Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki
miłość czy Miłość?

Odpowiedzi na pytania

Odp: [1-50], [51-100], [101-150], [151-200], [201-250], [251-300], [301-350], [351-400],
[401-450], [451-500], [501-550], [551-600], [601-650], [651-700], [701-750], [751-800], [801-850], [851-900]
[901-950], [951-1000], [1001-1050], [1051-1100], [1101-1150], [1151-1200], [1201-1250], [1251-1300],
[1301-1350], [1351-1400], [1401-1450], [1451-1500], [1501-1500], [1551-1600], [1601-1650], [1651-1700],
[1701-1750], [1751-1800], [1801-1850], [1851-1900], [1901-1950], [1951-2000], [2000-2050], [2051-2100],
[2100-2150], [2151-2200], [2201-2250], [2251-2300], [2301-2350], [2351-2400], [2401-2450], [2451-2500],
[2501-2550], [2551-2600], [2601-2650], [2651-2700], [2701-2750], [2751-2800], [2801-2850], [2851-2900], [2901-2950], [2951-3000],
[3001-3050], [3100-3100], [3101-3150], [3151-3200], [3201-3250], [3251-3300], [3301-3350], [3351-3400],




  Paulina, 18 lat
2250
21.04.2008  
Bylam z chlopakiem 2 lata wielka milosc, czego on mi nie obiecywal... ale zawsze bylo tak ze dwa miesiace bylo dobrze a potem zle.. nagle mowil ze nie ma czasu, koledzy byli wazniejsi...
mnostwo problemow o ktorych wczesniej nic nie mowil nagle wychodzily..... potem znowu sie godzilismy i bylo dobrze... w listopadzie tego roku juz nie wytrzymalam tego napiecia bardzo sie to odbilo na moim zdrowiu leczylam sie na depresje... przedtem zerwalam z nim ... w lutym tego roku znowu sie zaczal odzywac mowil o tym jak mnie kocha, ze nie moze zyc beze mnie pisal piekny listy smsy, obiecywal ze sie zmieni, stal pod moim oknem, plakal itd.... w koncu sie ugielam wrocilismy do siebie mailo byc pieknie inaczej na nowo... dwa miesiace tak bylo... nagle stwierdzil ze on nie ptrafi byc z druga osoba z dnia nadzien znow wszytsko sie zmienilo mowil ze nie ma czasu dla mnie ze musi sie uczyc itd... dla kumpli ma czas tak naprawde nie wiem na czym stoje do dzisiaj juz drugi tydzien ja nie dzwonie o tez nie... (ostatni telefon wygladal tak ze..." bylismy umowieni w piatek wieczorem i mail do mnie zadzwonic przed 18 nie dzwonil ja juz bylam gotowa do wyjscia byla 17 25 i zadzwonilam, zapytalam gdzie sie spotykamy... a on mi odpowiada ze dzisiaj nie moze bo umowil sie z kumplami... jak ja to uslyszalam zaczelam bardzo plakac... bylo mi tak przykro ze nie chialo mi sie zyc nie moglam zrozumiec jak mozna sie tak zachowac... mowila mu ze przeciez sie umowiles ze mna jak mozesz mi cos takiego robic... wszystko mial daleko w d... odczulam jakby moj stan go wrecz cieszyl) ja nie wiem co mam robic... boje sie ze moze za jakis czas znowu przyjdzie bedzie przepraszal.. albo jeszcze cos innego wymysli ja juz nie mam sily.. tak zyc jest mi bardzo zle za dwa tygodnie mam mature... nie widze w niczym sensu czuje sie oklamana oszukana.... nie chce byc sama... wszystko mialo wygladac inaczej ja wiem ze go bardzo kochalam, ale on mnie raczej nie...w kazdym razie co ja mam robic ?? jak to mozna zrozumiec


* * * * *

Chłopak najwyraźniej nie dojrzał do tego, żeby mieć dziewczynę i niepotrzebnie Ci głowę zawraca. Owszem, będąc w związku można i z kumplami wychodzić i nieraz samemu pobyć ale jeśli się z kimś umawiamy to jesteśmy słowni. Jeśli coś deklarujemy to bierzemy za to odpowiedzialność. Mam wrażenie, że on nie ma odwagi zakończyć tego związku, że "znudziło mu się". Nie tak zachowuje się ktoś kto kocha. No, niestety, moja Droga. Podejmij jakąś decyzję. Sama wiesz, że tak to nie może wyglądać, nie możesz być z kimś tylko na takich zasadach jakie ten ktoś dyktuje. Nie wierzę tu w żadną miłość z jego strony, po prostu przeszło mu uczucie zakochania i się poddał. Pisałam o tym w tym artykule: [zobacz]
Przykro mi bardzo. Wierzę, że znajdziesz kogoś kto będzie wiedział czym jest miłość i nie będzie pochopnie składał deklaracji bez pokrycia. Pomyśl, że gdy pójdziesz na studia poznasz wiele wartościowych osób, może tam będzie ten właściwy? Módl się, by Bóg pomógł Ci przez to przejść. I powodzenia na maturze. Z Bogiem!

  Dominika, 19 lat
2249
19.04.2008  
Droga Redakcjo! Nie wiem jak mam sobie zdac sprawe czy uczucia do pewnego chłopaka sa prawdziwe i czy wogóle sa. Chodzimy trzy lata do jednej klasy (obecnie juz konczymy liceum), od poczatku sie "kumplowalismy", poźniej zaczeło mi bardziej zaleć, aż w koncu doszło do szczerej rozmowy i on powiedział mi ze sie zakochał we mnie i ze mu bardzo zalezy na mnie. nie wiem czemu ale sie przestraszyłam tego, powiedziałam ze potrzebuje czasu a potem ze nic z tego nie bedzie. Tak naprawde nosiłąm i nosze w sobie cały czas różne mysli, nie wiem czego chce. Lubie z nim rozmawiac, łapie sie na tym, ze wchodze na gg i czekam aż sie odezwie, mysle o nim. Ostatnio nasze niektóre spotkania to nie tylko kumpelskie spotkania. A ja mam w głowie wiele róznych mysli. Nie wiem czy naprawde cos do niego czuje, czy to ma sens, nie chce go ranic, robic nadzieji, nie wiem czy to nie jest tylko poszukiwanie czułości. A może warto zaryzykować, spróbować? Bardzo mnie ta sytuacja przygnębia bo chce byc uczciwa wobec niego i wobec siebie, ale nie umiem rozpoznac co mna kieruje w tym wszystkim....

* * * * *

Przeczytaj ten artykuł: [zobacz] i zobacz dlaczego tak zareagowałaś na jego wyznanie. Moim zdaniem było na to za wcześnie. Masz prawo nie wiedzieć, masz prawo się wahać. Z drugiej strony nie myśl, że miłość to uczucia, pisałam o tym tutaj: [zobacz]
Nie musisz się deklarować, natomiast przeczytaj te artykuły i zapytaj siebie czy chcesz jego dobra, czy macie wspólne poglądy, czy macie o czym ze sobą rozmawiać. Powiedz mu szczerze, że boisz się jeszcze wyznań, że chcesz się z nim spotykać, ale prosisz go o czas, byś mogła jego słowa odwzajemnić, pokaż mu ten pierwszy artykuł. Jeśli mu na Tobie zależy zrozumie i poczeka. A tymczasem spotykajcie się, poznawajcie. Módl się też o rozeznanie. Z Bogiem!

  Kasia, 18 lat
2248
20.04.2008  
Witam bardzo serdecznie :). Wiele Pańskich odpowiedzi bardzo mi pomogło, ale nadal szukam odpowiedzi na swoje pytanie... Otóż, była taka sytuacja, że zakochałam się w chłopaku z klasy i popełniłam błąd mówiąc mu o tym. On wprawdzie niby nie powiedział "nie", ale jak przyszło co do czego to on stwierdził, że za bardzo się zaangażowałam i nie chce mieć dziewczyny. Przez to przez całe wakacje się do siebie nie odzywaliśmy. Na szczęście pewna mądra osoba doradziła mi, żebym jednak z nim porozmawiała. I tak też się stało. Pogadaliśmy szczerze, on mnie za to przeprosił, ja mu wybaczyłam, choć powiedziałam, że jakby co to ja mówię "nie". I byłoby ok, gdyby nie to, że... uświadomiłam sobie, że dalej coś do niego czuję. Na początku byłam na siebie wściekła, ale potem jakoś to zaakceptowałam. I nasze stosunki się polepszyły... Przełom nastąpił na wigilii klasowej, kiedy to złożyliśmy sobie życzenia, a potem się przytuliliśmy... Od tej pory jest tak, że jak zaczynamy się do siebie zbliżać, okazywać sobie sympatię, przyjaźń, rozmawiając o osobistych sprawach, to zaraz jest tak, że zachowujemy do siebie dystans. Nie rozumiem siebie, dlaczego wszystko właściwie staram się ukrywać, choć nie robimy nic złego. Ja go dalej kocham, a czy on mnie to nie wiem, choć wszyscy nasi znajomi mówią, że wiele na to wskazuje... On z kolei mówił, gdy z nim rozmawiałam, że on woli sobie wszystko poukładać, bo trochę się boi (może to podświadomy lęk, bo jego matka nie żyje?) W każdym razie ostatnio przekonałam się, że nie jest do mnie źle nastawiony i że ma do mnie zaufanie (sam zaczął rozmawiać na osobiste tematy). Czy może być tak, że on boi się mi wyznać uczucie? Jakie mamy szanse?

* * * * *

Popełniłaś błąd, o którym pisałam w tym artykule: [zobacz], przeczytaj. To klasyczna sytuacja: on się wystraszył i mimo, że sobie to wyjaśniliście nadal w podświadomosci ma to, że Ty jesteś nim zainteresowana i on czuje się przyciśnięty. Nie jest swobodny w tym co robi, czuje, że musi sprostać Twoim oczekiwaniom. Stąd ten dystans, bo nawet jak zaczyna darzyć Cię sympatią paraliżuje go strach żebyś tego nie odczytwała jak wyraźną deklarację - i wycofuje się. Co robić? Wskazówki są w tym artykule a Ty po prostu postaw na większy dystans, daj mu większą swobodę i niech on się wykazuje. Ty tylko odpowiadaj na jego zainteresowanie i daj mu wolną rękę. Jak po jakimś czasie przekona się, że Ty do niczego nie dążysz poczuje się śmielszy. Natomiast nie wymagaj i nie oczekuj na razie wyznań, za wcześnie na deklaracje. Z Bogiem!

  Maria, 18 lat
2247
20.04.2008  
Mam rok młodszą kuzynkę(nie ma jeszcze ukończonych 17lat),która..jest w ciąży.Teraz nie czas na ocenę jej postępowania,zwłaszcza,że istnieje poważniejszy problem.Chcę podkreślić,że moja kuzynka pomimo tego jak postępowała do tej pory(miała już wcześniej innego chłopaka, z którym również..była w ciąży,ale tę ciążę straciła-te zdarzenia nie nauczyły ją niczego),nie jest typem "latawicy",jakby się chciało o niej pomyśleć po tym,co do tej pory ukazałam.Ta ciąża(która bynajmniej nie stanowi dla niej tragedii; cieszy się,że będzie miała dziecko)jest raczej wynikiem jej naiwności,łatwowierości i braku odpowiedniego wychowania ze strony rodziców.Jest osobą bardzo ciepłą i rodzinną.Choć fizycznie dojrzała ponad wiek i atrakcyjna, psychicznie jest jeszcze dzieckiem.Chłopak(z którym zna się zaledwie od3miesięcy)uznał dziecko,rodzice kuzynki jakoś przetrawili wiadomość o ciąży a teraz planowany jest na wakacje ślub(narazie cywilny).Zostałam poproszona na świadka-zgodziłam się, choć teraz tego żałuję.Teraz niejako jestem odpowiedzialna za ten związek-przynajmniej tak się czuję.Od strony finansowej wszystko układa się pięknie-rodzice kuzynki mają zamiar kupić im mieszkanie(chłopak nie włoży złamanego grosza,pójdzie"na swoje"bez żadnego wysiłku ze swojej strony-może właśnie liczy na "łatwiznę",zdaje sobie sprawę z"gratki"jaka mu się trafiła).Jedynie tyle,że ma jakąś pracę,która pozwoli na utrzymanie rodziny.Miałam niedawno okazję poznać tego chłopaka.Nie spodobał mi się od pierwszej chwili(kolczyki,tatuaże-wygląd w pełni oddający jego osobowość-typka bez jakiejkolwiek moralności o czym zdążyłam się przekonać na własne oczy).

* * * * *

Porozmawiaj z chłopakiem, porozmawiaj z kuzynką, jeśli możesz porozmawiaj też z jej rodzicami. Może teraz ona Ci nie uwierzy, może się obrazi i nawet nie będzie chciała, żebyś była świadkową (w sumie Ci to na rękę) ale nie widzę powodu, żeby to wszytsko zataić. W ogóle uważam ten ślub za bardzo zły pomysł. Małżeństwo jest bardzo odpowiedzialnym zadaniem a z takim podejściem jak oni to wróżę bardzo szybki rozwód i wieczne pretensje o złamane życie. Ciąża nie jest powodem do zawierania małżeństwa! Rodzice powinni im to odradzać a nie w imię fałszywego wstydu pchać w małżeństwo. Przecież oni są ewidentnie niedojrzali! Droga Mario, rozumiem Cię i moim zdaniem należy z nimi porozmawiać. Dziewczynie i rodzicom powiedzieć o chłopaku, jemu też - że to co robi jest po prostu zdradą narzeczonej. Jakim on chce być ojcem?!
Oczywiście nie musisz czuć się odpowiedzialna za nich z tytułu bycia świadkową, natomiast masz prawo - jeśli Ci ta rola nie odpowieda po prostu odmówić tej funkcji i zrezygnować - nawet teraz. Dlaczego masz robić coś wbrew sobie? Odwagi, z Bogiem!

  Alicja, 18 lat
2246
16.04.2008  
Witam serdecznie. Mam bardzo dobre wspomnienia związane z tą stroną i z pomocą, wsparciem jakie otrzymałam od pani juz jakiś czas temu. Teraz, pełna wdzięczności chcę zwrócić się z kolejnym problemem. Nie jest związany z ematem reszty pytań, jednka także chodzi tu o miłość i jej potrzebę.
Mieszkam z rodzicami i bratem, który ma 16 lat. Często mam wrażenie że moi rodzice wzięli ślub wcale nie z miłości a z zakochania. Teraz w ogóle się nie szanują i budują między sobą żadnych relacji. Tato nie pyta mamy jka się czuje, tylko się denerwuje, że ją boli głowa i przez to on czuje dyskomfort. On czuje się jak dyktator, wszechwiedzący. Jako ojciec jest dobry, bo zaspokoja nasze materialne potrzeby nie bije nas, co nie znaczy, że nie krzyczy, oj krzyczy i to gwałtownie, nie przebierając w słowach. Jak trzeba to do lekarza zawiezie, dzwi naoliwi. matka też zawsze gotuje obiad, zawsze pyta jka w szkole było. Jednka ja tego wszytskiego nie czuje. Myslę, że przyczyna tkwi w tym, że do dziś pamiętam, jak ojciec się upił, grooził matce, ze ją zabije, po czym wyszedł z domu na kilka dni. Pamiętam, jak po samotnej libacji alkoholowej sprzątałam zarzyganą toaletę, jak spał zarzygany na łóżku, a obok wymiociny, które trzeba było omijać, żeby się poruszać. Pamiętam, jak mój pokój był przesycony tym zapachem, bo spał tam razem ze swymi wymiocinami. Jka święta, to wypić, jak byle okazja to wypić.. Ale jakby co, to wszytsko jest ok. Matka wciąż narzeka, haruje cięzko i narzeka. Atmosfera w domu jest fatalna, nie mogę z nimi być szczera tak do końca, bo zbyt głębokie noszę rany. Jestem zmuszona wciąż z nimi przebywać, a tymczasem mam maturę.. Jestem też od 2 lat chora na niedoczynność tarczycy - huśtawki hormonalne są normą. Prez to jestem bardzo podatna na nerwowe rozstrojenia, pzrewrażliwiona i silnie odczuwam wszytsko wokół. Jestem zdolna, mam potencjał, staram się od siebie wymagać, i kształtować prawidłowo osobowość, jednak wciąż muszę nasiąkać tym, co wokol mnie. Co mam robić?


* * * * *

Proszę skontaktuj się z najbliższym punktem parafialnym gdzie organizowane są terapie dla Dorosłych Dzieci Alkoholików - to jest pomoc dla rodzin osób uzależnionych. Nie mówię, że konieczna jest zaraz terapia dla Was, ale na pewno otrzymasz jakieś rady. Na pewno nie jest to dobra sytuacja, natomaist nie jest tak, że Ty sama o własnych siłach będziesz mogła zmienić atmosferę w rodzinie. Z pewnością problem jest i trzeba zrobić co można by się coś poprawiło. Najlepiej, żebyś poszła tam z mamą, a jak ona nie zechce to najpierw sama lub z bratem. Wpisz w wyszukiwarkę DDA i swoją miejscowość i będziesz miała listę miejsc gdzie możesz się udać. Z Bogiem!

  MAGDA, 16 lat
2245
16.04.2008  
Czy całowanie się z chłopakiem (jeśli jest się tylko parą) jest grzechem???

* * * * *

Polecam odp o czułości nr: 773, 800, 804, 1051, 1677, 1701, 1907, 1958, 2132 oraz artykuł o czystości: [zobacz] . Pytanie zasadnicze: po co się całujecie? Czego to jest wyrazem? Czy przybliża Was to do Boga czy oddala? Czy wywołuje niepotrzebne podniecenie? Czy moglibyście zaraz po pocałunku przystąpić do Komunii św.? No i ważne kolejne pytanie: na jakim etapie związku jesteście, jak poważnie się traktujecie? Czy poznaliście się już dobrze i jest to wyraz prawdziwej miłości? To wszystko trzeba rozważyć, bo nie ma sensu całować się na początku znajomości. Każdy gest musi być odzwierciedleniem postawy miłości, którą mamy w sobie. Ale postawy nie uczucia. O tym w tym artykule: [zobacz]
Z Bogiem!

  Barbara, 18 lat
2244
16.04.2008  
Dzień dobry.:) Mam problem, mianowicie, nigdy nie miałam prawdziwego chłopaka, któremu mogłabym zaufać, od nie dawna spotkałam kogoś cudownego, ale boje sie tego związku. Boje się, że on mnie zostawi, zrani, boje się bliskości z nim boję się że on tego nie zrozumie . Co ja powinnam zrobić aby pokonać ten lęk i niepewność??

* * * * *

Zawsze jest taki lęk, bo zawsze jest ryzyko. Ale jeśli nie miałaś wcześniejszych negatywnych doświadczeń to nie powinnaś być nieufna i nie powinnaś zakładać najgorszego scenariusza. Bo jeśli tak będziesz podchodzić do drugiej osoby to ona się zorientuje i straci serce do Ciebie. Musisz dać kredyt zaufania. A co do niezrozumienia: to ważna kwestia i musisz wiedzieć, że najcześciej owo niezrozumienie w związku wynika z różnic między kobietą i mężczyzną. Dlatego przeczytaj te odp: 568, 674, 715, 966, 970, 1005, 1101, 1102 i te artykuły: [zobacz], [zobacz]
Nie bój się, jeśli ten chłopak już na wstępie nie ujawnia jakichś negatywnych cech czy zachowań to pozostaje mi życzyć Wam powodzenia. Módl się też w tej intencji. Z Bogiem!

  Deer, 21 lat
2243
16.04.2008  
Witam Panią. Mam mały dylemat, może uzyskam jakąś podpowiedź tutaj. Jestem z moim chłopakiem od dwóch lat, znamy się prawie cztery. Kiedy byliśmy w sobie zakochani pozwoliłam jemu decydować o wielu sprawach, właściwie to miałam klapki na oczach, robiłam wiele rzeczy niezgodnych z moim sumieniem i wartościami. Żałuję, że tak się stało, ale wiem, że Bóg mi już wybaczył i ja wybaczyłam sama sobie. Od paru miesięcy żyjemy w czystości, przystępujemy do komunii. Kocham mojego chłopaka, zależy mi na nim i nie chcę go stracić. Ale nie chcę też zatracić siebie. A ostatnio coraz częściej zauważam u siebie taką skłonność do łatwego, wygodnego życia jakie zapewnia mi chłopak(podczas gdy kiedyś byłam bardziej ambitna, kreatywna, samodzielna, po prostu podejmowałam jakieś wyzwania i działałam) Mój chłopak jest cudowny: oddany, grzeczny, można na nim polegać. Wiem też, że bardzo mnie kocha. Nie wiem skąd to się bierze, ale coraz bardziej irytuje mnie to, że on ciągle gotuje mi obiady, spędza u mnie całe dnie, zasypuje mnie niespodziankami, tak jakbym była małym, nieporadnym, kapryśnym dzieckiem (niestety sama na to pozwoliłam). Nie mam już swojej przestrzeni, swoich planów, wolnego czasu. Nie mogę nawet się za nim stęsknić, bo on ciągle jest przy mnie. Nie mam czasu przemyśleć tego co mnie spotyka, podzielić się tym z kimś (innym niż mój chłopak, który nie zawsze rozumie o co mi chodzi). Brakuje mi dawnych zamiłowań, pasji, refleksji. Straciłam bliskich przyjaciół bo nie miałam kiedy pielęgnować moich przyjaźni. Nasz związek wisi na włosku. Sama już nie wiem, czy jest on dla mnie tak ważny jak kiedyś. Mam wrażenie, że zostałam zagłaskana przez mojego chłopaka. Brakuje mi mojego dawnego życia(On jest realistą, ja idealistką, która na siłę jest sprowadzana zawsze na ziemię) Nie chcę wcale powiedzieć, że on jest zły a jego myślenie niepoprawne(!)Ja go bardzo szanuję i akceptuję to, jaki jest. Straciłam tylko szacunek do samej siebie, zgubiłam gdzieś moją osobowość...

* * * * *

No to w takim razie w sam raz dla Ciebie (i Twojego chłopaka też) są te artykuły: [zobacz], [zobacz]
Pisałam w nich m.in. o tym, że kobieta nie oczekuje, że chłopak spełni wszystkie jej zachcianki! Jest to błąd, który robią chłopcy myśląc, że w ten sposób dadzą dowód szacunku. Nie o to kobiecie chodzi a o to, by mężczyzna miał swoje zdanie, dawał oparcie i poczucie bezpieczeństwa i był przewodnikiem w związku. A nie o to, by był grzeczny i miły. Przeczytajcie te artykuły, przedyskutujcie, porozmawiajcie o swoich potrzebach i o tym co możecie z tym zrobić. Musisz też po prostu częściej wychodzić gdzieś z koleżankami lub sama jak też zachęcać chłopaka, by on czasem poszedł sobie z kolegami na mecz czy gdzieś indziej, w każdym razie zrobił coś dla siebie. Związek nie jest po to, by być ze sobą non-stop, bo związek musi też zakładać wolność. Natomiast trzeba o tym powiedzieć drugiej osobie i to w przyjaznej formie, czyli nie wybuchu czy awantury, że ktoś nas ogranicza. Bo ktoś może nie wiedzieć że my tego potrzebujemy albo może myśleć, że trzeba być cały czas razem. Trzeba porozmawiać delikatnie, z wyczuciem, o swoich odczuciach i oczekiwaniach. Powodzenia, z Bogiem!

  Mika, 18 lat
2242
15.04.2008  
Witam! Jestem ze swoim chłopakiem już prawie 2lata. Bardzo się kochamy i planujemy razem wspólne dorosłe życie. Nie będę się bardziej rozpisywać. Chodzi o nieporozumienia w naszym związku i o zazdrość. Mój mężczyzna jest bardzo o mnie zazdrosny. Aż tak bardzo, iż twierdzi, że nie mogę mieć kolegów. Koleżanki - owszem. Ale koledzy - nie ma mowy. A ja mam wielu przyjaciół. Tak samo kobiety jak i mężczyźni wchodzą w ich "skład". Lubię spędzać z Nimi czas. Są dla mnie bardzo ważni. Ale nie ważniejsi od mojego chłopaka! On boi się, że Go zdradzę. Nie ma do mnie zaufania. Chciałabym to zmienić, ale nie wiem w jaki sposób. Co mam zrobić, żeby mi zaufał na tyle, żebym mogła swobodnie się spotykać z przyjaciółmi? Dziękuję z góry za odpowiedź.

* * * * *

Proszę przeczytaj i daj do przeczytania chłopakowi te odp o zazdrości: 24, 377, 1343, 1385. Przeczytaj też o tym czy w związku można mieć znajomych płci przeciwnej: 1875.

  An, - lat
2241
07.04.2008  
(1785) Już minęło tyle czasu, a ciągle smutek się pojawia, a zwłaszcza teraz bo dowiedziałam się, że on (były narzeczony) się żeni. Tak szybko, jak to możliwe? Poznał kogoś szybko, i zapewne zgodziła się zamieszkać z jego rodzicami, teraz pewnie uważa, że dobrze zrobił nie idąc ze mną na kompromis. Pojawia się myśl, może to ja powinnam się była kiedyś zgodzić. Bo jednak jemu się układa po jego myśli, a mnie tak jest trudno. Pojawia się pytanie dlaczego takie ciepienie mnie spotyka, przecież tak chciałam z nim być. Może to ja popełniłam błąd skoro on otrzymał to co chciał.

* * * * *

Nie, to nie Ty popełniłaś błąd. A jeśli już mowa o błędach mowa to on go popełni mieszkając z rodzicami. Ponadto moim zdaniem kolejny błąd to tak szybki ożenek po rozstaniu. Czy on w ogóle poznał dobrze tą dziewczynę? Zapewne masz rację, że ona zgodziła się na jego propozycje, ale czy im to wyjdzie na zdrowie? Bądź pewna, moja Droga, że postąpiłaś dobrze nie zgadzając się na te jego propozycje. Czy myślisz, że zgoda na to małżeństwo rozwiązałaby Twoje problemy? Czy sądzisz, że zgadzanie się na wszystko zrekompensuje samotność? Nie. Z tego co piszesz ja wyciągam jednoznaczny wniosek, że był to człowiek dominujący w związku a na dodatek uzależniony od matki. Potwornie trudno żyć z kimś takim. Naturalnie rozumiem Twoje rozterki i żal. Bardzo chciałabym, żebyś ukoiła swój ból i poznała człowieka, z którym zbudujesz prawdziwy dom. Podziwiam Twoją odwagę i rozsądek, naprawdę. Jesteś bardzo mądrą dziewczyną, ponieważ potrafiłas trzeźwo spojrzeć na ten związek i na jego konsekswencje. Ufaj, że Bóg nie pozostawi Cię samotną. Ufaj, że będzie ktoś, kto pokocha Cię bardzo i z kim stworzysz zdrowy układ, módl się o to. I na ile potrafisz próbuj nie rozpamiętywać co by było gdyby... Wbrew pozorom jego ślub powinien Ci w tym pomóc. Życz mu szczęścia ale nie idealizuj go. Trzymaj się mocno. Z Bogiem!

  anka, 22 lat
2240
07.04.2008  
wszystko sypie sie jak domek z kart, w ciagu kilku dni.Jestem z chłopakiem od 10 miesięcy, zaczeło się psuć przed swiętami ja wyraziłam swoje odczucia on sie zdenerwował 2 dni sie nie oddzywał. Potem było dobrze- ale było i juz chyba nigdy nie bedzie. POjechał w delegacje na poczatku wszystko dobrze, w pewnym momencie zamilkł znów cisza, zero sms-ów, telefonów. W sobote wesele i co robic. Odezwał sie poszlismy, jednak nie była to rewelacyjna zabawa przez mój zepsuty humor. Wróciliśmy do domu, odbyliśmy rozmowe. Stwierdziliśmy, że nie umiemy ze sobą rozmawiac. Powiedział też ze wszystko mu sie poplątało i wszystko za co się w życiu weźmie mu się plącze. Nie umiemy rozmawiać, a jak możemy umieć skoro ja zaczynam temat a on odrazu od niego ucieka. Najbardziej zabolało stwierdzenie, że to wszystko co było zaczyna się wypalać... Co robić, żeby to ratować?? Rozmowa nie wystarcza. Już naprawde nie wiem co mam zrobić. Ratować to czy poprostu powiedzieć sobie cześć było miło ale nie wyszło, a może spróbowac drugi raz od początku. Czemu tak jest, że wszystko co było budowane przez kilka miesięcy ciężką pracą, trudami wyrzeczeniami, w kilka chwil tak łatwo może się rozpaść. Nie chce go stracic bo bardzo go kocham, ale czy to ma jeszcze jakis sens. Słyszałam kiedyś słowa, "cierpienie ma sens, ma sens" ale czy takie tez????

* * * * *

Nie napisałaś o co poszło, a to ważne. BR> Po pierwsze: przeczytajcie ten artykuł: [zobacz]BR> i oceńcie na jakim etapie jest Wasz związek. Bo może to co Wy bierzecie za owo "wypalenie" jest po prostu wygaśnięciem emocji i pierwszego zakochania a teraz zaczyna się prawdziwa miłość? Po drugie: rozmawiać musicie. Dialog jest konieczny ale naturalnie trzeba się go uczyć. Nie jest tak, że każdy od razu umie rozmawiać. Jak coś jest nie tak to musicie szczerze sobie to powiedzieć. Powiedzieć w pierwszej osobie, o swoich odczuciach np. "jak czuję się tak, gdy Ty…". "mnie jest źle z …". Chodzi o to, by nie oskarżać tylko wychodzić od siebie. Nie milczeć, nie obrazać się. Nie kazać się chłopakowi domyślać o co chodzi! Starać się jak najszybciej wyjaśnić co jest grane. Jeśli on twierdzi, że coś mu się wali niech powie Ci co i razem pomyślcie nad rozwiązaniem. Łatwo jest zepsuć relację gdy mija zakochanie, ale nie o to chodzi. Prawdziwa miłość to trwanie przy kimś decyzją woli i pragnienie jego dobra. Nad tym trzeba pracować. Polecam Wam też te artykuły: [zobacz], [zobacz] bo może się okaże, że wiele nieporozumień wynika z Waszych odmienności lub innych oczekiwań? Z Bogiem!

  Bartek, 29 lat
2239
06.04.2008  
Mam narzeczoną, długo by opowiadać o naszych wcześniejszych perypetiach. W skrócie zaręczyliśmy się - rodzice narzeczonej mnie nie akceptują i wciąż jej mówią, że się martwią, że nie będziemy szczęśliwi albo, że nie okazuje jej szacunku tak jak w ich rodzinie (np. przyniosłem w prezencie zamiast kwiatka "Urzekająca" z ładną dedykacją z Pieśni nad Pieśniami), widzą tylko złe rzeczy nie widząc dobrych. Warto wspomnieć, że moja narzeczona urodziła się po kilkunastu latach po ślubie "teściów" i jest praktycznie jak jedynaczka, choć ma siostrę adoptowaną, starszą o 3 lata. Planowaliśmy ślub, jednak został on przełożony, ponieważ nie mogłem się dogadać z teściami, czułem się jakbym przyszedł na gotowe, poszło np. o kucharki, chciałem jechać z narzeczoną uzgodnić pewne sprawy i po wstępnej rozmowie z narzeczoną tak uzgodniliśmy ale teściowa postanowiła jechać, bo "zawsze u nich na wiosce" kobiety się tym zajmowały, jeśli tylko chciałem zaistnieć i być głową naszej przyszłej rodziny słyszałem, że odrzucam pomoc, rodzine itp.
Wcześniej rozmawiałem z narzeczoną ale po jednej jej rozmowie z rodzicami wszystko wracało do "normy" Tak miałem tego już dosyć, że po jednej z naszych wieczornych rozmów, jak się obudziłem rano w wlk. sobotę postanowiłem skończyć z tym związkiem i napisałem, przyznam, że w złym tonie list, który brzmiał jak jeden wielki wyrzut. Przyznam, że list wstrząsnął narzeczoną i widzę, że bardziej postanowiła popracować nad wszystkim, poprosiła abym porozmawiał z jej rodzicami. Teraz wiem przez co przechodziła narzeczona, przyznam, że mam silną osobowość ale po rozmowie czułem się wypluty i wymięty oraz zarzucony tekstami, że w takie święta zraniłem ich córkę (przypomnę list z wlk. soboty) itp. a sytuacja się tylko sądzę, że pogorszyła. Wiem, że najwięcej pracy należy do mojej narzeczonej ale boję się że ona nie da rady, skoro ja po rozmowie byłem bez sił to co dopiero ona. Nie wiem jak mam jej pomóc, nie mam pomysłów co takiego mógłbym jeszcze zrobić


* * * * *

Widzisz, sytuacja jest trochę skomplikowana. Po pierwsze dlatego, że jej rodzice bardzo chcą jej szczęścia. Wszystko co opisujesz świadczy jednoznacznie o tym, że oni nie mogli mieć dzieci. To, że ona się urodziła to cud i dar Boga dla nich. Dlatego tak bardzo się o nią boją, są mocno przerważliwieni. No, ale to wszystko tylko wyjaśnia przyczyny ale nie sprawia, że należy im się podporządkować. Twoja narzeczona jest między młotem a kowadłem. Ty masz rację - jako mężczyzna chcesz być głową domu, czujesz się za siebie i za nią odpowiedzialny, chcesz być przewodnikiem. I bardzo dobrze. Natomiast widzisz, nie można tu jednostronnie oskarżać narzeczonej o to, że jest uległa i kazać jej wybierać. Bo naturalnie, w małżeństwie dla niej to Ty masz być najważniejszy. Natomiast nie kosztem zerwania kontaktów czy zranienia rodziców. Bo to byłby dla nich ogromny cios. Ja myślę, że ich niechęć nie jest skierowana konkretnie przeciwko Twojej osobie z uwagi na jakieś Twoje cechy czy zachowanie. Przypuszczam, że każdego na Twoim miejscu by tak traktowali. Nie piszesz nic o jej siostrze - czy ona wyszła za mąż, jakie ma relacje z rodzicami? To co możecie zrobić oboje to po pierwsze: natychmiast ustalić, że po ślubie mieszkacie osobno. Mam nadzieję, że tak będzie bo jak nie to na darmo wszelkie zbiegi. Po drugie: poważna rozmowa z nią o tym, że musi być trochę bardziej asertywna, że musi trochę bardziej trzymać Twoją (Waszą!) stronę, że nie może zgadzać się na wszystko co rodzice chcą w imię świętego spokoju. Bardzo źle się stało, że ona poprosiła, byś Ty porozmawiał z jej rodzicami. Jest zupełnie oczywiste, że to się musiało źle skończyć i że usłyszałeś to co usłyszałeś. Nigdy, nawet w małżeństwie nie może być tak, że małżonek rozmawia z teściami. Pamiętajmy, że ZAWSZE rozmawia się ze SWOIMI rodzicami. I to ona powinna z rodzicami rozmowę przeprowadzić, ona powinna stanąć w Waszej obronie, ona powinna przedstawiać argumenty chośby za tym nieszczęsnym dogadaniem się z kucharkami! To, że Ty z nimi rozmawiałeś zostało odczytane tak, że ktoś obcy (póki co) ładuje się w ich rodzinę, krzywdzi córkę, która przecież jest po ich stronie skoro sama nie występuje. Bardzo złe rozegranie i oby więcej takich błędów nie popełniać! Musicie sobie to wyjaśnić i zawsze Ty masz rozmawiać ze swoimi rodzicami w Waszej sprawie a ona ze swoimi, nawet po ślubie.
To co możecie a nawet powinniście zrobić to pojechać lub pójść na "Wieczory dla zakochanych". To taki kurs przedmałżeński prowadzony metodą dialogu tylko między Wami. Tam sobie właśnie takie rzeczy wyjaśnicie i porozmawiacie na wszelkie tematy.
Szczegóły na stronach: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl
Ogromnie ważne są te spotkania, poczytaj chośby wypowiedź wcześniejszą, ludzie są zachwyceni. My sami w tym uczestniczyliśmy i nie wyobrażam sobie, by mogło nam tego przed ślubem zabraknąć. I na przyszłość: unikać sytuacji konfliktowych ale nie metodą uległości z jej strony czy kłótni albo występowania przed nimi przez Ciebie. Najpierw jak jest trudna sprawa Ty obgadujesz strategię z narzeczoną i ona w Waszym imieniu przedstawia ją rodzicom. W kwestiach ślubnych też nie ma co ustępować, bo "tak się przyjęło". To Wasz ślub i macie prawo sami go organizować. A jak po ślubie teściowa będzie chciała wychowywać Wasze dzieci "bo to domena kobiet" i "u nich na wsi tak jest" to co, też się zgodzicie?
Macie prawo mieć swoje zdanie i stanowić odrębność. Tylko ezgzekwujcie to mądrze. No i na koniec Cie pocieszę: u nas też nie było łatwo. Ale z biegiem lat jak rodzice widzą, że się kochamy, że jest nam dobrze, nie ma między nami konfliktów to przystopowali i przestają się wtrącać. Bo chyba o to rodzicom chodzi: zobaczyć, że ich córka jest szczęśliwa. A zobaczą to gdy ona nie będzie robić z siebie ofiary tylko w mądrości, ze spokojem i z przekonaniem, że macie rację będzie udowadniać to rodzicom. Trzymajcie się. Życzę Wam powodzenia w ślubnych przygotowaniach i poprawy relacji. Możecie też przeczytać książkę "Jak pokochać teściową" Jacka Pulikowskiego. Polecam też te artykuły: [zobacz], [zobacz]
A tym, że nie zachowujesz standardów względem narzeczonej, tylko np. dajesz książkę w ogóle sobie głowy nie zawracaj - jeśli Tobie i narzeczonej to odpowiada. Inna rzecz gdybyś taką książkę zamiast kwiatka przyniósł teściowej : - ją raczej traktuj tradycyjnie. Z Bogiem!

  Dorota, 27 lat
2238
06.04.2008  
Witam serdecznie!
Pisałam do Pani w ubiegłym roku(1961) i właściwie chciałam bardzo, bardzo serdecznie podziękować za radę i pomoc.
Wzięliśmy udział w Wieczorach dla zakochanych i rzeczywiście dużo mi to pomogło. Teraz wszelkie moje obawy się rozwiały i jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu.
Jeszcze raz gorąco dziękuję i pozdrawiam!


* * * * *

Jak miło czytać takie informacje.
Bardzo się cieszę i życzę pięknego ślubu i budowania dobrego małżeństwa. Z Bogiem!

  Agnieszka, 26 lat
2237
06.04.2008  
3. "Sytuacja z pewnym chłopakiem" miała mijsce 3 lata temu. Chłopak był chyba z charakteru podobny do mojego ojca, ale bardzo późno to zauważyłam. Dodam, że on został w dzieciństwie zraniony, jego ojciec zostawił rodzinę. Przyjaźniliśmy się, ale potem on zaczął chciać czegoś więcej, ja początkowo nie podzialałam tych uczuć, ale po jakimś czasie stwierdziłam, że jednak chyba jest inaczej. Powiedziałam mu o tym, a on wtedy wykręcił się ze wszystkiego, co wcześniej sugerował i mówił. Podająć powody dla których nie chce ze mna być, których nie zaakceptowałąm. Bo dotyczyły spraw oczywistych, o których wiedział zawsze i które nie przeszkodziły mu 3 miesiace wcześniej złozyć mi propozycję. Ostatecznie nie byliśmy razem, chyba dlatego, że ja to powaznie traktowałąm, a on się przestraszył. Po pewnej przerwie w kontaktach, (z powodu wzajemnych urazów, ale też wyjazdów za granicę) znów od dłuższego czasu mamy kontakt ze sobą. Niedawno okazało się, że on chciałby czegoś więcej ode mnie niż tylko przyjaźni, ale ja nie wierze w to, że ludzie się zmieniają. Widze w nim pewne cechy które nie do końca akceptuję, ale też nie mogę powiedzieć że jest mi całkowicie obojętny. Nie chce z nim teraz być (powody za chwilę), ale też mam obawy, że może mogłaby to być jedyna faktycznie OBECNA w moim zyciu miłość, i jedyny związek w jakim mogłabym BYĆ. Dlatego, że tak naprawdę był to jedyny chłopak, który zadał sobie trud, żeby mnie poznać, i po prostu przede mną nie uciekł :-). ani ja przed nim (to też robię czasem). Jednak rozwalił mnie całkowicie, sposobem oznajmienia mi że chce ze mną byc, i tym że podczas tej rozmowy wyszły rzeczy które powtarzam mu od lat, a dla niego dalej to "czarna magia"- (rozmawialiśmy na gg a ta "czarna magia" to fakty, że miłość jest decyzją, że jak chce się z kimś być to powinno się być z założenia zawsze i bez względu na wszystko, mam wrażenie, że on tego nadal nie rozumie).
Teraz powód (nie jedyny) dla którego nie chce być z tamtym chłopakiem. Dokładnie rok temu poznałam kogoś. Zmuszona byłam do codziennych kontaktów z nim, bo razem pracowaliśmy. Włąściwie to podobał mi się od początku, po jakimś czasie sie okazało że mamy wspólne zainteesowania, chociaż ja byłam wtedy dość zamknięta w sobie- dlatego że mi się podobał. On też jest dość zamknięty i skryty. Chciaż oboje mamy dość dużo zprzyjaciół i znajomych. Po paru miesiacah musiałam przyznać sama, przed sobą, że sie zaangażowałam. Dodam, że słyszałam (nie od niego) że ma dziewczynę. Niby byłam tego pewna, ale dziwiło mnie że on nigdy o niej nie mówi. Więc w końcu go o to spytałam i usłyszałam, że nie ma dziewczyny. Wtedy próbowałam jakoś zadziałać, gdzieś go zapraszać (chociaż sporo mnie to kosztowało), wiecej sie o nim dowiedzieć. I jakoś nigdy nic z tego nie wyszło. Chociaż on nigdy nie powiedział wprost, że nie.Wykonał też parę gestów, prawdopodobnie przyjacielskich (jak np. pożyczenie ksiazki która by mi sie podobała), które chyba źle zinterpretowałam. Dwa miesiące temu oświadczył mi i innym wspólpracownikom, że się żeni i dla wszystkich było to zaskoczenie. Niby wszystko ok, bo nic się przecierz nie stało. Jest mi tylko bardzo przykro, że poznałąm kogoś kto tak bardzo mi pod wieloma wzgledami odpowiadał, z którym miałam wspólne zainteresowania, i kto miał wiele cech które mi autentycznie odpowiadały, a od początku nie miało to żadnego sensu. Jest mi przykro, że zmarnowałam prawie rok z tego powodu. I chyba jest mi też przykro, bo jednak się zaangażowałam, chociaz nie miałam do tego prawa. To tak jakby od początku było zaplanowane, że nie ma mnie w tej historii, i tak jakby wiedzieli o tym wszyscy oprócz mnie. I przecierz to rok temu chciałam zrobić w pracy- zniknąć (była to moja pierwsza praca i bardzo się stresowałam).
Próbowałam potem szukać kogoś,zalogowałam się na portalu randkowym,spotkałam się z jednym chłopakiem(tylko raz i to dziwne,bo było miło i on chciał od razu drugiego spotkania, ja nie powiedziałam że nie,a mimo to nic już potem nie zaproponował).To tak jak z odpowiedzia dla koleżanki, ja chce miłości, ale od kogoś kogo też będę kochać i czuć się bezpieczna, więc nie wiem jak mogę spotykać się teraz z kimkolwiek. Z resztą, jak już pisałam, jakoś tych chętnych do spotykania się nie widzę.
A moje pytanie tak naprawdę brzmi, dlaczego Bóg na to wszystko pozwala? Dlaczego sprawia, że jesteśmy nieidealni (z powodu nipełnosprawności- jak koleżanka, zranień- jak jeden z tych chłopaków, czy cech charakteru jakie mamy lub jakich nam brak-jak mój ojciec) , i daje nam pragnienia, o które nie umiemy zadbać, dlatego że jesteśmy niedoskonali. A jeszcze często przy tej okazji męczą się inne osoby. te odpowiedzi co tu dajesz też zakładają, że ludzie są doskonali, że rozumieją co im tłumaczysz, ale może się okazać, że nie są w stanie. I co wtedy? Nie zasługują na to, żeby kochać i być kochanymi?
Dodatkowo wkurza mnie to, że nic ode mnie nie zalerzy. nie wiele mogę zmienić w moim życiu przez moje działania (tak jak nie mogłam nic zmienić zapraszając gdzies kolegę z pracy), tym bardziej nie pomogę innym (koleżance w znalezieniu męża i pracy, czy koledze w zrozumieniu). Odpowiedź, że mogę sie modlić, mnie nie zadowala, robie to. Ludzie modlą się o różne rzeczy latami, i tego nie dostają, ani nic innego "w zamian". Być może jest tak, że jest pewna granica, nie ideał, ale "najlepiej jak może być", a my gdzieś ją przegapiamy? Nie rozumiem.
I w końcu dlaczego tu piszę- bo chyba nie mam z kim o tym pogadać. Niby większosć tych problemów jakoś omawiałam z przyjaciółkami, ale mi to jakoś nie wystarcza. a po za tym ostatnio przyszedł moment, że nie mam siły tego omawiać, a i tak myśle.
Nie oczekuje odpowiedzi, a raczej nie sądze,że napisze mi Pani coś czego nie wiem. Sama nie wiem czego oczekuje


* * * * *

No to po kolei: bardzo współczuję tej sytuacji z kolegą w pracy. Rozumiem Twoje rozczarowanie, bo w sytuacji gdy on powiedział, że nie ma dziewczyny Ty odczytałaś to jako pewnego rodzaju zielone światło do kontaktów z nim. Zupełnie zrozumiałe i miałaś prawo tak myśleć. Tym bardziej rozumiem szok jaki przeżyłaś kiedy powiedział o ślubie. Uważam, że albo nie powiedział wtedy prawdy (ale w jakim celu?) albo uznał, że nie musisz się nikomu ze swojego życia tłumaczyć. W każdym razie masz prawo czuć się mocno rozczarowana. Potrzeba Ci teraz czasu, by dojść do siebie, by to uczucie wygasło. Mogę Ci polecić te odp: 80, 526, 653, 825. Co do pierwszego chłopaka: do niczego się nie zmuszaj. Jasne, że jak już raz zostałaś zraniona przez niego i to w taki sposób to się boisz. Bo jak można zaufać po raz drugi jeśli już raz on dał dowód, że mu ufać nie można? Najgorszą rzeczą dla dziewczyny jest usłyszeć, że to co było między nią a chłopakiem jest wytworem jej wyobraźni i ona to wszystko wyolbrzymia a on przecież "traktuje ją jak koleżankę". O takim zachowaniu pisałam w odp nr 1409. Nic nie rób na siłę. I nie myśl, że to Twoja ostatnia lub jedyna szansa. Bóg nie jest złośliwy i nie każe nam się domyślać i zgadywać. Nie każe nam wiązać się z kimkolwiek. To nie jest tak, że jest jedna, jedyna przeznaczoana przez Boga osoba i jak nie odgadniemy która to mamy pecha. To byłoby okrutne! Przeczytaj proszę ten artykuł: [zobacz]
Ja nie piszę dla ludzi idealnych o ludziach idealnych. Ja piszę o pewnych rzeczach czy cechach, do których należy dążyć, by w związku było dobrze. Oczywiście, że nie każdy jest w stanie to wszystko wprowadzić w życie, nie każdy musi dokładnie taki być i nie jest to powód dla którego należy z kogoś rezygnować. Ale nie chodzi też o to, żeby godzić się na kogokolwiek, rezygnować ze swoich podstawowych potrzeb i oczekiwań, bo akurat ktoś się trafia. A jak tak się zgodzimy czasem wbrew sobie a potem poznamy kogoś kto nam odpowiada? Nie chodzi mi o to, żeby w nieskończoność czekać na ideał tylko o to, by nie poddawać się tak łatwo, nie rezygnować z siebie, ze swoich rozsądnych i gwarantujących nam udany związek oczekiwań i potrzeb czy zasad. Widzisz, nie sposób opisać wszystkich możliwych typów ludzkich, ludzkich zachowań i sposobów. To o czym piszę jest najbardziej typowe dla ogółu ludzi. Bo tylko te najbardziej typowe rzeczy można opisać, bo każdy z tego coś dla siebie wybierze. Jak nie wszystko to część. Nie zadowala Cię tylko modlitwa. Mnie też. Ja też modlę się kilka lat, błagam Boga o ogromnie ważną sprawę i też nic się nie dzieje? I to w sprawie, w której własnym działaniem można jeszcze mniej zdziałać niż w przypadku szukania męża…Cóż więc mogę Ci poradzić? Módl się nadal, proś, uproś Boga. I nie poddawaj się w szukaniu. Wpisz się tu: [zobacz]
Pracujemy też nad spotkaniami dla osób samotnych, takimi, by mogły one poznać się realu. Jeśli możesz przyjdź na spotkanie. Życzę Tobie i koleżance naprawdę szybkiego szczęśliwego finału. Z Bogiem!

  Kasia, 15 lat
2236
06.04.2008  
Niech będzi pochwalony Jezus Chrystus!!
Przeczytałam chyba wszystkie pytania i odpowiedzi... niestety nie znalazłam tego co chciałam wiedzieć.. mam można powiedzieć ze mały problem.. tak kocham chłopaka.. Jest starszy o 4 lata. Pozanalismy sie jakies 2 lata temu na oazie choć mieszkamy od siebie 1 ulice dalej. Bardzo polubilismy się. Na oazie spędzaliśmy wiekszosc czasu razem. Gdy przyjechałam do domu stwierdziłam ze brakuje mi tych chwil.. poprostu pokochałam go... cieszyłam sie bo czułam i zauwarzyłam ze ja tez nie byłam mu obojetna... zaraz po tym dowiedziałam sie ze rzucił swoją dziewczyne... zawsze gdy rozmawialsmy to patrzył na mnie inaczej niz na zwykła przyjaciółkę.. coraz wiecej dawał mi do zrozumienia ze tez mnie kocha.. niedawno na mszy świetej było kazanie o miłości.. pierwszy raz od oazy popatrzył sie na mnie z takim smutkiem.. coś sie zmieniło.. jakis tydzien temu dowiedzialam sie ze ma od niedawna dzioewczyne... nasza "przyjaźń" prawie nie zmieniła sie.. ale jest inaczej.. wszyscy jego kumple mówią ze gdy on jest z ta swoja dziewczyna to myslami i tak jest gdzie indziej.. nie wiem czemu ale gdy patrzy na mnie (a robi to coraz czesciej) to ja czuje w tym wzroku smutek i bół.. nie wiem może to jakies moje urojenia ale mam wrazenie ze on sie czegos boi i skrył sie za swoją dziewczyną. Kocham go!! ..i mnie to tez boli.. Nie chce psuć ich szczęścia i nie chce sie wtrącać. nie potrafiłabym.. ale coś jest nie tak.. i najgorsze ze nie wiem co..


* * * * *

Moja Droga!
Będzie trochę brutalnie ale prawdziwie: jakbyś się Ty temu chłopakowi naprawdę podobała i on był Tobą zainteresowany to by próbował Ciebie poznać i z Tobą nawiązać kontakt. Możesz snuć wizje, że on ma problem i chowa się za jakaś dziewczyną ale: w takim razie jak on traktuje tą dziewczynę? Po co jej głowę zawracał? Czy jej to nie przeszkadza? Jeśli nawet nie ma szczerych intencji wobec niej to się bardzo szybko na ich związku odbije i on za to odpowie.
Moim zdaniem nie powinnaś myśleć, że Ty możesz mu jakoś pomóc. Bo przede wszystkim nie wiadomo czy on jakiejkolwiek pomocy potrzebuje. Nie wiadomo czy to co Ty bierzesz za owo smutne spojrzenie faktycznie jest smutne. A może on na inne osoby też tak patrzy? A nawet jak nie to co z tego patrzenia na Ciebie wynika? Nic. To nie są jakieś jego nieme błagania o pomoc skierowane do Ciebie. To jest jego sprawa. Nawet jeśli ma problem to on go musi rozwiązać - jest mężczyzną. Współczuję Ci tej nieodwzajemnionej miłości, ale nie pogrążaj się jeszcze bardziej. Bo na razie to bardzo pokochałaś własne wyobrażenia o nim. Rozdmuchiwanie tych uczuć tylko Cię rani. Zasada jest prosta: jak on ma dziewczynę to Ty go omijaj. Nie jest wolny i tyle. Przeczytaj też proszę te odp: 210, 501, 542, 583,768, 441, 868. Z Bogiem!

  Agnieszka, 26 lat
2235
06.04.2008  
Pisałam niedawno, o samotności i "beznadziejnych facetach". Jak to zwykle bywa w życiu ten tekst nie był zawieszony w próżni, tylko w całości wynikał z mojego życia. Ostatnio nagromadziło się w nim tyle różnych idiotycznych rzeczy, że nie wiem co mam z tym robić.
1. Zaczne od cudzych problemów (bo to łatwiejsze). Wśród tych moich samotnych przyjeciółek, jest jedna dziewczyna niepełnosprawna. Jest starsza ode mnie dobre parę lat, znamy się już długi czas. Przez czas znajomośći miała kilka chwil zwątpienia kiedy pytała mnie po co "tacy jak ona" żyją na tym świecie. Kiedyś umiałam jej z pełnym przekonaniem odpowiadać, teraz nie mam siły ani chęci nawet jej wysłuchać. I mówie jej rzeczy w które sama nie wierze. Ona też, jak każda chciałaby mieć męża, dzieci, ale jej niepełnosprawność raczej to wyklucza, ze względu na to, że raczej nikt nie pomyśli o niej jak o żonie. Myślę, że w jej życiu jest wiele dobrego, ale skoro mi nie starcza to co mam dlaczego jej ma wystarczać? Jest dobrym człowiekiem zasługuje na to wszystko na co inni. A nigdy nie miała chłopaka, ani nikogo kto by się nią interesował. W tym kontekście jej pytanie wydaje mi się zasadne. Dlaczego inni z założenia mają mniejsze szanse, a pragnienia i chęci pozostają przy tym te same?
2. Wiem, że mój sposób patrzenia na mężczyzn wynika z tego, że mój ojciec, zawsze był nieobecny w moim życiu, był obok, a tak jakby go nie było. Po za tym ma takie cechy których ja u ludzi nie akceptuje. Ja go jedynie toleruję. Denerwuje mnie jego dziecinne zachowanie. I boję się, że moje małżeństwo może wygladać tak jak małżemnstwo mojej mamy, czyli związek w którym kobieta i tak ze wszystkimi problemami i odpowiedzialnością jest sama. Problem pogłębia chyba to, że bardzo długo nie wiedziałam, ze to wpływa na moje życie i postreganie mężczyzn. Dopiero pewna sytuacja z chłopakiem mi to uświadomiła. Od tamtej pory myśle o tym. Dodam, że mam siostrę, mężatkę, która wybrałą dobrego męża i jest z nim szczęśliwa.


* * * * *

Trudne pytania. Nigdy chyba (przynajmniej na ziemi) do końca nie zrozumiemy Boskiej logiki, nie zrozumiemy dlaczego jest tyle cierpienia, tragedii, wojen, chorób. Nie wiem dlaczego tak się dzieje i nie potrafię Ci odpowiedzieć na to pytanie. Rozumiem rozgoryczenie Twoje i koleżanki, bo sama mam takie sfery gdzie jestem bezsilna i nic nie mogę sama zrobić. Jeśli chodzi o konkrety to poradziłabym koleżance, by wpisała się tutaj: zaznaczając, że jest osobą niepełnosprawną. Z tego co pamiętam niedawno wpisywał się w ten sam sposób jakiś chłopak. Być może w ten sposób trafi na kogoś kto ją pokocha? Naturalnie, ja nie mówię, że może się nią zainteresować tylko osoba niepełnosprawna, natomiast chcę powiedzieć, że dla niektórych osób nie będzie to przeszkodą. Z pewnością znamy lub widzieliśmy takie związki, sama mam takich sąsaiadów. Powinna też bywać o ile to możliwe w grupie osób, nie wyłączać się z życia. Ja wiem, że to bardzo trudne, ale nie potrafię po ludzku dać żadnej "złotej rady" prócz modlitwy i zwiększania swoich szans.
Co do drugiego problemu, proszę przeczytaj odp nr: 468, 484, 520, 600, 699, 1985 Przykład twojej siostry mówi sam za siebie. Ja też nie miałam dobrych wzorców w domu a udało mi się. Przeczytaj także te artykuły: [zobacz], [zobacz]
tam pisałam o oczekiwaniach kobiety i mężczyzny, o tym na co należy zwrócić uwagę i czego wymagać. Jestem pewna, że własną pracą, wiedzą na te tematy i wsparciem od tej drugiej osoby można bardzo wiele zdziałać.
Życzę Tobie i koleżance wszystkiego dobrego a przede wszystkim prawdziwej miłości. Nie poddawajcie się! Z Bogiem!

  ..., 20 lat
2234
06.04.2008  
Chciałabym zapytać się, czy osoby pochodzące z dwóch różnych domów, z innymi wartościami, innymi poglądami, mogą dojść do jakiegoś kompromisu. Bo im człowiek jest starszy, tym więcej sobie uświadamia i bierze odpowiedzialność za swoje postępowanie i sposób myslenia, ale przecież rodzina i czas dzieciństwa mają wielki wpływ na życie. I szczególnie, jeśli rany z tego czasu nie zostaną uzdrowione, to jest ciężko. A to wszystko w jakis sposób wpływa na sposób myślenia. Szczególnie, jesli ktoś nie ma za sobą dobrych wspomnień. I czy mimo tego dwie osoby są w stanie się dogadać. Bo samemu przecież trudno dojść do pewnych prawd, jeśli w domu nikt tego nie pokazał, i nie powiedział jak powinno być. I czy mimo takich różnic ludzie będą się w stsnie porozumieć i zaakceptować to co ich dzieli. Bo jeśli ktoś się stara coś zmienić mimo przeciwności, to chyba to jest ważne.

* * * * *

O przeciwieństwach między dwojgiem ludzi poczytaj proszę w odp nr: 385, 508,798, 1387,1498, 2035, 2130. Tak, masz rację, że to co wynosimy z domu ma wpływ na nasze życie i trudniej jest zbudować dobre relacje rodzinne gdy nie miało się dobrego przykładu. Ale nie jest to niemożliwe, pisałam o tym w odp: 468, 484, 520, 600, 699, 1985. Naturalnie da się porozumieć, da się stworzyć pozytywne wzorce w swojej rodzinie i dogadać się z drugim człowiekiem (ja też miałam problemy, o których piszesz i mnie się udało, więc wiem, że to możliwe). Potrzeba tylko chęci, pracy nad sobą i nad związkiem, czasem może terapii no i zrozumienia od tej drugiej osoby. Nie należy się zniechęcać, tylko działać i modlić się. Przeczytaj polecane odpowiedzi, tam są konkretne wskazówki. Z Bogiem!

  zagubiona, 20 lat
2233
05.04.2008  
Bardzo dziękuję za odpowiedz i wszystkie rady!Przeczytałam juz wszystko co Pani poleciła a teraz z wewnętrzną siłą i nadzieją, którą pomogła mi Pani odzyskać zabieram się do budowania na nowo naszych relacji, tym razem już takich jakich chce Bóg. Czekają nas teraz trudne rozmowy (zwłaszcza ta o DDA) i wiele wysiłku dlatego proszę o modlitwe aby nam się udało. Jeszcze raz z całego serca DZIĘKUJĘ!To naprawdę wspaniałe, że prowadzą Państwo taką stronę!DZIĘKUJĘ Bogu, że ję znalazłam!Szczęść Boże!Otaczam modlitwą!

* * * * *

Bardzo się cieszę i życzę powodzenia! Z Bogiem!

  waldek, 35 lat
2232
05.04.2008  
dlaczego jest samotnośc w związku?

* * * * *

Ho, zbyt ogólne pytanie. Nie da się jednym zdaniem na nie odpowiedzieć a nie miejsce tu na wgłębianie się we wszelkie możliwe przyczyny. Podstawową przyczyną jest niezrozumienie między ludźmi. Wynikać ono może z nieświadomości różnic między kobietą i mężczyzną, tego, że jesteśmy inni i innych rzeczy od siebie nawzajem oczekujemy, z nieświadomości lub niechęci akceptacji różnic w charakterze, wykształceniu, podejściu do wiary, odmienności poglądów i zasad. Może wynikać z dużego problemu który dotyka dwoje ludzi i od których jedno z nich ucieka. Wtedy to drugie walczy samotnie. Może też wynikać z braku dialogu między ludźmi, z niewyjaśniania sytuacji trudnych, zranień. Z tego, że ludzie się na siebie obrażają, nie mówią wprost o co im chodzi. Generalnie jeśli ludzie się kochają (a miłość to pragnienie dobra dla drugiego człowieka) to będą dążyli do zrozumienia siebie nawzajem i do dbania o to, by im nawzajem było w związku dobrze. Wiec jeśli jedna osoba czuje się samotna musi to wyjaśnić z drugą, powiedzieć o tym wprost i oboje muszą znaleźć przyczyny i rozwiązanie sytuacji. To tak w skrócie. Może pomogą Ci też te artykuły: [zobacz], [zobacz], [zobacz]
. Z Bogiem!

  Klaudia, 17 lat
2231
05.04.2008  
Czemu niektorzy ludzie czasem nie ciesza sie z tego co maja.. i nie dostrzegaja piekna, ktore jest wszedzie tam gdzie sa oni?

* * * * *

Różne są tego przyczyny. Może są przybici wydarzeniami, które ich spotkały, może mają depresję, są zgorzkniali lub chorzy. Może też być tak, że od dawna tkwią w grzechach ciężkich, nie przystępują do sakramentów i nie umacnia ich łaska. Z obciążonym sumieniem ciężko normalnie żyć, nawet jeśli grzechy spychamy głęboko w podświadomość. Dlatego podstawowa sprawa to pojednanie się z Bogiem. A pozostałe przyczyny są takie jak napisałam wyżej. Z Bogiem!

  mielikki, 21 lat
2230
04.04.2008  
W jednej z odpowiedzi przeczytałam, że zachowując czystość para nie będzie bała się m.in. spowiedzi przedślubnej. I właśnie - jaka to spowiedź? Taka jak każda? Spowiadamy się z czasu od ostatniej spowiedzi, czy raczej z okresu bycia razem, czy jeszcze inaczej? Jak się do niej przygotować? Pozdrawiam.

* * * * *

Jeśli się zachowuje czystość tzn. nie współżyje się przed ślubem i nie dopuszcza się innych działań nieczystych to nie boimy się po prostu wyznać takich grzechów bo ich nie mamy. Grzechy natury seksualnej budzą chyba największe emocje przy konfesjonale, bo wiąże się z nimi wstyd większy niż przy innych - dotyczą przecież naszej najintymniejszej sfery.
I o to mi chodziło gdy pisałam, że zachowując czystość nie boimy się spowiedzi przedślubnej.
Natomiast sama spowiedź przedślubna to normalna spowiedź - tylko przed ślubem. Niektórzy zalecają, żeby to była spowiedź generalna np. z całego życia ale nie jest to konieczne ani wymagane. Z Bogiem!

  magda, 24 lat
2229
03.04.2008  
Witam ponownie(pyt 1179, 607). Piszę do pani bo już nie wiem co robić. Okropnie doskiwera mi to że nie mam jeszcze chłopaka a mam już 24 lata. Próbowałam nawiazywać kontakty chłopakami ale różnie to wychodziło. Bolim mnie to tym bardziej, że co rusz słyszę że moja przyjaciółka lubm znajoma zaręczyła sie lub wzięła ślub. Nie chcę do końca życia być sama. Chciałabym mieć kochającego męża, dzieci. Może coś jest z3 mną nie tak? Sama już nie wiem. proszę o pomoc.

* * * * *

Wiem co czujesz, do 26. roku życia byłam sama. Zapewnim Cię, że wszystko jest z Tobą w porządku. Nie wiem dlaczego jeszcze musisz czekać, być może Bóg ma dla Ciebie kogoś wyjątkowego, ale ten ktoś jeszcze nie mieszka w Twojej miejscowości, a może nie jest jeszcze gotowy na związek i gdybyście się teraz poznali to wszystko by się rozleciało? Być może Ty masz jeszcze coś zrobić zanim z kimś będziesz? Rozumiem, że Cię to boli, to zupełnie zrozumiałe. Może spróbujesz zatem wpisać się tutaj: [zobacz]
Polecam też ten artykuł: [zobacz]
Módl się, by Bóg dał Ci dobrego męża, by zabrał to cierpienie, by dał Ci pokój i pewność, że się doczekasz. Proś o znak. Może zaczniesz odprawiać w tej intencji jakieś specjalne nabożeństwo np. Nowennę do matki Bożej Nieustającej Pomocy? Chyba jest w każdej parafii, w środy. Trzymaj się mocno, ja wierzę, że niedługo kogoś poznasz. Z Bogiem!

  Justyna, 23 lat
2228
02.04.2008  
Szczęść Boże. Już raz mi Pani pomogła, więc ośmielam się kolejny raz prosić o pomoc, dobre slowo. Od ponad 1,5 roku znam Marcela. Poznaliśmy się na portalu internetowym. Kiedyś mnie zawiódł - nie przyszedł na spotkanie, ale wybaczylam, bo twierdził, ze nie jest gotowy, żeby znowu się z kimś spotykać. Został bardzo zraniony przez inną kobietę, z która był. Rozumiałam. Któregoś dnia jednak zakomunikował mi, że jakaś dziewczyna zaczepiła go na ulicy i że już nie musi szukać. Mimo, ze na początku mi się nie podobał, to ukłuło mnie to w sercu, po czym straciliśmy kontakt na jakieś pół roku. Gdy go odnowiliśmy z mojej inicjatywy, nasze rozmowy z biegiem czasu stawały się bardziej zabarwione flirtem, żartami, droczeniem, przedrzeźnianiem, ale były tematy w których się świetnie rozumieliśmy i uzupełnialiśmy. Poznaliśmy swoje charaktery. Spodobal mi się i jego charakter i jego wygląd (wstawił nowe zdjęcie). Ja jemu od początku się podobałam. Postanowiliśmy się spotkać. Obiecał, że tym razem mneinei zawiedzie i tak się stało. Spotkanie było cudowne. Po nim napisał mi że się we mnie zakochał. Spędziliśmy razem też walentynki, zakończone buziakiem w policzek, nie chciałam psuć tego co było, a było cudownie. Po nich jednak rozmawialiśmy już coraz rzadziej co było spowodowane jego dodatkową pracą, ponadto opieka nad mlodszym bratem graczem piłki nożnej, wyjazdy z nim na mecze, został też kierownikiem tej drużyny. Zawsze go wspierałam i cieszyłam się, ze mu się udaje, byłam z niego dumna, a on pokazywał na każdym kroku, ze też nie jestem mu obojętna. Jednak od tamtego czasu nasze rozmowy stały się rzadsze. Obecnie rozmawiamy ze sobą średnio raz na 1,5 tygodnia, podczas gdy wczesniej rozmawialismy codziennie. Kiedy go nei było zrozmialam, ze jest dla mnie ważny. Napisałam mu o tym. On czuje to samo, ale jest jeden problem - ma brak czasu, a praca jest dla niego ważna. Śpi tylko 4 godziny na dobę. Chciałabym go wspierać, być przy nim ale wciąż praca jest wazniejsza? Jak postąpić?

* * * * *

No dobrze, ale co z tą dziewczyną, która go na ulicy zaczepiła? Rozumiem, że gdy zdecydował się z Tobą spotkać to już z nią nie był, tak? A może nie?
Czy masz pewność, że jest szczery? Że mówi prawdę o swoim życiu? Że nikogo nei ma? Jeśli jesteś pewna to mogę poradzić Ci jedno: domagaj się częstych spotkań w realu. Zapewniam Cię, że jak chłopakowi na dziewczynie zalezy, jak mu się podoba a jak już się zakocha (!) to żaden mecz nie będzie ważniejszy. Oczywiście nie chodzi o to, by rezygnował z meczu czy pracy, bo naturalnie nie, ale o to, by tak się postarał, by wygospodarował czas dla Ciebie. Inaczej wszystkie wyznania to będą tylko puste słowa. Jeśli jesteś dla niego ważna to niech pokaże to swoim działaniem. I muszą to być realne spotkania - choć raz na 2 tygodnie, nie mówiąc o normalym codziennym kontakcie przez telefon, internet itp. Nie można budować związku rozmawiając przez gg raz na 1,5 tygodnia. Żaden brak czasu nie jest tu wytłumaczeniem. Jak kogoś kochamy to myślimy o nim, o tym co robi, jak sobie radzi, czy nie potrzebuje pomocy. Nie wyobrażam sobie, by się sobą nie interesować. Musicie się spotkać i porozmawiać. Jak jego zdaniem ma wyglądać Wasz związek, kim dla niego jesteś? Jak będę wyglądały kontakty i spotkania. Bo jeśli jego praca jest ważniejsza to masz gotową odpowiedź. Mnie to na razie wygląda na słomiany zapał z jego strony, ot, zachycił się dziewczyną, emocje zadziałały, było przyjemnie, ale jak to wymaga wysiłku to już się wycofuje. Tak nie może być. Przez internet można się zapoznać, ale nie da się poznać i budować związku. Proszę przecytaj odp nr: 59, 118, 1072 i porozmawiaj z nim. Konkretnie, bo musisz wiedzieć na czym stoisz. Odwagi, z Bogiem!

  Tomasz, 23 lat
2227
02.04.2008  
Mam takie pytanie.... Jak nauczyc sie trwac przy osobie, w której sie zakochało gdy ten stan przemija gdy juz nie czuc tych przyjemnych uczuc z a zaczyna rodzic sie cos innego... czy to juz tylko nasza wola odpowiada za to, by z TA osobą zbudować coś trwałego?

* * * * *

Jeśli opadają emocje, zaczyna się etap prawdziwej miłości. Tzn. może się zacząć gdy tego zechcemy, gdy prócz emocji i uczuć jakąś wartość w tej osobie widzimy. Wtedy trwamy przy niej decyzją woli i zaczyna się najlepszy okres znajomości - właśnie miłość. Decyduje o tym nasza wola, nasze działanie - dbanie o tą znajomość no i pomoc Boża. Proszę przeczytaj na ten temat tutaj: [zobacz] i te odpowiedzi: 15, 906, 13, 19, 728, 1086. 255, 498, 566 ,773. I módlcie się za siebie nawzajem oraz o rozeznanie woli Bożej względem Was.
Z Bogiem!

  Ania, ponad 25 lat
2226
01.04.2008  
Chciałabym zapytać, jak Pani uważa, po jakim czasie od poznania kogoś można się zaręczyć i po jakim czasie - pobrać się?
Czy pół roku to nie za krótko?
Wiem, że to zależy od sytuacji, ale w pewnym wieku chyba już nie ma czasu na kilkuletnie "chodzenie ze sobą".
Dziękuję.


* * * * *

Pół roku to nie jest dużo czasu. Tak jak pisałam w poprzednim pytaniu - aby podjąć tak ważną decyzję o byciu z kimś całe życie trzeba się po prostu dobrze poznać, by mieć świadomość z kim się wiążemy. Aby nie było rozczarowań i pretensji, że ktoś przed ślubem był inną osobą. Bo gdy kogoś poznajemy to poniekąd na początku jestesmy troszkę sztuczni - tak bardzo chcemy dobrze wypaść. I dlatego tu jest potrzebny czas - by zobaczyć się w różnych sytuacjach, poznać swoje rodziny, znajomych. Porozmawiać na wszelkie możliwe tematy. Małżeństwo to trudne wyzwanie, zbyt trudne, by ryzykować zawarcie go z kimkolwiek. Oczywiście nie ma konkretnych wyznaczników czasowych, ale zalecane jest roczne narzeczeństwo. Przed tym naturalnie czas chodzenia ze sobą - taki byście byli pewni, że chcecie się zaręczyć. Zależy on też od częstotliwości spotykania się, ilości spędzanego czasu itp. To prawda, że zwykle jest tak, że im ludzie młodsi tym dłużej ze sobą chodzą, im starsi - krócej. Ale to też wynika z dojrzałości. Starsi ludzie mają światopogląd ukształtowany, stabilną sytuację choćby materialną, potrafią zapewnić sobie nawzajem poczucie bezpieczeństwa. Dlatego szybciej się "dogadają". Ale wiek 25 lat nie jest wiekiem w którym nie ma czasu na "chodzenie ze sobą". Taki czas musi być zawsze, niezależnie od wieku. Nie kilka lat może ale jakiś stosowny okres czasu. Przeczytaj też proszę te artykuły: [zobacz], [zobacz], [zobacz] i te odp : 78, 89, 106,192, 271, 390, 728, 1021, 1050, 1059, 1278, 1309, 1407, 1728.
Zapraszam też na "Wieczory dla zakochanych" -wspaniały kurs przedślubny, nietypowy ale taki na którym jeszcze lepiej się poznacie i porozmawiacie ze sobą na wszelkie tematy. Szczegóły tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl

  Paweł, 25 lat
2225
01.04.2008  
Witam mam takie pytanie może to trochę dziecinne ale spytam się skończyłem w zeszłym roku studia jestem już po wykształceniu , ale nigdy nie miałem dziewczyny czy mam jeszcze szanse na miłość chłopaka i dziewczyny nie neguje małżeństwa chciałbym kiedyś ( za kilka lat) wziąć ślub ale na razie chciałbym się nacieszyć dziewczyną czy to możliwe bym miał taki związek czy teraz to został mi już tylko szybki ślub.

* * * * *

Jak jeszcze nie masz dziewczyny to w jaki sposób masz wziąć szybki ślub? Z kimkolwiek? Bez miłości i poznania się? Przecież to naturalne, że miłość ma etapy. Jest zakochanie, jest miłość prawdziwa, jest decyzja o ślubie, narzeczeństwo i małżeństwo. Absolutnie nie jest tak, że jak masz 25 lat to od razu masz się żenić. W żadnym wieku nie powinno się podejmować pochopnych decyzji. Z moim mężem zczęliśby być ze sobą gdy miałam 27 lat i do ślubu minęły prawie 3 lata. Nie spieszyliśmy się za bardzo, bo wiedzieliśmy, że aby zdecydować się być ze sobą do końca życia trzeba mieć świadomość tego z kim się wiążemy, trzeba naprawdę dobrze się poznać, zobaczyć w różnych sytuacjach, poznać swoje rodziny, znajomych. To naturalne. Swój związek budowaliśmy powoli i świadomie.
Drogi Pawle! Bez stresu. Poznaj kogoś, zacznijcie się spotykać, poznawajcie się i dopiero podejmujcie decyzje. Oczywiście mam nadzieję, że nie chodzi Ci o samo chodzenie dla chodzenia z dziewczyną - bez żadnych zobowiązań, bo na każdą dziewczynę należy patrzeć pod kątem ewentualnej przyszłej żony. Natutralnie nie z każdym stworzymy małżeństwo, ale chodzi o to, by kogoś traktować poważnie, licząc się z taką możliwością, a nie bawić czyimiś uczuciami. Polecam też te artyukuły: [zobacz], [zobacz], [zobacz]
Z Bogiem!

  Asia, 16 lat
2224
30.03.2008  
Kilka miesięcy temu spotkałam chłopaka... gdy go zauwarzyłam po raz pierwszy bardzo mi sie spodobal fizycznie, ale nic wiecej... Powiedziałam o tym przyjaciółce i... zaczęła się "akcja"! Moja psiapsióła zdobyla dla mnie jego gg. Na początku nic nie pisałam, uznałam, że to nie ma żadnego sensu... ale pewnego dnia przypadkiem wysłałam mu wiadomość i tak się zaczęło! Piszemy ze sobą juz ponad 7 miesięcy, ale niestety tylko piszemy... Chodzimy do jednej szkoły więc często go widuję, ale nie mam odwagi mawet podejść i zagadać :( nasze relacje ograniczają się jedynie do "cześć" i nieustannej wymiany uśmiechów... Wiem, że naprawdę kocham tego chłopaka! Zdążyłam go poznać przez te kilka miesięcy pisania. On jest raczej skryty, stara się nie ujawniać swoich uczuć, ale przedemną potrafi się otworzyć... Niestety on niedługo kończy szkołę :( idzie na studia, naszczeście wybrał uczelnie niedaleko miejscowości w której mieszkamy :) Jak już wyżej pisałam kocham tego chłopaka, ale nie wiem czy on mnie tez kocha. Nie moge zapytać go o to wprost- nie mam odwagi... Ciągle proszę Boga o to, aby on odwzajemnił moje uczucie, a jesli to nie bedzie mozliwe to żeby chociaż on był szczęśliwy z kimś innym, ale czy jest sens nadal to robić? Czy jest sens walczyć o to uczucie?

* * * * *

Przede wszystkim jest sens się poznać w realu, bo tak naprawdę to Wy się nie znacie. Nie da się kochać kogoś przez internet, bo kochasz nie jego ale swoje wyobrażenia o nim, kochasz obraz chłopaka jaki wyłania się z tych listów a nie żywą osobę. Skąd wiesz czy to jest prawda? Proszę przeczytaj od nr: 59, 118, 1072, 441, 868 o miłości przez interenet i o zakochaniu się w wyobrażeniach. Dla mnie podejrzane jest to, że on nigdy nie wyszedł z inicjatywą wobec Ciebie. Jeśli mu się podobasz, jeśli z Tobą pisze to w czym problem? Oczywiście, żeby się przekonać to możesz któregoś dnia podejść do niego i zagadać. Ale miłości broń Boże nie wyznawaj, bo to się źle skończy, pisałam o tym w tym artykule: [zobacz]
7 miesięcy to naprawdę dużo czasu i szkoda, że wcześniej nic nie zrobiliście w tej sprawie. Zaryzykuj i porozmawiaj. Albo czar pryśnie albo nawiążecie realny kontakt. W każdym razie będziesz wiedziała na czym stoisz. Powodzenia, z Bogiem!

  taka jedna, 18 lat
2223
29.03.2008  
Nie rozumiem jednego chlopaka. Poznalam go przed swietami Bozego Narodzenia. Chodzimy do tej samej szkoly, mowil mi ze od kad jestem w szkole to mnie zauwazyl. Dopiero na poczatku drugiej klasy zauwazylam ze sie na mnie patrzy - ale to nie wazne. No wiec, teraz jestesmy jak przyjaciele, jezdzimy razem do szkoly i ze szkoly. Rozumiemy sie praktycznie bez slow, mamy takie same poglady na wiekszosci spraw. No i oboje mamy swoje drugie polowki. Nigdy jej nie poznalam, ale duzo mi opowiada o swojej dziewczynie i widac ze ja kocha. Kurcze chodzi mi o to ze on chcialby sie czasem do mnie przytulic, dotknac mnie i tak dalej... no i wlasnie tego nie rozumiem:(... ma dziewczyne a do mnie sie zbliza. Wiem ze pewnie przytulenie to nic takiego ale ja mam jakas blokade w sobie i nie potrafie sie do mniego przytulic, chociaz czasem mam ochote. Mowil mi czasem ze mu tego brakuje i widzi ze mi tez, ale czuje ze to chyba nie tylko o to chodzi. Kiedys zaczelam ten temat z nim i niby cos zaczal mowic ale szybko zakonczyl i juz potem mowil ze nie wazne. A dodam jeszcze ze jego dziewczyna mieszka daleko i widzi sie z nia raz na dwa tyg, a ja mam chlopaka ktory jest bardzo daleko i dopiero za 4 miesiace go zobacze:(... Przeprasza pewnie troche mieszam ale juz tak mam, w tej sparwie mam niepoukladane mysli. Poprostu nie wiem co mam o tym myslec, nie wiem jak sie zachowac, co mam mowic...

* * * * *

A czego Ty chcesz? Jesteś szczęśliwa ze swoim chłopakiem, kochasz go? Jeśli tak to postaw wyraźną granicę między sobą a tym chłopakiem, bo narobisz sobie poważnych problemów. Nie jest normalne przytulanie się do koleżanki gdy ma się dziewczynę. A jeśli on nie jest z nią szczęśliwy to niech zakończy tamten związek. Nie można grać na dwa fronty, bo to jest nieuczciwe i jest po prostu rodzajem duchowej zdrady. Czy Ty byś była szczęśliwa, gdyby Twój chłopak przytulał się do jakiejś dziewczyny w autobusie? Jak byś się czuła? To, że rzadko widzisz się z chłopakiem a on z dziewczyną nie am tu nic do rzeczy. Oczywiście, miłość na odległośc jest trudna, pisałam o tym w odp nr: 97, 120, 112, 132, 278, 620, 864, 2121 ale jeśli ktoś się na nią zdecydował to powinien zachowywać się uczciwie. A jeśli stwierdzi, że mu to nie odpowiada to najpierw porządkuje swoje sprawy, kończy ten związek i dopiero może próbowac być z kimś innym. Inaczej to jest zwyczajnie nieuczciwe. Spytaj siebie czego chesz, co czujesz w stosunku do Twojego chłopaka, czy chcesz z nim być. Powiedz wprost koledze, że to co robi nie jest w porządku wobec jego dziewczyny (i zresztą Twojego chłopaka też) i że nie chcesz być przyczyną rozpadu ich związku. Powiedz, żeby się określił. I na żadne przytulania ani dotykanie nie pozwalaj. Przecież on nie może po prostu zaspakajać swoich potrzeb emocjonalno-cielesnych Twoim kosztem. Bo kim Ty dla niego jesteś? Trochę szacunku. Najpierw kończy się jedno, potem zaczyna drugie. Musisz być twarda i żądać konkretów. Z Bogiem!

  a, 19 lat
2222
28.03.2008  
Mój chłopak zawsze bardzo mi imponował. Był taki zdolny, dobrze się uczył, miał ogromną wiedzę. Gdy się poznawaliśmy chciałam mu zaimponować, by nie myślał że jestem taka przeciętna, ale choć trochę na niego zasługuję. I tak go przekonywałam, że dzisiaj nie umiemy rozmawiać o naszych sukcesach, o maturze, że dzisiaj ma poczucie że powinnam mieć kogoś mądrzejszego, kto na pewno dostanie się na studia, kogoś kto będzie tak zdolny jak ja. Moim postępowaniem sprawiłam że mój chłopak żyje w poczuciu że jest gorszy ode mnie, czy od niektórych swoich kolegów. Ja nadal bardzo w niego wierzę i cały czas imponuje mi. Uważam że jego poczucie jest bezpodstawne. Nie zachowuję się już tak, nie staram się udowadniać że jestem wyjątkowa. Nie wiem co mam zrobić, jak mu pomóc, by nie czuł się gorszy. By poczuł się takim, jakiego ja go widzę (i inni również ) zdolnym, pracowitym i mającym ogromne możliwości, a przede wszystkim wyjątkowym. Chciałabym, byśmy znów tak jak rok temu, gdy dopiero się poznawaliśmy umieli rozmawiać o wszystkim, a nie przemilczali wiele tematów, które dla nas obojga są ważne. Czuję, że przez moje zachowanie on cierpi. Bardzo zależy nam obojgu, by rozwiązać ten problem. Wierzę, że TO co jest między nami To właśnie Miłość!

* * * * *

Chwal go za to co robi. Po prostu. Przeczytaj proszę te artykuły: [zobacz], [zobacz]

Tam pisałam czego oczekuje mężczyzna. Widzisz bardzo ważne jest by pokazać swoją prawdziwą twarz, by nie grać. Bo wiążemy się z realnym człowiekiem a nie z ideałem. Nakładanie maski powoduje, że ktoś odbiera nas tak, jak sami siebie określamy. A to nie wychodzi na dobre bo ile można grać? Całe życie? I po co?
Nie powinnaś też mówić, że musiałaś pokazać, że zasługujesz na niego. A co to znaczy? Czy on robi Ci łaskę, że z Tobą jest? Jeśli chciał być z Tobą to nie musiałaś się wykazywać i udowadniać, że na to zasługujesz. Nie kocha się za coś. Nie można robić takich błędów. Teraz musisz po prostu poważnie z nim porozmwiać, powiedzieć jak było. Być sobą, zachowyuwać się naturalnie. No i dowartościowywać go. Powodzenia, z Bogiem!

  Karolina, 18 lat
2221
28.03.2008  
Witam!
Około miesiąc temu moja najlepsza przyjaciółka przedstawiła mi swojego chłopaka. Od razu sie polubiliśmy. A. mówi nawet, że on mnie "uwielbia", i że chce do mnie z nią przychodzić. Wyciągnął od A. mój numer gg, bo bardzo lubi ze mną rozmawiać. Problem w tym, że ja coś do niego poczułam. Nie chcę niszczyć ich związku walcząc o niego; wole mieć dwoje przyjaciół niż chłopaka i przyjaciółkę, dla której stałabym się wrogiem numer 1, ale też strasznie się męczę, kiedy on lub ona zwirzają mi się, jak bardzo jedno drugiego kocha. To strasznie boli. Nie zamierzam zwierzać się im z tego uczucia. Chcę ich szczęścia, choć wiem ile to szczęście mnie kosztuje. Pocieszający jest fakt, że tego chłapaka widuję dość rzadko. Mieszka 30 km od naszego miasta. Jutro idę na 18-stkę A. i on tam będzie. Boję się jak zareaguje, boję się, że nie dam sobie z tym rady. Jak mam zagłuszyć swoje uczucia do niego?? Co mam zrobić, żeby patrzeć na niego tylko jak na kumpla? Modlę się za nich, żeby im się dobrze wiodło. Jednocześnie proszę Boga przez Maryję, żeby pomógł mi uporać się z tym uczuciem. Jednak co JA mogę dla siebie zrobić?? Proszę o odpwiedź. (czytałam wszystkie pytania i odpowiedzi na ten temat) Pozdrawiam.


* * * * *

Masz całkowitą rację. I nie musisz się katować patrząc na ich szczęście. Powiedz koleżance kategorycznie (a jak trzeba to jej chłopakowi też), że nie chcesz im przeszkadzać, nie chcesz mieć nic z nim wspólnego, bo wiesz jak różnie ludzie reagują i jakie mogą być ploty. Nie musisz uczestniczyć we wspólnych spotkaniach i poproś koleżankę, byście się spotykały same, bo Ty się jakoś krępujesz zwierzać w obecności chłopaka. Jak ona Ci się będzie zwierzać i będzi Ci przykro to powiedz, że nie chcesz by Ci to mówiła bo sama nie masz chłopaka i jest Ci bardzo przykro. Powinna zrozumieć i uszanować.Na gg nie odpisuj ani nie odpowiadaj na inny kontakt z nim i powiedz wprsot to samo co koleżance. Nie podtrzymuj kontaktu. A sam przeczytaj odp nr: 80, 526, 653, 825 o tym jak zapomnieć. Masz rację. Módl się, by Bóg zabrał Ci to uczucie i pozwolił spotkać prawdziwą miłość. Z Bogiem!

  zmartwiona, 19 lat
2220
28.03.2008  
Piszę w sprawie mojej przyjaciółki.
Nie umiem jest pomóc.
Jej problem jest złożony i myślę, że zakorzeniony w tym, że z jej ojca jest po prostu kawał drania, swoją córkę i żonę traktuje okropnie.
Moja przyjaciółka miała kiedyś chłopaka (współżyli), związek się rozpadł, w między czasie miała dwóch chłopaków. Jakiś czas temu poznała chłopaka przez internet, spotkali się, od dwóch miesięcy są razem. A właściwie to chyba właśnie dziś się rozstali. Jej bardzo zależy na nim, martwi się tez o niego. Dodam jeszcze, że jest on byłym narkomanem... Jest na lekach... Jedną nogą tkwi jeszcze w starym związku. Na dodatek moja przyjaciółka choć już to przerabiała z jednym chłopakiem, spała z nim. Dla mnie to nie do pojęcia, ale z drugiej strony wiem, że ona nie robi tego też tak jakoś z przekonania, powiedziała że czuję się teraz jak szmata... Dla mnie to wszystko nie do pojęcia. Ale chciałabym ją jakoś zrozumieć, jakoś jej pomóc. Wiem, że pewnie działa w niej jakaś silna potrzeba miłości i czułości i wydaje się jej, że osiągnie to wiążąc się z kolejnymi chłopakami. Wiem, że to nie do końca jej wola tylko coś zakorzenione w jej psychice. Martwię się o nią, nie radzi sobie. Życzę jej prawdziwej miłości, ale boję się, że każdy jej związek będzie wyglądał podobnie... Na dodatek nie ma żadnego wsparcia w rodzinie, ojciec mówi, że jak przez któregoś chłopaka nie skończy studiów to zabije jego, a potem ją... Nawet jeśli to tylko słowa to... Po za tym znów odezwał się były chłopak (chodzą do jednej klasy), że on ją kocha naprawdę, że chciałby się oświadczyć... Jednocześnie kręci z inną dziewczyną.
Moja przyjaciółka pyta mnie jak ma żyć, po co żyć w takiej rzeczywistości. Nie wiem co mam jej odpowiadać, jak pomóc. Znamy się od 16 lat, ale naprawdę nie potrafię pomóc. Ogólnie mądra i kochana z niej dziewczyna, a w takie coś wdepnęła. Ona odsunęła się też od kościoła, mówi że z modlitwą też ma trudności.
Martwię się bardzo. Wiem, że to wszystko brzmi jak jakaś ponura bajka, ale to prawda


* * * * *

Przykra sprawa. Na pewno wiele problemów wynika z sytuacji w domu, dlatego poleć jej te odp: 468, 484, 520, 600, 699, 1985 oraz o związku z narkonamem: 350, 686, 1061, 1312, 1362, 1522, 1535 . Jednocześnie ona przecież wie, że takie związki nie popłacają, że nic dobrego z nich nie ma. Jeśli już rozstała się z tym chłopakiem to niech nie wraca do niego ani do tamtego. Uświadom jej, że ten chłopak jest z kimś innym. Pytasz po co żyć w takiej rzeczywistości. Tak, to prawda, jest ciężko. Ale nie może dokładać sobie cierpienia ani powielać zachowania rodziców. Na pewno z modlitwą ma problemy, bo zerwała z zasadami. Jeśli znasz mądrego księdza z którym mogłaby porozmawiać to poleć jej go. Nie musi to być spowiedź, wystarczy rozmowa. Zajrzyj też na tą stronę: www.spch.pl, może wizyta u psychologa? Jeśli jej ojciec jest alkoholikiem potrzebna jest terapia dla Dorosłych Dzieci Alkoholików - zapytaj w parafii. Wspieraj koleżankę, odradzaj złe wybory, namów na wizytę u psychologa lub terapię. I módl się za nią. Tak możesz jej pomóc. Z Bogiem!

  zagubiona, 20 lat
2219
27.03.2008  
znam człowieka od ponad 2 lat...od pierwszego dnia wiedzialam ze jest w seminarium i ze ma zostac kapłanem... bardzo duzo sobie na wzajem pomagalismy, az zostalismy przyjaciółmi... od jakiegos czasu on zaczal nazywac mnie swoim skarbem, zaslaniajac sie przyjaznia...podczas jednej z wizyt, gdyz bywal u mnie w domu bo jest przyjacielem rodziny, zaczelismy sie namietnie calowac....nastepnie byl czuly masaz... dobrze mi z nim bylo i jemu ze mna tez jednak wiem ze przyjemnosc nie jest najwazniejsza... po tym incydencje oboje stwierdzilismy ze ograniczamy kontakt do koniecznego minimum, jednak długo nie wytrzymaliśmy... znowu zaczelismy pisac... az wczoraj doszlo do tego ze wyznal mi milosc...tez jestem zaangazowana emocjonalnie... ja osobiscie bardzo go lubie, duzo mu zawdzieczam, ale tez czesto o nim mysle...cos nie daje mi zapomniec... probowalismy zerwania kontaktu ale to wraca... jest mi bardzo bliski i ja jemu tez o czym otwarcie mi powiedzial... jest mi ciezko gdyz zapytalam go co z tym zrobimy to stwierdzil ze zostanie jak jest... czuje sie co najmniej dziwnie...nie wiem co robic bo czlowiek nadal podaza droga ku kaplanstwu a ja jestem zagubiona... czytalam arty o milosci do duchownych jednak nadal nie wiem co robic...z gory dziekuje. prosze o pilna pomoc....

* * * * *

No to pilnie poczytaj odp nr: 10, 29, 157, 364,523, 644, 940 a zwłaszcza odp nr: 381 o tym co wynika z byciu dziewczyną kleryka.
Moja Droga! Dlaczego dałaś się tak nabrać? Dlaczego pozwalasz się tak ranić? Czy sądzisz, że to jest z pożytkiem dla Ciebie i niego? On ma rozdwojenie jaźni i ponosi odpowiedzialność za bałamucenie Ciebie, ciekawe czy się z tego spowiada? Nie, wcale nie chcę powiedzieć, że jesteś winna. A jeśli już to wobec siebie: że pozwalasz się ranić! Koniecznie zażądaj od niego wyraźnej, ostatecznej deklaracji: Ty albo seminarium. Definitywnej! Czy nie widzisz, że on dwie sroki za ogon łapie, a Tobie zamyka drogę do prawdziwej miłości? Co to znaczy, że "tak zostanie"? Chce powiększyc grono kapłanów mających kobietę na boku a Ciebie narazić na plotki i oszczerstwa? Kim dla niego jesteś i jak zamierza Cię nazywać? Bo jeśli nie żoną to kim? Kochanką? Obudź się, obudź i zażądaj od faceta, by był facetem i poodjął decyzję. Bo jak on nie podejmie to przełożeni podejmą za niego a wtedy nie będzie to przyjemne. Ratuj siebie. Zasłużyłaś na normalnego faceta, który wie czego chce i który będzie Cię szanował. Bo to jest na razie brak szacunku - nie szanuje Twojej reputacji, uczuć (tak, skoro jemu jest dobrze, a nie może Tobie nic obiecać ze swej strony), Twojego czasu. Wiem, że Ci ciężko ale Ty musisz wiedzieć na czym stoisz. Jak Cię kocha - występuje, jak zamierza być księdzem - zero kontaktu. Naprawdę, to jedyna droga! Musisz tego zażądać. Z Bogiem!

  Marcin, 28 lat
2218
27.03.2008  
Witam serdecznie i dziękuje za odpowiedź 2193. Tak się składa, że Anny (tak ma na imię, Piękne imię) nigdy nie okłamałem, w jakiej jestem sytuacji. Zawsze mówiłem prawdę 00 i chcę, aby tak było zawsze. Nie chce jej okłamywać. Anna zna całą sytuację i też bardzo pragnie być ze mną a ja bardzo pragnę być z nią. Bardzo. Będę się starał o unieważnienie ślubu kościelnego. Zamierzam opisać wszystko tak jak czuje i jaka jest prawda. Sprawa wiary nie jest mi oraz Annie obojętna. Zamierzam zrobić wszystko, aby być z Anną i powiedzieć jej sakramentalne TAK w pełni świadomej i prawdziwej przysiędze małżeńskiej. Wierzę głęboko, że wszystko się uda i Bóg jest również ze mną. Może wyda się to dla niektórych dziwne, ale tak czuję. Wiem, że jest z nami w każdej naszej decyzji i to On pomaga mi podejmować decyzję i pomaga prowadzić przez życie. Co do odpowiedzi 1100 i 1034 to po części się zgodzę. Bardzo chciałem ratować nasze małżeństwo, ale jak mówiłem o jakiś spotkaniach to moja żona mówiła, że jestem nie normalny i powinienem się leczyć. Wiem, że po mojej śmierci to Bóg mnie będzie rozgrzeszał i On mi wystawi świadectwo mojej wiary a nie ludzie, którzy są na ziemi. Będę go prosił o to, aby dalej mnie prowadził przez życie. Dziękuję za te stronę. Z Bogiem.

* * * * *

Marcin życzę Ci decyzji słusznych a nie wygodnych. Wiesz co mam na myśli. Idź do kurii, popytaj, tylko nastaw się, że to może potrwać ze 3 lata - z niepewnym skutkiem. Czy jesteś w stanie czekać Ty i ta dziewczyna? A jak stosunki z dzieckiem? Ustaliliście co by było z dzieckiem gdybyście mogli wziąć ślub? Bo przecież wiesz, że to dziecko zawsze będzie Twoje i Ty zawsze będziesz jego ojcem a ona? Co na to? Czy zdaje sobie sprawę jak będą wyglądały święta, jego urodziny, komunia? Będzie w stanie być tam z Tobą, będzie akceptowała, że Ty tam jesteś? Pogodzi się, że dziecko może jej nie akceptować lub nawet nienawidzić? Będzie w stanie znieść ewentualne pretensje Twojej żony? Mój Drogi, musisz być bardzo szczery z tą dziewczyną. Bo ona nie jest świadoma wielu rzeczy, bo nigdy w małżeństwie nie była. A potem rzeczywistośc może ją przerosnąć i będziecie rozczarowani oboje. Ale: na razie to gdybanie. Nie podejmuj żadnych decyzji zanim nie pójdziesz do kurii. I weź pod uwagę wariant, że jednak nie będzie stwierdzenia nieważności. I co w tej sytuacji? Polecam Ci też ten tekst, bo widzę, że w w poprzedniej odpowiedzi link się nie wkleił: [zobacz]. To odnośnie nieczystości przed ślubem i wpływu na poznawanie siebie. Przeczytaj uważnie. I rozmawiaj z Jezusem, musisz wykrzyczeć to wszystko i usłyszeć PRAWDZIWĄ odpowiedź. Tu chodzi o całe życie: Twoje, tej dziewczyny, Twojej żony i dziecka. 4 osoby są zależne od Twojej decyzji. To bardzo poważna sprawa. Bądź prawdziwym mężczyzną i podejmij odpowiedzialną decyzję! Z Bogiem!

  Piotr, 17 lat
2217
27.03.2008  
Witam. Jestem ze swoją dziewczyną już ponad miesiąc... Wiem, że to krótko, ale bardzo się w Niej zakochałem i ciągle nie mogę przestać o niej myśleć. Mój problem polega na tym, że Ona za nim mnie poznała była bardzo zakochana w chłopaku, który w ogóle nie zwracał na nią uwagi i nadal nie zwraca, tylko gadają ze sobą od czasu do czasu... Któregoś dnia ona do mnie napisała i zaczęliśmy ze sobą pisać ponad miesiąc i widzieliśmy się nie raz przez co bardzo się w sobie zakochaliśmy (wypisaliśmy w 1,5 m-ca około 1500 smsów) teraz nie dawno podczas przerwy świątecznej przestała do mnie w ogóle pisać ;/ zaniepokoiłem się, ale ja nadal do niej pisałem, a ona mnie spłaszała w smsach, że poszła spać, przeprasza... i cała rozmowa... 3 dni temu jakoś udało mi się z nią nawiązać kontakt i napisałem jej dla czego ma dołka i nic nie pisze, aby mi napisała co się stało... a ona napisała, że mnie przeprasza ale to jest sytuacja która mogła by mnie zranić i woli to sama przecierpieć, ale ja na siłe chciałem się dowiedzieć co się stało, aż mi napisała, że ostatnio odezwał się do niej ten chłopak którego tak bardzo kiedyś kochała i wymienili ze sobą kilka smsów i zawsze na niego się patrzy w szkole na przerwach... ja to zrozumiałem i powiedziałem sobie, że jeśli do tego dojdzie to będę ją wspierał bo miłość jest ważna a mnie zależy na jej szczęściu, jak nie ze mną to z nim, ale doszło do tego, że ona napisała że on to przeszłość, że chce być tylko ze mną i że przeprasza mnie za to że mnie omijała... Ucieszyło mnie to, ale następnego dnia w ogóle nic do mnie nie pisała, ani nie odpisywała, jak się spotkaliśmy to niby było dobrze, ale troche mnie zlewała a pod wieczór jak jej napisałem że jest ze mną nieszczera i nie szczęśliwa, to ona zmieniała temat i omijała tą rozmowę i pisała że jest wszystko ok. i dzisiaj też nic do mnie nie piszę ani nie odpisuje ;/;/ Wydaje mis się jednak, że ona już nie czuje do mnie tego co kiedyś... i że już nie będzie tak samo... Proszę o pomoc... co mam robić

* * * * *

No, musisz z nią na żywo porozmawiać. Jeśli ona ma jakieś problemy uczuciowe związane z tamtym chłopakiem to nie jest prawdą, że jest w Tobie zakochana. A jeśli tak to niech Ci to szczerze powie. Musisz wiedzieć na czym stoisz. Uszanujesz to, ale masz prawo wiedzieć. A jeśli tamten chłopak to przeszłość to niech zerwie z nim kontakt. Nie można mieć dwóch chłopaków na raz. Musi się zdecydować. Wyjaśnij to. Z Bogiem!

  Karolina, 26 lat
2216
27.03.2008  
W moim życiu pojawił się mężczyzna, poznaliśmy się w pociągu, całkiem przypadkiem. Trudno mi to wyjaśnić, ale od razu poczuliśmy do siebie sympatię. Był bardzo miły, widać gołym okiem, że to bardzo inteligentny i dobrze wychowany człowiek. Wychodząc z pociągu dał mi swoją wizytówkę dodając, że bardzo miło było podróżować w moim towarzystwie. Moge tylko powiedzieć, że osoba , która jechala znami w tym samym przedziale też była pewna tego,że musimy się koniecznie spotkać. Po 2 tygodniach zadzwoniłam do niego, spotkaliśmy się, dużo rozmawialiśmy. Do tej pory nie mogę pojąć tego jak podobnie patrzymy na świat, tak dobrze sie nam rozmawiało, że nie wiem, kiedy czas minął i trzeba było sie rozstać. On sam żałował,że musi już iść. Czas randki był dokładnie ustalony. Na początku spotkania on poinformował mnie,że ma dzisiaj ważne spotkanie i jego czas jest ograniczony. Ale zdołał jeszcze pokazać mi Sopot, choć tego nie było w planach, a spotkaliśmy się w zupełnie innym mieście. Jak widać jestem zachwycona jego osobą. Opowiedział mi o o całym swoim życiu, o rodzinie, był ciekaw jakie są moje plany na przyszłość, że chętnie pozna moje okolice itp. Umiał mnie słuchać i to ujeło mnie w nim. Kogoś takiego szukałam. Ale niewidziałam go już 4 miesiące, bo spotkanie na które byliśmy umówieni w styczniu,nie wyszło ponieważ on wyjechał za granicę. Wiem, że miał zamiar się spotkać,napisał cyt. ,,zobaczymy się na 100%)). I choć minęło sporo czasu to ja wciąż wierzę, że mówił prawdę. Napisał, że w marcu bedzie w Polsce i wtedy sie zdzwonimy. Czy mam zadzwonić, tak bardzo mi zależy, aby utrzymać kontakt z nim. Jak mam rozpoznać czy on jest dalej zainteresowany ? Wiem, że jest bardzo zapracowany, czekam na jakiś znak od niego Co ciekawe w tym samym czasie długoletni już kolega zabiega o moje względy i widzę, że mu na mnie zależy. Dać mu szansę? To juz drugi jego raz jak próbuje się do mnie zbliżyć. Byliśmy na 1 radce, może ostatniej. Bardzo
chciałabym wiedzieć co dalej robić. POMOCY !


* * * * *

Powiem Ci jedno: jak chłopak jest zainteresowany dziewczyną to na uszach stanie, żeby się z nią spotkać. A już maile, smsy, telefony to nie problem. Jeśli chłopakowi zależy to nie będzie czekał na znak od dziewczyny (a zauważ, że nawet wtedy jak się spotkaliście to Ty do niego zadzwoniłaś). Rozumiem, że jesteś nim zachwycona, ale: czy wiesz, że to jego prawdziwe oblicze? Skąd wiesz czy nie gra by Cię wysondować? Nie negując jego dobrych intencji to czasem jest tak, że chłopak naprawdę wspaniale dostosowuje się do poglądów i oczekiwań dziewczyny, by ją zdobyć, a prawdziwe oblicze pokazuje potem. Poza tym: spotkaliście się a czas miał ściśle wyliczony, tak? A kto się umawia z dziewczyną przed ważnym spotkaniem? Jak zależało mu na spotkaniu z Tobą to powinien taki czas wybrać, by się nie spieszyć. Co wiesz o jego życiu, o stanie cywilnym? A może jest żonaty, może po rozwodzie? Ponadto przez 4 miesiące nie czuje potrzeby kontaktu z Tobą? Moim zdaniem potrzeba tu DUŻEJ ostrożności no i jego inicjatywy. Coś tu jest nie do końca tak. Albo on ma skomplikowaną sytuację osobistą albo niezbyt mu na Tobie zależy. W każdym razie nie tak to powinno wyglądać. Czy czekać? Nie wiem, ale na pewno pierwsza nie wychodź z inicjatywą. W końcu kto tu ma kogo zdobywać? No tak, trochę ostudziłam Twoje zapędy, ale po dwóch spotkaniach naprawdę niewiele da się o człowieku powiedzieć, bo się naprawdę nie znacie. Nie ufam mężcyźnie, który tak długo się nie kontaktuje, który obiecuje a nic nie robi, który jest zbyt "idealny" od początku. Popatrz nawet od tej strony: jak chłopakowi zależy to się denerwuje, czasem nawet palnie jakąś głupotę ze stresu, no a przede wszystkim cały czas się stara i wykorzystuje wszelkie okazje, by się spotkać. A on? Tak na chłodno to wszystko robi: czas ograniczony, randka co do minuty, bez stresu, z dużym profesjonalizmem, wizytówka. No jakoś mi to nie pasuje. Boję się, żebyś się mocno nie rozczarowała, żeby się nie okazało, że to ktoś kto szuka łatwej dziewczyny choć mocno się z tym maskuje, żeby się nie okazało, że ma żonę, żebyś nie usłyszała, że "o nic mu nie chodzi, jesteś tylko koleżanką". Pamiętaj: żeby się kimś tak naprawdę zachwycić należy go poznać. Bo tylko znając kogoś możemy powiedzieć jaki jest naprawdę.
Co Ci doradzić? Nie odrzucaj względów kolegi, bo może właśnie ten, który jest blisko, który nie jest taki idealny to właśnie ta prawdziwa miłość? Może daj mu szansę i poznajcie się lepiej? A jeśli nawet to nie ten to pamiętaj, że nie można zakochać się w wyobrażeniach o kimś tylko w realnym człowieku, który daje się poznać i który się o to stara. Życzę słusznej decyzji. Z Bogiem!

  Asia, 26 lat
2215
27.03.2008  
Dzien Dobry...
kocham chlopaka ktory mnie zdradził i jest obecnie z inna dziewczyna nie chce mnie znac ..Jakoś nie potrafie przestać go kochac myśłi wciaz kreca sie wokoł niego czy ma to sens czekać na niego walczyć o niego ? czy sie odkochać NIe umiem sie dac z tym rady:(prosze o pomoc dziekuje


* * * * *

Proszę przeczytaj odp nr: 80, 526, 653, 825. Bardzo Ci współczuję, ale moim zdaniem musisz dać sobie spokój z tym chłopakiem. Zdrada i takie zachowanie nie wróżą dobrze. Pozbieraj się jakoś i módl o prawdziwą miłość, o kogoś kto nie narazi Cię na takie cierpienia. Jesteś wartościową dziewczyną i zasługujesz na lepsze traktowanie. Dbaj o siebie. Z Bogiem!

  lila, 25 lat
2214
26.03.2008  
zakochalam sie w zonatym mezczyznie wiem ze to jest milosc (z mojej strony) na dodatek jest to moj szef, spalam z nim,gdy mu powiedzielam ze go kocham odsunal sie ode mnie. zaczal mnie obrazac i pokazywac mi ze nie zalezy mu na mnie, kiedy zaczelam robic to samo on zaczal na nowo zwracac uwage na mnie choc juz w inny sposob. nie wiem co mam o tym sadzic wiem ze musze o nim zapomniec, ale nie wiem jak? chcialam popelnic samobojstwo przez niego bo mi bardzo utrudnia zycie w pracy i tylko nie piszcie prosze zebym zmienila prace bo tego nie zrobie tu mam wszystkich przyjaciol i nie chce ich zostawiac tylko dlatego ze nie uklada mi sie z szefem. jak o nim zapomniec???

* * * * *

Czy spodziewałaś się czegoś innego? W ogóle czego się spodziewałaś? Po człowieku, który nie ma oporów, by zrobić takie świństwo swojej żonie jakie on zrobił wiążąc się z Tobą.
Proszę przeczytaj odp nr: 1034, 1100 tam opisałam takie sytuacje.
A pracę jednak bym zmieniła: co jest ważniejsze - codzienne relacje z przyjaciółmi czy Twoja dobra reputacja, Twoje zbawienie i nierobienie świństwa czyjejś żonie? Przecież jeśli to Twoi prawdziwi przyjaciele to będą z Tobą utrzymywać kontakt nawet gdy będziesz pracować gdzie indziej a jeśli nie będą to nie są przyjaciółmi. Co jest dla Ciebie najważniejsze w życiu? Z Bogiem!

  me, 24 lat
2213
26.03.2008  
Pani Kasiu! Co tu robić? Czytam artykuły o miłości i stwierdzam, że naprawdę nie nadaję sie do małżeństwa. Myślę,że zmarnowałabym drugiej osobie życie. Nie dam rady sprostać oczekiwaniom mężczyzny co do kobiety...nie umiem mówić wprost o co mi chodzi, jestem zazdrosna, często zamykam się w sobie...nie umiem chwalić , być dumną z jego osiągnięć...jak to zmienic nie wiem, bo próbowałam...i czuję, że to jest taka ogromna siła, której nie dam rady pokonać. Nie odkryłam powołania do zakonu, choć czuję,że tam łatwiej było by mi żyć. Nie musiałabym być z kimś tak blisko i być może mogłabym ukryć swoje wady...W głębi serca chciałabym założyć rodzinę, ale z moimi wadami to było by coś przykrego...Wiem,że Jezus pomaga, ale to nie wystarczy, bo On wymaga ode mnie mojego wysiłku, na który tak trudno się zdobyć. Żebym została dobrze zrozumiana...to ogromne pragnienie zmiany mam...wręcz marzenia, żeby być taką kobietą miłą i mądrą...ale gdy już jest taka syt, że jestem zazdrosna, gdy czepiam się o błahostki, gdy nie chce mi przejść przez gardło pochwała, czy uśmiech....to...gorąco modlę się do Boga, by zabrał to wszystko...ale brakuje mojego działania, brakuje tej zmiany zachowania..a ja czuję, że we mnie jest mur,którego ja sama nie zburzę..nie wiem już co robić. to wszystko piszę z doświadczenia niestety. Potrafię uprzykrzać komuś życie, choć tego tak bardzo nie chcę. Chcę kochać i być kochaną a nie potrafię ani jednego ani drugiego. Może coś konkretnego oprócz modlitwy mogę w tym kierunku zrobić?Nie chcę zostać starą panną a już tym bardziej zgryźliwą żoną:( Pozdrawiam i serdecznie dziękuję za odpowiedz

* * * * *

Czy byłaś już z kimś kiedyś w związku? Bo o tym nie piszesz. Po pierwsze: gdy kogoś kochamy to pragnienie dobra dla niego jest tak silne, że pozwala nam przezwyciężać nasz egoizm, a konieczność kompromisu niejako wymusza czasem ustępstwa lub zgodę na to czego pragnie druga strona. Dlatego trzeba myśleć o tej drugiej osobie - o jej odczuciach i jej dobru. Gdy kogoś kochamy to chcemy ofiarować mu tak wiele ile tylko możemy i ta dobroć, życzliwość jest tak naturalna, że nie wyobrażamy sobie by było inaczej. Wystarczy spojrzeć na kogoś kto jest zakochany. Jest cały w skowronkach i osoby, które do tej pory go znały wręcz go nie poznają tak bardzo się zmienia. Miłość, którą obdarza nas druga osoba jest tak piękna, że przyjmujemy ją z zachwytem i pragniemy odwdzięczyć się tym samym. Zazdrość, kłótnie pojawiają się w związku gdy nie ma zaufania do drugiej osoby. Bo jeśli kogoś kochamy to do głowy nam nie przychodzi, że ta osoba może nas np. zdradzić czy chcieć dla nas źle. A jeśli nie przychodzi to znaczy, że ufamy. Jak ufamy to nie kontrolujemy. Jak nie kontrolujemy, nie czepiamy się i nie jesteśmy zazdrośni. Po prostu dajemy tej drugiej osobie wolność, bo wierzymy, że ona w tej wolności z wolnego wyboru nas kocha i chce kochać.
W małżeństwie działa ponadto łaska sakramentu.
Oczywiście nie jest tak, że związek to dwa chodzące ideały, każdy z nas ma wady. Ale gdy kochamy to chcemy nad nimi pracować i próbujemy coś z nimi robić. Właśnie to chcenie i działanie jest podstawą dzięki której możemy ze sobą wytrzymać. Dlatego kolejną ważną rzeczą jest przełamywanie się i praca nad sobą. Nawet jak nam się nie chce powiedzieć czegoś miłego - mówimy, jak mamy ochotę się obrazić i zamykamy się w sobie - przełamujemy się i mówimy wprost o co nam chodzi i na co jesteśmy źli. No na tym to polega - na przełamywaniu się! Co do Twojej sytuacji: czy Ty nie wyobrzymiasz swoich wad? Czy nie jesteś perfekcjonistką? Czy wierzysz, że ktoś może Cię zaakceptować i pokochać? Jestem przekonana, że jak naprawdę pokochasz to się zdziwisz ile jesteś w stanie z siebie dać. Oczywiście nie musisz być dokładnie taka jak to jest w artykułach czy książkach. Jak wielokrotnie podkreślałam - prezentowane tam postawy są dość schematyczne, bo po prostu nie da się opisać wszystkich możliwych ludzkich zachowań i oczekiwań, dlatego pisze się o tych najbardziej typowych - dla danej płci. Każdy człowiek jest zaś inny i każdy inaczej siebie w tych postawach odnajduje i inaczej siebie odnajduje w związku. Nie musisz się zatem obawiać, że nie jesteś dokladnie taka sama. Pomysł z zakonem, by uciec od ludzi jest fatalny. Nigdzie bowiem aż tak blisko ludzi nie będziesz, nie będziesz musiała współistnieć z tak dużą grupą ludzi jak tam. Nigdzie nie będziesz musiała aż tak rezygnować z siebie i walczyć ze swoimi słabościami. Bo nawet w małżeństwie na co dzień jest jest się z jedną osobą (i to z mężczyzną, który z natury jest nieskomplikowany w swojej psychice i wcale tak wiele mu nie przeszkadza), a w zakonie jest się z całą grupą kobiet dążących do perfekcji. To dopiero wyzwanie! Dlatego nie możesz myśleć, że tak będzie lepiej. Musisz też uwierzyć, że nawet jak nie będziesz doskonała to ktoś kto Cię pokocha całą Ciebie, taką jaką jesteś zaakceptuje. Bo miłość przyjmuje i wybacza. Ponadto jak już mówiłam - jestem pewna, że jesteś sympatyczną, normalną dziewczyną i wcale nie masz więcej wad niż inni. A może mniej. Przede wszystkim chcesz się ich pozbyć skoro piszesz takiego maila, a to już sukces. Z tym co możesz wlaczyć - walcz, inne rzeczy próbuj oswoić i módl się o dobrego chłopaka - po prostu! Do ołtarza nie idą dwie doskonałości tylko dwoje przeciętnych ludzi. Którzy mają całe życie by się doskonalić. Powodzenia, z Bogiem!

  Justyna, 16 lat
2212
26.03.2008  
Witam!

Mam świadomość, że napływa do Państwa niezliczona ilość pytań. Nie chcąc sprawiać kłopotu szukałam, czy moje pytanie się nie powtórzy, jednak nie zdołałam znaleźć nizcego podobnego, toteż pytam.


Niestety cierpię na hirsutyzm. Z tego powodu prawie każdy chłpak z klasy śmieje się ze mnie. Hirsutyzm nie jest w moim wypadku chorobą, lecz jest cechą uwarunkowaną genetycznie. Nie ma z tym problemów zdrowotnych, jedynie estetyczne. Właśnie dlatego boję się, że nigdy żaden chłopak nie będzie mnie chciał. Zaznaczę, że do tej proy nie miałam chłopaka, ale tylko dlatego, że nie spotkałam nikogo odpowiedniego. Boję się, że nikt nie zechce dziewczyny takiej jak ja...

Mam nadzieję, że rozpatrzycie mój list i spróbujecie odpowiedzieć, z góry Bóg zapłać, pozdrawiam.


* * * * *

Moja Droga to jest zwykle problem nadmiaru testosteronu w organizmie. Czy masz normalne miesiączki? Widzisz, gdybyś była starsza poradziłabym Ci wizytę u ginekologa - endokrynologa, jednak na razie odradzam, ponieważ w 99 % przypadków dostaniesz tabletki hormonalne a one niestety w Twoim wieku wyrządzą wiele szkody. Dlatego albo pójdziesz do katolickiego ginekologa (namiary możesz znaleźć na stronie: www.npr.pl w dziale Wirtualna Przychodnia) albo na razie po prostu skupisz się na wizytach u kosmetyczki. Myślę, że depilacja woskiem lub laserowa mogłaby pomóc. Spróbuj, bo jeśli mówisz, że chłopcy się z Ciebie śmieją (co swoją drogą jest bezczelnością i chamstwem) to znaczy, że jest to na tyle nasilone, że jest widoczne. Oczywiście nie będzie tak jak się obawiasz, że żaden chłopak nie będzie Cię chciał. Natomiast w Twoim wieku jeszcze rzadko który chłopak jest dojrzały. To z czasem ulegnie diametralnej zmianie i bądź pewna, że w przyszłości chłopak, który Cię pokocha - pokocha Cię i zaakceptuje całą - taką jaka jesteś. Mam koleżanki, które cierpią na hirsutyzm a powychodziły za mąż. Inna rzecz, że faktycznie kosmetycznie można coś z tym zrobić - choćby po to, byś się lepiej czuła. Odwagi Justyno i wiary Ci życzę. Bo będzie dobrze na pewno, a docinki chłopaków traktuj jako niedojrzałe złośliwości. Polecam też odp nr: 1153. Módl się już teraz o dobrego męża. Z Bogiem!

  agnieszka, 30 lat
2211
26.03.2008  
to ja z listu 2188
Witam milutko Bardzo dziekuje pani za odpowiedź.
Tak jestem mężatka mam męża z ktorym obecnie teraz mieszkam bo musiałam tutaj wrocic ze wzgledów finansowych żyje z meżem w tzw seperacji gdyz jakos nie układa nam sie w małżenstwie pomimo chciałabym to naprawić ale samej mi sie nie udaje :( Co do owego Faceta wczoaj dowiedziałam się iż owa jego obecna kobieta jest z nim w ciązy coż mowi się zycie... BYłam szczesliwa lecz moje łudzenia nadzieja pysła..
pisze pani iż mam porozmawiac z ksiedzem hm... czyzby ksiadz mogł w jakis sposob mi pomoc?! lecz sprobuje :)
Teraz chodze do psychologa aby ochłonac chociaz wczoraj stasznie sie czułam po wiadomości jaka otrzymałam
Pomimo to bardzo pani dziekuje...


* * * * *

To bardzo dobrze, że korzystasz z pomocy psychologa. Ja bym w ogóle radziła Ci zajrzeć na tą stronę: www.spch.pl, tam możesz znaleźć namiary na chrześcijańskiego psychologa, który poważnie potraktuje także sprawy wiary. Czy ksiądz może Ci pomóc? Tak, naturalnie, bo Twój problem ma też wymiar duchowy. Tylko odradzam szybką spowiedź niedzielną, a radzę umówienie się z jakimś księdzem na rozmowę. Najlepiej takim z jakiegoś zakonu lub o którym wiesz, że potraktuje Cię poważnie i profesjonalnie. Możesz też skorzystać z poradni rodzinnej w sprawie problemów z mężem. Z Bogiem!

  mała, 20 lat
2210
26.03.2008  
znów prosze aby to zostało między nami. wyprowadziałam się z mieszkania, utrzymuję kontakt z moim byłym.. ale teraz poznałam kogoś nowego. mineło już prawie pół roku od rozstania i myślę a raczej czuję że jestem gotowa na nowy związek. ale ten chłopak którego poznałam powiedział do naszego wspólnego znajomego że nie ma ochoty na nowy związek. a ja nie wiem co robić. czy warto starać się o niego? czy zabiegać o to?

* * * * *

Jeżeli nie ma ochoty, jeżeli powiedział to koledze wprost to uszanuj to. Ty też nie chciałabyś być przez nikogo zmuszana do związku. Do miłości nikogo zmusić nie można. Daj sobie czas, pół roku to mało, tym bardziej, że jak mówisz - utrzymujesz kontakt z byłym chłopakiem. Przemyśl pewne rzeczy: czy potrzebny Ci ten kontakt? Bo to Ci na pewno nie pomaga w uwolnieniu i otwarciu serca na innych. I kolejna sprawa: czy chęć rozpoczęcia nowego związku nie jest przypadkiem - tak podświadomie - szukaniem klina? Czy nie chcesz pokazać byłemu chłopakowi, że jednak jesteś wartościowa, że możesz mieć kogoś innego? Czy może chcesz sama przez to uleczyć swoje zranione serce? To wszystko może dziać się w Twojej podświadomości, nie mówię bynajmniej, że to Twoje celowe działania. Pomyśl nad tym - i jeśli ten nowy chłopak nie jest Tobą zainteresowany - daj spokój. Ochłoń, zajmij się swoimi ważnymi sprawami i módl się o uleczenie serce i chłopaka, który pokocha Cię z wzajemnością. Nie pakuj się sama w tarapaty i nie narażaj na ponowne zranienie - tym razem z powodu odrzucenia. Bóg zna Twoje potrzeby i uczucia i nie zostawi Cię samej, ale wie kiedy dać Ci kogoś, by mógł to być dobry, poważny związek. Z Bogiem!

  Hania, 19 lat
2209
25.03.2008  
Witam:)Właściwie to wszystko jest ok,nie mam poważniejszego problemu:)Chciałabym się tylko poradzić,co zrobić,żeby przestało mi być smutno wieczorami.Kiedy miałam 15 lat "chodziłam"przez parę miesięcy z kolegą z klasy.Tak właściwie,to trudno to nazwać chodzeniem,bo nawet nie trzymaliśmy się za ręce,ale była między nami prawdziwa,czuła przyjaźń(on tylko często mówił,że mnie kocha).Na początku było bardzo miło,ale potem on robił się coraz bardziej arogancko obojętny i chamski,więc się z nim pożegnałam.Nasza relacje wróciły do pierwotnego stanu luźnej znajomości.To dziwne,że nie przeszło mi jeszcze to szczeniackie zauroczenie i muszę przyznać,że w pewnym sensie mnie to upokarza,ale,jak już wspomniałam,ogólnie jest dobrze i świat mi się na głowę nie wali.Miłego dnia:):)

* * * * *

A dziękuję. Jest tak, ponieważ była to Twoja pierwsza miłość, pamiętasz miłe chwile, tęsknisz do nich i stale o tym myślisz. Pierwsze uczcuie jest bardzo silne. Smutno Ci jest bo rozpamiętujesz to co się stało i żal Ci tych dobrych rzeczy. Co zrobić? No przede wszystkim powiedzieć sobie, że to była bardzo młodzieńcza miłość, bardzo niedoskonała. Dobrze, że masz mile wspomnienia, ale było też wiele złego i dobrze, że podjęłaś właściwą decyzję. Dlatego teraz nie możesz idealizować ani jego ani tego związku. Patrz w przyszłość i módl się o dobrego chłopaka. A jeśli bardzo Cię to gryzie polecam odp nr: 575 oraz 80, 526, 653, 825. Z Bogiem!

  Natalia, 19 lat
2208
25.03.2008  
Dzień dobry ja mam mały problem z którym trudno mi sobie poradzic dlatego tutaj piszę. Mam chłopaka dokładnie od 20 miesięcy bardzo go kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niego często mu to okazuje i myśle że on doskonale o tym wie jak mocno go kocham ale on jest bardzo zazdrosny i to okazuje w przeróżnych sytuacjach. Bardzo trudno jest go przekonac abym mogła wyjśc z koleżankami na jakąs dyskoteke czy do kina. Albo koleżanki organizowały wyjazd do Krakowa tyle ze jego rodzice niezgodzili sie aby on mogl z nami pojechac a wczesniej powiedzial mi ze jak on nie bedzie mogł to mnie samej tez nie pusci. Jak kiedys puscil mnie do tego kina z kolezankami to sam mi sie potem przyznal ze zrobil z 4 rundki wkolo miasta aby sprawdzic czy rzeczywiście jestem w kinie. I niby mnie puszcza na jakies urodziny do kolezanek czy tak oo poprostu spotkac sie z nimi w sobote ale kazde takie moje wyjscie konczy sie klotnia bo to albo telefon mi sie rozladuje albo odczytam smsa dopiero po 2 godzinach on by chcial mnie miec tylko na wylacznosc ja rozumiem ze te moje spotkania od czasu do czasu(naprawde bardzo zadko bo moze raz na 3 miesiace) sa kosztem naszych spotkan bo zaznacze ze ustlilismy z chlopakiem ze widujemy sie tlyko w weekendy ze wzgledu ze jestesmy w klasie maturalnej. On to wszystko pewnie tez robi z troski bo mowi ze martwi sie o mnie ze jak wychodze gdzies sama to moze mnie poderwac tyle facetow a on tego bardzo nie chce. Mowi ze tyle jest teraz tyc filmow w ktorym sa zdrady itd. on sie strasznie tego boi ale kompletnie nie wiem skad mu to sie bierze dlatego ze jestem jego pierwsza powazniejsza dziewczyna i nawet planujemy w przyszlosci malzenstwo wczesniejsze zwiazki byly bardzo błache i dziecinne a malzenstwo jego rodzicow jest bardzo szczesliwe dlatego nie mam pojecia co wplywa na niego tak niekorzystnie.On jest swiadomy tego ze mnie czesciowo ogranicza ze jest zazdrosny ale nie potrafi tego zmienic. co powinnam robic?? pomożcie proszę

* * * * *

Proszę przeczytaj te odp: 24, 377, 1343, 1385.Masz prawo wychodzić z koleżankami i po ślubie też będziesz miała prawo. Jego zachowania są niedopuszczalne. Jakby on się czuł gdybyś Ty się tak zachowywała i robiła mu sceny histerii o mecz z kumplami? Powiedz mu, że Ty się czujesz z tym fatalnie, tak jakby traktował Cię jak swoją własność, a po drugie - jak ktoś tak się zachowuje to znaczy, że nie ufa tej drugiej osobie. Bo kto ufa to nie będzie myślał, że ta osoba od niego odejdzie czy zdradzi. Bo nawet jakby Cię tuzin chłopaków podrywało to jeśli Ty kochasz swojego chłopaka to Cię to po prostu nie ruszy i żadnemu nie ulegniesz. To proste. Dlatego on śledząc Cię i sprawdzając daje do zrozumienia, że nie wierzy w Twoją miłość, nie wierzy, że Tobie na nim zależy. Nie ufa Ci. A to jest bardzo poważny brak w związku i nie można budować na tym swojej przyszłości, bo prędzej czy później taki związek się rozleci. Przecież nikt nie zniesie takiego traktowania! Musisz poważnie z nim porozmawiać i ustalić zasady, które on musi uszanować. Z Bogiem!

  zagubiona, 20 lat
2207
24.03.2008  
Witam!(2191)
Bardzo dziękuję za odpowiedz!przeczytałam wszystko co Pani poleciła i dało mi to dużo do myślenia.jeszcze nie podjełam decyzji bo chcę aby była ona słuszna i jak najmniej krzywdząca dla Nieg i dla mnie też(a więc potrzebuje do tego czasu),ale tweraz wiem,mam nową siłę i chęci do tego aby powalczyć jeszcze o Nas!spróbować!poznać się jeszcze lepiej,bo bardzo dużo czasu zmarnowaliśmy przez nieczystość w naszym związku(nie współżyliśmy,bo to chcę zachować dla męża,ale przekroczyliśmy bardzo dużo granic)i ja czuje się za to winna bo nie raz zwłaszcza na początku ja byłam inicjatorką:(przez pierwsze miesiące nie myślałam ze jest to coś złego,potem zaczeły się wyrzuty sumienia i szukanie odp.czy to jest grzechem i dlaczego.odpowiedz znalazłam ale dopiero niedawno na waszej stronie,choć pytałam o to nawet na spowiedzi i to nie raz lecz nigdy nie otrzymałam jednoznacznej odp."tak to jest grzech".może moje wątpliwości są z tym właśnie związane,bo przez to nie nauczyliśmy się konstruktywnego spędzania czasu wolnego,bo przecież zawsze było co robić(teraz już nie, walczymy z tym).może moje wątpliwości wynikają z tego,że go nie zdążyłam poznać tak naprawdę.sama nie wiem.na świeta był u mnie.jakiś całkiem odmieniony.ostatnio w ogóle jakoś się zmienia(na lepsze),jakby dojrzewał,może to przez to że jest teraz w wojsku bo to podobno zmienia człowieka.proszę o kilka argumentów dlaczego pieszczoty(bardzo intymne), ale nie współżycie-bo to wiem-są złe,żebym mogła jemu to wytłumaczyć bo jak narazie nic go nie przekonuje bo on uważa że tak okazuje mi swą mołość,zgadza się na czystość ale tylko dlatego że ja tego chcę a sam nie jest do tego przekonany.jest mi strasznie źle bo czuję ze zmarnowaliśmy przez to cały ten czas.teraz sobie myśle że może mam tyle wątpliwości, bo tak naprawdę boję sie ze nam się nie uda,a ja tak bardzo tego chcę i żeby było łatwiej chciałabym zacząć z kimś od nowa i mić"pustą tablice"no i te wyżuty ze to ja zaczełam:(to chyba to!teraz do tego doszłam.
Przepraszam że tak dużo pisze ale musze opisać całą sytuację żeby miała Pani jasny obraz naszej sytuacji.więc jest jeszcze jeden bardzo poważny problem:onanizm,od którego uzależniony jest mój chłopak(ok.10lat a ma 20).jak już pisałam(choć nie wszystko)jego ojciec jest alkoholikiem.matka tez ale zmarła gdy miał 5lat.więc w domu nie miał miłości,ani nie zaznał ciepła rodzinnego.czytałam gdzieś że jak brakuje czegoś w domu i człowiek nie potrafi sobie z czymś poradzić to często w tym szuka ucieczki i się uzależnia.na początku nie wiedzaił że to jest złe więc nie miał hamulców.(robił to codzinnie i to nawet kilka razy dzinnie)od paru lat walczy z tym.odkąd jest ze mną walka jest bardziej intensywna choć ciągle upada.teraz jest w wojsku więc ma mniej możliwości choć zdarzyło mu się 2 razy.zazwyczaj jak upadnie mówi mi o tym,ale czasami nie chce bo wie że mnie to boli i nie chce mnie ranić i powie dopiero jak o to zapytam.ale nie wiem czy powinnam go pytać?czy czekać aż on sam mi coś powie albo i nie?jak mu pomóc?no i to też jest jeden z powodów moich wątpliwości,słuszny zapewne.myślałam,że przez naszą nieczystość jemu będzie łatwiej.teraz wiem że się myliłam,byćmoże utrudniłam mu tylko sprawę:(jak pomóc?mogę w ogóle coś w tej sprawie zrobić?jak z nim o tym rozmawiać?być cierpliwą?jak długo?pisząc tą wiadomość wiele sobie uświadomiłam,tego ile zepsułam i chyba prawdziwych przyczyn moich wątpliwości i jeszcze tego że go Kocham i mam prawo się obawiać bo każdy chce być szczęśliwy,a co jeśli z nim nie będę,bo jest tyle problemów,które wydają mi się niemożliwe do pokonania:jego nałóg,strach przed jego alkoholizmem(tego się chyba nigdy nie pozbędę).czy nasz związek ma przyszłość?czy ja nie rozważam możliwości rozstania z wygodnictwa?chcę być szczęśliwa ale jeszcze bardziej chcę żeby on był,ale nie wim czy podołam aby mu je dać.zwłaszcza że czasem tak bardzo mnie rani swoją niedojrzałością,bo chcę mężczyzny a nie chłopca.DZIĘKUJĘ za wysłuchanie!PRZEPRASZAM!


* * * * *

Proszę przeczytaj ten artykuł: [zobacz] tam są wszelkie argumenty odnośnie czystości przed ślubem. Przeczytajcie go oboje, przedyskutujcie i postawcie sobie jasne granice. Co do jego nałogu: polecam tę odp: 2093 oraz tą stronę www.onanizm.pl. Tam są świadectwa i rady. Konieczne jest wyjście z tego przed małżeństwem. Pomóc mu możesz stawiając granice i wymagając. Trwając w czystości i modląc się. Prosząc Boga, by pomógł Wam z tego wyjść. Musisz też stawiać inne wymagania wobec swojego chłopaka. Masz rację, że chcesz meżczyzny a nie chłopca. Przeczytaj więc te artykuły: [zobacz], [zobacz] No i koniecznie (bo to chyba pominęłaś) on musi pójść na terapię DDA. Bez tego nie jest w stanie o własnych siłach przemienić swojego życia. Na terapii będą profesjonaliści, którzy wiedzą jak pomagać osobom z rodzin z problemem alkoholowym. To jest tak duży ślad na psychice, że nie wolno tego lekceważyć ani myśleć, że samemu się z tym poradzi. Nie jest to możliwe, bo sami z siebie nie mamy pojęcia jakie negatywne wzorce, zachowania w nas są i jak z tego wyjść. Teraz czytam książkę o tym i nie mogę się nadziwić. Dlatego terapia w pierwszej kolejności. Z Bogiem!

  ania, 24 lat
2206
24.03.2008  
Witam!
Chciałabym podzielić się swoją refleksją. Mam to szczęście, że wychowałam się w rodzinie katolickiej, skończyłam katolickie liceum i wielu spośród moich znajomych, to osoby wierzące. Każdy z nas ma swoją drogę do Zbawienia, ale ponieważ jesteśmy tylko ludźmi nie omija nas grzech i jego konsekwencje. Piszę w liczbie mnogiej, bo mam własne bardzo raniące doświadczenia a także znam niektóre historie moich wierzących znajomych. Piszę o zranieniach i grzechach wynikających z łamania VI przykazania. Wiadomo...można to przykazanie złamać na wiele sposobów. Tylko jest to taki rodzaj grzechu, który trudno naprawić. Jeżeli dziewczyna, czy chłopak z wartościami popełnia grzech w tej dziedzinie, po prostu przestaje być dziewicą/prawiczkiem. Już nie mają tego daru, który mogliby ofiarować w dniu ślubu swojemu małżonkowi...jest to ogromna strata i ból...i moja refleksja dotyczy właściwie tylko tego, czemu tak mało miejsca poświęca się w kościele, na katechezach, czy katolickich stronach internetowych ludziom, którzy właśnie w tej dziedzinie zgrzeszyli,nie wytrwali przez własną słabość, czy głupotę. Mało się mówi o tym, jak sobie z tym radzić...jak sobie wybaczyć. Kiedy czytam te wszystkie przepiękne artykuły o miłości, to rodzi się we mnie tylko ból,że jest za późno, że już nie mam czego ofiarować przyszłemu małżonkowi. No i właśnie widzę, obserwuję, że wielu z moich znajomych boryka się z podobnym problemem...jak do tego wszystkiego podchodzić?


* * * * *

Aniu, proszę przeczytaj te odp: 616, 961, 1070, 1819 i ten artykuł: [zobacz. Tak, zgadzam się z Tobą, że mało się temu poświęca miejsca, a to przecież ważne. Dlatego ja napisałam coś na ten temat. Owszem, czasu się nie cofnie, ale ja zawsze mówię, że czystość to nie to samo co dziewictwo i to, że ktoś zgrzeszył w tej dziedzinie nigdy nie może go przekreślać. Jeśli tylko zechce może być bardziej czysty niż dziewica. I ten kto Cię pokocha prawdziwą miłością przyjmie to Twoje poranienie, przyjmie Cię całą, taką jaka jesteś. Bo wszystko zależy od postawy, od chęci i dobrej woli. Ufam, że będziesz szczęśliwa. Nie załamuj się, Bóg Ci wybaczył, Ty sobie wybacz i bądź pewna, że ten kogo spotkasz też wybaczy - bo przecież nie jest to jedyna zaleta i wartość przyszłego małżonka. Byłoby nierozsądne opieranie się tylko na tym. Rozwijaj w sobie te cechy, które lubisz i które cenią w Tobie inni. Trzymaj się Jezusa i módl o kogoś, kto zaakceptuje i doceni Cię taką jaka jesteś. Z Bogiem!

  SOCZEWKA, 24 lat
2205
24.03.2008  
WITAM :) Mam pare pytan z piotrem jestem od roku jest nam dobrze za jakis rok moze dwa chcemy sie pobrac ktos z jego rodzinny starsza siostra powiedzial ze dziwi sie ze my sie nieklocimy ustalismy z piotrem zamiast sie klocic krzyczec wolimy porozmawiac czy to zle ze sie nieklocimy tylko rozmawiamy ...po drugie jego siostra niewiem czy to grozba ale powiedziala mi ze bede miec dwie tesciowe ..troche spanikowalam jedna tesciowa ok ale dwie , potem powiedziala ze to tylko zarty , mowi to co chce co dla pani ona miala na mysli .. no i najwazniejsze on mieszka w miescie ale ma gospodarstwo powiedzialam ze nie bede sie tym zajmowac tym bo z tego nie ma zadnego zysku a dla przyjemnosci niebede tego robic tej 1 rzeczy wlasciwie a takto chce mu pomagac chcemy normalnie pracowac a nie z pracy do pracy ..piotr powiedzial ze to zlikwiduje czesc ale jego tata by chcial zeby to zostalo straszy go ze go wydziedziczy --jego tata twierdzi ze mnie lubi jeszcze i chce mnie przekonac do tego wszystkiego a czy on czasem niechce swych marzen przenies na syna ..piotr tez tego niechce przynajmniej polowy mysli pani ze stane sie czarna owca ...dla jego taty ...mama jego uwaza ze robcie co chcecie byle by wam bylo dobrze ...a jego tata kocha ziemie i ma jedynego syna ostatni sie smiejemy ze on bogumil a ja barbara ...a najbardziej denerwuje mnie jego starsza siostra zadaje zlosliwe pytania rzuca zlosliwe komentarze staram sie byc mila ale jak bede taka ugrzeczniona to ona wejdzie mi na glowe czy odpowiadac tez zlosliwie do niej ona sie czuje pewnie w swoim domu a mi jest glupio klocic sie jeszcze przy jej dzieciach mezu w gosciach rzuca mi jakies teksty gdy piotr wyjdzie wiem ze jest za mna i stana by za mna ale chce zyc w zgodzie ze wszystkim....jak to zrobic...pozdrwaiam :) ...

* * * * *

Pytanie pierwsze: to bardzo dobrze, że rozmawiacie zamiast się kłócić, dialog jest podstawą małżeństwa, jeśli potraficie go rozwijać to tylko pogratulować. A siostra widocznie zazdrości.
Po drugie: nie wiem co miała na myśli z teściowymi, być może to żart, ale jeśli Cię to gryzie poproś by powiedziała Ci wprost co ma na myśli, zapytaj też chłopaka.
Co do gospodarstwa: oczywiście najważniejsze są Wasze plany. Z drugiej strony pragnienie ojca jest też zrozumiałe i myślę, że nie ma co wszczynać rodzinnych awantur tylko powiedzieć, że w miarę możliwości możecie się tym zająć, ale nie możecie się temu całkowicie poświęcić. Nie może być tak, że robicie to co Wam ojciec każe, bo on przez to spełnia swoje marzenia. Tutaj jednak duża rola Twojego chłopaka, on musi porozmawiać ze swoim ojcem i ustalić zasady, Ty nie powinnaś się za bardzo na ten temat wypowiadać bo faktycznie będziesz "czarną owcą". Zresztą to rola mężczyzny. Kolejna sprawa: znów duża rola Twojego chłopaka. W ogóle z tego co piszesz odnoszę wrażenie, że on chce wszystkim dogodzić. Musisz koniecznie te wszystkie problemy przedyskutować z nim i jego zobowiązać do rozmów z rodziną i obrony Ciebie. W końcu Ty będziesz żoną i on ma obowiązek Cię chronić. Ty musisz czuć się bezpieczna. Ponadto zawsze jest taka zasada, że z rodziną rozmawia ta strona czyjej jest ta rodzina. Ona przemawia w imieniu małżeństwa, wcześniej ustalając z małżonkiem stanowisko. Twój chłopak musi być bardziej zdecydowany i męski, nawet jeśli to nie do końca spodoba się rodzinie. Ty sama nie bądź złośliwa wobec siostry, nie kłóć się, nie odpowiadaj tym samym, to Piotr powinien wziąć Cię za każdym razem w obronę. Domagaj się tego od niego, musisz. A tak w ogóle polecam Wam fajny kurs "Wieczory dla zakochanych", pojedźcie sobie lub pójdźcie na niego. Szczegóły tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl
I polecam też te artykuły: [zobacz], [zobacz]
Z Bogiem!

  Julia, 19 lat
2204
24.03.2008  
Witam:) Koleżanka powiedziała mi ostatnio, że w teologii małżenśtwa i rodziny (ma taki przedmiot na studiach) współżycie w dniach niepłodnych jest grzechem...zastanawiam się więc jak to w końcu jest?dziękuje za odpowiedź,pozdrawiam.

* * * * *

Nie jest to prawda. Polecam lekturę encykliki "Humane vitae". Z Bogiem!

  Milunia, 16 lat
2203
24.03.2008  
Witam wszystkich. Nie będę się tu za bardzo rozpisywała i od razu przejdę do mojego problemu i pytania. Znamy się od dłuższego czasu jakieś 2-3 lata. Na początku tego roku szkolnego zapisałam się do grupy młodzieżowej, zaczęliśmy sie coraz częściej widywać (spotkania, wspólne rozmowy, od czasu do czasu jakieś spacery). Zauroczyłam się (wiem że nie można tego nazwać miłością ponieważ nie zauważam jego wad, widzę tylko same dobre cechy)w nim. Wiedziałam, że nie mam co liczyć na to, że zainteresuje się moją osobą, dlatego zaczęłam mu mówić niestworzone rzeczy, wymyślałam bajki jakiego to świetnego chłopaka poznałam, (przez te wszystkie historie zbliżyliśmy się do siebie jednak wiem, że może kiedyś wszystko wyjść na jaw…) Uwielbiam spędzać z nim swój wolny czas… Mogę mu wszystko powiedzieć, czuje się przy nim taka bezpieczna, wiem jednak, że mogę mu zaufać. Ale teraz sama nie wiem co robić… Czy to co do niego czuję, to co robię żeby być blisko niego kiedyś minie??? Jak zmienić swoje zachowanie bo chyba źle robię opowiadając mu zmyślone historyjki. Proszę o pomoc.

* * * * *

No, takim zachowaniem skutecznie go do siebie zniechęcasz. Przecież mówiąc mu, że poznałaś kogoś i jesteś nim zainteresowana dajesz jasny sygnał, że nie traktujesz jego jako potencjalnego kandydata na chłopaka, że chcesz byście pozostali tylko na stopie koleżeńskiej. Chyba nie sądzisz, że jakiś szanujący siebie i dziewczynę chłopak potraktuje to jako zachętę do pakowania się w czyjś związek? Źle to rozegrałaś. Pytanie zasadnicze: co on na to, czy jest Tobą zainteresowany, czy Cię lubi, czy traktuje inaczej. Jeśli chesz wejść z nim w bliższe relacje musisz powiedzieć mu, że to wszystko zmyśliłaś po to, żeby móc jakoś zbliżyć się do niego. Że chciałaż z nim porozmwiać, bo uważasz go za wartościowego człowieka. Przeproś i poproś by potraktował to jako wygłup. Tylko broń Boże nie mów mu zaraz o miłości, pisałam o tym w tym artykule: [zobacz]. Z Bogiem!

  m, 22 lat
2202
24.03.2008  
Hmm zacznę tak, jestem z kimś od miesiąca, znamy sie od sześciu, lecz na stopie kolezeńskiej. Nie wiem czy czuję sie zakochana w nim Dowiedziałam sie o jego przeszłości, okazało sie ze ma jeden paragaraf za posiadanie sustancji odurzajacych , palił kiedys dość często trawe. Zapewnia mnie, ze to już przeszłość, ale ta świadomość ciązy jednak. Jest całkiem innym chłopakiem niż ten , o którym marzyłam, nie jest wierzący, a zawsze zależało mi na tym by być z chrześcijaninem,z którym wspieralibyśmy sie nawzajem. Nie wiem czemu z Nim jestem, nie chce go zranić, jak rozpoznać uczucie?codziennie zastanawiam sie nad sensem bycia z M a jednocześnie czuje sie bezpieczna wiem,że jest , ale cały czas mam wrażenie, że to taki związek bez szans, ze będę bała wejśc w to głębiej. Brakuje tej iskry,denerwuje mnie ze przy jest inny w towarzystwie jeszcze inny. Wiem ze jest dobrym człowiekiem,wrażliwym, ale np nie potrafi zrozumieć ze nie chce np nocować u Niego bo mam takie zasady a on nie, lub nie chce niektórych gestów,on nie pomaga mi w zachowaniu czystości. Czy czekać aż coś sie narodzi czy urwać to zanim stwierdzę ze on jest zakochany po uszy a ja nie????i czemu nadal widzę ze istnieja inni meźczyźni, kiedyś przestawali istnieć inni, gdy sie zakochiwałam, nie wiem, co sie ze mną dzieje??czy coś się wogóle dzieje? pozdrawiam , dziękuje za odpowiedź:)

* * * * *

Bo poważnie zastanawiasz się czy to właściwy człowiek, bo masz wątpliwości - dlatego jesteś ostrożna. Bo nie jest to zakochanie. Poczytaj proszę te odp : 350, 686, 1061, 1312, 1362, 1522, 1535, 69, 466, 1682, 1358, 1710 i artykuły: [zobacz][zobacz], [zobacz], [zobacz] i pomyśl. Co czujesz, jak go oceniasz, czy jesteś bezpieczna przy nim. Absolutnie nie może Tobą kierować litość czy niechęć do zrobienia mu przykrości. Związek to za poważna sprawa by być z kimś z takich pobudek. Z Bogiem!

  magdalena, 20 lat
2201
23.03.2008  
Witam. To znowu ja z nr 2173. Dziekuje Pani za odpowiedź. Juz będzie jakieś pół roku, jak jesteśmy ze sobą. Może ostatnio mam po prostu gorsze dni i stąd takie moje odczucia, a może... Sama nie wiem. Przyjechałam teraz na święta do domu i oczywiście widziałam się ze swoim chłopakiem. W 1-wszy dzień mojego przyjazdu, gdy już zbliżała się godzina naszego spotkania, to odczuwałam radość i godziny nam jakoś szybko zleciały wtedy. Potem przez 2 dni nie widzieliśmy się, bo nie mieliśmy okazji ku temu, a i nawet w sumie nie odczuwałam takiej potrzeby. Czy to dziwne?? Potem strasznie wyczekiwałam na Jego odpowiedź smsową i cały czas jakoś tak myślałam o Nim. w końcu wieczorem się spotkaliśmy, ale jakoś tak dziwnie się czułam. Nie czułam jakoś tej radości - czyżby to wyczekiwanie spowodowało osłabnięcie tej radości wtedy? I jakoś tak już nudziło mnie to trochę i chciałam by szybciej godziny mijały. Źle się z tym czułam, bo może nie powinnam własnie tego czuć. Potem pod koniec gdy siedzieliśmy sobie tak w ciszy, było mi po prostu dobrze, tak normalnie, ale dobrze. Ale dziś miotają mną różne emocje. Zaczęłam bardziej myśleć o swoim byłym chłopaku, który był raczej moją 1-wszą taką miłoscią. Wróciły wspomnienia itp. Czy nie powinnam myśleć o swoim teraz chłopaku, a nie byłym?! Ze swoim byłym chłopakiem związek skończył się w tamtym roku na początku wakacji. I myślę, ze go już przetrawiłam, tzn przynajmniej tak się mi wydawało i nic ku temu inaczej nie wskazywało. Inaczej nie zaczynałabym nowego związku. Tylko skąd teraz takie silniejsze myślenie o tym byłym? Czy to po prostu kryzyz, który minie? Który po prostu muszę pretrwać? Czasem wydaje mi się, ze tak naprawde my mało ze sobą rozmawiamy o takich naprawde waznych rzeczach, o sobie. Tzn na pewno ja mniej. Zreszta jak sie juz widzimy, to jakos nie trzeba mi duzo slow, wystarcza sama obecnosc. Ale czasem tak bardzo chcialabym, bysmy rozmawiali ze soba duzo, o wszystkim. A wiec kontynuuje: Chcialabym zebysmy sie lepiej poznawali. Bysmy robili razem wspolnie rozne rzeczy, a nie tylko siedzieli czy spacerowali. Tylko, ze wlasciwie jak sie widujemy tylko raz na jakis czas to coz mozemy wiele robic? Teraz na swieta sie widzimy, ale potem moze za 2tyg a moze za miesiac. Dziekuje za rade i pozdrawiam.

* * * * *

No, na pewno nie powinnaś teraz myśleć o byłym chłopaku bo to już zamknięty rozdział. Ale powodem tego, że o nim myślisz jest porównywanie tych emocji, które Ci towarzyszyły wtedy z obecnymi teraz i sprawdzanie czy jest tak samo. Zgadza się? No i wychodzi Ci, że nie jest. A wiesz dlaczego? Po pierwsze, tamta miłość, pierwsza miłość była niezwykła, bo była pierwsza, a wszystkiemu co jest pierwsze towarzyszą zupełnie inne emocje. Pisałam o tym w odp nr 575. A po drugie Ty ciągle szukasz tych emocji, tymczasem miłość nie jest tym samym co zakochanie. Wasz związek trwa pół roku i być może już ten etap macie za sobą, pisałam o tym w tym artykule: [zobacz].
Może też być tak, że od początku nie towarzyszyły i nie towarzyszą temu mocne emocje ale to nie świadczy o tym, że miłość jest gorsza, o tym w odp nr 13. Droga Magdo, poczytaj podane odpowiedzi i artykuł, pomyśl czy coś z tych rzeczy Cię nie dotyczy. A co spędzania wolnego czasu: tak, tu masz rację, że powinniście spędzać czas bardziej aktywnie. To nawet jest konieczne by się lepiej poznać. Trzeba rozmawiać, pójść gdzieś. Inicjatywą wykazujcie się oboje, bo Ty też możesz coś zaproponować. To go zachęci i następnym razem on coś wymyśli. A fakt, że na początku trudno nam ze sobą rozmawiać po jakiejś przerwie jest normalny. Trzeba się troszkę oswoić i jest lepiej, tylko, że wtedy akurat nastaje czas wyjazdu. No, pracujcie nad tym, próbujcie. Z Bogiem!


Ostatnia aktualizacja: 09.06.2021, 10:11


[ Powrót ]
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej