Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki
miłość czy Miłość?

Odpowiedzi na pytania

Odp: [1-50], [51-100], [101-150], [151-200], [201-250], [251-300], [301-350], [351-400],
[401-450], [451-500], [501-550], [551-600], [601-650], [651-700], [701-750], [751-800], [801-850], [851-900]
[901-950], [951-1000], [1001-1050], [1051-1100], [1101-1150], [1151-1200], [1201-1250], [1251-1300],
[1301-1350], [1351-1400], [1401-1450], [1451-1500], [1501-1500], [1551-1600], [1601-1650], [1651-1700],
[1701-1750], [1751-1800], [1801-1850], [1851-1900], [1901-1950], [1951-2000], [2000-2050], [2051-2100],
[2100-2150], [2151-2200], [2201-2250], [2251-2300], [2301-2350], [2351-2400], [2401-2450], [2451-2500],
[2501-2550], [2551-2600], [2601-2650], [2651-2700], [2701-2750], [2751-2800], [2801-2850], [2851-2900], [2901-2950], [2951-3000],
[3001-3050], [3100-3100], [3101-3150], [3151-3200], [3201-3250], [3251-3300], [3301-3350], [3351-3400],




  Ewelina, 17 lat
1250
20.09.2006  
Ja już zadaje pytanie po raz drugi chciałabym się dowiedzieć co pani myśli o dochowaniu czystości przedmałżeńskiej? Bo wszycy, z którymi rozmawiałam na ten temat mówili mi głównie chłopcy że ja jestem nie nowoczesna,że teraz jest inaczej najpierw seks a pózniej ślub. Pytałam się tych chłopców,w których najbardziej pokładałam nadzieje, że oni są inni niestety zawiodłam:( z góry dziękuje za opinie w tej sprawie

* * * * *

Moje zdanie na ten temat jest tutaj: [zobacz]
I to nieprawda, że jesteś nienowoczesna. A jeśli Ty jesteś to ja też jestem i mój mąż i moi znajomi i mnóstwo osób, które znam. Ale to fajna nienowoczesność, w każdym razie ja ją - z doświadczenia - gorąco polecam!

  Zakłopotana, 18 lat
1249
20.09.2006  
To ja z pytania 1228.Otuż sprawa ma się tak, jak mi poradzono..poza tym, że nie powiedziałam rodzicom....Ksiądz juz poczynił kroki do zżucenioa sutanny...wiem, że rozmawiał z proboszczem.... Brdzo czuję się winna....i nie wiem co dalej.On chce być\"wolny\"od sutanny..On chce być ze mną....i ja teraz nie wiem, skoro tak jest to może mam spróbować??Choć, czuje się bardzo winna temu co się wydażyło....sama nie wiem co teraz mam robic....nie potrafie tak dalej żyć....boje się, że Bóg ukaże mnie za to...

* * * * *

Przecież napisałam Ci już co powinnaś zrobić: jak najszybciej powiedzieć rodzicom. Dlaczego nie chcesz tego zrobić skoro to prawda? Bez tego sprawa zostanie nagłośniona w bardzo niekorzystnym dla Ciebie świetle. Nie możesz chronić jego kosztem siebie. Oczywiście nie możesz się winić za jego czyny jeśli nie miałaś w tym udziału. Nawet więc jeśli on faktycznie "zrzuci sutannę" (choć księdzem nigdy nie przestanie być, nie wiem czy to tym wiesz? Bo śluby obowiązują dożywotnio) to nie możesz mieć z tego tytułu wyrzutów sumienia. Niepokoi mnie natomiast i to bardzo Twoje pytanie czy powinnaś spróbować? Czego spróbować? Grzesznego związku z księdzem??? Bo tak by to niestety wyglądało. To tak jakbyś chciała związać się z żonatym mężczyzną, bo on postanowił "zrzucić obrączkę". Dokładnie na to samo by wyszło. Księdzem lub małżonkiem jest się do śmierci, chyba, że zaistnieją bardzo szczególne okoliczności typu: stwierdzenie nieważności zawartego małżeństwa (nie unieważnienie małżeństwa - jak to się niektórym wydaje) i zwolnienie ze ślubów kapłańskich przez papieża. Są to jednakże zupełnie wyjątkowe i bolesne przypadki, badane latami. Pomyśl jak zareagowaliby Twoi rodzice jakbyś postanowiła się z nim związać? Byliby zadowoleni? Skoro zatem naprawdę masz w sobie poczucie przyzwoitości i chcesz dobrze dla tego księdza to zerwij z nim wszelki kontakt, poinformuj rodziców i trzymaj się z daleka od tej afery. Nie przyczyniaj się do czyjegoś grzechu ani nie pozwól aby niesłusznie winą obarczano Ciebie - jeśli nie ma ku temu powodów. A ten ksiądz za swoje uczynki sam odpowie, Ty nie musisz się tym niepokoić. Módl się o światło Ducha św. Odwagi!

  Konrad, 20 lat
1248
20.09.2006  
Dzień Dobry:) Prosiłem już Panią o rady (1140 i 1185), za które bardzo dziękuję. Jednak od tamtego czasu dużo się zmieniło i niestety na... gorsze. W odpowiedziach, które od Pani uzyskałem, twierdziła Pani, że ta dziewczyna na pewno coś do mnie czuje, że ona przełamuje swoje kompleksy poprzez zainteresowanie mną, a także, że robi to dla mnie. Stwierdziła też Pani, że bardzo mi ufa skoro prosi mnie o rady, że jestem jedynym chłopakiem, którym jest zainteresowana. Niestety według mnie to wszystko było \"sztuczne\" i nieprawdziwe, no chyba, że ta dziewczyna tak bardzo kryje swoje uczucia i udaje, że jest silna psychicznie, ale w głębi duszy coś do mnie czuje. Otóż kiedy w końcu się zobaczyliśmy w szkole po wakacjach, to troszkę mało rozmawialiśmy, bo wiadomo początek szkoły, więc miałem do załatwienia dużo spraw organizacyjnych. Natomiast w niedzielę (10.09) dostałem od tej dziewczyny smsa, że nie mamy wielu wspólnych tematów do rozmowy i żebyśmy się nie oszukiwali. Przyznam, że poczułem się mocno urażony i cały tydzień unikaliśmy się i nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa i nie pisaliśmy smsów. W końcu zdecydowałem, że tak nie może być, że unikanie się nawzajem to nie jest rozwiązanie i postanowiłem do niej zadzwonić w niedzielę (17.09). Jednak ta dziewczyna nie odbierała telefonu, a kiedy nagrałem się na pocztę, czy może odebrać i ze mną porozmawiać, to ona wyłączyła telefon, bo zgłaszała się tylko poczta. W poniedziałek w szkole ponownie się unikaliśmy. Ale po szkole dostałem od tej dziewczyny smsa, czy mogę podać jej mój numer GG i ona się do mnie odezwie (pisała od siostry, bo ona nie ma komputera). Wyjaśniłem jej całą sytuację. Przeprosiłem ją za moje obojętne zachowanie, jednak ona twierdziła, że jest to jej obojętne, że teraz jej to odpowiada, że wreszcie czuje się w klasie normalnie, mimo że w czasie wakacji pisała mi, że nienawidzi tej klasy. W końcu dowiedziałem się, że te wszystkie smsy i głuchacze, które mi wysyłała podczas wakacji to były tylko zwykłe smsy jak każde inne. Przyznam szczerze, że mnie to zirytowało, bo opisywała mi takie szczegóły, których na pewno nie pisała innym osobom. Oprócz tego stwierdziła, że pisała do mnie, bo była skłócona ze swoimi koleżankami, które mieszkają bliżej niej. I w końcu kiedy zapytałem co z nami teraz będzie, jak mamy się wobec siebie zachowywać, to ta dziewczyna stwierdziła, że ma to wyglądać tak jak teraz, czyli mamy ze sobą nie gadać i mamy się unikać, a ponieważ ja ją szanuję to stwierdziłem, że jak chce, ale jakby coś jej się odmieniło i przemyślała co nieco to mój numer zna. BARDZO PROSZĘ PANIĄ O RADĘ. Co teraz? Jak ja mam się zachowywać? Jestem przekonany, że ta dziewczyna strasznie ukrywa to, że coś do mnie czuje. Tylko nie wiem jak teraz postępować, żeby mieć jeszcze jakiekolwiek nadzieje, abyśmy byli razem. Czy ta dziewczyna może zmienić zdanie na mój temat i może ponownie wykazywać mną zainteresowanie? Bardzo proszę o pomoc. Z góry dziękuję:)

* * * * *

No wiesz, Konrad, jestem zaskoczona! Przychodzą mi do głowy dwa rozwiązania: albo ona długo czekała na jakiś znak od Ciebie (a propos czy zaproponowałeś jej wtedy odwiedziny?) i skoro się nie doczekała to teraz chce Tobie pokazać jak to dobrze. Albo faktycznie to wszystko było spowodowane tym, że coś jej nie wychodziło w kontaktach z koleżankami a Ty byłeś takim "psychoterapeutą". Może nawet nie grała, może to było autentyczne, bo byłeś jej potrzebny. Teraz zaś skoro uporała się ze swoimi problemami poszedłeś w odstawkę. I jedna i druga postawa jest bardzo niedojrzała. Tak czy inaczej Ty zachowałeś się bardzo mądrze. Dokładnie tak należało zrobić: pozostawić jej kontakt, jak będzie chciała to się odezwie. Ewentualnie za jakiś czas np. za 2-3 tygodnie możesz ponowić prośbę o rozmowę. Choćby dlatego, że należą Ci się słowa wyjaśnienia.
No przykro mi, że tak zostałeś potraktowany. Jej zachowanie wskazywało na prawdziwe zainteresowanie Twoją osobą. Oczywiście może być jeszcze prawdziwa ta pierwsza ewentualność, że Ty jej się podobasz i dlatego potrzeba trochę czasu, by wszystko przemyślała. Nie rób żadnych gwałtownych ruchów i poczekaj na rozwój wydarzeń. Mam nadzieję, że wszystko się w najbliższym czasie wyjaśni. Powodzenia.

  Anna, 16 lat
1247
20.09.2006  
Czy miłość na odległość ma sens i może przetrwać? Obydwoje mamy raptem po 16 lat. Czy wtym wieku można być już prawdziwie zakochanym? W ciągu roku widzimy się tylko przez 2 miesiące (czyli przez okres wolny od nauki) i przez wolne majowe, ponieważ dzielą nas długie kilometry. Mimo to zdecydowaliśmy się być razem. Rozmawiamy prawie codziennie przez internet, piszemy sms-y. Czy warto się w to mocno angażować? Codziennie modle się do swojego i jego Anioła Stróża by pomógł nam być razem.

* * * * *

O związkach na odległość pisałam w odp. nr 97, 120, 112, 132, 278, 620, 864, proszę przeczytaj. Zakochanym w tym wieku najczęściej się jest, natomiast pewnie pytasz o to czy to już jest prawdziwa miłość (zobacz różnice w odp. nr: 15, 906). Nie można jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie czy Wasz związek ma sens i czy warto, bo to dopiero się okaże. Miłość rodzi się długo, poprzez poznanie dwojga osób, poprzez ustalenie hierachii wartości, poprzez próby (choćby takie jak ta - dzieląca Was odległość). Próbować zawsze można. Trzeba tylko mieć świadomość pewnych ograniczeń, pewnych niedogodności i tego, że nie zawsze będziecie razem wtedy gdy będziecie tego potrzebowali. Jeśli jednak mimo tego zdecydujcie się na związek i będziecie się starali, żeby on przetrwał i żebyście byli sobie coraz bliżsi to znaczy, że był to dobry wybór. Jeśli jednak Wam się nie uda - będziecie bogatsi o to doświadczenie. Powodzenia!

  Kasia, 21 lat
1246
20.09.2006  
Witam Mój problem polega na tym że odtrącam większość osób, chodzi mi zarówno o przyjażnie oraz o związki z chłopcami. Czuje się jak w jakimś błędnym kole jestem bardzo samotna bardzo brakuje mi bliskich osób, przyjaciół a nie umiem się do nikogo zbliżyć. Gdy widzę że jakiś chłopak jest mną zainteresowany a i on mi się podoba odczuwam lęk, sama nie wiem przed czym, najczęściej udaje wtedy obojętność. Niby wszystko jest ze mną w porządku, jestem podobna do moich rówieśniczek, może ma to związek z moją sytuacją rodzinną, wychowywał mnie tylko ojciec, moja mama zginęła gdy byłam dzieckiem ale on bardzo się starał żeby wszystko było jak trzeba, pmagali nam dziadkowie, nie mogę powiedzieć żebym była jakoś bardzo zaniedbywana ale też nie wszystko było idealnie. Szukam winy w sobie że nie potrafię się otworzyć na innych ludzi boję się że nigdy nie założe własnej rodziny.

* * * * *

Na pewno nasza sytuacja w domu rodzinnym ma wpływ na nasze postrzeganie świata, na nasze lęki i zahamowania. Jednak możliwe jest mimo pewnych urazów w przeszłości "normalne" życie. Trzeba tylko zastanowić się czego mi w rodzinie brakowało, czego nie doświadczyłem, a czego było za dużo. Czego nie akceptuję i jak chciałbym, żeby było u mnie. I starać się tak żyć. To nie jest łatwe, bo nasza podświadomość przechowuje pewne obrazy i zdarzenia. Czasem trzeba nawet skorzystać z pomocy psychologa. Jednak nie możemy pozwolić sobie wmówić, że przez to, że byliśmy "niestandardowi" jesteśmy gorsi, czegoś nie potrafimy lub coś nam się nie uda. To wszystkie negatywne doświadczenia możemy przerobić na naszą motywację w dążeniu do innego życia. Kasiu, nie mogę na podstawie Twojego listu powiedzieć jednoznacznie czym jest spowodowana Twoja postawa, mam za mało danych. Wydaje mi się, że lękiem przed zranieniem i ucieczką zawczasu, ale nie mogę Ci odpowiedzieć na pytanie co na to wpłynęło. Przeczytaj proszę odp. nr: 468, 484, 520, 600, 699, może tu znajdziesz rozwiązanie swojego problemu. Jeśli jednak będziesz czuła, że nie jesteś w stanie sama sobie z nim poradzić to zajrzyj na tą stronę: www.spch.pl

  Aśka, 17 lat
1245
20.09.2006  
Dziekuje za odpowiedź 1229 męczy mnie teraz jeszcze jedno bo od czasu kiedy on powiedział mi o zdradzie można powiedzieć że zaczął w pewnym sensie zaloty tzn ciągle szuka pretekstu do rozmowy i bycia przy mnie... Jest to męczące, a najgorsze w tym wszystkim jest to że nie mogę jakby zerwać z nim kontaktu bo chodzimy do jednej klasy LO.. I zastanawiam się teraz co ja mam z tym wszystkim robić bo do chwili uświadomienia mnie o jego czynach miałam zamiar o niego walczyć, a teraz choćbym chciała to nie umiem mu tego wybaczyć żeby wszystko mogło wrócić do normalnego stanu rzeczy.... Naprawde nie mam pojęcia, czuje się zagubiona....

* * * * *

No to faktycznie kontaktu całkowicie nie możesz zerwać, ale w takim radzie polecam Ci rady z odp. nr: 80, 526, 653, 825 jak poradzić sobie z uczuciem, o którym trzeba zapomnieć. To, że teraz szuka kontaktu z Tobą zakrawa na kpiny i tym bardziej utwierdza mnie w tym, co napisałam Ci poprzednio: że on potrzebuje nieustannego dowartościowania się w ten sposób. Nie wie biedny, że męskość nie polega na podbojach seksualnych tylko na byciu mądrym i odpowiedzialnym człowiekiem (pisałam o tym w odp. nr: 25, 50, 340, 1101). Co możesz zrobić? Ignorować go, aż mu się w końcu znudzi. Dasz tym dowód tego, że uważasz się za osobę wartościową i nie masz zamiaru mu ulec. On już miał u Ciebie swoje pięć minut- niestety fatalnie je wykorzystał. Teraz to Ty nie chcesz. I nie musisz. Czekasz na kogoś kto będzie mądrzejszy i weźmie odpowiedzialność za to co robi i mówi. Trzymaj się Asia, poczytaj odpowiedzi, które Ci poleciłam i próbuj o nim zapominać. Bo tylko w ten sposób się wyzwolisz od tego - jakby nie było - niedobrego uczucia.

  ja:), 18 lat
1244
19.09.2006  
Czy można modlić się o konkretnego chłopaka? Jest między nami uczucie. Myślę że z mojej strony jest blisko słowa MIŁOŚĆ. Chciałabym spędzić z Nim życie chciałabym ofiarować mu dużo miłości i dobra. Myślę że zakochanie już dawno przeszło. Naprawdę myśle bardzo poważnie o tym. Tylko z Jego strony jest troche inaczej. Nie wie co jest w Jego sercu narazie nie chce sie podjac takiego czegoś nie jestem dla niego najwazniejesza osoba ale prosi żebym się modliła. Czy moge się modlić o miłość między nami? Jestem gotowa czekać na niego nawet kilka lat.

* * * * *

Tak, oczywiście, możesz się modlić. Pisałam o takiej sytuacji w odp. nr: 88, 156, 1108.

  Ola, 16 lat
1243
19.09.2006  
Dzieńdobry... moja ostatnia wypowiedz to nr 1225... po odpowiedzi dostałam takiego kopa i tyle energii .... dziękuję... :* jest mi iesamowicie cięzko... Ula dziś ma opis ze wczoraj do niej dzwonił a dzis dostała list i znając zycie w odpowiedzi na ten list naopowiada o mnie takich bajek jakich swiat nie widział... ze mną Piotrek nie utrzymuje kontaktu a mi kazał obiecac ze będę pisała do niego a nawet nie przysłał mi adresu... jest mi tak cięzko kiedy ona specjalnie jak ja jestem dostępna robi takie opisy... tak bardzo za nim tęsknie...są chwile kiedy juz zapominam kiedy jest mi dobrze z przjaciółmi ale kiedy jestem sama w pokoju... kiedy widze opisy uli... wszystko wraca i tak mi smutno tak zle... Już nie wiem co zrobić... jak mam to zrobić żeby nabrać do niego dystansu... najbardziej mi przykro ze po tym ile mu pomagałam jako \"psycholożka\" nawet do mnie nie napisał a do Uli z którą non stop się kłucił dzwonił 2 razy i napisał list... co ja zrobiłam żle??? czemu on tak mnie potraktował.... czemu to jak zwykle ja jestm gorsza niz ona... ta motaczka i kłamczucha...

* * * * *

Niczego nie zrobiłaś źle. A Ula kompletnie nie zdaje sobie sprawy, że takim utrzymywaniem z nim kontaktu i pielęgnowaniem w sobie złudzeń robi sobie dużą krzywdę. Bo Ty swój ból przechodzisz teraz, a ją to czeka w przyszłości. Przykro mi, że ona tak się zachowuje, ale pomyśl o niej właśnie w ten sposób: że tak naprawdę to ona jest w gorszej sytuacji, bo nie pogodziła się z tym z czym Ty już sobie radzisz. To, że on powiedział, że chce żebyś pisała a nie dał Ci adresu da się wytłumaczyć tak: on nie chce, żebyś do niego pisała (i dlatego Ci adresu nie dał), ale nie wypadało mu powiedzieć inaczej, tzn. on myślał, że nie wypada. Tak jak pisałam wcześniej: on nie ma odwagi i stąd te wszystkie wykręty i nie mówienie wprost. Do niej się odzywa, bo wobec niej nie czuje się winny. Do Ciebie nie bo jesteś jego wyrzutem sumienia (pomogłaś mu a on Cię tak potraktował i mu głupio). I to jest wytłumaczenie tej sytuacji. To bardzo dobrze, że nie masz jego adresu. To idealna sytuacja, bo nie będzie Cię kusiło do pisania i nie będziesz miała dylematu. Rozumiem, że cierpisz i na pewno to jeszcze trochę potrwa, ale nie załamuj się i staraj się teraz myśleć o sobie. Wykorzystuj rady z tamtych odpowiedzi i miej nadzieję, że kiedyś pokochasz z wzajemnością.

  Ktoś, 17 lat
1242
19.09.2006  
Witam! Chodze od roku z chłopakiem. Na poczatku poszlismy dośc daleko w sferze cielesności, dużo calowalismy się (namiętnie) i dotykalismy się. Nadal jestem dziewicą. Po około miesiacu weszłam na ta stronke i dowiedziałam się wielu rzeczy o czystości. bałam się jednak powiedziec chłopakowi o tym, że przeszkadza mi to, co robimy, że mam wyrzuty sumienia. Jednak po około dwóch miesiacach porozmawialiśmy powaznie i staralismy się wytrwać w czystości. Było bardzo cięzko, czasem upadalismy. Trwałam wtedy w tym grzechu az do momentu gdy wyrzuty sumienia były juz okrone. Szłam wtedy do spowiedzi. On też. Ja po kazdy, upadku bardzo płakałam i to przy nim i jemu było zawsze głupio że mi sprawił przykrośc i starlismy dalej wytrwac w czystości. Od dwóch miesięcy prawie w ogólwe nie upadamy. Trzymamy sie za ręce, czasem przytulimy. On ma 21 lat. Mówi, że jestem dla niego najwazniejsza, planuje nasza wspólna przyszłość. Poszeł na studia i chce pó.xniej pracować aby mi zapewnic godny byt. Jest cudowny, moge sie mu zawsze wyżalic, gadamy o wszystkim. Ja jestem bardzo wierząca, on jest takim typowym katolikiem niedzielnym. Rozmawiam z nim duzo o Bogu, poleciłam mu ta stronkę. Drukuje mu niektóre artykuły. Ale do rzeczy. W ciągu tych dwóch miesięcy moje uczucie do niego osłabło. Zaczełam męczyc się w tym związku. Nie wiem co do niego czuje. Czesto kłócę się z nim o drobiazgi, jestem na niego zła. Czy to mozliwe, że to co do niego czułam było tylko zauroczeniem, zaslepieniem pożadaniem fizycznym i ja nic do niego tak naprawdę nie czułam? Bo gdy ju z trwamy w czystości to jest coraz gorzej... Co mam robić?

* * * * *

Niekoniecznie Twoja miłość osłabła, niekoniecznie było to tylko zauroczenie. Może jednak nie wiesz, że związek przechodzi różne etapy i takie opadnięcie emocji jest naturalne. Pisałam o tym w odp. nr: 15, 906. Na pewno natomiast na pewnien realizm w patrzeniu na Twojego chłopaka ma teraz wpływ to, że zaprzestaliście kontaktów w sferze cielesności, więc widzicie wszystko wyraźniej i jaśniej. Fizyczność zakłada nam na nos takie przyróżowione okulary. Dzieje się tak dlatego, że wówczas każdy kontakt z ukochanym jest dodatkowo wzbogacony przyjemnością cielesną. Dlatego nam jest tak dobrze, tak błogo i wydaje się, że ukochany nie ma żadnych wad. Niestety jest to złudne, bo przecież nikt nie jest aniołem. Czystość zdejmuje z nosa te okulary, ale to nie znaczy, że odbiera nam to co najlepsze. Lepiej przecież patrzeć przez czystą szybę prowadząc samochód, świadomym tego co nas na drodze czeka niż zrobić sobie tylko szparkę w brudzie łudząc się, że nic złego na nas nie czycha, prawda? Tak też jest z życiem w czystości. Patrzymy wyraźniej, ale to jest pełen obraz sytaucji. I o to chodzi. Więcej o tym dlaczego tak jest pisałam w artykule: [zobacz]
No i jeszcze jedno: pamiętaj, że panem grzechu jest szatan. Skoro zatem Wy mu się wyrwaliście, to on teraz nie może się z tym pogodzić i robi wszystko, żebyście uwierzyli, że decyzja o czystości była błędna. Dlatego te nieporozumienia, kłótnie o drobiazgi. Żeby Was przekonać, że czystość jest zła, nudna, a cielesność pociągająca. Żebyście myśleli, że jak wrócicie do grzechu to znów będzie pięknie a problemy same się rozwiążą. Myślę, że teraz przed Wami bardzo piękny i ważny etap związku: poznawanie się naprawdę, docieranie się no i rozwijanie tego co Was łączy. Już nie tylko uczuć, ale postaw. Tak właśnie rodzi się prawdziwa miłość. Zatem: powodzenia!

  Anka, 20 lat
1241
19.09.2006  
Czy internet to normalne miejsce do szukania mężczyzny swojego życia??

* * * * *

Tak , sam internet jest miejscem jak każde inne, no ale oczywiście trzeba mieć świadomość na jakim portalu czego się spodziewać, żeby potem nie było szoku albo choć rozczarowania, że tamta osoba ma zupełnie inną hierarchię wartości albo (nie daj Boże!) szuka tylko przygód seksualnych. Polecam nasze Źródełko: [zobacz]
Mamy już kilkanaście małżeństw, nie licząc szczęśliwie zakochanych - jeszcze przed ślubem :.

  Z, 24 lat
1240
19.09.2006  
Czy można się spotykać z kimś kto nie dawno się rozstał z kimś innym? Jaki czas musi upłynąć od zerwania żeby druga strona nie myślała o tym kto ją porzucił?

* * * * *

Czas jest zawsze indywidualny. Jedni radzą sobie szybciej, inni wolniej. To zależy na jakim etapie był tamten związek, w jakim wieku byli ci ludzie, czy była to obupólna zgoda na rozstanie czy jednostronne zerwanie, naprawdę mnóstwo czynników ma tu wpływ. Najważniejsze jest to, by ci, którzy się rozstali nie czuli do siebie złości, żalu, nie czuli się porzuceni. Po prostu żeby mieli uwolnione serce od tamtego człowieka. Idealnie by było, gdyby to był taki stan, kiedy nic już "nie rusza" na widok tamtej osoby i kiedy można się spokojnie jemu pokazać z kimś innym. Ale że każdy ma inną wrażliwość to trudno czekać czasem kilka lat, by "nic nie ruszało". Dlatego wystarczy, żeby źle o tamtej osobie nie myśleć, nie myśleć o powrocie i nie zastnawiać się jak by nasze życie z nią wyglądało. Pogodzić się z sytuacją i wybaczyć. Wtedy można zacząć rozglądać się za kimś innym.
Czy można się związać z taką osobą? Tak, można, tylko po pierwsze: trzeba mieć pewność, że tamten związek jest definitywnie zakończony. Bo inaczej to będą telefony, wyrzuty, powroty, zastanawianie się kogo się naprawdę kocha i obawa, że jest się "klinem". Tu naprawdę trzeba mieć całkowitą jasność, żeby nie było potem dramatu. Po drugie: jeśli od rozstania upłynęło niewiele czasu to trzeba mieć świadomość, że poszczególne etapy nowego związku mogą być dłuższe, bo ta osoba może nosić w sobie jakieś poranienia, jakiś żal i po prostu trudniej jej na nowo zaufać, jest bardziej ostrożna. Nie można tych etapów na siłę przyspieszać, można się tylko pogodzić z tym i czekać. Szczególnie gdy chodzi o sytuacje, o której piszesz: że ta osoba została porzucona. Tu byłabym szczególnie ostrożna, bo właśnie przy porzuceniu o pogodzenie się z sytuacją najtrudniej.
Generalnie nie można zaczynać nowego związku gdy nie możemy w pełni skupić się na tej "nowej" osobie. Bo to nie może być tak, że ta osoba będzie naszym pocieszeniem, że będziemy jej opowiadali jak to zostaliśmy wykorzystani i ona nam będzie pomagała dochodzić do siebie. To nie jest zdrowe i nie wolno się na taką rolę godzić. Najpierw trzeba się uporać z uczuciamia, zamknąć tamten rozdział za sobą i dopiero ponownie startować w konkury. Trzeba mieć wolne serce. Jeśli zatem widzisz, że Twój wybranek już sobie z problemem poradził - możesz próbować, jeśli nie - będziesz się ciągle czuła/czuł na drugim miejscu.

  no-name, 19 lat
1239
18.09.2006  
Jaki jest najskuteczniejszy sposób by zapomniec o kimś, o kim się ciągle myśli? Chodzi mi oczywiście o chłopaka.Czy zerwanie kontaktu, pozbycie się pamiątek załatwi sprawę? Zaznaczam, ze nie jesteśmy, ani nie byliśmy razem,on kiedys zaangażował się w naszą znajomość, ale ja nie zgodziłam się z nim być,czułam po prostu, ze to nie jest ten człowiek a teraz brakuje mi tego \" ciepełka\", które od niego otrzymałam.On wypełnił na chwilę pustkę, jaka we mnie była, a teraz, gdy odszedł(twierdzi, ze nie z powodu mojego NIE, ale czy może być inna możliwość? Czy ktoś nagle w 2 tgodnie zmienia zdanie?uczucia?), znów jest pusto, ale moja wyobraźnia działa i chyba pokochałam własne wyobrażenia, bo on jest innym człowiekiem, niż ten, o którym myślę. Mam świadomość tego, ze takie fantazjowanie jest typowe i nie ma nic wspólnego z prawdą, (ewentualnie sa to wspomnienia, ale on się zmienił i nie jest juz takim człowiekiem jak kiedyś )ale nie wiem, co mam zrobić, zeby pozbyć sie tych myśli. A może powinnam zrobić odwrotnie- starać się spędzać z nim czas i w ten sposób, poznając jaki jest teraz, w mojej głowie miejsce fantazji i wspomnień zajmie jego rzeczywisty obraz? dodam, że w tej chwili utrzymujemy kontakt od czasu do czasu( nawiasem mówiąc on tego czasu nie ma dużo, gdy miał, to widywaliśmy się częściej), a ja nie chcę mu sę narzucać, wiec spotkania wychodzą z jego inicjatywy

* * * * *

O tym jak zapomnieć pisałam w odp. nr: 80, 526, 653, 825. Wyrzucenie pamiątek od razu problemu nie rozwiąże, ale jeśli Ci po tym ulży to polecam. Natomiast zerwanie kontaktu bardzo dużo daje, o tym pisałam właśnie w polecanych odpowiedziach. Co do nagłego odejścia: nie jest możliwa zmiana uczuć i decyzji w 2 tygodnie. Jeśli tak się dzieje to nie była miłość tylko przelotne zauroczenie. Ale może odszedł dlatego, że Ty nie chciałaś z nim być i uznał, że czekanie na Ciebie nie ma sensu, bo może nie zmienisz nigdy zdania. A może uniósł się honorem? Skoro czytałaś już o wyobrażeniach to nie będę się powtarzać, natomiast pomysł z nawiązaniem kontaktu, by zobaczyć jaki on jest i "może sobie go obrzydzić" ;-) nie jest dobry. Bo chłopak też ma uczucia i nie można nim - jako środkiem - się leczyć. Ale wiesz, zastanawia mnie jedno. Skoro Ty mu się podobałaś, on podoba się Tobie to może jeszcze nie wszystko stracone? No tak, ja wiem, że on odszedł i jeśli definitywnie określa swój stosunek do Ciebie to trudno. Ale jeśli sam inicjuje spotkania to chyba wcale nie chce o Tobie zapomnieć? Może spróbujesz delikatnie wybadać jaki ma do Ciebie stosunek? Może macie wspólnych znajomych? Może - zanim podejmiesz zdecydowane kroki, by się od niego uwolnić - spróbujesz się tego wszystkiego dowiedzieć? Możesz skorzystać z rad w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912. Trafnych decyzji!

  Słoneczko, 20 lat
1238
18.09.2006  
Kiedy wiadomo, że jest się już gotowym na miłość? Mam już 20 lat i nigdy nie miałam chłopaka? Czasami zazdroszczę koleżankom, które już kogoś mają.

* * * * *

Polecam odp. nr 553 i 817.

  Magda, 25 lat
1237
18.09.2006  
Witam! Jestem osobą o niskim poczuciu własnej wartości. Nie do końca się akceptuję moje ciało i osobowość. Zawsze mi się wydawało, że jak znajdę chłopaka, to wtedy wszystko się zmieni, on pomoże mi w pełni zaakceptować siebie. Być może tak by było, gdyby nie fakt, że do tej pory nie udało mi się stworzyć z nikim związku. Albo to ja uciekałam, albo chłopak przestawał się odzywać. A może właśnie Bóg tak mnie prowadzi, żebym najpierw mogła siebie pokochać i dopiero wtedy poznać kogoś z kim stworzę rodzinę. Bo inaczej bym tą osobę skrzywdziła. To, że nie kocham siebie bardzo utrudnia mi też kochanie Boga. Dopiero niedawno Pan Bóg pozwolił mi to zrozumieć. Zawsze mi się wydawało,że mam problem z wiarą. Ale ostatnio zrozumiałam,że tu chodzi właśnie o miłość... Bo gdy pokocham siebie, to będę potrafiła pokochać Boga i ludzi. Taką przynajmniej mam nadzieję. Wydaje mi się,że teraz robię wszystko przez siłę, nie z miłości do Boga. Pomagam ludziom, staram się wypełniać przykazania Boże. Ale zbyt mało w tym wszystkim miłości. Słyszałam o sesji \"Poznanie i akceptacja siebie\" w Ignacjańskim Centrum Formacji Duchowej. Ale trochę się obawiam takiego wyjazdu i myślę sobie,że może nie jest ze mną aż tak źle?! A może są jakieś inne sposoby na zaakceptowanie własnego ciała i osobowości? Czy mogłaby mi Pani polecić jakąś dobrą literaturę albo ćwiczenia duchowe? Będę bardzo wdzięczna za wszelkie wskazówki. Pozdrawiam serdecznie!

* * * * *

Nie będę się wypowiadać na temat tej sesji, ale rekolekcje ignacjańskie to zawsze "mocna rzecz", więc może warto? Na pewno nie są one tylko dla osób, "z którymi już tak źle", a zresztą czy nie lepiej zrobić coś więcej niż zamartwiać się, że za mało? Co do innych ćwiczeń duchowych w tej materii - naprawdę, nie jest to "mój temat", więc nie będę nic doradzać, żeby nie zepsuć. Ale może zadaj to pytania na Forum Pomocy www.katolik.pl. Myślę, że otrzymasz różne propozycje.
Poza tym: czasem owo "na siłę" to właśnie jest miłość. Bo gdyby nią nie było to byś tego nie robiła. To, że nie robimy czegoś spontanicznie ani z zapałem nie oznacza, że nie wkładamy w to serca. Pielęgniarka w szpitalu po dziesięciu godzinach pracy też może się nie uśmiecha, ale spytaj czy chciałaby zamienić swoją pracę na inną. Na pewno nie. Jak ja jestem zmęczona po pracy i odgrzewam mężowi obiad padając z nóg to wcale nie znaczy, że nie ma w tym miłości. Miłość to nie uczucia, to decyzja i postawa (tym razem w innym wymiarze niż miłość oblubieńcza). Jeśli zatem komuś pomagasz nie myśl, że robisz to na siłę, po prostu pomagaj. Bóg to widzi.
Masz rację na pewno mówiąc, że dopóki nie pokochasz siebie trudno będzie Ci pokochać kogoś innego. Bo - jak słusznie sama zauważyłaś - druga osoba nie jest lekarstwem na całe zło, na nasze kompleksy.
A co do problemu poczucia niskiej wartości polecam Ci moje odpowiedzi: 421, 537, 950.

  Patrycja, 18 lat
1236
18.09.2006  
Mam malutki problem.... Przez miesiąc byłam z pewnym chłopakiem... W trakcie naszego \"bycia ze sobą\" dowiedziałam się, że okłamał mnie co do swojej byłej. Kiedyś mi wspominał, że zerwał z nią w kwietniu, a ja dowiedziałam się, że jednak było to w czerwcu zaraz przed naszym \"startem\". Jednak pomimo tego zakochałam się w nim! Jego była dziewczyna dzwoniła do niego codziennie wyrzucając mu, że koniec ich związku był spowodowany brakiem jego angażu. W sumie to opanowałam zazdrość i to przeżyłam...dużo na ten temat rozmawialiśmy i Łukasz zapewniał mnie o szczerości swojego uczucia do mnie. I było cudownie.... to był najwspanialszy okres w moim życiu... był... ponieważ już nie jesteśmy razem od 2 tygodni. On pod koniec sierpnia wyjechał ze znajomymi nad morze...nie odzywał się 5 dni i wrócił z wiadomością, że z nami koniec! Że jest ktoś inny...że mnie nie kochał i nie pokocha... Łukasz jest o rok młodszy ode mnie (ja mam 18 lat) i najdziwniejsze jest to, że jego nowa dziewczyna ma 21 lat :/ Chłopak nadal mówi mi cześć jak się widzimy i nie krępuję się pokazywać z \"nową\" przy mnie... Nie wiem co z tym zrobić... Ja nadal go kocham... Nie wiem czy mam dalej walczyć, czy zostawić tą całą sprawe!? Proszę o pomoc....

* * * * *

Droga moja Patrycjo! Padłaś ofiarą klasycznego "podrywacza". Tak naprawdę nie kochał ani Ciebie, ani poprzedniej dziewczyny ani obecnej. Bo miłość to nie zachwyt i emocje tylko postawa pragnienia dobra dla drugiego człowieka, to decyzja o byciu z nim na dobre i złe. Natomiast to co Twój chłopak odczuwał to nie miłość tylko zakochanie. Wpadł w pułapkę uczuć. Myśli on bowiem, że miłość polega na ciągłej fascynacji. Wyjaśniłam ten problem dokładnie w odp. nr: 15, 906, proszę przeczytaj a na pewno zrozumiesz dlaczego on się tak zachowuje.
No cóż, teraz tylko patrzeć jak zerwie z tą dziewczyną i znów będzie szukał tego ulotnego uczucia. Co robić? Absolutnie nie walczyć. Dopóki on sam nie zrozumie czym jest miłość nie ma szans na stały, dłuższy związek. Szkoda tylko, że rani przy tym niewinne dziewczyny. No cóż, przykro mi, ale to nie ma sensu. Poczekaj na tego, kto będzie wiedział na czym miłość polega.

  Pytająca, nastoletni lat
1235
18.09.2006  
Jak to jest z chłopakiem, gdy mu zależy na dziewczynie... Czy zawsze jest tak, że przejmuje inicjatywę -czy może być na tyle skrępowany przy dziewczynie, że nic nie robi, nie działa ? Bo chyba sam jego uśmiech, radość z rozmowy, rozgadanie mogą świadczyć po prostu o lubieniu. A skoro potrafi być taki wyluzowany przy rozmowie, a nic innego nie robi, to chyba jednak trzeba sobie darować. Jednak wątpliwości siedzą w środku. Dręczą od bardzo długiego czasu. Może więc najlepiej będzie po prostu szczerze mu wszystko wygarnąć, bez względu na konsekwencje ?-za długie czekanie na inicjatywę daje do myślenia, a w chwili obecnej zależy mi bardziej nawet na prawdzie niż na tym chłopaku - a przecież i tak, jeśli nie jest zainteresowany, to ucieknie...

* * * * *

No widzisz to wszystko zależy od tego ile już na tą jego inicjatywę czekasz. Jeśli długo - to owszem, można zaryzykować poważniejszą rozmowę, ale jeśli nie - lepiej nie wykładać kawy na ławę, bo chłopak może ma i dobre intencje, ale...wystraszy się, że dziewczyna jest taka śmiała, poczuje się naciskany i zwyczajnie zabraknie mu odwagi do kontynuowania znajomości. Jeśli zatem ten czas znajomości nie jest jeszcze zbyt długi to możesz najpierw skorzystać z rad w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912. Jeśli zaś nie masz już ciepliwości, bo czas oczekiwania przekracza normalne ramy początków kontaktu to możesz zaryzykować rozmowę. Przeczytaj też proszę odp. nr 1213 - pisałam o takim problemie i o tym jak go rozwiązać.
Dużo zależy też od charakteru. Jeśli - jak mówisz - chłopak na co dzień nie ma problemu w kontaktach, jest duszą towarzystwa to raczej nie bałby się zrobić dlaszego kroku i po prostu to taki jego sposób bycia. Pytasz czy zawsze to chłopak przejmuje inicjatywę. Tak być powinno. Nawet najbardziej nieśmiały chłopak powinien zrobić pierwszy krok. Daje tym dowód swojego zainteresowania, no i co tu dużo mówić - pomysłowości. W końcu to on ma być przewodnikiem w związku więc do niego powinien należeć też ten pierwszy krok.

  =), 18 lat
1234
18.09.2006  
Witam! Przeczytałam wiele Pani rad, jednak nie znalazłam odpowiedzi na moje pytanie. Na pielgrzymce poznałam pewnego księdza. Od razu Go polubiłam. Jest otwarty, zabawny, dowcipny, dobry, chętnie pomaga. Bardzo dobrze mi się z Nim rozmawiało. Był pierwszym człowiekiem, przed którym w pełni się \"otworzyłam\". Wiedziałam, że moge Mu powiedzieć wszystko, że mnie nie wyśmieje, nie potępi. Opowiedziałam o wszystkich swoich problemach, wątpliwościach, obawach. On także dużo mi o sobie opowiadał o swoim życiu, rodzinie, o powołaniu. Ale rozmawialiśmy też o sprawach przyjemnych, żartowaliśmy, śmialiśmy się. Gadaliśmy dosłownie o wszystkim. Bardzo mi pomógł, dzięki Niemu wiele zrozumiałam i jestem Mu bardzo wdzięczna. Rozmawia mi się z NIm tak dobrze, jak z żadnym innym człowiekiem. Czułam, jakbyśmy znali się od lat, a nie zaledwie kilka dni. On też tak twierdzi i wiele razy to powtarzał. Ten ksiądz zaprosił mnie do siebie na swoją pierwszą parafię (w tym roku w maju przyjął święcenia). Obiecałam, że przyjadę. Powiedział także, że zawsze, kiedy będę chciała pogadać mogę Go odwiedzić. Brakuje mi Go na co dzień :( Jego wygłupów, ale także rad i pocieszeń. JEstem pewna, że to nie żadne zauroczenie, a tym bardziej nie miłość! On jest kapłanem, a poza tym ja myślę o wstąpieniu do zakonu. A kiedy z Nim jestem jeszcze bardziej pragnę służyć Bogu w ten właśnie sposób. Jednak często myślę o tym księdzu np. co robi, czy nie ma problemów,jak Mu się pracuje w szkole itp. Moje pytanie brzmi: Dlaczego ja często o Nim myślę? Czy to z wdzięczności? (zrobił dla mnie bardzo dużo, mogłam się przed Nim wygadać, a już nie dawałam rady \"dusić\" w sobie tego co mnie dręczyło). A może dlatego, że okazał mi trochę serca, poświęcił mi sowją uwagę(czego w życiu rzadko doświadczam). Kiedy patrze na nasze zdjęcie robi mi się weselej i cieplej na sercu. Darzę Go ogromnym szacunkiem i wdzięcznością, ale także pewną sympatią (ale jestem na 100% pewna, że się w Nim nie zakochałam :) Tylko dlaczego tak często Go wspominam? I jeszcze jedno: CZy możliwe by było, abyśmy zostali przyjaciółmi? Bardzo proszę o odpowiedź i z góry dziękuję :)

* * * * *

Przyjaciółmi to za duże słowo. Pomijając już nawet fakt, że jesteś dziewczyną to mimo wszystko uważam, że ksiądz nie może przyjaźnić się ze zbyt dużą liczbą osób. Dlaczego? Bo przyjaźń to coś więcej niż znajomość, to takie wzajemne porozumienie dusz, to otwartość i - gotowość do bycia w każdej chwili, gdy przyjaciel tego potrzebuje. To zobowiązanie. Natomiast ksiądz ma być dla wielu - to wynika z jego powołania. Gdyby zaczął się przyjaźnić ze zbyt wieloma osobami to na nic innego czasu by już nie miał. Bo ciągle ktoś z tych jego przyjaciół potrzebowałby spowiedzi, porady, pocieszenia, miałby dylemat moralny itp. a może zwyczajnie chciałby się spotkać na kawie czy pograć z nim w piłkę. No tak, to nic dziwnego, w końcu z przyjacielem pije się kawę i gra w piłkę. Dlatego nie można księdza "zawłaszczać" dla siebie. Natomiast można zapytać czy zgodziłby się być Twoim kierownikiem duchowym tylko...no właśnie. Jeśli tak Cię "ciągnie" w jego kierunku to lepiej podejść do tego ostrożnie. Ty twierdzisz, że się nie zakochałaś. Ale nie wiesz co jest przyczyną tego Twojego zainteresowania jego osobą. Być może jest to ciepło, którego od niego doświadczyłaś, może jego mądre rady ale...nie myśli się tak często o kimś kto jest naszym autorytetem - w kontekście jego codziennych zajęć. Można taką osobę podziwiać, szanować, stosować się do jego wskazówek ale nie myśli się o niej przed snem, nie zastanawia co robi w danej chwili. Być może zatem to jednak jest pewne zauroczenie? Przynajmniej jego początki? Taki zachwyt jego osobą? Byłabym ostrożna w kontaktach bo nawet nie zakładając, że sytuacja rozwinie się w niepożądanym kierunku grozi Ci jeszcze jedno niebezpieczeństwo: że osoba księdza przesłoni Ci Boga. Że zaczniesz podziwiać cechy księdza, że to on będzie Twoją wyrocznią i nie będziesz na jego słowa patrzeć jak na słowa Boga tylko jego własne. Że to będzie taki kult księdza. Jest możliwość wpadnięcia w taką pułapkę, podświadomie. No i jeszcze jedno: Ty się może i nie zakochasz ale skąd wiesz jaka będzie jego reakcja na taką bliższą znajomość? Lepiej nie mieć go na sumieniu.

  anonim, 23 lat
1233
15.09.2006  
Na wstepie wielki szacunek dla was za prowadzenie tej stronki, wpadlem tu przypadkiem i bardzo mi pomogla. Jest super. Ale do rzeczy: mam dziewczyne i planujemy wyjechac na tydzien na wakacje, tylko we dwoje. Chodzi o wycieczke gdzies w cieple kraje - last minute. Ciezko pracujemy i po pol roku zasluzylismy na przerwe, ponadto musimy wlozyc wiele wysilku zeby sie zobaczyc. Poniewaz mieszkamy daleko, mozemy sie widziec tylko w weekendy, i nawet ze wzgledu na mozliwosc lepszego poznania sie wyjazd bylby pozyteczny. Taka wycieczka i wreszcie chwila spokoju to niemalze marzenie. Co o tym sadzicie??? Oboje jestesmy wierzacy i ustalilismy jasne zasady, ze seksu nie bedzie. Mam jednak watpliwosci czy nie jest to na granicy zasad. Dzieki.

* * * * *

Jeśli jesteście dorośli, wierzący i macie ustaloną hierarchię wartości to nie ma problemu. Oczywiście, że wyjazdy osób, które poważnie myślą o wspólnej przyszłości są wskazane, żeby się lepiej poznać. W końcu poznajemy się poprzez bycie ze sobą (oczywiście bez żadnych podtekstów), poprzez to, że widzimy się w różnych sytuacjach, właśnie w pracy, w górach, ze znajomymi itp. Ja nigdy nie odradzam takich wyjazdów. Tylko: ustalone, konsekwentnie przestrzegane pewne zasady. Zero odstępstw. Zero przytulania na dobranoc, zero przebierania się w obecności drugiej osoby. Wychodzimy na ten czas do łazienki i koniec - to nawet dowód szacunku. Piżama do kostek. Łóżka w odległości od siebie, nie zsunięte. I wspólna modlitwa przed snem i rano. Dlaczego mówię o takich szczegółach? Nie dlatego, że Wam nie ufam. Nie dlatego, że nie wierzę w realizację postanowień. Tylko dlatego, żeby było Wam łatwiej. Żebyście się później nie zastanawiali czy nie przekroczyliście jednak granic i żebyście sobie nie zepsuli wyjazdu wyrzutami sumienia. Mówię to z własnego doświadczenia. Jest możliwe zachowanie czystości podczas wspólnego wyjazdu. W końcu człowiek nie jest zwierzątkiem, prawda? Byłoby niedorzeczne, gdyby dorosłe (!) osoby, często narzeczeni bali się gdziekolwiek razem pojechać. Jeśli zatem ufacie sobie nawzajem, szanujecie się i jesteście gotowi trzymać się ustaleń to jedźcie. A Ty jako mężczyzna dbaj o to, by tak pokierować wyjazdem, byście jak najwięcej zobaczyli, nacieszyli się sobą i żebyś dał dowód zapewnienia swojej dziewczynie poczucia bezpieczeństwa. Niech wie, że ma w Tobie oparcie - w każdej dziedzinie, także jeśli chodzi o czystość. Bądź strażnikiem Waszych zasad. Wierzę, że jesteś na tyle silny i rozsądny by stawić czoła temu zadaniu. Powodzenia!

  Patryk, 22 lat
1232
13.09.2006  
mam pewnien problem.Otoz gdy byłem w 2 klasie liceum ktos mnie przestraszył ze mam zostac ksiedzem... a ze byłem wtedy osoba , ktora zupełnie nie wiedziała co chce robic po liceum, okrotnie sie tej mysli przestraszyłem bo nie chciałem tam isc... od tego czasu ta mysl do mnie powraca co jakis czas (zwłaszcza gdy cos nie wychodzi) i znow wzbudza we nie lęk... lęk ze nie chce ale musze...obecnie studiuje ale nie umiem patrzec spokonie w przyszłosc, nie umiem pokochac bo cały czas mam wrazenie ze powołanie w koncu mnie dopadnie... lek wyraznie osłabił moja wiare...

* * * * *

Mój Drogi, ale powołanie nie służy do straszenia! Jeśli ktoś je ma to czuję pokój w sercu i radość na myśl o jego realizacji a nie lęk. To tak jak z małżeństwem: jak ktoś czuje lęk to znaczy, że coś jest nie tak i lepiej, żeby ślubu nie brał. Właściwa decyzja zawsze napawa radością i zgodą na realizację właśnie tego powołania. Naturalnie, że człowiek nawet jak jest do czegoś przekonany to ma obawy, ale innego rodzaju: jak da sobie radę, jak poinformować otoczenie itp. natomiast nie czuje paraliżującego lęku, nie zastanawia się czy faktycznie to ta droga. Właściwa decyzja nigdy nie jest wymuszona. Przecież śluby (jakiekolwiek) składa się "dobrowolnie i bez żadnego przymusu". Widzisz, ja nie wiem czy Ty masz powołanie czy nie i nie mogę odpowiedzieć Ci na to pytanie. Jednak żebyś nie żył w ciągłym stresie to radzę Ci porozmawiać z jakimś kapłanem. Najlepiej takim, który Cię zna, ale jeśli nie znasz żadnego bliżej to porozmawiaj z jakimkolwiek. Możesz też pojechać na rekolekcje powołaniowe - nie bój się, tam od razu nie werbują. Natomiast będzie to czas, żebyś się przekonał czy w ogóle Ci to odpowiada. Wyczuwam w Twoim liście też obawy tego rodzaju: ok, pogadam z księdzem, ale jeśli on mi powie, że mam powołanie to co??? Ano nic. Nawet jak Ci jakiś ksiądz tak powie to Ty jesteś przecież dorosły, ponadto masz rozum i wolną wolę. Zawsze możesz powiedzieć "nie". Nawet Panu Bogu można powiedzieć "nie" w kwestii powołania i nie jest to grzechem. Dlatego, że Pan Bóg nie wyznacza nam po jednej właściwej drodze i karze za zejście z niej. Tych dróg jest dużo i dużo jest zgodnych z Jego wolą. Tak więc nikt i nic nie może przymusić Cię, byś był księdzem i żadna kara za "niebycie" księdzem Ci nie grozi. A że większość tych, którzy mają powołanie jednak idzie za tym głosem? Tak, bo tego właśnie chcą, bo jest to dla nich radością a nie cierpieniem.
Nie może być tak, że żyjesz w ciągłym zawieszeniu i czekasz na wyraźny znak z góry modląc się, by ten grom w Ciebie nie uderzył. Gdyby tak miało wyglądać powołanie to byłby to jakiś absurd. Być może jest tak, że to szatan (paradoksalnie!) posuwa Ci takie myśli, bynajmniej nie w tym celu byś księdzem został tylko właśnie dlatego, żebyś się bał, żebyś wyobrażał sobie Boga jako tego co rzuca piorunami i żeby Cię to od Niego oddaliło. Tak czy inaczej koniecznie spokojnie porozmawiaj z kapłanem. Spokojnie - bo nic nie MUSISZ. Co najwyżej możesz. Jeśli chcesz.

  k., 27 lat
1231
13.09.2006  
za dlugo jestem sam.......

* * * * *

No to polecam: [zobacz]

  Ewcia, 19 lat
1230
12.09.2006  
to znów ja z pytania 1199 otóż on chce wyjechać za granicę i w tym cały problem. Dodam, że juz kiedyś wyjechał i nie skonczył przez to zawodówki a teraz namówiłam go żęby się zapisał do liceum dla dorosłych no i zacząl się uczyć ale jak wyjedzie to znowu będzie to samo. Dodatkowo on jedzie do tego kuzyna z ktorym teraz chodzi jego byla dziewczyna, jej tam nie ma ale napewno będą o niej gadać czy coś takiego. NO i nawet nie wiem jak go przekonać żeby nie wyjeżdzał, w sumie powiedziałże to góra 2 miesiące ale to i tak za dużo a on tam chce jechać żeby zarobić dużo pieniędzy wiem że są one teraz potrzebne bo ta szkoła jest płatna ale mi się wydaje że on po prostu ucieka od tego co jest tutaj od tej rzeczywistośći ja już nie wiem jak mu pomóc i tak przy okazji to mam takie pytanko bo ostatnio jest między nami coraz lepiej i właściwie nie mam żadnych piwodów do zmartwień i wiem żę chcę być z nim juz na zawsze ale ciągle się obawiam ze cos się może popsuć czy to jest rcjonalny lęk? dziękuje za poprzednią odpowiedż i już z góry za tą!

* * * * *

Ewo, masz zupełną rację i świetnie wyczułaś sytuację. On właśnie przed rzeczywistością chce uciec, bo nie sądzę, by nie mógł tego liceum teraz skończyć. Naturalnie, że powinien skończyć naukę i dopiero niech jedzie zarabiać. Nie sądzę ponadto, żeby to było tylko na dwa miesiące, a jeśli nawet to i tak przerwie przez to naukę. Przecież mógł jechać w trakcie wakacji. I w tej sytuacji Twój podświadomy lęk, że coś może się zepsuć jest uzasadniony. Własnie dlatego, że się obawiasz, że on znów coś zawali. Tym akurat, że o tej dziewczynie kuzyna by mówili to nie musisz się przejmować, bo na pewno tak będzie, ale - tak jak Ci napisałam wcześniej - nie sądzę, by ona była dla Ciebie zagrożeniem. Natomiast zastanawia mnie teraz co innego w Waszym związku. Wydaje mi się, że on nie w pełni zaspokaja Twoją potrzebę poczucia bezpieczeństwa. Że czujesz się za niego odpowiedzialna, że musisz go pilnować, żeby się uczył itp. To nie za dobrze, bo to on jako mężczyzna powinien dawać Ci oparcie, a nie Ty jako kobieta wychowywać go. Pisałam o tym poczuciu bezpieczeństwa w odp. nr: 189, przeczytaj i pomyśl czy faktycznie czegoś tu nie brakuje. A jeśli chodzi o argument praktyczny przeciw wyjazdowi to powiedz mu, że przecież ciągle trwa rekrutacja do wojska i jeśli nie będzie się uczył to powołanie ma jak w banku. Żeby się nie okazało, że ta ucieczka od rzeczywistości będzie "z deszczu pod rynnę".

  Aśka, 17 lat
1229
11.09.2006  
Mam do pani takie zapytanie: Mój były chłopak z którym byłam razem prawie pół roku zerwał ze mną bez podania jakiejkowiek przyczyny poprostu od tak sobie, a wczoraj czyli jakieś dwa miesiace od zerwania zaczął opowiadać mi o tym jak mnie zdradził... i moje pytanie brzmi po co on mi to powiedział ? Jaki miał cel w opowiedzeniu mi całej tej histori.. która nie powiem żeby nie zraniła mnie jeszcze mocniej... Z góry dziękuje za odpowiedź :)

* * * * *

Jaki miał cel? Upokorzenie Ciebie, pokazanie, że jest taki "macho", że żadna mu się nie oprze? Dowartościowanie siebie i usprawiedliwienie swojej decyzji zerwania? Oczy mam okrągłe ze zdumienia nad ludzką głupotą. Współczuję Ci bardzo i rozumiem, że bardzo Cię to boli, natomiast mogę Ci pogratulować jednego: że to nie Ty będziesz miała z nim problem w przyszłości. Omijaj go szerokim łukiem, zerwij kontakt, niech nie ma satysfakcji, że odniósł nad Tobą jakiekolwiek zwycięstwo. Bądź pewna, że do miłości to on jeszcze długo będzie dorastał. Ty zaś czekaj na tego, kto nie będzie miał potrzeby dowartościowania się w ten sposób.

  Zakłopotana, 18 lat
1228
11.09.2006  
Mam powazny problem... Dotyczy on pewnego księdza...zawsze ktoś na tej stronie pisze, że się zakochał w księdzu, a u mnie sprawa wygląda inaczej... Księdza X znam od 4 lat...jest on księdzem juz chyba z 4 lata.Bardzo go lubie,traktuje go jak brata...zresztą nasze kontakty zawsze były bliskie, gdyz pomoagalismy sobie w trudnych sytuacjach i wiem że moge na nim zawsze polegać, on na mnie tez... Sprawa jednak zaszła za daleko... Zawsze był czuły, przytulał, ale ostatnio pocałował mnie dośc namiętnie, oczywiście wyrwałam się...po czym nastapiła chwila ciszy...On mi powiedział, że juz dawno chciał ze mną o tym porozmawiać...po czym nastapiła wielogodzinna rozmowa, litry łez wylane.. Oznajmił mi, że chce zrzucić sutanne dla mnie, że mnie kocha i chce ze mną byc... Ja mu powiedziłam, że ma tego nie robic, że on jest dla mnie jak brat..że nic z tego,a pozatym nie chce, żeby odchodził z Kościóła bo jest fantastycznym księdzem.. Od tamtego czasu, z jakis tydzień nie widzieliśmy sie...unikam go jak moge, ale on dzwoni,przychodzi...moi rodzice nic nie wiedzą- także go bardzo dobrze znają...i cenią...jest dobrym przyjacielem rodziny. I szczerze mówiąc, nie moge unikać, rozmów z nim, ani kontaktów...bo jestem blisko parafii...co mam robić? jak mam się zachować?On faktycznie chce zrzucić sutanne!! Błagam o szybką odpowiedź.Dziękuje

* * * * *

Sprawa jest bardzo poważna. Radziłabym Ci poważnie porozmawiać z rodzicami. Dlaczego? Bo jeśli on nadal będzie tak się zachowywał to trzeba będzie poinformować jego przełożonych. Jeśli zatem zrobią to Twoi rodzice to będzie to dużo wiarygodniej wyglądało niż jeśli zrobisz to sama. Oczywiście to jest ostateczność, ale nie można ukrywać sprawy Twoim kosztem. Nie może być tak, że Ty będziesz się bała, że sprawa wyjdzie a jak wyjdzie Ty zostaniesz obarczona za to odpowiedzialnością - przynajmniej w opinii ludzkiej. Jeśli chcesz możesz jeszcze przed rozmową z rodzicami po raz ostatni z nim porozmawiać i powiedzieć, że zamierzasz definitywnie przerwać tą sytuację jeśli on tego nie zakończy. Rozumiem, że jest to bardzo trudne, gdyż jest przyjacielem rodziny i mogą Ci początkowo nie dowierzać, ale lepiej zrobić to na tyle wcześniej, byś Ty nie musiała niczego ukrywać. W końcu ta sytuacja jest nienormalna. Oczywiście unikaj kontaktu na ile możesz, a jeśli już będziesz musiała się z nim widzieć to postaraj się, żebyście nie byli sami. Jeśli nie będzie innego wyjścia zacznij chodzić na Mszę św. do innej parafii - tak, wiem, że to bardzo trudne, ale Twój sprzeciw musi być wyraźny i jednoznacznie przez niego odebrany. Jeśli mimo Twojej niezgody na tą sytuację on nadal będzie się tak zachowywał to niestety trzeba będzie wystąpić do proboszcza. To bolesna sprawa, ale nie wolno Ci chronić go kosztem siebie, swojej opinii, swoich uczuć i lęków. Z Bogiem!

  Andrzej, 19 lat
1227
11.09.2006  
Czy zauroczenie i zakochanie to to samo?
Czy z zauroczenia można przejść do głębszej relacji?


* * * * *

Generalnie chodzi w nich o to samo: o pierwszy zachwyt, o buzujące hormony, o fale emocjonalne i intensywne uczucia. Zauroczenie można potraktować jako taki wstęp do zakochania, to pierwsze "porażenie" pięknem czy dobrocią drugiej osoby. Jednak nie jest konieczne rozdzielanie tych pojęć i - moim zdnaiem - można ich używać zamiennie. Odpowiedź na Twoje drugie pytanie brzmi: tak. Zdecydowanie można i przeważnie tak się dzieje, choć naturalnie bywają przypadki, gdy na samych uczuciach, a raczej po ich osłabnięciu związek wygasa. Zauroczenie czy zakochanie najczęściej jednak właśnie stanowią wstęp do miłości, która jest czymś zdecydowanie głębszym. Szerzej na ten temat pisałam w odp. nr: 15, 906, 19, 728, 1086, 13 oraz w tym artykule: [zobacz]

  Justyna, 17 lat
1226
11.09.2006  
2 i pol roku temu zakochalam sie w chlopaku. Spotkalismy sie na oazie. Zaczelismy chodzic, bylismy ze soba 2 i pol roku...Nagle on stwierdzil, ze kocha mnie, ale cos go odemnie odpycha...Zerwal ze mna...powiedzial, ze mnie juz nie kocha. Nie potrafie tego zrozumiec, bo kiedy mowil mi, ze mnie kocha to widac bylo w nim uczucie. Ze swojej strony wiem i czuje, ze jest to ta prawdziwa milosc...Przeczytalam jedna z odp, ze jezeli to jest prawdziwa milosc to przetrwa wszystko....Tylko jak ja mam zaczac zyc od nowa bez czlowieka, ktorego kocham nad zycie...?

* * * * *

Wiesz co to było? Intensywne zauroczenie Twoją osobą, taki słomiany ogień, zakochanie. Potem gdy związek zaczął przechodzić na kolejny etap, uczucia wietrzały i była szansa na prawdziwą miłość on z przerażeniem spostrzegł, że już NIE CZUJE tak samo. I wziął to za koniec miłości. To klasyczny błąd. Pisałam o tym obszerniej w odp. nr: 15, 906. Wyznanie miłości było tak naprawdę wyznaniem "zakochałem się w Tobie". Gdyby bowiem to naprawdę była miłość, gdyby on Ciebie naprawdę kochał a nie zakochał się w Tobie nie mógłby stwierdzić, że już Cię nie kocha, bo miłość jest postawą, decyzją a nie uczuciem. Przykro mi, że padłaś ofiarą jego niezrozumienia pewnych pojęć. Pytasz jak dalej żyć? Na pewno jest Ci ciężko i rozumiem Cię. Musisz powoli oswajać się z jego brakiem, pozwolić sobie na okres pewnej żałoby. Skorzystaj proszę z rad w odp. nr: 80, 526, 653, 825, a będzie Ci lżej. Trzymaj się!

  Ola, 16 lat
1225
11.09.2006  
Dzień dobry... zracałam się już z jednym pytaniem (978)... cóż cała znajomość moja z opisywanym wczesniej piotrkiem poukładała się tak jak nie powinna... on wrócił do ulki (poprzedniej dziewczyny) chociaz obiecal mi ze sprobujemy być ze sobą i mówił ze musze poczekac ale kiedys ze sobą będziemy no ale wrócił do niej... kłucili sie i wracali do siebie srednio co 3 dzień... i zawsze jak sie pokłucili to on dzwonił do mnie bo twierdził ze tylko ja go zawsze zrozumiem... a ja z wielkiem bólem i żalem w sercu mówiłam mu wybacz jej bo wiedziałam ze on ją kocha nad wszystko... w sierpniu na wakacjach kiedy byłam u cioci dowiedziałam się ze on... WSTĘPUJE DO FRANCISZKANÓW... cieszyłam się i płakałam jak głupia... pogodziłam się z tym i było wporządku ale zaczęlismy coraz bardziej utrzymywać kontakt on dzwonił i tak dalej... teraz miałam renowację oazy na której byłam na feriach( tam go poznałam) i on przyjechał porzegnac się \"ze mną\" ( jak sam powiedział mi dzien wczesniej przez telefon\" z ulką która tam ze mną była... i z jezuitą który prowadzi dom rekolekcyjny... widziałam tylko kiedy przyjechał nawet do mnie nie zajrzał... wyszłam potem przed willę i wybuchłam płaczem bo okazało się ze jego auta nie ma... poprostu pojechał bo ten jezuita odprowadził go do auta i twierdził ze mu nie wypadało... poprostu pojechał sobie... i dopiero uświadomiłam sobie... że miłosc tak łatwo nie umiera ze ciągle we mnie tkwi i mnie zjada od środka... płąkałam przez pół dnia i dałą noc potem wujcio( jezuita) pogadał ze mną na ten temat i troszke mi przeszło... ale wczoraj zadzwoniłam do niego wieczorem owiedziec mu ostatnie pa i kiedy odłozyłam słuchawkę to tak się rozwyłam jak nigdy... jeszcze niegdy nie czułam takiego bólu i takich łez... teraz on tam ja tu bez kontaktu...od Uli dowiedziałam się paru przykrych spraw o sobie... co on mówił jej a co mówił mi obie wersje się rózniły... to przykre bo ja tyle dla niego zrobiłam tyle przezyłam przez niego a teraz płaczę bo go nie ma i nie będzie... co dalej??? co robić??? tak mi źle tak smutno... wujcio kazał ofiarowac to cierpienie zeby on był dobrym księdzem ale ja nie mam juz siły...

* * * * *

Ola, bardzo mi przykro, że tak się stało. I nie rozumiem tego chłopaka, bo zachowywał się tak jakby nie wiedział czego chce w życiu i nie zważał na czyjeś uczucia. Oczywiście, że powinien się z Tobą pożegnać, co to znaczy "nie wypada"? Wypada, tym bardziej skoro Ci to wcześniej obiecał. Ja myślę, że po prostu zabrakło mu na to odwagi, bo w głębi duszy czuje się nie w porządku w stosunku do Ciebie, czuje się winny. Wie, że nie zachował się wobec Ciebie fair. Zaś szczytem nietaktu było to, że po rozstaniu z Tobą opowiadał Ci o dziewczynie do której wrócił robiąc sobie z Ciebie psychoterapeutkę. Podziwiam Cię, że tak cierpliwie to znosiłaś. Pomijam już to, że dowiedziałaś się o sobie przykrych rzeczy - to już bardzo nieładnie, to chyba świadczy o jego niedojrzałości i o tym nie naprawdę nie wiedział czego chce w życiu (2 dziewczyny, seminarium, szkoła muzyczna - nie za dużo tego?). Oczywiście życzyć mu należy jak najlepiej, wybaczyć również, bo w sumie nie ma innego wyjścia. Teraz musisz myśleć o sobie, o tym, żeby Twoja rana się zagoiła. Musisz próbować powoli zapominać o nim (oczywiście nie będzie to proste ani nie stanie się natychmiast). Polecam nieutrzymywanie z nim kontaktu. Nawet jeśli będziesz mogła. Bo to tylko spowoduje, że Twój ból będzie się odnawiał. Polecam Ci też odp. o tym jak dojść do siebie w takiej sytuacji: 80, 526, 653, 825. Niech pocieszeniem dla Ciebie będzie to, że wyświadczyłas mu wiele dobrego - i to na pewno nie poszło na marne, na pewno pomogło mu dojrzeć. Wujek ma rację, żeby to cierpienie ofiarować. Módl się, by Twój ból minął. Uwierz, że Bóg ma dla Ciebie w życiu jeszcze wiele wspaniałych propozycji.

  Justyna, 18 lat
1224
08.09.2006  
Szczesc Boze! Witam bardzo serdecznie. Pisze poraz kolejny.Zawsze Pani rady dzialaja kojaco i sa calkowicie trafne.Pisalam o znajomosci internetowej.Borykalismy sie z wieloma wspolnymi problemami.Konflikt z rodzicami, problem z jego matura, problem z kosciolem i strach przed spotkaniem, aby poznac sie tak prawdziwie.Jednak wszystko to pokonalismy. Widze jak zmienia sie pod moim wplywem.Chce zdac mature, nawet planowal pojsc do jakiejs szkoly, coraz czesciej mowi o Bogu z wieksza miloscia.Zmienia sie na lepsze dla mnie. Spotkanie bylo pieknym dniem, Takim blogoslawionym! Wszystk bylo idealne.Opiekowal sie mna, troszczyl, czulam sie przy nim jak mala ksiezniczka. Widzialam z jaka radoscia spedza ze mna kazda chwile.W oczach mial az ogniki radosci.W tych jego przygaszonych smutnych oczkach bylo tyle radosci!Przytulal mnie z taka miloscia i delkatnoscia. Ja mialam mieszane uczucia. jakos nie urzekl mnie pod wzgledem urody.Ja wiem, to wcale nie jest wazne.jednak jakies opory sie we mnie pojawily, jeszcze utwierdzona przez mamusie ze nie nalezy on do urodziwych chlopakow. Jednak minelo pare tygodni od naszego spotkania, a to co sie miedzy nami zrodzilo rozrasta sie. Czuje sie przy nim taka bezpieczna.wiem ze on przy mnie tez czuje sie bardzo dobrze.to nie jest tak, ze mami mnie pieknymi slowkami, to wszystko plynie prosto z jego serca.Jest taki cierpliwy i delikatny wzgledem mnie.powiedzialam mu, ze musimy byc dzielni i cierpliwi, a wszystko miedzy nami sie wyjasni.Jest miedzy nami ogromna sympatia!powiedzialam mu, ze nie mozna pewnych slow wypowiedziec za szybko. Zgodzil sie ze mna, ale powiedzial, ze wlasnie te slowa cisna mu sie na usta,ale bedzie cichutko zeby czegos nie zepsuc.Wiem, ze darzy mnie uczuciem, i jest to takie piekne, szczere uczucie!Nie chcialabym go nigdy skrzywdzic i chce aby byl szczesliwy, Mowi ze szczesliwy moze byc tylko przy mnie. Wszystko zaczyna sie ukladac, ma do mnie przyjechac, spedzimy razem znow trosze czasu. Jednak na naszej drodze pojawia sie kolejny zakret. dostal wezwanie do wojska:(nie umiem sobie z tym poradzic:(nie wyobrazam sobie tyle czasu bez niego, do tego jeszcze boje sie reakcji rodzicow, ktorzy nie sa wzgledem niego pozytywnie nastawieni:(Dodatkowo jeszcze, wiemy przciez jak jest w dzisiejszym wojsku, trudno tam ksztaltowac swoja postawe moralna, pilnowac swoich wartosci.Boje sie, ze to co budowalismy razem przez te 2 lata rozmow zespuje sie.Moja praca nad nim pojdzie na marne:( oswiadcza ze ja zawsze jestem jego swiatelkiem, wskazujacym wlasciwa droga i nie moze sie pogubic, jednak tak strasznie sie o niego boje:(Czemu los tak nas doswiadcza. teraz kiedy wszystko zaczelo sie ukladac. 2 lata rozmow na gg, pierwsze rozmowy telefoniczne pelne emocji, po ktorych serce walilo jak opetane, teraz w sierpniu nasze pierwsze prawdziwe spotkanie... chec zmiany siebie, powrot do kosciola...wszystko bylo na dobrej drodze!Nie wiem jakie Bog ma plany wzgledem nas!Boje sie tego wszystkiego!do konca nie jestem pewna swoich uczuc, jednak wiem ze jest dla mnie kims bardzo waznym.zalezy mi na nim, chce jego szczescia, chce zeby bylo dobrym czlowiekiem, byl blisko Boga!To wojsko wszystko nam psuje:(Prosze o jakas rade. Jaka mam przyjac postawe, jak to wszystko przezyc:(

* * * * *

A czy na pewno do wojska pójdzie? Bo jeśli się uczy w dalszym ciągu to przecież niemożliwe! Pisałas o tym, że się chce się uczyć, więc może zapisze się do jakiejś szkoły dla dorosłych. Nie jest to przecież tylko w celu ucieczki przed wojskiem, tylko i tak miał takie plany. Czy już się nie da?
Jeśli faktycznie nic nie będzie można zrobić to rzeczywiście trochę trudny czas przed Wami. Wiem doskonale, że przeraża Cię to co dzieje się w wojsku, mnie też przeraża. Dlatego rozumiem Twoje obawy. Co możecie zrobić? No oczywiście spotykać się jak tylko będzie to możliwe. A poza tym ustalić pewne zasady. Musicie sobie obiecać, że mimo przeciwności, będziecie chcieli trzymać się ich i podnosić mimo upadków nawet. Że - szczególnie on - będzie na ile tylko to będzie możliwe starał się zachowywać przykazania i modlić. Bo tylko wiara żywa może go utrzymać przy Bogu. Że będzie starał się (a wiem, że to jest akurat fizycznie możliwe) chodzić na niedzielną Mszę św. i przystępować do sakramentów. Że będzie nosił krzyżyk lub medalik - jeśli nie ma ofiaruj mu go jako przypomnienie Waszych zasad. Pisz do niego często i zapewniaj o pamięci i modlitwie. I sama za niego dużo się módl. Np. litanią do św. Józefa codziennie w jego intencji. Ofiaruj często komunię św. za niego. Wiesz, że na początku każdej Mszy św. trzeba w sobie wzbudzić intencję - za co/kogo chcemy ją ofiarować? Wtedy pomyśl o nim. On musi wiedzieć, że Ty trwasz i że go wspierasz i że ma dla kogo trwać w zasadach. Jednocześnie nie ma się co czarować, musi mieć świadomość tego, że będzie mu nieraz ciężko, że spotka się z wyśmianiem, obrazą, docinkami czy wręcz próbą zastraszania. To prawda, czego mu oczywiście nie życzę. Ty się módl by takich pokus miał jak najmniej. Ten czas w wojsku zleci szybko, zobaczysz. Wykorzystaj go również Ty - na coś na co np. nie miałaś do tej pory czasu. Jakiś kurs językowy itp. Tak, by ten czas rozłąki nie był dla Was czasem tylko straconym. To będzie próba dla Was, ale wierzę, że przejdziecie ją pomyślnie. Musicie tylko o sobie pamiętać i trzymać się wyznaczonego celu. To Was wzmocni i potem radość z powrotu będzie ogromna. Może to wojsko nie jest czymś co "wszystko Wam zepsuje" tylko właśnie jakąś szansą od Boga? Może Bóg właśnie tam ostatecznie ukształtuje jego zasady, może wręcz posłuży się nim, by innych tam wzmacniał? Kto wie? Życzę Wam umocnienia Waszej miłości przez to doświadczenie.

  o.n.a, 18 lat
1223
08.09.2006  
Witam,przeczytałam większość odpowiedzi na stronie(trochę tego jest:)) jednak nie znalazłam żadnej konkretnej wskazówki. Poznałam chłopaka, jest starszy(6lat), mieszka w innym mieście, ale to nie ma nic do rzeczy, po przeczytaniu odpowiedzi na pytania jeszcze bardziej się upewniłam, że podołamy. Był kiedyś bardzo wierzący, jednak problemy w domu sprawiły, że uznał, iż nie jest w stanie przezwyciężyć negatywnych uczuć w stosunku do rodziców i nie może uważać się za osobę prawdziwie wierzącą, odsunął się bardzo od Kościoła, nie z powodu lenistwa, czy po prostu odpuszczenia sprawy, wiem, że pomimo wielu starań i dobrych intencji sytuacja go troszkę przerosła. Jednocześnie wiem, że jest w błędzie, uważając, że upadając czasem, nie jest osobą godną tak jakby bycia kimś wierzącym. Chciałabym jakoś go wyprowadzić z tego błedu, mimo że chyba nie za bardzo jestem osobą kompetentną w tej kwestii, ale wiem, że przeżywa to bardzo. Jest jakiś sposób w jaki mogłabym pomóc? Poza tym jak powinno się postępować z osobą, która ma problemy z wyrażaniem uczuć, aby jakoś jej to ułatwić?

* * * * *

Polecę Ci odpowiedzi o tym jak poradzić sobie z taką przeszłością jak problemy w domu rodzinnym i własny negatywny obraz siebie stąd wynikający. Dobrze, żebyś dała to do przeczytania swojemu chłopakowi. To odp. nr: 468, 600. Co do jego wiary. Widzisz, ponieważ w naszym życiu wszystko jest ze sobą powiązane to ja uważam, że właśnie jego niechęć do Kościoła wynika własnie z owej sytuacji w domu, z negatywnego obrazu Boga spowodowanego negatywnym wizerunkiem własnego ojca. Tak właśnie mi się wydaje. Opisywałam dokładnie ten problem w odp. nr 1180, więc tą odpowiedź również pokaż chłopakowi. Na to by być wierzącym nie trzeba sobie zasłużyć i nie jest się nim za zasługi. Gdyby tak było to nikt by się nie ostał. Bycie chrześcijaninem nie polega na byciu idealnym tylko na podnoszeniu się z upadku. Na chęci podniesienia się a nie tkwienia w dołku. Tylko tyle. A w sumie aż tyle. Wystarczy troche determinacji. Nie trzeba pytać czy już się jest wystarczająco dobrym, czy już się "zasłużyło". Miłość nie pyta o zasługi. Rodzice nie kochają za zasługi, tym bardziej Bóg nie kocha za zasługi. Być może jednak Twój chłopak ma inne doświadczenia w życiu i dlatego trudno mu uwierzyć w bezinteresowną miłość Boga. Dlatego daj mu do przeczytania te wszystkie odpowiedzi.
Co do ostatniego pytania. Troszkę to skomplikowane, bo nie wiem czy chodzi Ci o to, że Twój chłopak ma problemy z wyrażaniem jakichkolwiek uczuć spowodowane właśnie ową sytaucją w domu czy po prostu jest to związne z tym...że jest mężczyzną! Bo bardzo wiele nieporozumień powstaje na tym tle, że kobiecie wydaje się, że mężczyzna ma z tym problemy i usiłuje go zmieniać, a tymczasem wynika to z jego natury. Dlatego polecam najpierw lekturę odp. nr: 568, 674, 715, 966, 970, 1005, 1101, 1002 oraz książkę Johna Graya "Mężczyźni są z Marsa, kobiety są z Wenus".

  Grzegorz, 17 lat
1222
08.09.2006  
Jak walczyć z zazdrością? Bardzo jestem zazdrosny o moją wybranke. Wiem, że to nie dobrze... Ale nie kontroluje tego uczucia. Boje się o to, że ona ze mną zerwie. Chociaż mówi mi że tego nigdy nie zrobie ja nie mam tej pewności. Nie potrafie jej do końca zaufać. Chce to pokonać. Chce jej uwierzyć w 100%! Jesteśmy ze soba pół roku. Gdy ona wspomina o jakimś chłopaku to mnie już to denerwuje. Gdy mówi mi, że ktoś tam jej dokuczał, ja nie moge tego znieść. Powodem tego jest zazdrość. Czy ma Pani jakiś pomysł? Jest na to jakaś rada? Dziekuje.

* * * * *

Widzisz, zazdrość jest najgłupszym uczuciem świata - jak mówi mój szef. I ma rację. Wiesz dlaczego? Bo nic nie daje! Widzisz to? NIC, absolutnie nic dobrego z tego nie masz. Tylko niepotrzebne nerwy. Pisałam o zazdrości i jej konsekwencjach w odp. nr: 24, 377, przeczytaj. Zaufanie jest podstawą w związku, jeśli nie ufasz nie będziesz mógł w pełni pokochać. Zaufać to uwierzyć, że ta druga osoba nas kocha. Bo jakby nie kochała to by z nami nie była.
Oczywiste, prawda?

  jola, nastolatka
1221
07.09.2006  
zakochałam się w księdzu.... Nie chciałam tego uczucia, starałam się je jakoś wyrzucić z siebie, ale bez skutku. Wiem, że on mnie nie pokocha. Pogodziłam się z tym. Kocham go z całym jego powołaniem. To trwa już kilka lat. Nie wiem, co mam zrobić? Jakby tego było mało ów ksiądz uczy mnie katechezy w szkole. Tak więc nie da się ograniczyć kontaktów. Prywatnie się nie widujemy, tylko w szkole. Za wszelką cenę staram się skupić jego uwagę na sobie. To egoistyczne... Czasem wydaję mi się, że on się domyśla. Jak wyrzucić go z serca? Czy to się nigdy nie skończy? Nie mogę tak żyć. Nie powiem mu co czuję, bo wstydzę się i nie chcę by się o mnie martwił. Nie chcę narobić mu kłopotów. Czy to grzech pokochać księdza? Czy można kochać jednostronnie przez całe życie? Podziwiam go za odważne przekazywanie prawdy. Z jednej strony kocham, z drugiej muszę odrzucić uczucia na bok. To trudne... Nie wiem, czy podołam. Proszę o radę i z góry dziękuję:)

* * * * *

Nie, to nie grzech, bo za nasze uczucia nie jesteśmy odpowiedzialni. Jednak jesteśmy odpowiedzialni za to co z nimi robimy. Pisałam na temat miłości do księdza w odp. nr: 11, 183, 524 - przeczytaj. Nie ma sensu oczywiście mówić księdzu o tym uczuciu, bo może to spowodować jego wyzruty sumienia i obawy, że swoją postawą się do tego przyczynił. Rozumiem, że Ci ciężko bo jesteś zmuszona go widywać skoro uczy Cię katechezy. Co mogę Ci poradzić? To co każdemu w sytuacji nieodwajemnionej miłości: starać się powoli uwalniać od uczucia zajmując się czymś co pochłoonie Twoje myśli. Pisałam o tym w odp. nr: 80, 526, 653, 825.
Kochać jednostronnie przez całe życie pewnie można ale pytanie po co? Życie nie jest po to by dobrowolnie cierpieć jeśli nie przyczyni się to do jakiegoś dobra. A w tym przypadku się nie przyczyni, prawda? Musisz się modlić i starać - tak jak do tej pory się starasz. Bóg widzi tą sytuację i na pewno Cię od tego uwolni tylko proś Go o to. On przecież ma dla Ciebie wiele wspaniałych propozycji w życiu - uwolnij swoje serce, by otworzyły Ci się na nie oczy.
Powodzenia!

  Kasia, 21 lat
1220
07.09.2006  
Witam!Po raz kolejny pisze do Pani /m.in.pyt.1206/.Kiedy dostalam Pani odpowiedz to Krzysiu byl juz w Polsce.Radzila mi Pani zebym zadala mu kilka pytan...ale to wcaler nie bylo konieczne bo ja doskonale znam odpowiedzi na te pytania!!!Wiele razy o tym rozmawialismy!!!Tak wiec-po slubie nie zamierzamy mieszkac z rodzicami-ani ja ani On tego nie chcemy!!!Krzysiu ma juz mieszkanie-czeka na Niego w okolicach Krakowa,mama tylko chce aby On najpierw skonczyl 18 lat.Praca?Hmmm...jakas branza gastronomiczna,na poczatku planujemy wspolny wyjazd do Anglii/do restauracji gdzie On pracowal podczas tych wakacji/.Dzieci?Napewno nie zaraz po slubie-On /i ja tez:)/chce czekak co najmniej 2-3 lata,tak zeby zapewnic dzieciom to czego beda potrzebowaly.Studiowac niestety nie ma zamiaru,ale probuje Go jeszcze do tego naklonic:) Czy wyobrazam Go sobie jako ojca moich dzieci???Tak!Ma swietny kontakt z maluchami,bardzo lubi sie z nimi bawic:) Wszystko jest naprawde swietnie!!!Tyle ze...3 dni temu powiedzial ze musimy sie rozstac...bo mimo ze bardzo mnie kocha to juz nie ma sily byc ze mna,nie ufa,nie wierzy w to ze skoncze z nalogiem masturbacji...Zaznacze ze on tez mial z tym problem i jakos sobie poradzil i od dluzszego czasu trwa w czystosci!Stracilam przez ta nieczystosc wszystko!!!Stracilam Go!!Powiedzial ze wroci jak zobaczy ze daje sobie z tym rade...Dzis dlugo rozmawialismy...bardzo dlugo...no i dowiedzialm sie ze to nie byl jedyny powod jego decyzji...Chodzilo mu tez o to ze nie chce wspolzyc przed slubem...Mowi ze inne dziewczyny to robia i jest dobrze,ze zamiast robic to sama to mozemy to robic razem...No i stalo sie!Przekonal mnie!Nie uprawialismy seksu,ale petting...Wiem ze to grzech,ale...czy tak nie jest lepiej???Po co robic to samemu??? Nie wiem po co do Pani pisze...moze oczekuje jakiegos zrozumienia,usprawiedliwienia/chociaz tego napewno tu nie znajde!:)/Jest mi naprawde bardzo ciezko,ale...sama juz nie daje rady!!!Tak dlugo walczylam o czystosc i co z tego mam???Czesta spowiedz,spowiedz generalna,codzienna Msza Swieta,przyjmowanie Pana Jezusa do serca,codzienne odmawianie Koronki do Bozego milosierdzia i rozanca w intencji czystosci,kilka pieszych pielgrzymek w intencji czystosci...I po co mi to wszystko???Nic sie nie zmienia!!!A moze jest nawet jescze gorzej...Wiem ze modlitwa tu nie wystarczy,ale ja sie staram!!!Naprawde sie staram i nie moge...ciagle upadam:( Postanowilam przystac na propozycje Krzysia...Wole robic to z Nim bo wtedy nie zrobie sama i nie strace Go...Bardzo Go kocham i zalezy mi na Nim!!! Wiem ze i tak skrytykuje Pani nasze postepowanie,przeciez wiem ze to jest zle,ze to grzech,ale...jaki jest sens w dalszejć walce???No jaki???Chcialbym przeczytac w Pani odpowiedzi cos,co wskaze mi jakies rozwiazanie,cos,co sprawi ze pokaze sie swiatelko,cien nadziei na to,ze nie jestem najgorsza,ze....moze mi tez sie kiedys uda... Dziekuje za to, ze Pani jest!:)

* * * * *

Wiesz co ja tu widzę? Swoistą schizofrenię. Wymaga od Ciebie byś zerwała z mastrurbacją (stawia to jako warunek powrotu) a namawia Cię na współżycie? Na petting? To jest jeszcze gorszy grzech nieczystości.
Kasiu, wiesz o tym co chcę Ci napisać. Wiesz.
Nie jesteś najgorsza, wprost przeciwnie. Podziwam Twoją walkę, chylę czoła bo udowadniasz, że możesz walczyć, że widzisz w tym wartość. Inaczej byś nie walczyła prawda? Natomiast wiesz co widzę? WIELKĄ niedojrzałość tego chłopaka. Jednak. O ile byłam kilka dni temu prawie przekonana, że jest na tyle dojrzały, że może stworzyć wartościwy zwiazek to teraz widzę jak bardzo jest jeszcze dziecinny...i rozdwojony!!!! Nie wiem czy on tego nie widzi? I nie wiem, naprawdę nie wiem dlaczego się na to zgadzasz. Czyżby Twój poprzedni list był tylko prośbą o potwierdzenie, że masz z nim być a nie prośbą o pomoc? W tej sytuacji absolutnie nie mogę powiedzieć, że jest ok. Nie jest!!
Zapytaj teraz siebie na czym tak naprawdę Ci zależy, kogo tak naparwdę kochasz i do czego dążysz?
Ty wiesz, że nie masz racji, że lepiej robic to razem. To podwójny ciężar grzechu.
Chrześcijaństwo nie polega na tym, by być idealnym tylko by się podnieść po upadku i walczyć. Nie mów, że te wszystkie pielgrzymki, litanie, modlitwy na nic Ci się nie przydały. One otwierają Ci niebo, one wypraszają Ci wieczność. To, że ktoś tkwi w nałogu masturbacji nie oznacza, że nie jest czysty. Może być bardziej czysty niż dziewica, która wprawdzie dziewictwa fizycznie nie straciła ale grzeszy myślą, uprawia petting i uważa byle tylko do współżycia nie doszło.
Kasiu! Jesteś madrą, 21-letnią dziewczyną. Dlaczego (tak na spokojnie) godzisz się na naciski seksualne nastolatka? W imię czego? Czy to Ci da gwarancję jego: wierności, szacunku, zostania Twoim mężem, miłości? Nie! To jest dowód jego egoizmu - gdyby kochał Cię naprawdę to nie żądałby swojego zaspokojenia tylko szanowałby Cię a wiedząc że trudno Ci wytrwać TYM BARDZIEJ zagrzewałby Cię do walki. Wiesz co, rzadko mi się to zdarza, ale teraz po przeczytaniu Twojego listu mam łzy w oczach. Tak bardzo mi Ciebie szkoda. Tak bardzo mi szkoda, że pozwoliłaś sobie wmówić, że to jest lepsze. Kasiu! Obudź się proszę i wlacz o piękną miłość. Niech nikt Cię nie przekona, że walka jest na nic i lepiej się poddać. To są słowa szatana! Jestem przerażona, że tego nie widzisz. To on podsuwa łatwiejsze rozwiązania, to on chce byśmy przestali walczyć, bo wtedy ma nas w garści. Jestem zdruzgotana, że posłużył się do złamania Ciebie Twoim chłopakiem - bo wiedział, że to Twój czuły punkt. Czy przeczytałaś odpowiedzi, które Ci poleciłam? Mam wrażenie, że nie. Przeczytaj proszę, a szczególnie odp. nr 25. Tak może wygladać za kilka tygodni Wasza sytuacja. Zrozum: zło NIGDY nie popłaca! Bóg ZAWSZE wynagradza.
Mnóstwo ludzi ma takie problemy jak Ty, wystarczy sięgnąć po "Miłujcie się". Ale oni walczą. Walczą ci z Ruchu Czystych Serc. Chesz przekoanć się czy Twój chłopak Cię kocha? Zaproponuj mu byście tam wstąpili. Jak zreaguje? Zaproponuj mu by Ci pomógł walczyć. Kasiu!!! Jak się kocha to się chce dobra dla drugiego człowieka a nie zguby jego duszy!
Wiesz co jest bardzo smutne? Że nie minie kilka tygodni a Twój chłopak przez to co robicie wróci do masturbacji. Zobaczysz, że tak będzie. Niestety, to jest ten mechanizam. Szokuje mnie, że on, który - jak twierdzi - wyszedł z masturbacji wraca do nieczystości wciągając w to Ciebie. Pytanie dlaczego? Czy zastanowiłaś się nad tym? Czy dlatego, że brakuje mu doznań seksualnych a chce zatuszować sprawę? Czy może wcale z nałogu nie wyszedł? Zastanów się bardzo głęboko nad tym. Bo to nie chodzi już tylko o czystosć, tu chodzi o coś głębszego, o jego postawę wobec życia. Jeśli on teraz w tej dziedzinie stawia takie ultimatum to ja nie chcę sobie wyobrażać co by było w życiu małżeńskim. Przykro mi ale on właśnie teraz dał dowód swojej niedojrzałości do małżeństwa. Jeśli się ukochanej stawia warunek grzechu to nie ma miłości. To egoizm. Nie można dla chłopaka robić wszystkiego, nie można poświęcać zasad. Bo można zostać z niczym. A powiedz jak on by się zachował gdybyś odmówiła? Odszedłby? To znaczy, że nie chodzi mu o Ciebie tylko o siebie! Widzisz to?
Kasia, ja Cię nie potępiam, choć oczywiście nie pochwalam Waszego postępowania. Pretensje o to mam zdecydowanie bardziej do niego jako MĘŻCZYZNY. Bo mężczyzna powinien dawać kobiecie oparcie i poczucie bezpieczeństwa. I to w każdej dziedzienie i bez względu na swój wiek. Ten kto tego nie daje nie może być dobrym mężem. To bardzo proste. Proszę Cię tylko o jedno: o przemyślenie. O przeczytanie tego listu na spokojnie i o zadanie chłopakowi pytań: co by było gdybym się nie zgodziła na petting? Czy kochasz mnie prawdziwie, tak by pomóc mi w walce o czystość? Uwierz, w zależności od tego co Ci powie będzie to miłość lub nie.
Ja obiecuję modlitwę a Ty zastanów się czy naprawde jesteś z tym szczęśliwa. Odpowiedz sobie w ciszy przed krzyżem. Tylko szczerze...

p.s. Jeśli chcesz proszę napisz maila na adres: admin@adonai.pl i napisz, że to Ty, prześlę Ci coś co chyba przekona Cię ostatecznie.

  Smutna, 17 lat
1219
07.09.2006  
Ze moim chłopakiem byliśmy 2 lata.Był on starszy ode mnie o 4 lata. Przezylismy razem bardzo duzo, nawet modlilismy sie czasem wspólnie, zwierzaliśmy sie sobie ze wszystkiego.Za szybko przechodziliśmy z jednego etapu związku w drugi. Padło za dużo zobowiązaującyh dklaracji, myśleliśmy oboje że to będzie miłość na zawsze. Błedem było też to, że pare razy uprawailiśmy petting, ale walczyliśmy o tę czystość. Niestety po jakimś czasie przestałam się starać, wypaliłam go swoją obojętnością, zapomniałam że miłośći nie można posiąść, on zrobił błąd że dał sobie wejść na głowe. Ja nie udawałam że jest dobrze, ale on cały czas udawał bo myślał że to minie. W końcu w tym samym czasie mi się i jemu też w ten sam dzień przypomniała stara miłość, ja jemu o tym powiedziałami nie robiłam nic w kierunku żeby to rozwinąć, on mi dopiero po pewnym zasie kiedy wyszło na jaw, oszukał mnie, martwiłam się że coś mu się stało, a okazało się że pojechał do niej. Wpadłam w jakiś szał i wypowiedziałam duzo ostrych słów, to już ostatecznie wszystko zaprzepaściło, po paru przepłakanych nocach dużo zrouimilałam dojrzałam, zerwaliśmy, bo on chciał, powiedział że już nic do mnie nie czuje. Wydaje mi się że go kocham tlyko dopeiro teraz to dostrzegam (od tego momentu jak pojawił się krzyys). Mam trudności z przełknieciem czeog kolwiek, na skuoieniu sie na innych rzeczach, a jestem w nowej szkole , nie mogfe spac wygladam jak swoj cien, mam duzo znajmoych którzy chcą mi pomnóc, ale mnie to niestety tak sobie cieszy, szkoda mi tyllkko tego ze nie umiem tego docenic. Moje pytanie polega na tym: czy jest sens sie przyjaznic, bo tak postnaowilismy? Spotykqamy sie dalej na chwile codziennie niewiem jak będzie potem, ale czy to ma jakis sens, skoro on chce tylko przyjazni i chyba powinien ode mnie odpoczac troche, a ja go nadal kocham i odliczam minuty do spotkania z nim? W dodatku na poczatku powiedział ze jest jakies 50 % szans ze do siebie wrócdimy, ale to dlatego że niewie czyli tak, albo nie, ale teraz mi sie wydaje że nic z tego nie będzie. Czy można przestac kogos kochac? Czy lepiej abysmy sie nie widywali? Jeśli tak to jak sie mam do tego smuic, skoro nawet mieszkamy 5 minut od siebie, jestesmy w jednej druzynie?

* * * * *

Dlaczego tak się stało? Odpowiedzią będzie chyba odp. nr 25. Nie może chłopak "dać sobie wejść na głowę", nie może zgadzać się na wszystko, nie może kobieta brać za wszystko odpowiedzialności. Nie można też udawać, że wszystko jest ok, trzeba na bieżąco rozwiązywać problemy, bo nic samo się nie zrobi i nie można liczyć na to, że jakoś to będzie. Szczególnie nie wolno siebie nawzajem oszukiwać. Wiesz, tak naprawdę to owa "stara miłość" nie miała wcale wpływu na definitywne zakończenie związku. Wydaje mi się, że była to po prostu odskocznia, potrzeba świeżości, coś nowego po tym jak oboje zaczęliście się niedogadywać i w efekcie dusić. To prawda, coś się wypaliło, ale nie dlatego, że taka kolej rzeczy tylko dlatego, że może chcieliście wszystko za szybko zrobić. Że było duże ciśnienie, że za szybko padły pewne słowa. Miłość nie musi się spieszyć. Jeśli jest prawdziwa - nie ucieknie i nie trzeba jej poganiać. Wy ją poganialiście, jedno biegło za drugim i oboje udawaliście, że Wam z tym dobrze. Miłość trzeba rozwijać i pielęgnować. To nie jest tak, że trzeba szybko pokonać pewne etapy a potem to już nic nie trzeba robić. Nie na tym rozwój związku polega. Miłość musi być rozwijana i pielęgnowana przez całe życie, inaczej umrze. Wy właśnie w pewnym momencie przestaliście o nią dbać i pojawiła się rytuna, znudzenie, a do tego jeszcze pewne niedomówienia, frustracja narastała. Rodziła się niechęć i złość. I stąd pomysł z ową odskocznią w postaci "starej miłości".
Czy można przestać kogoś kochać? Pisałam o tym w odp. nr: 975, 983. Można wyzwolić się spod uczucia, które jest niszczące, jednostronne, nawet trzeba to zrobić. Oczywiście nic nie stanie się nagle i trzeba dać sobie na to czas. Sytuacja kiedy jesteście zmuszeni się widywać nie jest komfortowa dlatego na pytanie czy jest sens się przyjaźnić dlatego, że tak postanowiliście odpowiadam: nie! Bo to jest niepotrzebne zadawanie sobie cierpienia. Bo to do niczego konstruktywnego nie prowadzi, bo trudniej zapomnieć i "wyzdrowieć". Dlatego nie. Oczywiście jeśli musicie z obiektywnych względów się zobaczyć to trudno, ale nie czekaj na tę chwilę z utęsknieniem bo to jest coś co pogłębia Twoją ranę. Rozmawiajcie spokojnie ale tylko tyle na ile to koniecznie, nie prowokujcie takich rozmów. Do niczego nie musicie się czuć zobowiązani. Ten czas po rozstaniu jest bardzo trudny, ale najważniejsze jest to, by dążyć do wyzwolenia spod uczucia, by nie rozdrapywać ran, nie wpatrywać się w zdjęcia i nie próbować wracać. Bo to tylko może doprowadzić do autentycznej nieprzyjaźni. Przyjaźń po rozstaniu ma sens tylko wtedy gdy minęło bardzo dużo czasu, tak, że "nie rusza" nas już widok danej osoby. A i tak mam wątpliwości czy to będzie przyjaźń czy tylko znajomość. Bo przyjaciel to ktoś bardzo bliski, a ktoś z kim (z jakichkolwiek względów) się rozstaliśmy jednak nie powinien być naszym powiernikiem. Droga Smutna! Musisz przeżyć swoją "żałobę" po tym chłopaku, musisz otrząsnąć się i nauczyć żyć na nowo. Dopiero gdy będziesz wolna będziesz mogła otworzyć swoje serce na innych. A co zrobić by poradzić sobie z tą sytuacją przeczytaj proszę w odp. nr: 80, 526, 653, 825.

  Łukasz, 22 lat
1218
07.09.2006  
Od pewnego czasu nieznama mi osobiście dziewczyna przesyła mi wirtualne pocałunki. Co mam z tym zrobić ?? Prosze was o pomoc

* * * * *

Po prostu spytaj komu i dlaczego zawdzięczasz tak sympatyczne znaczki. Albo się pomyliła, albo to głupi żart, a może taki specyficzny sposób zwrócenia uwagi.

  Michał, 16 lat
1217
06.09.2006  
Witam! Mam na imie Michał i mam 16 lat. Mam dziewczyne o 3 lata młodszą. Widzimy się codziennie. Bardzo często ona płacze gdy jest ze mną. Jak się pytam dlaczego, to mówi np. że boi się żebym z nią nie zerwał. A więc co mógłbym zrobić aby ona już wiecej nie płakała? Czy można w ogóle coś zrobić? Jesteśmy ze sobą już 6 miesięcy. Dziekuję za odpowiedź i pozdrawiam!
Jak mogę okazać miłość? Moja dziewczyna jest 3 lata młodsza ode mnie. Chodzimy ze sobą 5 miesięcy. Powiedziała mi, że gdy jest ze mną to nie czuje że mnie kocha. Ale gdy mnie nie ma przy niej to wtedy tęskni i jest jej źle. Co mogę zrobić? Mam jeszcze jedno pytanie. Ja jej ufam. Ale ciągle mam takie myśli, że ona bedzie mnie zdradzać lub po prostu mnie zostawi. Ona mnie zapewnia że tak nie bedzie. Ale ja chociaż chce uwierzyć to jest mi ciężko... Dziękuje za odp.


* * * * *

Michał, po pierwsze: odpowiedziałam Ci częściowo już wcześniej (odp. nr: 1209)
Po drugie: Dziwisz się młodej dziewczynie, że się boi, że ją zostawisz a sam zachowujesz się tak samo! Nie widzisz, że Ty w zasadzie napędzasz w niej ten strach??? Przecież to Ty się boisz, to Ty ją pytasz czy Cię nie zostawi. A zatem ona czuje, że nie jesteś pewny i dlatego odpowiada lękiem! W ten sposób to możecie w nerwicę wpaść!!! No facet!! Zamiast rozwijać znajomość, zamiast dawać oparcie dziewczynie i poczucie bezpieczeństwa, zwłaszcza, że jest młodsza to Ty mówisz jej, że się boisz? No, zaraz, zaraz: po co się z nią związałeś? Chyba dlatego, że jej ufasz prawda? Sam tak napisałeś. Jak się ufa to się daje temu dowód, a nie obsesyjnie myśli o zdradzie. Oj, mój Drogi muszę Ci poradzić pewną lekturkę. Poczytaj proszę o tym kim powinien być mężczyzna w związku i o tym jak ważne jest poczucie bezpieczeństwa w odp. nr: 25, 50, 340, 1101, 189. I zamiast stwarzać sobie problemy to cieszcie się swoją obecnością, poznawajcie coraz lepiej, dojrzewajcie wspólnie.
I po trzecie: to, że ona "nie czuje" że Cię kocha to normalne, pisałam o tym w odp. nr: 15, 906. To są normalne reakcje i trzeba je po prostu poznać i sobie wytłumaczyć a nie bać się, że coś robimy nie tak.

  Zosia, 24 lat
1216
06.09.2006  
Mam problem który mnie przerasta :( Mam chłopaka, naprawdę się kochamy, ja wiem że to jest ten jedyny, on też twerdzi, że jestem tą jedyną, chcielibyśmy być razem już na zawsze, mamy powoli plany co do wspólnej przyszłości. I tu pojawia się problem: bo jestesmy razem 8 miesiecy, a ja od pół roku choruję na jakąś chorobę ginekologiczną: przewlekłe stany zapalne. Jak do tej pory leki mi nie pomagają, jak czytam wypowiedzi internautek, to leczą się z tego rodzaju rzeczy po kilka, nawet kilkanaście lat i nic :( Boję się że i mnie to czeka, że nie wiadomo kiedy i czy w ogóle uda mi się wyleczyć. Mój chłopak o wszystkim wie i twerdzi że mnie nie zostawi. Ale ja nie umiem sobie tego wyobrazić: przecież póki sie nie wylecze, to nie moge współżyć, bo go zarażę, bo nie wiadomo wtedy co z ciążą, bo nie da się stosować npr i dlatego ze mnie wszystko bedize bolało. A jak nie można współżyć to jak ma to małżeństwo wyglądać? Czy w ogóle da się zbudować takie małżeństwo? Przecież w świetle nauki koscioła katolickiego jak nie ma seksu to nie ma małżeństwa. W dowolnej chwili facet może sobie odejść, do kobiety która będzie mogła być jego prawdziwą żoną. Teraz jesteśmy w sobie zakochani, ale nie łudze się, że powedzmy za 10 lat nie pojawią się żadne pokusy:| Czy w takiej sytuacji Kościół Katolicki może dopuścić nas do sakramentu małżeńśtwa? Bo skoro ja nie moge współżyć, to chyba jestem fizycznie niezdolna do małżeństwa :( Może więc powinnismy się rozstać? Tylko ja nie umiem wyobrazić sobie życia bez mojego ukochanego, on jest już dla mnie całym światem. Nie potrafię wyobrazić sobie kolejnych 50 lat zycia w samotności, oglądając wspólne zdjęcia i wspominając jak było nam razem dobrze. To dla mnie za trudne. Nie umiem sie wyrzec takiej miłości. Moja choroba ma też inny aspekt, bo ja sie modle o swoje zdrowie do Boga. Ale przeciez na świecie są mioliony chorych osób i wszyscy zapewne modlą się do Boga o zdrowie i nadal chorują i umierają. Kościół powie pewnie: taki był bozy plan wobec nich. No to może bez sensu jest się modlić o zdrowie, skoro bożym planem jest wobec mnie jest właśnie choroba? moze powinnam tylko prosić o siłę do niesienia tego krzyża i cierpienia ofiarować za innych? Z drugiej strony Jezus mówił, że o cokolwiek poprosimy Ojca w Jego imię, będzie nam dane i gdybyśmy mieli wiarę małą jak ziarnko gorczycy, przesuwalibyśmy góry. Więc gdzie jest ta granica między \"niech się dzieje wola Twoja\" a \"proście a będzie wam dane\"? I dlaczego w ogóle Pan Bóg najpierw dał mi taką ogromną miłość a teraz wymyślił plan zeby mi go odebrać? Bo ja wierze głęboko i czuję, że naszą miłość dał nam Bóg. Co ja mam zrobić? Jaką postawę przyjąć? Proszę pomóż mi. Dziękuję.

* * * * *

Z tego co wiem to stany zapalne ani nie są zaraźliwe ani nie wykluczają współżycia. Zaraźliwe są choroby weneryczne, grrzybica i chlamydia ale przy dzisiejszej medycynie są one wyleczalne. Tylko oboje muszą łykać leki - jeśli współżyją. Ale w małżeństwie to oczywiste.
Nie wiem na co chorujesz, ale wydaje mi się, że powinnaś przede wszystkim pójść do dobrego ginekologa! To niemożliwe by nikt nie potrafił Ci pomóc i byś nie mogła współżyć w małżeństwie, to jakiś absurd. Owszem, wykluczenie współżycia W OGÓLE powoduje niemożność zawarcia małżeństwa, natomiast gdy przeszkoda jest przemijająca to chyba nie byłoby problemu z zawarciem związku. Zapytaj o to jakiegoś kapłana lub zadaj pytanie na forum www.opoka.org.pl. Oczywiście, że absurdem byłoby wyrzekanie się miłości fizycznej po ślubie, ale jestem głęboko przekonana, że wcale nie musisz tego robić. Oczywiście, że powinnaś się modlić o zdrowie! Tak, owszem ludzie modlą się i umierają, ale jest tak prawdopodobnie dlatego, że Bóg zdecydował, że właśnie odejście z tego świata będzie dla nich błogosławieństwem bo np. już bardzo cierpią. Ty natomiast jesteś młodą kobietą, która zamierza wyjść za mąż, więc nawet powinnaś o to zdrowie się modlić. Jeśli chorujesz pół roku to nie możesz mówić o tym, że to Twój krzyż na zawsze! Zdrowie jest darem od Boga i mamy obowiązek je zachowywać i o nie dbać. Ale oczywiście nie tylko się modlić, tylko działać!! Nie wiem co mówią Ci lekarze, ale coś mi tu nie pasuje. Może napisz do mnie skąd jesteś to spróbuję Ci kogoś polecić. Zadaj też pytanie o ginekologa na forum www.lmm.pl, tam jest nawet lista dobrych, chrześcijańskich ginekologów.
I głowa do góry, nie poddawaj się tak łatwo! Nawet nie wiesz z jakich problemów ginekologicznych ludzie wychodzą. Bóg nie jest złośliwy i nie ma planu, by zabrać Ci to co Ci dał. Natomiast "drogi Jego nie są drogami naszymi". Nie wolno Ci rezygnować z marzeń. A przeszkody są tylko dowodem na to, że WARTO je realizować. W końcu nic co piękne nie przychodzi łatwo, prawda? A chłopak jak Cię kocha to będzie Cię wspierał i nie zakładaj, że odejdzie. Z tym odejściem w małżeństwie to też nie do końca jest tak jak piszesz, ale to już osobny temat. Walczcie razem o Wasze szczęście! Jestem przekonana, że uda Ci się pokonać chorobę lub przynajmniej na tyle ją "uśpić" byś mogła z nią żyć w miarę normalnie i normalnie zawrzeć małżeństwo. Moja koleżanka z przewlekłymi stanami zapalnymi na sześcioro zdrowych dzieci.
Powodzenia!

  Marzena, 19 lat
1215
05.09.2006  
Witam. Gdzie jest granica między pieszczotami a grzechem?

* * * * *

Ta granica przebiega bardzo wyraźnie w prawidłowo ukształtowanym sumieniu. Nie wszystko da się wymierzyć ale człowiek zawsze WIE czy idzie za daleko. Sygnałem jest niepokój i wątpliwości. Polecam odp. nr: 79 oraz ten link: [zobacz]

  Iwona, 21 lat
1214
05.09.2006  
Witam, ostatnio zastanawiam się czy przez moje postępowanie nie przeoczę prawdziwej miłości. Owszem zdarza mi się poznać nowego chłopaka, ale nasze spotkanie ogranicza się do jednego, dwóch. Zawsze jest tak samo ze z początku wydaje mi się interesujący, mam nadzieję na poważny związek ale przy bliższym poznaniu w tych chłopakach zaczynam widzieć tylko kolegów a nie kogoś z kim mogłabym przeżyć resztę życia i wtedy wycofuję się. Zaczynam się zastanawiać czy w ogóle kiedyś spotkam osobę z którą będę tworzyć udany związek i czy nie oczekuję za wiele bo chciałabym żeby on był mądry, dobry, reprezentował coś sobą - po prostu normalny. Z drugiej strony może problem leży we mnie? Może nie potrafię być w związku? Mam dużo kolegów (studiuję na takim kierunku gdzie jest większość mężczyzn) i widzę w nich tylko kolegów, nie potrafię wyobrazić sobie że z którymś z nich tworzę związek. Może nie jest mi dane stworzenie związku? ...

* * * * *

Nie możesz myśleć, że nie jest Ci dane stworzenie związku albo, że to Twoja wina. Twoje wymagania są normalne, nie jakieś kosmiczne i nie ma powodu, by je obniżać. W końcu nie chodzi przecież o to, by mieć kogokolwiek tylko być z tym właściwym mężczyzną. Być może po prostu żaden z nich nie zafascynował Cię na tyle byś chciała z nim być. Z drugiej strony jedno czy dwa spotkania to z reguły za mało by kogoś poznać i podjąć decyzję (z reguły bo czasem po kilku zdaniach czujemy, że to zdecydowanie nie ten człowiek - po prostu bardzo źle czujemy się w jego towarzystwie, jest nachalny lub kompletnie inny świat sobą prezentuje). Nie jest tak, że Pan Bóg w którymś momencie życia pokazuje nam palcem tego właściwego. Nie robi tak, bo szanuje naszą wolną wolę i co najwyżej stwarza nam pewne sytuacje ale wybierać musimy my - pisałam o tym w odp. nr 58, 86, 896. Może więc czasem warto dać sobie i komuś szansę i spotkać się kilka razy. Przecież same spotkania nie są żadną deklaracją, a czas jest konieczny by zobaczyć jaka dana osoba jest naprawdę. Odpowiedz sobie na pytanie co konkretnie nie podoba Ci się w tych chłopakach. Czy potrafisz wymienić konkretne cechy, które ich dyskwalifikują? Jeśli tak to ok. Jeśli nie a tylko po prostu "widzisz w nich tylko kolegów" to właśnie nie dajesz sobie szansy a może wydaje Ci się, że jak spotkasz tego właściwego to od razu będziesz to czuła. Otóż nic bardziej błędnego! Owszem, nieraz jest tak, że ktoś od razu nam się spodoba, ale spodoba - i nic więcej. Moim zdaniem miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje. Miłość, a nie zakochanie, bo to dwie różne rzeczy, o tym pisałam w odp. nr: 15, 906, 19, 728, 1086. Czasem, a śmiem twierdzić, że w większości przypadków jest tak, że kogoś poznajemy, spotykamy się, on zaczyna nam się podobać a miłość rozwija się powoli. Bo miłość to nie uczucie, to postawa i decyzja. Ale jej nie podejmuje się na jednym czy dwóch spotkaniach. Iwono, wierzę, że spotkasz swoją miłość i na pewno będziesz umiała stworzyć związek. Jesteś osobą dojrzałą - to wynika z Twojego listu. A zatem wszystko z Tobą ok. Proponuję Ci zatem jeszcze modlitwę za chłopaka z którym się spotykasz. O światło Ducha św., o rozeznanie woli Bożej. Specjalistą od tych spraw jest św. Józef, a modlitwę do niego znajdziesz tutaj: [zobacz] Powodzenia!

  agata, 27 lat
1213
04.09.2006  
Znam pewnego mężczyznę, który mnie fascynuje, zadziwia swoją osobą. Bardzo dobrze się z nim czuję. On mnie też szanuje i ceni. Jesteśmy przyjaciółmi. Ja chciałabym być z nim. Bardzo mi zależy na nim. Ufam mu. Chcę się o niego troszczyć, chcę z nim budować rodzinę. Chcę być przy nim gdy jest dobrze i gdy jest źle. Dojrzewałam do tej decyzji ponad 2 lata i teraz już to wszystko wiem i czuję. Z kolei on traktuje mnie jak bardzo dobrą koleżankę. Nasza relacja zmieniła się z każdym dniem. Mi na nim co raz bardziej zależy. Ja chyba też mu się podobam. Jednak on nie robi żadnego kroku dalej. Ja też nie zrobię takiego kroku, bo sądzę, że to mężczyzny rola. Nie wiem, czy warto czekać na ten krok. Nie wchodzi w grę szczera rozmowa na TEN temat, bo boję się, że taka rozmowa zniszczyłaby wszystko. To mężczyzna musi wykazać się inicjatywą. Z kolei nie wiem ile jeszcze czekać. Może ja źle interpretuję jego zachowanie (bardzo miłe w stosunku do mojej osoby)? Co robić? Jaki czas mu dać? A może nie warto... może lepiej odpuścić sobie... skoro traktuje mnie tylko jak bardzo dobrą koleżankę... Dziękuję za odpowiedź.

* * * * *

Masz rację, ża taka rozmowa "z grubej rury" mogłaby wszystko zniszczyć. Nie wiem co ten chłopak do Ciebie czuje, możliwości są dwie: albo faktycznie traktuje Cię jak koleżankę albo podobasz mu się i powoli stara się do Ciebie zbliżyć. Może nie ma odwagi, może boi się, że nie odwzajemnisz jego uczucia? A może ma już jakiś plan i chce Cię w najbliższym czasie zaskoczyć? Jeśli zaś faktycznie chodzi mu tylko o przyjaźń to trzeba sobie odpowiedzieć na kilka pytań. Czy on faktycznie tylko jak kolega się zachowuje? Czy nie ma w Waszej relacji gestów, rozmów, które świadczyłyby też o czymś głębszym? Czy często się kontaktujecie, czy radzicie się siebie w ważnych sprawach, czy szybko dzielicie się ważnymi informacjami ze sobą? Jak często on wykazuje inicjatywę w spotkaniach, jak przebiegają spotkania? Czy wiele wiecie nawzajem o swojej przeszłości? Jeśli tak jest to jest to moim zdaniem głębsza relacja niż tylko przyjaźń. Spytam też o charakter tego chłopaka. Czy jest typem duszy towarzystwa, otoczony ciągle grupą ludzi czy raczej jest spokojnym, opanowanym chłopakiem niezbyt wylewnym w gestach? Pierwsza możliwość może bowiem sugerować, że on w stosunku do wszystkich dziewczyn tak się zachowuje, taki ma sposób bycia albo - o zgrozo! - jest mu tak wygodnie, byś była "pod ręką". To taki typ co potrzebuje psychoterapeutki, pisałam o tym w odp. nr 1138. Wtedy byłabym ostrożna.
Masz rację co do tej inicjatywy. Jednak małe kroczki możesz zrobić, tak by go zachęcić, ośmielić. Bo może on po prostu nie wierzy we własne siły. Możesz prosić go o pomoc, możesz czasem Ty zaproponowac spacer czy kino. Możesz - a nawet powinnaś - go chwalić! Tak, żeby on zobaczył, że go cenisz. Że jest dla Ciebie kimś wartościowym, że go podziwiasz. Oczywiście muszą to być bardzo konkretne pochwały za konkretne czynności mówiące o jego fachowości, sile, pomysłowości. To dowartościowuje i dopinguje mężczyzn. Gdyby jednak ta sytuacja nadal wyglądała w ten sposób i nic by nie działało to można zaryzykować takie podpytanie: co zamierzasz w przyszłości? Czasem taka rozmowa może wiele rozwiązać. Jeśli i to by nie pomogło to faktycznie należy delikatnie ale jasno zapytać: kim dla Ciebie jestem? Tak, to jest ryzyko i dlatego należy je podjąć w ostateczności gdy już nasza psychika będzie miała dość, gdy będziesz na tyle zmęczona, że po prostu będziesz chciała wiedzieć. Bo nie można przecież zwodzić kogoś przez kilka lat a potem twierdzić, że o nic nie chodziło, prawda?

  Konrad, 24 lat
1212
02.09.2006  
Cześć.Bardzo sie ciesze,że mogę do was napisać.Mam dość osobisty problem. Wydaje mi sie ,ze jestem gejem.Dlaczego?.Nie wiem.Podobają mi sie twarze przystojnych facetów i to bardzo.W ogóle podobaja mi sie ciała bardzo przystojnych chłopaków.Ja do takich nie naleze. A bardzo chciałbym być takim super przystojnym facetem.Wiem,ze to głupie,ale ja niestety mam kompleks jeśli chodzi o moją twarz. Do przystojniaków to ja sie nie zaliczam. Marze,o tym bardzo częste ,zeby być własnie tak bardzo przystojnym chłopakiem. Nie wiem czy to mozna nazwać chomoseksualizmem.Być może jest to spowodowane tym iz w dziecinstwie mówili mi w domu że jestem brzydalem.Póżniej juz nawet w to wierzyłem i chyba mi tak zostało do dziś.Najlepsze ,jest jednak to, iz czuje ze Bóg wzywa mnie do kapłaństwa.Zresztą to nie są moje wyobrazenia ,lecz opinie od znajomych księży z parafii.Od trzech lat juz sie zmagam z tym problemem i nie wiem co z tym zrobić.Ja najlepiej chciałbym umtrzeć,ale wiem ,ze to nie mozliwe.Homoseksualizm i powołanie do kapłaństwa. Coś nie tak. Co mam zrobić.?Pomórzcie

* * * * *

Hmm, sam fakt, że podobają Ci się twarze przystojnych mężczyzn nie musi świadczyć o tym, że jesteś gejem. Bardzo możliwe, że to "tylko" Twój kompleks - patrzysz na innych, porównujesz się z innymi i czujesz ból. To prawdopodobnie kwestia tego co przeżywałeś w domu - i masz tego świadomość. Jednak gdy kobiecie podobają się ładne modelki to raczej nikt nie kwalifikuje jej od razu jako lesbijki. Jako takie należałoby bowiem zakwalifikować też wszystkie kobiety oglądające pokazy Miss Polonia a przecież tak nie jest. A zatem byłabym bardzo ostrożna w stawianiu takiej tezy. Co innego gdyby "ciągnęło" Cię do spotkań z takimi mężczyznami, do dotyku itp. Wtedy coś by było wyraźnie nie tak. Czy odczuwasz taki pociąg? Czy wyobrażasz sobie, że możesz pocałować w usta faceta? Przepraszam za takie pytania, ale tak właśnie odczuwają homoseksualiści. I jeszcze: co czujesz w stosunku do kobiet? Wiem, możesz nie czuć za bardzo pociągu bo - jak mówisz - wydaje Ci się, że masz powołanie do kapłaństwa. Ale czy czujesz wstręt do kobiety? Wstręt na myśl, że mógłbyś z nią porozmawiać, pocałować ją w rękę? Jeśli nie to nie jest źle.
Co do samego powołania to nie mogę się wypowiadać i w tej materii odeślę Cię do kapłana oraz rekolekcji powołaniowych. Oczywiście faktyczny homoseksualizam i kapłaństwo wykluczają się.
Natomiast jeśli zauważasz u siebie jednak niepokojące zachowania lub pragnienia to skontaktuj się proszę (choćby mailowo, opisując swój problem) z Grupą Odwaga: www.odwaga.oaza.org.pl Z homoseksualizmu można wyjść, choć to ciężka praca nad sobą. Im wcześniej jednak tą pracę się zacznie i im mniej robudzi się takie pragnienia tym większa szansa na wygraną. Powodzenia!

  hanna, 25 lat
1211
31.08.2006  
Co Pani mysli o takim układzie.Mam kolegę,z innego miasta. Starszy,powazny. On chce się spotykać,ale ok.raz na miesiąc. Jest uczciwy ,bo nic nie obiecuje,nie bajeruje,nie udaje zakochanego, relacja jest koleżeńska. Ale jednak jest zainteresowany,ja też.Ale dla mnie jako kobiety-to bardzo męczy psychicznie-nie wiem czy w końcu się zakocha,czy ma powazniejsze zamiary,ale sie boi,wstydzi? Ile mozna zyc w układzie asekuranckim? A moj czas? Moja przyszlosc? Przeciez nie jestesmy juz nastolatkami,które boja się decyzji zyciowych.Jako kobieta chce zalozyc normalną rodzine, nie mam jakis niezdrowych obaw czy lekow przed dorosloscią. Kolega jest porządny i religijny ,nie mam jakis watpliwosci czy nadaje sie na meza. Czuje,ze moge go pokochac,choc nie tak jak nastolatka,bo juz mam swoje lata, raczej byłaby to milosc spokojna,stonowana,rozsądna. Czy mam z nim porozmawiac otwarcie?A jak się wystraszy? Czy to zdaniem pani jest w porządku tak przeciągac relacje na poziomie liceum jak juz się jest dojrzałym? A moze on swoim zachowaniem daje do zrozumienia, ze malzenstwa z tego nie będzie? Prosze o obiektywne spojrzenie z boku na taka sytuację. Dziekuje z gory, pozdrawiam.

* * * * *

A ile się już znacie? Jeśli niedługo to jego zachowanie tłumaczyłabym tym, że chce Cię bliżej poznać ale nie wie czy zostaniesz jego żoną i na razie nie może Ci tego obiecać więc nie chce podejmować decyzji by Cię nie rozczarować. Jest uczciwy. Tak więc to spotykanie "raz na miesiąc" jest asekuranckie ale wytłumaczalne, a nie może przecież powiedzieć wprost, że dopiero zobaczy co z Waszego związku wyjdzie. Jeśli jednak taki układ trwa latami to coś tu nie gra. Albo faktycznie chce być tylko kolegą albo po prostu mu z Tobą wygodnie - ma kogoś z kim może pójść na koncert czy wesele, taka zawsze gotowa "osoba towarzysząca"- znam takie przypadki. Myślę, że jednoznacznie nie dał do zrozumienia, że małżeństwa z tego nie będzie, jednak właśnie nie wiem jak długo taki stan trwa.
Czy rozmawiać z nim otwarcie? Na pewno na razie nie! Jeśli bowiem jest Tobą faktycznie zainteresowany, ale jeszcze się waha to poczuje się naciskany, poczuje, że Ty po prostu dążysz do małżeństwa, wystraszy się i ...może nawet ucieknie albo zacznie się wycofywać. Bo stwierdzi, że nie jest w stanie sprostać Twoim wymaganiom - przynajmniej an chwilę obecną. Pisałam o podobnym problemie w odp. nr: 18, 61, 74, 217, 514, 1168 - dotyczą one zbyt wczesnego wyznania miłości, ale mechanizm obronny jest taki sam. Na Twoim miejscu obserwowałabym działania tego chłopaka. Czy poza spotkaniem raz w miesiącu dzwonilibyście do siebie, pisalibyście? Czy te spotkania byłyby coraz częstsze? Czy dzielilibyście się ważnymi informacjami i wydarzeniammi z Waszego życia? Jeśli tak - znajomość jest na dobrej drodze. Jeśli nie i będzie to trwało np. kilka miesięcy a potrzeba kontaktu z jego strony nie zwiększy się lub nie będzie odpowiadał zainteresowaniem na jakieś Twoje propozycje - chyba faktycznie małżeństwa nie miał na myśli. Oczywiście wtedy będziesz mogła z nim już trochę szczerzej porozmawiać i wyjaśnić charakter Waszej relacji.

  Kasia, 23 lat
1210
31.08.2006  
Mój problem polega na tym, iż zakochał się we mnie chłopak (z moją wzajemnością), który ma juz dziewczynę. Najgorsze jet to, że to on wszystko rozpoczął tzn. podszedł do mnie i zaczął ze mną rozmawiać, za każdym razem kiedy się spotykamy jakoś dziwnie czuję, że nie traktuje mnie jak koleżankę ale chce czegoś więcej, \"puszcza mi oczko\", zalotnie się uśmiecha i patrzy bardzo mocno w oczy itp. Nie ukrywam, że było mi z tym dobrze ale do czasu. Jako, że jestem osobą głęboko wierzącą i praktykującą nie chcę, żeby on tak przenikliwie na mnie na mnie patrzył, nie chcę żeby rozbudzał we mnie uczucie do niego.Każda kobieta lubi być adorowana a co dopiero przez kogoś kto jej również BARDZO się podoba.Wiem jednak, że nie można budować swojego szczęścia na nieszczęściu innych osób dlatego zaczęłam go unikać. Nie wiem czy dobrze zrobiłam bo wciąż o nim myslę... Chodzi mi o to czy jest w ogóle możliwe zbudowanie szczęśliwego zwązku opartego na Bogu w takiej sytuacji, kiedy \"zniszczyłabym\" poprzedni związek swojej sympatii. Nie zrobiłam tego bo uważałam, że nie jest to możliwe ale teraz mam wyrzuty czy nie zmarnowałam swojej szansy na miłość. I jeszcze jedno pytanie po czym rozpoznać, że chłopak patrzy na kobietę z zachwytu, że mu się podoba a po czym, że jej tylko pożąda? Z góry dziękuę Pani za odpowiedź. Serdecznie pozdrawiam!

* * * * *

Zawsze mi ręce opadają jak czytam takie rzeczy. Ma dziewczynę i się zakochał. No przepraszam bardzo, ale w miłość to ja taką nie wierzę. Pisałam o tym w odp. nr: 210, 501, 1138. Moim zdaniem on jest typem chłopaka, który myśli, że może jednoczesnie bezkarnie wzbudzać uczucia kilku dziewczyn. To go dowartościowuje. Masz rację, że źle czujesz się w tej sytuacji. Rozumiem Cię też, że w pewien sposób Ciebie to też dowartościowuje, tym bardziej, że on Ci się podoba. Jednak czujesz niezręczność sytaucji i nie chcesz być nie fair w stosunku do tamtej dziewczyny. I słusznie. Czy czegoś nie tracisz? Pomyśl tak logicznie: skoro on się tak zachowuje w stosunku do tamtej dziewcyzny to jaką masz gwarancję, że z Tobą postępowałby inaczej? Wtedy dopiero czułabyś się poraniona. A może tak naprawdę on wcale nie darzy Cię głębszym uczuciem tylko - jak pisałam - potrzebuje zachwytu kobiety, żeby dobrze się poczuć. Niestety, znam dużo takich smutnych przypadków.
Kasiu! Zadałaś też bardzo mądre pytanie. Jak rozpoznać intencje chłopaka w spojrzeniu. Otóż chłopak który patrzy z zachwytem podziwia kobietę, patrzy na nią tak jak na coś wręcz świętego, tak jak patrzymy na bardzo delikatne i piękne dzieło sztuki lub delikatny kwiat w ogrodzie - zachwycamy się, ale nawet przez myśl nam nie przejdzie, by wziąć to do ręki lub zerwać kwiat dla siebie. Natomiast spojrzenie pożądające to takie, które widzi piękno ale ma ono dla niego wartość "namacalną", tzn. tylko wtedy je ceni gdy może to jemu służyć. W przeciwnym razie przestaje się tym interesować. Taki chłopak bywa nachalny, pewny siebie i - co najważniejsze - nie myśli o dziewczynie. Nie bierze pod uwagę jej odczuć tylko myśli o sobie. Chłopak mający czyste intencje przede wszystkim o dziewczynę się troszczy. Mały teścik: oboje mieli się spotkać. Ona mówi, że źle się czuje i nie może przyjść. Chłopak kochający natychmiast zaoferuje pomoc i zainteresuje się co jej jest. Egoista będzie zły, że spotkanie nie wyszło, że jego plany się pokrzyżowały.
Spojrzenie wyraża bardzo wiele. Jeśli się kocha, ma się czyste intencje to nie unika się wzroku drugiej osoby - bo nie ma się przed nią nic do ukrycia. Jednak ten wzrok nie jest nachalny, lustrujący całą osobę, powodujący speszenie. Wzrok pożądający jest śmiały - zbyt śmiały, bywa natrętny i powoduje, że dana osoba czuje się jak pod ostrzałem, jakby ciągle oceniano jej ruchy i zachowanie. Jeśli masz wątpliwości odpowiedz sobie na pytanie: jak Ty się czujesz z jego wzrokiem? Czy czujesz, że on jest pełen szacunku, czy czujesz się z nim swobodnie czy Cię przytłacza i czujesz, że musisz się "wykazać"? Czy nie wstydziłabyś się pokazać mu bez makijażu i z gorączką bo masz pewność, że go to nie zrazi tylko wzbudzi jego troskę i współczucie czy zawsze musisz być nieskazitelna bo boisz się utraty zainteresowania? Najważniejszym miernikiem intencji spojrzenia jest to jak dziewczyna się z nim czuje. Miłość zachwyca się pięknem osoby, egozim i pożądanie syci tym pięknem siebie.

  Mat, 16 lat
1209
31.08.2006  
Mam dziewczyne w wieku 13 lat. Różnica między nami to tak naprawdę 2,5 roku. Nie wiem co na to powiedzą moi rodzice. Boję się, że zabronią mi się z nią spotykać iż stwierdzą że jest dla mnie za młoda. Czy mogą tak zrobić? Znamy się już koło 7 miescięcy. Chodzimy ze sobą może troche ponad 3 miesiące. Bardzo się nawzajem miłujemy! Nie wyobrażam sobie na dzień dzisiejszy życia bez Niej. Ja znam Jej mame i rodzeństwo ale Ona ode mnie nie zna nikogo(chyba, że tylko z widzenia). Ja mam takich nerwowych rodziców... Prosze o pomoc.

* * * * *

Dopiero co pisałam o takim problemie, z tym, że to dziewczyna była starsza. Tak naprawdę najważniejszy nie jest wiek, ale dojrzałość i poczucie odpowiedzialności. Skoro związałeś się z tą dziewczyną to znaczy, że uważasz, że dla Was nie jest to przeszkodą i dobrze się dogadujecie, tak? A skoro tak to wypisz sobie cechy, które w niej cenisz i podczas rozmowy z rodzicami powiedz o nich. Powiedz dlaczego właśnie ją darzysz sympatią, pokaż ją od najlepszej strony. Nawet jeśli rodzice wyrażą początkowo dezaprobatę to nie denerwuj się tylko bardzo spokojnie wytłumacz, że masz świadomość pewnych różnic i może niedogodności, ale że potraficie się dogadać. Powiedz, że znasz jej rodzinę i oni Cię akceptują. Zrób to zanim pokażesz ją rodzicom. Potem zaproś ją do domu i pozwól rodzicom ją poznać i z nią porozmawiać. Młodzi ludzie często bowiem robią taki błąd: przyprowadzają wybranka do domu i...zamykają się z nim w pokoju. A potem się dziwią, że rodzice się denerwują. Rodzice zaś się denerwują nie dlatego, że nie wiadomo co oni tam robią tylko dlatego, że nie znają tej osoby, nie wiedzą jaka ona jest. A skoro tak to nie mieli okazji jej zaufać. Dlatego pierwsza wizyta zawsze powinna być przede wszystkim przedstawieniem dziewczyny czy chłopaka rodzicom, tak by mieli możliwość z nim czy z nią porozmawiać. Miłym akcentem takiej wizyty będzie to jak chłopak np. przyniesie skromny bukiecik kwiatów dla matki dziewczyny a dziewczyna np. kawałek upieczonego przez siebie (no w ostateczności przez mamę) ciasta - od razu dadzą dowód życzliwości i szacunku. Oczywiście nie jest to konieczne, ale niech Wam się nie wydaje, że to jakiś prehistoryczny zwyczaj. Może rzadko kto tak robi, ale naprawdę robi to dobre wrażenie na rodzicach, a o to przecież nam chodzi, prawda? Zatem powodzenia i nie martw się na zapas tym, że rodzice nie pozwolą Ci się z nią spotykać - jeśli tylko nic na tym nie ucierpi. Jeśli jednak po takiej rozmowie rodzice zdecydowanie będą się przeciwstawiać Waszemu związkowi to przeczytaj proszę odp. nr: 67, 114, 251, 207, 400. Myślę jednak, że nie masz powodów do obaw.

  Aga, 16 lat
1208
27.08.2006  
Mówiła Pani, że nie ma czegoś takiego jak przeznaczenie. Czy oznacza to, że kiedy np. spotkam się z pewnym chłopakiem (w którym od 2 lat jestem zakochana, niestety dotąd się nie znamy) w środku miasta, a zaznaczę że nie widziałam go od 3 miesięcy i (o dziwo!) zapoznamy się ze sobą bo np. będą z nim moi koledzy których od dawna znam, lub po prostu, zaczniemy rozmawiać, to będzie to oznaczało ZWYKŁY PRZYPADEK? Przepraszam za taką formę pytania, ale dotychczas nie myślałam o tym w taki sposób. Wiem, że Pan Bóg chce dla nas wszystkich jak najlepiej, więc to on wie z kim byłabym szczęśliwa. Pozdrawiam serdecznie.

* * * * *

Nie, nie będzie to zwykły przypadek tylko pewna propozycja ze strony Boga. A może właśnie o to się modliłaś? Natomiast nie jest tak, że Bóg steruje naszym zachowaniem np. nakazuje temu chłopakowi być wtedy i wtedy w takim miejscu. On przecież też ma wolną wolę i mógłby np. wybrać inne zajęcie na ten dzień, tak, że nie spotkalibyście się. Ty też mogłabyś np. w ostatniej chwili nie zechcieć się z nimi spotkać i przejść na drugą stronę ulicy. Bóg nie kieruje naszymi krokami i nie jest tak, że coś sztywno zaplanował i tylko ta jedyna droga jest słuszna. On daje nam mnóstwo propozycji i wiele z nich jest słusznych. My wybieramy - spośród tego co On nam ofiaruje. Tak, to prawda, że Bóg wie z kim bylibyśmy szczęśliwi, ale przecież my nie zawsze go słuchamy prawda? Tak więc On szanuje naszą wolną wolę. Jeśli zaś z Nim współdziałamy to już jest pełnia szczęścia.

  Nina, 16 lat
1207
27.08.2006  
Jestem zauoczona pewnym chłopakiem. On przychodzi ciągle do mojej mamy i powtarza jej, ze lubi z nia rozmawiac. To dziwne, ale jestem zazdrosna o własna matke! Ten chłopak jst ode mnie 5 lat starszy. Czy sądzi Pani, ze mam u n iego jakis szanse, z ta roznica wieku? Czy jednak mam sobie dac spokoj??

* * * * *

A może to taki specyficzny "podryw"? Na mamę? Hmm, oryginalne :) Ale tak na poważnie: myślę, że pewnie mu się podobasz i próbuje "obłaskawić" Twoją mamę, tak by była nim zachywcona, a to duży sukces. A przy okazji obserwuje Ciebie i Twój stosunek do niego. Czy masz szansę? Jasne, a czemu nie? Pisałam o różnicuy wieku w odp. nr: 8, 28, 87, 310, 916. Poczekaj jeszcze trochę - pewnie on niedługo zacznie "działać" Możesz też sama wyjść z jakąś inicjatywą, możesz np. upiec ciasto i go poczęstować - będzie okazja do rozmowy. Możesz też poprosić go o jakąś pomoc np. przy komputerze. Jeśli chętnie Ci pomoże to znaczy, że raczej jest Tobą zainteresowany. Powodzenia!

  Kasia, 21 lat
1206
27.08.2006  
Witam po raz kolejny!Wrocilam niedawno z Pieszej Pielgrzymki Tarnowskiej.Te rekolekcje w drodze mialam spędzic z moim chłopakiem,ale niestety On wyjechal na wakacje za granicę.Poszlam sama...Bardzo mi go brakowało,zwłaszcza podczas wieczornych Apeli.Mialam dużo czasu żeby dokladnie przemyśleć całe swoje życie...Tak też zrobiłam...Dokładnie jutro minie pół roku odkąd jesteśmy razem,nie zawsze było dobrze...zdarzały się gorsze chwile,ale jakoś dawaliśmy rade...Krzysiu jest mlodszy ode mnie o 5 lat...ma dopiero 16 lat...Wiem ze wszystkich to dziwi i Panią z pewnością też,ale tak sie jakoś ułożyło...Jest dla mnie bardzo ważną osobą i dobrze się z nim czuję,jest jednak pewien problem...On jest juz pewien że to właśnie ze mną chce spędzić resztę życia,a ja...?????Nie mogę powiedziec tego samego...Nie chodzi o to,że mam jakieś wątpliwości co do moich uczuć,tylko...kiedy pyta czy chcialabym byc jego zona,to nie umiem powiedziec ze tak...nie umiem bo czuje ze on jest jeszcze zbyt mlody zeby skladac mu takie deklaracje...Nie potrafie powiedziec szesnastolatkowi ze napewno zostane Jego zona...chce Go lepiej poznac,On musi dojrzec...nie umiem mu tego wytlumaczyc bo On zaraz sie obraza...znaczy nie obraza ale wiem ze jest mu przykro,smutno:-( Ale co ja mam zrobic?Jak postapic?Przeciez nie moge dac mu teraz jasnej odpowiedzi,zadnej pewnosci,bo nie wiem jakim bedzie czlowiekiem jak dorosnie... Wiem ze moj list jest dosc skomplikowany i pewnie nie zbyt jasno przedstawilam cala sytuacje,ale moze sprobuje mi Pani odpowiedziec na kilka pytan...Czy to co czuje do Niego to wogole jest milosc???Skoro nie potrafie powiedziec\"bede Twoją żoną\".Krzysiu ma 16 lat,ale jest dojrzalszy emocjonalnie niz Jego rówieśnicy.Śmierć taty,wyjazd mamy,ciagłe przeprowadzki zmieniły Jego życie,nauczyły już troche co to jest prawdziwe życie,nie rzadko bardzo okrutne...To wszystko nie zmienia jednak faktu ze ma dopiero 16 lat!To oczywiscie przeszkadza rowniez mojej mamie...Ona tak naprawde nie wie ze jestesmy para,pewnie sie domysla,ale nie wie tego ode mnie...Nie wiem jak to jej powiedziec...Poprostu nie wiem.Juz wiele razy mowila mi ze On jest dla mnie zbyt mlody,ze jesli chce sie z nim zwiazac to mam poczekac az dorosnie...tyle ze On nie chce czekac...Chce juz teraz zebym byla Jego...Jak to pogodzic?????Czy to wogole mozliwe??? Oboje jestesmy katolikami i juz na poczatku ustalilismy ze bedziemy zyc w czystosci az do slubu!Tak sie sklada ze oboje trwamy w nalogu masturbacji i kilka razy uprawialismy petting.Wiem ze to okropne,ale tak bylo...Postanowilismy walczyc z tym grzechem...On daje rade,ja-nie zawsze...Ale kiedy tylko mam ochote to zrobic to mysle o nim,o tym ze bede musiala Mu powiedziec jesli to zrobie,ze sprawie Mu tym wielka przykrosc...no i czesto powstrzymuje sie wlasnie dla Niego...Jesli sie rozstaniemy to nie bede miala dla kogo sie powstrzymywac...Dlatego boje sie ze jesli cos sie popsuje to stocze sie na dno...Juz chyba nikomu nie zaufam tak bardzo zeby przyznac sie do tego co robie...On jest jedyna osoba ktora o tym wie!!! Krzysiu wraca za kilka dni!Bardzo za nim tesknie,brakuje mi Jego obecnosci,ale...no nie wiem czy to On...czy to napewno ten jedyny...Wiek gra tu najwieksza role..to wlasnie Jego wiek nie pozwala mi dac Mu jasno do zrozumienia ze jest moja druga polowka...Gdybym poznala Go kilka lat pozniej,gdyby byl juz pelnoletni...wszystko wygladaloby inaczej...teraz jest uzalezniony od mamy,babci,nie moze zrobic nic na wlasna reke...Wiem ze mozemy poprostu czekac az dojrzeje,tylko czy damy rade???Czy wczesniej nie stanie sie cos co zniszczy nasz zwiazek?Czy nikt nie stanie nam na drodze do szczescia???(musze podkreslic ze tylko nasi znajomi-i to nie wszyscy-sa nam przychylni,wszyscy dorosli sa przeciwni-oprocz Jego mamy).Jak mam Go wogole wprowadzic do mojej rodziny?Jak przedstawic jako chlopaka???Jak to zrobic zeby nie stac sie posmiewiskiem???Nie wiem dlaczego,ale wszystkich dziwi taka roznica wieku,mimo ze znam malzenstwa gdzie ta roznica wynosi 8,10,a nawet 13 lat!!!!!!! Prosze o jakas wskazowke!Jest Pani moja(Nasza)ostatnia nadzieja!!! Dziekuje za czas ktory Pani niejednokrotnie mi poswiecila!POZDRAWIAM!!!!

* * * * *

Kasiu, Twoje obawy są zupełnie normalne i doskonale Cię rozumiem. Zdziwiłabym się gdybyś ich nie miała, gdybyś była pewna już teraz, że za niego wyjdziesz. Widzisz, to, że on tego nie rozumie i jest smutny to właśnie dlatego, że jest tak młody i dla niego to wszystko jest prostsze i bardziej oczywiste. On kocha Cię teraz i jest szczerze, święcie przekonany, że tak będzie zawsze. Ty jako starsza wiesz, że ludzie się zmieniają, dojrzewają i nie możesz teraz podjąć takiej decyzji. To jest przecież bardzo poważna decyzja. Nie oznacza to, że go nie kochasz - na pewno kochasz, ale właśnie dlatego, że kochasz, a nie jesteś ślepo zakochana myślisz o konsekwencjach i wielu uwarunkowaniach. Nie neguję, że on jest dojrzały, jednak mimo to dziwi mnie, że już teraz podjął decyzję o małżeństwie, przecież nawet nie mógłby zawrzeć związku małżeńskiego. Tylko w przypadku 16-letniej kobiety pod określonymi (smutnymi zresztą) warunkami jest to możliwe, ale w drugą stronę to nie działa. A zatem nie ma takiej możliwości, żebyście byli teraz małżeństwem. Niestety, mama ma słuszne obawy. Ja również bardzo bym się niepokoiła gdyby moja córka zwiazała się z dużo młodszym chłopakiem, zwłaszcza gdyby oboje jeszcze się uczyli. Zauważ, że ona nie podważa prawdziwości Twojego uczucia, tylko boi się o wiele rzeczy: o Waszą dalszą naukę, o to czy jemu się nie "odmieni", o to, że po prostu nie jesteście (oboje) na tyle dojrzali.
Jak z mamą rozmawiać? Tak, by nie dać jej powodu do niepokoju. Nie wypierać się, że jesteście razem, przyznać się do tego, ale poprowadzić rozmowę w spokoju i opanowaniu, nie pozwolić by poniosły Cię emocje, bo to będzie właśnie dowodem Twojej niedojrzałości. Zaprosić chłopaka do domu aby mama miała okazję go poznać. Jak pozna - uspokoi się, że to poważny, spokojny chłopak. Jak go wprowadzić do rodziny? No to trochę za duże słowa. Po prostu musisz najpierw rodziców przygotować przez rozmowę, przez zapewnienie, że Ty masz świadomość Waszych różnic, że chcesz żebyście dojrzeli, że będziecie czekać. Że zamierzacie skończyć studia i pracować. Rodzice muszą wiedzieć, że ta miłość nie przesłania Ci wszystkiego i nadal myślisz logicznie i poważnie o życiu i przyszłości. Powiedz im, że nie wiesz jak potoczą się Wasze losy, ale staracie się i oboje i chcecie jak najlepiej. Dopiero potem przedstaw go rodzicom i pozwól im z nim porozmawiać. Musicie oboje pokazać się jako ludzie poważni. A reszcie rodziny nie musisz się przecież tłumaczyć.
Co do nieczystości - musisice się pilnować. Owszem, upadek jest ludzki, ale walczcie!!!! Warto, wiesz o tym że warto. Może zapiszcie się oboje do Ruchu czystych Serc? Jest na tej stronie. Będzie Wam łatwiej. I nie mów, że jak się rozstaniecie to nie będziesz miała dla kogo walczyć. Dla siebie, dla Jezusa, dla przyszłego męża. Ale oczywiście nikt nie twierdzi, że macie się rozstawać! Oczywiście, że są szczęśliwe związki ludzi, w których jest duża różnica wieku (mam nadzieję, że czytałaś odp. nr: 8, 28, 87, 310, 916). Taki związek może być udany, nawet jeśli to kobieta jest starsza, oczywiście. Nie wiek jest przecież najważniejszy tylko podejście do życia, zasady, odpowiedzialność. Obserwuj swojego chłopaka. Jaki ma stosunek do rodziny, znajomych, jak się uczy, jak pracuje. Czy jest zaradny (macie wtedy duże szanse), czy jest uczciwy. Odpowiedz sobie na pytanie czy on zapewnia Ci oparcie, poczucie bezpieczeństwa czy może Ty czujesz się za niego odpowiedzialna. Jeśli prócz wieku nie ma cech, które dyskwalifikowałyby go jako męża to możesz zaryzykować oczekiwanie. Jeśli przeważają w nim dobre cechy to one z wiekiem będą się rozwijać. Nie odradzam Ci go, natomiast na pewno czeka Was jeszcze wiele prób i trudności - chociażby wtedy gdy będziecie studiować np. w różnych miastach. Jeśli je przetrwacie - to znaczy, że była to dobra decyzja.
Teraz jak mu o tym wszystkim powiedzieć? Też spokojnie. Powiedz co do niego czujesz i co w nim cenisz. Powiedz też czego Ci brakuje. Zapytaj go DLACZEGO chce byś została jego żoną - to bardzo ważne pytanie i jeśli będzie potrafił na nie odpowiedzieć to dobrze wróży. Zapytaj jak sobie wyobraża Waszą wspólną przyszłość, ale tak konkretnie: gdzie zamierza pracować i jaki mieć zawód, czy zamierza studiować i w jakim trybie, gdzie moglibyście mieszkać (jeśli powie, że z rodzicami to znaczy, że jeszcze nie ma tak naprawdę pomysłu na życie). Zapytaj kiedy chciałby mieć dzieci i co możecie im zapewnić. W ogóle odpowiedz sobie na pytanie czy wyobrażasz go sobie jako ojca swoich dzieci. Powiedz, że Ty po prostu jeszcze nie czujesz się na tyle dojrzała by być żoną, a skoro tak to nie możesz go oszukiwać mówiąc co innego a myśląc inaczej. Powiedz, że zaręczyny to dla Ciebie bardzo duże zobowiązanie, że nie jesteś jeszcze na to gotowa. Masz prawo tak się czuć, masz prawo mieć obawy i nikt nie może Twoich odczuć kwestionować. Ty mu nic nie zarzucasz, patrzysz przecież przez swój pryzmat. Kasiu, nie wiem czy ta odpowiedź Cię satysfakcjonuje, bo mówię, żeby czekać. No, ale tak logicznie: jakie macie inne wyjście? Tylko kontynuować znajomość, poznawać się coraz lepiej i dojrzewać. Każde inne wyjście będzie niedobre: Twoja zgoda na małżeństwo już teraz będzie w niezgodzie z Tobą samą, rozstanie - tym bardziej. Ty musisz sama zdecydować tylko czy chcesz czekać. Aby Ci było łatwiej podjąć decyzję polecę Ci jeszcze lekturę odp. nr: 78, 89, 106,192, 271, 390, 728, 1021, 1050, 1059, 189. Trafnych decyzji!

  dziewczyna, 18 lat
1205
27.08.2006  
witam. po raz kolejny postawie pytanie o różnicę wieku...czytałam wszystkie odpowiedzi jednak nadal nie potrafię sobie tego poukładać. poznaliśmy sie na pielgrzymce. on ma ok 25-28 lat. ja, chociaż mam 18 lat wygladam na więcej - zawsze więcej przebywałam w towarzystwie dorosłych, mam dużo starsze rodzeństwo i niektórzy twierdzą, że jestem dojrzała ponad wiek. on też stwierdził że sam wiek o niczym nie świadczy ale jednak ciągle miałam wrażenie że to mu przeszkadzało... czuję, że mogę przegapić coś ważnego w moim zyciu. czuje sie rozbita i nie wiem co mam robić. teraz po pielgrzymce boję sie do niego odezwać (on nie zna mojego numeru telefonu itp) boję się, że jestem zbyt młoda...powinnam sie skupić na maturze bo to jest teraz najważniejsze, a z drugiej strony nie mogę o tym wszystkim zapomnieć...

* * * * *

Oczywiście, że matura jest teraz najważniejszym zadaniem w Twoim życiu. Jeśli czujesz, że ta znajomość będzie Ci przeszkadzała w nauce to jej nie kontynuuj. Ale czy na pewno? Jeśli jesteś zdolna i do tej pory nie miałaś problemów w szkole to może jednak nie warto zapominać tylko chociażby poznać lepiej tego chłopaka? Owszem, jest między Wami różnica, która w Waszym przedziale wiekowym ma znaczenie z tego choćby względu, że po prostu macie inne problemy, inne oczekiwania i pomysły na przyszłość. On już pracuje, pewnie chciałby za jakiś czas założyć rodzinę, więc na dziewczyny patrzy pod kątem przyszłej żony. Ty myślisz o studiach i pewnie za mąż na razie się nie wybierasz. A zatem Wasze oczekiwania wobec siebie mogą być rozbieżne. Tego musisz mieć świadomość. Musisz też mieć świadomość tego, że właśnie z powodu tej rozbieżności może Wasz związek nie wytrzymać próby. Może jednak być tak, że po bliższym poznaniu, dojdziecie do porozumienia w określeniu hierarchii wartości, poglądów itp. i Wasz związek będzie szczęśliwy. Nie chcę Cię namawiać do podjęcia określonych decyzji, bo to Twój wybór. Chcę tylko powiedzieć, że często tak jest, że ludziom się wydaje, że do siebie nie pasują, że nic z tego nie będzie a potem okazuje się inaczej. Jeśli chcesz się przekoanć to zadzwoń lub wyślij sms-a i spytaj o wrażenia po pielgrzymce. Sytuację macie ułatwioną, bo macie punkt zaczepienia w rozmowach, a później może już pójść łatwo. Życzę trafnych decyzji i powodzenia!

  MOtylek, 18 lat
1204
27.08.2006  
byłam zakochana w księdzu.....tak mi się przynajmniej wydawało...odczułam to dopiero jak odszedł z mojej parafii..... chociaż sama prosiłam Boga o pomoc i ofiarował mi ja w postaci właśnie przeniesienia go do innej parafii......to czuję jakąś pustkę i troszke smutku....zdaję sobie sprawę że taka wybrał sobie droge i jest nieustannym pielgrzymem....a ta moja miłość do niego...była taka inna niz sobie wyobrażałam....bardziej przyjacielska...bo on to przemiły i fajniusi człowiek.....tęsknię może za nim , a szczególnie za naszymi rozmowami o życiu.... prosiłam PAna aby pomógł mi się \"otrząsnąć\" i wtedy poznałam Krzyśka.....jesteśmy zupełnymi przeciwonościami.... on uwielbia się bawić....a ja wole spokój.... chociąz nie przecze że bardzo bym chciała aby ktoś mnie wreszcie pokochał.....:) wyznałam dzisiaj na spowiedzi grzech którego bardzo isę wstydzę...a ksiądz który mnie wysłuchiwał przeszedł moje wszelkie oczekiwania....nie prawił kazania ...nie ględził nie na temat....tylko rozmawiał ze mną czułam jakby czytał w moich myślach...moze to dziwne uczucie ale już go polubiłam chociąz wydawał mi się zupełnie inny.....przyszedł w zastępstwie tamtego księdza....Grzesia:) to dzięki niemu poznałam ta stronę za co jestem mu bardzo wdzięczna... pozdrawiam:*

* * * * *

My również pozdrawiamy :)

  Marek, 18 lat
1203
27.08.2006  
czym tak naprawde jest milosc kobiety do mezczyzny? na czym polega? co ja powoduje? bo mam wrazenie ze to cos zupelnie innego od uczucia tego w druga strone... wynikajaca jedynie z przywiazania lub jedynie z czystego odwzajemnienia uczuc... bardzo prosze o nakreslenie istoty tego uczucia...
z gory bardzo dziekuje pozdrawiam


* * * * *

Nie bardzo rozumiem Marku dlaczego rozróżniasz miłość kobiety i mężczyzny. Miłość - jako decyzja, postawa jest w obu przypadkach taka sama. Natomiast różnice dotyczą obu płci - jak najbardziej, ale w innym wymiarze. Przede wszystkim kobieta i mężczyzna są bardzo różni pod względem psychiki - to dwa różne światy. To wpływa na postrzeganie przez nich wszystkiego, w tym także miłości. Nieświadomość różnic w związku powoduje niezrozumienie siebie nawzajem, konflikty, a czasem nawet rozstania. Dzieje się tak dlatego, że mężczyzna oczekuje, że kobieta będzie myślała tak jak on, a kobieta wymaga, by on odczuwał i przeżywał wszystko jak ona. Jej się wydaje, że on jest nieczuły, niedomyślny, gruboskórny a on się denerwuje, że ona jest przewrażliwiona, rozhisteryzowana i nie myśli logicznie. Nie wiem konkretnie czego oczekujesz, czy tego bym odpowiedziała na pytanie czym jest miłość kobiety do mężczyzny? Czy tego co kobietę pociąga w mężczyźnie, że decyduje się z nim być? Zanim polecę Ci lekturę konkretnych odpowiedzi przytoczę pewną historyjkę. Posłuchaj: kiedy Bóg stworzył kobietę przyszedł do niego Adam i zapytał: "Panie, powiedz mi czemu stworzyłeś ją tak piękną, tak pociągającą, tak delikatną, jednym słowem - tak cudowną?" Odpowiedział mu Bóg: "Abyś mógł ją pokochać". " W takim razie - kontynuował Adam - czemu jednocześnie uczyniłeś ją tak niestabilną, tak zmienną, tak rozchwianą, przepraszam Boże - ale tak głupią?". Uśmiechnął się Bóg: "Zrobiłem tak dlatego abyś nie tylko Ty mógł ją pokochać, ale także by ona mogła pokochać Ciebie". Ta historyjka pokazuje, że kobieta "zmienną jest" i że mężczyzna czasem nie rozumie dlaczego ona zachowuje się tak a nie inaczej. Marku, umówmy się tak: ja teraz polecę Ci treść odpowiedzi o różnicach w psychice kobiety i mężczyzny, o tym jak to się przekłada na zwiazek i o tym czym w ogóle jest miłość. Jeśli uznasz, że nie o to Ci chodziło to napiszesz do mnie jeszcze raz podając swoje wnioski na temat uczucia kobiety do mężczyzny i wspólnie się nad tym zastanowimy, ok.? A zatem przeczytaj odp. nr: 568, 674, 715, 966, 970, 1005, 1101, 1002, 234, 25, 50, 340, 1101, 385, 508,798, 19, 728, 1086, 273, 276, 311, 313, 356, 370 oraz ten artykuł: [zobacz]

  Moniczka, 20 lat
1202
26.08.2006  
Czytałam wiele na temat czystosci i milosci w dzialach umieszczonych na Waszej stronce. jestem osobą wierzącą ale teraz nurtuje mnie jedno. Dlaczego nie mogę cieszyć się życiem jak znajomi- chodza na imprezy, uzywają alkoholu, zakosztowują sexu a ja jutro mogę zginąć w wypadku bo życie jest zbyt kruche i moge tego nigdy nie zakosztować. Juz i tak zauwazylam że zaczynam zalować że ciagle sie kontroluję. Znajomi niby akceptują moje decyzje ale widzę że tarktują mnie w odrębnych kategoriach znajomych. Mieszkam w trakcie studiow w akademiku i jestem jedną z niewielu dziewic.. Najgorsze jest to że nawet chciano mnie zmusić do straty dziewictwa ...slyszalam ze jak będe coraz dłużej czekać to potem będe sie to bała komukolwiek dać i w koncu dojde do wniosku ze lepiej być samą albo isc do zakonu. Wiem,że to moze glupia teoria ale tak slyszalam. Jest to falszywe gadanie ale sadze ze jet w nim nić prtawdy,że im bardziej dziewczyna broni tej czystosci tym nawet bardziej boi sie spotkan z chlopakami i bliskosci(nie chodzi o sex). Sama zauwazylam że boję się spotkań z mężczyznami widząc jak obchodza sie z dziewczynami. z resztą sama kiedyś kochalam nieszczesliwie i uraz został... A chłopaka jak nie było tak nie ma. Mam nadzieje ze nei zanudziłąm Panią moim wywodem..ale po prostu mam wątpliwosci. Cieszę sie że istnieje ta strona bo podnosi mnie na duchu- jestem już po pierwszym roku studiow i cieszę sie ze sie nie zlamalam tej propagandzie. Pozdrawiam :)

* * * * *

No cóż, niektórzy także biorą narkotyki, oszukują i jeszcze inne rzeczy robią - w końcu na tej ziemi żyje się raz, to po co sobie żałować? Tylko później zakłady odwykowe są pełne, w sądach pełno procesów a ta wyimaginowana wolność jakoś nie popłaca. Zresztą - jeśli dla kogoś "smakiem" życia jest alkohol i seks...to raczej nic go nie przekona. Na razie, bo potem okaże się co było prawdziwą wartością. Moniko, otóż, ja też mieszkałam w akademiku i też byłam jedną z niewielu dziewic, więc doskonale zdaję sobie sprawę z tego co tam się dzieje. Jednak to, że prawie wszyscy wokół mnie postępują tak czy inaczej wcale nie zobowiązuje mnie do takiego samego działania. Na pewno nieraz znalazłaś się już sytuacjach gdzie byłaś "dziwolągiem" a jednak nie uległaś. Spytaj siebie dlaczego? Czy dlatego, że nie miałaś odwagi czy dlatego, że gdzieś w głębi duszy miałas świadomość, że coś jest złe, a skoro uważasz się za chrześcijankę to wiesz do czego to zobowiązuje. I teraz pomyśl: czy po takiej odmowie zrobienia czegoś czułaś się źle? Żałowałaś tego? Czy może jednak gdzieś tam wewnątrz czułaś się zwycięska? Czy miałaś poczucie, że Jezus się uśmiecha? Czy taka odmowa Cię osłabiła czy wzmocniła? Widzisz, życie na tej ziemi nie jest proste i przyjemne. I chwała Bogu za to, bo szybko byśmy się znudzili. Bo w trudnosciach hartuje się duch i dzięki temu stajemy się szlachetni, gotowi do poświęceń i miłości. Gdyby pokolenie dwudziestolecia międzywojennego miało "gdzieś" tą całą wojnę i nie chwyciło za broń to nie mielibyśmy dziś bohaterów a nasza narodowa tradycja i historia by nie istniała. Nie bylibyśmy tym kim jesteśmy pod względem narodowej tożsamości. Gdyby kilku proroków w historii świata "wypięło się" na powierzoną przez Boga misję nie byłoby dziś Kościoła. I anjważniejsze - gdyby Jezus nie zgodził się na haniebną śmierć na krzyżu nie byłoby już nas dzisiaj wcale. Wiesz, na drzwiach katedry polowej w Warszawie jest taki napis "Miłość żąda ofiary". Ten właśnie napis uderzył mnie w oczy gdy szczęśliwa wychodziłam z kościoła po uroczystości zaślubin. Zaniepokoił mnie, zatrwożył. Zaczęłam się zastanawiać: czy moje życie będzie teraz pasmem klęsk? Czy jeśli kocham to muszę cierpieć? Widzisz, moje małżeństwo jest bardzo szczęśliwe, ale to nie znaczy, że jest pozbawione cierpienia. Chociaż kocham, a może właśnie dlatego, że kocham dojrzewam przez trudności. Bo trudności dotykają każdego kto chce być prawdziwym człowiekiem, prawdziwym chrzescijaninem. Dlaczego? Bo szatan nie odpuszcza. Ks. Piotr Pawlukiewicz w swojej książce "Z młodzieżą spokojnie o wolności" (polecam gorąco!!!) tłumaczy to w ten sposób. Dlaczego tym, którzy są uczciwi przytrafiają się złe rzeczy? Dlaczego umiera dobry człowiek? A nieuczciwym, cwaniakom dobrze się wiedzie? A dlatego, że ci drudzy nie walczą ze złem. Oni się złu poddali jak fali, płyną z prądem. Więc co szatan może im zrobić? Nic nie robi, bo nic nie musi robić. Oni są mu posłuszni, więc nie musi się wysilać. On czyha na tych, którzy nie chcą dać mu swej duszy. I dlatego próbuje ich złamać, jak ośmielił się łamać samego Jezusa (kuszenie, drwiny, wreszcie śmierć na krzyżu). Szatan z takimi wlaczy. W czasach współczesnych walczy z nimi podjudzaniem, pokusami, pokazywaniem jak to inni (owi korzystający z życia) mają dobrze. On kusi: "widzisz - zacznij tak żyć, a będzie ci dobrze!". I wielu, bardzo wielu (większość??!!) się na to nabiera. No bo widzi, że ich koledzy palą, piją, przedmałżeński seks im nieobcy - i dobrze się mają. Dobrze, dobrze, bo szatan wspiera swoich. Monika, nie zrozum mnie źle. Ja nie demonizuję "korzystania z życia", nie jestem dewotką (w złym rozumieniu tego słowa), która nie wie co pisze. Ja jeszcze parę lat temu byłam w identycznej sytuacji jak Ty i miałam takie same dylematy. Było mi ciężko, nawet bardzo, nieraz bolało, nieraz się popłakałam. Czułam się jak ufo. Jednak przebrnęłam. Trzymałam się Jezusa i przebrnęłam. Nagroda była wielka. Wspaniały, kochający mąż, któremu mogłam dać dar z siebie, bez wyrzutów sumienia, bez poczucia winy, bez strachu. Nie wierz w to, że im dłużej ktoś zwlekał z utratą dziewictwa tym trudniej mu zaufać mężczyźnie. Oczywiście, psychologicznie jest mu trudniej, ale nie dlatego, że jest dziewicą, tylko dlatego, że nie jest zbyt oswojony z kontaktami z płcią przeciwną. Że nie zna ich psychiki. Piszesz o tym, że widzisz, że chłopcy źle traktują dziewczyny. Ano właśnie, masz odpowiedź. Boisz się zostać skrzywdzona. A w czym by Ci tu pomógł seks? Chyba żebyś się poczuła wykorzystana i bardziej zraniona. A że będziesz się bała pierwszego współżycia to oczywiste i na to się nastaw, ale to nie zależy od tego w jakim wieku to zrobisz. To normalne. Jak coś robimy po raz pierwszy to strach zawsze jest. Ale chyba lepiej swój pierwszy raz przeżyć z ukochanym mężem, który da Ci poczucie bezpieczeństwa, oparcie i który przed całym światem obieca podczas przysięgi małżeńskiej, że nigdy Cię opuści niż z chłopakiem, może nawet przypadkowym, który po prostu pozbawi Cię dziewictwa i zostawi z poczuciem winy. A nawet jak nie zostawi to skąd będziesz miała pewność, że zostaniecie małżeństwem? Nie będziesz miała. A jeśli do ślubu nie dojdzie to nie łudź się, fakt wcześniejszego współżycia nie będzie czymś z czego będziesz dumna (poczytaj tu listy dziewczyn, które straciły przed ślubem dziewictwo - to są dramaty). Pomyśl czy nie wolałabyś tego pierwszego razu przeżyć w atmosferze prawdziwej miłości i radości a nie wyrzutów sumienia i ukradkiem bez gwarancji, że zostaniesz żoną. Twój wybór. Nie wiem czego oczekujesz. Czy potrzebowałaś wzmocnienia swojej postawy? Jeśli tak to mówię Ci ja, dziewczyna, która przeszła to co Ty - warto czekać!!! Warto czekać na miłość prawdziwą! Żeby móc sobie i Jezusowi spojrzeć w oczy. Dochowanie dziewictwa do ślubu nie zagwranatuje Ci życia usłanego różami. Ale sprawi, że będziesz czysta, będziesz się czuła wartościowa i będziesz miała gwarancję, że Bóg - a nie szatan - Ci błogosławi. A Twoja nagroda będzie sięgać wieczności. Będziesz wiedziała, że podjęłaś słuszną decyzję a nie zadowoliłaś się namiastką szczęścia. To prawda, że możesz jutro zginać w wypadku, jak każdy (czego Ci oczywiście nie życzę). Wtedy Jezus spojrzy Ci w oczy. Odwzajemnisz spojrzenie wiedząc, że dochowałaś Mu wierności czy odwrócisz twarz? p.s. Chcesz poznać wartościowego chłopaka? Wpisz się tutaj: [zobacz], mamy już mnóstwo szczęśliwców :) W tą sobotę był kolejny ślub :)

  kamcia, 20 lat
1201
26.08.2006  
Nie wiem czy powinnam pisać o tym tutaj ale dręczą mnie straszne kompleksy i nei wiem co mam zrobić. Ja wiem że niby najwazniejsze jest to co niewidoczne dla oczu ale ja po prostu nie akceptuje siebie i nie wiem co mam zrobić żeby w koncu wyjsc z tego... ale i tak zauwazylam że ładniejsze dziewczyny mają więcej przyjaciol i powoidzenie wsrod chlopakow a ja jestem taka nijaka i ajk patrze w lustro to mi sie odechciewa wszystkiego. To jest takie błędne koło, bo te ładniejsze są chwalone mają że tak powiem \"wzięcie\" i automatycznie są bardziej pewne siebie a ja zaczynam sie nad sobą użalać i tylko zmniejszam już i tak niskie poczucie wlasnej wartosci,,, Mam szarobrazowe wlosy takie nijakie i nie bardzo usmiecha sie mi je farbowac bo sie troche boje tych chemicznych farb i że wlosy mogą mi zmienic barwe na jakąś jeszcze gorszą niż mam teraz. Po drugie jestem strasznie chuda, dosyć niska, biustu to prawie nie mam, w dodatku jestem blada jak sciana z piegami i nawet w lecie słońce mnie nie opala. Na ładne nowe ciuchy mnie nie stać a malować się też nie mogę bo jestem alergikiem :( po prostu makabra. Po prostu brzydkie kaczatko ze mnie. juz slyszalam wiele razy ze Bóg kocha wszystkich bez wyjątku i że powinnam sie czuć wyjatkowa jako stworzenie boże ale ja sie tak nie czuje... uroda nie powinna być ąz tak ważna a jednak...

* * * * *

Jest dla Ciebie szansa! Naprawdę. Przeczytaj w odp. nr 1153 dlaczego właśnie takie niby super- dziewczyny mają wzięcie. Przeczytaj też odp. nr: 421, 537, 950 jak uporać się z poczuciem niskiej wartości i co zrobić by poczuć się lepiej. Życzę Ci powodzenia i wierzę, że znajdziesz prawdziwą miłośc i wartościowego chłopaka, bo Ty też jesteś wartościowa. I o taką miłość się módl. Bo nie chodzi przecież o to, by mieć kogokolwiek, tylko tego właściwego, prawda? Trzymaj się!


Ostatnia aktualizacja: 09.06.2021, 10:11


[ Powrót ]
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej