Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki
miłość czy Miłość?

Odpowiedzi na pytania

Odp: [1-50], [51-100], [101-150], [151-200], [201-250], [251-300], [301-350], [351-400],
[401-450], [451-500], [501-550], [551-600], [601-650], [651-700], [701-750], [751-800], [801-850], [851-900]
[901-950], [951-1000], [1001-1050], [1051-1100], [1101-1150], [1151-1200], [1201-1250], [1251-1300],
[1301-1350], [1351-1400], [1401-1450], [1451-1500], [1501-1500], [1551-1600], [1601-1650], [1651-1700],
[1701-1750], [1751-1800], [1801-1850], [1851-1900], [1901-1950], [1951-2000], [2000-2050], [2051-2100],
[2100-2150], [2151-2200], [2201-2250], [2251-2300], [2301-2350], [2351-2400], [2401-2450], [2451-2500],
[2501-2550], [2551-2600], [2601-2650], [2651-2700], [2701-2750], [2751-2800], [2801-2850], [2851-2900], [2901-2950], [2951-3000],
[3001-3050], [3100-3100], [3101-3150], [3151-3200], [3201-3250], [3251-3300], [3301-3350], [3351-3400],




  Ola, 16 lat
850
22.02.2006  
Dlaczego wydaje mi sie czasami, ze miłości nie ma i nawet jeśli jest to przyjaźń jest od niej dużo ważniejsza..? Czy wy też tak myślicie czsem czy je jestem jakaś dziwna?

* * * * *

Poniekąd masz rację. W tym sensie, że nawet w miłości przyjaźń jest niezbędna. Nie można przecież kogoś kochać nie lubiąc go, prawda? Żeby kogoś pokochać trzeba go poznać, polubić, zaprzyjaźnić się - bo przecież kochana osoba to ktoś "na dobre i na złe" - ktoś, komu można wszystko powiedzieć, kto zrozumie, wysłucha, nie wyśmieje, pomoże. Te właśnie cechy ma przyjaciel. Nie jest tak, że miłości nie ma. Ona jest. Przeczytaj odp. nr 19. Być może jeszcze jej w swoim życiu nie spotkałaś, ale zapewniam Cię, że ona istnieje. I dobrze ją zaczynać od przyjaźni.

  Danka, 19 lat
849
22.02.2006  
Mam taki troche powazny problem. Otóż od jakiegos półtora roku znam się z takim jednym chłopakiem, który stał się dla mnie kims blizszym, takim \"prawie przyjacielem\". spędzaliśmy ze sobą duzo czasu i gdy po roku spytałam sie go, czy moze miedzy nami rozwinąć się \"cos więcej\", odpowiedział mi, że raczej nie, bo jest gejem. To, że wiązałam z nim wielkie plany to juz pomińmy, jakoś sobie z tym poradzę, ale dalej jesteśmy przyjaciółmi i chce mu jakoś z tym pomóc. Powinnam coś zrobić? Jesli tak, to co? Z góry dziękuję za jakiekolwiem słowa porady. Pozdrawiam

* * * * *

Szczerze mówiąc nie wiem czy faktycznie jest homoseksualistą czy tylko tak powiedział, bo nie chce się z Tobą wiązać, no ale mniejsza o to.
Pytanie zasadnicze jest takie: czy on chce z tego wyjść? Czy chce pomocy? Jeśli tak pokaż mu tę stronę: www.odwaga.oaza.org.pl

  Ev, 18 lat
848
22.02.2006  
Witam serdecznie. Zwracam się do Pani, gdyz potrzebuję rady. Mój problem dotyczy pewnego chłopaka- mojej dawnej \'miłości\'. Poznałam się z nim w wakacje w dość nietypowy sposób. Wtedy myślałam, że to przeznaczenie. Byłam nim bardzo zauroczna. Wciąż o nim mylałam. Jednak Kamil miał wtedy dziewczynę. To był poważny związek, więc postanowiłam zapomnieć. I udało się, bo wyjechałam na wakacje, a gdy wróciłam On był w USA. Nie widzieliśmy się, więc nie było trudno \'wybić go sobie z głowy\'. Od tamtego czasu minęło 7 miesięcy. O Kamilu zdążyłam całkowicie zapomnieć. Miałam tylko miłe wspomnienia. Moje życie potoczyło się innym torem. Jednak ... dokładnie w sobotę Kamil odezwał się do mnie na gg od swojego kumpla. Zaczęliśmy rozmawiać. Napisał mi, że nie jest już ze swoją dziewczyną. Że wcześniej nie traktował poważnie- nawet jako koleżankę. Ale dopiero teraz zobaczył jaka jestem naprawdę. Chciał, żebyśmy zostali choć znajomymi. Bardzo ważne jest w całej tej sprawie, że kolega, od którego Kamil pisał, cały czas chcę sie ze mną spotkać. Widać, że coś do mnie czuje. Ja jednak nie potrafiłabym z nim być, bo jest mi obojetny. Kamil poprosił, żebyśmy spotkali się we trójke- ja, on i ten kolega. Umówiliśmy się, ale okazło się, że Kamil musi jechać na studia i spotkanie nie wypaliło. Przez te komplementy, które pisał mi na gg, zawirował mi cały świat. Wszystko powróciło. Cały czas o nim myśle, nie mogę zrozumieć, co kierowało nim w tej rozmowie. Czy to były szczere słowa? Czy może pisane ze względu na Adama (tego kolegi)? Adam wiedział jednak, że ja coś czułam do Kamila, wiec wydaje mi sie ze nie podsunalby Kamilowi pomyslu zeby sie do mnie odezwał w jego interesie. Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć...

* * * * *

Po pierwsze: nie dać się oczarować komplementami, bo jak chłopak od nadmiaru komplementów zaczyna to dobrze nie wróży. Ale jeśli on Ci się podoba to przy następnej okazji skorzystaj z zaproszenia i spotkaj się. Zobaczysz jaki jest naprawdę. Co do Adama - nie zmuszaj się do niczego.
I jeszcze jedno - nie ma czegoś takiego jak przeznaczenie (przeczytaj odp. nr 58, 86 ). Ty sama wybierasz. Zatem trafnych decyzji!

  Karolina, 21 lat
847
21.02.2006  
To znowu ja - pytanie 773 :) Dziekuję za wyczerpującą odpowiedź i inspirację do dalszych działań ;) Cieszę się, że w ogóle na tej stronie powstał taki dział, bo naprawdę często nie mam z kim porozmawiać na temat swoich problemów. Co do mojego poprzedniego pytania i Pani odpowiedzi, to wydaje mi się, że rzeczywiście mój Narzeczony unika całowania się bo boi się, że to się \"źle skończy\". To przez to, że wcześniej mieliśmy dość poważne problemy z czystością... No ale skoro już wiem, dlaczego tak się dzieje, to czy mogę jakoś mu pomóc? Czy mam z nim o tym porozmawiać, czy jest jakaś inna \"metoda\"? Czy to \"przeczekać\"? Ale jeśli przeczekam to skąd mogę mieć pewność, że to się zmieni po ślubie... Boję się, że jak ciagle będę drążyć temat to on po prostu będzie sie czuł pod presją i w końcu zacznie się ze mną całować jakby \"z przymusu\"... Dodam jeszcze, że z przytulaniem i innymi tego typu gestami nie ma problemu... Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za Pani pracę :)

* * * * *

Zmuszać nie zmuszaj. Najważniejsze, że nie unika czułości w ogóle i czuje do Ciebie pociąg. W takiej sytuacji musisz mu dać czas. Nie naciskać. On sam wie na ile może sobie pozwolić, by nic złego się nie stało. Jeżeli mieliście problemy z czystością to jest widocznie jego "samoobrona". No cóż, musisz czekać...ale uszanuj to. Twój chłopak jest przewodnikiem i nie chce Cię narażać. Ufaj i czekaj. Masz jak w banku, że po ślubie (a nawet jeszcze wcześniej) się to zmieni. A bliżej ślubu - porozmawiaj o tym z narzeczonym - tak delikatnie, by go nie urazić. No i jeszcze jedno. Polecam Wam "Wieczory dla zakochanych" - taki rodzaj kursu przedmałżeńskiego, ale nietypowego. Proszę, poczytaj i pojedźcie (lub pójdźcie), to rozwiąże wszystkie Wasze obawy co do przyszłości. Informacje znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl

  Monika, 17 lat
846
21.02.2006  
nie wiem jak mam zaczac...ale jakos musze..a wiec...jest chlopak starszy ode mnie ma 21 lat...spotykamy sie juz ponad rok z przerwami...ale to nie jest milosc z jego strony a raczej potrzeba zaspokojenia swoich seksualnych potrzeb i wrazen...natomiast z mojej jest to milosc...wiem to naprawde bo gdybym go nie kochala to nie znosila bym tych wszystkich klamstw i humorkow...czy jest jakas nadzieja ze on wkoncu poczuje do mnie cos wiecej???czasem nawet boje sie o toze wrazie tego gdybym byla z nim w ciazy tonie mam pewnosci ze ze mna zostanie...jeszcze raz prosze o pomoc juz sama nie daje rady...serdecznie pozdrawiam:)

* * * * *

To nie związek, to wykorzystywanie seksualne. Co do Ciebie: owszem, wierzę Ci, że go kochasz, ale on jednoznacznie określa Wasze relacje, Ty masz tego świadomość i na to się godzisz.
Czy to się zmieni? Nie, bo on Cię nie kocha tylko wyładowuje napięcie seksualne współżyjąc z Tobą.
Nie, ponieważ on zaczął "zdobywać Cię" od końca. Jak facet zaczyna od seksu to kiedy przejdzie do robienia wrażenia, poznawania, kwiatków, zapraszania na kawę, przypodobania się? On już ma to czego chce, zdobył, no to po co ma się starać? Czy on choć raz powiedział, że Cię kocha? Zapewnie nie. Przynajmniej nie kłamie.
Moniko, jeśli po roku to wygląda jak wygląda to nie zmieni się na lepsze. Co najwyżej on się znudzi i odejdzie.
Wiesz dlaczego? Bo nie postawiłaś żadnych wymagań. Nie powiedziałaś, że chcesz, by Cię szanował, że chcesz zachować czystość, że oczekujesz od niego oparcia, poczucia bezpieczeństwa i czułości. Nie pozwoliłaś się zdobywać tylko oddałaś od razu. Więc nie oczekuj teraz, że to zdobywanie nastąpi. Nie ma już czego zdobywać.
Uciekaj gdzie pieprz rośnie bo jak rzeczywiście będziesz w ciąży to wtedy on będzie uciekał jeszcze szybciej. Nie będę Ci prawić morałów, bo już na to za późno - oczywiście za późno w związku z tym chłopakiem, bo zawsze możesz zacząć od początku - z kimś kto Cię pokocha naprawdę. A jesteś tego warta, bo jesteś wartościową, stworzona przez Boga kobietą. Jeżeli masz ochotę to możesz w odp. nr 25, 50, 340 poczytać o tym jaki powinien być chłopak i czego od niego wymagać na przyszłość - żebyś była szczęśliwa.
A z nim stanowczo zakończ kontakty, póki jeszcze nic tragicznego się nie stało.
Nie zadowalaj się ochłapami jego "miłości", chłoń prawdziwą miłość pełną piersią - masz do tego prawo!

  Mariolka, 21 lat
845
20.02.2006  
Bardzodziekuje za te str. za to ze Pani odpowiada na te wszystkie pytania. Teraz widze ze to nie zaden przypadek ze trafiłam na adonai.pl. Ta strona naprawde pomaga mi dojrzewac, rozwujać sie. A teraz do pytania: co zrobić by meżczyzna po slubie dalej walczył o kobiete, zeby to wszystko nie zniknelo w tydzien po slubie? Przeciez logicznie to on nie ma juz o co walczyc bo ma juz zone, jak zachowa czystosc do dn. slubu to tez i to w koncu \"zdobywa\" dziewictwo tej kobiety. Wiec? Jak to jest? Moja babcia (ktora miala naprawde udane malzenstwo - 53 lata razem zyła z dziadkiem :) ) zawsze mi mowi ze chlopca to sie nigdy nie pozna przed slubem i jego prawdziwe oblicze odkrywa sie dopiero po slubie. Wiec, jakie zna pani sposoby by maz nie zmienil sie w \"potwora\" ;) po slubie? Pozdrawiam. Z Bogiem :)

* * * * *

:) W zasadzie odpowiedź jest prosta - miłość. Prawdziwa miłość zawiera w sobie szacunek, nieustający podziw, wdzięczność Bogu za ten dar jakim jest współmałżonek i radość codziennego przebywania ze sobą. Jeśli to wszystko występuje, jeśli to naprawdę miłość to nie ma takiej możliwości, żeby po ślubie wszystko się skończyło, wprost przeciwnie - miłość będzie rosła, rozwijała się. Oczywiście będzie się zmieniać, przybierać inne oblicza, ale to jest dowodem jej rozwoju a nie zaniku. Z osobistego doświadczenia powiem, że tak naprawdę to nasza miłość małżeńska jest teraz dużo większa i bardziej autentyczna niż przed ślubem. Dlaczego? Otóż, faktycznie miała rację Twoja babcia mówiąc o tym prawdziwym obliczu po ślubie. Oczywiście, nie przypuszczam by Twoja babcia nawiązywała do jakichś traumatycznych przeżyć ani nie myślę, że Twój dziadek przed ślubem cały czas swoje prawdziwe "ja" ukrywał. Zapewne miała na myśli to, że po ślubie mają miejsce takie sytuacje, których przed ślubem nie doświadczymy (choćby współżycie, jakieś problemy z poczęciem i wychowaniem dzieci) jak również to, że przebywamy ze sobą w dzień i noc i widzimy takie drobiazgi, przyzwyczajenia i zachowania, których wcześniej nie widzieliśmy - nie dlatego, że ktoś je ukrywał tylko po prostu nie było okazji, żeby one się ujawniły. I w tym sensie to "prawdziwe oblicze" jest po ślubie.
To nie jest tak, że po ślubie nie ma o co walczyć. Otóż, walka jest większa. Przed ślubem chłopak walczy o to, by zaimponować dziewczynie, pokazać jaki jest silny, kompetentny, miły itp. Stara się zrobić dobre wrażenie. Nie jest to zapewne łatwe, ale o ileż ciężej jest robić nadal to dobre wrażenie kiedy żona nas widzi w piżamie, golącego się, kiedy nie wychodzi nam naprawa spłuczki, kiedy jesteśmy sfrustrowani pracą i w dresie. Łatwiej było to wrażenie robić kiedy z kwiatami przyjeżdżaliśmy do dziewczyny na 3 godziny, pachnący, zadbani, wypoczęci. Zostawialiśmy w domu troski i bałagan. O ile łatwiej było dziewczynie oczarować chłopaka urodą kiedy specjalnie na randkę kręciła włosy i zakładała wystrzałowe ciuchy. A teraz mąż ją widzi jak co rano w pośpiechu się maluje i nie może znaleźć torebki. Jak narzeka, jak ma okres, jak jest rozdrażniona bo zbliża się PMS. Jak się wścieka na koleżankę i ma dziurę w rajstopach. Naprawdę, trzeba większej walki, by robić wrażenie w małżeństwie. Ale jednocześnie ta codzienność, ta bliskość między ludźmi, to uczestniczenie - jakże pełne - nawzajem we własnym życiu i problemach niesamowicie zbliża. Rozczula, powoduje większą troskę i chęć pomocy. Stapia małżonków w jedno, łączy ich ciała i dusze. Czyż można być bliżej z kimś z kim codziennie się budzimy, robimy zakupy, z kim codziennie się modlimy i kogo znamy tak intymnie, że widzieliśmy jego ciało w każdym zakamarku? Z kim z miłości łączymy się fizycznie? A przede wszystkim - czyją duszę znamy tak bardzo - bo miał do nas tyle zaufania, że sam przed nami ją odkrył - że jego cierpienia i radości są naszymi? Kto sam siebie nam ofiarował w sakramencie ślubu? Gdy popatrzymy na małżeństwo, które dokonuje się w sakramencie, w momencie ślubu - ogarnia nas taki zachwyt i wdzięczność Bogu, że aż drżymy przed tą tajemnicą i darem - że Bóg dał nam drugą osobę. Nie ma na ziemi większego daru niż miłość. Przed tą tajemnicą nasza dusza klęka i nabiera takiego szacunku do małżonka, że nie do pomyślenia jest skrzywdzenie go, oszukanie ani nawet spowszednienie. Tylko trzeba tak spojrzeć. Nie na kogoś z kim ot tak "się jest" i kto nas niczym nie zaskoczy bo go znamy a nawet nas denerwuje niektórymi zachowaniami tylko jako na dar - wcale niezasłużony dar dla nas. Który nas ubogaca, rozwija, dzięki któremu rozkwitamy i który - czy to się komuś mieści w głowie???- został nam dany na wieczność??? Ta świadomość poraża. Czy więc taki dar można zniszczyć? Można o niego nie dbać? Nie można, wręcz nie jest to możliwe.
A jednak - powiesz - ile osób o siebie nie dba po ślubie i jest dla siebie nie darem a ciężarem. Ile? Większość. Tak, przyznaję Ci rację. Dlaczego zatem tak się dzieje?
Bo w małżeństwie spotykają się dwa światy. Bardzo różne. Ludzie z różnych rodzin, o różnych temperamentach, oczekiwaniach, przyzwyczajeniach (o tym pisałam w odp. nr 385, 508, 798). Każde z nich oczekuje, że to ten drugi przystosuje się do nich, że będzie tak w małżeństwie jak on sobie wyobraża, że to tamten ma dbać i zabiegać o jego względy. I - tak jak mówisz - niektórym się wydaje, że już wszystko zdobyli, że już nie ma się o co starać, że już walka skończona. I mężczyzna siedzi przed komputerem lub tv po pracy, a kobieta nie dba o siebie - ale jeszcze nie to jest najgorsze. Oboje gnuśnieją. Oboje rezygnują ze swoich marzeń. Bo ślub nie jest końcem marzeń, realizacją i finałem miłości. O, nie, nie, to było za proste i za...smutne. To fascynujące zaproszenie - przejście do wspólnego życia, do cudownej przygody, którą można przeżyć we dwoje.
I można ją przeżyć jako przygodę albo jako dopust Boży. Co kto woli.

Co zrobić, żeby mężczyzna nie zmienił się w potwora tydzień po ślubie a kobieta w gderającą heterę? To ważne i poważne pytanie. Trzeba najpierw zaakceptować swoją różność. Nie znaczy to, że mamy znosić wszystko tylko przyjąć do wiadomość, że kobieta i mężczyzna się różnią. I to poważnie. Pisałam na ten temat w odp. nr 568, 674, 715.
Poza tym wziąć pod uwagę różnice wynikające z wychowania, przyzwyczajeń i temperamentów.
Szanować siebie nawzajem i cieszyć się sobą. Tzn. uznać odrębność drugiego (to, że nie jest naszą własnością, ma prawo do swojego zdania) i traktować go jako dar, a nie coś co nam się należy.
Nigdy nie trwać w niezgodzie. Wyjaśniać sobie wszystko co nam "leży na sercu". Jeśli się czymś zdenerwujemy to nie udajemy, że nic się nie stało i dusimy w sobie uraz, by przy nadarzającej się okazji odpłacić tym samym, tylko mówimy szczerze, że nam się to nie podoba. Przy czym mówimy o swoich odczuciach, jak ja to widzę, np. "mnie denerwuje to czy tamto" a nie "Ty zawsze mi tak robisz".
Dziękować sobie nawzajem i chwalić mężczyznę za to co zrobi. Nie czekać aż się domyśli, że trzeba np. pozmywać tylko mu o tym powiedzieć. Podkreślać, że jest nam z nim dobrze, że czujemy się bezpiecznie. Mówić, że jest mądry i silny (mężczyzna jest przeczulony na tle swojej kompetencji, tak jak kobieta na punkcie urody). ROZMAWIAĆ. Wielokrotnie w tym dziale pisałam o konieczności dialogu. To naprawdę jest droga. W dialogu chodzi nie tylko o omówienie koniecznych spraw. Proponowany przez Domowy Kościół Ruchu Światło - Życie dialog małżeński jest naprawdę świetną sprawą. Polega na tym, żeby tak raz w miesiącu (lub częściej - jeśli czujemy potrzebę) usiąść przy herbatce i podziękować sobie za to, co nam się przypomni np. za przygotowanie obiadu, naprawienie kranu itp. Potem powiedzieć o tym co nam się nie podoba pamiętając o zasadzie mówienia w pierwszej osobie. Chodzi o to, by nie było w nas nagromadzonych żali (o których druga osoba może nawet nie mieć pojęcia) i o naprawienie tego co jest nie tak. Postanowienia - konkretne co do rozwiązania problemu. Taki dialog powinien być co jakiś czas, nawet jak się nie chce i może wygląda trochę sztucznie. Efekty są rewelacyjne - oczyszcza atmosferę no i tak naprawdę jest czasem tylko dla nas, zapędzonych i rozmawiających na co dzień o zakupach, lekcjach itp. Pozwala głębiej zajrzeć sobie w oczy i serce.
O miłość trzeba dbać, rozwijać ją, a jak się spocznie na laurach to ona obumiera. Kwiatek też zwiędnie jak się go nie podleje (pisałam o tym w odp. nr 255, 498,773).
Tak więc jest absolutnie możliwe, że po ślubie miłość jest coraz większa, pełniejsza, dojrzalsza. To możliwe i konieczne. Trzeba tego chcieć. Trzeba spojrzeć na drugą osobę jako dar od Boga, jako na odrębną osobę, której należy się szacunek i która dobrowolnie oddała nam całe swoje życie. Jeśli tak spojrzymy to chęć do działania będzie oczywista.
Przecież jak nam na czymś zależy to robimy wszystko żeby to coś dopracować, dopieścić, żeby tylko było wszystko ok. A czy małżeństwo nie jest jednym z większych wyzwań w naszym życiu, czy nie jest tym na czym zależy nam bardzo? Chyba warto walczyć o coś co jest nam dane na całe życie a od naszej postawy zależy jakość tego życia i tego daru.

  kamila, 9 lat
844
20.02.2006  
czy mam chłopaka??????

* * * * *

Pewnie nie - skoro o to pytasz :)

  aga, 24 lat
843
20.02.2006  
Jestem w związku prawie 6 lat, czasem sie zastanawiam dlaczego to tak długo przetrwało skoro nie byłam tak do końca szczęsliwa, skoro chciałam uciec od niego i w pewnym sensie mi sie to udało ale nie do konca bo mimo 160km.jakie nas dziela jestem sprawdzana,kontrolowana czasem czuje sie uwięziona a przeciez jestem wolna nie składałam żadnej przysiegi, to zadaje sobie pytanie czemu jest czytana moja korespondencja ,sprawdzany mój tel.,czemu wszystkie kody pin musze podac bo jak nie to on sie obraza i mówi mi ze ja cos krece,że go oszukuje a tak naprawde chce troche prywatnosci,odrobine wolności.Mój partner tłumaczy to zazdrościa ale to mnie juz meczy jakiekolwiek rozmowy koncza sie kłótnia wiec prawie nie rozmawiamy.Ostatnie miesiące są okropne wogóle niemozemy się dogadac prosiłam o przerwe ale to jezcze pogorszyło sytuacje,powiedziałam ze chce czasu zeby zastanowic sie co to niego czuje,(dodam ze on chce mi sie oswiadczyc),on mi wykrzyczał ze po tylu latach ja mu mówie ze niewiem co do niego czuje ze jak mogłam mu to zrobic i praktycznie nadal mówie mu ze go kocham tylko ze tak naprawde to chyba nie,albo juz sama niewiem i kiedy staram sie mu to powiedzic to tak jakby on nie słyszał.Natomiast ciągle mówi mi ze mnie kocha ze chce byc ze mna ze płacze przezemnie ze on niewie co mi sie stało,że jak moge mu to robic.On wie ze jstem uległa i mam wrazenie ze to wykorzystuje,ale ja niechce go zranic.Ale tez boje sie byc sama i wiem ze to tez sie przyczyniło do tego ze jestem z nim tak długo. Problemem są tez nasi znajomi,rodzice wszyscy w koło pytaja sie kiedy weźmiemy slub.I boje sie jak oni wszyscy zareaguja na nasze rozstanie o ile do tego dojdzie.W miedzy czasie poznałam kogos innego jest młodszy odemnie, jest wspaniałym facetem,połączyła nas przyjazń, która zaczyna przeradzac sie w cos wiekszego.Tak naprawde on daje mi to czego niema w moim związku,ale moze jest tak ze znam go od niedawna.Zastanawiam sie czy warto niszcyc tak długi związek dla czegos czego nieznam i niewiem jak bedzie, ale tez czy warto trwac nadal w takim związku a moze ja nie dorosłam do bycia w jakimkolwiek zwiazku czasem wydaje mi sie ze nieumiem kochac??

* * * * *

Na pewno warto swoje życie powierzyć komuś z kim będziesz szczęśliwa. To ile lat trwał związek owszem, ma znaczenie ale lepiej rozstać się przed ślubem niż całe życie żałować. I żadna rodzina, sąsiedzi i znajomi nie mają prawa tego oceniać. Ja oczywiście nie namawiam Cię tu do zerwania z chłopakiem, ale jeśli on przed ślubem, ba! przed narzeczeństwem nawet domaga się wszystkich informacji, nie szanuje Twojej prywatności to dobrze nie rokuje na przyszłość. Ja nie wyobrażam sobie nawet teraz w małżeństwie sprawdzania mojej komórki itp. Jeśli uznam za stosowne pokazać mężowi jakiegoś sms-a to to robię ale on sam nigdy by mi nie przeszukiwał telefonu. Nikt nie jest niczyją własnością i do każdego trzeba odnosić się z szacunkiem. Co do zazdrości - marne to tłumaczenie, a w zasadzie przyznanie się do klęski. O chorobliwej zazdrości pisałam w odp. nr 24, 377, przeczytaj proszę - to nie jest zdrowe.
Agnieszko, musisz przemyśleć, odpowiedzieć sobie na pytanie czego potrzebujesz (zobacz odp. nr 234) i co otrzymujesz od swojego chłopaka (odp. nr 25, 50, 340). Czy ta miłość Cię rozwija, przybliża do Boga, czy oddala, czy dodaje skrzydeł czy tłumi radość? W miłości prawdziwej człowiek winien być radosny i mieć chęć do życia. Czy tak jest? Czy czujesz się wolna? Pamiętaj, w miłości samemu też trzeba być szczęśliwym a nie tylko być szczęściem dla kogoś. Życzę Ci słusznej decyzji!

  Agnes, 22 lat
842
20.02.2006  
Witam serdecznie, Chciałam zacząć od tego, iż radziłam się w tej sprawie już znajomego księdza ale czuję niedosyt dlatego piszę do was. To będzie długa i zagmatwana historia ale chcę aby wszystko było jasne. Ponad 3 lata temu poznałam wspaniałego mężczyznę. Jest ode mnie 3 lata starszy. Prowadził własną firmę i sprawiał wrażenie bardzo pewnego siebie. Chodziliśmy ze sobą i było cudownie. Był moim pierwszym chłopakiem ale wcale nie chciałam \"sprawdzać\" jak byłoby z innym gdyż od razu wiedziałam, że chcę z nim właśnie spędzić resztę życia. On również tak czuł. Niestety wtedy nie bardzo rozumiałam wartość czystości przedmałżeńskiej więc rozpoczęliśmy współżycie. Po jakimś czasie jego firma splajtowała i zrobił się okropny. Starałam się go wspierać. Zmieniał często prace w tym czasie i nigdzie nie mógł \"zaczepić\" sie na dłużej. Stał się nie do wytrzymania. Wciąż narzekał. W końcu powiedziałam dość - bo ileż można płakać nad rozlanym mlekiem? Wciąż tylko \"a gdybym zrobił tak ...\", \"a gdybym to /tamto\". Obiecał że się zmieni i tak się stało. Przestał narzekać i starał się brać życie takim jakie jest. Sytuacja się ustabilizowała i znowu było OK. Do czasu ... zaręczyn!!! Bo jego mamusia chce żeby synuś został w domu a ja chcę \"na swoje\" bo akurat jest taka okazja. I znów się zaczęło. Ja w jedną mama w drugą stronę a on nie potrafi albo nie chce się opowiedzieć po którejkolwiek stronie. Ja jestem bardzo zakochana i naprawdę mogłabym wiele poświęcić dla dobra tego związku ale nie w tym przypadku gdyż jeśli teraz ulegnę i podporządkuję się jego mamusi to tak będzie przez czałe życie albo po prostu się rozstaniemy (jeśli czytała pani \"Warto pokochać teściową\" Pulikowskiego to moja przyszła należy do tych \"NIEdojrzałych uczuciowo\"). Wreszcie stwierdziłam, że nie moge powierzyć mojej rodziny komuś kto nie potrafi podjąć - dla mnie oczywistej - decyzji. Bo jak się chce żenic to niech bierze odpowiedzialność za rodzinę a nie chowa się pod skrzydła mamusi! \"Tu bym chciał ale boję się \" to jego dewiza. Więc zerwałam zaręczyny. Ale nie minęły 24h a on wrócił i obiecał poprawe, podjął ostateczną decyzję - chce być ze mną. Zgodiłam się ale ciągle mam obawy. Bo czy ktoś kto ewidentnie boi się życia może się tak poprostu zmienić? Wiem że mu na mnie zależy. Początkowo współczułam mu takiej sytuacji w domu. Nie chciałam żebyśmy mieli złe stosunki z jego rodzicami ale oni już podjęli za niego decyzję i obawiam się że jeśli się jej nie podporządkuje to zerwą z nim wogule jakiekolwiek stosunki. Ostatnio i ja znalazłam się w takiej sytuacji. Moi rodzice powiedzieli żebym się poważnie zastanowiła bo oni mu nie ufają zbyt jest niezdecydowany, boją się o mnie itd, ale ja nie miałam żadnego problemu z wyborem on-rodzice. Ja od razu wybrałam JEGO! Bez chwili namysłu! więc jeśli on juz prawie dwa lata się miota czy to znaczy że tak naprawde mnie nie kocha czy po prostu ja mam silniejszy charakter? Ja naprawdę już nic nie wiem. Pomóżcie!

* * * * *

No, generalnie jak facet chce się żenić to powinien wiedzieć kto teraz będzie na pierwszym miejscu. Rozumiem, że Ty po ślubie chcesz mieszkać osobno, a jego rodzice na to się nie zgadzają czy tak? A on nie wie co zrobić? Czy chodzi Wam o wspólne mieszkanie przed ślubem, i jego matka oponuje? Bo to zasadnicza różnica. Generalnie pisałam o "wtrącaniu się" rodziców w związki dorosłych ludzi i o dojrzałości do małżeństwa w odp. nr 78, 89, 106,192, 271, 390, 728, więc nie będę wszystkiego jeszcze raz powtarzać. Ponadto w odp. nr 189 pisałam o poczuciu bezpieczeństwa. Twoje obawy są słuszne: to Wasze życie, Wasze małżeństwo i nie wolno nikomu w nie ingerować. Mamusia, choćby chciała najlepiej musi dać Wam wolną rękę.
Najwięcej teraz zależy od Twojego narzeczonego: to on, jako mężczyzna musi być zdecydowany, stanowczy i zapewnić Ci poczucie bezpieczeństwa a nie powodować rozchwianie emocjonalne i poczucie, że musisz Ty wszystko dźwigać. To on musi przeciąć pępowinę łączącą go z matką, bo od chwili ślubu Ty będziesz najważniejsza w jego życiu i on ma stanowić Twoją podporę, a nie sam szukać oparcia u matki. Dojrzały mężczyzna, choćby był z matką związany i ją szanował (a to naprawdę da się pogodzić) nie przestaje być mężczyzną i przewodnikiem dla żony i rodziny, która zakłada. Ba, on ma nawet być oparciem dla tej matki w razie gdyby zabrakło jego ojca. Popatrzmy na relację Maryi z Jezusem. Chyba żaden facet na ziemi nie był tak z matką związany. Chyba żadna matka nie była tak przywiązana do syna. A jednak: czy ta relacja którekolwiek ograniczała? Nie. Maryja pozwoliła Jezusowi odejść, gdy przyszedł Jego czas. Ona wiedziała, że dojrzały mężczyzna musi matkę opuścić. Bez względu na to czy misją mężczyzny jest bycie głową rodziny czy kapłaństwo on musi opuścić matkę. Nie - porzucić ją i się nią nie interesować ale stać się od niej niezależny. Stać się mężczyzną to wziąć odpowiedzialność za kobietę a nie pozwolić by kobieta była za niego odpowiedzialna. To dawać kobiecie siłę a nie szukać siły u kobiety.
Agnieszko, sprawa jest trudna i nie mogę wyrokować na odległość kto ma rację, ale...: znam jedną świetną metodę na dojście do porozumienia: "Wieczory dla zakochanych". "Przy okazji" zastąpi Wam to kurs przedmałżeński. Jest to cykl spotkań, na których rozmawiacie między sobą na konkretne tematy. Nie ma siły, byście tego nie wyjaśnili. Informacje znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl
Proszę wybierzcie się na nie, efekt będzie lepszy niż setki przeczytanych książek. Dwa lata to trochę za dużo na podjęcie normalnej, męskiej decyzji. Taki stan nie może trwać w nieskończoność. Musicie ustalić konkretne zasady. Domagaj się tego, masz prawo domagać się by Twój mężczyzna był dla Ciebie oparciem. Powodzenia!

  Lewi, 29 lat
841
20.02.2006  
Witam. Mam pewien problem. Otóż niemal rok temu zacząłem chodzić z dziewczyną. Nie znaliśmy się zbyt długo wcześniej, więc nie byłem pewny, czy to jest to, ale postanowiłem spróbować. Może wynikało to z tego, że dotychczas nie miałem dziewczyny, a wtedy pojawiła się szansa... W każdym razie byliśmy ze sobą miesiąc. Na początku było w porządku, ale potem chyba zachłysnęliśmy się swoimi ciałami i związek poszedł w niewłaściwym kierunku. Wtedy też zaczęły mnie nurtować wątpliwości i po miesiącu postanowiłem zakończyć ten związek. Jednak dręczą mnie pewne wyrzuty sumienia, że mogliśmy spróbować inaczej, że może przez to, że z nią nie jestem i postapiłem, jak postąpiłem wpadła w pewne towarzystwo, któremu powiedzmy, nie ufam. Raczej nie mogę z nią o tym porozmawiać, bo mamy słaby kontakt. Czy uważa Pani, że wyrzuty takie są uzasadnione? Rozstaliśmy się w dobrej atmosferze.

* * * * *

Wyrzuty są o tyle uzasadnione, że faktycznie związek mógł pójść w innym kierunku i mogliście nadal być ze sobą. Mało tego: nawet po upadku mogliście spróbować powstać i zacząć od początku, z czystym kontem. Natomiast nie bardzo są zasadne wyrzuty z tego powodu, że ona teraz - już po rozstaniu z Tobą - wpadła w złe towarzystwo. Owszem, Wasza cielesność mogła mieć na to wpływ w tym sensie, że rozbudziły się w niej pragnienia, miała mniejsze opory itp. Natomiast będąc z Tobą ona również chciała tego typu zachowań, prawda? Owszem, chłopak powinien być przewodnikiem w związku (pisałam o tym w odp. 25) ale dziewczyny to z myślenia też nie zwalnia. Reasumując: mogło to mieć wpływ na nią teraz, ale nie ponosisz wyłącznej odpowiedzialności za jej wybory, bo ona też ma wolną wolę.
Miesiąc czas to bardzo mało. W zasadzie nie zdążyliście się poznać. Cielesność przysłoniła Wam wszystko. Szkoda, ale czy naprawdę nie chcielibyście spróbować "na czysto"? Jest to możliwe. Możesz o tym poczytać w dziale "Czystość" na tej stronie i w czasopiśmie "Miłujcie się". Jeśli jednak uznaliście, że nie chcecie być ze sobą to na pewno będzie to dla Was doświadczeniem na przyszłość.

  Agata, 15 lat
840
19.02.2006  
Moja siostra i jej przyjaciel boją sie że jeżeli zostaną parą nie będą mieli ze sobą już takiego kontaktu i że coś sie zepsuje, a tym bardziej że on jest młodszy .... czy ich obawy są słuszne???

* * * * *

Czasem tak bywa, ale niekoniecznie. Generalnie zależy to od nich, choć faktycznie - w przypadku przekształcenia się przyjaźni w miłość jeśli coś "nie wyjdzie" to już nie będzie tak jak dawniej i do przyjaźni trudno wrócić. Pisałam o tym problemie w odp. nr 46, 72.

  Joanna, 15 lat
839
18.02.2006  
Mój kolega rok temu pytał mnie o chodzenie, iecz ja mu odmuwiłam ponieważ uważałam że narazie nie potrzebóje chłopaka, za proponowałam mu przyjażni i zastanawiam sie czy to nie był muj błąd... 14 lutego tego roku napisał mi że mnnie \"kocha i nie przestanie\" ja nie wiem co mam zrobić ...kocham kogos innego, a on nie potrafi tego zrozumieć, nie wiem co mam robić POMÓŻCIE, proszę

* * * * *

A w imię czego masz się zmuszać do bycia z kimś do kogo nic nie czujesz? Dobrze zrobiłaś, to żaden błąd, byłaś szczera - bardzo dobrze. Jeśli ten chłopak nie daje Ci spokoju to porozmawiaj z nim i powiedz dlaczego nie możesz z nim być. Jak to zrobić poczytaj w odp. nr 33, 77, 90, 119, 185, 224, 680.

  Barbara, 18 lat
838
18.02.2006  
Szukałam w poprzednich listach odpowiedzi na moje pytanie, ale przyznam, że nie znalazłam odpowiedzi. Poznałam Andrzeja w 1 klasie szkoły średniej. Przyznam, że na początku go nie cierpiałam. Denerwowało mnie jego zachowanie, styl bycia. Mimo to był on osobą lubianą w klasie. Stwierdziłam więc, że nie ma sensu zrażać do siebie ludzi będąc na nie w stosunku do niego, o tyle bardziej, że jako tako osobiście nic mi nie robił. On jakby wyczuł tą sytuację. Zagadał parę razy. Okazało się, że nie jest taki zły, wręcz przeciwnie. Polubiłam go. Sama już nawet nie wiem, jak to się stało, że się w nim zakochałam. Finał w każdym razie nie był optymistyczny. Miałam wiele wątpliwości, co do jego osoby. On pił, palił, przeklinał...i te jego towarzystwo. Ognisko klasowe pozbawiło mnie złudzeń. Bolało, ale wiedziałam, że podjęłam słuszną decyzję. Nie wiem, czy on wiedział o moich uczuciach. Ja mu nic nie mówiłam. W czasie wakacji okazało się, że pracował z moim bratem. Polubili się, przez co miałam lepszy z nim kontakt. Nie myślałam o niczym więcej. Historia jednak lubi się powtarzać. Końcem roku szkolnego zauważyłam, że mu wpadłam w oko. Tzn. tak myślę, bo on mi wprost tego nie powiedział. Nadal miałam wiele watpliwości mimo, że trochę się zmienił. Miał świadectwo z paskiem, bardzo dobre zachowanie i celujący z religii... Być może bylibyśmy już razem, gdyby nie wakacje. Przemyślałam wszystko i stwierdziłam, że boję się wiązać, że to nie ma sensu. Już 2 razy zostałam poważnie zraniona, raz nawet nieomal nie popełniłam samobójstwa z tego powodu. Unikałam go. Wyszło na to, że się chciałam nim zabawić, dołączyć do swoich \"trofeów\", których nie miałam, albo upokorzyć go przed innymi... Zatroszczyli się o to koledzy z klasy. Liczyłam godziny, nawet minuty, żeby tylko wrócić do domu. Chciałam mu to wyjaśnić, ale było za późno. Wolałam nie dolewać oliwy do ognia, poza tym bałam się, że mi nie uwierzy. A może nawet nic do mnie nie czuł, tylko mi się wydawało... Na studniówce wyrwałam go do tańca, ale to nie było to samo. Ta noc miała być niezwykła, a wyszło na to, że gdyby jacyś faceci mnie nie poprosili do tańca, to z załamania dostałabym zawału widząc go z innymi. W czasie ferii uzmysłowiłam sobie, że to nie był zwykły facet, że to pierwszy, którego tak naprawdę kochałam. Za niedługo kończymy szkołę, być może już się nie spotkamy. Przeraża mnie ta perspektywa. Mimo moich 18 lat nie wiem co mam robić. Ostatnio nasze stosunki się polepszyły, nie chcę tego zepsuć. Brakuje mi jednak odwagi spróbować kolejny raz. Inne dziewczyny w tym wieku mają już dzieci, albo są mężatkami, a ja nawet nie potrafię uporać się z takim, pewnie banalnym problemem. Nawet nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie, czy cierpię, bo go kocham, czy tak naprawdę nie potrafię się z tym pogodzić, że po raz kolejny źle trafiłam. A ja tylko chciałam kogoś kochać i być kochaną, ale wybrać dobrze i mądrze. Chciałam się czuć pewnie i bezpiecznie oraz być pewną, że mój facet nie będzie taki jak mój ojciec, od którego wiele wycierpiałam. Jak z tego wyjść, żeby nikt nie poczuł się pokrzywdzony i żebym mogła na siebie popatrzeć w lustrze?...

* * * * *

Nie bardzo rozumiem skąd teoria, że chciałaś się nim zabawić skoro nie okazywałaś co do niego czujesz? Na jakiej podstawie zatem ktoś tak stwierdził? Miałaś prawo myśleć, zastanawiać się i chcieć lub nie chcieć, bać się. Jeśli nie bawiłaś się jego uczuciami, nie byłaś z nim i nie zrywałaś z niezdecydowania to nie możesz siebie winić.
Podstawową sprawą teraz- jeśli chcesz ponownie spróbować - jest jego stosunek do Ciebie. Jeśli jest Tobą zainteresowany nadal (może podpytaj brata jeśli ma z nim kontakt) to poproś go o pomoc w czymś, uśmiechaj się, może poddaj w klasie pomysł zorganizowania ogniska pożegnalnego i jego poproś w organizacji. Jeśli nie - trudno, widocznie było Ci to doświadczenie potrzebne. Bóg nie robi czegoś bez sensu. Jeśli zatem on zniknie z Twojego życia i go więcej nie zobaczysz - to będzie oznaczało, że gdzieś jest ktoś inny, kogo pokochasz i kto pokocha Ciebie. To nie jest tak, że tylko on jeden i jeśli go zgubisz oczu to już nikt. Poczytaj co pisałam o przeznaczeniu w odp. nr 58, 86.
Widzę u Ciebie nadmierne poczucie winy, Ty - z tego co tu piszesz - nikogo nie skrzywdziłaś. Masz rację, że Twoje lęki związane z postawą ojca mają na Ciebie wpływ i na Twoje relacje z chłopakami. Nie znam konkretnie problemu, ale może poczytasz odp. nr 468, 484, 520, 600, 699, może odnajdziesz tam coś dla siebie? Do wszystkiego trzeba dorosnąć, dojrzeć. Nie zrobiłaś nic złego.
I jeszcze jedno: 18 lat to nie jest wiek, w którym wszystko trzeba wiedzieć, niczego się nie bać i podejmować natychmiastowe decyzje. Dojrzewamy całe życie. To, że ktoś ma w tym wieku dzieci lub jest w małżeństwie absolutnie o jego dojrzałości świadczyć nie musi - przeciwnie, dlatego potem tyle małżeństw się rozpada i dzieci jest nieszczęśliwych bo ludzie nie dojrzeli do czegoś za co się biorą. Lepiej czasem czekać dłużej. W końcu arcydzieła wymagają czasu :)

  monia, 18 lat
837
17.02.2006  
ja jestem bardzo wierzaca staram się aby Bóg był na 1 miejscu w moim życiu ale mój chłopak ma z tym bardzo duże problemy. Mam trudności aby wyciągnąc go w niedziele na msze święta a to jest przeciez podstawa chrześcijanina.Nie chcę ni robic na siłe jesteśmy juz prawie rok razem a sytuacja sie nie poprafia.Bardzo bym chciala aby on a pózniej przyszla rodzina była blisko Pana Boga. Wiem że musze sie dalej modlic i mam ogromna nadzieje iz stanie się cud. A może powinnam czesciej z nim rozmawiac na temat Boga ?? moze mowic ze On - najwyższy jest dla mnie takze wazny??tylko ze dla niego jest to bardzo dziwne i uwaza ze jesli ja chce to oki moge chodzic do kościoła a on nie musi prosze jednak o rade moze psychologicznie powinnam z nim pogadac?? przeciez kazda rozmowa cos daje tylko juz nie wiem w jaki sposob.W wiekszosci przypadkow mowimy o tym co nas boli i zawssze przynosi owoc oprocz kosciola dlaczego?

* * * * *

Tak, rozmowa przynosi owoce, jednak wiara to co innego niż rozwiązanie problemu i ustalenie zasad. Bo tu nie mamy do czynienia z problemem jako takim tylko z czymś co jest bardzo indywidualne w życiu każdego człowieka - z jego osobistą relacją do Boga. Nie da się jej nikomu narzucić, do czegoś zmusić. To muszą czuć obie zainteresowane strony: ta osoba i Bóg. Bóg już zajął stanowisko i zachęca do tej relacji. Ale człowiek ma wolną wolę i może tego nie przyjąć, a może tez potrzebować czasu, by zrozumieć, zachwycić się. To nie tak, że usiądziecie, Ty go przekonasz i on zacznie wierzyć. Nie. To tylko na głos Jezusa tłumy szły, a Ty jesteś tylko człowiekiem.
Oczywiście, bardzo dobrze, że się modlisz. To co możesz zrobić dla swojego chłopaka to własny przykład, pokazywanie mu jak wygląda życie chrześcijanki i dlaczego warto wierzyć. Ale pokazywanie swoim przykładem, czyli to, że chcesz zachować czystość, że się modlisz, że jesteś uczciwa, nie obmawiasz itp. a nie słowami. To jedna kwestia. Druga. Nie stawiaj sobie za cel przekonanie chłopaka do kościoła. Oczywiście tak by było najlepiej, ale zapytaj siebie czy jesteś z nim, bo chcesz, bo akceptujesz go takiego czy będziesz z nim jeśli się nawróci. Masz prawo do niebycia z kimś kto Ci nie odpowiada pod względem poglądów i wiary, ale zapytaj siebie o intencje.
Bo jeśli faktycznie chcesz z nim być, jeśli widzisz w nim wartość i czujesz siłę do przezwyciężania związanych z tym trudności to musisz akceptować go teraz, takiego niedowiarka, a nie mówić sobie, że pokochasz go gdy... Są możliwe małżeństwa nawet z niewierzącymi, choć są trudniejsze. Motywem bycia z kimś jest miłość bezwarunkowa. A jak trwać w takim związku? Proszę poczytaj odp. nr 69, 466. Powodzenia!

  somebody, 17 lat
836
17.02.2006  
Kiedyś poznałam pewnego księdza. Na początku był dla mnie po prostu jedną z osób duchownych. Ale kiedy trochę bliżej Go poznałam zaczęłam czuć do niego sympatię. Dalej był dla mnie \"tylko\" księdzem. Jednak tak po roku znajomości poczułam, iż zależy mi na nim bardziej niż na innych osobach. W jego towarzystwie czułam się inaczej. Lubiłam jego zapach, głos... On chyba świadomie się ode mnie odsuwa, ale nie z powodu mego uczucia, ponieważ nigdy nie dałam mu poznać po sobie, że coś do niego czuję. Wręcz przeciwnie - byłam zimna, nie miła i oschła. On zawsze \"dziwnie\" się wobec mnie zachowywał... Nigdy nie chciał być ze mną sam na sam, był czasem nie miły, a innym razem... Chciałabym powiedzieć Mu o moim uczuciu, ale boję się że... Że doprowadzę do tego, że będzie miał wątpliwości, bo wiem że miał takie wcześniej... Ale kocham Go coraz bardziej... :(

* * * * *

Oczom nie wierzę. Księdzu chcesz mówić o swoich uczuciach? A, tego jeszcze nie było. I co chcesz przez to osiągnąć? Jego prośbę u biskupa o przeniesienie na inną parafię, bo nastolatka się w nim zakochała? Tego chcesz? On już wybrał swoje powołanie, więc mu nie przeszkadzaj, tak jak byś nie przeszkadzała żonatemu mężczyźnie z trójką dzieci. A co z tym zrobić to poczytaj w odp. nr 11, 183, 524.

  Asia, 15 lat
835
16.02.2006  
Czy prawda moze byc powiedzienie \"stara milosc nie rdzewieje\"?? No bo u mnie chyba cos takiego nastapilo.. Ale boje sie ze to nie wyjdzie!! Caly czas o nim mysle i jak go widze to promienieje z radosci!! Dostalam od niego roze na walentynki i myslalam ze sie poplacze ze szczescia!! Ale czy to jest to?? Czy to milosc czy znowu jakies przelotne uczucie??
Prosze pomozcie!!


* * * * *

Pewnie, że może tak być. Ale czy Ty już kiedyś z nim byłaś czy tylko Ci się podobał? A może to Twoja pierwsza miłość i dlatego ma taki silny wpływ?
Tak czy inaczej, jeśli dostałaś różę na Walentynki to chyba coś to znaczy. Nie każdemu na Walentynki daje się różę, prawda?
Jeśli się sobie podobacie, to nie myśl o przeszłości i czy to stara miłość czy nowa tylko spróbujcie jeszcze raz. A czy to miłość czy przelotne uczucie to się okaże. Przeczytaj o tym w odp. nr 15, 19. Powodzenia!

  Paweł, 19 lat
834
16.02.2006  
Witam. Nie jestem pewien czy potrafię w pełni przedstawić moją sytuacje. Spróbuję jednak zrobić to najlepiej jak potrafię. Poznałem ja 4 lata temu, była wtedy dla mnie tylko koleżanką z nowej klasy, spodobała mi się od razu, inteligentna, miła, w grupie była szarą myszką podobnie zresztą jak ja. Obydwoje w miarę jak się poznawaliśmy zastanawialiśmy się czy nie warto spróbować pogłębić naszej znajomości (teraz wiem ze ona też o tym myślała wtedy). Jednak przez nieżyczliwość osób trzecich oddaliliśmy się od siebie, ona w swoim nowym towarzystwie zmieniła się, wpadła w nałogi, zaczęła palić, pić. Nie podobało mi się to, i dawałem jej to do zrozumienia. Ja z kolei uzyskiwałem coraz bardziej opinie dziwaka który nie lubi się „bawić”. Sytuacja nie zmieniała się aż do III klasy liceum (poznaliśmy się w I). Wtedy jakoś znowu odnowiliśmy nasze znajomości, ja nauczyłem się tolerować jej nawyki, ona poznała moje prawdziwe ja, nie tą etykietkę jaką przyczepiło mi otoczenie. W tamtym czasie byłem po krótkim i burzliwym związku który nie skończył się przyjemnie dla obu stron, nie chciałem wtedy by ktokolwiek miał zastąpić tamtą osobę. Zdaje mi się że to właśnie odpowiadało Annie (tak się nazywa), że nie chciałem się z nią wiązać tylko pozostać na stopie koleżeńskiej. Poznawałem ją coraz bliżej, odkrywałem ze mieliśmy podobne poglądy, zainteresowania, nawet nasze wcześniejsze doświadczenia w związkach były podobne. Traktowałem ją bardziej jak dobrego kumpla z którym można konie kraść niż koleżankę. Sytuacja ta trwała do niedawna. Ostatnio uświadomiłem sobie ze chyba jednak czuję do niej coś więcej niż tylko przyjaźń. Powiem prosto, czuje że się w niej zakochałem. Nie jest to miłość w pełnym sensie tego słowa, raczej ten stan jaki opisałaś w odpowiedzi numer 15. Przerwę na moment to co pisze by opisać najpierw Annę, czuje że to jest ważne właśnie w tym momencie tego listu. Otóż Anna jest najmłodszym dzieckiem w 5 osobowej rodzinie. Ojciec alkoholik, matka przykładna żona, dla której mąż i dzieci są na pierwszym miejscu lecz która ignoruje „wybryki” męża bo to należy się mu szacunek i posłuch bo jest „mężem i ojcem” . Nie będę dokładniej opisywał jej sytuacji rodzinnej, sadze że to nie jest aż tak potrzebne a nie chce zbytnio mówić tutaj o jej prywatnych i osobistych przeżyciach. Problem leży w tym że jak sama mi się przyznała zawsze wybiera podświadomie mężczyzn takich jak jej ojciec. Pragnie kogoś diametralnie innego ale zakochuje się właśnie we wszelakich draniach którzy traktują ją jak zabawkę, którą można się pobawić i odłożyć na półkę (na szczęście dziewczyna się szanuje, mimo iż za każdym razem jest zakochana na zabój potrafi powstrzymać zapędy zarówno jej adoratora jak i swoje). Zawsze związek kończy się w ten sam sposób, dziewczyna ma złamane serce i jest jej ciężko, głownie jednak dlatego iż widzi jak się zachowywała i jakim draniem był jej eks. Tak jest za każdym razem, Anna się zakochuje, facet zaczyna się do niej dobierać, ta mu stanowczo odmawia nie słuchając jego argumentów a on znudzony i zniecierpliwiony rzuca ją. Ja patrząc na to z boku pragnę jej pomóc lecz zawsze kończy się wielką kłótnią. Boję się że skończy ona jak jej matka :/. Wróćmy teraz do tego co chciałem napisać wcześniej. Jak już wspominałem zakochałem się w niej lecz wiem że ona widzi we mnie tylko przyjaciela. Nie jestem typem chłopaka do jakich ona, że się tak wyrażę „czuje miętę”. Po za tym Anna zawsze stara się oddzielać przyjaźń od miłości. Dochodzą jeszcze do tego inne sprawy. Otóż nowopoznane przez nas osoby zawsze biorą nas za parę a nasi znajomi uparcie twierdza że będziemy kiedyś razem. Widzę wtedy w takich sytuacjach jak ona reaguje (nie za ciekawie to wygląda). Wiem że gdybym wyznał jej to co teraz do niej czuje wystraszyłbym ją tylko i wszystko to na co wspólnie pracowaliśmy te lata przepadło by. A nawet gdyby wróciło to już nigdy nie było by to samo. Boje się jednak, gdyż widzę ze podświadomie wysyłam do niej sygnały że nie jest mi obojętna. Są to proste słowa i gesty ale mówią one jednak wiele :/. Po za tym boje się jeszcze że nawet gdybyśmy stworzyli parę nasz związek nie utrzymałby się długo. Ja szukam w związku czegoś więcej niż tylko fizycznego poczucia bliskości, Anna bardziej pragnie by jej partner był zawsze przy niej kiedy tego potrzebuje nie wiem jak to dokładnie wyrazić lecz dla niej bliskość wiąże się z dosłownym znaczeniem tego słowa :/ Czuje tez że ona doskonale wie co się dzieje. Jak kiedyś potrafiliśmy rozmawiać godzinami i nie nudzić się razem tak teraz spotykamy się zawsze w towarzystwie kogoś trzeciego. Czuję że ona specjalnie tak robi by nie pogłębić tego co się dzieje. I Tu właśnie następuje moje pytanie. Co mam zrobić by nie pogłębić mego zauroczenia? Wiem, że zauroczenie kiedyś minie ale boje się ze może to się pogłębić i jeśli to się stanie zranię siebie i ją a tego bym nie chciał. Wiem ze najprostszym sposobem jest dłuższy odpoczynek od siebie, tutaj jednak niestety nie jest to możliwe. Tak się złożyło że razem uczęszczamy na studia jak i pracujemy w tym samym zakładzie. Widują ją wiec chcąc nie chcąc niemal codziennie. Czy istnieje jakiś inny sposób jakoś ograniczyć to co do niej czuję? Z każdym spotkaniem to się pogłębia. Jest mi coraz ciężej i czuje że jej tez powoli. Boje się jej wszystko wyznać bo bardzo prawdopodobne jest że zepsułbym wszystko. Czuje jednak ze ona również chce mi cos powiedzieć lecz się powstrzymuje. Nie wiem co zrobić zwłaszcza ze i tak niszczymy to co jest między nami.
Przepraszam ze tak się rozpisałem. Coś co początkowo miało być paroma zdaniami z zapytaniem co dalej przerodziło się w dość przydługawy tekst.


* * * * *

Paweł, zrobiłeś doskonałą analizę sytuacji, widzę, że rozumiesz na czym problem polega. To prawda, jeśli coś jej wyznasz to ona - jeśli naprawdę traktuje Cię jak przyjaciela - wystraszy się i będzie unikała kontaktu. Ale - czy na pewno tak jest? Czy w głębi duszy, gdzieś po skórą ona również "czegoś" do Ciebie nie czuje? Może sama obawia się tego uczucia i tłumi je w sobie? Być może, nie jesteś w jej guście, ale gusta się zmieniają i czasem zauroczy nas ktoś na kogo nigdy nie zwrócilibyśmy uwagi. Ona Cię zna, bardzo dobrze, przekonała się jaki jesteś i że zapewniasz jej oparcie. Może więc to co chce Ci powiedzieć jest czymś zupełnie innym niż się obawiasz? No, ale to moje gdybania, moje domysły, a Ty masz jakby nie było duży problem.
Szczerze mówiąc nie znam innej metody na "odkochanie się' jak właśnie rozluźnienie kontaktu. Rozumiem, że jest to ogromnie trudne w Waszym wypadku gdy widzicie się codziennie. Wiem jak to jest i wiem, że nie da się spotkań uniknąć. A to nie służy rozluźnieniu więzi, wręcz przeciwnie. Żadne rady typu: "zajmij umysł czymś innym" nie zdadzą też tutaj egzaminu.
Cóż zrobić? Tutaj może tylko Bóg interweniować. Powiem Ci, że gdy ja miałam taką sytuację modliłam się, by Jezus coś z tym zrobił. Nie wiedziałam co, nie maiłam pomysłu, sytuacja była beznadziejna - dzielił nas metr korytarza. I wiesz co? Cud się stał. Po 3 miesiącach przenieśli go na inne piętro. Kontakt oczywiście był, bo trudno by go nie było, ale już mniejszy. Nie 8 godzin dziennie, tylko parę razy po kilka minut. To już było coś. Było coraz lepiej. Modliłam się dalej. Po jakimś czasie wylądował w innym budynku 40 minut drogi ode mnie. I co Ty na to? Dodam, że nie było żadnego sensownego powodu, by tak się stało. Bóg tak wszystkim pokierował. A zatem Jemu zawierz tą sytuację.
On może wszystko. Jeśli nie jesteście dla siebie - zrobi coś z tym, zobaczysz, tylko módl się o to. Jeśli jest inaczej - to też tak zainterweniuje, że będziecie szczęśliwi. Zaufaj Bogu, proś Go, błagaj i bądź uparty - On Ci pomoże.

  Szymek, 16 lat
833
16.02.2006  
Dzień dobry. To znowu ja z odpowiedzi 620 i mojej dziewczyny 712. Mam 2 proste pytania. Skoro mocno się tak kochamy i modlimy się do Boga o mój powrót to jest jakaś możliwość powrotu do mojej Łodzi ? Czy Bóg potrafi zrobić coś takiego ? Bardzo się kochamy, ale dręczy mnie jedno cały czas. Otóż bardzo boję się, że z tej całej odległości nasza miłość może wygasnąć. Czy jest takie coś możliwe ? Czy moje obawy są uzasadnione ? Oczywiście moja dziewczyna utwierdza mnie w przekonaniu,że gadam brednie i ją trochę to boli to co mowię. Oczywiscie wole powiedzieć co mi leży na sercu ,niż to trzymać w sobie. Ale czasami jak sięzastanowię to ona ma rację.Ale boję się. Poprostu się BARDZO BOJĘ TEGO. To nie tak,że ja przestałem ją kochać,ale wolę wiedzieć co będzie nam torowało drogę do szczęścia i w pore to ominąć. Czy da się wiedzieć takie rzeczy ? Dajesz nam piękne rady które trafiają w cel, ale jak to bywa w życiu są nastepne problemy. I chciałbym się jeszcze dowiedzieć czy w tym wieku <16 lat> można siętak zakochać,żeby wiedzieć ,że bedzie się razem ? czy to nie jest troche śmieszne w oczach innych ? Ja jestem dumny z tego ,że w tym wieku się tak zakochałem i wiem ,że ja kocham i ile mi już dała szczęścia i ile ja jej. Co prawda jesteśmy juz długo ze sobą i czy taki związek jest spotykany w taki wieku ? ? Moja dziewczyna napewno przeczyta to co się ukażę przeze mnie :) Wyprowadziłem się i jak to pani pisała weszła w nasze życie przyzwyczajenie. Juz tak żyjemy 1/2 roku zanim się obejżeliśmy. Ona jest dla mnie wszystkim. Jedynym moim priorytetem w życiu jest myśl ,żę będe z nią w przyszłosci i za pare lat będziemy razem się śmiać z tego wszystkiego. Tylko to mi pozwala normalnie funkcjonować. Pomaga to bardzo. Napewno czytając to moja dziewczyna pomyśli ,że mi to robi krzywdę. NIE ! OCZYWIŚCIE,ŻE NIE ! ! Przyzwyczaiłem się do tego i wcale nie jest mi tak źle ,ale boję się co będzie w przyszłości. Kocham ją bardzo mocno i proszę o radę Pozdrawiam i dziękujęz góry !

* * * * *

Szymku, co do tego czy Bóg może tak zrobić, żebyś Ty wrócił do Łodzi.
Bóg może wszystko. On może tak pokierować okolicznościami, by tak się stało. Ale: nie powinniście się tak modlić. Bo skoro okoliczności się tak ułożyły, że Ty jednak w Warszawie wylądowałeś to być może tak jest lepiej, nie uważasz? Modlić się można i trzeba, ale zawsze należy dodawać: "jeśli jest to zgodne z Twoją wolą, Panie" - Ty wiesz o tym. Bóg zna Wasze obawy i uśmiecha się do Was, ale niekoniecznie spowoduje Twój powrót tam. A może będzie lepiej, jeśli za jakiś czas będziecie oboje w Warszawie studiować? Tu znajdziecie pracę? Pomyśl nad tym, bardzo możliwe, że to będzie dla Was lepsze. A może Ty pojedziesz na studia do Łodzi? To kwestia przyszłości i rozeznania. Co do wygaśnięcia miłości ze względu na odległość. Już pół roku za Wami. Wygasła? Nie! Kochacie się nadal i tęsknicie. Zatem najgorsze już za Wami. Nauczyliście się z tym żyć, wykorzystujecie czas, który macie. Na wakacjach będzie łatwiej. No i na serio myślcie i nad tymi studiami i nad tym jakie korzyści daje Wam teraz Warszawa (choćby w sensie kultury).
Szymek, ponieważ Twoja dziewczyna to czyta to powinnam powiedzieć Ci to na osobności, ale niech tam! W końcu dopiero stajesz się mężczyzną i masz prawo wielu rzeczy nie wiedzieć. Jesteś facetem. Zatem nie mów jej, że się boisz. Rozumiesz? Jesteś mężczyzną, a mężczyzna ma zapewniać oparcie kobiecie. Jak Ty się boisz to ona podwójnie. Nie chodzi o to, że masz się nie bać, jesteś człowiekiem, ale niedobrze jest jak mężczyzna przyznaje się do swoich lęków kobiecie, bo ona czuje się odpowiedzialna wtedy i za siebie i za niego i czuje, że to ona musi panować nad sytuacją, a to ja przerasta i paraliżuje. Zapewniaj swoją dziewczynę, że właśnie przetrwacie - to Was umocni. Pamiętaj o słowach Seneki: " Nie godzi się człowiekowi nie odczuwać swego cierpienia. Nie móc go znieść nie godzi się mężczyźnie".
Wasz miłość ma szanse przetrwać, jak najbardziej. Musicie o nią dbać i dbać o siebie nawzajem. O pielęgnowaniu miłości pisałam tutaj: 255, 498, 566 (przemyślenia Pawła),773, wybacz jeśli się powtarzam. Od Was, od Waszej siły i mądrości to zależy.
Co do Waszego wieku: mój rodzony brat jest w związku z dziewczyną od 7 lat, zaczęli się spotykać w wieku 14 lat. Jak więc widać jest to możliwe, ale oczywiście tylko Bóg raczy wiedzieć jak ich losy się otoczą. Oni sami chcą być ze sobą, dbają o miłość...i udaje się.
I jeszcze jedno - tak jak pisałam niedawno komuś: dziewczyna czy chłopak nie może być dla nas "wszystkim". Nie wolno do tego dopuścić, taki związek jest toksyczny. W centrum ma być Jezus. Jeśli wszystkim jest chłopak lub dziewczyna to jeśli oni odchodzą nie zostaje nic, prawda? Nie ma po co żyć. A to nieprawda. Bóg nas stworzył do wieku rzeczy a nie tylko do kochania dziewczyny. To tak gwoli wyjaśnienia, mam nadzieję, że się tylko przejęzyczyłeś :)

  EWA, 18 lat
832
15.02.2006  
To ja EWA z pytania 286. Obiecalam sobie ze zloze swiadectwo jesli zdarzuy sie cud i tak tez sie stalo. Dziekuje od razu za pani odpowiedzi na moje pytania na pewno daly mi duzo do myslenia. Ale do rzeczy:po 2letniej rozłace z moim chlopakiem, z ktorym bylam 3 lata znowu jestesmy razem! :) ten czas byl najtrudniejszy w moim zyciu i o malo nie skonczyl sie tragicznie ale takze dzieki niemu nawrocilam sie i odkrylam milość Bożą.Od 2 lat chodze codziennie do kosciola, bylam na pielgrzymce na Jasną Gore w intencji aby byc z nim.Wielokrotnie jezdzilam do Częstochowy,modlilam sie koronka,różańcem,modlitwa o cud i nowenna do sw.Judy Tadeusza rozmawialam o tym z dwoma księżmi ktorzy tez sie za mnie modlili,jeden z nich dal mi specjalne blogoslawienstwo ofiarowalam swe cierpienie tez w tej intencji i robiłam dużo wiecej różnych rzeczy ale wciąż bylo zle... Bóg jednak nigdy nie pozwolil mi zrezygnowac i w malo oczekiwanym momencie dowiedzialam sie ze on zerwal z tamta dziewczyna i kiedy zblizaly sie moje urodziny modlilam sie \"Boże zawsze mowie niech bedzie Twoja wola ale to sa moje urodziny i prosze zrob tak jak ja chce\" na poczatku bylo ciezko ale teraz juz jestesmy razem.Niedawno bylismy na mojej studniowce.Chce powiedziec wszystkim ze warto walczyc o miłość i o marzenia bo Bóg zawsze wyslucha jesli zobaczy jak bardzo czlowiekowi zalezy.Prez te dwa lata odzyskalam milosc mego zycia (kocham go od 5lat) ale zyskalam o wiele wiecej bo wiem ze to Bóg jest najwazniejszy bo to On dal mi to szczescie. Walczcie bo naprawde warto! nawet jak bedzie ciezko to nigdy sie nie jest samotny A teraz moje pytanie bo te 2lata cierpienia troce zostawily mi slad na psychice... i strasznie przezywam obecnosc tej dziewczyny (chodzimy do jednej szkoly) po prostu panicznie sie boje ze to cierpienie moze wrocic... i jak ja mam jej wybaczyc?? chodzi o jej zachowanie wobec mnie!! ja ciagle na nia patrze i sie porownuje wiem ze to chore ale to jest silne... Modle sie o pomoc i caly czas zebym zawsze byla z tym chlopcem a w sierpniu ide na pielgrzymke dziękczynna ale ta przeszlosc ciagle we mnie siedzi i czasem wyobrazam sobie jak to bylo jak oni byli razem bo oni wspolzyli... a to tez boli a zapomniec strasznie trudno.Prosze pomoz bo jest swietnie a ja nie chce nic zepsuc bo nie po to tyle walczylam. Pozdrawiam i jeszcze raz dziekuje

* * * * *

Powiedziałam Ci już: to nie dziewczynie masz wybaczyć tylko swojemu chłopakowi, że okazał się tak słaby, że dopuścił do współżycia. To on jest za to odpowiedzialny. Nie wiem dlaczego nie potrafisz tego zrozumieć i ciągle go wybielasz. Przeczytałaś odp. nr 25? Przemyślałaś? To jak nadal nie rozumiesz to poczytaj jeszcze odp. o mężczyźnie i kobiecie w związku: 50, 340,234.
Jesteś uparta. Jeśli naprawdę modlisz się o wolę Bożą (a mam jednak wrażenie, że modlisz się o swoją wolę) to powierz Bogu swój ból, swoje lęki. Wybaczenie to nie nagłe poczucie szczęścia, że się kogoś widzi i zapomnienie złego. To życzenie komuś dobrze, mimo, że on nam źle życzy lub życzył. To brak odwetu. I tyle.
A od swojego chłopaka wymagaj, naprawdę wymagaj, nie wolno Ci się nad nim litować i robić wszystkiego za niego.

  emilka, 21 lat
831
15.02.2006  
Moja historia przypomina troche meksykańską telenowelę. Kiedyś miałam chłopaka z paczki, ale zerwałam z nim po jakimś czasie. Wszystko byłoby ok gdyby nie to że zakochałam się w innym kumplu z paczki, w tym samym co moja przyjaciólka. Długo nie mogłam sie zdecydować żeby jej o tym powiedzieć a gdy powiedziałam zaczęly się kłopoty. Najpierw były jej podejrzenia że robie wszystko żeby go poderwać, potem zapewnienie zę jak bedziemy ze sobą to ona się bedzie cieszyć. Nasze rozmowy w koło obracały się wokól niego. J już potem zaczęlam ją zapewniać, że jest mi obojętny tylko po to żeby trzymać tą przyjażń( żałuje tego to byl błąd). W kkońcu moje marzenie, a zarazem największa obawa spełniła się: ten chłopak zaprosił mnie na randkę, poszłąm. Miałam powiedzieć jej zaraz jak jest ale nie umiałam bo wiedziałam co bedzie, wyznaczyłam dzień, ale ona domyśliła isę wcześniej. Straciłam ją, paczke. Najbardziej boli mnie że ona mi ma za złe nie tylko to że jej zaraz nie powiedzialam, ale ze wogole z nim jestem. Naskoczyla na mnie . Zastanawiam sie casami czemu ona wogole sie ze mna przyjaznila jak prawie wszystko jej we mni nie pasowalo i duzo dorobila sobie intencji itd. Zaluje ze stracilam ja i paczke, szczegolnei paczki mi brakuje. Zyje dalej, dziekujac za niego i czekajac co bedzie. Ale latwo nie jest i juz niegdy nei bedzie....

* * * * *

Sama sobie narobiłaś problemów.
Jeśli podobał Ci się chłopak koleżanki to ostatnią osobą, która powinna o tym wiedzieć była ta koleżanka. Zawsze pomyśl jak Ty byś się czuła na jej miejscu. Miałabyś skakać z radości, że ktoś się zakochał w Twoim chłopaku i pobłogosławić im na wspólną drogę? No chyba coś tu jest nie tak, prawda? Powinnaś zacisnąć zęby i nie psuć komuś związku w myśl zasady "nie czyń drugiemu co Tobie niemiłe". Ok, zakochałaś się, trudno, zdarza się, za uczucia nie masz się co obwiniać, nie jesteś za nie odpowiedzialna, ale za swoje czyny już tak. Więc nie musiałaś nic robić w tamtym kierunku.
A druga kwestia: nie napisałaś jak to się rozegrało. Czy on po prostu zaprosił Cię na randkę, nie zrywając z nią wcześniej i nie uprzedzając jej o tym, a licząc na to, że Ty ją poinformujesz o obrocie sprawy? Jeśli tak to on nie jest facetem. Nie jest dojrzały, nie potrafi wykazać się odwagą cywilną.
Teraz jak widzisz pozostał niesmak. A trzeba było trzymać język za zębami, zostałaby chociaż przyjaźń. Cóż, człowiek uczy się na błędach...

  Kasia, 15 lat
830
14.02.2006  
Na feriach poznałam chłopaka, chyba coś do niego czuję, tylko że jest problem : mnie traktuje jako koleżanke, a poczuł coś do mojej kumpeli. Teraz rozmawiamy przez gg, ale nic poza tym. Czy ja coś mogę zrobić, czy będzie to z mojej strony nie lojalne???A jeżeli tak co mam zrobić???

* * * * *

Ale co masz na myśli?
Jeśli wiesz, że on jest zainteresowany Twoją koleżanką to pod kątem zainteresowania go Tobą to będzie nielojalne. Co oczywiście nie oznacza, że masz się do niego nie odzywać, jeśli potrafisz poprzestać na stosunkach koleżeńskich to zupełnie ok.
W innym wypadku to będzie zupełnie nie fair.

  Kochająca, 18 lat
829
14.02.2006  
Tak bardzo chcę się podzielić swą radościa! Choć jeszcze moja poprzednia wypowiedź nie została być może \"przeanalizowana\". Chrystus tak bardzo nas kocha! Uzdrawia nas i doskonali. I uczy cierpliwości! Jakże piękne jest to, co wyczekane! Warto czekać, gdy się kocha, można czekać naprawdę pięknie! Cierpliwie, ale z nadzieją! Tak czysty i wyczekany był nasz pocałunek... To Pan wybrał dla nas czas, dziś już minęło kilka dni, a ja tak bardzo chcę się podzielić tą radoscią! Na miłość warto czekać, wystarczy pokładać ufność w Panu i wierzyć. I kochać tak prawdziwie. Bo miłość sprawia, ze wszystko ma sens. Nawet ta dopiero oczekiwana, a już najbardzaiej miłość Chrystusa do nas. *Skosztujcie i zobaczcie jak dobry jest Pan. Błogosławiony człowiek, który u niego szuka schronienia* (Ps 34, 9). Chwalmy Pana! I uwierzmy, ze przez cierpienie się udoskonalamy w miłości! I w wolności. Ku wolności wyswobodził nas Chrystus, Jemu chwała na wieki, Amen.

* * * * *

:)
No to piękny prezent na Walentynki. Widzisz, warto zaufać, prawda?
Gratuluję!

  Basieńka, 17 lat
828
14.02.2006  
Szczęść Boże. Mam pewien, wielki jak na swój wiek, problem. Otóż podoba mi się chłopak o imieniu Przemek. Pierwszy raz w życiu zobaczyłam go w autobusie. Jedziłam z nim prawie codziennie rano do szkoły. Trochę bezczelnie się na niego patrzyłam, ale nie mogłam inaczej. Zauważył to. A ja zauważyłam że on jest okropnie nieśmiały. Czas mijał, ja co raz sama dowiadywałam się co nieco o nim. Zdobyłam jego plan lekcji. Pewnego dnia, w piątek, po kilku nieudanych próbach nawiązania rozmowy, odważyłam się podejść do niego. Pamiętam to jak dziś. 16 września 2005 godz. 16:10. Było 20 minut do naszego wspólnego autobusu. Podeszłam do niego, ledwo powiedziałam nawet \"cześć\"... Przedstawiłam się, zapytałam czy nie ma przypadkiem ochoty na lody... no i to sie udało... Dowiedziałam się kilka rzeczy o nim, w sumie nieistotnych, ale dla zakochanego człowieka wszystko jest radością. Poszliśmy potem na autobus, w drodze on gadał z kierowcą, a kiedy ja wychodziłam, a wysiadam wcześniej niż on, podziękowałam za spotkanie. Myślę że w tym co zrobiłam nie było absolutnie nic za bardzo odważnego, gadaliśmy jak prawdziwi znajomi... A teraz KROPKA. Nic się nie dzieje. Mimo że do szkoły jeździmy jednym autobusem, należymy do jednej parafii, czasami może były okazje do rozmowy, to jednak od tamtej naszej pierwszej rozmowy wszystko stanęło. Nie wiem jak mam go zagadać, on jest za nieśmiały, więc wolę przejąć pałeczkę. Wpadłam na pomysł żeby zapytać się go czy niechciałby chodzić ze mną na kurs tańca, ale nie wiem czy to nie za szybko. Gadaliśmy przecież tylko raz... Proszę o pomoc! Nie chcę zrobić nic przeciwko jego woli, ani też swojej. Należę do RCS i chcę wszystko czynić po Bożemu. Jak poradzić sobie z zakochaniem?? Czy ten kurs tańca to dobry chwyt na pogłębianie znajomości?? Pozdrawiam

* * * * *

Basiu, rozumiem, ze chłopak Ci się podoba i chciałabyś go sobą zainteresować, ale on najwyraźniej albo: nie jest Tobą zainteresowany albo: nie jest gotowy na miłość, na związek z kimś, nie dojrzał do tego. Dobrze próbowałaś, ale...nie chwyciło. Po prostu on przestraszył się tego i ...uciekł. Klasycznie. Tak się zachowują osoby, które nie chcą lub się boją. Prawdopodobnie to drugie, skoro mówisz, że jest nieśmiały.
Wiesz, myślę, że ten kurs tańca tylko pogorszy sytuację. No bo popatrz tak logicznie: skoro lody go przerosły (a przerosły jak się okazuje, skoro teraz nic nie robi), to sobie wyobraź w jakiej panice będzie po propozycji kursu tańca. Tym większej, że pewnie wcale tańczyć nie potrafi i będzie się zwyczajnie bał, że się zbłaźni przed Tobą. No tak.
Co możesz zrobić?
Jeśli Ci się podoba i zależy Ci na nim oswajaj go powoli. Uśmiechaj się, mów "cześć", czasem spytaj o godzinę albo czy długo czeka na autobus, ewentualnie jak mu dzień minął. Trzeba pomalutku, nic na siłę - nic, co go przerośnie, bo ucieknie i schowa się jeszcze dalej.

  kasia, 18 lat
827
14.02.2006  
moze moje pyatnie zabrzmi troche smiesznie, ale to jest sprawa ktora naprawde sie przejmuje. naleze do pogodnych dziewczyn i lubie poznawac nowych ludzi. bardzo szanuje innych, staram sie byc dla nich mila. ale czasami chyba to wlasnie staje sie przyczyna problemow \'damsko-meskich\' (nie wiem, moze teraz to zabrzmi egoistycznie ale nie mam takiego zamiaru.) jak juz pisalam,lubie spotykac nowych ludzi. jednak zarowno na tych \'bożych\' spotkaniach (roznych rekolekcjach, grupach parafialnych) jak i na spotkaniach towarzyskich u zanajomych, jakis urodzinach czy innych okazjach gdzie poznaje sie nowych ludzi - praktycznie zawsze pojawia sie jakis chlopak, ktory blizej sie mna zainteresuje... a ja naprawde ani z nimi nie \'flirtuje, ani nikogo nie szukam. poprostu jestem soba i jestem dla niego po prostu mila - jak i dla innych! ale wtedy pojawia sie powazny problem: co zrobic, aby ten chlopak nie zrobil sobie zbednych nadziei, i jak sie zachowywac zeby nie doprowadzic do takich sytuacji. czy to normalne? ja wiem, ze podobno podswiadomie kazda dziewczyna pragnie byc podziwiana i sie podobac, ale ja naprawde nie robie tego naumyslnie. dlaczego jak sie jest milą (a nie wulgarna czy niegrzeczna) to wzbudza sie zainteresowanie? czy nie nalezy wszystkich traktowac tak samo, i moze nie powinno sie byc mila w stosunku do wszystkich chlopcow (bo moze wtedy im sie wydaje ze to tylko tak dla nich?) nie uwazam jednak ze robie zle. jestem soba. chce byc mila. czy robie komus w ten sposob krzywde?

* * * * *

No generalnie to niejedna dziewczyna chciałaby być na Twoim miejscu :) ale wyobrażam sobie, że może to być uciążliwe. Piszesz, że zachowujesz się normalnie, jesteś miła i uprzejma. I ok, tak właśnie należy się zachowywać. Zatem: może masz oryginalną urodę, przyciągającą chłopców, a może po prostu ujmujesz ich właśnie sposobem bycia. Ani jedno ani drugie nie jest złe i nie jesteś niczemu winna. Jedyne co mi jeszcze przychodzi do głowy to może zbytnia "uległość" - taka nie w sensie potulnej owieczki tylko zbytniej uprzejmości. Być może gdy poznajesz chłopaka, okazujesz mu duże zainteresowanie, poświęcasz mu czas, chętnie go słuchasz i jesteś skora do pomocy. On wtedy wyczuwa, że może Cię podejść. Może nie potrafisz odmówić czegoś albo skrócić rozmowy, na którą nie masz ochoty? Może słuchasz z grzeczności bo Ci głupio mu przerwać czy już pójść. Nie jest tak? Pewnie jest. Wtedy chłopak, któremu się podobasz wykorzystuje to jako ścieżkę do Ciebie.
Zatem Twoim problemem może być zbyt mała asertywność. Nieumiejętność powiedzenia "nie".
Pamiętaj, że zawsze jak już nie chcesz kogoś słuchać możesz powiedzieć: "miło się z Tobą rozmawia, ale muszę lecieć", "musze zrobić to czy to...".
Niektórzy próbują zdobyć dziewczynę komplementami - nadmiernymi komplementami. A niektóre dziewczyny nie wiedzą co z tym zrobić, są zakłopotane i wydaje im się bardzo niestosowne, by wtedy nie podziękować czy się nie uśmiechać. Wszystko ok., ale jak naprawdę masz dość komplementów albo wiesz, że chłopak gra, nadużywa ich to odpowiedz mu tym samym lub czymś co zbije go z tropu i pokaże, że nie masz już ochoty na taki dialog. Np. "Jesteś śliczna jak zawsze" - Ty odpowiadasz z przymrużeniem oka "Ty też!". To go zbije z tropu i nie będzie kontynuował.
Generalnie pozwalaj na tyle kontaktu na ile masz ochotę, nie zmuszając się do niczego. Ja wiem, że są chłopcy, którzy myślą, że im więcej dziewczynie mówią, im więcej za nią chodzą tym lepiej. Mylą się. No i trudno się od nich uwolnić. Trzeba jednak zawsze gdy włącza nam się czerwona lampka wskazująca, że mamy już dość tej rozmowy w inteligentny i grzeczny sposób powiedzieć "dość".
Chłopak pójdzie dotąd i zrobi tyle na ile mu pozwolisz. Więcej ani kroku, bo zdaje sobie sprawę, że może spaprać sprawę. Dlatego to Ty ustalasz granice i nie pozwalaj sobie wejść na głowę, bo nie wypada inaczej się zachować. Wypada. Te granice i ten "uprzejmy dystans" musisz trzymać praktycznie od początku, żeby chłopak nie był później zdezorientowany, że nagle zmieniasz front i żeby się nie zastanawiał co złego zrobił. Otwartość powinna być stopniowa: im dalsza znajomość tym więcej, nie można na początku odkrywać wszystkiego. Można być źle zrozumianym. Nie można też od razu przekazywać wszystkich informacji o sobie np. niedobrze jest, by chłopak przy pierwszym spotkaniu wiedział, że z nikim nie jesteś, bo to mu otwiera drogę do działania.
Bądź miła ale pytaj siebie czy masz ochotę na kontakt, jeśli nie - nie bój się mówić "nie" i "dość". To Ci pozwoli powstrzymać ewentualnych niechcianych konkurentów.

  elżbieta, 19 lat
826
14.02.2006  
wiem,ze byly juz postawione na tej stronce rozne pytania dotyczace klerykow, ale nie znalazlam takiej sprawy o ktora pragne ja zapytac. a mianowicie: jakies 2 lata temu poznalam na katolickim wyjezdzie pewnego kleryka (wtedy juz nim był). jest z mojego miasta, jednak wczesniej sie nie znalismy.przypadlismy sobie do gustu (czytaj: mile nam sie rozmawialo). i od tamtej pory utrzymujemy kontakt (ale wlasciwie tylko jak go \'wypuszczaja\' ;) czyli w okolicach swiat, czy wakacji. widujemy sie wtedy np. w kosciele (jest z mojej parafii) , piszemy smsy. zawsze bardzo go lubilam i cieszylam sie gdy go widzialam (dodam ze jest bardzo urodziwym mezczyzna). wszystko bylo mile do momentu gdy smsy ktore zaczelam dostawac troszke mnie zaczynaly przerazac. pojawialy sie tam slowa w rodzaju \'kocham\' \'snie o tobie\' nie wiedzialam co o tym myslec. byly one zawsze w jakiejs smiesznej \'scenerii\', ale takie slowa itak dla mnie cos znacza!!! i uwazam ze nie powinno sie ich tak po prostu pisac (np. zeby bylo smiesznie) wiem,ze nalezy on do bardzo wesolych osob, i do tej pory obracalam takie sytuacje w zarty. nie odbieralam tego powaznie. ja naprawde lubie tego chlopca, ale bardzo nie chcialabym aby poczul do mnie cos glebszego... boje sie powiedziec mu o tym,zapytac co znacza takie slowa i smsy gdyz tak naprawde to nie rozmawiamy na takie powazne tematy, balam sie ze mnie \'wysmieje\'. ja natomiast nigdy nie staralam sie go \'podrywac\' czy cos takiego. wiem ze wybral droge z Bogiem ale zastanawiam sie czy powinnam cos zrobic z tym, ze otrzymuje takie smsy? nie chce aby to skonczylo sie kiedys jakas katastrofa. moze nie powinnam mu odpisywac, ale tak podswiadomie to chyba nie chce zerwac kontaktu, bo naprawde bardzo go lubie.

* * * * *

Elu!
Nie bój się zapytać go co to dla niego oznacza. Nawet przez sms-a zapytaj. To nie Ty zachowujesz się niestosownie tylko on. Albo kpiny sobie robi (i po takim pytaniu przestanie wypisywać takie rzeczy) albo coś mu się z powołaniem pokręciło. Nie wolno mu czegoś takiego robić, bo wprawdzie trafiło to na Ciebie - mądrą dziewczynę, ale gdyby na Twoim miejscu był ktoś inny to potraktowałby to bardzo serio i jeszcze by miał sceny w seminarium.
W każdym razie to nie jest normalne, to nie jest w porządku!!!
Najpierw zapytaj, potem przestań odpisywać na takie teksty, a jak nie pomoże lub sobie zdecydowanie tego nie życzysz - poinformuj przełożonych, albo przynajmniej wspomnij mu, że to zrobisz i że powinien się zdecydować kogo w życiu naprawdę kocha i komu chce służyć.
Powinno przejść jak ręką odjął.
Powodzenia!

  Karolina, 20 lat
825
14.02.2006  
Co mam zrobic by znow mnie pokochal...??? Bylismy ze soba 2.5 roku , ja kocham go do tej pory ale on ma nowa dziewczyne. Jest mi z tym bardzo zle. Nie piszcie ze czas ukoi rany bo moj bol trwa od kiedy to wszystko sie skonczylo czyli juz prawie rok! Nie umiem sobie dac z tym rady... Zyje bo musze, ale kazdy moj dzien jest czekaniem na jakis znak od niego...telefon jednak ciagle milczy, do drzwi nikt nie puka... Coraz bardziej sie pograzam! Nie rozumiem jak mozna przestac kochac kogos kto byl dla ciebie calym swiatem...ON jednak to wie... Kocham Go i nigdy nie przestane! Pomozcie mi prosze!

* * * * *

Przestać kochać można wtedy gdy się chce przestać. Ty nie chcesz, więc nie przestajesz. On ma dziewczynę, tak? Więc on dokonał wyboru. Ty tego nie akceptujesz i czekasz. Długo jeszcze chcesz tak czekać? A jak on nigdy nie wróci to starą panną przez niego zostaniesz i na emeryturze będziesz czekać? Oczywiście możesz, bo jesteś wolna, tylko pytanie po co?
Trzeba umieć zamknąć za sobą pewne rozdziały swojego życia, mimo, że to boli. Ja Ci nie każę przestać czuć, ja tylko mówię, byś się pogodziła z faktami. Nie z uczuciami tylko z faktami. Na razie nie chcesz ich przyjąć do wiadomości i dlatego cierpisz.
Dopóki nie będziesz miała wolnego serca (tzn. nie zaakceptujesz faktu, że on nie chce z Tobą być) to nie będziesz w stanie otworzyć się na nową miłość. Tak, wiem, nie chcesz jej, chcesz jego. Ale on nie chce. Co więc jest lepsze: katowanie się widokiem jego szczęścia i gorzknienie poprzez pielęgnowanie w sobie bólu czy modlitwa o uzdrowienie? Jezus wszystko może. Może zabrać Ci to uczucie, może uwolnić Twoje serce. Jeśli będziesz chciała. Zechciej.
Naprawdę warto. Nie chcesz miłości kogoś kto chce być z Tobą? A jemu już daj spokój. Przeczytaj proszę odp. nr 80, 526, 653 - o tym jak to zrobić.

I jeszcze jedno - on był dla Ciebie całym światem? To współczuję, bo to znaczy, że Wasz związek był toksyczny. Nie wolno tak postępować. Chłopak nigdy nie może być całym światem. Tak jak napisałam w odpowiedzi obok - nie chłopak Cię stworzył i nadał Ci wartość tylko Jezus. I to On ma być w centrum tego świata. A jak będziesz Go prosić da Ci to czego Ci trzeba.

  Ewa, 19 lat
824
14.02.2006  
Pisałam już wcześniej o moim problemie z chłopakiem.Teraz mineło parę dni i jest jeszcze gorzej.Sesja mineła,kiedy dzwonię on nadal nie odbiera.Jego sms-y nie wyrażają żadnych uczuć.Owszem wysłał mi z okazji walenytynek życzenia,ale po tak długim niewidzeniu się one zupełnie mnie rozczarowały.Postanowiłam więc zadzwonić on nie odebrał.Przecież chciałabym z nim porozmawiać,usłyszeć jego głos,w końcu nie widzialam się z nim od 1 stycznia tego roku.Zupełnie nie wiem co się dzieje, nie mogę z nim nawiązać żadnego kontaktu.Liczę że w końcu przyjedzie do domu i wtedy będę mogła z nim porozmawiać.Czuję się oszukana i bardzo cierpię, wszystko straciło dla mnie sens.Nic mnie nie cieszy, nie mam na nic ochoty,mało śpię, jem jeszcze mniej.Nie potrafie sie do niczego zmobilizować.Jestem na pierwszym roku studiów jest ciężko ale teraz czuję że już nie podołam,myślałam nawet o rezygnacji.Wiem że nie powinnam tak myśleć ale dla mnie juz nic nie ma sensu.Modle się żeby jakoś to przetrwać ten ból i niepewność.Miewam już stany depresyjne.Zastanawiam się jak można tak igrać z uczuciami ludzkimi?Kocham go,a on nagle przestał się odzywać, nie chce rozmawiać.Nic juz nie wiem.Najchętniej pożegnałabym się z życiem.Czy to co przeżyliśmy wspólnie przez te półtora roku nie ma już dla niego znaczenia?Życie w ciągłej niepewności mnie zabija.Proszę pomóżcie mi...proszę weżcie pod uwagę mój pierwszy list do Was,razem z tym tworzą jedną całość.

* * * * *

Ewa, no chętnie bym wzięła pod uwagę Twój pierwszy list, ale jest już ponad 800 pytań, a Ty nie podajesz jego numeru, więc nie mogę tego zrobić.
Co do zaistniałej sytuacji: jest źle. On po prostu nie ma odwagi cywilnej, żeby z twarzą się wycofać, więc usiłuje to zrobić cichaczem. Nie jest w tym prawdziwym mężczyzną. Jedyne co możesz zrobić, to nie dać się pogrążyć, nie dać się zepchnąć w depresję, w poczucie, że nic nie jesteś warta.
Pomyśl: kto i co jest sensem Twego życia? Przecież nie on. Nie przestaniesz oddychać jak on odejdzie. Fizycznie nie ma takiej możliwości. Nie jesteś uzależniona od jego miłości, nie potrzebujesz jego obecności, aby żyć. Nie wierzysz? Żyłaś gdy go nie znałaś? Żyłaś. Teraz też będziesz żyć. Rozumiem, że pod wpływem rozpaczy różnie niemądre myśl przychodzą Ci do głowy. To zrozumiałe, bo działasz pod wpływem emocji. Pomyśl jednak tak: czy on teraz cierpi, że Cię nie widzi? Nie. Dlaczego Ty masz to robić? Dlaczego Ty masz płakać i zawalać egzaminy? Przez takiego kogoś kto TAK sprawę załatwia? Nie, moja Droga, nie tak to powinno wyglądać. Jesteś wartościową, ładną, zdolną dziewczyną a osobą najważniejszą w Twoim życiu jest Jezus. Dlaczego zatem masz całe swoje uczucia ofiarowywać temu kto ich nie chce, kto na nie nie zasługuje i nie potrafi ich docenić?
Pokaż mu, że jesteś w stanie samodzielnie egzystować bez niego. Że możesz ładnie wyglądać, uśmiechać się i czuć swoja wartość poprzez sam fakt, że jesteś jaka jesteś. Że Ty sama w sobie jesteś wartością. Nie on Ci Twoją wartość nadaje, nie on Cię stworzył.
Tylko wtedy odniesiesz zwycięstwo. Przestań dzwonić. Pokaż, że Cię na to stać. Że sobie radzisz. Niech on to zobaczy.
Masz prawo czuć ból, to naturalne. Musisz przeżyć swoją żałobę. Musisz powoli zapominać, bo od razu się nie da. Przeczytaj proszę odp. nr 80, 526, 653 - o tym jak to zrobić.
I módl się: o zabranie Twego cierpienie i o osobę, która będzie warta Twego uczucia. Ona na pewno gdzieś jest i tak Cię nie potraktuje.

  Mariola, 22 lat
823
13.02.2006  
Dziendobry!!! Pare miesiecy temu napadnieto na mnie i mojego chlopaka. Teraz choc troche czasu minelo, nie czuje sie bezpieczna bedac z moim chlopakiem. Potrzebuje z nim o tym porozmawiac, ale on za kazdym razem sie denerwuje kiedy poruszam ten temat i mowi ze ciagle tylko wracam do przeszlosci. Chce mu w delikatny sposob powiedziec o tym co czuje tylko nie wiem jak. Jak mam o tym z nim porozmawiac? Czy to zle ze potrzebuje od niego takiego bezpieczenstwa i przekonanie ze w kolejnej takiej sytuacji on nas obroni? Bardzo dziekuje za odpowiedz.

* * * * *

No widzisz, Twój chłopak pewnie bardzo przeżywa to, że nie mógł Was obronić. Jego męska duma ogromnie cierpi i dlatego unika tematu. Myślisz, że jest mu to obojętne? Absolutnie, on po prostu czuje się fatalnie, czuje się, że się nie sprawdził jako mężczyzna. Jest absolutnie zdołowany, że nie obronił Ciebie - kobiety. Swojej kobiety. Że nie udowodnił Ci swojej męskości, nie zapewnił poczucia bezpieczeństwa. Cierpi z tego powodu i dlatego spycha temat w podświadomość - by nie przeżywać ciągle swojej porażki.
Jestem przekonana, że "przeżuwa" tę sytuację na setki sposobów i ma tysiące planów co zrobić gdyby ponownie do niej doszło. Ale nie chce o tym mówić, bo chce abyś zapomniała o tym, że Cię zawiódł.
Pytanie zasadnicze jest takie czy on mógł coś zrobić. Bo jeśli nie mógł, jeśli była przewaga sił to nie miał szans. Przez próbę wymuszenia na nim zatem obietnicy obrony w przyszłości wpędzisz go w depresję, bo jak może Ci obiecać coś czego nie jest w stanie zrobić? Nie wymagasz zbyt wiele? No bo jest różnica między tym jak zaatakuje Was jeden nastolatek a jak będzie ich cała grupa. Wtedy on nie będzie w stanie zwyciężyć. Chyba to rozumiesz. I takiej obietnicy Ci dać nie może. A jeśli znów się nie uda? Co wtedy?
Rozumiem, że się boisz i jesteś niepewna. Ale jeśli realnie oceniając dojdziesz do wniosku, że on wtedy faktycznie nie miał szans to zamiast zapewnienia, że Was obroni powinnaś spokojnie go zapewnić, że ufasz mu, że go cenisz i że wierzysz w niego. Inaczej dasz mu do zrozumienia, że nie spełnia Twoich oczekiwań, a wtedy wiesz co zrobi?
Odejdzie. Po prostu. Żaden facet by tego nie zniósł. Żądając zrobienia czegoś by uniknąć takiej sytuacji w przyszłości pokażesz, że żądasz czegoś niemożliwego i odedrzesz go z jego siły i pewności. Powiesz mu tym, że on Ci nie wystarcza, nie potrafi, że nie jest mężczyzną. Wtedy on dojdzie do wniosku, że nie może dać Ci tego czego oczekujesz...i że wobec tego nie może być z Tobą. Każdy mężczyzna bowiem musi czuć, że daje kobiecie to czego ona potrzebuje.
Mariolu! Jeśli napadł Was ktoś nad kim Twój chłopak miał przewagę - ok, porozmawiaj, powiedz, że wiesz, że działo się to z zaskoczenia i opracujcie jakąś technikę (np. że Ty w tym czasie usiłujesz dzwonić na policję albo wzywasz pomocy, zaczepiasz kogokolwiek, byle zwrócić czyjąś uwagę gdy on zajmuje sobą napastnika itp.). Jeśli zaś Twój chłopak nad nimi nie miał przewagi - proszę, nie wracaj do tematu, tylko systematycznie podkreślaj, że jesteś z niego dumna, a gdyby temat przypadkiem wypłynął - powiedz, ze mimo tego incydentu wierzysz w niego i że to niczego nie zmienia w Waszych relacjach. Pamiętaj, on jest mężczyzną - inaczej reaguje niż Ty. Nie dodawaj mu bólu i poniżenia z powodu poczucia, że Cię zawiódł.

  DAIANA, 24 lat
822
13.02.2006  
Mam wspanialom rodzine kochane 2 dzieciaczköw meza kochanego ktöry mnie na rekach nosi,sama zalozylam rodzine nikt mi nie pomagal.sama wybralam sobie tak jak mam.wszystko mam .tylko radosci niemam ,nie umiem sie cieszyc tym co mam.otoczenie ludzi jest takie smutne dlamnie zimni som.Rodzina mi zazdrosci i znajomi.jestem taka bezsilna niemam sil.tak cieszko mi jest.nie moge odgadnoc kiedy to odeszlo odemnie ta radosc. moze nigdy nie bylam nauczona cieszenia sie.jest mi tak cieszko nauczyc sie na nowo jak male dziecko jak potrwa to dlugo do nauczenia sie cieszyc.

* * * * *

le co jest powodem Twojego braku radości? Z tego co napisałaś może wywnioskować wszystko. Może to depresja, może niespełnienie zawodowe, może choroba? Gdy człowiekowi jest źle wie z jakiego powodu i czego mu brakuje. Pomyśl czego pragniesz i jak możesz to osiągnąć. Módl się o rozeznanie.

  amonin , 22 lat
821
13.02.2006  
Po co mam modlić się o cokolwiek lub kogokolwiek jeśli Bóg i tak zrobi co musi się żywnie poboda jak chce mi co.ś dać to mi to da mimo , że nie będę się o to modlił , ajak nie chce to nie da mimo żarliwej modlitwy . Co żmieni swoją wolę wiedząc moją modlitwę , bo nie rozumien

* * * * *

A skąd to wiesz? Masz jakieś dowody na takie działanie Boga? Bo ja słyszałam o tym: "Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą". To słowa Jezusa (Łk 11, 9-13)
A że nie daje zawsze? Owszem. ON widzi więcej. Wie co będzie dla naszego dobra, a co nie. Dlatego daje to co jest zgodne z Jego wolą = dobre dla nas. Dobre nie według naszego widzenia i osądu tylko Jego. Masz jak w banku, że stając przed Nim wszystko zrozumiesz i będziesz Go błogosławił właśnie za to, że nie podał Ci tego kamienia, węża i skorpiona, które wydawały Ci się chlebem, rybą i jajkiem.

  miś, 19 lat
820
13.02.2006  
\"A więc w praktyce ma być tak: ty tylko pójdziesz o punkt wyżej pod tym warunkiem, że on, ona pójdzie o punkt wyżej. Bo chyba zgodzisz się, że miłość to jest sprawa nie tylko twoja, ani nie tylko twojego partnera, ale sprawa wspólna i nie wolno ci postępować samowolnie. \" ks.M.Malinski jak do tego dojrzec, jak to pielegnowac? czy zaczynajac zwiazek powinno sie wszystko zaczac \"od nowa\" i tworzyc wspolnie od podstaw, krok po kroku???

* * * * *

Tak, należy tworzyć od nowa. Bo w miłości ani ja ani Ty nie jesteśmy "na starcie" na jakimś etapie, tylko nasza miłość, nasz związek jest w pozycji wyjściowej i oboje mamy razem do tej miłości dojrzewać, tworzyć ją i pielęgnować. Jak dojrzewać do tego? Proszę przeczytaj to co napisałam nieco niżej Ali (19 lat), właśnie przed chwilą skończyłam pisać odpowiedź na takie pytanie :)

  ja, 19 lat
819
13.02.2006  
co mozna zrobic aby nie zniszczyc uczucia? gdy jest sie z kims i jest naprawde dobrze, ale przychodzi fascynacja kims innym, ktora choc wydaje sie byc chwilowa i przejsciowa pozostaje w naszych myslach. wiem, ze nie mozemy zabronic sobie myslec o kims. ale milosc to przeciez nie fascynacja. co zrobic aby pociagiem seksualnym, czy po prostu chwilowymzachwytem kims innym, nie zniszczyc tego rodzacego sie uczucia. i mam jeszcze pytanie, czy jest mozliwe to, ze jest sie z kims naprawde szczesliwym, ale gdy sie pozna inna osobe,to znajomosc sie zrywa wlasnie dla tej innej, czy tez jest to nieodpowiedzialne, i czy wogole mamy prawo tak postapic (chodzi mi o zranienie kogos porzez rozstanie) no bo przeciez z drugiej strony, jesli nie sprobujemy, to mozemy stracic ta szanse, i ta, ktora byc moze byla ta jedyna? (podkreslam jednak, ze bardzo powaznie mysle o zwiazku, bo z tej wypowiedzi moglo wynikac, ze bawie sie uczuciem. ale jest to dla mnie tak trudne... nie rozumiem, jak mozna kochac, i w pewnym momencie zdac sobie sprawe, ze tak naprawde chyba sie nigdy tej osoby jednak nie kochalo..:(((( )

* * * * *

Bywa tak. Takie jest życie. Pisałam szczegółowo o takiej sytuacji w odp. nr 536.

Musisz sobie odpowiedzieć na kilka pytań:
- co mnie pociąga w tym drugim?
- czego nie otrzymuję w swoim związku?
- czy chce tylko spróbować jak to jest, czy faktycznie mam ochotę poznać tamtą osobę?

Wszystko też zależy od etapu na jakim jest związek. Niepoważne to jest w dwóch sytuacjach: na samym początku znajomości - gdy nie znamy jeszcze dobrze jednej osoby, jeszcze nie daliśmy jej szansy a już nam się "znudziła" i przed samym ślubem, no bo jeśli zgadzamy się za kogoś wyjść/oświadczamy się komuś to te słowa chyba coś znaczą. W okresie "chodzenia ze sobą" takie rozważania są naturalne. W końcu wybieramy tę jedną osobę spośród milionów. Proszę przeczytaj wskazaną odpowiedź i życzę trafnych decyzji!


  agatka, 18 lat
818
13.02.2006  
chcialam zadac takie pytanie: czy mozliwa jest milosc i szczesliwe malzenstwo bez tego zauroczenia i fascynacji druga osoba? wiem (czytalam juz w jakims innym pytaniu) ze musimy byc dumni ze swego partnera, i sadze takze, ze nie da sie zyc z kims za kogo sie np. wstydzimy w roznych sytuacjach: musi nam zawsze imponowac !? ale chodzi mi o te wstepne rzeczy. sytuacja wyglada tak, zeznam pewnego chlopaka, od dluzszego czasu stanowimy razem z innymi grupe przyjaciół, poznawaliśmy sie na spotkaniach parafialnych. zarowno ja jak i ON bylismy juz w zwiazkach, ale obecnie jestesmy sami. jest \'cos\' co mnie w nim pociaga - ale zupelnie nie jest to wyglad,czy zachowanie. nie znam go jeszcze tak dobrze, ale sadze (wydaje mi sie ze wiem> ze bylby wspanialym mezem, i ojcem moich (naszych) dzieci. ma podobne wartosci (Bóg,Rodzina,Miłośc i Przyjaźń) i podswiadomie czuje,ze wlasnie z ims takim chcialabym spedzic reszte zycia:) czuje takze, ze i ja nie jestem mu obojetna. boje sie jednak,ze stworzylabym zwiazek tylko dla tych wartosci (malo jest obecnie chlopcow, ktorzy sa tak blisko Boga, a dla mnie jest to bardzo wazne> boje sie rowniez wlasnie tego, ze nie jest to jedyna osoba ktora mi \"imponuje\" tzn. ze nie czuje wlasnie tego \"czegos\" co powodowaloby ze chce go nieustannie widziec, mam \"motylki w brzuchu\" czy tez robie wszystko aby mu sie spodobac i zwrocic jego uwage. jelsi moge to tak nazwac to jest to takie \"swiadome\" poczucie ze bylby to wspanialy partner. co jednak jesliby sie tak nie okazalo? jesli beda mnie denerwowac jakies blachostki, a wtedy nie zostanie nawet tego zachwytu zewnetrznego i euforii. boje sie rowniez o to, ze jesliby nam sie nie udalo stworzyc zwiazku, to zniszczy to te nasza (wspolna z innymi) przyjazn. ktores z nas musialoby pewnie z niej zrezygnowac. podsumowujac, czy warto zaryzykowac zwiazku z osoba, ktora dla nas jest \"normalnym\" czlowiekiem, (tylko moze wartosciowszym od innych) ? nie czujemy ze jest tym jedynym, najwspanialszym, i najpiekniejszym na swiecie? co pani, jako osoba tak z boku powiedzialaby o sprobowaniu takiego zwiazku? ps. gdy rozmawialam z dziewczyna ktora jest nasza wspolna przyjaciolka ona powiedziala ze sadzi,ze z tego moze byc cos wspanialego, i ze jej sie wydaje ze krzysiu (tak ma na imie) \'ma cos do mnie\' ;) i ze warto sprobowac. boje sie jednak, co jesli sie nie uda?

* * * * *

Agatko, tak jest to możliwe, pisałam o tym w odp. nr 13 - o "czuciu" miłości". Bo widzisz miłość ta prawdziwa to nie zakochanie. O tym w odp. nr 15 i 19.
Jest możliwy taki związek, jest możliwa taka miłość. Poza tym skąd masz pewność, że uczucia nie rozwiną się z czasem, nie wybuchną z wielką siłą? Ja czegoś takiego doświadczyłam w swoim życiu i mogę powiedzieć, że był to najlepszy wybór. U mnie nie było ogromnego zauroczenia na początku, ale to miało ogromne plusy, wiesz jakie?
Widziałam od razu nie tylko wszystkie zalety ale też wszystkie wady i niedoskonałości, zdawałam sobie z nich sprawę i nie przysłaniało mi nic prawdziwego obrazu mojego chłopaka. Z czasem było coraz lepiej, a teraz - jestem bardziej "zakochana" w swoim mężu niż kiedykolwiek. I ten stan się pogłębia z każdym dniem!
Proszę, przeczytaj wskazane odpowiedzi, a przekonasz się, że to ma sens :) Powodzenia!

  Ala, 19 lat
817
13.02.2006  
ja mam takie pytanie, skoro mozna kochać kilka razy, a o miłosc trzeba rowniez dbac,pielegnowac, w jaki sposob moznaby ksztaltowac swoje wnetrze, aby przegotowac się do kochania i do przyjęcia miłosci od drugiej osoby. co zrobic, aby zachwyt chlopakiem ( jego wygladem zewnetrznym, ale takze dusza i jego wartosciami) nie pozostala tylko tym zachwytem, ktory z biegiem czasu sie wypali.. ? czy mozna powiedziec o jakichs wskazowkach, aby przejsc do tego 2 etapu milosci? i jak zrobic, aby obydwie osoby przezywaly to w podobny sposob (aby nie dopuscic do katastrofy gdy jedna strona prawdziwie kocha, a drugą pociagaja tylko powierzchowne rzeczy) zadaje takie pytanie, gdzyz bardzo powaznie mysle o zwiazku, i nie chce wiazac sie z kims tyulko dlatego, aby kogos miec. i czy to jest \'normalne\' ze patrze na chlopakow, jako potencjalnych kandydatow na meza, i rowniez takie kryterium sobie stawiam decydujac sie z kims byc (tzn. czy wlasnie takiego meza bym chciala miec, czy z taka osoba chcialabym spedzic reszte zycia) ?????????????????

* * * * *

Jest normalne, że patrzysz na chłopaków jako na potencjalnych kandydatów na męża, gdyż należy się z taką ewentualnością liczyć - to po pierwsze, a po drugie - pozwala to uniknąć błędów chodzenia z kimś dla samego chodzenia (no, bo skoro i tak to jest tymczasowe to po co się starać, po co się rozwijać itp.).
Jak przygotować siebie do miłości? Miarą dojrzałości osoby do miłości jest: akceptacja i miłość siebie, mój stosunek do innych, mój stosunek do Boga. Oczywiście relacja z Bogiem nie powinna być wymieniana na końcu, jednak robię to ze względu na osoby niewierzące, które przecież też do miłości mogą być dojrzałe. Poza tym nie można zbudować prawidłowej relacji z Bogiem nie kochając również siebie, nie mając swojego pozytywnego wizerunku. Akceptacja i miłość siebie. Trochę o tym pisałam w odp. nr 421, 537. Nie będę się powtarzać. Generalnie chodzi o to, że aby pokochać kogoś musimy siebie kochać. Naturalnie, nie ma to być narcyzm i zachwyt nad sobą tylko właśnie akceptacja siebie. Uświadomienie sobie, że nie jestem na ziemi przypadkiem, że Bóg mnie celowo stworzył i że mam tu coś do zrobienia. Poza tym skoro takiego mnie stworzył (w sensie urody i zdolności) to taki jaki jestem mam się rozwijać i nie marzyć o niebieskich migdałach, nie ubolewać przez pół życia, że nie mam blond loków tylko trochę za dużą pupę i nie śpiewam jak anioł tylko fałszuję. Widzieć swoje dobre strony np. potrafię gotować, mam cierpliwość do dzieci. A że nie mam dwóch doktoratów i nie znam pięciu języków? Widocznie nie otrzymałem talentu ku temu tylko ku czemu innemu. I to co mam powinienem rozwijać, mam obowiązek pomnażać. Bo też nie można sobie powiedzieć: nic nie potrafię. Nie. Zawsze COŚ potrafisz. Nawet jak jesteś sparaliżowany to potrafisz się modlić. Nie ma ludzi bez talentu. Tylko trzeba go odkryć.
Stosunek do otoczenia: rodziców, znajomych, kolegów, moje przyjaźnie. Jaki jestem? Jeśli szanuję matkę to i żonę uszanuję. Jeśli nie napyskuję prostacko babci to i w miłości będę subtelny. Czy nie jestem egoistą? (chodzi o potoczne rozumienie, a nie chorą postawę, że nic dla siebie, jestem niczym i daję się wykorzystywać). Czy potrafię dzielić się i pomagać bezinteresownie? Czy potrafię dyskutować bez udowadniania racji za wszelka cenę? Czy potrafię zachować spokój i nie wściekać się z byle powodu? Czy jestem uczciwy? I tak by można jeszcze długo, chodzi o to, czy jestem dojrzały w relacjach z innymi. Jak mnie odbiera środowisko, jaki jestem w domu? Czy potrafię normalnie współistnieć czy ludzie mnie denerwują? Jak denerwują to nie jestem dojrzały Oczywiście nie mówię tu o pojedynczych przypadkach tylko o ludziach, którzy twierdzą, że "wszystko ich wkurza".
No i moja relacja z Bogiem. O tym pisałam w odp. nr 548 - czy można kochać nie kochając Boga.
Generalnie człowiek gotowy do miłości to człowiek dojrzały. A nawet nie tyle dojrzały = ukształtowany, tylko stale się rozwijający, stale dojrzewający, chcący się zmienić.
Dlatego też w związku nie jest najważniejsze jaki ktoś już jest tylko jak się rozwija, jak dojrzewa i czy chce się zmieniać.
Co zrobić, by miłość się rozwinęła? Dobre pytanie. Trzeba ją pielęgnować - to pewne. To jest gwarancja, że nie wygaśnie, nie stanie się nudna, powszednia, a dwoje ludzi nie będzie przypominać związku osób, które wszystko o sobie wiedzą i niczym się już nie zaskoczą. Pisałam o tym w odp. nr 255, 498, 566 (przemyślenia Pawła).
Teraz co zrobić by przejść z jednego etapu do drugiego. Wiesz, tak jednoznacznie to się na to nie da odpowiedzieć, bo to jest cały proces. To nie jest tak, że do 31 marca jesteśmy zakochani, a od 1 kwietnia zaczyna się miłość prawdziwa. To są bardzo subtelne procesy dziejące się w naszym wnętrzu. Czasem jakieś wydarzenie może przyspieszyć lub uświadomić nam, że jest już kolejny etap np. w sytuacji zagrożenia życia uświadamiamy sobie jak bardzo nam na kimś zależy i co byśmy dla niego zrobili. Albo wręcz robimy to nawet się nie zastanawiając, wynika to z odruchu serca. Po prostu: pragniemy dobra i robimy wszystko w tym kierunku. Czasem jest taki wyraźny skok. Czasem może przyczynić się do tego wyjazd i tęsknota. Ale statystycznie rzec biorąc to jest wolny, niemal niezauważalny proces. Każdy z nas jest inny i inaczej go przeżywa. W uświadomieniu sobie na jakim etapie jesteśmy ważne jest odpowiedzenie sobie na pytania w materii, o której pisałam w odp. nr 19 i 15.
Teraz co do jednoczesności tego procesu. No właśnie. Tak jak wspomniałam jesteśmy inni i może się tak zdarzyć, że jedna osoba wyprzedza drugą. Nie jesteśmy w stanie uniknąć takiej sytuacji. Ona może się w naszym związku nie zdarzyć, ale jeśli się zdarzy to nie należy mieć do siebie pretensji i oskarżać się o jakiś błąd. Tak bywa. Co zrobić? Ano ta osoba, która jest dalej musi poczekać. Nie wolna jej tej drugiej poganiać, czegokolwiek wymuszać czy mieć pretensje ani tym bardziej oskarżać o to, że jest zimna, czy nie potrafi wyrażać uczuć. Tak wcale może nie być, o czym wiele osób nie wie. Zaczynają się wtedy przemyślenia typu: "może do siebie nie pasujemy", "mamy inne temperamenty", "on/ona mnie nie kocha". To błędne myślenie. Trzeba dać sobie i drugiemu czas. Po prostu. Lepiej poczekać niż się rozstać, prawda?
Jak to praktycznie wygląda? Jeśli czujemy, że druga osoba nie jest gotowa na wyznanie miłości to nie mówimy słowa "kocham" (o tym w odp. nr 18, 61, 74, 217, 514), jeśli nie wie - na początku znajomości - czy faktycznie chce się z nami spotykać to nie przedstawiamy jej znajomym jako swojej dziewczyny tylko po prostu Krysię, Anię itp. Nie naciskamy na codzienne spotkania. Łatwo da się wyczuć jak często ktoś chce się spotykać. Nie zasypujemy codziennymi sms-ami i "strzałkami" co godzinę. Nie przynosimy na pierwsze randki czerwonych róż tylko skromny bukiecik margerytek. Ważne jest, ogromnie ważne by rozmawiać ze sobą szczerze. Może nie tak całkiem dosadnie: "wiesz, Wiesiek ja to nie wiem czy chce z Tobą chodzić/wyjść za Ciebie więc na razie mnie nie całuj", ale subtelnie dawać do zrozumienia, że nie jest się jeszcze gotowym na dalszy krok. Jak ktoś już całkiem nie rozumie to powiedzieć wprost:" wiesz, ten gest to dla mnie jeszcze za dużo, może troszkę byśmy z tym poczekali, nie czuję się gotowa". To podkreślanie, że ja się nie czuję, ja nie jestem gotowa/y jest ważne. Czyli nie dajemy do zrozumienia, że ktoś coś źle robi, tylko ja nie jestem gotowa/y na kolejny krok. Zasadnicza różnica.
No i poznawanie się i przyjaźnienie. Im bardziej kogoś poznajemy to wiemy jak reaguje, co myśli i czego oczekuje, więc to rozeznanie będzie łatwiejsze. A przyjaźń? No tak, jest jednym z filarów związku. Nie wyobrażam sobie, by mój maż nie był moim przyjacielem. Czyli osobą, której mogę powiedzieć o swoich problemach, przy której nie muszę się wstydzić słabości, która mnie zrozumie i nie wyśmieje. Przy której jestem sobą.
Uff. Nie wiem czy Ci rozjaśniłam Twoje wątpliwości. Na ten temat można pisać dużo, a ja nie mam tutaj możliwości wyczerpania tematu.
Mam nadzieję, że trochę pomogłam :)

  Maciej, 22 lat
816
13.02.2006  
Cześć, mój problem jest bardzo złożony i sam do końca nie moge zrozumieć dlaczego tak się dzieje, choć mam juz pewne podejrzenia. Nie jestem brzydkim chłopakiem, nie mogę narzekać na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej. W swoim życiu miałem wiele związków, lecz były one bardzo krótkie. Gdy poznawałem tą \"jedyną\", moi znajomi wychodzili z podziwu jak wielkim uczuciem się darzymy i że nie ma żadnych szans na niepowodzenie związku. Dziewczyny zakochiwały się we mnie po same uszy, lecz równie szybko odkochiwały. Nie wiem w których momentach popełniałem błędy. Jestem osobą lubianą, bardzo otwartą na innych ludzi. Codziennie staram się walczyć ze swoimi słabościami, staram się być cały czas blisko Boga. Czy to możliwe że moje związki kończyły się fiaskiem ze względu na zbyt dużą otwartość dla drugiej osoby. Odnoszę wrażenie że im bardziej zaczyna zależeć mi na tej drugiej osobie, tym mniej zaczyna zależeć jej na mnie. Jednak nie możemy nieokazywać sobie uczuć?! Jako przykład podam mój ostatni związek z przyjaciółką. Znaliśmy się od ponad 3 lat. Jednak nasz związek trwał 3 miesiące. Czasem myślę, że może za bardzo próbuję okazywać swoje uczucia drugiej osobie, przez co związek staje się monotonny i nudny, ponieważ nie ma już żadnych sekretów i tajemnic. Mam słabą wolę, i często popełniałem czyny których pragnęło ciało lecz zakazywało sumienie i wiara. Staram się codziennie zmieniać coś w sobie, lecz w moich związkach niestety nic się nie zmienia. Po zerwaniu z moją przyjaciółką często puszczałem jej sygnały telefoniczne, pewnie za często. Zauważyłem że coraz rzadziej je odpuszcza. W końcu się uciszyłem i czekam na jej odzew, lecz daremnie... Nadal mi na niej bardzo zależy i chcę dla niej jak najlepiej. Co mam robić żebyśmy znów zaczęli normalnie rozmawiać? Wiem, że będę w stanie znów być tylko- albo aż- jej przyjacielem, jestem tego pewien...ponieważ ją kocham.

* * * * *

Maciek! Trudno mi diagnozować przez internet, mogę tylko ogólnie zwrócić Ci uwagę na kilka rzeczy. Piszesz o zbytniej otwartości, o tym, że im Tobie bardziej zależało, tym komuś mniej. Może coś w tym być. Najpierw skieruje Cię do odp. nr 18, 61, 74, 217, 514 - może Twój błąd polegał właśnie na zbyt szybkim ujawnieniu uczuć? Przeczytaj i oceń. Po drugie wspominasz, że "często popełniałem czyny których pragnęło ciało lecz zakazywało sumienie i wiara" - bardzo dyplomatycznie sformułowane, ale domyślam się, że chodzi tu o problemy z czystością, tak? W takim razie proponuję Ci lekturę odp. nr 25.
Wybacz, że piszę tak ogólnie, ale po prostu nie mam więcej danych na Twój temat.
Mogę Ci jeszcze polecić odp. na temat mężczyzny i kobiety w związku: 234, 50, 340, 568, 674, 715, oraz o etapach i odczuwaniu miłości: 19, 15, 13, może tam znajdziesz jakieś światełko?

  Dziewczyna
815
12.02.2006  
Zastanawiam się, co robić. Otóż uważam, że daleko mi do bycia pięknością i wszelkie oznaki sympatii odbieram z dużym dystansem. Nie potrafię do końca wierzyć, że komuś mogę się spodobać. Do tego dochodzi moja nieśmiałość i niskie poczucie wartości. Ten wstęp jest po to, by rozjaśnić sytuację. Dwano temu spodobał mi się pewien chłopak, właściwie nie odczuwałam nigdy jakichś silnych emocji, jakiejś \"chemii\", jednak stopniowo, stopniowo dochodziłam do stwierdzenia, że go kocham - nie znając wcale. Jedynie z widzenia. Zaczęłam tworzyć wyobrażenia, z drugiej strony dalej uważałam, że to miłość, bo byłam i jestem gotowa poświęcić swoje życie czy zdrowie za niego, proszę Boga o to by w takiej chwili zabrał mnie, a nie jego. Zrobiłam krok ku niemu, jednak mimo wcześniejszych jego spojrzeń i uśmiechów nie wyszedł z żadną dalszą inicjatywą, pomimo wyraźnego znaku z mojej strony, które nie wątpię że odczytał bardzo dobrze. Tym bardziej boję się czy warto coś dalej robić i moje niskie poczucie wartości podpowiada mi chwilami że nie ma o co walczyć. Tymczasem niedawno z drobnymi inicjatywami sam zaczął wychodzić pewien dużo starszy (6 lat) ode mnie chłopak, pomagał mi sam z siebie, czynił drobne gesty typu : raz dotknął mojej ręki specjalnie, raz zaczepił przechodząc obok mnie, wydaje mi się że szukał jakiejś okazji żeby przebywać w moim towarzystwie. Nie wiem co sądzić o obu. I co też robić, a może nic nie robić, tylko się modlić w tych sprawach, jak zresztą codziennie to czynię. Proszę, powiedz co sądzisz o tym wszystkim.

* * * * *

Co do nieśmiałości i niskiego poczucia własnej wartości poczytaj odp. nr 421, 537, 37,136, 256. Problem jest w Tobie - wydaje Ci się, że jesteś brzydkim kaczątkiem. A widzisz to akurat nieprawda, skoro ktoś zaczął się Tobą interesować. Od Ciebie zależy czy odpowiesz na jego "zaczepki" :) Dlaczego nie podałaś swojego wieku, myślałaś, że będę Ci odradzać starszego 6 lat chłopaka? A właśnie nie, możesz poczytać co sadzę o różnicy wieku w odp. nr 8. Co do tego, który Ci się podoba: jeśli wychodziłaś z inicjatywą a on nic to chyba nie jest zainteresowany. Nie mogę tego jednoznacznie przesądzić, bo nie wiem co zrobiłaś w tym kierunku, jednak jeśli sama mówisz, że zrozumiał o co Ci chodzi to pewnie tak było.
Jeśli nic nie będziesz robić to nic się nie stanie. Modlić się oczywiście powinnaś, ale jeśli nie odpowiesz na inicjatywę tego chłopaka to on pomyśli o Tobie to co Ty o tamtym: że nie jesteś zainteresowana. Nic się samo nie zrobi.
Jeśli jednak przeanalizujesz sytuację i dojdziesz do wniosku, że może warto zaryzykować to...odpowiedz. Uśmiechaj się do niego, przyjmuj pomoc i sama coś rób dla niego. Tak właśnie wyglądają początki znajomości. A wtedy wszystkie Twoje kompleksy sobie pójdą, bo o nich zapomnisz. Jednak Ty sama możesz ocenić czego chcesz.
Reasumując: jeśli nic nie zrobisz - nic nie będzie.
Jeśli zareagujesz pozytywnie masz szansę na związek z tym chłopakiem. Jeśli nadal będziesz drążyć temat tamtego to ten będzie miał 100 % pewność, że Ci na nim nie zależy, a tamten albo ucieknie albo będzie udawał, że tego nie widzi, albo (może) się przełamie.
Ale decyzja należy do Ciebie.

  ukaka, 18 lat
814
12.02.2006  
witam ponownie. mój poprzedni wpis ma numer 753. wyjaśniam to, o co pytałaś więc przez mojego chłopaka nie ucze się gorzej. zawsze uczyłam się bardzo dobrze i tak jest nadal mam najlepszą średnią w klasie, a uczę sie w szkole, która ma bardzo wysoki poziom. On z resztą też się tam uczy. jego wyniki nie są może jakies rewelacyjne. Uczy się przeciętnie, ale na pewno nie można powiedzieć, że uczy się źle.Oboje mamy poważne plany, co do tego, co chcemy robić w przyszłości i do tego dążymy jeśli natomiast chodzi o rozmowę z rodzicami, to myślisz, że nie próbowałam... przecież jestem z nim juz prawie rok. i przez ten rok wiele razy próbowałam rozmawiać, ale oni wiedzą lepiej i co najgorsze nie podają mi żadnych konkretnych powodów, czemu on im tak nie pasuje. zawsze wraca tylko ten jeden- jak przy \"takiej\" dziewczynie wygląda \"taki\" chłopak.... juz od paru miesięcy leczę się. przyjmuje tabletki uspokajające- dosyć silne, ale one i tak nie pomagają... nie mówię, że mój stan zawdzięczam tylko rodzicom, bo życie mnie nie oszczędzało.i gdy w końcu znalazłam kogoś \"normalnego\", bo wcześniej pchałam się w bardzo dziwne układy... takie że nie mam do końca pewności, czy powinnam pisać na stronie DUCHOWNEJ..., która twoorzą księża... właśnie księża... ale to zostawiam narazie nie chcę o tym myśleć bo potrzebuje spokoju, a to dostaję tylko od mojego chłopaka.. a niestety takich chwil, gdy mogę się wyciszyć jest bardzo mało. i to właśnie przez moich własnych rodziców...

* * * * *

Na początek małe wyjaśnienie: tej strony nie tworzą księża. Osoby całkowicie świeckie, ba, pozostające w związku małżeńskim. Ja jestem żoną. A podtytuł strony to Pomoc duchowa, a nie duchowna :) Poza tym każdy może tu pisać, nie ograniczamy nikomu dostępu, pisać mogą również osoby niewierzące.
A co do problemu: no źle jest, że rodzice nie mówią nic konkretnego, bo nie możesz zbić ich argumentów. Mówisz o pewnych swoich zawirowaniach od strony duchowej. Nie wnikam w nie, ale zapytam o Twoich rodziców: czy oni są wierzący? Bo to może określić kierunek działania i argumenty. Może próbuj od tej strony.
Jeżeli związek z tym chłopakiem w niczym nie przeszkadza w wypełnianiu Twoich obowiązków to pozostaje jedynie przeczekanie. Nie można wdawać się w otwartą wojnę z rodzicami, ale nie widzę też powodu, żeby rezygnować ze znajomości. Może rodzice widząc, że naprawdę Ci na nim zależy, że niczego nie zaniedbujesz, że jest to poważny związek w końcu się przekonają. Nie mówię tu o akceptacji, ale choć tolerowaniu. Niedługo kończysz szkołę średnią i pójdziesz na studia. Będziesz bardziej samodzielna. Czy myślałaś o wyjeździe do innego miasta? Może to dobry pomysł, nie tylko oczywiście pod kątem rodziców tylko dorosłości jako takiej? Udowodnisz im, że nie jesteś małą dziewczynką, tylko kobietą, która daje sobie radę. Może wtedy uszanują Twój wybór?
To Twoje życie i masz prawo wybierać. Oczywiście wybory nie mogą nikogo krzywdzić, ale nie mogą też być rezygnacją z siebie, by innym dogodzić.
Póki jesteś w domu rodziców musisz szanować ich zasady. Trudne zadanie przed Tobą, przed Wami. Jeśli przetrwacie tę próbę to znaczy, że naprawdę Wam na sobie zależy. Twój chłopak powinien Cię w tym wspierać i rozumieć. Z tego co piszesz tak jest.
A może faktycznie jakaś ciocia by z nimi porozmawiała? I może Ty jednak się przełamiesz, by z tym znajomym duchownym pogadać? Naprawdę możesz usłyszeć coś sensownego. Radź się innych, pozwól sobie pomóc. Nie zostawaj sama z problemem. Powodzenia!

  Kornelia, 18 lat
813
12.02.2006  
Mam problem z wyrazaniem milosci.Bardzo lubie pewnego chlopaka rok ode mnie starszego. Jest madry, inteligentny, imponuje mi wieloma rzeczami.Wiem ze chcialabym z Nim byc ale boje sie nawet nazwac tego miloscia.Kiedy bylam mlodsza, nieraz mowilam chlopcom ktorzy mi sie podobali co do nich czuje. Zawsze jednak zostawalam wysmiana a nawet ponizana. Rowniez kiedy uzywalam kiedykolwiek slowa \"milosc\" do okreslenia moich uczuc wszyscy powtarzali ze jestem za mloda na milosc i nie umiem jeszcze kochac.A teraz?Czy to juz jest ten momet kiedy moge powiedziec ze Go KOCHAM?Chce dla Niego jak najlepiej, modle sie za Niego i o Niego.Boje sie zrobic cokolwiek zeby tylko nie zauwazyl jak mi zalezy bo boje sie ze sie sploszy,ze moze On nie czuje tego samego.On spiewa w tym samym zespole co ja wiec czesto sie widzimy.On czesto patrzy na mnie i patrzy mi gleboko w oczy i sie usmiecha( nigdy wczesniej zaden chlopak nie patrzyl mi w oczy).Jednak nie zauwazylam zeby szukal jakos szczegolnie kontaktu ze mna i celowo bywal w miejscach gdzie jestem ja.Czy On moze cos do mnie czuc?Boje sie Mu powiedziec lub okazac co do Niego czuje.Znamy sie w sumie krotko.Moze jeszcze czas pokaze jak sie rozwinie nasza znajomosc?Ale jak delikatnie okazac ze chce czegos wiecej nie narazajac sie na wysmanie i ponizenie?

* * * * *

A nie pomyślałaś dlaczego do tej pory tak się działo?
Przeczytaj proszę odp. nr: 18, 61, 74, 217, 514 dlaczego nie można za wcześnie powiedzieć słowa "kocham". Jeśli zależy Ci na tym chłopaku to nie zepsuj tego. Pozwól mu działać. Bądź miła, możesz delikatnie nawiązywać kontakt (możesz skorzystać z rad w odp. nr 3, 30, 37, 134, 411), ale nigdy nie "wyjeżdżaj" na dzień dobry z wyznaniem miłości!!! To ogromny błąd!
Nie zaczyna się budowy domu od dachu tylko od fundamentów. Fundamentem związku jest poznanie się, przybliżenie dwóch światów poprzez odkrycie zbieżności wartości, zasad, zainteresowań. Potem czas na ściany - przyjaźń - bo ukochanego trzeba przede wszystkim lubić. Zdziwiona jesteś? No tak. To nie może być osoba, która działa nam na nerwy, której zachowania nas drażnią, która nam się nie podoba, z którą mamy niewiele wspólnego. Dlatego trzeba kogoś polubić, zaprzyjaźnić się, poczuć z nim wspólnotę przez działanie, wspólne robienie czegoś, przeżycie przygody. Inaczej ulotne uczucie szybko wywietrzeje, bo zakochanie zdecydowanie miłością nie jest (porównaj odp. nr 19). Dopiero wtedy gdy pragnienie dobra dla drugiej osoby jest większe od moich pragnień dobra własnego można mówić o miłości. I to jest ten dach. I takiej miłości Ci życzę. Cierpliwie, powoli przybliżaj się do niego. I jeszcze jedno: bądź kobietą, to znaczy nie wyręczaj chłopaka w zdobywaniu Ciebie. Nie narzucaj się. Bądź sobą. Módl się o tę miłość: [zobacz]

  Ewa, 19 lat
812
12.02.2006  
Poznaliśmy się prawie dwa lata temu na pielgrzymce do Częstochowy.Póżniej zaczęlismy się spotykać i tak zrodziło się nasze wspólne uczucie.Mój chłopak jest ode mnie starszy 3 lata,studiuje w innym mieście niż ja.Początkowo wszystko dobrze się układało.On przyjeżdzał dość często,spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę,utrzymywaliśmy stały kontak telefoniczny.Ostatnio,dokładnie przez ostatni miesiąc nie widywalismy się,on miał trudną sesję ja też musiałam się uczyć.Jednak od czasu do czasu zapewniał mnie o swym uczuciu,pisał że kocha,że jestem najważniejsza i że ma trudny rok do przejścia na uczelni,dlatego nie poświęca mi tyle czasu co dawniej(jest na 4 roku prawa).Rozumiem to,szanuję i doceniam.Odnoszę jednak wrażenie że, robi to kosztem Naszego wspólnego uczucia,kiedy do niego dzwonię nie odbiera telefonu,póżniej pisze mi że, jest zabiegany ma dużo zajęć.Czuję się strasznie opuszczona,zupełnie tak jakbym przestała istnieć dla niego i moje uczucia przestały być dla niego ważne.Kocham go, to wartościowy i dobry chłopak, jednak czasami wydaje mi sie że, myśli tylko o sobie.Wiele nocy już przepłakałam myśląc o tym.Mieszkamy w tym samym mieście,znam go juz na tyle dobrze by mu zaufać, jednak niepokoi mnie jego ostatnie zachowanie wobec mnie.Przeszliśmy już wiele wspolnych problemów i doszlismy wspólnie do ich rozwiązania.Teraz jednak nie wiem jak mam postąpić.Trochę sie w tym wszystkim pogubiłam.Jak mam postapić,jak sie zachować?Jak z nim na ten temat porozmawiać?

* * * * *

Trochę dziwna sytuacja. Jeśli komuś na kimś zależy to na jakim kierunku studiów by nie był to czas dla kochanej osoby znajdzie. Akurat tak się składa, że wiem jak jest na studiach tego typu i absolutnie jego zachowania nadmiarem obowiązków na tych studiach tłumaczyć nie można. Zawsze można wysłać sms-a, zadzwonić, wysłać list itp., możliwości jest mnóstwo. Liczy się przecież pamięć, wystarczy drobny gest, świadczący o tym, że się myśli o tej osobie, tęskni. Przecież nawet jak nie można odebrać telefonu to później można oddzwonić. Zresztą on jako chłopak sam powinien inicjować spotkania, powinno do nich dochodzić zawsze jak przyjeżdża do domu. Dziwne. Nie chcę stawiać żadnych tez, bo nie wiem dlaczego on się tak zachowuje. Jednak masz rację, że powinnaś z nim porozmawiać. Już jest po sesji, więc nie może wykręcać się nadmiarem nauki. Jak rozmawiać? Szczerze i bez oskarżeń. Mówić w pierwszej osobie: "ja czuję się zaniedbana...", "mnie się nie podoba", "ja mam wrażenie, że...". Spokojnie, bez kłótni i żalu. Szczerość jest ważna, bo nie można się okłamywać. Rozumiem, że jesteś w klasie maturalnej i przed Tobą wybór studiów. Poproś chłopaka, by Ci doradził. Może zaproponujesz naukę w tym mieście co on? Jak on na to reaguje? Jeśli z entuzjazmem to dobrze, może to przejściowe problemy, jeśli nie - to może dziać się coś niedobrego. Rozmowa jest podstawą. Powodzenia!

  Joanna, 15 lat
811
12.02.2006  
Moja przyjaciółce, po doba sie ten sam chłopak co mi...i nie wiem co mam zrobić ... może powinnam z nim porozmawiać i powiedzieć mu że się podoba mojej przyjaciółce i czekać na odpowiedź od niego... ja jóż sama nie wiem pomóżcie.....PROSZĘ

* * * * *

Pytanie jak zawsze na początek w takiej sytuacji: co na to ten chłopak? Która z Was mu się podoba? A może żadna? Sorry, ale chyba nie będziesz chłopakowi sugerować, z która dziewczyną powinien być?
Jeśli będzie którąś z Was zainteresowany to sam zacznie działać i problem się rozwiąże.
Dziewczyny! Pozwólcie chłopakom się wykazać!!!!

  Asia, 15 lat
810
12.02.2006  
Zakochałam się w chłopaku, który mnie wogóle nie zna, za to ja go znam dobrze...i nie wiem co mam zrobić, do dadkowo mieszka on bardzo dalek...nie moge przestać o nim myśleć i nawet nie chce przestawać. Mam jego adres, ale nie wiem czy do niego napisać... Pomóżcie mi proszę....Co mam zrobić??

* * * * *

Spróbuj napisać. Przypomnij okoliczności w jakich się poznaliście. Jeśli zareaguje pozytywnie tzn. będzie chciał wiedzieć coś więcej to dobry znak. Tylko proszę nie mów mu o swoich uczuciach. O tym dlaczego przeczytaj tutaj: odp. nr 18, 61, 74, 217, 514.

  Ktos, 22 lat
809
11.02.2006  
Bylam kiedys z pewnym chlopakiem, bardzo go kochalam i on mnie, bylismy ze soba 6 miesiecy to nie byl dlugi czas ale wedlug mnie bardzo gleboki. Czesto sie klucilismy, potem on wyjechal a kiedy wrocil ja wyjechalam powiedzial ze bedzie na mnie czekac ale kiedy wrocilam zerwal ze mna. Potem dzialo sie jeszcze wiele roznych rzeczy, az tak sie skonczylo ze przestalismy sie do siebie odzywac. On znalazl sobie inna dziewczyne, choz wczesniej zarzekal sie ze nie ma teraz w glowie takichj rzecxzy i nie mysli o byciu z zadna inna dziewczyna. Minelo juz ponad rok czasu, a ja wciaz wracam do mysli o nim, wydaje mi sie ze dalej go kocham, i co moze dziwi wszystkich czuje ze on takze kocha mnie. Choc dalej jest z ta dziewczyna . On jest bardzo trudnym czlowiekiem, boi sie swoich lez i udaje twardego, byla taka sytuacja zanim zaczol byc z inna ze juz prawie znow bylismy razem, przytulil mnie, a kiedy mnie przytulal powiedzial o Boze jak ja cie dawno nie przytulalem, ale po tem stwierdzil ze nie ze on sie boi ze bedzie tak jak dawniej (no pewnie ze sie bedziemy klucici i wogole) Mi sie wydaje ze on jest strasznie pogubiony i pogmatwany, i nie potrafi walczyc o wlasne szczescie. Do mnie sie nie odzywa choc pisalam do niego czy mozemy podac reke na zgode i zostac znajomymi, bo boli mnie ze mijamy sie jak cienie a kiedys tyle nas laczylo i mowil mi ze jestem jedyna. Ale on nie odpisal i nie odzywa sie do mnie a z tego co wiem pytal o mnie wiec nie moze byc zly. a jesli nawet to on raczej nie nalezy do osob ktore dlugo sa zle na kogos. teraz wyjechal za granice na 6 miesiecy bez tej dziewczyny, ja tez jestem za granica. Mysle sobie ze jesli wroci i beda dalej ze soba znaczy ze naprawde ja kocha, ale jesli nie to moze moje przeczucia sie sprawdza? Tylko co dalej? Modle sie aby Bog zlaczyl nas na zawsze jesli tak mam byc albo zebym o nim zapomnila albo przynajmniej zeby pamiec o nim nie sprawiala mi bólu.... co wy na to?

* * * * *

Módl się o to, by Bóg dał Ci osobę, która będzie Ciebie kochać prawdziwie i którą Ty też będziesz prawdziwie kochać. Tamtej historii nie rozgrzebuj i nad chłopakiem się nie użalaj - skoro wybrał dał wystarczający dowód na to czego chce. Ty go na rękach całe życie nie będziesz nosić i o jego szczęście walczyć nie będziesz.
Jeśli chcesz zapomnieć o tym uczuciu to skorzystaj z rad w odp. nr: 80, 526, 653.

  Nieznajoma, 13 lat
808
11.02.2006  
Kurcze nie wiem od czego zaczac!! Ale sprobuje zaczac od poczatku!! Zadawalam pani pytanie nr i chce jeszcze raz prosic o pomoc!! Chlopak ktory tam byl opisany zmienil sie. Teraz zakolegowal sie ze mna i z moja przyjaciolka!! W ogole jestesmy z tej samej miejscowosci ale znajomosc zaczela sie przez gg. Gdy pierwszy raz on poprosil o gg mojej przyjaciolki dalam mu. Ale ona cieszyla sie z tego jak dziecko. POniewaz ja kocham tego chlopaka mam wrazenie ze ona tez ma na niego chrapke. Wiem ze ona troche atrakcyjniejsza ode mnie. Moze ma troszeczke wieksze u niego szanse bo znaja sie dluzej!! CO mam zrobic kocham go najmocniej !! Boje sie ze takie cos moze rozbic nasza przyjazn. Chciaz z drugiej strony i ja bym chchaiala z nim byc. Wiec na jedno wychodzi!! Prosze o POMOC!!

* * * * *

Nie podałaś poprzedniego numeru pytania, więc nie wiem do czego mam się odnieść. Przede wszystkim: co na to ten chłopak? Bo on tu chyba też ma coś do powiedzenia. Ty zaś zachowuj się normalnie, jeśli on jest Tobą zainteresowany to zwróci na Ciebie uwagę. Jeśli chcesz skorzystaj z rad w odp.: 3, 30, 37, 134, 411. Jeśli między Wami coś będzie to nie myśl, że w ten sposób niszczysz przyjaźń. Przecież nie będziesz "odstępować" chłopaka koleżance tylko dlatego, żeby się nie obraziła. Na razie jednak to chłopak powinien zająć stanowisko, bo bez tego to możemy sobie tylko pogdybać.

  Malcia, 18 lat
807
10.02.2006  
Witam! To jeszcze raz ja <762>. Bardzo chcialam tej rozmowy,ale nie udalo mi sie jej nawiazac. Niestety... Wyszlo jak wyszlo. Mianowicie, zareagowal na to wszystko nasz wspolny kolega. Niby przypadkiem ogladal moje zdejcia... Ten chlopak zareagowal. Podobno mowil o mnie same dobre rzeczy. Potem stwierdzil, ze nie moze miec dziewczyny przez smsy. Nie jest teraz z nikim, ale z ta dziewczyna ze100dniowki cos mu moze wyjdzie... Poczulam sie strasznie... Taki cios. Ja wciaz mialam nadzieje. Napisal do mnie. Cos takiego luznego. Co tam u mnie. Przepraszal, ze wyszlo jak wyszlo.Ze zle sie zachowal. Nie sadzil, ze tak wyjdzie... Martwil sie o mnie itp.Nastepengo dnia napisal mi, ze sie spotkamy za tydzien jak wroci do naszego miasta, bo teraz wyjezdza. Caly tydzien sie nie odzywal. Zaznacze, ze ja tez tego nie robilam. Pio raz kolejny nie chcialam sie narzucac. Napisalam mu tylko, ze podjelam decyzje co do dalszego etapu naszej znajomosci, ze nie chce go juz tak traktowac, ze chce unormalnic nasze stosunki. Po tym tyg. jednego dnia spotkalam go dwa razy. Raz udal ze mnie nie widzi. Co nazwalam, wysylajac mu sms. Wtedy on mi napisal, ze kiedy nie wierzylam ze potrafi byc niemily... Potem jak go spotkalam drugi raz to przeszlismy obok siebie patrzac sie na siebie,ale nie mowic nic Serce mi pekalo. Nie wytrzymalam. Napisalam mu co poczulam. Nie moglam zrobic inaczej. on mnie zaczal przepraszac. uznal, ze mam prawo sie wkurzac bo niczxwego mi nie wyjasnil. ze uwaza, ze po tylu miesiacach znajomosci nie mogl juz oczekiwac na cudowny jakis zwrot. napiosal ze najpierw ja pokpilam sprawe potem on. kolejny raz przeprsil.napisal zebym nie myslala o tym dupku ktory nigdy nie byl mnie wart. Wiem ze po tym co sie stalo powinnam o nim zapomniec, ale ja nie potrafie. naprawde nie potrafie.probuje. nic z tego niwe wychodzi.wiem ze po tym co sie stalo to powinnam wybic go sobie z glowy. wyszlo okropnie. zaluje ze tak robilam, ale to nie byla moja wina. teraz nie mam sily na nic. codzinnie rano wymiotuje. nie wiem czemu.nie jestem chora... moze to ze stresu. chce mi sie plakac.wszyscy mi mowi ze widza roznice.pytaja co sie stalo.ja nie wiem co im powiedziec.wiedza tylko moi najblizsi przyjaciele. nie mam sily zyc...nie chce sobie nic zrobic.tylko tak mi wszystko jedno co bedzie ze mna dalej. czuje sie taka bezuzyteczna...zawalilam sprawe i to jest najgorsze...:-(

* * * * *

Nie Ty zawaliłaś. To on zachował się ogromnie niedojrzale. Skrzywdził Cię swoim zachowaniem - tak to jest jak ktoś bawi się w miłość, mimo, że do niej nie dorósł. On nie ma odwagi cywilnej, nie zachowuje się jak mężczyzna. Brnąc w dalsze kontakty z nim naraziłabyś się na jeszcze większą huśtawkę emocjonalną. Już teraz to odchorowujesz, bardzo możliwe, że to ze stresu. No cóż, moja Droga, bardzo przykro, ale może lepiej, że skończyło się to już teraz zanim zostałaś jeszcze bardziej poraniona. Rozumiem, że nie możesz zapomnieć - to normalne, każdy musi przeżyć swoją żałobę. Przeczytaj w odp. nr 80, 526, 653 jak sobie z tym radzić. Czas musi minąć, ale on zadziała na Twoją korzyść.
Trzymaj się i myśl teraz o sobie, a jemu pozwól dojrzewać - z daleka.

  dorotka:P, 15 lat
806
10.02.2006  
Czy mam jakieś szanse na odwzajemnienie miłości chłopaka, który jest starszy o kilka lat ode mnie i widzieliśmy się tylko raz? Rozmawiamy czasem na gg, ale kiedy spotkaliśmy się jakoś specjalnie nie zwracał na mnie uwagi, to ja wyszłam z inicjatywą. Może nie warto sobie tym zawracać głowy, może on nie jest dla mnie? Nie wiem, czy kiedyś się jeszcze spotkamy, bo nie mieszkamy w jednym mieście. Nie chcę się mu narzucać, ale myślę, że coś do niego czuję. Co zrobić? Czekać na jego krok? Jeśli tak, to chyba się nie doczekam.

* * * * *

Generalnie to jest tak, że jeśli się zrobi jakiś krok w czyimś kierunku, jeden i drugi a druga strona tego NIE odwzajemnia to znaczy, że raczej zainteresowana nie jest.
Sami przecież wiemy, że jeśli ktoś nam się podoba to czekamy na każdy jego, nawet najdrobniejszy gest, chłoniemy wręcz każde jego spojrzenie i staramy się je odwzajemnić, a nie dajemy do zrozumienia, że nam nie zależy, prawda? Czasem się tak zdarzy, że ktoś jest bardzo nieśmiały, nie wierzy w swoje możliwości i tych kroków trzeba więcej. Jeśli jednak tak nie jest to po prostu nie ma ochoty na bliższy kontakt, zwłaszcza jeśli jest to chłopak, bo - według mnie przynajmniej - to chłopak przede wszystkim powinien zabiegać o dziewczynę a nie odwrotnie. Oczywiście ona też może wyjść z inicjatywą, zachęcić, ośmielić ale nie może "ganiać za chłopakiem". Ani chłopcy tego nie lubią ani dobrze to nie wygląda.

  Kasia, 14 lat
805
10.02.2006  
Od roku kocham sie w jednym chłopaku. Jest odemnie o 2,5 lata starszy. Jest przyjacielem mojej siostry. Powiedział jej, że mnie lubi, ale nie wiem co zrobić, żeby on się mną zainteresował. Poza tym jak jestem przy nim to się strasznie denerwuje i mam wrażenie, że nie jestem sobą. Co mam zrobić?

* * * * *

Denerwowanie jest normalne i jest oznaką tego, że nie jest Ci obojętny. Po prostu: jak nam na kimś zależy to staramy się dobrze wypaść, głupoty nie palnąć, ładnie wyglądać itp. a więc staramy się bardzo, a jak się staramy to się denerwujemy. Co zrobić? Rozumiem, że on u Was bywa, no w każdym razie tak czy inaczej się widujecie i macie okazję do rozmowy. Spytaj siostrę czym on się interesuje i zadaj mu jakieś pytanie w tej dziedzinie. To musi być takie pytanie, które sugeruje, że Ty potrzebujesz pomocy od niego. On się na tym zna, więc będzie mógł się wykazać np. poproś go o doradzenie jaką komórkę kupić, jak zainstalować gg lub o jakiś program komputerowy. Jak będzie ciepło to poproś by Ci założył łańcuch od roweru czy koło pomógł naprawić. Może to być cokolwiek innego, tak by on był dumny, że mógł Ci pomóc czy doradzić. Pożycz książkę czy płytę od niego (kolejne możliwości rozmowy o muzyce, której słuchacie). Jak przyjdzie do Was to wykaż się własnoręcznie upieczonym ciastem lub jakimś deserem (w końcu nie musi wiedzieć, że mama Ci pomagała;-)), zacznij z nim rozmawiać po prostu - jak najwięcej uśmiechaj się i rozmawiaj. Zaproponuj zorganizowanie wycieczki po okolicy, w której mogliby uczestniczyć Wasi znajomi. Na święta złóż mu życzenia. Masz znakomitą sytuację, bo siostra może wyczuć jego nastawienie do Ciebie i Ci pomóc.
Nie rób tylko jednego: nie mów mu o swoich uczuciach. Może wiesz dlaczego, a jeśli nie to przeczytaj odp. nr 18, 61, 74, 217, 514.
No i jeszcze jedno, najważniejsze: mam nadzieję, że to faktycznie tylko przyjaciel Twojej siostry a nie ktoś kto jest nią zainteresowany?

  Rafał, 19 lat
804
10.02.2006  
Jestem z moją dziewczyną 10 miesięcy i od pewnego czasu nic nam sie nie układa z mojej winy, bo bardzo ją kocham ale ona mnie nie \"pociąga\" fizycznie... wiem ze to nie jest najwazniejsze ale niewiem czy bez tego taki zwiazek moze istniec i czy nie bedzie przez to pozniej problemow...modle sie do Boga aby dał mi siłe abym mógł z nią być, jednak niewiem czy mogego o takie cos prosic...bardzo pragnę jej szczęścia i wiem ze taka rzecz jak \"popęd\" sama nie przychodzi, to poprostu jest...niewiem co robic...

* * * * *

Wiesz Rafał, ale zależy co Ty masz na myśli pod pojęciem "pociąga". Bo jeśli: nie podoba Ci się, nie masz ochoty wziąć ją za rękę czy przytulić to fakt, jest to problem. Ale jeśli "popęd" rozumiesz jako "pełną gotowość" ;-) to bez paniki.
W tym drugim przypadku jest ogromna szansa, że po prostu wraz z rozwojem Waszej miłości będziesz chciał być coraz bliżej niej, po prostu Wasze serca i ciała będą tego potrzebowały (i jeszcze będziecie mieli problemy w drugą stronę). Ale w pierwszym przypadku to należałoby pomyśleć poważniej. Jeśli naprawdę ją kochasz ( a zakładam, że miłość rozumiesz jako miłość a nie zakochanie) to jeśli to będzie nadal trwało, tzn. NIC Cię nie będzie ruszało w Twojej dziewczynie: ani jej uroda, ani zapach, uśmiech, dotyk, no kompletnie nic to chyba warto pogadać z jakimś psychologiem, bo może w ogóle masz jakiś problem w tej mierze. A może powód jest bardzo prozaiczny: skończył się etap zakochania i chemii a zaczął miłości? Emocje opadły i nagle stwierdziłeś, że ona Cię nie pociąga? Przeczytaj odp. nr 15, może to akurat jest rozwiązanie Twojego problemu?

  Patryk, 17 lat
803
10.02.2006  
Ech... nadl nie mam dziewczyny...od pewnego czasu jedna ze mną żóiła bo pojechałem na feriie do Miami czemu ze mną żóiła ?? może dlatego bo pojechałem bez niej?>???

* * * * *

No jak mieliście jechać razem a Ty pojechałeś sam to miała prawo się wkurzyć.
A tak na poważnie: przeczytaj odp. nr 693. Myślę, że Bóg ma dla Ciebie plan, a raczej propozycję. Tylko: być może chce byś coś jeszcze wcześniej zrobił; wie, że nie jesteś jeszcze odpowiednio dojrzały do związku lub Twoja przyszła miłość nie jest jeszcze dojrzała. Tego konkretnie ja nie wiem. Zawsze jednak trzeba się modlić o odkrycie swojego powołania i chęci do jego realizacji. Bez paniki. Będzie dobrze. Wykorzystaj ten czas na rozwój swojej męskości. Możesz np. poczytać "Dzikie serce" Johna Elgredge.

  Jazzmine, 21 lat
802
09.02.2006  
pisałam juz tu wcześniej....jak pani mysli czy można odświerzyć uczucie , miłość obudzić na nowo....jesli tak to jak to zrobić....co zrobić aby związek sie nie nudził....wiem że to jest trudne jesli np. ktoś jest ze sobą kilka lat....monotonia , te same zachowania, czynności....mozna by powiedziec rutyna....nic nowego.Ja jestem rok z chłopakiem....i mam czasem takie mysli i stany uczyć...czuje że juz nic innego,nowego sie nie wydarzy....mysle że juz nic mnie nie zaskoczy,zdziwi pozytywnie......czuje wypalenie....marwti mnie to.....pamietam nasze poczatki.......były takie śilne....nawet nasze pierwsze pocałunki były cudowne(co nigdy mi sie nie zdarzało przezyc z innymi) i czyłam ze cała drże...na początku jest tyle emocji i radości.......a teraz brak mi tej radości z samego przebywania ze sobą wzajemnie......nie wiem co robić aby rozniecic miłośc aby ja odświerzyć....może za mało sie staram...no ale jak sie starac jak mało jest we mnie motywacji....:( co sie ze mną dzieje....dlaczego tak sie dzieje....jak można odświerzyć miłość ?a może to cos we mnie jest dziwnego,że nie umiem sie cieszyć tym co mam?ze nie doceniam tego?:( sama juz nie wiem.....miłość to nic cudownego.........to raczej walka i męczarnia.....ja do takiego wniosku dochodze....trzeba sie wiele nacierpieć i nacharować aby ludzie wreszcie pasowali do siebie aby sie do siebie przystosowali....:( i co w tym przyjemnego...? ehhh już kończe....prosze o jakieś konkretne odpowiedzi.....i prosze o rzetelene potraktowanie sprawy :) z Bogiem:*

* * * * *

Jazzmine, Ty po prostu przeszłaś na kolejny etap związku i jesteś tym przerażona bo nie wiesz co się dzieje. Proszę przeczytaj odp. nr 15 i 13 o etapach związku.
Miłość można i trzeba odświeżać. Pisałam o tym w odp. nr 255, 498, 566 (przemyślenia Pawła). Gwarantuję Ci, że nawet po wielu, wielu latach małżeństwa można codziennie cieszyć się sobą i zaskakiwać siebie nawzajem. Trzeba tylko o to dbać i przyjąć do wiadomości, że miłość się zmienia. Nie ma co tęsknić do tej, która była pierwszego dnia, bo to tak jakby na studiach tęsknić za przedszkolem. Owszem, rozmarzyć się można jak to fajnie było babki z piaski stawiać i targać misia za ucho, ale czy bylibyśmy szczęśliwi robiąc to codziennie w wieku 20 lat? Niekoniecznie :. Nowy dzień - nowe wyzwanie. Nowa szansa na rozwój i wzrost. Nowe wymagania, nowy wysiłek i nowy sukces. To po prostu zadanie i istota naszego człowieczeństwa.

  J.Folaron, 11 lat
801
09.02.2006  
Dlaczego Patryk mnie nie kocha jak ja bez niego nie moge zyc?

* * * * *

A może Patryk nie jest jeszcze gotowy na miłość? Może do niej nie dorósł i po prostu nie chce Cię okłamywać? A Ty dorosłaś? Jeśli nie wiesz to poczytaj odp. nr 19. Nie martw się, na wszystko jest czas na ziemi. Twój i jego jeszcze nie przyszedł, możecie zatem zająć się mnóstwem innych rzeczy, które lubicie.


Ostatnia aktualizacja: 09.06.2021, 10:11


[ Powrót ]
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej