieka, i myśl przewodnia czy angażować się w coś co może w
przyszłości zmienić się, chociażby poprzez otaczający świat, ludzi,
którzy często mają ogromny wpływ na człowieka.Dlatego też
bardzo pragnę i modlę się do Boga, aby był przy nas, kierował
naszymi myślami a przede wszystkim chronił je przed złem,
którego jest pełno wokół. Potrzebuję bezpieczeństwa w tym
związku, świadomości, że to co nas łączy jest dobre i niewinne, a
do tego jest mi potrzebny Bóg...Tylko, że nie umiemy ze sobą o
Nim rozmawiać, chciałabym abyśmy razem chodzili na niedzielne
Eucharystie, razem się modlili itp. a tego nie ma.Może ja za dużo
wymagam już sama nie wiem, bo wkońcu byliśmy razem na
pielgrzymce na Jasną Górę i to było coś niesamowitego, ale
podczas jej w każdej minucie byliśmy razem złączeni z
Chrystusem czy to na Mszy czy na Apelu,czy też podczas
maszerowania, gdy nieśmiało wypowiadaliśmy słowa Koronki do
Miłosierdzia Bożego. Ale pielgrzymka się skończyła, a wraz z nią
wspólne przeżywanie Niedzieli, itp. Nie umiem; być może chodzi
również o lęk,wprost powiedzieć że od tej pory chodzimy razem
na niedzielne Msze lub masz zacząć się modlić, bym wiedziała, że
chcę spędzić z Tobą resztę życia.
A może to ze mną jest coś nie w porządku?...Proszę, o
odpowiedź.Każde zdanie jest bardzo cenne dla mnie, i z góry
dziękuję Bogu, że miałam możliwość napisać i poradzić się Was.
* * * * *
Powierzaj Wasz związek Bogu w modlitwie, ale działaj także sama. Oczywiście, że możesz zaproponować wspólne Msze św. Może Twój chłopak nie wie, że Ci tak bardzo na tym zależy, a może jemu też zależy ale nie wie co Ty na to? Tylko nie mów mu, że macie modlić się w tej intencji, by wiedzieć, że jesteście dla siebie. To za duża odpowiedzialność. Módl się o to sama, ale jemu o tym nie mów. Tu masz przykładowe modlitwy: [zobacz]
Może mu być przykro albo poczuje na sobie presję, że musi się zadeklarować w tym byciu z Tobą, a na to jeszcze nie czas. Zresztą on sam na pewno też się o to modli. Powodzenia!
|
kara, 14 lat
|
|
151 | |
|
06.09.2005
|
mam 14 lat moze malo moze duzo, ale jak na te 14 lat
przezylam wiele, ukradlam bluzke ze sklepu, zaczelam palic i
codziennie schodzi okolo 1,5 paczki szlug, pije, spilam sie4 jzu
jakies 7 razy, ze kompletnie nie kontaktowalam, pocielam sobie
reke i to niejeden raz, a to przez to ze pokochalam kogos ze
wzajemnoscia, on pierwszy mi podarowqal swoje serce, ja balam
sie tej milosci, ale za malo go znalam by mu powiedziec ze go
kocham, ale za bardzo go kochalam zeby mu tego nie mowic...
nasz milosc byla ogromna, jak bajka, lecz to bylo zapiekne by
bylo wieczne,,,, jego milosc sie wypalila,,, jest ode mnei o 2 lata
starszy, to troezszke przeszkadzalo, nie widzielismy sie rok,
niedwano sie spotkalis y, (w sumie na jak9ies 450 dni
wiedzielismy sie 16 razy) on poiedzil ze zrobial sie bardo kobieca,
doroslam, i jestem powazniejsza, ze jakby barzdo dorosla,, tylko
dlaczego to mowi, powiedzila a potem dodoal al ri tak dzieciak z
ciebie... wszytscy widza we menie doroslosci i wiedza ze miloscia
sie nie bawie, ze nie rzucam slowa kocham na wiatr... ale nie
chec zmuszac do milosci bo do tak waznego uczucia nie mozna
zmuszac, to musi narodzic sie samo, powol, ale szczerze... teraz
ja wwyprowadzam sie z polski, wczesniej dzieliala nas odleglosc
85 km, teraz bedzie nas dzielic 1000km.... koniec tej wielkeij
nieskonczonej histori, pozdoastaje mi jedynie wierzyc ze jeszcze
keidys cos... i pokazac mu ze jestem dorosla i jestem
wartosciowa... i choc juz nie mam sily na zycie, bede sie
starac !!!!!!
* * * * *
I tak trzymaj! Wierzę, że sobie poradzisz. Faktycznie, trochę w życiu przeszłaś i te wydarzenia uczyniły Cię dojrzalszą, to widać. Powodzenia w życiu, ono ma naprawdę sens!
|
|
Ostatnia aktualizacja:
09.06.2021, 10:11
[ Powrót ]
|
|